Carkitt Market
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:20, w całości zmieniany 1 raz
Ten luźniejszy dzień Elizabeth spędzała na Carkitt Market. Oglądała sklepowe witryny, przechadzała się wolno po centrum handlowym, korzystając z tego, że to miejsce wciąż nie było zatłoczone jak zwykle. Jej uwagę przyciągnęła piękna biżuteria w jednym ze sklepów jubilerskich, lecz nie dane było jej wejść do środka i przyjrzeć się ozdobie z bliska, gdyż niespodziewanie ze środka wyskoczyła jasnowłosa kobieta, potrącając przy tym lady Fawley. Zaraz za nią wyskoczył pracownik sklepu, krzycząc w niebogłosy:
— Złodziejka! Złodziejka! Łapać ją!
W tym samym czasie Lucinda spieszyła się do domu, bo była już spóźniona na wspólny podwieczorek z jednym z kuzynów. Ktoś przebiegł obok niej, wytrącając jej z ręki małą torebkę. Lady Selwyn musiała przykucnąć, aby pozbierać to, co z niej wypadło, lecz w tej chwili pojmało ją dwóch czarodziejów. Chwycili ją za ramiona mocno i boleśnie, szarpiąc w bok, nie przejmując się tym, że nie przystoi tak traktować damę.
— Mamy cię! Myślałaś, że się wywiniesz?— spytał jeden z nich, kręcąc głową z irytacją. — Zaraz zjawi się policja i odpowiesz za wszystko, kradziejko!
Lucinda miała podobny kolor szat, co złodziejka ze sklepu jubilerskiego i dwóch jegomościów w stanie nieco wskazującym musiało ją omyłkowo wziąć za pierwszą lepszą czarownicę, która obrobiła jubilera. Świadkiem całego zdarzenia była Elizabeth, która odwracając się za uciekająca kobieta mogła dostrzec jak znika w tłumie, a przypadkowa ofiara dwóch opryszków zgrywających bohaterów została niesłusznie oskarżona o przestępstwo. Ktoś musiał wyjaśnić, że to niefortunna pomyłka, nim na miejsce zjawią się specjalne służby, a lady Selwyn trafi do aresztu.
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Nigdy nie sądziła, że swój wolny czas będzie trwonić na zakupach. Zbliżał się powoli koniec zimy, a ona miała nieodpartą chęć kupna czegoś dla siebie, zrobienia sobie noworocznego prezentu. Przyszła do galerii otwarta na nowe kolekcje- nie chciała się ograniczać. Rzadko kiedy miała czas na większe zakupy, przy tym nie przywykła do robienia ich samotnie. Dzisiejsza wyprawa była spontaniczna, szybka kalkulacja po pracy, że ma całkiem sporo czasu do zamknięcia sklepów. Pierwsze miejsce, które odwiedziła nie zaoferowała jej niczego znośnego – podobne rzeczy widziała tam w zeszłym roku, więc nie pochwalili się swoją kreatywnością. W drugim sklepie sytuacja była już lepsza, ale tutaj problem stanowił jej wzrost – sukienka była na niższe kobiety, przynajmniej o dziesięć centymetrów, więc wymiary Inary. Zrezygnowana miała zamiar udać się do ostatniego miejsca na liście, gdy spostrzegła piękny naszyjnik na wystawie sklepu jubilerskiego. O biżuterii nie pomyślała wcześniej, ale zauważając ozdobę od razu uznała, że jest zbyt piękna, by się marnować na wystawnie. Jako Fawley umiała docenić kunszt i estetykę biżuterii – zdecydowanie ktoś utalentowany zaprojektował to dzieło. Zajęta podziwianiem naszyjnika nie zauważyła wybiegając kobiety, która potrąciła ją, ale nie przerwała przez to swego biegu. Obserwowała jak dwóch samozwańczych bohaterów chwyta pewną czarownicę w swój uścisk, ale ona zdawała sobie sprawę z ich pomyłki. Odprowadziła wzrokiem uciekającą złodziejkę, ale szybko skupiła się na zatrzymanej kobiecie. Podeszła bliżej i od razu ją rozpoznała. To była jej kuzynka! Szybko zaczęła przedzierać się przez tłum zanim zdołają powiadomić policje, gdyż nie chciała spędzić następnych godzin tłumacząc im pomyłkę mężczyzn. Oczywiście, była duża szansa, że będzie znała policjantów i może przymrużą oczy na zgłoszenie.
