Peony Sprout
Nazwisko matki: Skamander
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: posiada własną hodowle Mandragor, którymi zajmuje się przez cały rok, a następnie warzy z nich eliksiry oraz maści, które sprzedaje i dostarcza do aptek w całym Londynie. Potrafi warzyć eliksiry z różnych roślin i w tym roku planuje powiększyć swoją hodowle o parę innych gatunków. Jej marzeniem jest napisanie poradnika o hodowli Mandragor.
Wzrost: 165 cm
Waga: 56 kg
Kolor włosów: jasny brąz
Kolor oczu: szary
Znaki szczególne: blizna na nadgarstku, trzy tworzące księżyc pieprzyki za uchem
10 cali, dość giętka, wiśnia, łuska popiełka
Hufflepuff
lis pustynny
byłego męża
jak powietrze po burzy, przekwitające piwonie i nocna maciejka
siebie razem z synem daleko od byłego męża, szczęśliwa wśród bliskich i jako autorka książek "wszystko o Mandragorach"
mandragorami, zielarstwem, eliksirami i literaturą
nikomu. nienawidzę tej gry
teraz bardzo dużo spaceruję, zajmuje się swoimi roślinami i staram się napisać książkę
czego dusza zapragnie
Lauren Cohan
"Nie możemy kochać domu, który nie ma swego oblicza i w którym kroki są pozbawione sensu."
W życiu każdego człowieka niezależnie od płci przychodzi taki moment, w którym po prostu pragnie mieć coś prawdziwie własnego. Dom, rodzinę, karierę, ziemię czy pieniądze. To cel, który sobie wyznaczasz i do którego dążysz. Kiedy go spełnisz wiesz, że szczęście jest już tylko na wyciągnięcie ręki. Jeśli robisz to dobrze - wystarczy tylko chwycić.
Dom Państwa Sprout zawsze był wyjątkowym miejscem. Mała chatka okalana z każdej strony dużą ilością drzew sprawiała wrażenie zabłąkanej wśród wielkiego świata. Mylne wrażenie bo tylko pozoranci mogą czuć się zagubieni lub nawet samotni w miejscu tętniącym życiem. Peony nie mogła narzekać na brak rodzeństwa czy ciszę w domu. Pani Sprout umiłowała sobie wszelkiego rodzaju magiczne stworzenia ( w szczególności hipogryfy), a Pan Sprout był znanym alchemikiem i zielarzem, którego apteka była znana we wszystkich kręgach czarodziei. W ich domu zawsze unosił się aromatyczny zapach jabłecznika, a słońce przedzierało się przez drzewa codziennie w godzinach porannych budząc siostry Sprout swoimi promieniami. Wychowani w duchu sprawiedliwości, uprzejmości, gościnności i pracowitości nie narzekali na brak zajęć. Każdy w ich domu miał określone obowiązki i wykonywał je bardziej lub mniej chętnie, ale zawsze bez marudzenia. Utrzymanie takiej atmosfery w domu nie należy do najprostszych dlatego Peony zawsze podziwiała swoich rodziców. Za prawdziwe uczucie, za wierność, za zgodę i niesamowity spokój w sytuacjach kryzysowych. Zazdrościła im tego i jedyne czego tak naprawdę chciała już od początku to przejść przez życie tak jak oni. Szczęśliwie.
Odkąd Peony sięga pamięcią rodzice zaszczepiali w swoich dzieciach miłość do natury. „Żyj z naturą jak z umiłowanym przyjacielem to nigdy nie będziesz chodził głodny” - powtarzała Pani Sprout. Nie chodziło tylko o rodzinną pasję, ale także o bezpieczeństwo swoich dzieci. Mieszkanie nieopodal lasu może się okazać niebezpieczne przy takiej ilości małych brzdąców emanujących tak wielką energią. Każde z dzieci Państwa Sprout musiało znać rosnące w ich okolicy rośliny, a sposób w jaki rodzice im je przedstawiali sprawiał, że była to przyjemność i przygoda, którą poznać bardzo chcieli. Bywały dni, kiedy spędzali ze sobą niemalże każdą chwile. Jakby świat nie istniał i w takich momentach mógł nie istnieć.
