Gniew Kirke
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Gniew Kirke
Przez drzwi do lokalu przejdzie każdy, jednak już po kilku metrach zostanie skrupulatnie osądzony przez płaskorzeźbę przedstawiającą wizerunek samej Kirke. Na pierwszym planie stawia status krwi delikwenta, zdarza się jednak, że usłyszy on też krytyczne uwagi dotyczące poczynań swoich przodków, ich rozporządzania majątkiem, albo własnych młodzieńczych przygód. Mówi się, że czarodzieje mugolskiego pochodzenia z miejsca przemieniani są tu w świnie!
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 2 razy
|19.03.1956r
Jasne, że się pochorował. Czy mogło być inaczej? Cały dzień na karuzelach w deszczu, woda siekająca w twarz, zimne powietrze, wrzaski. Ale nie żałował, bo było super. Piwka pomogła mu się rozerwać, zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, jakie się działy i nagle wszystko było w porządku, wszystko wracało do normy. Choć może nie do końca?
Starał się nie myśleć w pracy o problemach sercowych, czy jakichkolwiek problemach. Nie lubił, nie umiał i nie chciał. Obsługiwał klientów, na tej czynności się jak najmocniej skupiając, podawał słodkie rzeczy czasem do stolika, czasem na wynos, przygotowywał kawę. Od czasu do czasu zerkał do kuchni pytając, czy kogoś nie zmienić, bo może on teraz będzie piekł, a na przykład Cynka obsługiwała. A jednak dzień mu schodził raczej na sali, za ladą i wszystko szło całkiem spokojnie. Do czasu...
dzwoneczki w drzwiach znów zadźwięczały i spojrzał w tamtą stronę. Bo oczywiście za długo było spokojnie. Jego serce od razu mocniej zabiło. Chciał kontaktu z nią. Szukał jej. A teraz ona tu jest, tylko on pracuje, w cukierni są ludzie, a ona ucieknie, kiedy tylko ją spłoszy. Tu jej nie zatrzyma, tu jej nie pocałuje.
- Cześć.
Odezwał się. Nie było kolejki. A może jakimś sposobem ją zatrzyma? Dopiero teraz pomyślał, że Jude pewnie nie wiedziała, że on tu pracuje. Ciekawe, czym ona się zajmuje?
Jasne, że się pochorował. Czy mogło być inaczej? Cały dzień na karuzelach w deszczu, woda siekająca w twarz, zimne powietrze, wrzaski. Ale nie żałował, bo było super. Piwka pomogła mu się rozerwać, zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, jakie się działy i nagle wszystko było w porządku, wszystko wracało do normy. Choć może nie do końca?
Starał się nie myśleć w pracy o problemach sercowych, czy jakichkolwiek problemach. Nie lubił, nie umiał i nie chciał. Obsługiwał klientów, na tej czynności się jak najmocniej skupiając, podawał słodkie rzeczy czasem do stolika, czasem na wynos, przygotowywał kawę. Od czasu do czasu zerkał do kuchni pytając, czy kogoś nie zmienić, bo może on teraz będzie piekł, a na przykład Cynka obsługiwała. A jednak dzień mu schodził raczej na sali, za ladą i wszystko szło całkiem spokojnie. Do czasu...
dzwoneczki w drzwiach znów zadźwięczały i spojrzał w tamtą stronę. Bo oczywiście za długo było spokojnie. Jego serce od razu mocniej zabiło. Chciał kontaktu z nią. Szukał jej. A teraz ona tu jest, tylko on pracuje, w cukierni są ludzie, a ona ucieknie, kiedy tylko ją spłoszy. Tu jej nie zatrzyma, tu jej nie pocałuje.
- Cześć.
Odezwał się. Nie było kolejki. A może jakimś sposobem ją zatrzyma? Dopiero teraz pomyślał, że Jude pewnie nie wiedziała, że on tu pracuje. Ciekawe, czym ona się zajmuje?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie myślenie jest receptą na wszystko. Nie myślisz, nie przejmujesz się, nie zastanawiasz się co by było „gdyby”. Pozostaje tylko żyć danym dniem i tonąć w dymie papierosów i…czekoladzie. Bez względu na to jak dziwne mogło się to wydawać Judith weszła na Pokątną z zamiarem obkupienia się w słodycze. Chciała zrobić przyjemność bratu i sobie. Mogliby cały dzień jeść ciastka i niczym się nie przejmować, zupełnie tak jak gdy byli mali. Albo to raczej ona była mała a Sam kradł dla niej słodycze z kuchni. Dopaliła ostatniego papierosa przydeptując niedopałek obcasem buta. Weszła do środka gdzie uderzył ją zapach słodkości. Zdołała się nawet uśmiechnąć a szare oczy skupiły się od razu na wystawionych ciastach. Nie zauważyła Bertiego, a może po prostu nie chciała. Zgięła się odrobinę czytając opisy danych smakołyków gdy usłyszała, że ktoś się z nią wita. Nie rozpoznała głosu Botta. Wyprostowała się szukając jakiejś znajomej twarzy wśród klientów. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na postać za ladą. Serce zamarło jej w pół uderzenia. Chciała uciec, może rozpłynąć się w powietrzu, zniknąć i pojawić się gdzieś na końcu świata. Nie, tego nie mogła zrobić. Wykorzystała to już ostatnim razem. Uśmiechnij się nakazał sama sobie I rzeczywiście na twarzy Jude pojawiło się co można było uznać za przyjazny uśmiech. - Cześć - przywitała się grzecznie. Starała się wyglądać tak jakby scena na klatce schodowej w ogóle nie miała miejsca. Bertie miał być tylko starym znajomym…ewentualnie przyjacielem - Wybacz, nie wiedziałam, że tu pracujesz - dodała po chwili wciąż nie przestając się uśmiechać. [b]- Nie przejmuj się, nie będę ci przeszkadzać w pracy. Przyszłam tylko po coś dobrego i zaraz znikam. [b]- przynajmniej przed nim nie uciekła. Teraz miała dobrą wymówkę by „wycofać się z gracją. Odwróciła od niego wzrok skupiając się na ciastkach. Chyba dosadnie dała mu do zrozumienia, że był ostatnią osobą jakiej się tu spodziewała.
Uśmiechnął się, a przynajmniej próbował. W każdym razie wyszło to raczej krzywo. Oto Judy. Przeprasza go za to, że na niego wpadła. Pokręcił głową. To nie jest miejsce na rozmowy o nich, czas też jest beznadziejny, ale przecież to Judy.
