Stoliki przed lokalem
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki przed lokalem
W okresie od kwietnia do października przed lodziarnią rozstawione są trzy duże stoliki, z których każdy mieści pięć osób. Przed letnim słońcem lub jesiennym deszczem chronią kolorowe parasole z logiem lokalu. Aby uchronić klientów przed gwarem ulicy Pokątnej, wokół tego małego ogródka ustawiono niewysokie płotki wykonane z tego samego drewna co stoliki i krzesła: zaczarowane są w taki sposób, by wygłuszać hałas. W dwóch ogromnych donicach zawsze kwitną sezonowe kwiaty. W lokalu panuje samoobsługa, więc przed zajęciem miejsca koniecznie zajrzyj do środka, by złożyć zamówienie!
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:34, w całości zmieniany 2 razy
Poczuła się zwyczajnie zignorowana. Zarówno przez tę, w którą jeszcze przed chwilą wpatrywała się z takim zawstydzeniem i niemalże czcią, oraz przez swoją własną pracownicę. Smak odrzucenia był Florence dobrze znany, ale jako kobieta, która już nie raz podnosiła się z klęczek, tym razem nie miała zamiaru zalewać się łzami i ubolewać nad swoim losem. Ale jednak serce bolało ją, kiedy widziała, jak ta przecudna, ciemnowłosa kobieta wybucha płaczem - oraz jak to Kitty (ta głupia, roztrzepana, plotkarska Kitty, której Florence w sumie w ogóle nie chciała zatrudniać, ale Florean uparł się, bo mieli zdecydowanie za mało personelu jak na taką ilość klientów) wyciąga dłonie, by ją udobruchać. Oczywiście, że ludzkie emocje były ważniejsze niż brudne pucharki. Ale to właśnie zajmowanie się brudnymi pucharkami należało do obowiązków Kitty, nie wtrącanie się w rozmowę Florence oraz klientów odwiedzających lodziarnię!
- Mo-możesz się tu już więcej nie pokazywać! - zawołała za znikającymi sylwetkami. Jedyne co jej pozostało, to dać upust swojej złości. A jak najprościej było to zrobić? Przez zwolnienie pracownika, rzecz jasna. Potem najwyżej porozmawia z Floreanem i wytłumaczy mu, czemu pozbyła się tej nieodpowiedzialnej dziewuchy. Tymczasem jednak musiała usiąść, bo poczuła pewną słabość - zaraz też znalazła sobie wymówkę, obarczając za to odpowiedzialnością słońce. Przygrzewało mocno, a Florence nie nosiła żadnej czapki czy innej osłony na głowę - to na pewno stąd ta chwilowa niemoc... Przysiadła więc w cieniu jednego z parasoli, zupełnie ignorując zarówno porozsypywane dookoła szczątki naczyń jak i ludzi posyłających jej dziwne spojrzenia.
- Carys...? - Florence jakby ocknęła się, kiedy usłyszała swoje imię i poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzała na drugą ze swoich pracownic, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak źle musiała wyglądać. Wstała szybko na nogi, przecierając oczy, chociaż nie było w nich łez. Wydmuchała też dość hałaśliwie nos. Musiała wziąć się garść.
- Nie, nie... pomogę ci - zadecydowała. Czekolada na pewno trochę poprawiłaby jej humor, ale nie miały na to czasu. W lodziarni zrobiło się troszkę luźniej, ale lada moment mogli nadejść kolejni klienci! Trzeba było szybko pozbierać te skorupy naczyń...!