Peony umiłowała sobie bardziej towarzystwo ojca niż matki choć chodziło tylko i wyłącznie o zawód jaki wykonywał. Młoda czarownica uwielbiała patrzeć jak jej ojciec tworzy eliksiry i leki z wcześniej zasadzonych ziół i roślin. Często uczepiona jego roboczego ubrania nie pozwalała mu iść do pracy dopóki nie obiecał, że zabierze ją ze sobą. Jako małe dziecko była straszliwą przylepą. Uwielbiała się przytulać, zamęczać rodziców swoim gadaniem i śmiać się bez powodu. Swoją magię odkryła miesiąc przed jedenastymi urodzinami. Była właśnie w aptece ojca i zajmowała się czystymi fiolkami, kiedy jedna z fiolek, która leżała na stole wybuchła zostawiając po sobie małe odłamki szkła. Już wtedy wiedziała, że czas jaki spędzi w Hogwarcie będzie szczególny.
"Ostatecznie czy pan nie uważa, że jedyna miłość, jaką warto przeżyć, to zupełne zaufanie do siebie dwojga istot, czysty kryształ, poprzez który można patrzeć, nie dostrzegając żadnej plamki"
W jej domu zawsze mówiło się o Szkole Magii i Czarodziejstwa z największym szacunkiem. Było to miejsce równie bezpieczne jak ich mała chatka, a Państwo Sprout ze spokojem oddawali nauczycielom pod opiekę swoje dzieci. Peony nie denerwowała się przed wyborem domu. Tiara Przydziału dobrze wiedziała gdzie mała Sprout odnajdzie się najlepiej. Jako Puchon doceniała wszystko co los stawiał jej na drodze. Najwięcej czasu poświęcała nauce eliksirów i zielarstwie, bo to one były jej pasją. Reszta przedmiotów szła jej dość przeciętnie, ale nie przejmowała się tym. W końcu niczym innym nie chciała się w życiu zajmować. Całkiem dobrze radziła sobie także podczas nauk latania na miotle. Rodzice już dużo wcześniej przekazywali podstawy latania swoim dzieciom. Kiedy była na trzecim roku w szeregi puchonów dołączyła także jej młodsza siostra Pomona.
Wraz z rozwojem umiejętności magicznych rosła w niej pewność siebie. Daleko jej było do cichej, siedzącej w książkach uczennicy. Lubiła być w centrum uwagi, ale nigdy z tym nie przesadzała. Zapisała się do komitetów organizacyjnych i pomagała w przygotowywaniu różnego rodzaju uroczystości. Nauczyciele znali ją nie tylko z wspaniałej znajomości ziół i roślin ( bo w końcu czego innego po Sproucie można było się spodziewać?), ale także z głowy pełnej pomysłów. Peony została wychowana w duchu sprawiedliwości i nie potrafiła ze spokojem patrzeć na znęcanie się lepiej urodzonych nad dziećmi z rodzin mugoli. Dlatego też większość przyjaźni jakie zawierała w szkole były właśnie z czarodziejami mugolskiego pochodzenia, albo półkrwi. Nie chodziło o to, że kogoś dyskryminowała, ale każda jej reakcja na poniżające zachowania skutkowała negatywnymi relacjami z tymi urodzonymi szlachetnie.