- Proszę ją puścić, to nie jest wasza złodziejka. – zwróciła się do nich stanowczym głosem. – Arystokratki nie mają w zwyczaju kraść, gdyż stać je na kupno całego sklepu jakby chciały. – stwierdziła ostro. Nie była wcale pewna tego stwierdzenia, ale nie musieli o tym wiedzieć. – Wasza złodziejka uciekła spokojnie w kierunku głównego wejścia. – dodała jednak jej wzrok powędrował już do jej przyjaciółki, która nadal była przez nich trzymana. – Hej, Lynn. Ty to masz pecha. – powiedziała uśmiechając się lekko.
Lynn nie lubiła takich miejsc. Zakupy nigdy nie były dla niej odpowiednią formą spędzania wolnego czasu, a wręcz przeciwnie. Traktowała je jako smutny obowiązek. Niestety istniały okoliczności, z których Lucinda nie mogła się wywiązać. Żyła szybko dlatego bardzo często zapominała o urodzinach, imieninach i rocznicach. Zwykle później prosiła o szybkie wybaczenie i zapomnienie jej gapiostwa by za rok zrobił dosłownie to samo. Nie było w tym nic złośliwego. Ona zawsze bez względu na okazję życzyła członkom swojej rodziny tych wszystkich dobrych rzeczy. Jeden dzień w roku nie miał tego zmienić w żaden sposób. Jednak teraz kiedy w Londynie była na dłużej postanowiła przypilnować się i ograniczyć swoje gapiostwo. Kupując prezent na szybko nie myśli się o tym co kto lubi, ale o tym co będzie przyjemne dla oka. Zadowolona z wybranego prezentu już miała kierować się w stronę kominka by teleportować się na spotkanie z solenizantem, kiedy nagle dwóch mężczyzn złapało ją za ramionami. Prezent upadł na ziemię, a Lynn zaczęła się wyrywać. Z jej ust padło kilka słów, których z ust arystokratki usłyszeć nikt nie powinien. Słysząc słowa mężczyzn wściekła się. - Ja coś ukradłam? Proszę mnie w tej chwili puścić, albo… - kobieta nie zdążyła skończyć zdania bo zobaczyła podchodzącą do nich Elizabeth. Jak mogli pomyśleć, że jest złodziejką? Jeszcze w jakimś głupim sklepie na środku całego pasażu? Kiedy Lizzie próbowała wyjaśnić mężczyznom ich krótkowzroczność Lynn tylko mroziła ich wzrokiem. Spojrzała na kuzynkę i przygryzła dolną wargę. - Jestem tu pierwszy raz od ponad roku i co? Zostaje oskarżona o kradzież. Kto inny mógłby poszczycić się tak naciągną kartoteką? - powiedziała uśmiechając się lekko. - Miło Cię widzieć, Lizzie. - dodała w formie przywitania. Było to trochę krępujące. Dwóch mężczyzn trzymających jej drobne ciało w żelaznym uścisku. Wyrywanie się nie wchodziło w grę, a więc czekała aż informacje dotrą do ich i postanowią pobiec za prawdziwą złodziejką. - Proszę… Panowie. Nie wiem co jedliście na śniadanie, ale prawdopodobnie przysłoniło Wam to jasność myślenia. Ja. Nic. Nie. Ukradłam. - powiedziała patrząc błagalnie na kuzynkę. Jeżeli ktoś miał im to przetłumaczyć to tylko ona.
- Jestem aurorem i zostałam potrącona przez złodziejkę, zapewniam was, że to nie jest kobieta przez was złapana. – wytłumaczyła im używając przy tym swojego zawodu, by zasiać w nich niepewność. Ludzie zawsze szanowali aurorów i można było nawet zauważyć jakie wrażenie zrobiły na nich jej słowa. Stracili trochę odwagi, poluzowali uścisk - wszystko szło w dobrym kierunku. Teraz trzeba było jeszcze przekonać ich do odpuszczenia, gdyż tego brakowało, by jeszcze jakiś reporter tu był i następnego dnia w gazecie byłoby o tym zdarzeniu. Zapewne ona sama uznałaby to nawet za zabawne, ale to Lynn byłaby na pierwszych stronach gazet.
