Sala bankietowa [ŚLUB]
AutorWiadomość
Sala bankietowa
Kolejna z wielu sal lodowego pałacu. Chodź rozmiarem dorównuje poprzednim, ta przeznaczona jest do raczenia gości nie tylko wyśmienitym jedzeniem lecz również trunkami najwyższej jakości, nie tylko tymi w których skład wchodzą procenty. Podobnie jak reszta pałacu, w całości wykonana jest z lodu lecz nie sposób odczuć tu zimna. Pod ścianami ustawione zostały stoły, które teraz uginają się pod ciężarem różnorodności dań, którym nie oprze się nawet najbardziej wybredny smakosz. W powietrzu lewitują samo-zapełniające się tace zarówno z alkoholami najwyższej jakości jak i napojami mniej wyskokowymi. Sufit podobnie jak reszta sal pozostaje zaczarowany, zamiast jednak opadających zeń płatków śniegu, widnieje na nim obraz nieba, przystrojonego mieniącą się różnymi bawarami zorzą; w ten sposób oglądający ma wrażenie jakby stał pod gołym niebem.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
O początku uroczystości krążył niczym sęp, wyczekując okazji do tego, by Lilith znalazła się we względnej osobności. Nie było wszak tajemnicą, że Carrow miał przysłowiową kosę z Averymi, a zwłaszcza z pewnym konkretnym. Jak do tej pory względnie sprawnie udawało mu się unikać niechcianej konfrontacji z każdym z kim wchodzić w nią nie chciał. Prowokować też się nie dawał. Był na to zdecydowanie zbyt doświadczony. Uśmiechał się tylko, zabawiał, był czarującym sobą i wyczekującym na odpowiednią sposobność coby porwać Lilith.
- Myślałem już, że te harpie pożrą cie żywcem i przyjdzie mi obcować z twoimi kostkami. - Wychylił się ze swej kryjówki, zagadując do swej chrześnicy, którą jeszcze chwilę wcześniej otaczał wianuszek nowych ciotek. Wszystkie ze strony rodziny małżonka. Adrien wiedział bo kobiety kojarzył z widzenia, a niektóre nawet i z autopsji. Nie dosłownej. I całe szczęście bo pewien nie był, czy taką krzywdę dla swych oczu zdecydowałaby się poczynić.
- Muszę pochwalić odwagę małżonka skoro pozwolił sobie na spuszczenie z oczu takiego kryształu, Lady Avery. - W jego głosie pobrzmiewała pewna żartobliwa frywolność, choć niezaprzeczalnie podziw co do urody Lilith był jak najbardziej szczery.
- Myślałem już, że te harpie pożrą cie żywcem i przyjdzie mi obcować z twoimi kostkami. - Wychylił się ze swej kryjówki, zagadując do swej chrześnicy, którą jeszcze chwilę wcześniej otaczał wianuszek nowych ciotek. Wszystkie ze strony rodziny małżonka. Adrien wiedział bo kobiety kojarzył z widzenia, a niektóre nawet i z autopsji. Nie dosłownej. I całe szczęście bo pewien nie był, czy taką krzywdę dla swych oczu zdecydowałaby się poczynić.
- Muszę pochwalić odwagę małżonka skoro pozwolił sobie na spuszczenie z oczu takiego kryształu, Lady Avery. - W jego głosie pobrzmiewała pewna żartobliwa frywolność, choć niezaprzeczalnie podziw co do urody Lilith był jak najbardziej szczery.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przyjmowanie kolejnych gratulacji, choć zdawać by się mogło - męczące, nie przyprawiało mnie o zawrót głowy. Nie posyłałam nerwowych spojrzeń w stronę drzwi, czekając tylko momentu w którym, mogłabym niezauważenie przemknąć w ich stronę a następnie zniknąć za nimi, przecież to był nasz dzień. A przynajmniej tak mi się zdawało do momentu, w którym drobny pierścionek u środkowego palca lewej dłoni nie zaczął palić mnie żywym ogniem. Ten nieprzyjemny incydent sprawił, że niemal odskoczyłam od ostatnich, składających nam najlepsze życzenia, gości. Odruchowo chwyciłam się za piekącą dłoń i zsunęłam, ku swemu zdziwieniu, czarny niczym węgiel krążek z palca. Poczułam jak fala gorąca zalewa moje drobne ciało a twarz blednie, na widok czerwonej pręgi. Upewniając się, że nikt nie widział mojej reakcji, odnalazłam męża, przeprosiłam go na chwilę i szybkim krokiem udałam się w stronę sali bankietowej, "celem" sprawdzenia, czy wszystko tam zostało dopięte na ostatni guzik.
Włóczyłam się gdzieś między stolikami, udając że poprawiam ustawienie talerzy czy sztućców, co chwilę posyłając uśmiechy w stronę gromadzących się w sali gości. Nagle tuż przed moją twarzą, zupełnie znikąd, pojawiła się dobrze mi znana twarz Lorda Carrowa.