- Nie musisz unikać miejsc w których bywam. - Powiedział tylko. - Poza tym spodziewałem się czegoś innego. Wiesz już, że nie jestem bezdomnym to brakuje jeszcze "ojej, nie żyjesz z zasiłku!". - uśmiechnął się trochę szerzej, bo on to on, żartuje kiedy nie wie co powiedzieć albo się stresuje i będzie to robił. A przecież takie były prognozy, kiedy przez cały siódmy rok Hogwartu nie wiedział co ze sobą zrobić, a potem zmieniał zawód średnio co miesiąc, góra dwa. Teraz... no, jasne, to nie jest posada naukowa, nie jest doktorem i tak dalej, nic ambitnego i nic, czym możnaby wybitnie się chwalić, ale miał stałą pracę z której był całkiem zadowolony, to jakiś sukces! Szczególnie, jeśli wspomnieć, że na prawdę się nie zanosiło, że on w jakiejkolwiek pracy się ustatkuje.
- Wiesz, że nie przeszkadzasz. I wiesz, że ci nie daruję, póki nie dasz się zaprosić na kawę. - dodał. Może spróbuje trochę zmienić strategię. Nie musi jej odzyskiwać, może spróbować na nowo, jeszcze raz. Skoro kiedyś go chciała i on wie, że chce go nadal... - Odmów, a nigdy więcej ani ty, ani twój brat nie dostaniecie niczego z Próżności. A uwierz, że to duża strata.
Zagroził jeszcze. Nie straci jej. Patrzył, jak ogląda, co mają na wystawce. Sam przygotował w tym czasie opakowanie.
- Orzechowe ci posmakują. - podpowiedział, wskazując środkową półkę.
- Nie musisz unikać miejsc w których bywam. - Powiedział tylko. - Poza tym spodziewałem się czegoś innego. Wiesz już, że nie jestem bezdomnym to brakuje jeszcze "ojej, nie żyjesz z zasiłku!". - uśmiechnął się trochę szerzej, bo on to on, żartuje kiedy nie wie co powiedzieć albo się stresuje i będzie to robił. A przecież takie były prognozy, kiedy przez cały siódmy rok Hogwartu nie wiedział co ze sobą zrobić, a potem zmieniał zawód średnio co miesiąc, góra dwa. Teraz... no, jasne, to nie jest posada naukowa, nie jest doktorem i tak dalej, nic ambitnego i nic, czym możnaby wybitnie się chwalić, ale miał stałą pracę z której był całkiem zadowolony, to jakiś sukces! Szczególnie, jeśli wspomnieć, że na prawdę się nie zanosiło, że on w jakiejkolwiek pracy się ustatkuje.
- Wiesz, że nie przeszkadzasz. I wiesz, że ci nie daruję, póki nie dasz się zaprosić na kawę. - dodał. Może spróbuje trochę zmienić strategię. Nie musi jej odzyskiwać, może spróbować na nowo, jeszcze raz. Skoro kiedyś go chciała i on wie, że chce go nadal... - Odmów, a nigdy więcej ani ty, ani twój brat nie dostaniecie niczego z Próżności. A uwierz, że to duża strata.
Zagroził jeszcze. Nie straci jej. Patrzył, jak ogląda, co mają na wystawce. Sam przygotował w tym czasie opakowanie.
- Orzechowe ci posmakują. - podpowiedział, wskazując środkową półkę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przygryzła dolną wargę próbując wymyślić jak ukrócić niepotrzebne konwersacje. Rzucić na blat kilka galeonów i wyjść jak gdyby nigdy nic. Ale powinnam i kiwnęła potakująco głową zgadzając się z własnymi myśli. Gdy wspomniał coś o byciu bezdomnym i zasiłku trochę nieświadomie przewróciła oczami. -Oj tam! Ja ci nigdy nie wróżyłam podobnej przyszłości. [b]- Bo miałeś mieć mnie a ja miałam być tym co zmusi cię by stanąć na własne nogi [b]- Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś - wzruszyła obojętnie ramionami próbując zbagatelizować całą sytuację. Nie, nie przeszkadzała mu bo pewnie cieszył się z tego spotkania równie mocno co ona. Nawet jeśli tak naprawdę wolałaby być tysiące kilometrów stąd. Ta próba szantażu była na swój sposób rozczulająca. Biedna Judith wydawała się naprawdę zaskoczona taką propozycją. Nie miała pojęcia co Bertie chce przez to ociągnąć. Już miała dobitnie odmówić gdy przypomniała sobie gdzie właściwie się znajdują. Nie mogli zrobić sceny w cukierni. Teraz musieli się zachowywać…cóż jak gdyby byli tylko znajomymi.
- A kto będzie się opiekował roślinami gdy ja będę piła z tobą kawę? - spytała uśmiechając się w dość figlarny sposób. Tak, mogła z nim flirtować. Znęcać się nad nim w tak wyrafinowany sposób Mogła się zakładać sama za sobą o to które z nich pęknie jako pierwsze. - Zresztą co powie szef gdy usłyszy jak odstraszasz klientów Bertie? Chyba nie będzie zadowolony - zauważyła nie przestając się uśmiechać. Dziwnie było rozmawiać z nim w ten sposób. Udawać, że nic się nie stało. - Musisz się bardziej postarać. - zachęciła go choć przecież nie zamierzała się zgodzić. Jej wzrok przeniósł się na orzechowe ciastka. Pamięta uśmiechnęła się sama do siebie spoglądając na Botta kontem oka. - Zapakuj je proszę dla mnie. I jeszcze dwa kawałki ciasta czekoladowego - wskazała na okrągłe ciasto na pierwszej półce - I jeszcze to z karmelem - przesunęła palec o kilka centymetrów w stronę innego smakołyka. Przez chwilę szare oczy błyszczały od zadowolenia. Judith uwielbiała słodycze. Cukier miał być przecież lekiem na całe zło tego świata. - Nie patrz tak na mnie - zganiła go gdyby śmiał jej wypomnieć, że się obżera. - Każdy ma prawo do dnia dziecka - przygryzła wargę próbując powstrzymać uśmiech. Kto nie wie o tym lepiej niż sam Bertie Bott?