- To chyba jasny znak, że twój wygląd jest podejrzany. Nie wiem czy to te włosy czy szata, ale wzięli Cię za przestępcę. – oznajmiła kiwają lekko głową. Całe to wydarzenie było dla niej tak abstrakcyjne, że gdyby w tym nie uczestniczyła to by w to nie uwierzyła. To się mogło tylko jej kuzynce przytrafić, choć przecież pełno było tu blondynek z podobnym kolorem szat, ale to jej przyjaciółka była tą złapaną. – Panowie, udajmy się do sprzedawczyni w sklepie. Ona szybko rozwiąże wasze wątpliwości, a wy może zajmiecie się prawdziwą złodziejką. – zaproponowała wskazując ręką w stronę sklepu. Gdy wyrazili milczącą aprobatę razem udali się w stronę sklepu.
- Myślę, że najlepiej będzie jak Panowie skupią się na innych zajęciach niż łapaniem arystokratek. My jesteśmy jeszcze miłe… - stwierdziła, gdyż potrafiła sobie wyobrazić reakcje niektórych arystokratek. Zrobiłyby tu akcje na całą galerie, ale możliwe, że ich sposób były o wiele bardziej efektywny. Każdy by się przeraził słysząc jakie wrzaski mogą się wydobyć z takich małych ciał. – Wiesz, niektóre złodziejki naprawdę mają klasę. – próbowała ją pocieszyć z uśmiechem, ale chyba jej nie wyszło. Lynn nie wyglądała jak typowa przedstawicielka arystokracji, której strój krzyczy z daleka z kim masz do czynienia. Gdyby jej nie znała uznałaby ją za dobrze urodzoną czarownice, która patrząc na jakość materiały jej ubrań ma pieniądze. – Nie ma za co. Cieszę się, że mogłam uniemożliwić im wsadzenia Cię do aresztu i oszczędziłam Ci kilku godzin przesłuchań. I jestem pewna, że jakoś przeżyłby sławę swojej córki z kariery przestępczej. – Mrugnęła do niej okiem i razem udali się do sprzedawczyni sklepu. Zareagowała tak jak można było się tego spodziewać, dobrze, że nie dostała żadnego ataku na ich widok. Długo nie było czekać aż mężczyźni zaczęli się kajać.
- Zdradziłaś mi swój cel pobytu tutaj? Przyznam, że nigdy nie postrzegałam Cię jako fankę zakupów. – zauważyła oddalając się trochę od sklepu.
- Możesz być taką ekskluzywną złodziejką. Wiesz, szef wszystkich szefów. – zaproponowała z szerokim uśmiechem, gdyż ona sobie mogła taką wizję wyobrazić. Mimo że nie życzyła nigdy Lynn kariery w przestępczości zorganizować czy jakiejkolwiek innej. To musiała być ciężka praca, która niosła ze sobą duże ryzyko. Oczywiście, zarobki nie były małe i można było zaznać życia, które idealnie następnie nadawało się pod książkę, ale nadal była to kariera przestępcy.
- Zawsze lubiłam tą żywiołowość i energię, która się w nim znajdowała. W tydzień potrafiłby to wszystko zaplanować, niesamowite. – stwierdziła z uznaniem kiwając poważnie głową, choć ironie była wyczuwalna w jej słowach. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że Lucinda bez walki poddałaby się woli ojca. Zbyt zahartowana dziewczyna, by spokojnie przyjmować co los da.
- Naprawdę był to brzydki wazon. – powiedziała zaglądając do środka torby. – Dobrze się stało, że tak skończył. Ja przyszłam, by sprawić sobie przyjemność. Uznałam, że zasługuje na prezent, ale wtedy musiałam udać się na misje ratowania życia. – wytłumaczyła przyglądając się jej uważnie. – Może razem poszukamy prezentu dla twojego wuja? Tym razem ładniejsze, zdecydowanie. - zapytała nadal spoglądając z odrazą na zakupiony przez nią wazon.