- Adrienie! - Podskoczyłam, przykładając dłoń do klatki piersiowej i z nerwów zapominając o uroczystym brzmieniu całej ceremonii oraz powinności zwracania się do gości oficjalnymi tytułami, ewentualnie per pan, pani. Na całe szczęście głos mój był nieco stłumiony, a czarodziei wciąż niewiele. Na dźwięk jego słów na mojej twarzy zatańczył zadziorny uśmiech. - Spokojnie, nauczyłeś mnie jak obcować z podobnymi personami. - Odpowiedziałam już normalnym tonem głosu, posyłając mu przy tym jedno z tych znaczących spojrzeń. - Może to nie odwaga a zaufanie, drogi Lordzie. - Na drugie zdanie mego ojca chrzestnego, odpowiedziałam nieco z przekąsem. Dobrze wiedziałam, że nie popierał mojego wyboru. Nie ufał Perseusowi. Nie miałam jednak do niego o to żalu, nie mogłam.
Włóczyłam się gdzieś między stolikami, udając że poprawiam ustawienie talerzy czy sztućców, co chwilę posyłając uśmiechy w stronę gromadzących się w sali gości. Nagle tuż przed moją twarzą, zupełnie znikąd, pojawiła się dobrze mi znana twarz Lorda Carrowa.
- Adrienie! - Podskoczyłam, przykładając dłoń do klatki piersiowej i z nerwów zapominając o uroczystym brzmieniu całej ceremonii oraz powinności zwracania się do gości oficjalnymi tytułami, ewentualnie per pan, pani. Na całe szczęście głos mój był nieco stłumiony, a czarodziei wciąż niewiele. Na dźwięk jego słów na mojej twarzy zatańczył zadziorny uśmiech. - Spokojnie, nauczyłeś mnie jak obcować z podobnymi personami. - Odpowiedziałam już normalnym tonem głosu, posyłając mu przy tym jedno z tych znaczących spojrzeń. - Może to nie odwaga a zaufanie, drogi Lordzie. - Na drugie zdanie mego ojca chrzestnego, odpowiedziałam nieco z przekąsem. Dobrze wiedziałam, że nie popierał mojego wyboru. Nie ufał Perseusowi. Nie miałam jednak do niego o to żalu, nie mogłam.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wysunął zęby zza wąsów widząc jej reakcję.
- Słyszałem, że ciągle robię wrażenie na damach, lecz żeby aż takie...? - zażartował sobie, a w jego oczach zawirowały młodzieńcze ogniki rozbawienia. Niezaprzeczalnie świadczyły o młodym duchu Lorda Carrowa, choć oto proszę - czas leciał. Wystarczyło spojrzeć na Lilith. Nie była już małą dziewczynką, a kobietą, żoną.
- Uf, dobrze, czułem obawę, że jedynie zachęcałem cie do głupot - teatralnym gestem przyłożył dłoń do serca w wyrazie ulgi, by zaraz mimo wszytko znów pokazać swoje zęby w uśmiechu. Początkowo w równie żartobliwym wyrazie, lecz zaraz jednak uśmiech ten stał się bardziej stonowany. Adrien poczuł bowiem nagle nieprzyjemne ukłucie troski i straty w sercu. - Mam nadzieję, że jedynie korzyści z tych moich nauk będziesz czerpała dla siebie i na twojej życiowej ścieżce dzięki tym głupotkom znajdzie się kilka dodatkowych płatków coby ta była ci przyjemniejsza, moja droga. - rzekł z głębi serca z pewną nostalgią i troską. Skinął głową na jej kolejny przekąs bo oczywistym było, że nie darzył zaufaniem żadnego Averego. No, teraz stał przed nim wyjątek potwierdzający regułę.
- O, zaufanie. By móc kogoś nim obdarzyć niewątpliwie jest potrzebna jeszcze większa odwaga niż ta, którą miałem na myśli. Ale jeśli faktycznie tak jest to dobrze to o nim świadczy. Jeśli to faktycznie zaufanie. - wytknął z żartobliwym przekąsem - A jeśli to coś więcej niż zaufanie to jeszcze lepiej. - dodał już poważniej mając na myśli uczucie. Po tych słowach utkwił wzrok w swej chrześnicy, jakby chcąc zbadać, czy to niezłomne uczucie czai się gdzieś w tych brązowych ślepiach.
- Słyszałem, że ciągle robię wrażenie na damach, lecz żeby aż takie...? - zażartował sobie, a w jego oczach zawirowały młodzieńcze ogniki rozbawienia. Niezaprzeczalnie świadczyły o młodym duchu Lorda Carrowa, choć oto proszę - czas leciał. Wystarczyło spojrzeć na Lilith. Nie była już małą dziewczynką, a kobietą, żoną.
