Hol
AutorWiadomość
Hol
Masywne dębowe drzwi otwierają się cicho wpuszczając chłodne powietrze do środka. W centrum pomieszczenia znajdują się szerokie schody prowadzące na piętro. Przykryte są granatowym chodnikiem w biały kwiatowy wzór, podobny prowadzi w poprzek holu od jednych, do drugich szeroko otwartych drzwi z sosnowego drewna. Podłoga wykonana jest z ciemnego orzechowego drewna, ściany z jasnego buku, a wszystkie meble z sosny, o ton ciemniejszej niż drzwi. W każdym kącie rozstawione są niewysokie stoliki z ogromnymi bukietami kwiatów. Sufit ozdabia srebrny żyrandol oświetlając drogę do kolejnych części domu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
16 stycznia
Nie spodziewał się, że wrzucą go od razu w tok pracy. A przynajmniej nie w tak krótkim okresie po powrocie. Nawet nie pogodził się jeszcze z Sophią. Lub co było właściwiej powiedziane - nie chciała go widzieć. Wciąż obwiniała go za to, że wyjechał, a tragedia, która kazała mu wracać z Chicago miała być jego winą. Miał nadzieję, że w końcu otrzeźwieje i dostrzeże swój błąd. Jednak dziewczyna była uparta. Cóż... Tak samo zresztą jak on. Dlatego też podejmował się zadań, które powierzono mu w Londynie. Potrzebujemy cię, Carter. Słyszał to już tysiące razy i zawsze się na to nabierał. Między innymi przez to rozpadła mu się rodzina. Jednak znał swoje umiejętności i wiedział, że jest dobry w tym co robił. Nikt inny nie zrobiłby większości rzeczy, do których był szkolony. No, właśnie. Większości. Z powiadomieniem o zaginięciu członka sławnej drużyny quidditcha mógł sobie poradzić pracownik magicznej policji niższy stopniem. Dlaczego więc wysłali właśnie jego? Nigdy nie interesował się tym sportem, ale pamiętał dzieciaka, który zdecydowanie za bardzo zabawił się kosztem jednej z jego kuzynek. Miles Macmillan… Wjeżdżając na teren rodzinnej posiadłości rodowej, Raiden patrzył na potężną siedzibę zza pokrytych deszczem szyb samochodu. Z tego co wiedział Miles również wrócił niedawno z Niemiec. Odrobił pracę domową i wiedział wszystko o człowieku, z którym miał porozmawiać. Nie wiózł ze sobą nakazu aresztowania. Wolał jedynie pomówić o niejakim Hansie Hommerze, który był przyczyną całej tej afery. Z ogólniejszymi informacjami miał się podzielić z samym zainteresowanym, którego miał nadzieję zastać w wielkim domu. Podróż do Kornwalii nie była długa, ale na pewno nie należała do przyjemnych. Gdy auto zatrzymało się przed wejściem, Raiden kazał zostać McKennie w środku, a sam wyszedł i podbiegł do drzwi frontowych. Lub właściwie wrót. Wielkość nawet drobnej klamki robiła tutaj wrażenie. Nic dziwnego, że tak nie lubił arystokratów. Zapukał, a po chwili znudzony lokaj otworzył mu drzwi, wpuszczając do holu.
- Lord Macmillan niedługo się zjawi – powiedział zblazowanym głosem, a Carter zbył go krótkim grymasem. Zdjął mokry od kropel wody kapelusz i rozpiął płaszcz, rozglądając się po wnętrzu domostwa.