- Mo-możesz się tu już więcej nie pokazywać! - zawołała za znikającymi sylwetkami. Jedyne co jej pozostało, to dać upust swojej złości. A jak najprościej było to zrobić? Przez zwolnienie pracownika, rzecz jasna. Potem najwyżej porozmawia z Floreanem i wytłumaczy mu, czemu pozbyła się tej nieodpowiedzialnej dziewuchy. Tymczasem jednak musiała usiąść, bo poczuła pewną słabość - zaraz też znalazła sobie wymówkę, obarczając za to odpowiedzialnością słońce. Przygrzewało mocno, a Florence nie nosiła żadnej czapki czy innej osłony na głowę - to na pewno stąd ta chwilowa niemoc... Przysiadła więc w cieniu jednego z parasoli, zupełnie ignorując zarówno porozsypywane dookoła szczątki naczyń jak i ludzi posyłających jej dziwne spojrzenia.
- Carys...? - Florence jakby ocknęła się, kiedy usłyszała swoje imię i poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzała na drugą ze swoich pracownic, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak źle musiała wyglądać. Wstała szybko na nogi, przecierając oczy, chociaż nie było w nich łez. Wydmuchała też dość hałaśliwie nos. Musiała wziąć się garść.
- Nie, nie... pomogę ci - zadecydowała. Czekolada na pewno trochę poprawiłaby jej humor, ale nie miały na to czasu. W lodziarni zrobiło się troszkę luźniej, ale lada moment mogli nadejść kolejni klienci! Trzeba było szybko pozbierać te skorupy naczyń...!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Panna Fortescue zareagowała, a to dobrze wróżyło. Carys uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i gestem zaprosiła ją do wnętrza. Sama zaś zaraz przykucnęła, żeby zebrać szczątki talerzyków sprzed lodziarni. Jeszcze jakiś klient na nie nadepnie i zrobi sobie krzywdę! Na to nie mogła przecież pozwolić!
Sądziła tylko, że właścicielka lokalu posłucha jej rady i faktycznie odpocznie wewnątrz. Dzisiejszego dnia jak nic wszyscy byli zmęczeni (no, oprócz nieprzepracowującej się Kitty) i stąd to całe zamieszanie. I przez tą zmienną pogodę, tak! To z pewnością wina pogody!
Carie zdziwiła się jednak, kiedy chwilę później i Florence przykucnęła obok zbierając skorupy. Rzuciła pracodawczyni lekko strapione spojrzenie, ale pracowała sprawnie i we względnej ciszy od czasu do czasu przyglądając się kobiecie. Nie mogła rozgryźć czy ta jest faktycznie zmęczona czy po prostu smutna. Smutek w końcu też może być bardzo męczący.
- Dobrze panienka zrobiła - zdecydowała się w końcu odezwać. Niezbyt głośno, ale głośniej nie musiała, bo w końcu znajdowały się całkiem blisko siebie.
- Z Kitty - dodała dla jasności. Najwyraźniej uznała, że to ona przysporzyła Florence zmartwień.
- Więcej było z nią kłopotu niż pożytku, a na jej miejsce z pewnością z bratem znajdziecie kogoś o niebo odpowiedniejszego - powiedziała jeszcze, ale urwała nagle uznając, że może jednak przesadziła mówiąc o tym tak otwarcie. A jeśli wyjdzie na niegrzeczną? Pozbierała więc jeszcze szybciutko resztki talerzyków i zniknęła za drzwiami lodziarni. Przyjęła i zrealizowała jeszcze jedno zamówienie od klientki, która zdecydowała się na dokładkę lodów, a kiedy Florence weszła do środka, Carys podeszła do niej z uśmiechem i zabrawszy od niej resztki talerzyków, wsadziła w jej dłonie kubek parującej, gorącej czekolady.
- Mama mi zawsze powtarzała, że gorąca czekolada jest lekarstwem na wszystkie zmartwienia. Naprawdę działa, słowo honoru! - poinformowała ją wesoło, po czym pokicała z powrotem za ladę, przy okazji wyrzucając rozbite naczynia do kosza. Zamierzała też pracować dziś za dwie, żeby odciążyć pannę Fortescue.
Sądziła tylko, że właścicielka lokalu posłucha jej rady i faktycznie odpocznie wewnątrz. Dzisiejszego dnia jak nic wszyscy byli zmęczeni (no, oprócz nieprzepracowującej się Kitty) i stąd to całe zamieszanie. I przez tą zmienną pogodę, tak! To z pewnością wina pogody!