- Na pewno wtedy byłabyś bardzo bogata, ale myślę, że to dosyć ryzykowny zawód. Możesz mieć wielu niebezpiecznych wrogów, mafiosów – byłabyś na to gotowa?- zapytała uśmiechając się pod nosem. Życie arystokratki nie jest łatwe, ale zarazem nie można powiedzieć, że jest trudne. Mają pieniądze, więc nie cierpią głodu i stać ich na leczenie chorób. Ukończyły edukacje, mają pewność wolność no i żyją w czasach pokoju. Ile na świecie było ludzi, którzy marzyli o takim życiu? Którzy bali się każdego dnia, że umrą? Ile dzieci umierało dziennie z powodu niedożywienia? I to wszystko działo się w ich świecie tylko daleko od nich.
- Może jak mu kupisz ładniejszy prezent to nie będzie Ci zawracał głowy? Nie znam twojego wujka. – przyznała, gdyż nawet nie wiedziała o tym człowieku za wiele. Znała wygląd, ale nie osobowość. – Przynajmniej byłby to osobisty prezent, ta misa płodności. Może by to docenił, ale na wszelki wypadek poszukamy czegoś innego, bardziej przystępnego. – zaproponowała w myślach przeglądając już listę sklepów, do których mogły się udać. Została jednak szybko wyrwana ze swojego zajęcia przez podbiegającą kobietę, która w nerwowy sposób zaczęła przepraszać.– Już dobrze, takie pomyłka mogła się zdarzyć każdemu. – ucięła szybko jej słowotok, jednak zaraz uśmiechnęła się do kobiety.- Ale może mogłaby pani nam pomóc… Poszukujemy prezentu, widziałam u pani interesujące zegarki. – popatrzała w stronę jej sklepu wiedząc już co robić.
z.t x2
Ulica Pokątna znacząco zmieniła swe oblicze od ubiegłego lata, co do tego nie było wątpliwości. Kolejne dekrety i ciężar wydarzeń najnowszych sprawiły, że czarodzieje kręcący się między lokalami wydawali się bardziej przygaszeni, nerwowo rozglądający się na boki i niespokojni. Nikt nie wiedział co tak dokładnie przyniosą zmiany zapowiedziane przez Ministerstwo po ogłoszeniu wyników referendum, a spodziewać się można było wszystkiego i jeszcze więcej.
Louis i jeden z jego magicznych przyjaciół pojawili się dziś na Pokątnej razem - czarodziej postanowił zabrać znajomego mugola na trochę do magicznej części Londynu. Przyjaciel Louisa zajrzał dosłownie na chwilę do jednego z lokali, nawet nie do końca do niego wchodząc, jedynie by zapytać się o pewien drobiazg. W tym czasie Louis pozostał parę metrów od niego; przyglądał się wystawie jednej z cukierni, na której zaczarowane ciasteczka przedstawiające zwierzątka zachowywały się, jakby była to cyrkowa arena. Wtedy zbliżyło się do Louisa dwóch jegomościów, którzy od razu wyciągnęli odznaki.
- Policja Antymugolska, prosimy okazać swoją różdżkę - powiedział wyższy, wyciągając w kierunku Louisa dłoń. A ten musiał zadziałać bardzo szybko, bowiem sama nazwa jednostki do której funkcjonariusze należeli wystarczała, by wzbudzić w mugolu złe przeczucia. Dialog na pewno tu nie pomoże, jedynym wyjściem pozostawała ucieczka. Parę metrów od niego znajdowało się wejście na wiecznie zatłoczony i upstrzony stoiskami Carkitt Market - miejsce wydawało się być idealnym, by spróbować ukryć się w tłumie i zniknąć z oczu antymugolskich policjantów.
Garrett znalazł się dziś na Pokątnej w jasno określonym celu - miał spotkać się w kawiarni z pewną osobą, której dość długi czas nie widział, zgodził się więc uszczknąć odrobinę czasu ze swojego dnia dla dobrego znajomego. Weasley pojawił się w wyznaczonym miejscu o kwadrans wcześniej. Zajmując jeden ze stolików na świeżym powietrzu mógł oddać się obserwacji ulicy. Bystrookiemu aurorowi nie zajęło długo, by zobaczyć wśród wielu twarzy jedną znajomej - nie tę jednak, którą zobaczyć się spodziewał, a na dodatek osoba Louisa Botta wydawała się mieć duże kłopoty w postaci dwóch członków Policji Antymugolskiej.