Piąty rok okazał się być dla niej pod wieloma względami przełomowy. Po pierwsze została prefektem swojego domu co było dla niej niesamowitym wyróżnieniem i w jakiś sposób dodało jej skrzydeł. Wtedy jeszcze bardziej pewna siebie zaczęła nawiązywać co raz to nowe kontakty. Jak łatwo się domyślić poznała wtedy też swojego przyszłego męża. Opisując „mężczyznę jej życia” trzeba zaznaczyć, że od zawsze był on manipulantem i choć tak nie zaczyna się najpiękniejsza historia miłosna to nie ma co ukrywać, że taką osobą właśnie był. Dwa lata starszy Krukon, o którym często było głośno. Mijali się na korytarzach, ale Peony nie lubiła osób, które bardziej martwią się o pogodę niż drugiego człowieka. Tak przynajmniej wtedy jej się wydawało. Zmieniła myślenie diametralnie kiedy się nią zainteresował. Jak to z dziewczynami bywa… obiecaj gwiazdkę z nieba, a dam Ci całą konstelacje. Nie ma co się oszukiwać na początku nie mogła mu nic zarzucić. Był idealną partią. Wszyscy jej zazdrościli tego związku, a ona nie mogła prosić o nic więcej. Dobry, czuły, kochający… kto mógłby się nie ugiąć? Mijały miesiące aż w końcu młoda Sproutka postanowiła przedstawić miłość jej życia rodzinie. W końcu dzieliła się z nimi wszystkim i nie wyobrażała sobie, że go nie zaakceptują. Zachowywał się nienagannie. Ulubione kwiatki mamy, ognista dla taty. Mogło się wydawać, że nie pozostało nic innego jak przyjąć go do rodziny. Ku zdziwieniu młodej Peony jej mamie się on nie spodobał. Wtedy chyba pierwszy raz w życiu naprawdę się pokłóciły. Mama powtarzała, że to nie jest chłopak dla niej, że źle mu się patrzy z oczu, że nie będzie stać z boku kiedy ktoś robi krzywdę jej córce. Tylko jaką krzywdę? Przecież on ją tak mocno kochał.
Kiedy Peony była na szóstym roku ich rodzinę spotkała tragedia. Jej starsza o sześć lat siostra umarła podczas porodu córki. To był cios po którym Peony miała się nie podnieść. W końcu traktowała ją jako wzór. Nie było sprawy, której by razem nie przegadały. Była jej wsparciem, przyjacielem, częścią ich domowej symbiozy, której nie powinno się rozdzielać. Nigdy. Wtedy też na pewien czas oddaliła się od wszystkich. Musiała przeżyć żałobę na swój własny sposób nawet jeśli wiedziała, że jej bliscy także cierpią. Oddaliła się także od niego. Jej rodzice to zrozumieli, ale on nie. Skończył szkołę i wymagał od niej jak najczęstszych spotkań. Wtedy też pojawiły się jej pierwsze wątpliwości względem niego. To był pierwszy raz kiedy podniósł na nią głos. Od początku wiedziała, że nie potrafi panować nad swoimi emocjami i działa agresywnie na każdą niedogodną dla niego sytuację, ale dopóki wszystko co robił nie dotykało jej to nie miała powodu by odczuwać jakikolwiek dyskomfort. W końcu ona reagowała w podobny sposób. Podczas ich kłótni mężczyzna ciągle powtarzał, że Peony nie może go zostawić, że nigdy na to nie pozwoli, że jej siostra już nie żyje, a on nadal tu jest i to dla niego powinna żyć. Myślała, że mu tego nie wybaczy. Za dużo słów, których nie da się cofnąć. Jej naiwność kolejny raz ją zaskoczyła. A może nie tyle naiwność, a jego przeprosiny. Na kolanach. Z pierścionkiem w ręku.