Carie zdziwiła się jednak, kiedy chwilę później i Florence przykucnęła obok zbierając skorupy. Rzuciła pracodawczyni lekko strapione spojrzenie, ale pracowała sprawnie i we względnej ciszy od czasu do czasu przyglądając się kobiecie. Nie mogła rozgryźć czy ta jest faktycznie zmęczona czy po prostu smutna. Smutek w końcu też może być bardzo męczący.
- Dobrze panienka zrobiła - zdecydowała się w końcu odezwać. Niezbyt głośno, ale głośniej nie musiała, bo w końcu znajdowały się całkiem blisko siebie.
- Z Kitty - dodała dla jasności. Najwyraźniej uznała, że to ona przysporzyła Florence zmartwień.
- Więcej było z nią kłopotu niż pożytku, a na jej miejsce z pewnością z bratem znajdziecie kogoś o niebo odpowiedniejszego - powiedziała jeszcze, ale urwała nagle uznając, że może jednak przesadziła mówiąc o tym tak otwarcie. A jeśli wyjdzie na niegrzeczną? Pozbierała więc jeszcze szybciutko resztki talerzyków i zniknęła za drzwiami lodziarni. Przyjęła i zrealizowała jeszcze jedno zamówienie od klientki, która zdecydowała się na dokładkę lodów, a kiedy Florence weszła do środka, Carys podeszła do niej z uśmiechem i zabrawszy od niej resztki talerzyków, wsadziła w jej dłonie kubek parującej, gorącej czekolady.
- Mama mi zawsze powtarzała, że gorąca czekolada jest lekarstwem na wszystkie zmartwienia. Naprawdę działa, słowo honoru! - poinformowała ją wesoło, po czym pokicała z powrotem za ladę, przy okazji wyrzucając rozbite naczynia do kosza. Zamierzała też pracować dziś za dwie, żeby odciążyć pannę Fortescue.
I show not your face but your heart's desire
- Och, zdecydowanie - odpowiedziała, zupełnie nie przejmując się otwartością Carys, która w innych okolicznościach prawdopodobnie musiałaby zostać upomniana, za mówienie źle o innej pracownicy lodziarni. Florence zawsze w końcu starała się, aby u nich w lokalu panowała rodzinna atmosfera, także jeśli chodzi o relacje pomiędzy pracownikami. Jeśli zaczynało się obgadywanie lub jakieś inne złośliwości - właścicielka bardzo szybko na nie reagowała, ukrócając cały proceder. Dziś jednak sama miała ochotę wieszać psy na Kitty. Jednak to nie złość buzowała w niej najmocniej, a raczej zasmucenie i poczucie zdrady.
Gdy już resztki naczyń zostały pozbierane, Florence poświęciła jeszcze jedną chwilę by obejrzeć się za siebie i spróbować dojrzeć ową ciemnowłosą piękność, która została skradziona przez jej nieposłuszną byłą pracownicę. Naturalnie, dwóch kobiecych sylwetek nie było sposób już dostrzec, Pokątna była w końcu dość wąska a do tego dość zatłoczona. Dopiero wtedy panna Fortescue ruszyła za Carys do wnętrza lokalu. Nieco zaskoczona przyjęła w dłonie kubek ze słodkim napojem, zaoferowany jej przez uczynną pracownicę. Niby dziewczyna mówiła o tej czekoladzie wcześniej, ale wtedy Flo nie do końca chyba rejestrowała o czym się do niej mówi. Tak czy inaczej, przywołała na twarz lekki uśmiech, z wdzięcznością biorąc pierwszy łyk. - Och, to dość powszechnie znana prawda, moja droga - odpowiedziała, mając na myśli kojące właściwości napoju, który właśnie spożywała. Gorąca czekolada była najlepsza na jesienne słoty, na zimowe, mroźne wieczory, ale sprawdzała się też idealnie jako remedium na smutki i troski, pozwalając strapionemu na chociaż chwilę słodkiego zapomnienia.