- A kto będzie się opiekował roślinami gdy ja będę piła z tobą kawę? - spytała uśmiechając się w dość figlarny sposób. Tak, mogła z nim flirtować. Znęcać się nad nim w tak wyrafinowany sposób Mogła się zakładać sama za sobą o to które z nich pęknie jako pierwsze. - Zresztą co powie szef gdy usłyszy jak odstraszasz klientów Bertie? Chyba nie będzie zadowolony - zauważyła nie przestając się uśmiechać. Dziwnie było rozmawiać z nim w ten sposób. Udawać, że nic się nie stało. - Musisz się bardziej postarać. - zachęciła go choć przecież nie zamierzała się zgodzić. Jej wzrok przeniósł się na orzechowe ciastka. Pamięta uśmiechnęła się sama do siebie spoglądając na Botta kontem oka. - Zapakuj je proszę dla mnie. I jeszcze dwa kawałki ciasta czekoladowego - wskazała na okrągłe ciasto na pierwszej półce - I jeszcze to z karmelem - przesunęła palec o kilka centymetrów w stronę innego smakołyka. Przez chwilę szare oczy błyszczały od zadowolenia. Judith uwielbiała słodycze. Cukier miał być przecież lekiem na całe zło tego świata. - Nie patrz tak na mnie - zganiła go gdyby śmiał jej wypomnieć, że się obżera. - Każdy ma prawo do dnia dziecka - przygryzła wargę próbując powstrzymać uśmiech. Kto nie wie o tym lepiej niż sam Bertie Bott?
- Ależ absolutnie. Ani ty, ani rodzice, ani Matt. Tylko babcia we mnie wierzy na tym świecie, dobra kobiecina. - pokręcił głową z uśmiechem i wzruszył ramionami. Taka prawda! Babcia zawsze nazywała go złotym chłopcem i mówiła, że on swoje osiągnie i karmiła go łakociami i nie mówiła, że będzie spaślakiem! Babcie to najlepsze istoty na świecie.
Teraz jednak Bertie patrzył na Judy i starał się zmusić ją do uśmiechu. Bo to już jakiś mały sukces, zawsze coś, jakiś krok. Przypomnieć jej, że poza awanturami bywało też dobrze i nadal może być dobrze. Że tak na prawdę stracili trochę czasu, ale to nadal oni.
- Rośliny wytrzymają kilka godzin.
Stwierdził jeszcze i nie zamierzał się poddawać. A Judy dobrze wie, jaki on potrafi być natrętny i, że jest świetny w stawianiu na swoim.
- Szefowa jest świetna i na pewno by zrozumiała. W końcu kawa to szczytne pobudki. - powiedzcie mu, że nie! Spróbujcie. Bertie bardzo za kawą przepadał. Szczególnie taką zwykłą, czarną bez dodatków. Choć i te deserowe mieszanki... czemu nie? Ale to już w wersji słodkości. zaraz zabrał się do pakowania ciasteczek i ciast. Całej masy pysznych słodkości wykonanych przez niego i jego towarzyszki pracy. Wszystko przepyszne i przesłodkie.
- Do wielu dni dziecka. To w sumie słabe, że czasami trzeba zrobić dzień dorosłego. - wzruszył ramionami, bo czy to nie jest prawda? Kto lubi być dorosłym? - Więc do zobaczenia w piątek o osiemnastej. Przyjdę po ciebie. Zaprosiłbym cię do Próżności, bo to najlepsze miejsce na kawę i ciastko w Londynie, ale fakt, że to moje miejsce pracy trochę psułby aurę.
Stwierdził. I nie byłoby to za fajne względem Polly. Już i tak czuł się źle z całą tą sytuacją. Ale nie ważne teraz. Będzie musiał pomyśleć nad miejscem. Nie przyjmie odmowy. Tym bardziej ucieszony, że przecież ona z nim flirtuje.
Teraz jednak Bertie patrzył na Judy i starał się zmusić ją do uśmiechu. Bo to już jakiś mały sukces, zawsze coś, jakiś krok. Przypomnieć jej, że poza awanturami bywało też dobrze i nadal może być dobrze. Że tak na prawdę stracili trochę czasu, ale to nadal oni.
- Rośliny wytrzymają kilka godzin.
Stwierdził jeszcze i nie zamierzał się poddawać. A Judy dobrze wie, jaki on potrafi być natrętny i, że jest świetny w stawianiu na swoim.
- Szefowa jest świetna i na pewno by zrozumiała. W końcu kawa to szczytne pobudki. - powiedzcie mu, że nie! Spróbujcie. Bertie bardzo za kawą przepadał. Szczególnie taką zwykłą, czarną bez dodatków. Choć i te deserowe mieszanki... czemu nie? Ale to już w wersji słodkości. zaraz zabrał się do pakowania ciasteczek i ciast. Całej masy pysznych słodkości wykonanych przez niego i jego towarzyszki pracy. Wszystko przepyszne i przesłodkie.
- Do wielu dni dziecka. To w sumie słabe, że czasami trzeba zrobić dzień dorosłego. - wzruszył ramionami, bo czy to nie jest prawda? Kto lubi być dorosłym? - Więc do zobaczenia w piątek o osiemnastej. Przyjdę po ciebie. Zaprosiłbym cię do Próżności, bo to najlepsze miejsce na kawę i ciastko w Londynie, ale fakt, że to moje miejsce pracy trochę psułby aurę.
Stwierdził. I nie byłoby to za fajne względem Polly. Już i tak czuł się źle z całą tą sytuacją. Ale nie ważne teraz. Będzie musiał pomyśleć nad miejscem. Nie przyjmie odmowy. Tym bardziej ucieszony, że przecież ona z nim flirtuje.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jude wciąż nie rozumiała co Bertie próbuje osiągnąć. Trudno było jej nawet wyobrazić sobie podobne spotkanie. Chciał z nią powspominać te przyjemniejsze chwilę czy próbować na nowo poznać? Obserwowała jego dalsze starania z mieszanką rozbawienia i niepokoju. Nie miała zamiaru z nim nigdzie wychodzić ale przecież była mowa o Bertiem. Mogła wymyślić tysiące wymówek a on i tak w końcu pojawi się pod jej drzwiami. - Taka szefowa to skarb. Lepiej nie zachodzić jej za skórę - zauważyła kiwając potakująco głową. Patrzyła jak Bott pakuje jej zakupy i sama sięgnęła po portfel z pieniędzmi. Jeszcze kilkadziesiąt sekund i będzie mogła wyjść. Położyła odliczoną kwotę na ladzie. Gdy poinformował ją kiedy i o której ma zamiar pojawić się przed jej drwi uniosła brwi. - Chyba ci życie niemiłe Bott - zaśmiała się pod nosem. - Co zrobisz gdy otworzy ci mój brat? - spytała bo chyba nie miała ochoty go ratować z podobnej opresji. Może kilka nowych siniaków w końcu odstraszyłoby go na dobre. - Nie Berti. Mam już plany na piątek. Kolega z pracy zaprosił mnie do tego mugolskiego kina - ale brzydkie kłamstwo. Chciała go odstraszyć czy może wzbudzić odrobinę zazdrości? Zabrała torbę ze słodyczami.