Etap I
Garrett i Louis mają trzy możliwości reakcji:
- Ucieczka:
- Louis może ratować się ucieczką na pobliski Carkitt Market. W tym celu musi wykonać rzut kością k100, żeby sprawdzić czy mu się uda. ST ucieczki wynosi 80, doliczana jest do niego statystyka sprawności.
Jeżeli Garrett zdecyduje się pomóc Louisowi, ST ucieczki zmniejsza się w zależności od podjętego sposobu.
a) Jeśli zdecyduje się przekonać obu policjantów do zaprzestania pogoni, ST ucieczki spadnie do 20. Żeby jednak ich przekonać, Garrett musi rzucić kością k100, ST przekonania wynosi 90 i doliczana jest do niego wartość retoryki. Jeżeli powoła się na bycie aurorem, ST spadnie do 70, w przypadku gdy zdradzi swoje imię i nazwisko oraz posiadany stopień, ST wyniesie 50, jeśli jednak próba przekonania ich zawiedzie, Garrett zostanie na miesiąc zawieszony. Przekonanie ich możliwe jest tylko, gdy Garrett ruszy z nimi za uciekającym Louisem. Przekonywać może ich tylko przez jeden post.
W razie niepowodzenia w ucieczce, pozostaje jedynie "Walka" punkt a, w którą włączony zostanie Garrett. W przypadku niepodjęcia walki, oboje trafiają do Tower.
b) Jeśli zdecyduje się odwrócić uwagę policjantów, musi rzucić kością k100. Jeśli wyrzuci więcej niż 39, odwróci uwagę jednego policjanta, a ST ucieczki Louisa spadnie do 60; jeśli zaś wyrzuci więcej niż 69, ST ucieczki spadnie do 40. Wtedy jednak policjanci zwrócą się do Garretta z rozkazem udzielenia im pomocy w złapaniu zbiega. W przypadku odmowy, Garrett zostanie dyscyplinarnie zwolniony z pracy.
W razie niepowodzenia w ucieczce, pozostaje jedynie "Walka" punkt a, w którą włączony zostanie Garrett. W przypadku niepodjęcia walki, oboje trafiają do Tower.
c) Jeśli zaatakuje policjantów, ST ucieczki Louisa spadnie do 60. Wtedy jednak będzie musiał stoczyć pojedynek z dwoma policjantami. Jeśli Louis zaniecha ucieczki i pomoże Garrettowi, mechanika wygląda jak w punkcie a w "Walka". Jeśli Louis ucieknie, jeden z policjantów ruszy za nim, drugiego będzie musiał obezwładnić Garrett. Rzucając zaklęcia, rzuca kością k 100, a także dodatkowo kością k3, żeby sprawdzić, czy policjantowi wyszło zaklęcie unieszkodliwiające.
1 - zaklęcie się powiodło
2 - zaklęcie się nie powiodło
3 - zaklęcie się nie powiodło
ST uniknięcia udanego zaklęcia policjanta wynosi 60, można je także odbić.
Jeśli Garrettowi nie uda się wygrać pojedynku, trafia do Tower. Jeśli się uda, może zostawić drugiego policjanta albo ruszyć jego śladem, by pomóc Louisowi.
W razie niepowodzenia w ucieczce, pozostaje jedynie "Walka" punkt a, w którą włączony zostanie Garrett. W przypadku nie podjęcia walki, oboje trafiają do Tower.
Ciąg dalszy wszystkich sytuacji w razie udanej ucieczki opisany jest w Etapie II.
d) Garrett może także pomóc policjantom wtedy ST ucieczki wyniesie 100, a złapany Louis trafi do Tower.
- Walka:
- Louis może zdecydować się zaatakować policjantów.
a) Jeśli Garrett zechce mu pomóc, ST trudności powalenia jednego policjanta wyniesie 60 w inny sposób niż zaklęciem. Atakując policjanta, Louis rzuca kością k100, by ocenić powodzenie swojej akcji, a także kością k3, by sprawdzić, czy policjant w niego trafił.
1 - policjant trafia Louisa
2 - policjant trafia Garretta
3 - policjant nie trafia nikogo
ST uniknięcia zaklęcia wynosi 60.
Garrett pomagając Louisowi odwraca uwagę od Botta jednego z policjantów. Nie ma tu innej możliwości niż podjęcie z nim walki. Inaczej efekt będzie taki sam, jakby pojedynek zakończył się przegraną Weasleya.