Gdy kubek został już opróżniony, Florence poczuła się zdecydowanie lepiej. Humor poprawiło jej także obserwowanie samej Carys, pracującej z prawdziwą pasją i zaangażowaniem. Fortescue widziała jej poświęcenie, które na pewno miało w przyszłości się dziewczynie opłacić. Właściciele potrafili w końcu hojnie nagradzać swoich lojalnych pracowników. Florence nie zamierzała jednak zostawiać Carys na posterunku samej. Zniknęła na zapleczu tylko na chwilę - aby napisać wypowiedzenie dla panny Kitty i wysłać je sową - a zaraz potem wróciła za ladę, aby nałożyć kolejnemu klientowi kilka przepysznych gałek lodów.
zt x2
Gdy już resztki naczyń zostały pozbierane, Florence poświęciła jeszcze jedną chwilę by obejrzeć się za siebie i spróbować dojrzeć ową ciemnowłosą piękność, która została skradziona przez jej nieposłuszną byłą pracownicę. Naturalnie, dwóch kobiecych sylwetek nie było sposób już dostrzec, Pokątna była w końcu dość wąska a do tego dość zatłoczona. Dopiero wtedy panna Fortescue ruszyła za Carys do wnętrza lokalu. Nieco zaskoczona przyjęła w dłonie kubek ze słodkim napojem, zaoferowany jej przez uczynną pracownicę. Niby dziewczyna mówiła o tej czekoladzie wcześniej, ale wtedy Flo nie do końca chyba rejestrowała o czym się do niej mówi. Tak czy inaczej, przywołała na twarz lekki uśmiech, z wdzięcznością biorąc pierwszy łyk. - Och, to dość powszechnie znana prawda, moja droga - odpowiedziała, mając na myśli kojące właściwości napoju, który właśnie spożywała. Gorąca czekolada była najlepsza na jesienne słoty, na zimowe, mroźne wieczory, ale sprawdzała się też idealnie jako remedium na smutki i troski, pozwalając strapionemu na chociaż chwilę słodkiego zapomnienia.
Gdy kubek został już opróżniony, Florence poczuła się zdecydowanie lepiej. Humor poprawiło jej także obserwowanie samej Carys, pracującej z prawdziwą pasją i zaangażowaniem. Fortescue widziała jej poświęcenie, które na pewno miało w przyszłości się dziewczynie opłacić. Właściciele potrafili w końcu hojnie nagradzać swoich lojalnych pracowników. Florence nie zamierzała jednak zostawiać Carys na posterunku samej. Zniknęła na zapleczu tylko na chwilę - aby napisać wypowiedzenie dla panny Kitty i wysłać je sową - a zaraz potem wróciła za ladę, aby nałożyć kolejnemu klientowi kilka przepysznych gałek lodów.
zt x2
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
O tak późnej porze, w środku nocy, ulica Pokątna była już zupełnie pusta. Światła w sklepowych witrynach, restauracjach i kawiarniach zgasły. Czarodzieje i czarownice zajmujący mieszkania w niektórych kamienicach najpewniej pogrążyli się już we śnie. Nawet gwar w Dziurawym Kotle ucichł, ostatni klienci musieli już opuścić przybytek, albo pochylali się nad kuflami w stanie upojenia alkoholowego. Nie było cicho: ciszę mącił szum deszczu, liczne grzmoty, gdy niebo znów przeszywała pajęczyna błyskawic. Huki były głośne, potężne, czarnomagiczne - tej nocy były Rookwood wyjątkowo na rękę. Hałas, który stworzą, zostanie wzięty za podobny grzmot, przynajmniej początkowo.