"Miłość jest to jakieś nie wiadomo co, przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego. "
Jest tak wiele sposobów na powiedzenie „nie”. Wystarczająco dużo by wiedzieć, że to nie zawsze miłość nami kieruje, a często manipulacja i chęć zatrzymania tego co „należy” do nas. Peony nie powiedziała nie, a rola narzeczonej całkowicie jej nie pasowała. Rodzice pogodzili się już z tym, że ich córka wybrała mężczyznę, z którym chce spędzić resztę życia i wspierali ją w wyborze na tyle na ile było to możliwe. To był ostatni rok szkoły. Wiedziała co chce robić później w końcu mieli już określony plan co do wspólnej przyszłości. On pracujący w porcie, bo w końcu woda to jego życie, ona posiadająca własną hodowle Mandragor, opiekująca się małym domkiem przy lesie, a w wolnym czasie zajmująca się warzeniem eliksirów. To był piękny plan, o którym rozmawiali za każdym razem, kiedy Peony miała wątpliwości. Jego słowa działały na nią kojąco. Zawsze mówił jej to co chciała usłyszeć. W końcu przyszedł czas egzaminów, które były ostatnią prostą do dorosłego życia. Aby zostać Prefektem musiała podnieść swoje stopnie dlatego już na czwartym roku wypracowała sobie skuteczny system nauki, który idealnie sprawdził się także na egzaminów. Aurorem by nie została, ale zdecydowanie była z siebie zadowolona.
Po skończonej szkole Peony zapisała się na staż do sklepu zielarskiego. Choć nie potrzebowała dodatkowej wiedzy z tego zakresu to potrzebowała pieniędzy, aby spełnić swoje plany i marzenia. Między pracą w zielarni, a pomaganiu rodzicom w domu młoda Sproutka starała się przygotować na to co miało wkrótce nadejść. Jej ślub. Nie było jej łatwo przyzwyczaić się do tej myśli, ale on nie miał w zwyczaju upewniać się w jej uczuciach. Zawsze przyjmował, że myślą tak samo. Dzień przed ślubem zabrał ją na wycieczkę. Okazało się, że miała ona określony cel. Zabrał ją do małego domku w Dolinie Godryka, który z tym dniem miał być ich własnością. Na swoje nieszczęście nie zapytała skąd miał na to pieniądze i dlaczego nic wcześniej jej o tym nie wspomniał.
Pomimo wszelkich niepewności ślub był naprawdę piękny. Wszyscy jej powtarzali na jaki skarb w życiu trafiła. Taki właśnie był przy ludziach. Nienaganny, ułożony, pomocny. Zaraz po uroczystości przenieśli się do swojego małego raju na Ziemi. Przez pewien czas żyło im się lekko. Jej marzenia się spełniały. Obok domku pojawiły się szklarnie, w których kobieta zasadziła Mandragory, a przed szklarnią stał budynek, który robił za pracownię ich obojga. Jej przy robieniu eliksirów i maści, a jego przy elementach statków i innych przedmiotów przyniesionych z doków. Nie pomyślała wtedy, że jego zarobki są o wiele większe niż te jakie powinien mieć. Nauczyła się gotować, zajmować domem, a nawet szyć! Gdzieś między czasie zapisała się na kurs ministerstwa. Zapłaciła za niego z ostatnich oszczędności jakie miała z pracy w zielarni. Wszystko układało się tak jak sobie to wcześniej zaplanowali. Żyła w śnie, z którego budzić się nie chciała.
Problemy w ich małym raju zaczęły się, kiedy jej mąż przestał wracać do domu na noc. Niezwykle zmartwiona Peony nocami oczekiwała jego powrotu. Za każdym razem były to problemy w porcie czy obiecane wyjście z szefem. Dochodziło między nimi do kłótni, w których kobieta nie raz słyszała, że tak naprawdę nie ma nic, że tylko on wypruwa sobie żyły dla tej rodziny. Działało. Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka równie mocno jak narastający w niej niepokój. Mężczyzna zaczął się zmieniać. Chodził całymi dniami zdenerwowany. Cokolwiek Sprout by nie zrobiła mężczyzna krytykował ją wmawiając, że do niczego się nie nadaje. Na początku reagowała na takie słowa agresywnie. Strzelała drzwiami, krzyczała, robiła dosłownie wszystko by ten w końcu przestał tak się zachowywać, ale to tylko pogorszyło ich relacje. Szala przelała się, kiedy po kolejnej nieobecnej w domu nocy ubranie mężczyzny miało wyraźny zapach kobiety. Dlaczego miał ją zdradzać? Przecież tak bardzo kochał, tak bardzo tego chciał. Zrobiła mu kolejną awanturę. Tylko, że tym razem nie skończyło się na poniżaniu jej, na pokazaniu, że jest nikim. Wtedy pierwszy raz podniósł na nią rękę. Popchnął na szafkę, uderzył w twarz. To było coś czego nie mogła przewidzieć. W jednej chwili z kochającego męża stał się katem we własnym domu. Choć później ją przepraszał, choć płakał przy niej błagając o wybaczenie to ona chciała już tylko jednego. Uwolnić się od niego. Uciec. Zrobiłaby to. Gdyby tylko nie była w ciąży.
"Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu."
Mogła zrobić tak wiele rzeczy. Wrócić do rodziców, skontaktować się z rodzeństwem. Do teraz nie jest pewna co właściwie zatrzymało ją przy mężu. Może strach przed tym, że samotne wychowanie dziecka w tych czasach nie było dobrze przyjmowane, a może marzenia o idealnej rodzinie, które gdzieś tam przewijały się w jej świadomości. Wybaczyła mu choć wiedziała, że na zaufanie przyjdzie mu zapracować. Z wdzięcznością przyjmowała jego nocne wychodzenie. Przestała się martwić i skupiła się na samej sobie. Zaczęła bardziej o siebie dbać, częściej odwiedzała rodzeństwo i rodziców. Miesiące mijały, a ona cieszyła się z tego, że niedługo zostanie matką. On także się cieszył. Choć widziała zmianę w jego zachowaniu to nie pytała. Na wiosnę urodził im się syn. Nazwali go Nathan choć ona upierała się przy Alexandrze. Na jakiś czas wrócił spokój w ich rodzinie. Całkowicie zauroczony pierworodnym poświęcał im prawie cały swój czas. W domu niczego im nie brakowało. Zawsze były „oszczędności”. Niepokoiły ją te oszczędności więc postanowiła o nie po prostu zapytać. Słysząc to mężczyzna od razu się spiął. Widać było, że nie jest to coś o czym chce rozmawiać. Był ostrożny. Skończyło się na wielkiej kłótni i choć zobaczyła w jego oczach ten sam błysk, który widziała tamtego feralnego poranka to na kłótni się skończyło. Prawdopodobnie uratował ją płacz dziecka.
Wróciła do hodowli Mandragor, zakończyła kurs ministerstwa z bardzo dobrym wynikiem. Nie mogła być bardziej z siebie dumna w końcu nie było to łatwe przy małym, potrzebującym uwagi dziecku, ale jako matka radziła sobie bardzo dobrze. Często zostawała sama i wcale jej to nie przeszkadzało. Czuła wewnętrzny niepokój, kiedy jej mąż był w domu nawet jeśli wszystko u nich wróciło do normy. W świecie Czarodziei zaczęło się robić co raz to niebezpieczniej. Nie rozumiała dlaczego ludzie mają w sobie tak wiele nienawiści do innych. Prawdopodobnie gdyby nie przeżywała własnej tragedii w domu zrobiłaby coś by pomóc. By ulżyć tym, którzy są całkowicie zaangażowani w tę jeszcze niewypowiedzianą całkiem "wojnę".
Dwa lata później rodzinę Sproutów dotknęła kolejna tragedia. Brat Peony bardzo ciężko zachorował. Wszyscy mówili, że to jego ostatnie chwile życia, a ona starała się na to wewnętrznie przygotować. Nie mogła sobie pozwolić na powrót do depresji. W końcu miała prawie trzyletnie dziecko i dom, o który musiała dbać. Kiedy jednak jej brat wyszedł z choroby radości nie było końca. Wtedy także przypomniała sobie jak wygląda prawdziwa miłość w rodzinie.
"Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko. "
Żyła sobie nieświadoma całkowicie tego, że to co złe w jej życiu dopiero ma nadejść. Niby byli małżeństwem, ale żyli całkowicie osobno. Mijali się w drzwiach, posiłki jedli osobno, nawet kiedy on miał ochotę zająć się synem to ona wychodziła z pokoju. Nie wiedziała dlaczego tak się stało. Nagle nie mieli już o czym rozmawiać. On co raz rzadziej bywał w domu, o niczym jej nie mówił. Była gotowa tak żyć dla dobra ich syna, który przecież potrzebował ojca jakikolwiek by on nie był. Sprawa całkowicie inaczej wyglądała w towarzystwie. Mężczyzna robił się wtedy czuły, zainteresowany, tak jakby w ich rodzinie żyło się jak w bajce. I wszyscy tak to właśnie widzieli.
Wszystko uległo pogorszeniu, kiedy Peony znalazła w jednej ze skrzyń w pracowni dziwne przedmioty. Czaszki, słoiki z dziwnymi substancjami, amulety, mniejsze skrzynki z jakimś proszkiem. Nigdy do niej nie zaglądała bo w tej skrzyni miały znajdować się wszelkiego rodzaju narzędzia, z którymi niewiele miała styczności. Tym razem nie chciała czekać na dobry dzień swojego męża i to okazało się być błędem. Wtedy ją olśniło. Te oszczędności, nocne wypady, zmiana w zachowaniu. Wszystko układało się w doskonały obraz, który wcześniej był tylko porwanym w strzępy płótnem. Korzystając z tego, że nie było go w domu kobieta postanowiła wyprowadzić się i uciec od zajmującego się nielegalnymi interesami męża. Nie zdążyła, bo ten chcąc po powrocie ukryć kolejne przedmioty zobaczył, że zamek jest niedomknięty. Domyślił się kto mógł do niej zaglądać i odciął jej całkowicie drogę ucieczki. Do końca życia będzie ją prześladował jego wzrok. Przymrużone oczy, nieobecne spojrzenie i szyderczy śmiech. Nie chciała z nim rozmawiać więc milczała. Milczała nawet kiedy zaczął nią potrząsać, milczała kiedy wytykał jej błędy, kiedy wyzywał od najgorszych. Tylko jednych słów nie mogła przemilczeć.
- Jesteś śmieszna myśląc, że możesz to wziąć… - zaczął wyciągając z jej torby ubranka Nathan'a. - Jesteś śmieszna myśląc, że oddam Ci dziecko. To mój syn. Mój. I żadna wariatka mi go nie odbierze. - myślała, że znowu ją obraża, że to tylko puste słowa. - Pomyśl. Siedzisz tu latami. Z nikim prócz swojej rodziny prawie się nie spotykasz. Na spotkaniach jesteś znudzona, obojętna, śmiejesz się w duchu ze mnie, że kogoś udaje. Nie zaprzeczaj. Wiem jak na mnie patrzysz. Myślisz, że ile zajmie mi zrobienie z Ciebie wariatki? Myślisz, że ile zajmie mi odebranie syna z Twoich rąk? Proszę wyjdź, ale już nigdy więcej go nie zobaczysz. - po tych słowach rzuciła się na niego. Nie wiedziała co ma zamiar zrobić? Zabić go na miejscu? Choć to wydawało się absurdalne to wiedziała, że byłby do tego zdolny. Tylko, żeby ją ukarać, tylko, żeby postawić na swoim. Nie zdążyła nawet podnieść w jego kierunku ręki, kiedy ten popchnął ją w stronę łóżka. Jego dłonie oplotły jej szyję niczym bluszcz. Nie mogła oddychać. Wiedziała czego od niej wymaga. Posłuszeństwa. Tego by się go bała. Nie był głupi. Puścił ją nie chcąc pozostawić jakichkolwiek śladów na jej skórze. - Zastanów się. Powinnaś się cieszyć z tego co masz. Beze mnie nie miałabyś nic. Beze mnie jesteś niczym. - dodał wychodząc i trzaskając drzwiami. Z tym trzaśnięciem roztrzaskało się wszystko. Ona sama. Jak fiolka w aptece ojca.
"Bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze."