Garrett rzuca kością k100, by określić powodzenie swojej akcji oraz kością k3, by ocenić powodzenie zaklęcia policjanta.
1 - policjant trafia Louisa
2 - policjant trafia Garretta
3 - policjant nie trafia nikogo
W razie, gdy nie uda się odbić bądź uniknąć zaklęcia, zostaje się unieszkodliwionym. Wtedy druga osoba może kontynuować starcie z dwoma policjantami, musi jednak dwa razy rzucić kością k3 na powodzenie akcji obu policjantów, a rzuty interpretuje się następująco:
1 - policjant trafia walczącego
2 - policjant trafia walczącego
3 - policjant nie trafia
Jeśli uda unieszkodliwić się jednego policjanta, Louis i Garrett mogą połączyć siły w walce z pozostałym na miejscu policjantem, wtedy tylko jedna osoba rzuca kością k3. Jeżeli zarówno Garrett jak i Louis zostaną unieszkodliwieni, trafiają do Tower.
b) Jeśli Garrett zdecyduje się nie pomagać, mechanika walki z policjantami wygląda tak jak wyżej, zmieniają się jedynie znaczenia wyniku kości k3. ST powalenia jednego policjnta wynosi 60, Louis oprócz rzutu k100 wykonuje dwa rzuty kością k3, każdy za jednego policjanta. Uniknięcie zaklęcia wynoci 60.
1 - policjant trafia Louisa
2 - policjant trafia Louisa
3 - policjant nie trafia
W przypadku unieszkodliwienia, Louis trafi do Tower.
c) Jeśli Garrett zdecyduje pomóc się policjantom, mechanika walki z policjantami dla Louisa wygląda tak jak wyżej, dodatkowo jednak walczyć musi z Garrettem zgodnie z mechaniką forum. W przypadku unieszkodliwienia, Louis trafi do Tower.
- Przekonanie:
- Louis może spróbować przekonać policjantów, by zostawili go w spokoju. Ma na to jeden post, ST przekonania policjantów wynosi 90. ST może być różny w zależności od nastawienia Garretta.
a) Jeśli zdecyduje się Louisowi pomóc, ST wyniesie 140, a rzuty Louisa i Garretta będą sumowane. Jeśli Weasley powoła się na bycie aurorem, ST wyniesie 110, rzuty również będą sumowane, a gdy dodatkowo poda swój stopień, ST wyniesie 90, a rzuty wciąż będą się sumować. Obaj panowie mają tylko jedną próbę na przekonanie policjantów.
Jeśli próba się nie powiedzie, pozostaje jedynie "Walka" punkt a.
b) Jeśli Garrett zdecyduje się pozostać bezczynny, ST pozostaje na poziomie 90. Ma na to jeden post, razie niepowodzenia, Louisowi pozostaje jeszcze tylko "Walka", w której Garrett zachować się może w dowolny wymieniony tam sposób.
c) Jeśli Garrett zdecyduje się wspomóc policjantów, próba przekonania ich przez Louisa skończy się niepowodzeniem, a Bott zostanie zamknięty w Tower.
Etap II
Występuje tylko w przypadku ucieczki zakończonej powodzeniem.
- Spoiler:
- Louis rzuca kością k6, by dowiedzieć się, gdzie przyszło mu się ukryć.
1 - "Kawiarenka u Molly"
2 - wmieszanie się w tłum
3 - "Kwietny pawilon Alberta"
4 - wmieszanie się w tłum
5 - "Czar wili - suknie na każdą okazję"
6 - wmieszanie się w tłum
Potem w każdej kolejce rzuca kością k100, by sprawdzić czy udało mu się pozostać niezauważonym.
a) Jeżeli policjanci zostali przekonani do niewszczynania pościgu za Louisem, ukrywanie się nie jest konieczne. Louis może wrócić i podziękować swojemu wybawcy, poczekać czy Garrett sam postanowi go odszukać albo udać się w dowolne już miejsce.
b) Jeżeli policjanci poszukują Louisa w towarzystwie Garretta, ST ukrycia się wynosi 60. Jeżeli Garrett im pomaga do ST doliczana jest wartość jego Spostrzegawczości. Jeśli zaś próbuje im przeszkodzić, rzuca kością k100, by ocenić powodzenie akcji. ST udanego przeszkadzania wynosi 50, do rzutu doliczana jest biegłość Kłamstwo. W przypadku pomagania Louisowi, ST ukrycia się wynosi 20.