- Uf, dobrze, czułem obawę, że jedynie zachęcałem cie do głupot - teatralnym gestem przyłożył dłoń do serca w wyrazie ulgi, by zaraz mimo wszytko znów pokazać swoje zęby w uśmiechu. Początkowo w równie żartobliwym wyrazie, lecz zaraz jednak uśmiech ten stał się bardziej stonowany. Adrien poczuł bowiem nagle nieprzyjemne ukłucie troski i straty w sercu. - Mam nadzieję, że jedynie korzyści z tych moich nauk będziesz czerpała dla siebie i na twojej życiowej ścieżce dzięki tym głupotkom znajdzie się kilka dodatkowych płatków coby ta była ci przyjemniejsza, moja droga. - rzekł z głębi serca z pewną nostalgią i troską. Skinął głową na jej kolejny przekąs bo oczywistym było, że nie darzył zaufaniem żadnego Averego. No, teraz stał przed nim wyjątek potwierdzający regułę.
- O, zaufanie. By móc kogoś nim obdarzyć niewątpliwie jest potrzebna jeszcze większa odwaga niż ta, którą miałem na myśli. Ale jeśli faktycznie tak jest to dobrze to o nim świadczy. Jeśli to faktycznie zaufanie. - wytknął z żartobliwym przekąsem - A jeśli to coś więcej niż zaufanie to jeszcze lepiej. - dodał już poważniej mając na myśli uczucie. Po tych słowach utkwił wzrok w swej chrześnicy, jakby chcąc zbadać, czy to niezłomne uczucie czai się gdzieś w tych brązowych ślepiach.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pozwoliłam, by nadmierna już ilość powietrza znajdującego się w moich płucach, opuściła je z cichym świstem. Chwilę jeszcze badawczo przeciągałam wzrok po twarzy Adriena, by w finalnym geście uraczyć go ciepłym uśmiechem. Jak zwykle, nie dał się ponieść emocjom czy sprowokować, stał przede mną szczerząc się od ucha do ucha, jak gdyby nic się nie stało. Oczywistym było więc, że nie mogłam już dłużej pofukiwać w jego stronę, bo choć z początku reakcja moja była jedynie formą obrony a nie celowym działaniem, tak teraz, mając już pełny obraz sytuacji i wiedząc, że mój drogi ojciec chrzestny nie przyszedł tu proponować mi ucieczki tylnymi drzwiami i biletu na bezludną wyspę a jedynie wyrazić swą troskę, mogłam się w końcu rozluźnić.
- Obiecuję, że będę ostrożna przez całą swoją drogę. - Dodałam, kładąc dłoń na jego ramieniu i lekko ją zaciskając, drugą zaś machnęłam w kierunku lewitującej tacy. - Napijesz się? - Spytałam, kiedy oszronione naczynie znalazło się w naszym zasięgu i nie czekając na odpowiedź Lorda Carrowa, pochwyciłam kryształowy kieliszek. Upiłam kilka łyków rubinowego trunku w czasie, w którym Adrien raczył mnie swoimi przemyśleniami.
- Muszę przyznać Ci rację. Faktycznie, trzeba nie małej odwagi, by komuś zaufać. Jeszcze większej jednak potrzeba, by kogoś pokochać. Pozwolić mu wejść. Wziąć za niego odpowiedzialność. A wszystko to mając świadomość, że od tej pory, ów osoba jest w stanie zamienić nasze serce w pył, jednym słowem czy gestem. - Skończyłam swój wywód, przyłożeniem do ust szkła i upiciem z niego kolejnego łyka, który w tej sytuacji zdawał się dawać ukojenie. (#alkoholizm)
- Obiecuję, że będę ostrożna przez całą swoją drogę. - Dodałam, kładąc dłoń na jego ramieniu i lekko ją zaciskając, drugą zaś machnęłam w kierunku lewitującej tacy. - Napijesz się? - Spytałam, kiedy oszronione naczynie znalazło się w naszym zasięgu i nie czekając na odpowiedź Lorda Carrowa, pochwyciłam kryształowy kieliszek. Upiłam kilka łyków rubinowego trunku w czasie, w którym Adrien raczył mnie swoimi przemyśleniami.
- Muszę przyznać Ci rację. Faktycznie, trzeba nie małej odwagi, by komuś zaufać. Jeszcze większej jednak potrzeba, by kogoś pokochać. Pozwolić mu wejść. Wziąć za niego odpowiedzialność. A wszystko to mając świadomość, że od tej pory, ów osoba jest w stanie zamienić nasze serce w pył, jednym słowem czy gestem. - Skończyłam swój wywód, przyłożeniem do ust szkła i upiciem z niego kolejnego łyka, który w tej sytuacji zdawał się dawać ukojenie. (#alkoholizm)
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uśmiechnął się ciepło na tą obietnicę ostrożności daną przez Lilith. Chciał wierzyć, że tak właśnie będzie, że będzie bezpieczna, że będzie na siebie uważać. Lecz czy właśnie tego oczekiwano od zakonniczki? Nie. I w tym właśnie źródło miała obawa Carrowa, której jednak nie zwerbalizował. Wiedział, że jedyne co może zrobić dla Lilith to nad nią czuwać. Była bystra, na pewno sama doskonale zdawała sobie sprawę z podejmowanego przez siebie ryzyka. Nie było potrzeby by jej o tym przypominał TEGO DNIA.