Nie spodziewał się, że wrzucą go od razu w tok pracy. A przynajmniej nie w tak krótkim okresie po powrocie. Nawet nie pogodził się jeszcze z Sophią. Lub co było właściwiej powiedziane - nie chciała go widzieć. Wciąż obwiniała go za to, że wyjechał, a tragedia, która kazała mu wracać z Chicago miała być jego winą. Miał nadzieję, że w końcu otrzeźwieje i dostrzeże swój błąd. Jednak dziewczyna była uparta. Cóż... Tak samo zresztą jak on. Dlatego też podejmował się zadań, które powierzono mu w Londynie. Potrzebujemy cię, Carter. Słyszał to już tysiące razy i zawsze się na to nabierał. Między innymi przez to rozpadła mu się rodzina. Jednak znał swoje umiejętności i wiedział, że jest dobry w tym co robił. Nikt inny nie zrobiłby większości rzeczy, do których był szkolony. No, właśnie. Większości. Z powiadomieniem o zaginięciu członka sławnej drużyny quidditcha mógł sobie poradzić pracownik magicznej policji niższy stopniem. Dlaczego więc wysłali właśnie jego? Nigdy nie interesował się tym sportem, ale pamiętał dzieciaka, który zdecydowanie za bardzo zabawił się kosztem jednej z jego kuzynek. Miles Macmillan… Wjeżdżając na teren rodzinnej posiadłości rodowej, Raiden patrzył na potężną siedzibę zza pokrytych deszczem szyb samochodu. Z tego co wiedział Miles również wrócił niedawno z Niemiec. Odrobił pracę domową i wiedział wszystko o człowieku, z którym miał porozmawiać. Nie wiózł ze sobą nakazu aresztowania. Wolał jedynie pomówić o niejakim Hansie Hommerze, który był przyczyną całej tej afery. Z ogólniejszymi informacjami miał się podzielić z samym zainteresowanym, którego miał nadzieję zastać w wielkim domu. Podróż do Kornwalii nie była długa, ale na pewno nie należała do przyjemnych. Gdy auto zatrzymało się przed wejściem, Raiden kazał zostać McKennie w środku, a sam wyszedł i podbiegł do drzwi frontowych. Lub właściwie wrót. Wielkość nawet drobnej klamki robiła tutaj wrażenie. Nic dziwnego, że tak nie lubił arystokratów. Zapukał, a po chwili znudzony lokaj otworzył mu drzwi, wpuszczając do holu.
- Lord Macmillan niedługo się zjawi – powiedział zblazowanym głosem, a Carter zbył go krótkim grymasem. Zdjął mokry od kropel wody kapelusz i rozpiął płaszcz, rozglądając się po wnętrzu domostwa.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 27.08.16 11:49, w całości zmieniany 1 raz
Nie myślał, że powrót do rodzinnego domu będzie aż tak ciężki. Szklanka z hukiem rozbiła się od ścianę, a szkło i resztki alkoholu wylądowały na podłodze. Młody Macmillan siedział zamknięty w swoim pokoju, nie ze względu na areszt domowy nałożony przez nestora rodu, ale głównie przez diagnozę, której wolałby nigdy nie usłyszeć. Dla niego brzmiało to jak wyrok i wcale nie chodzi o to, że prawie został wydziedziczony, tylko to, że jego dalsza, a może i bliższa przyszłość nie maluje się zbyt kolorowo. Nawet to, że częściowo odcięto mu na pewien czas dopływ gotówki mu nie przeszkadzało. Nie miał żadnego pojęcia ile czasu mu zostało, nim zostanie żywym posągiem. Póki co, to nikt nie wiedział o jego chorobie i wolałby, aby tak pozostało. Nie chciał, aby ktokolwiek się nad nim litował. Od czasu przyjazdu nie widział się z nikim, prócz nestora oraz ojca, nikt nawet nie ważył się tu zajrzeć, aż do teraz... Przez drzwi zajrzał starszy lokaj, nawet nie zdążył się biedaczek odezwać, a tuż nad nim rozbiła się kolejna szklanka, a dobrze, że nie karafka, którą trzymał w drugiej dłoni.
- Jest proszony Pan na dół, sprawa pilna - głos miał zawsze taki sam odkąd Miles pamiętał. Nie miał pojęcia kto go wzywa, czy to był może szacowny Sorphone, a może ojciec, zszedł wiec na dół woląc się nie narażać i tak wkurzonym członkom rodziny. Kilka chwil później znalazł się w holu rodzinnego dworu, gdzie czekał tylko jakiś facet, którego nie znał, albo i znał, ale nie wiedział kto to może być.
- O co chodzi? - darował sobie wszelkie uprzejmości, pytając chłodno.
- Jest proszony Pan na dół, sprawa pilna - głos miał zawsze taki sam odkąd Miles pamiętał. Nie miał pojęcia kto go wzywa, czy to był może szacowny Sorphone, a może ojciec, zszedł wiec na dół woląc się nie narażać i tak wkurzonym członkom rodziny. Kilka chwil później znalazł się w holu rodzinnego dworu, gdzie czekał tylko jakiś facet, którego nie znał, albo i znał, ale nie wiedział kto to może być.