- Mimo cię znowu zobaczyć Bertie - uśmiechnęła się w mocno przesłodzony sposób i czym prędzej czmychnęła z cukierni. Ciekawe jak szerokim łukiem będzie musiała omijać to miejsce.
/zt
- Mimo cię znowu zobaczyć Bertie - uśmiechnęła się w mocno przesłodzony sposób i czym prędzej czmychnęła z cukierni. Ciekawe jak szerokim łukiem będzie musiała omijać to miejsce.
/zt
Nie bał się Sama Skamandera, ta groźba czy raczej ostrzeżenie nijak do niego nie trafiła. Jak on otworzy to Bertie powie, że chce widzieć Judy. Spokojnie. Sam nie jest psychopatą napadającym ludzi bez powodu. Mógłby na niego nawarczeć, mógłby nie być zadowolony, może myślałby, że broni Jude, ale Bertie wierzył, że dałby do siebie przemówić. A przynajmniej miał nadzieję. A nawet, jeśli okazałoby się inaczej - trudno. Bertie musi próbować. Musi ją odzyskać.
I nie uwierzył do końca, kiedy usłyszał o randce. Ukłuła go nuta zazdrości. Jasne. Wbiła się w niego jak pieprzona szpila. Nie wątpił, że są osoby, które podrywają Judy, hej, on nie zamierza przestać po tylu latach! A jednak nie chciał wierzyć. Przyjął pieniądze i patrzył jak odchodzi i... i chyba zaczynało do niego docierać, że to może być prawda. Że ktoś może zastąpić jego miejsce.
Pracował do końca, ale uśmiech przychodził mu jakoś tak trudniej. Po pracy po prostu poszedł do siebie.
zt
I nie uwierzył do końca, kiedy usłyszał o randce. Ukłuła go nuta zazdrości. Jasne. Wbiła się w niego jak pieprzona szpila. Nie wątpił, że są osoby, które podrywają Judy, hej, on nie zamierza przestać po tylu latach! A jednak nie chciał wierzyć. Przyjął pieniądze i patrzył jak odchodzi i... i chyba zaczynało do niego docierać, że to może być prawda. Że ktoś może zastąpić jego miejsce.
Pracował do końca, ale uśmiech przychodził mu jakoś tak trudniej. Po pracy po prostu poszedł do siebie.
zt
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
22 marca?
Wiosna. Kalendarzowa, ta właściwa chyba jeszcze nie ruszyła z miejsca. Jest cieplej, mniej śniegu, ale deszcz nadal zacina tworząc z ziemi obrzydliwą breję. Dobrze jest umieć się teleportować - wystawianie się na okrucieństwo aury zmniejsza się wtedy do niezbędnego minimum. Tak właśnie robię, a trzask zwiastuje moje przybycie na ulicę Pokątną. Ubrana w turkusowy płaszczyk, długą, jasnozieloną suknię, z czarną pikowaną torebką, ogromnym kapeluszem w morskim odcieniu ze złotą szarfą oraz wysokie szpilki pasujące do mojego wierzchniego odkrycia, przemierzam kolejne metry wybrukowanej drogi. Idzie mi się bardzo niewygodnie, gdybym nie była damą klęłabym za każdym razem kiedy obcas znajduje się w szczelinach między dwoma kamieniami. Zamiast tego robię urocze, groźne miny wyklinając magicznych architektów jedynie w duchu. Och, czyżby mojego wujaszka? Aż zatrzymuję się na chwilę zastanawiając się nad tym zagadnieniem, a kiedy to szalenie skomplikowane zadanie zaczyna mi się nużyć, oglądam się na szybę tuż obok mnie. Widzę tam tyle apetycznych słodkości! Moje czerwone usta rozciągają się w przyjemnym uśmiechu, a ja postanawiam zrobić krewnemu niespodziankę i kupić mu coś na osłodę życia. Na pewno ma bardzo ciężko z dwiema babami pod jednym dachem.
Pokonuję niewielkie schodki, a po pchnięciu drzwi rozlega się miły dźwięk brzęczącego dzwoneczka. Skórę otula cudowne ciepło, zaś zapachy wywołują skręt żołądka - z głodu, naturalnie. Staję jednak na środku cukierni trochę się zagubiwszy w swoich rozmyślaniach. Apetyczne widoki kuszą mnie, żeby kupić nie tylko coś dla wujka Roda, ale też dla siebie. A to jest niemożliwe. Nie mogę jeść słodyczy - od słodyczy psują się zęby, cera oraz figura. Czyli rzeczy, które cenię nade wszystko. Z wahaniem więc obracam się wokół własnej osi w mig się rozmyślając. Cofam się o krok chcąc wykonać taktyczny zwrot, kiedy do mojego zgrabnego noska dochodzą zapachy czekolady. Och, popełniłam błąd. Trzeba uciekać czym prędzej. Ruszam się niespokojnie, chcąc zmusić mięśnie do współpracy, ale idzie mi to dość opornie. Wręcz nie widać efektów, żebym jakkolwiek przybliżyła się do drzwi.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wiosna. Kalendarzowa, ta właściwa chyba jeszcze nie ruszyła z miejsca. Jest cieplej, mniej śniegu, ale deszcz nadal zacina tworząc z ziemi obrzydliwą breję. Dobrze jest umieć się teleportować - wystawianie się na okrucieństwo aury zmniejsza się wtedy do niezbędnego minimum. Tak właśnie robię, a trzask zwiastuje moje przybycie na ulicę Pokątną. Ubrana w turkusowy płaszczyk, długą, jasnozieloną suknię, z czarną pikowaną torebką, ogromnym kapeluszem w morskim odcieniu ze złotą szarfą oraz wysokie szpilki pasujące do mojego wierzchniego odkrycia, przemierzam kolejne metry wybrukowanej drogi. Idzie mi się bardzo niewygodnie, gdybym nie była damą klęłabym za każdym razem kiedy obcas znajduje się w szczelinach między dwoma kamieniami. Zamiast tego robię urocze, groźne miny wyklinając magicznych architektów jedynie w duchu. Och, czyżby mojego wujaszka? Aż zatrzymuję się na chwilę zastanawiając się nad tym zagadnieniem, a kiedy to szalenie skomplikowane zadanie zaczyna mi się nużyć, oglądam się na szybę tuż obok mnie. Widzę tam tyle apetycznych słodkości! Moje czerwone usta rozciągają się w przyjemnym uśmiechu, a ja postanawiam zrobić krewnemu niespodziankę i kupić mu coś na osłodę życia. Na pewno ma bardzo ciężko z dwiema babami pod jednym dachem.