- Cóż...chyba mi nie wypada zostawić damy w potrzebie. - zażartował i ujął kielich coby się solidaryzować z Lady Avery by zaraz uważnie słuchać tego co wychodziło z jej ust. Gdy skończyła skinął głową z aprobatą i ukazał swe zęby w szerokim uśmiechu.
- Dobrze powiedziane - przyznał, a zaraz przysunął kryształ do swych ust by umoczyć w zawartości wąsy. - A powiedz mi moja droga, w której wieży ten niezwykły smok... - bo przecież bardzo odważny - ...ma zamiar trzymać moją chrześnicę? Muszę wiedzieć jaki kierunek obierać na szturm, to znaczy - lot aetonanem - Jego brew poruszyła się zaczepnie. Ciągle nie wiedział, czy Lilith zasili szeregi dam głównego dworu Averych, czy może jej małżonek uwił już własnie gniazdo?
- Cóż...chyba mi nie wypada zostawić damy w potrzebie. - zażartował i ujął kielich coby się solidaryzować z Lady Avery by zaraz uważnie słuchać tego co wychodziło z jej ust. Gdy skończyła skinął głową z aprobatą i ukazał swe zęby w szerokim uśmiechu.
- Dobrze powiedziane - przyznał, a zaraz przysunął kryształ do swych ust by umoczyć w zawartości wąsy. - A powiedz mi moja droga, w której wieży ten niezwykły smok... - bo przecież bardzo odważny - ...ma zamiar trzymać moją chrześnicę? Muszę wiedzieć jaki kierunek obierać na szturm, to znaczy - lot aetonanem - Jego brew poruszyła się zaczepnie. Ciągle nie wiedział, czy Lilith zasili szeregi dam głównego dworu Averych, czy może jej małżonek uwił już własnie gniazdo?
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kolejny ciepły uśmiech popłynął w stronę Lorda Carrowa, kiedy ten postanowił skorzystać z jej propozycji i również przyłożył do ust kryształowy kieliszek. Wbijałam w niego swoje spojrzenie jeszcze przez krótką chwilę, przywołując w pamięci obrazy przeszłości. Kto by pomyślał, że minęło już tyle lat... Miałam wrażenie, jakbym zupełnie wczoraj, biegała razem z Inarą z dziecięcymi rapierami w ręce, przyprawiając Adriena o ciche westchnięcia i uwagi dotyczące wydłubanych oczu, bo o ubytki w wyposażeniu domu, zdawał się nie martwić. Czy teraz miało się wszystko zmienić? Cień smutku przemknął przez moją twarz, i nim zdecydowałam się odpowiedzieć na jego pytanie, ponownie zamoczyłam usta w czerwonym trunku. Szturm aetonanem jednak przywrócił uśmiech na moje usta.
- Adrienie... - Spojrzałam na niego z przekornym błyskiem w oczach. - Myślę, że smok pozwoli mi wpuścić Cię głównym wejściem i żadne szturmy nie będą potrzebne! - Zaśmiałam się cicho, ponownie wbijając w niego swoje spojrzenie. - W dworku leżącym na ziemiach będących własnością Averych, ale na pewno sami. - Położyłam wyraźny nacisk na drugą część zdania, posyłając przy tym znaczące spojrzenie w stronę swego ojca chrzestnego. Nie bardzo wyobrażałam sobie mieszkanie z innymi członkami tego rodu... i nie chodziło tu o chęć bycia z Perseusem sam na sam. - Wiesz, to wszystko potoczyło się tak szybko... Chyba jeszcze nie do końca to do mnie dotarło... - To mówiąc, opadłam ciężko na jedno z krzeseł, przy którym staliśmy. Wciąż nie było tu wiele gości, a co za tym szło, mogłam sobie pozwolić na odrobinę swobody i wyjąć ten kij zbudowany z zasad etykiety, co to mi go przed ceremonią wsadzili... ekhem.
- Adrienie... - Spojrzałam na niego z przekornym błyskiem w oczach. - Myślę, że smok pozwoli mi wpuścić Cię głównym wejściem i żadne szturmy nie będą potrzebne! - Zaśmiałam się cicho, ponownie wbijając w niego swoje spojrzenie. - W dworku leżącym na ziemiach będących własnością Averych, ale na pewno sami. - Położyłam wyraźny nacisk na drugą część zdania, posyłając przy tym znaczące spojrzenie w stronę swego ojca chrzestnego. Nie bardzo wyobrażałam sobie mieszkanie z innymi członkami tego rodu... i nie chodziło tu o chęć bycia z Perseusem sam na sam. - Wiesz, to wszystko potoczyło się tak szybko... Chyba jeszcze nie do końca to do mnie dotarło... - To mówiąc, opadłam ciężko na jedno z krzeseł, przy którym staliśmy. Wciąż nie było tu wiele gości, a co za tym szło, mogłam sobie pozwolić na odrobinę swobody i wyjąć ten kij zbudowany z zasad etykiety, co to mi go przed ceremonią wsadzili... ekhem.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lilith Greengrass złożyła przysięgę wiecznej miłości Perseusowi Avery'emu - temu samemu, który zdradził Zakon Feniksa. Wiedząc o tym, Lilith świadomie zdradziła organizację, którą reprezentowała.