Przemierzała Pokątną szybkim, zdecydowanym krokiem, obleczona w czarną szatę złożona ze skórzanych spodni i tuniki, peleryny podszytej grubym futrem, tak zaczarowanej, by nie przepuszczała wilgoci; jasne włosy skryła pod obszernym kapturem, chroniąc je i twarz przed deszczem, choć na niej nosiła maskę śmierciożercy. Nie musiała oglądać się przez ramię, by mieć pewność, że dwójka Rycerzy Walpurgii kroczy obok niej, bądź tuż za nią; spotkali się kilka chwil wcześniej, jeszcze na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, o miejscu i godzinie spotkania poinformowała ich listownie. Ich trójka i druga grupa, dowodzona przez lorda Burke, wyruszyli jednocześnie - w różnych kierunkach.
Ich celem była barwna lodziarnia, przed która zatrzymała się, aby przekazać coś towarzyszącej jej wróżbitce.
- Ostrożnie. To mikstura buchorożca - z najwyższą ostrożnością wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni szaty fiolkę, której zawartość była dziełem rąk ich najzdolniejszego alchemika - Dolohova. Nie wątpiła w jego talent, dlatego obchodziła się z fiolką bardzo ostrożnie, przekonana, że ma w kieszeni bombę o sporym zasięgu rażenia. Fiolkę przekazała w dłonie Esther. - Musisz rzucić ją z odpowiedniej odległości, abyśmy nie znaleźli się w zasięgu wybuchu - poinstruowała czarownicę. Wszak to właśnie jej został wydany rozkaz obrócenia lodziarni Floreana Fortescue, członka Zakonu Feniksa, w proch. - Amadeusie, wypatruj, czy nikt się nie zbliża - wyrzekła cicho, w stronę lorda Crouch.
Upewniwszy się, że ulica wokół wciąż jest pusta, zbliżyła się do drzwi zamkniętej lodziarni. Była tu zaledwie dwa dni wcześniej, nie wyczuła żadnych zaklęć ochronnych, sprawa nie mogła być skomplikowana. Przyłożyła koniec cisowej różdżki do zamka i wyszeptała: - Alohomora.
Mam przy sobie: różdżkę, fluoryt, zaczarowaną torbę, a w niej kilka eliksirów (eliksir niezłomności (stat. 32) x1, eliksir kociego wzroku (stat. 32) x, maść z wodnej gwiazdy (stat. 32) x1, kameleon (stat. 32) x1, smocza Łza (stat. 32) x2, mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 40, moc +5), eliksir Garota (1 porcja, stat. 40, moc +5))
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 11
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 11
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie zrażał go ani lejący się strugami deszcz, ani błyskawice przecinające ciemnogranatowe niebo – nieobliczalne, groźne siły natury spętanej przez magię, które w tak wielu wzbudzały przestrach. Wręcz przeciwnie, satysfakcjonowały go te okoliczności, bo w taką pogodę i o takiej porze nie mogli się spodziewać, by przeszkodził im przypadkowy przechodzień. Misja, z jaką tu przybyli, miała swoją wagę - błędy z poprzedniego miesiąca należało naprawić, zadając Zakonowi Feniksa jak najdotkliwszy cios. Crouch traktował więc powierzone im zadanie z najwyższą powagą, chyba po raz pierwszy skory zignorować fakt, że towarzyszyły mu dwie kobiety – mimo wszystko nie wypadało mu znieważać Sigrun, wyższej od niego rangą, Esther rzekomo posiadała przydatne talenty, a ich wspólny cel był zbyt ważny, by skupiać się w tym momencie na prywatnych uprzedzeniach.
Gdy więc ich grupy rozdzieliły się w Alei Śmiertelnego Nokturnu, Amadeus podążył za Śmierciożerczynią wraz z Esther, w milczeniu sunąc przez uśpioną ulicę. Jego oblicze skrywał kaptur ciemnej peleryny, a dłoń zaciskał na różdżce, gotów w każdej chwili wydobyć ją i wymierzyć w przeciwnika. Na Pokątnej nie było jednak żywej duszy – poza ich trójką.