Pokonuję niewielkie schodki, a po pchnięciu drzwi rozlega się miły dźwięk brzęczącego dzwoneczka. Skórę otula cudowne ciepło, zaś zapachy wywołują skręt żołądka - z głodu, naturalnie. Staję jednak na środku cukierni trochę się zagubiwszy w swoich rozmyślaniach. Apetyczne widoki kuszą mnie, żeby kupić nie tylko coś dla wujka Roda, ale też dla siebie. A to jest niemożliwe. Nie mogę jeść słodyczy - od słodyczy psują się zęby, cera oraz figura. Czyli rzeczy, które cenię nade wszystko. Z wahaniem więc obracam się wokół własnej osi w mig się rozmyślając. Cofam się o krok chcąc wykonać taktyczny zwrot, kiedy do mojego zgrabnego noska dochodzą zapachy czekolady. Och, popełniłam błąd. Trzeba uciekać czym prędzej. Ruszam się niespokojnie, chcąc zmusić mięśnie do współpracy, ale idzie mi to dość opornie. Wręcz nie widać efektów, żebym jakkolwiek przybliżyła się do drzwi.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Ostatnio zmieniony przez Odette Baudelaire dnia 15.06.17 0:40, w całości zmieniany 1 raz
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Dzisiaj było bardzo spokojnie. Od czasu do czasu jedynie jaki klient przewijał się przez progi Słodkiej Próżności, częściej zabierając słodkości na wynos, niż zostając w środku. Bertie znów pracował na części sklepowo-kawiarnianej, ostatnimi czasy często tak wypadało. W radiu pobrzmiewały przyjemne, jazzowe melodie, za oknem padał deszcz. Nastrój wręcz zachęcał do tego, żeby samemu sobie zrobić gorącą czekoladę. Może w przerwie się skusi. Właśnie z resztą podawał tenże napój jednemu z nielicznych klientów, który postanowił zostać dziś dłużej, życzył smacznego i odwrócił się w stronę nowo przybyłej osoby, słysząc charakterystyczny, lekki dźwięk dzwoneczka.
- Dzień dobry. - powitał ją, zaraz kierując się za ladę gotów zanieść jej menu, lub obsłużyć przy ladzie. Wydawała się dość niezdecydowana, jak to czasami kobiety w tym miejscu. Bertie bardzo współczuł osobom, które muszą ograniczać ilość słodyczy, żeby nie wyglądać źle. Sam z natury był chudzielcem i w sumie to też nie tak dobrze, szczególnie jak na faceta! ale zdecydowanie wolał tę opcję, niż tycie. Wtedy pewnie zamiast wychodzić wytaczałby się z Próżności, bo na pewno nie przestałby jadać słodyczy. I innych rzeczy. Bertie generalnie lubi jeść, ma duże możliwości i nic już się na to nie poradzi. To chyba nieuleczalne. Nowa klientka nie wyglądała jednak na kogoś, komu zaszkodziłoby ciastko, czy czekolada! Wszystko wskazywało na to, że pod płaszczem kryje się nienaganna sylwetka, a przecież słodycze to radość! Nie, żeby Bertie odmawiał osobom o pełniejszych kształtach słodyczy, co to to nie. Ot, tylko spostrzeżenie, nic nie poradzi, że posiada oczy, o.
- Ma pani ochotę na coś na miejscu, czy na wynos?
Spytał zaraz obdarzając klientkę swoim wesołym, ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry. - powitał ją, zaraz kierując się za ladę gotów zanieść jej menu, lub obsłużyć przy ladzie. Wydawała się dość niezdecydowana, jak to czasami kobiety w tym miejscu. Bertie bardzo współczuł osobom, które muszą ograniczać ilość słodyczy, żeby nie wyglądać źle. Sam z natury był chudzielcem i w sumie to też nie tak dobrze, szczególnie jak na faceta! ale zdecydowanie wolał tę opcję, niż tycie. Wtedy pewnie zamiast wychodzić wytaczałby się z Próżności, bo na pewno nie przestałby jadać słodyczy. I innych rzeczy. Bertie generalnie lubi jeść, ma duże możliwości i nic już się na to nie poradzi. To chyba nieuleczalne. Nowa klientka nie wyglądała jednak na kogoś, komu zaszkodziłoby ciastko, czy czekolada! Wszystko wskazywało na to, że pod płaszczem kryje się nienaganna sylwetka, a przecież słodycze to radość! Nie, żeby Bertie odmawiał osobom o pełniejszych kształtach słodyczy, co to to nie. Ot, tylko spostrzeżenie, nic nie poradzi, że posiada oczy, o.
- Ma pani ochotę na coś na miejscu, czy na wynos?
Spytał zaraz obdarzając klientkę swoim wesołym, ciepłym uśmiechem.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Stoję niepewna, zamyślona. Wzrok utkwiwszy w kliencie czekam na swoją kolej. Lub już nie czekam? Obracam się powoli, mężczyzna ubiega mnie wymijając oraz wychodząc przez drzwi. Nawet ich nie przytrzymał! Gdzie się podziali prawdziwi gentlemani? Marszczę niezadowolona brwi - bardzo łatwo mnie zirytować. Zaraz podskakuję wystraszona, gdyż słyszę nieznany mi głos za plecami. Gwałtownie kieruję się w stronę źródła dźwięku ze dziwieniem patrząc na sprzedawcę. Och, przypominam sobie nagle, że jestem w cukierni. Moje rysy twarzy łagodnieją, niebieskie tęczówki rozbieganie odnotowują każdy szczegół zapisany w Słodkiej Próżności. Uśmiecham się nieco sztucznie słysząc pytanie. Ochoty mogę mieć wiele, niestety - nie każde zachcianki można spełniać. Nie tak bajońsko kaloryczne… Utrzymuję idealną figurę, a to niestety wymaga poświęceń.