W pewnym momencie poczuła zawrót głowy, odruchowo sięgnęła dłonią na palec, na którym niegdyś nosiła pierścień Zakonu - ale go tam nie odnalazła, błyskotka skruszyła się w popiół, który zabrał wiatr wzniecony nagłym przeciągiem. Co dziwne, Lilith nie mogła zrozumieć, czego właściwie szukała na swoim palcu. Nie pamiętała o pierścionku. Nie pamiętała już o Zakonie. Nie pamiętała o wydarzeniach w domu Dumbledore'a, w których jeszcze niedawno uczestniczyła. Silne zaklęcia ochronne rzucone przez Albusa Dumbledore'a jeszcze za jego życia opierały się na potężnej magii i miały na celu zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim członkom organizacji.
W tym samym czasie, gdzieś w kwaterze głównej, jej pióro spłonęło.
W pewnym momencie poczuła zawrót głowy, odruchowo sięgnęła dłonią na palec, na którym niegdyś nosiła pierścień Zakonu - ale go tam nie odnalazła, błyskotka skruszyła się w popiół, który zabrał wiatr wzniecony nagłym przeciągiem. Co dziwne, Lilith nie mogła zrozumieć, czego właściwie szukała na swoim palcu. Nie pamiętała o pierścionku. Nie pamiętała już o Zakonie. Nie pamiętała o wydarzeniach w domu Dumbledore'a, w których jeszcze niedawno uczestniczyła. Silne zaklęcia ochronne rzucone przez Albusa Dumbledore'a jeszcze za jego życia opierały się na potężnej magii i miały na celu zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim członkom organizacji.
W tym samym czasie, gdzieś w kwaterze głównej, jej pióro spłonęło.
Wszystko się zmieniało, nic nie było wieczne. Prawie - wspomnienia miały to do siebie, że trwały w nas i gdy zachodziła potrzeba przypominały o sobie by dodać nam otuchy. Dlatego też Adrien podarował Lilith myśloodsiewnię, lecz nie byle jaką. Zawierała ona wspomnienia Adriena dotyczące Lilith o których ona nawet mogła nie pamiętać. Wszystkie były kolorowe, ciepłe, zabawne (niekoniecznie zdaniem panny młodej). Adrien miał nadzieję, że gdy zajdzie potrzeba to być może w tych wspomnieniach znajdzie opacie. Albo przynajmniej będzie mogła pokazać swoim dzieciom, jakim małym diabełkiem była. Na samą myśl uśmiechnął się szerzej, lecz nie wypuścił na głos swych myśli. Przynajmniej nie tych.
- Adrienie...
- Lilith... - Zawtórował. Poniósł przy tym wymownie jedną z brwi i odwzajemnił jej spojrzenie - Och, szkoda. Tak trudno teraz o zorganizowanie odpowiedniego szturmu. Wszyscy chcą wpuszczać wszytkich głównymi bamami, nawet wróg wroga. No ale nic, co zrobić - wzruszył ramionami. Trudno było powiedzieć czy żartował czy też być może prawdziwy żal go w tym momencie przepełnił na myśl, że stracił jeden z pretekstów do przeprowadzenia tradycyjnego potraktowania ziem Aveych swym jednoosobowym najazdem. Ale to nic. Miał jeszcze kilka w zanadrzu - Och, wybornie - nie krył szczerego zadowolenia z takiej decyzji. Jeśli należała do małżonka to był gotowy mu nawet jej powinszować.
- Wierz mi, moja droga, teraz to już będzie tylko gorzej - Dodał radośnie, a zaraz potem również pozwolił sobie spocząć i podjąć temat dalej - Teraz wszyscy zaczną wypytywać się o to kiedy pojawi się dziecko, nie mrugniesz, a ono już będzie trzymało w ręku różdżkę, nie zdążysz cokolwiek powiedzieć, a ono już cie będzie zapewniało, że wie co robi. W międzyczasie przeżyjesz kilka błahych katastrof o których będzie się bębniło na salonach latami - kłótnie z małżonkiem o to czy dom powinny otaczać róże czy bez, na jaki kolor odmalować ściany i dlaczego ecru. A potem któregoś dnia znajdziesz się na moim miejscu przed swoim synem, córką lub chrześniakiem odzianym w ślubne szaty i wiesz co...? Dalej nie będziesz wiedziała kiedy ten czas zleciał - zmilkł na chwilę i się uśmiechną - Sama więc widzisz, a raczej słyszysz - będzie koszmarnie - podskoczył brwiami i choć powiedział koszmarnie to wypowiedział to tak, jakby słowo to kompletnie posiadało kompletnie odwrotne znaczenie. I słusznie - bo wszytko to było cudownie okropne.
- Adrienie...