Kiedy znaleźli się przed lodziarnią, Amadeus rozejrzał się dookoła, lustrując też wzrokiem budynek, który za kilka chwil miał stanąć w płomieniach. Usłyszawszy polecenie Sigrun, skinął krótko głową, po czym oddalił się na bok, obserwując uważnie okolicę i nasłuchując ewentualnych głosów, choć deszcz i grzmoty skutecznie tłumiły dźwięki.
Jego uwagę zwrócił jednak nagły błysk, a już sekundę później z zaskoczeniem ujrzał piorun, który wydobył się z różdżki Sigrun. Coś musiało pójść nie tak – czyżby magia już na samym początku postanowiła się od nich odwrócić?
Nie mogli pozostać tutaj ani chwili dłużej; musieli schronić się w środku lodziarni, jeżeli chcieli umknąć przed wiązką niszczycielskiej energii, która zaczęła odbijać się od wszystkich otaczających ich powierzchni. Rzucił więc ulicy ostatnie spojrzenie, po czym pomknął ku drzwiom i pewnym ruchem przyłożył do zamka różdżkę, powtarzając gest Sigrun.
- Alohomora – wypowiedział zaklęcie, licząc na to, że magia go posłucha.
przy sobie: różdżka, eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
1 rzut – alohomora
2 rzut – anomalia
3 rzut – piorun ech
Gdy więc ich grupy rozdzieliły się w Alei Śmiertelnego Nokturnu, Amadeus podążył za Śmierciożerczynią wraz z Esther, w milczeniu sunąc przez uśpioną ulicę. Jego oblicze skrywał kaptur ciemnej peleryny, a dłoń zaciskał na różdżce, gotów w każdej chwili wydobyć ją i wymierzyć w przeciwnika. Na Pokątnej nie było jednak żywej duszy – poza ich trójką.
Kiedy znaleźli się przed lodziarnią, Amadeus rozejrzał się dookoła, lustrując też wzrokiem budynek, który za kilka chwil miał stanąć w płomieniach. Usłyszawszy polecenie Sigrun, skinął krótko głową, po czym oddalił się na bok, obserwując uważnie okolicę i nasłuchując ewentualnych głosów, choć deszcz i grzmoty skutecznie tłumiły dźwięki.
Jego uwagę zwrócił jednak nagły błysk, a już sekundę później z zaskoczeniem ujrzał piorun, który wydobył się z różdżki Sigrun. Coś musiało pójść nie tak – czyżby magia już na samym początku postanowiła się od nich odwrócić?
Nie mogli pozostać tutaj ani chwili dłużej; musieli schronić się w środku lodziarni, jeżeli chcieli umknąć przed wiązką niszczycielskiej energii, która zaczęła odbijać się od wszystkich otaczających ich powierzchni. Rzucił więc ulicy ostatnie spojrzenie, po czym pomknął ku drzwiom i pewnym ruchem przyłożył do zamka różdżkę, powtarzając gest Sigrun.
- Alohomora – wypowiedział zaklęcie, licząc na to, że magia go posłucha.
przy sobie: różdżka, eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
1 rzut – alohomora
2 rzut – anomalia
3 rzut – piorun ech
The member 'Amadeus Crouch' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 54
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 54
Wyprawie na Nokturn towarzyszyły jej mieszane uczucia.