- Powitać - odzywam się w końcu, po kilku chwilach stania jak słup soli. W głosie pobrzmiewa francuski akcent, a ja sama wyglądam jak zagubiona nastolatka trochę. Z łamanym angielskim, niepewnością w ruchach. Spoglądam powoli tęsknym, głodnym wzrokiem po wszystkich tych aromatycznych wypiekach, żeby zaraz czuć przesadne nagromadzenie śliny w jamie ustnej. Przełykam to unosząc spojrzenie na młodego mężczyznę za ladą.
- Ja nie, ja pomylić się… - dodaję po dłuższej przerwie. Bez cienia przekonania. Znów, po raz tysięczny w przeciągu tych kilku minut atakuję wzrokiem słodycz w najczystszej postaci. Wodzące na pokuszenie, zło, w które sama się wpędzam. Dlaczego? Chcę wyjść, a nogi, jak z waty, odmawiają posłuszeństwa. Kiedy właściwie po raz ostatni zrobiłam ustępstwo w diecie? Nie pamiętam. Z pewnością było to tak dawno temu, że mogłam to zagubić w resztkach pamięci. Jak się wtedy czułam? Czy to w ogóle było przyjemne? Na pewno musiałam mieć wtedy wyrzuty sumienia. Chwilowa poprawa humoru - słodycz na ustach, bunt w sercu. Kolejne puste kalorie, tłuszcz, który przecież trzeba spalić, żeby zachować idealną sylwetkę. Kobiety perfekcyjne jak ja nie mogą pozwalać sobie na tyle co te bez ambicji.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Powitać - odzywam się w końcu, po kilku chwilach stania jak słup soli. W głosie pobrzmiewa francuski akcent, a ja sama wyglądam jak zagubiona nastolatka trochę. Z łamanym angielskim, niepewnością w ruchach. Spoglądam powoli tęsknym, głodnym wzrokiem po wszystkich tych aromatycznych wypiekach, żeby zaraz czuć przesadne nagromadzenie śliny w jamie ustnej. Przełykam to unosząc spojrzenie na młodego mężczyznę za ladą.
- Ja nie, ja pomylić się… - dodaję po dłuższej przerwie. Bez cienia przekonania. Znów, po raz tysięczny w przeciągu tych kilku minut atakuję wzrokiem słodycz w najczystszej postaci. Wodzące na pokuszenie, zło, w które sama się wpędzam. Dlaczego? Chcę wyjść, a nogi, jak z waty, odmawiają posłuszeństwa. Kiedy właściwie po raz ostatni zrobiłam ustępstwo w diecie? Nie pamiętam. Z pewnością było to tak dawno temu, że mogłam to zagubić w resztkach pamięci. Jak się wtedy czułam? Czy to w ogóle było przyjemne? Na pewno musiałam mieć wtedy wyrzuty sumienia. Chwilowa poprawa humoru - słodycz na ustach, bunt w sercu. Kolejne puste kalorie, tłuszcz, który przecież trzeba spalić, żeby zachować idealną sylwetkę. Kobiety perfekcyjne jak ja nie mogą pozwalać sobie na tyle co te bez ambicji.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Ostatnio zmieniony przez Odette Baudelaire dnia 15.06.17 0:43, w całości zmieniany 1 raz
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Uśmiechnął się odrobinę rozczulony wypowiadanymi nie bez trudu i nie poprawnie angielskimi słowami naznaczonymi obcym - francuskim? - akcentem. Cała postać wydawała mu się urocza i w jakiś nietypowy sposób piękna, pociągająca. Czy ma to związek z jej urodą, czy genetyką - cóż, nie wiadomo, Bertie owych genów świadomy nie jest i może się im tylko poddawać, jedynie bardziej niż zwykle podziwiając urodę rozmówczyni. Jako, że Bott kobiety po prostu uwielbiał, nie różniło się to zachowanie od jego codziennego właściwie.
- Pomylić? Piękne pomyłki sprowadzają ludzi do krainy słodyczy.
Stwierdził wesołym tonem.
- Czekolad, toffi, owoców, kremów, ciast, ciasteczek tych magicznych i całkiem mugolskich. Wszystko pyszne i wszystko wypiekane na miejscu. - zachęcał, bo przecież widział te spojrzenia rzucane słodkościom ukrytym za ladą i wiedział, że są wspaniałe - bo oczywiście wszystkich już w trakcie pracy tu zdążył spróbować. Nigdy mu się nie znudzą, był tego całkowicie, ale to absolutnie pewien. Należał po prostu do tych osób, które urodziły się stworzone do pożerania czekolady i denerwowania ludzi tym, że nie przybierają na wadze.
- Może chociaż kawę? - zaproponował jeszcze. Bo i kawy też mieli świetne. To z lodami, to z czekoladą, bitą śmietaną. Zwykłe, z mlekiem też były, ale toć to nuuudy! Gorąca kawa z nie topiącymi się gałkami lodów, to jest coś!
- Pomylić? Piękne pomyłki sprowadzają ludzi do krainy słodyczy.
Stwierdził wesołym tonem.
- Czekolad, toffi, owoców, kremów, ciast, ciasteczek tych magicznych i całkiem mugolskich. Wszystko pyszne i wszystko wypiekane na miejscu. - zachęcał, bo przecież widział te spojrzenia rzucane słodkościom ukrytym za ladą i wiedział, że są wspaniałe - bo oczywiście wszystkich już w trakcie pracy tu zdążył spróbować. Nigdy mu się nie znudzą, był tego całkowicie, ale to absolutnie pewien. Należał po prostu do tych osób, które urodziły się stworzone do pożerania czekolady i denerwowania ludzi tym, że nie przybierają na wadze.
- Może chociaż kawę? - zaproponował jeszcze. Bo i kawy też mieli świetne. To z lodami, to z czekoladą, bitą śmietaną. Zwykłe, z mlekiem też były, ale toć to nuuudy! Gorąca kawa z nie topiącymi się gałkami lodów, to jest coś!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nigdy nie spodziewałabym się, że mogę wydać się rozczulająca. Określano mnie w życiu wieloma mianami, nigdy takim. Zdarza mi się udawać prawdziwego anioła do rany przyłóż, sama czasem wzbieram się na wyżyny altruizmu oraz prawdziwej uczuciowości, głównie jednak mam łatkę wrednej, kapryśnej zołzy - i nie wypieram się tego. Nie znam twoich myśli, drogi sprzedawco, więc dziwić się nie mogę. Za to uśmiecham się naprawdę niewinnie widząc twój uśmiech, może nawet lekkie rozanielenie w spojrzeniu? Lubię udawać, że nie zauważam działania własnych genów na mężczyzn. To taki rodzaj zabawy, który nigdy mi się nie znudzi.