- O co chodzi? - darował sobie wszelkie uprzejmości, pytając chłodno.
Gość
Gość
Podniósł spojrzenie, gdy usłyszał odgłosy kroków na schodach. Zobaczył człowieka, z którym łączyła go wspólna nieciekawa przeszłość, a teraz miał mu wyłożyć na tacy powód swojej wizyty. Gdyby to od niego zależało, w życiu by się tu nie pojawiał. Ale cóż.... Praca jak każda inna. A ktoś musiał wykonywać rozkazy z góry. Nawet te nieprzemyślane. Carter nie lubił swoich przełożonych, którzy diametralnie różnili się od tych w Ameryce. Tamci nie unosili się tak bardzo i nie traktowali pracowników jak niewolników. Cóż. Miało się to na nich odbić, bo Raiden nie zamierzał być tak miły.
- Agent Raiden Carter, policja - wylegitymował się, wyjmując dokumenty i unosząc je na poziom oczu mieszkańca posiadłości. Zmienił się, chociaż mógł się ukryć za zarostem to oczy dalej pozostały mu takie same. - Powiadomiono nas że jeden z członków pańskiej drużyny zaginął w Niemczech – kontynuował bez zająknięcia, wkładając dłoń do kieszeni spodni. – Hans Hommer nie wrócił na noc do domu. Nie daje znaku życia od ponad siedemdziesięciu dwóch godzin. Trener mówi, że nigdy nie opuścił żadnego treningu. Podobno pan jako ostatni widział go przed wyjazdem. Nie wydawał się przestraszony?
Nigdy nie podejrzewałby, że zdarzy się taka sytuacja. Że będzie stał na podwórku chłopaka, któremu obił twarzyczkę za czasów szkolnych. I cóż. Musiał przyznać, że podbite przez Macmillana oko bolało przez tydzień po zdarzeniu. Ale widząc to spojrzenie i wiedząc ile osób skrzywdził tym swoim podejściem dożycia - Raiden chętnie uderzyłby raz jeszcze. Dobrze, że był w pracy i nie miał szesnastu lat.
- Agent Raiden Carter, policja - wylegitymował się, wyjmując dokumenty i unosząc je na poziom oczu mieszkańca posiadłości. Zmienił się, chociaż mógł się ukryć za zarostem to oczy dalej pozostały mu takie same. - Powiadomiono nas że jeden z członków pańskiej drużyny zaginął w Niemczech – kontynuował bez zająknięcia, wkładając dłoń do kieszeni spodni. – Hans Hommer nie wrócił na noc do domu. Nie daje znaku życia od ponad siedemdziesięciu dwóch godzin. Trener mówi, że nigdy nie opuścił żadnego treningu. Podobno pan jako ostatni widział go przed wyjazdem. Nie wydawał się przestraszony?
Nigdy nie podejrzewałby, że zdarzy się taka sytuacja. Że będzie stał na podwórku chłopaka, któremu obił twarzyczkę za czasów szkolnych. I cóż. Musiał przyznać, że podbite przez Macmillana oko bolało przez tydzień po zdarzeniu. Ale widząc to spojrzenie i wiedząc ile osób skrzywdził tym swoim podejściem dożycia - Raiden chętnie uderzyłby raz jeszcze. Dobrze, że był w pracy i nie miał szesnastu lat.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 27.08.16 11:50, w całości zmieniany 1 raz
Palce szlachcica automatycznie zacisnęły się na szklance trzymanej w dłoni. Agent Carter mógł się lepiej nie przedstawiać, miał ochotę cisnąć kolejnym naczyniem, tylko tym razem wprost w twarz Raidena. W myślach rzucał się właśnie na byłego Gryfona i znów podbijał mu oko. Ach, to było piękne wspomnienie i z radością by powtórzył ten wyczyn.