Została. Jej odwaga uleciała wraz z zapewnieniami odebrania dziecka. Nie rozumiała dlaczego nie pozwolił jej odejść. Pomimo zapewnień, że nikomu nic nie powie on po prostu nie chciał. Teraz już nie ukrywał nielegalnych przedmiotów po skrzyniach, a przynosił je po prostu do domu. Czasami była wściekła za to, bo nie chciała, żeby Nate widział cokolwiek, ale on wtedy tylko całował ją gorąco w czoło i opowiadał o tym jak wiele uda mu się zarobić. Nocami, kiedy spał myślała o tym jak bardzo jej nie docenia. Nienawidziła go za to co z nią robił. Z silnej kobiety stała się słabą psychicznie podwładną. Inaczej nie potrafiła tego nazwać. Czuła odrazę do każdego jego dotyku i spojrzenia. Nawet na moment nie spuszczała go z oczu, kiedy opiekował się synem. Jej rodzina dobrze widziała, że zachowuje się inaczej, ale ona pozostawała niewzruszona czując, że w końcu nadejdzie czas, kiedy będzie mogła im o wszystkim opowiedzieć. Ich synek rósł jak na drożdżach. Chodził, mówił. Był wpatrzony w ojca i to bolało. Przekonanie, że gdyby naprawdę chciał jej zabrać dziecko mógłby to zrobić. Taki stan utrzymywał się ponad rok.
Nigdy nie zapomni dnia, kiedy widziała go po raz ostatni. Był koniec grudnia. Właśnie wybierał się z szefem portu na mecz Quidditcha. Tak przynajmniej jej powiedział zanim wybuchł szyderczym śmiechem. Domyśliła się, że to była przykrywka dla żon całkowicie nieświadomych zajęć swoich mężczyzn. Zabrał ze sobą także wszystkie przedmioty jakie ulokował wcześniej w domu. Pożegnał się czule z synem bo wbrew wszystkiemu naprawdę go kochał. Z nią także się pożegnał choć ona nie potrafiła się przełamać i chociażby go dotknąć. W końcu tak czy tak zmuszał ją do tego doskonale. Przez myśl jej nie przeszło, że to może być ostatni raz kiedy go widzi. Złego diabły nie biorą. Miały dni, a ona nie miała o nim żadnej wieści. Nie przejmowała się tym zbytnio. W końcu czasami znikał na dłużej i wracał cały i zdrowy. Dopiero kiedy o jego wyjazdu minął tydzień zaczęła się zastanawiać. Mały Nate wypytywał o ojca, żony mężczyzn, którzy pojechali razem z jej mężem wysyłały do niej zmartwione sowy, ale ona pozostawała niewzruszona. Po miesiącu zaginięciem całej grupy zainteresowały się magiczne służby, które po kilku dniach poszukiwań odnalazły tylko jego szefa w dodatku z całkowicie wyczyszczoną pamięcią. Po reszcie nie było śladu. Peony wróciła na jakiś czas do domu rodziców.
Po kilku następnych miesiącach całkowitej ciszy mama namówiła Peony na zorganizowanie mu pogrzebu. Nie było co się oszukiwać, on już miał nie wrócić. Była symboliczna ceremonia tylko dla rodziny. W końcu nie znaleźli jego ciała i nikt nie wiedział co tak naprawdę się z nim stało. I choć w głębi duszy była wdzięczna losowi za szansę normalnego życia to jednak po ceremonii, kiedy zamknęła się sama w pokoju nie mogła powstrzymać łez. W takim stanie zastała ją matka. - Dlaczego ja płaczę? Tak bardzo mnie skrzywdził, tak bardzo przez niego cierpiałam… - powiedziała Peony widząc w oczach matki zrozumienie. Po powrocie do domu powiedziała im o wszystkim. Nie potrafiła już więcej tego ukrywać. - Widzisz córeczko… - zaczęła mama wycierając jej łzę z policzka. - Musisz przejść przez żałobę. Nie płaczesz bo umarł Twój mąż. Płaczesz bo umarło Twoje małżeństwo. Już dawno temu.