Pogrążona w niezbyt roztropnych myślach chwilowo nie zwracam uwagi ani na słowa rozbrzmiewające w lokalu, ani na słodkości rzucające się w oczy, obiecując wieczną rozkosz na podniebieniu. Po dłuższej chwili wracam do rzeczywistości osaczającej mnie jak inferiusy w ostatnim spektaklu, brrr. Wzdrygam się na samo wspomnienie tego makabrycznego przedstawienia. Wyraziłam zgodę na śpiewanie w nim tylko dlatego, że chcę robić karierę. Jak będę już na szczycie hierarchii to wytknę im ich niekompetencję!
- Mugolskich? - wyłapuję jedno ze słów w całym zdaniu, powtarzam je za tobą ze zdziwioną, bardzo rozkojarzoną miną. - Co to znaczyć? - dopytuję, gdyż realnie nie wiem. Nie znam tego słowa, nadal uczę się tego brzydkiego, brytyjskiego języka. Odgarniam włosy do tyłu, przybieram na nowo całkiem miłą aparycję. I nadal się waham. Dopiero kawa zdaje się nie przekonywać.
- Tak, kawa być porządek. Czarna, nie cukier, nie mleko - odzywam się w końcu przystępując bliżej, tuż przy ladzie, otulając panujący tu słodki zapach drobną nutą cytrusową, po chwili rozmywającą się w powietrzu. Jedne z droższych perfum, które mam na sobie - na zamówienie aż przypływające statkiem z Francji. Piękno wymaga wyrzeczeń oraz nakładów finansowych, nawet jeśli posiada się naturalny urok, grację oraz nieskazitelną aparycję. Całość wręcz potrzebuje dodatków w celu dopełnienia najznakomitszego obrazu, jakim może być kobieta.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Pogrążona w niezbyt roztropnych myślach chwilowo nie zwracam uwagi ani na słowa rozbrzmiewające w lokalu, ani na słodkości rzucające się w oczy, obiecując wieczną rozkosz na podniebieniu. Po dłuższej chwili wracam do rzeczywistości osaczającej mnie jak inferiusy w ostatnim spektaklu, brrr. Wzdrygam się na samo wspomnienie tego makabrycznego przedstawienia. Wyraziłam zgodę na śpiewanie w nim tylko dlatego, że chcę robić karierę. Jak będę już na szczycie hierarchii to wytknę im ich niekompetencję!
- Mugolskich? - wyłapuję jedno ze słów w całym zdaniu, powtarzam je za tobą ze zdziwioną, bardzo rozkojarzoną miną. - Co to znaczyć? - dopytuję, gdyż realnie nie wiem. Nie znam tego słowa, nadal uczę się tego brzydkiego, brytyjskiego języka. Odgarniam włosy do tyłu, przybieram na nowo całkiem miłą aparycję. I nadal się waham. Dopiero kawa zdaje się nie przekonywać.
- Tak, kawa być porządek. Czarna, nie cukier, nie mleko - odzywam się w końcu przystępując bliżej, tuż przy ladzie, otulając panujący tu słodki zapach drobną nutą cytrusową, po chwili rozmywającą się w powietrzu. Jedne z droższych perfum, które mam na sobie - na zamówienie aż przypływające statkiem z Francji. Piękno wymaga wyrzeczeń oraz nakładów finansowych, nawet jeśli posiada się naturalny urok, grację oraz nieskazitelną aparycję. Całość wręcz potrzebuje dodatków w celu dopełnienia najznakomitszego obrazu, jakim może być kobieta.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Ostatnio zmieniony przez Odette Baudelaire dnia 15.06.17 0:45, w całości zmieniany 1 raz
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Wrócił za ladę, choć nadal zerkał na prześliczną dziewczynę, która niewątpliwie miała w sobie to coś. Przyciągała spojrzenie mocniej, niż inne i Bertie nie miał pojęcia, że to kwestia genów, nie zastanawiał się nad tym bardziej. W innych warunkach pewnie spróbowałby ją zaprosić na randkę, nie ważne, że na dzień dobry widać, że to dama, nie byle dziewczyna i mało prawdopodobne, że randkuje sobie z byle cukiernikami, ale co z tego, świat do odważnych należy! W tej chwili nie miał jednak zwyczajnie ochoty na podobne myśli, czy podchody. Inna piękna pani siedziała mu w sercu i wyjść nie chciała, tylko mieszała w nim i mąciła i odpychała i przyciągała. I chyba czekała, aż on oszaleje. I pewnie tak się skończy, Bertie Bott wyląduje w kaftanie bezpieczeństwa, w pokoju bez klamek. Póki co jednak stał tutaj i słuchał, jak nieznajoma kobieta stara się radzić sobie z językiem angielskim. Uśmiechnął się ponownie, może trochę rozbawiony, ale na pewno nadal rozczulony.
- Mugolskie, czyli niemagiczne. Mugole to nie-czarodzieje. - wyjaśnił zaraz, zabierając się za przygotowywanie kawy, kiedy powiedziała na co ma ochotę. - Może odrobinę cynamonu?
Zaproponował, przyglądając się dodatkom do kawy, jakie mieli.
- Przyjechała pani do tej krainy deszczu na stałe, czy to czasowa wizyta? - zagadnął uprzejmie, przygotowując przy tym pięknie pachnącą kawę.
- Mugolskie, czyli niemagiczne. Mugole to nie-czarodzieje. - wyjaśnił zaraz, zabierając się za przygotowywanie kawy, kiedy powiedziała na co ma ochotę. - Może odrobinę cynamonu?
Zaproponował, przyglądając się dodatkom do kawy, jakie mieli.