Policjanci poszukiwania toczyć będą przez 2 kolejki. Jeśli w tym czasie nie znajdą Louisa, dadzą sobie spokój.
Jeżeli policjanci znajdą Louisa jedyną możliwością dla niego pozostanie "Walka".
c) Jeżeli Louisa ściga jeden policjant, ST ukrycia się przed nim wynosi 40. Policjant poszukiwać będzie Louisa przez 2 kolejki, później odpuści. W razie odnalezienia, Louisowi pozostaje walka. ST powalenia policjanta wynosi 60 w sposób inny niż zaklęciem. Jeśli w tym czasie Garrett rozprawił się z drugim policjantem i zdecydował się pomóc Louisowi, obowiązuje mechanika z "Walka" punkt a, w której tylko Louis rzuca kością k3 na powodzenie akcji policjanta.
1 - policjant trafia Louisa
2 - policjant trafia Garretta
3 - policjant nie trafia nikogo
Jeżeli zaś Louis zdany jest na siebie, rzuca kością k3, której wyniki interpretuje następująco:
1 - policjant trafia Louisa zaklęciem unieszkodliwiającym
2 - policjant trafia Louisa zaklęciem unieruchamiającym na jedną turę
3 - policjant nie trafia nikogo
ST uniknięcia zaklęcia wynosi 60.
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
W związku z tym, że rozgrywka może zakończyć się trafieniem przez postać do Tower, nie można odgrywać wątków o dacie późniejszej niż w tym wątku.
Miłej zabawy!
Zdecydowanie zbyt długo odwlekał spotkanie ze stosunkowo bliską rodziną; dalsze odsuwanie w czasie rozmowy z Deborah, jego drogą kuzynką od strony matki, uchodziłoby już za grubiaństwo - szczególnie w sytuacji, w której poprosiła go o przysługę. Nie znał szczegółów; list był niewylewny i skoro Deborah nie zdecydowała się poruszać tego tematu na piśmie, nie drążył - tym bardziej jednak rodziło to w nim ciekawość.
Na miejscu pojawił się szybciej; nie spóźniał się nigdy, także tym razem z piętnastominutowym zapasem przysiadł do stolika w omówionej knajpce. Bębnił palcami w blat ciemnego stołu i w milczeniu delektował się kwitnącą wiosną; choć zbliżał się wieczór, powietrze wciąż przyjemnie kąsało ciepłem i wyzwalało czarodziejów z okowów ciemnych płaszczów i grubych peleryn. Garrett, zajęty myślami, z przyzwyczajenia podwijał za łokcie rękawy jasnej, lnianej koszuli, odsłaniając liczne bandaże na przedramionach; luzował kołnierzyk, nie lubił być więźniem krępującej ruchy mody. Był człowiekiem czynu - i musiał zapewnić sobie do tego odpowiednie warunki.
Gdzieś w oddali błysnął mu jasny pukiel włosów i uśmiechnął się, nieznacznie się prostując; przy akompaniamencie stukotu butów na niskim obcasie zbliżała się Deborah, rozkładając już ręce do ciepłego powitania. Garrett w szarmanckim odruchu podniósł się z krzesła, ale gdzieś pomiędzy wymienianiem pierwszych uprzejmości a rozpoczęciem części prawidłowej skromnego tête-à-tête kątem oka dostrzegł coś, co wzbudziło jego czujność - patrol antymugolskiej policji. Znów siadali do stołu, Deborah, poprawiając kapelusz, plotła coś z zaangażowaniem o pogłoskach krążących wśród rodziny Morganów, ale Garrett już po chwili nie do końca jej słuchał - pseudoskandale wśród dalekich krewnych nie martwiły go tak bardzo jak... jak widok zagubionego w pobliżu, znajomego mugola, który znalazł się o krok od stanięcia z policją twarzą w twarz.