- Jeśli tego nie widzisz, to aktualnie jestem w Puddlemere, a nie w Heidelbergu - gdyby przybył tu ktoś inny, to jeszcze zwróciłby się do agenta per pan, ale Carter na to nie zasługiwał. - Więc dlatego mam to głęboko w poważaniu, co się stało z Hommerem, zniknął to zniknął. Gdybym grał tak jak on, to zapadłbym się pod ziemię - upił niewielki łyk alkoholu. Hommer, kolejna osoba, która działała mu na nerwy. Nawet cieszył się, że Hans zniknął, może jeśli wróci do gry, to jego dalej nie będzie.
- Nie wiem po co on przychodził na te treningi i tak mu nic nie dawały, a tylko przeszkadzał - Miles stał wyraźnie zniecierpliwiony, nie dość, że miał na głowie własne problemy i to poważniejsze niż zniknięcie jakiegoś Hommera, to jeszcze Carter miał czelność nachodzić go we własnym domu.
- On był zawsze przestraszony. A jeśli już skończyłeś to opuść dwór, bo mam inne zajęcia, niż przejmowanie się miernym zawodnikiem.
- Jeśli tego nie widzisz, to aktualnie jestem w Puddlemere, a nie w Heidelbergu - gdyby przybył tu ktoś inny, to jeszcze zwróciłby się do agenta per pan, ale Carter na to nie zasługiwał. - Więc dlatego mam to głęboko w poważaniu, co się stało z Hommerem, zniknął to zniknął. Gdybym grał tak jak on, to zapadłbym się pod ziemię - upił niewielki łyk alkoholu. Hommer, kolejna osoba, która działała mu na nerwy. Nawet cieszył się, że Hans zniknął, może jeśli wróci do gry, to jego dalej nie będzie.
- Nie wiem po co on przychodził na te treningi i tak mu nic nie dawały, a tylko przeszkadzał - Miles stał wyraźnie zniecierpliwiony, nie dość, że miał na głowie własne problemy i to poważniejsze niż zniknięcie jakiegoś Hommera, to jeszcze Carter miał czelność nachodzić go we własnym domu.
- On był zawsze przestraszony. A jeśli już skończyłeś to opuść dwór, bo mam inne zajęcia, niż przejmowanie się miernym zawodnikiem.
Gość
Gość
Macmillan był typowym szlachcicem. Zapatrzonym w siebie i nie widzącym nic innego poza czubkiem swojego nosa. Lub dolnej części ciała, z której znała go większość jego fanek. Jednak nie byli w przedszkolu i Carter wykonywał swoją pracę, a pan czysta krew znajdował się w swoim domu. Miał lekką przewagę nad Raidenem, ale nie wielką. Bo on był tutaj z ramienia sprawiedliwości. Dodatkowo w kieszeni posiadał papiery podpisane przez Ministerstwo, ale najwidoczniej Macmillan uważał, że legitymacje pracownika policji rozdawano w lalkarni.
- Widzę – odparł spokojnie, lekko nawet wzruszając ramionami. – Dlatego właśnie tu stoję, a nie jesteś przesłuchiwany przeze mnie, a nie jakiegoś Szwaba. – Nie przejął się zbytnio tym, że zwracali się do siebie bezpośrednio. Carter w życiu nie nazwałby tego człowieka panem, a co dopiero lordem. Tytuł mógł mieć każdy zwyrol, a te fakt był nader częsty. – No, cóż. Jednak to nie on został zawieszony w obowiązkach i nigdy nie podniósł ręki na nikogo z graczy. Lub ludzi znajdujących się w okolicy boiska.
Obserwował człowieka przed sobą i widział, że już wcześniej był zły. Może to i lepiej, bo przynajmniej w gniewie ludzie pokazywali kim są naprawdę. Nie nauczono go tego podczas szkoleń, jednak ta lekcja życia była niezwykle przydatna. Macmillanowi mogło się wydawać, że jest niepowtarzalny, a te słowa Carter słyszał pierwszy raz. Cóż. Nie ten zawód.
- Nie skończyłem. Widziano was w okolicach tamtejszej stacji kolejowej, po której Hommer zniknął. Każda informacja przyda nam się w śledztwie. Obywatel twojego pokroju powinien to rozumieć. Wspominałeś, że był słabym graczem, a miał niedługo podpisywać kontrakt z nową drużyną. To mogło się nie podobać niektórym ludziom. Nie trudno się domyśleć, że się nie dogadywaliście. Dlaczego więc poszedłeś z nim na tę stację kolejową?