Z jednej strony cieszyła się, iż dostała szansę zrobienia czegoś pożytecznego i przyczynienia się do sprawy Rycerzy. Z drugiej jednak obawiała się tego, w jaką stronę mogą potoczyć się ich poczynania. W dni przed zapowiedzianą wyprawą starała się znaleźć odpowiedź na nękające ją pytania w kartach czy herbacianych fusach, jednak wydawało się, iż jej desperacja sprawiała, że karty oraz los zaczynały płatać jej figle, podsuwając jedynie niejasne wizje, często dotyczące zupełnie innych aspektów jej życia. Nie była przyzwyczajona do życia w niewiedzy, a tym bardziej do wątpienia w samą siebie; zdecydowanie bardziej było jej do twarzy z pewnością siebie i niezłomną odwagą, których wypracowanie zajęło jej sporo czasu oraz wysiłku. Dlatego też w drodze na Nokturn, gdzie miała spotkać się z resztą swoich towarzyszy oraz drugą grupą, która podążyć miała w zupełnie innym kierunku, starała się przypomnieć sobie wszystkie sukcesy, które odniosła, oraz wszystko to, co pragnęła jeszcze osiągnąć. Potrzebowała odwagi i nie mogła pozwolić sobie na ani chwilę zwątpienia. Co więcej, nie zamierzała ukazać się w oczach innych jako ktoś, kto albo nie traktuje swojego zadania poważnie, lub gorzej - nie potrafi odpowiednio stawić mu czoła.
Osoby, które miał jej towarzyszyć, nie były jej aż tak dobrze znane, jednak w żadnym stopniu nie stanowiło to dla niej problemu. Łączył ich wspólny cel i to zdawało się być najważniejsze, choć podświadomie nie była pewna, czego może spodziewać się po lordzie Crouchu. Jej opinia na temat szlachciców była dość stanowcza, pochodząca z faktu, iż osoby, którymi otaczała się zarówno w dzieciństwie jak i w dorosłym życiu z desperacją starały się dorównać komuś, z kim nigdy nie miały mieć zbyt wiele wspólnego. W żaden sposób nie zamierzała jednak pozwolić, by jej uprzedzenia wpłynęły na powodzenie jej misji.
Zarówno Nokturn, jak i ulica Pokątna, na której znaleźli się zaraz po oddzieleniu się od drugiej grupy, pogrążone były w ciszy. Środek nocy oraz niesprzyjająca aura pogodowa nie przyciągały w te strony zbyt wiele osób, co działało na ich korzyść. Miała jedynie nadzieję, że sytuacja utrzyma się aż do końca, a ich zadanie zakończy się powodzeniem. Nie potrafiła, a może raczej nie chciała, pozwolić na to, by jej pierwsza misja doprowadziła do porażki.
Bez słowa odebrała od Sigrun fiolkę z miksturą, obchodząc się z nią jak najostrożniej potrafiła. Skinęła głową na znak, iż zrozumiała polecenie, jednocześnie nadstawiając zmysły starając się być czujną na to, co działo się wokoło. Chociaż ulewny deszcz oraz panująca nad miastem burza zapewniały, iż pojawienie się na Pokątnej nieproszonych gości było mało prawdopodobne, jednocześnie uniemożliwiały one dosłyszenie zbliżających się kroków czy głosów. Bez wątpienia musieli więc się pospieszyć, by jak najszybciej znaleźć się wewnątrz Lodziarni i wypełnić swoje zadanie.
Była niemalże gotowa przekroczyć przez próg, gdy ku jej zdziwieniu zaklęcie Sigrun nie tylko zakończyło się porażką, ale też doprowadziło to tego, iż z jej różdżki wydobył się piorun, który zaczął poruszać się wokół nich z dużą prędkością. W próbie otworzenia drzwi ubiegł ją Amadeus, którego zaklęcie na ich nieszczęście również się nie powiodło. Bez namysłu dobyła więc swoją różdżkę, przykładając ją do zamka i zdecydowanym głosem wypowiadając zaklęcie.
- Sezam Materio - rzuciła, postanawiając spróbować czegoś innego, biorąc pod uwagę, iż poprzednie próby użycia Alohomora nie zakończyły się sukcesem. Ponadto, lodziarnia już wkrótce i tak miała stanąć w płomieniach i Esther nie sądziła, iż zniszczony zamek miał być największym problemem właścicieli.