- Lilith... - Zawtórował. Poniósł przy tym wymownie jedną z brwi i odwzajemnił jej spojrzenie - Och, szkoda. Tak trudno teraz o zorganizowanie odpowiedniego szturmu. Wszyscy chcą wpuszczać wszytkich głównymi bamami, nawet wróg wroga. No ale nic, co zrobić - wzruszył ramionami. Trudno było powiedzieć czy żartował czy też być może prawdziwy żal go w tym momencie przepełnił na myśl, że stracił jeden z pretekstów do przeprowadzenia tradycyjnego potraktowania ziem Aveych swym jednoosobowym najazdem. Ale to nic. Miał jeszcze kilka w zanadrzu - Och, wybornie - nie krył szczerego zadowolenia z takiej decyzji. Jeśli należała do małżonka to był gotowy mu nawet jej powinszować.
- Wierz mi, moja droga, teraz to już będzie tylko gorzej - Dodał radośnie, a zaraz potem również pozwolił sobie spocząć i podjąć temat dalej - Teraz wszyscy zaczną wypytywać się o to kiedy pojawi się dziecko, nie mrugniesz, a ono już będzie trzymało w ręku różdżkę, nie zdążysz cokolwiek powiedzieć, a ono już cie będzie zapewniało, że wie co robi. W międzyczasie przeżyjesz kilka błahych katastrof o których będzie się bębniło na salonach latami - kłótnie z małżonkiem o to czy dom powinny otaczać róże czy bez, na jaki kolor odmalować ściany i dlaczego ecru. A potem któregoś dnia znajdziesz się na moim miejscu przed swoim synem, córką lub chrześniakiem odzianym w ślubne szaty i wiesz co...? Dalej nie będziesz wiedziała kiedy ten czas zleciał - zmilkł na chwilę i się uśmiechną - Sama więc widzisz, a raczej słyszysz - będzie koszmarnie - podskoczył brwiami i choć powiedział koszmarnie to wypowiedział to tak, jakby słowo to kompletnie posiadało kompletnie odwrotne znaczenie. I słusznie - bo wszytko to było cudownie okropne.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jedna brew powędrowała ku górze a w moich oczach nie było już widać zatroskania, lecz lekkie zdezorientowanie. "Wszyscy chcą wpuszczać wszystkich głównymi bamami, nawet wróg wroga. " Czy pił on do czegoś lub kogoś konkretnego? Może gdyby nie fakt, że przed minutą z mojej pamięci zniknęły wszelkie wspomnienia dotyczące Zakonu Feniksa, pomyślałabym o Perseusu, jednak teraz moja myśli krążyły wokół ostatnich wydarzeń. Masakra na Sabacie, coraz częstsze zaginięcia czarodziei, ataki, polityka antymugolska prowadzona przez naszą kochaną Minister Magii... - To prawda. - Przytaknęłam mu cicho, skupiając się już na dalszej części jego wypowiedzi. Może ostatnio zbytnio wszystko analizowałam. Szukałam drugiego dna w każdej wypowiedzi, odmiennych znaczeń w danych sytuacjach... Może tak naprawdę wcale ich tam nie było? Może zwyczajnie przesadzam? I to nawet na własnym ślubie... Weź się w garść Lily.
Moje oczy niemal natychmiastowo zwiększyły swoją wielkość a wino niemal pomknęło w stronę dróg oddechowych, kiedy z ust Adriena padły słowa "teraz już będzie tylko gorzej". - Tylko gorzej? - Powtórzyłam za nim głucho, wlepiając w niego swoje czekoladowe tęczówki. Poziom zaskoczenia malał wraz z każdą następną sekundą wypowiedzi mojego rozmówcy, sprawiając, że nawet moje kąciki ust drgnęły ku górze. Znów miał rację. Dopiero teraz odczuję znaczenie słowa "wymagać" w całej jego okazałości. W końcu nie byłam już panną ani nawet narzeczoną, byłam żoną a już niedługo zapewne i matką - obowiązki wobec rodu trzeba spełnić. Z moich ust wydobył się cichy chichot, będący swego rodzaju komentarzem, podsumowującym jego wypowiedzieć. - Dziękuję za tą optymistyczną wersję przyszłości jaka mnie czeka. - Zakpiłam, posyłając mu uśmiech, złamany łobuzerską nutą. - Myślę, że powinieneś wygłaszać mowy weselne, parę takich słów otuchy i każda młoda para wkroczy nieco pewniej w nowo przypadłe im role. - Dodałam jeszcze, nim ponownie zatopiłam usta w wybornym trunku, by po chwili przypomnieć sobie o całkiem istotnym i równie nieuniknionym fakcie. - Wiesz, na ślubie Inary będę przy Tobie, by wesprzeć Cie równie dobrym słowem i gestem, bo choć oddanie Averym swojej chrześnicy poszło Ci nawet całkiem sprawnie, tak ukochanej córki Nottom, może nie być już tak łatwe do przełknięcia. - Spojrzałam na niego nieco wyzywająco, czekając na odpowiedzieć przepełnioną typową dla niego, ojcowską troską. - A teraz już całkiem poważnie, dostał Twoją akceptację, czy będzie pomykał w podskokach przez wasz ogródek, próbując uniknąć salwy śrutu z Twojej wiatrówki? - Spytałam już całkiem poważnie, ponownie unosząc jedną brew i posyłając Adrienowi znaczące spojrzenie - w końcu znałam go nie od dziś.