- Widzę – odparł spokojnie, lekko nawet wzruszając ramionami. – Dlatego właśnie tu stoję, a nie jesteś przesłuchiwany przeze mnie, a nie jakiegoś Szwaba. – Nie przejął się zbytnio tym, że zwracali się do siebie bezpośrednio. Carter w życiu nie nazwałby tego człowieka panem, a co dopiero lordem. Tytuł mógł mieć każdy zwyrol, a te fakt był nader częsty. – No, cóż. Jednak to nie on został zawieszony w obowiązkach i nigdy nie podniósł ręki na nikogo z graczy. Lub ludzi znajdujących się w okolicy boiska.
Obserwował człowieka przed sobą i widział, że już wcześniej był zły. Może to i lepiej, bo przynajmniej w gniewie ludzie pokazywali kim są naprawdę. Nie nauczono go tego podczas szkoleń, jednak ta lekcja życia była niezwykle przydatna. Macmillanowi mogło się wydawać, że jest niepowtarzalny, a te słowa Carter słyszał pierwszy raz. Cóż. Nie ten zawód.
- Nie skończyłem. Widziano was w okolicach tamtejszej stacji kolejowej, po której Hommer zniknął. Każda informacja przyda nam się w śledztwie. Obywatel twojego pokroju powinien to rozumieć. Wspominałeś, że był słabym graczem, a miał niedługo podpisywać kontrakt z nową drużyną. To mogło się nie podobać niektórym ludziom. Nie trudno się domyśleć, że się nie dogadywaliście. Dlaczego więc poszedłeś z nim na tę stację kolejową?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 27.08.16 11:50, w całości zmieniany 1 raz
Miles nie pałał miłością do Ministerstwa Magii, zresztą jak większość członków rodu Macmillanów. Może, gdyby przybył ktoś inny, to zachowywałby się inaczej, ale o był tylko Carter.
- Lordzie, jak już - upomniał agenta, dając mu kolejny raz do zrozumienia, że są w Gurriemaur, więc obowiązują tu póki co jego zasady. Oczekiwał szacunku, ze strony człowieka, który niegdyś się na niego rzucił. Prychnął.
- On był zbyt strachliwy, aby cokolwiek takiego zrobić, do tej gry potrzebni są silni zawodnicy, nie tacy jak Hommer.
Opróżnił szklankę jednym haustem, Carter coraz bardziej działał mu na nerwy, A Macmillana wyraźnie irytowała ta wizyta.
- Ale ja skończyłem - odparł zniecierpliwiony. - To szukajcie gdzie indziej, a po drugie, to on poszedł za mną na stację, bo to JA wyjeżdżałem i mam go głęboko gdzieś i to, że postanowił grać gdzieś indziej. Mógł dołączyć GDZIEKOLWIEK byle jak najdalej ode mnie, nawet gdzieś na dnie jakiegoś jeziora - rzucił naczyniem w stronę lokaja, który umiejętnie ją złapał.
- Żegnam - ta wizyta bardzo podniosła mu ciśnienie, więc tylko obrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów. - Pokaż panu gdzie są drzwi - rzucił do lokaja stojącego przy poręczy.
- Lordzie, jak już - upomniał agenta, dając mu kolejny raz do zrozumienia, że są w Gurriemaur, więc obowiązują tu póki co jego zasady. Oczekiwał szacunku, ze strony człowieka, który niegdyś się na niego rzucił. Prychnął.
- On był zbyt strachliwy, aby cokolwiek takiego zrobić, do tej gry potrzebni są silni zawodnicy, nie tacy jak Hommer.
Opróżnił szklankę jednym haustem, Carter coraz bardziej działał mu na nerwy, A Macmillana wyraźnie irytowała ta wizyta.
- Ale ja skończyłem - odparł zniecierpliwiony. - To szukajcie gdzie indziej, a po drugie, to on poszedł za mną na stację, bo to JA wyjeżdżałem i mam go głęboko gdzieś i to, że postanowił grać gdzieś indziej. Mógł dołączyć GDZIEKOLWIEK byle jak najdalej ode mnie, nawet gdzieś na dnie jakiegoś jeziora - rzucił naczyniem w stronę lokaja, który umiejętnie ją złapał.