"Im dalej wstecz spoglądamy, tym bardziej widzimy przyszłość. "
Od tajemniczej śmierci jej męża minęły prawie dwa lata. Przez długi czas ciężko jej było się przyzwyczaić do tego, że on już nie wróci. Nie było w tym tęsknoty, a wieczna ostrożność. Gdzieś głęboko nadal czuła strach o siebie, o syna i o wszystko co miała w swoim życiu. Peony postanowiła wrócić do panieńskiego nazwiska bo nawet to było dla niej przypomnieniem tych ciężkich czasów. Na rok opuściła Dolinę Godryka by nabrać dystansu do tej całej sytuacji, a może do całego życia. Słyszała plotki na swój temat. Jedni mówili, że wyjechała bo sama zabiła męża i teraz szuka odkupienia, inni, że nadal go szuka, bo nie może bez niego żyć. Po roku wróciła do domu. Z nową energią i nowym nastawieniem do życia. Postanowiła ponownie zająć się hodowlą Mandragor, poszerzyć ją o kilka gatunków, a może nawet napisać książkę o tym jak powinno się zajmować tymi szczególnymi roślinami. Kto wie… może wszystko wróciłoby do normy gdyby nie znajdujący się w jej skrzynce pocztowej list. Jego treść sprawiła, że po jej ciele przebiegł zimny dreszcz.
Peony,
Szukał Cię mężczyzna, który ma ponoć informacje od Twojego męża. Odezwij się do mnie jak wrócisz.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 2 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 13 | Brak |
Czarna Magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 1 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 19 | +2 (kociołek) |
Sprawność: | 2 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: łacina | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | III | 10 |
Anatomia | I | 2 |
ONMS | II | 5 |
Zielarstwo | V | 35 |
Historia Magii | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Numerologia | II | 5 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura(tworzenie) | I | 1 |
Gotowanie | I | 1 |
Muzyka (wiedza) | I | 1 |
Muzyka (śpiew) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec współczesny | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Taniec balowy | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 6 |
różdżka, kociołek miedziany, teleportacja, sowa, 9 pkt statystyk
Ostatnio zmieniony przez Peony Sprout dnia 27.07.16 13:21, w całości zmieniany 4 razy
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
Witamy wśród Morsów
[10.08.17] Ingrediencje (maj)
[17.12.16] Wsiąkiewka +2 PB do reszty
[22.03.17] Wsiąkiewka +2 PB do reszty
[12.09.16] Czara Ognia +10 pkt
[04.10.16] Czara Ognia +10
0[6.11.16] Wsiąkiewka (styczeń/luty) +60 pkt; 2 pkt biegłości
[06.11.16] Wykonywanie zawodu - marzec: +50 pkt
[06.11.16] Mecz Quidditcha - Trybuny +5
[17.12.16] Wsiąkiewka - marzec: +90 pkt, +2 pkt biegłości
[09.01.17] Poruszenie tematu artykułu (Horyzonty zaklęć) +5PD
[09.01.17] Osiągnięcie: Obieżyświat +30 PD
[19.01.17] Wykonywanie zawodu (kwiecień) +50 PD
[28.01.17] Zwrot PD; +80PD
[19.03.17] Lusterko (x3) +15 PD
[22.03.17] Wsiąkiewka (kwiecień) +90 PD, +2 punkty biegłości
[25.03.17] Lusterko +5PD
[27.03.17] Powiększenie limitu postaci (krew czysta szlachetna): -800 PD
[02.04.17] Zwrot PD (teleportacja i kociołek): +50PD; +1 do zaklęć
[06.05.17] Zdobycie osiągnięcia (Mały Pędzibimber), +30 PD
[02.06.17] Dodatkowe punkty statystyk (+2 zaklęcia, +1 leczenie, +2 eliksiry)
[17.06.17] Aktualizacja postaci: +5 do eliksirów, -280 PD
[29.08.17] Zdobycie osiągnięcia (Weteran), +100 PD