Moje oczy niemal natychmiastowo zwiększyły swoją wielkość a wino niemal pomknęło w stronę dróg oddechowych, kiedy z ust Adriena padły słowa "teraz już będzie tylko gorzej". - Tylko gorzej? - Powtórzyłam za nim głucho, wlepiając w niego swoje czekoladowe tęczówki. Poziom zaskoczenia malał wraz z każdą następną sekundą wypowiedzi mojego rozmówcy, sprawiając, że nawet moje kąciki ust drgnęły ku górze. Znów miał rację. Dopiero teraz odczuję znaczenie słowa "wymagać" w całej jego okazałości. W końcu nie byłam już panną ani nawet narzeczoną, byłam żoną a już niedługo zapewne i matką - obowiązki wobec rodu trzeba spełnić. Z moich ust wydobył się cichy chichot, będący swego rodzaju komentarzem, podsumowującym jego wypowiedzieć. - Dziękuję za tą optymistyczną wersję przyszłości jaka mnie czeka. - Zakpiłam, posyłając mu uśmiech, złamany łobuzerską nutą. - Myślę, że powinieneś wygłaszać mowy weselne, parę takich słów otuchy i każda młoda para wkroczy nieco pewniej w nowo przypadłe im role. - Dodałam jeszcze, nim ponownie zatopiłam usta w wybornym trunku, by po chwili przypomnieć sobie o całkiem istotnym i równie nieuniknionym fakcie. - Wiesz, na ślubie Inary będę przy Tobie, by wesprzeć Cie równie dobrym słowem i gestem, bo choć oddanie Averym swojej chrześnicy poszło Ci nawet całkiem sprawnie, tak ukochanej córki Nottom, może nie być już tak łatwe do przełknięcia. - Spojrzałam na niego nieco wyzywająco, czekając na odpowiedzieć przepełnioną typową dla niego, ojcowską troską. - A teraz już całkiem poważnie, dostał Twoją akceptację, czy będzie pomykał w podskokach przez wasz ogródek, próbując uniknąć salwy śrutu z Twojej wiatrówki? - Spytałam już całkiem poważnie, ponownie unosząc jedną brew i posyłając Adrienowi znaczące spojrzenie - w końcu znałam go nie od dziś.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie uszło jego uwadze to, że chrześnica nagle stała się dziwnie nieobecna czy też rozkojarzona. Nie nadążała za jego myślami, jej własne, które zamieniała w słowa, zdawały się być urywane. Adriena to nieco strapiło. Ściągnął brwi, a na jego twarzy pojawiły się zmarszczki zatroskania.
- Wszystko w porządku, Lily? - był wyraźnie zaniepokojony, jednak gotowy bez zająknięcia zareagować jeśli tylko Lilith zgłosiła mu taką konieczność.
Uśmiechnął się potem ostrożnie, gdy zaczęła u dziękować, za jakże optymistyczną wersję przyszłości. W tej chwili obserwował ją nie wzrokiem ojca chrzestnego, a uzdrowiciela. Każdy ma w końcu jakie zboczenia zawodowe na które ni mógł nic począć.
Zaśmiał się potem odważniej, szczerze, a w oczach zatańczyły mu ogniki.
- Myślę, że to może być właśnie powód przez który trzymają mnie z dala od prowadzenia toastów - odpowiedział żartem. Upił trunku i przeniusł spojrzenie w podłogę.
- Nie będzie - poprawił i zapewnił swoją chrześnicę. Ta najwyraźniej doskonale wyczuła to co mogło i gryzło Ariena nieustannie od wielu miesięcy. Sam Carrow doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma co strugać głupa przed Lilith. Ta go w końcu dość dobrze znała - Wsparcie się przyda. Koniecznie musisz mnie przypilnować bym nie uciekł z własną córką z przed ołtarza. To by dopiero był skandal - wcale nie żartował, choć frywolnie się uśmiechał. Cmoknął ustami powietrze.
- Dostał akceptację Inary. To najważniejsze. - zauważył wymownie - Nad moją ciągle pracuje. Stara się - tego odmówić mu nie można. Zdaje się jednak być podatny na moją perswazję albo też życie mu na tyle miłe, że w sposób bardzo przemyślany stwarza tego pozory więc do mojej akceptacji bliżej mu niż dalej.
- Wszystko w porządku, Lily? - był wyraźnie zaniepokojony, jednak gotowy bez zająknięcia zareagować jeśli tylko Lilith zgłosiła mu taką konieczność.
Uśmiechnął się potem ostrożnie, gdy zaczęła u dziękować, za jakże optymistyczną wersję przyszłości. W tej chwili obserwował ją nie wzrokiem ojca chrzestnego, a uzdrowiciela. Każdy ma w końcu jakie zboczenia zawodowe na które ni mógł nic począć.
Zaśmiał się potem odważniej, szczerze, a w oczach zatańczyły mu ogniki.
- Myślę, że to może być właśnie powód przez który trzymają mnie z dala od prowadzenia toastów - odpowiedział żartem. Upił trunku i przeniusł spojrzenie w podłogę.