- Żegnam - ta wizyta bardzo podniosła mu ciśnienie, więc tylko obrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów. - Pokaż panu gdzie są drzwi - rzucił do lokaja stojącego przy poręczy.
Gość
Gość
- Tak, zapewne coś w tym jest - odparł Carter, przenosząc spojrzenie na chwilę na stojącego za plecami swojego pracodawcy lokaja. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chociaż nie odrywał wzroku od Milesa. Raiden był człowiekiem, który lubił swoją pracę. Jednak nie przepadał za chwilami, w których musiał tłumaczyć członkom wysokich rodów, co robi w ich domu i że prawo zobowiązuje ich tak samo jak każdego. Nawet mugola. To wszystko przypominało mu tamtą chwilę, w której dowiedział się o zapłakanej Annabelle. Zupełnie jakby wspomnienia odżyły. Kiwnął delikatnie głową, słuchając oburzonych słów Macmillana, który chyba dalej sądził, że pozbędzie się go tak łatwo.
- Albo porozmawiamy jeszcze moment, albo aresztuję pana – siła przyzwyczajenia. – Za utrudnianie śledztwa – zakończył spokojnie. Lokaj, który chciał wykonać rozkaz swojego pana, zatrzymał się w pół kroku i spojrzał to na przedstawiciela prawa to na pracodawcę, nie wiedząc zbytnio co robić. Raiden wiedział, że nikt z wyżej postawionych nie chciałby grupy policjantów w domostwie szlachcica, siłą wyciągającą go do pokoju przesłuchań. - Skoro Hans Hommer był takim nieudacznikiem i najwidoczniej zbędnym kolegą, dlaczego poszliście tam razem? Może przyjrzę się dodatkowo dnom jezior dookoła, skoro już pan o tym wspomniał.
Kolejne pan brzmiało bardziej jak pogarda. Raiden stał dalej w tym samym miejscu, czując, że jeśli stąd wyjdzie, spotkanie z Macmillanem będzie i tak nieuniknione. Skoro tamten chciał go teraz wyrzucić, zamierzał wyciągnąć z niego jak najwięcej się dało.
- Albo porozmawiamy jeszcze moment, albo aresztuję pana – siła przyzwyczajenia. – Za utrudnianie śledztwa – zakończył spokojnie. Lokaj, który chciał wykonać rozkaz swojego pana, zatrzymał się w pół kroku i spojrzał to na przedstawiciela prawa to na pracodawcę, nie wiedząc zbytnio co robić. Raiden wiedział, że nikt z wyżej postawionych nie chciałby grupy policjantów w domostwie szlachcica, siłą wyciągającą go do pokoju przesłuchań. - Skoro Hans Hommer był takim nieudacznikiem i najwidoczniej zbędnym kolegą, dlaczego poszliście tam razem? Może przyjrzę się dodatkowo dnom jezior dookoła, skoro już pan o tym wspomniał.
Kolejne pan brzmiało bardziej jak pogarda. Raiden stał dalej w tym samym miejscu, czując, że jeśli stąd wyjdzie, spotkanie z Macmillanem będzie i tak nieuniknione. Skoro tamten chciał go teraz wyrzucić, zamierzał wyciągnąć z niego jak najwięcej się dało.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 27.08.16 11:51, w całości zmieniany 1 raz
Carter, przesadzasz... Agent chyba nie domyślał się jak bardzo wkurzył swoim zachowaniem Macmillana, oj nie wiedział.
- Zapominasz się GDZIE jesteś! - krzyknął wzburzony szlachcic. - Wyproś tego PANA, nie jest tu mile widziany.
Miał nadzieję, iż tym razem lokaj posłucha jego, chyba, że chciałby aby gniew Milesa też odbił się na nim.
- NIE mam już NIC więcej do powiedzenia w tej sprawie - fala jego wściekłości przekroczyła już wszelkie granice, wyrwał lokajowi szklankę. Och, jak rozkosznie byłoby oglądać jak odłamki szkła haratają twarz Cartera. To był bardzo realny obrazek, ale szlachcic zaczął ją tylko mocno ściskać póki ta nie pękła w jego dłoniach. Trzymał cały czas zaciśniętą pięść ze szkłem, aż z pomiędzy palców zaczęła wypływać szkarłatna ciecz.