- Przyjechała pani do tej krainy deszczu na stałe, czy to czasowa wizyta? - zagadnął uprzejmie, przygotowując przy tym pięknie pachnącą kawę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niestety, jestem okropnie próżna - nie umówiłabym się z cukiernikiem. Jedynie wtedy, jeśli posiadałby własną sieć zakładów, czyli był bogaty. Tak, to smutne, ale wiem już, że miłość nie istnieje. W tych czasach należy umieć się dobrze ustawić i nic poza tym. Mam talent, ale to nie wystarczy - bez znamienitego nazwiska, góry galeonów oraz koneksji mogę śpiewać w operze do śmierci, a i tak nikt mnie nie zauważy. Mam coraz czarniejsze myśli pod tym względem. Belle utrzymuje się na rynku tylko przez wzgląd na swoje skandale, przecież głosu nie ma w ogóle. Od jednego bogacza do drugiego, równie dobrze mogłaby być prostytutką. Ja nie chcę się tak upadlać, a widocznie to jest teraz w cenie. Dokąd zmierzasz, świecie…
Zadawałabym sobie to pytanie, gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające. Pośród tych wszystkich pyszności trudno o koncentrację, więc moje myśli ułożone w chaotyczny pęd ku nieznanemu nie pozwalają mi na całkowitą trzeźwość umysłu. Wpatruję się bardziej w wypieki niż w ciebie, panie sprzedawco, co tylko działa na obopólną korzyść - nie widzimy własnych spojrzeń oraz rozterek. Z drugiej strony, moje widać raczej bardziej…
Twój głos wybudza mnie z drobnego letargu, w jaki wpadłam wchodząc do pomieszczenia. Kawa, bez mleka i cukru, to najlepsze wyjście. Zabije głód palący od wewnątrz. Gdybym odważyła się na jakąś słodycz, to nie wiem, czy potrafiłabym zachować dobre maniery!
- Ach tak - odpowiadam na wyjaśnienia. Tak, ma to sens teraz. Mugolskie słodycze – to brzmi już zbyt ekstrawagancko. Nie interesuję się polityką, nie mam uprzedzeń, a jednak mugole nie leżą w kręgu moich zainteresowań. - Cynamon, tak - potwierdzam, dając znać ręką, że można dodać. Cynamon rozgrzewa, a wcale nie jest tak mocno kaloryczny! No i nada kawie lekko ciasteczkowego posmaku… - Na stały. Tak wydawać mi się - stwierdzam równie uprzejmie, a na mojej twarzy pojawia się blady uśmiech. Ostatnimi czasy coraz mniej jestem pewna co do tego, czy tu zostanę.
Zadawałabym sobie to pytanie, gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające. Pośród tych wszystkich pyszności trudno o koncentrację, więc moje myśli ułożone w chaotyczny pęd ku nieznanemu nie pozwalają mi na całkowitą trzeźwość umysłu. Wpatruję się bardziej w wypieki niż w ciebie, panie sprzedawco, co tylko działa na obopólną korzyść - nie widzimy własnych spojrzeń oraz rozterek. Z drugiej strony, moje widać raczej bardziej…
Twój głos wybudza mnie z drobnego letargu, w jaki wpadłam wchodząc do pomieszczenia. Kawa, bez mleka i cukru, to najlepsze wyjście. Zabije głód palący od wewnątrz. Gdybym odważyła się na jakąś słodycz, to nie wiem, czy potrafiłabym zachować dobre maniery!
- Ach tak - odpowiadam na wyjaśnienia. Tak, ma to sens teraz. Mugolskie słodycze – to brzmi już zbyt ekstrawagancko. Nie interesuję się polityką, nie mam uprzedzeń, a jednak mugole nie leżą w kręgu moich zainteresowań. - Cynamon, tak - potwierdzam, dając znać ręką, że można dodać. Cynamon rozgrzewa, a wcale nie jest tak mocno kaloryczny! No i nada kawie lekko ciasteczkowego posmaku… - Na stały. Tak wydawać mi się - stwierdzam równie uprzejmie, a na mojej twarzy pojawia się blady uśmiech. Ostatnimi czasy coraz mniej jestem pewna co do tego, czy tu zostanę.
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Cóż, marzyć można, a Bertie marzycielem jest, był i pewnie już zawsze będzie. Od niezręcznej sytuacji Odetkę ratował więc nastrój chłopaka, może to i dobrze, a może i byłoby zabawnie, kto to wie. Tak, czy inaczej młody cukiernik zajął się przygotowywaniem kawy dla pięknej pani, czasem i na nią zerkając, choć nie napastując nadmiernie. Dodał jej cynamonu zgodnie z poleceniem i już zaraz pyszny, bardzo aromatyczny napój był gotowy.
- Londyn to piękne miejsce. Mam nadzieję, że się tu pani odnajdzie. - odpowiedział jej jedynie, bo na prawdę tak myślał. Wiele dziwnych rzeczy się tu ostatnio dzieje, także dużo złych rzeczy, jednak nie można zapominać o jasnych stronach, o tym jak wspaniałe to miejsce jest, o przyjemnym, naturalnie przyspieszonym ruchu dookoła, o wspaniałych miejscach, jak większość lokali na Pokątnej, jak ta niemagiczna część, która tętni życiem, choć całkowicie innym! Londyn ma wiele wspaniałych zakamarków i miejsc magicznych, wspaniałych, które tylko trzeba odkryć. I ludzi, może nie wszyscy są ideałami, jednak zdecydowanie większość jest świetna!
Podał po chwili już zamówienie, nie roztkliwiając się głębiej nad urokami Londynu, które nieznajoma na pewno sama odkryje.
- To wszystko?
Upewnił się jeszcze. No, przecież te słodycze patrzą, kuszą, śpiewają!
- Londyn to piękne miejsce. Mam nadzieję, że się tu pani odnajdzie. - odpowiedział jej jedynie, bo na prawdę tak myślał. Wiele dziwnych rzeczy się tu ostatnio dzieje, także dużo złych rzeczy, jednak nie można zapominać o jasnych stronach, o tym jak wspaniałe to miejsce jest, o przyjemnym, naturalnie przyspieszonym ruchu dookoła, o wspaniałych miejscach, jak większość lokali na Pokątnej, jak ta niemagiczna część, która tętni życiem, choć całkowicie innym! Londyn ma wiele wspaniałych zakamarków i miejsc magicznych, wspaniałych, które tylko trzeba odkryć. I ludzi, może nie wszyscy są ideałami, jednak zdecydowanie większość jest świetna!
Podał po chwili już zamówienie, nie roztkliwiając się głębiej nad urokami Londynu, które nieznajoma na pewno sama odkryje.
- To wszystko?
Upewnił się jeszcze. No, przecież te słodycze patrzą, kuszą, śpiewają!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gniew Kirke
Szybka odpowiedź