- Nie będzie - poprawił i zapewnił swoją chrześnicę. Ta najwyraźniej doskonale wyczuła to co mogło i gryzło Ariena nieustannie od wielu miesięcy. Sam Carrow doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma co strugać głupa przed Lilith. Ta go w końcu dość dobrze znała - Wsparcie się przyda. Koniecznie musisz mnie przypilnować bym nie uciekł z własną córką z przed ołtarza. To by dopiero był skandal - wcale nie żartował, choć frywolnie się uśmiechał. Cmoknął ustami powietrze.
- Dostał akceptację Inary. To najważniejsze. - zauważył wymownie - Nad moją ciągle pracuje. Stara się - tego odmówić mu nie można. Zdaje się jednak być podatny na moją perswazję albo też życie mu na tyle miłe, że w sposób bardzo przemyślany stwarza tego pozory więc do mojej akceptacji bliżej mu niż dalej.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Początkowo z moich ust wydobył się chichot, który zaledwie chwilę później został stłumiony wierzchem dłoni, kiedy to przed moimi oczami wykwitł barwny obraz Adriena, przerzucającego sobie przez ramię Inarę (oczywiście w białej sukni) i uciekającego wraz z córką z ołtarza. Uśmiech lekko pobladł, kiedy zdałam sobie sprawę, że wizja ta wcale nie była tak oderwana od rzeczywistości, jak to się mogło wydawać przeciętnemu słuchaczowi. A ponieważ ja, do przeciętnych słuchaczy z pewnością nie należałam, mało tego, znając Lorda Carrowa od podszewki doskonale wiedziałam, że stać go na ten gest, jak i wiele innych, równie ekscentrycznych. Posłałam mu więc jedynie karcące spojrzenie, choć nie do końca mogło ono tak się prezentować - rozbawiona słowami mego ojca chrzestnego, nie potrafiłam zbyt długo utrzymywać powagi a co dopiero się na niego złościć.
- Skończyłoby się to niemałym skandalem, jednak muszę powiedzieć... oddałabym wiele, żeby być świadkiem podobnego zdarzenia. - Skomentowałam jego wypowiedź w podobnym tonie, by następnie przytaknąć jego słowom krótkim skinieniem głowy i posłać w jego kierunku ciepły uśmiech. To prawda, najważniejsza jest akceptacja Inary - a to niekiedy trudniej, niż u samego Adriena.
- Masz rację, zdanie Inary jest tutaj najważniejsze a skoro jest tak, jak mówisz... cóż, możemy mieć tylko nadzieję, że wszystko ułoży się po naszej myśli i w waszym życiu nie będzie już więcej zawirowań. - To mówiąc, delikatnie położyłam swą dłoń na jego ramieniu. Ostatni czas był ciężki dla nas wszystkich. Dobrze też pamiętałam tajemnicze zniknięcie poprzedniego narzeczonego mojej przyjaciółki, również Notta...
- Adrienie bardzo Cię przepraszam, ale obawiam się, że muszę wracać do męża... - To mówiąc, rzuciłam mu przekorne spojrzenie, powoli wstając z krzesła. - Obiecuję, że jeśli tylko nadarzy się taka okazja, ukradnę Cię jeszcze na kilka minut. - Puściłam mu oko i nim odeszłam, nachyliłam się nad nim. - Dziękuję za prezent, jest piękna i na pewno będzie często używana. - Cmoknęłam go w policzek i odeszłam w kierunku sali balowej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
| zt x2?
- Skończyłoby się to niemałym skandalem, jednak muszę powiedzieć... oddałabym wiele, żeby być świadkiem podobnego zdarzenia. - Skomentowałam jego wypowiedź w podobnym tonie, by następnie przytaknąć jego słowom krótkim skinieniem głowy i posłać w jego kierunku ciepły uśmiech. To prawda, najważniejsza jest akceptacja Inary - a to niekiedy trudniej, niż u samego Adriena.
- Masz rację, zdanie Inary jest tutaj najważniejsze a skoro jest tak, jak mówisz... cóż, możemy mieć tylko nadzieję, że wszystko ułoży się po naszej myśli i w waszym życiu nie będzie już więcej zawirowań. - To mówiąc, delikatnie położyłam swą dłoń na jego ramieniu. Ostatni czas był ciężki dla nas wszystkich. Dobrze też pamiętałam tajemnicze zniknięcie poprzedniego narzeczonego mojej przyjaciółki, również Notta...
- Adrienie bardzo Cię przepraszam, ale obawiam się, że muszę wracać do męża... - To mówiąc, rzuciłam mu przekorne spojrzenie, powoli wstając z krzesła. - Obiecuję, że jeśli tylko nadarzy się taka okazja, ukradnę Cię jeszcze na kilka minut. - Puściłam mu oko i nim odeszłam, nachyliłam się nad nim. - Dziękuję za prezent, jest piękna i na pewno będzie często używana. - Cmoknęłam go w policzek i odeszłam w kierunku sali balowej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
| zt x2?
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sala bankietowa [ŚLUB]
Szybka odpowiedź