- Jeszcze raz tu wrócisz, to nie będziemy tak miło rozmawiać, a ja zatroszczę się o twoją przyszłość! - od kilku minut tej gustownej wymianie zdań przyglądała się połowa rodu obecnego w dworze, Miles na to w ogóle nie zwracał uwagi, miał to gdzieś, tak samo jak Cartera-Tego-Któremu-Chętnie-Rozwaliłby-Twarz.
- Zapominasz się GDZIE jesteś! - krzyknął wzburzony szlachcic. - Wyproś tego PANA, nie jest tu mile widziany.
Miał nadzieję, iż tym razem lokaj posłucha jego, chyba, że chciałby aby gniew Milesa też odbił się na nim.
- NIE mam już NIC więcej do powiedzenia w tej sprawie - fala jego wściekłości przekroczyła już wszelkie granice, wyrwał lokajowi szklankę. Och, jak rozkosznie byłoby oglądać jak odłamki szkła haratają twarz Cartera. To był bardzo realny obrazek, ale szlachcic zaczął ją tylko mocno ściskać póki ta nie pękła w jego dłoniach. Trzymał cały czas zaciśniętą pięść ze szkłem, aż z pomiędzy palców zaczęła wypływać szkarłatna ciecz.
- Jeszcze raz tu wrócisz, to nie będziemy tak miło rozmawiać, a ja zatroszczę się o twoją przyszłość! - od kilku minut tej gustownej wymianie zdań przyglądała się połowa rodu obecnego w dworze, Miles na to w ogóle nie zwracał uwagi, miał to gdzieś, tak samo jak Cartera-Tego-Któremu-Chętnie-Rozwaliłby-Twarz.
Gość
Gość
Widząc gniew Milesa, Carter wycofał się, wiedząc, że i tak już niczego się nie dowie. A wiedział już wystarczająco dużo. Chociażby to, że Macmillan faktycznie był ostatnią osobą, która widziała Hommera. Nie miał na razie uprawnień, by działać dalej. Miał jedynie porozmawiać ze świadkiem i to właśnie zrobił. Forma nie zostanie na pewno zapomniana. To nie teatr. Macmillan nie był już w stanie być w jakimkolwiek stopniu przydatnym na dziś. Nie było więc po co przedłużać pobytu. Jakby Carter właśnie chciał tam być... Nie odpowiedział na jego słowa tylko obserwował jak szklanka pęka w dłoni szlachcica. Pewnie obaj wiedzieli, że jeden drugiemu wbił odłamki w twarz. Ten facet musiał być jeszcze większym psychopatą niż sądził. Nie miał tu już nic do roboty.
- Jak zawsze uprzejmy i dbający o dobro innych – mruknął Raiden w odpowiedzi z lekkim uśmiechem, po czym założył kapelusz. – Panowie – dodał, patrząc na lokaja i dopiero później na Macmillana. – Sam znajdę drzwi – powiedział, widząc jak służący chce przejść, by mu je otworzyć. Bez oglądania się wyszedł na zewnątrz i stwierdził, że pogoda była jeszcze gorsza niż wcześniej. Podkurczył ramiona i przebiegł w stronę samochodu.
- I co? – spytał McKenna. – Dowiedziałeś się czegoś.
Raiden rzucił mu długie spojrzenie i po chwili rozległ się odgłos żwiru po kołami samochodowymi, a chevrolet opuścił teren posiadłości Macmillanów.
| zt
- Jak zawsze uprzejmy i dbający o dobro innych – mruknął Raiden w odpowiedzi z lekkim uśmiechem, po czym założył kapelusz. – Panowie – dodał, patrząc na lokaja i dopiero później na Macmillana. – Sam znajdę drzwi – powiedział, widząc jak służący chce przejść, by mu je otworzyć. Bez oglądania się wyszedł na zewnątrz i stwierdził, że pogoda była jeszcze gorsza niż wcześniej. Podkurczył ramiona i przebiegł w stronę samochodu.
- I co? – spytał McKenna. – Dowiedziałeś się czegoś.
Raiden rzucił mu długie spojrzenie i po chwili rozległ się odgłos żwiru po kołami samochodowymi, a chevrolet opuścił teren posiadłości Macmillanów.
| zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Hol
Szybka odpowiedź