- Przepraszam cię, moja droga, wrócę dosłownie za chwilę - mówił już po ułamkach sekund, spoglądając na kuzynkę przepraszająco i wstając z krzesła; najprawdopodobniej na jej obliczu odbiło się oburzenie, może krztyna rozczarowania (ostatecznie wszystkie spotkania z Garrettem kończyły się podobnie - wymówką w postaci aurorskich obowiązków). Garry jednak nie zdążył już tego dostrzec; jeszcze na odchodne zdążył rzucić kelnerowi, by do ich stolika przyniósł najznamienitsze skrzacie wino, po czym czym prędzej ruszył w kierunku zbliżającego się do Louisa patrolu. Nie do końca wiedział, co robił; przyspieszył jednak kroku, gdy dostrzegł, że policjanci otwierają usta, a gdy zauważył u nich gest, który mógł oznaczać tylko jedno - prośbę o różdżkę - przeklął pod nosem, przyspieszając kroku i być może potrącając ramieniem jednego z niczego niespodziewających się przechodniów. Był już o krok od niepokojącego go źrodła zamieszania, gdy ten nieszczęśnik, Louis, najwidoczniej wpadł w panikę - i zdecydował się na bieg po życie, na widok którego Garrettowi niemalże opadły ręce.
Utrudniało to sprawę: nie miał jednak zamiaru zostawiać chłopaka samemu.
- Przepraszam - rozpoczął szaleńczą improwizację, niejako zagradzając dwóm policjantom drogę - w pierwszej chwili przyjrzał im się z uwagą, chcąc ocenić swoje szanse w potencjalnym starciu, choć, przyznałby szczerze, wolałby uniknąć takiej ewentualności: zwłaszcza na środku centrum handlowego, w którym roiło się od ludzi. - Czy coś się stało? Nie przypominam sobie, żeby dzisiaj miał się odbyć patrol antymugolskiej policji w Carkitt Market - ciągnął, mając wielką nadzieję, że w tym czasie, cholera jasna, Louis biegł naprzód jak opętany: nie miał możliwości kupowania mu czasu w nieskończoność.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Ludzie schodzili im z drogi, kiedy pewnym krokiem przebijali się przez ulicę w wybranym kierunku, blondyn pół kroku za swoim towarzyszem, choć najwidoczniej wyczuwając pewniejszy ruch przy sobie także się rozprostował i dość szybko dostrzegł to, co partner.
To brązowowłosy czarodziej wyciągnął rękę w stronę Louisa, domagając się oddania różdżki. Wbił w niego wyczekujące spojrzenie, jego postawa pewna, wyprostowana, chłodne, utkwione w młodym chłopaku spojrzenie, każdy drobny gest wskazywał na pewną czającą się groźbę. Nic dziwnego, że Bott się przeraził, mężczyznę natomiast najpewniej bardziej zszokowało, że odważył się mu przeciwstawić. Już miał ruszać w pogoń, kiedy drogę zaszedł im nieznajomy.
- Na co do cholery czekasz, Pickett?
Warknął na swojego towarzysza, który także zatrzymał się przed Weasleyem. Wzrost Louisa nie działał na jego korzyść, bez trudu dało się go dostrzec w tłumie, biegł jednak szybko. Blondwłosy funkcjonariusz nie odpowiadając towarzyszowi rzucił się biegiem w pogoń podczas, gdy drugi z policjantów pozostał z Garrettem, choć wcale nie wydawał się z tego powodu zadowolony. Bardziej najwidoczniej zainteresowało go, dlaczego ktoś postanowił im przeszkodzić i konsekwencje, jakie może z tej sytuacji wyciągnąć.
- Ja natomiast nie przypominam sobie, byśmy mieli tłumaczyć się każdemu na swojej drodze, jaki teren jest nam przydzielany na jaki dzień. Z kim mam do czynienia?
Ton wypowiedzi około trzydziestoletniego mężczyzny pozostawał chłodny, spojrzenie błękitnych oczu padło teraz na rudzielca. Nie było w nim ani grama obawy, najpewniej nie sądził, by jakikolwiek przełożony faktycznie miał im coś do zarzucenia w chwili, kiedy tak efektownie pełnili służbę.
Ludzie dookoła ich omijali, nikt nie miał odwagi by przystanąć, choć wiele spojrzeń kierowało się w ich stronę. On sam zaczął wyglądać za swoim towarzyszem, który - przynajmniej jego zdaniem - powinien już tu być razem ze skutym uciekinierem. Czyżby nastąpiły komplikacje?
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5