przy sobie: różdżka, smoczy eliksir (1 porcja, stat. 5)
1 rzut: Sezam Materio
2 rzut: Anomalia
3 rzut: piorun
Z jednej strony cieszyła się, iż dostała szansę zrobienia czegoś pożytecznego i przyczynienia się do sprawy Rycerzy. Z drugiej jednak obawiała się tego, w jaką stronę mogą potoczyć się ich poczynania. W dni przed zapowiedzianą wyprawą starała się znaleźć odpowiedź na nękające ją pytania w kartach czy herbacianych fusach, jednak wydawało się, iż jej desperacja sprawiała, że karty oraz los zaczynały płatać jej figle, podsuwając jedynie niejasne wizje, często dotyczące zupełnie innych aspektów jej życia. Nie była przyzwyczajona do życia w niewiedzy, a tym bardziej do wątpienia w samą siebie; zdecydowanie bardziej było jej do twarzy z pewnością siebie i niezłomną odwagą, których wypracowanie zajęło jej sporo czasu oraz wysiłku. Dlatego też w drodze na Nokturn, gdzie miała spotkać się z resztą swoich towarzyszy oraz drugą grupą, która podążyć miała w zupełnie innym kierunku, starała się przypomnieć sobie wszystkie sukcesy, które odniosła, oraz wszystko to, co pragnęła jeszcze osiągnąć. Potrzebowała odwagi i nie mogła pozwolić sobie na ani chwilę zwątpienia. Co więcej, nie zamierzała ukazać się w oczach innych jako ktoś, kto albo nie traktuje swojego zadania poważnie, lub gorzej - nie potrafi odpowiednio stawić mu czoła.
Osoby, które miał jej towarzyszyć, nie były jej aż tak dobrze znane, jednak w żadnym stopniu nie stanowiło to dla niej problemu. Łączył ich wspólny cel i to zdawało się być najważniejsze, choć podświadomie nie była pewna, czego może spodziewać się po lordzie Crouchu. Jej opinia na temat szlachciców była dość stanowcza, pochodząca z faktu, iż osoby, którymi otaczała się zarówno w dzieciństwie jak i w dorosłym życiu z desperacją starały się dorównać komuś, z kim nigdy nie miały mieć zbyt wiele wspólnego. W żaden sposób nie zamierzała jednak pozwolić, by jej uprzedzenia wpłynęły na powodzenie jej misji.
Zarówno Nokturn, jak i ulica Pokątna, na której znaleźli się zaraz po oddzieleniu się od drugiej grupy, pogrążone były w ciszy. Środek nocy oraz niesprzyjająca aura pogodowa nie przyciągały w te strony zbyt wiele osób, co działało na ich korzyść. Miała jedynie nadzieję, że sytuacja utrzyma się aż do końca, a ich zadanie zakończy się powodzeniem. Nie potrafiła, a może raczej nie chciała, pozwolić na to, by jej pierwsza misja doprowadziła do porażki.
Bez słowa odebrała od Sigrun fiolkę z miksturą, obchodząc się z nią jak najostrożniej potrafiła. Skinęła głową na znak, iż zrozumiała polecenie, jednocześnie nadstawiając zmysły starając się być czujną na to, co działo się wokoło. Chociaż ulewny deszcz oraz panująca nad miastem burza zapewniały, iż pojawienie się na Pokątnej nieproszonych gości było mało prawdopodobne, jednocześnie uniemożliwiały one dosłyszenie zbliżających się kroków czy głosów. Bez wątpienia musieli więc się pospieszyć, by jak najszybciej znaleźć się wewnątrz Lodziarni i wypełnić swoje zadanie.
Była niemalże gotowa przekroczyć przez próg, gdy ku jej zdziwieniu zaklęcie Sigrun nie tylko zakończyło się porażką, ale też doprowadziło to tego, iż z jej różdżki wydobył się piorun, który zaczął poruszać się wokół nich z dużą prędkością. W próbie otworzenia drzwi ubiegł ją Amadeus, którego zaklęcie na ich nieszczęście również się nie powiodło. Bez namysłu dobyła więc swoją różdżkę, przykładając ją do zamka i zdecydowanym głosem wypowiadając zaklęcie.
- Sezam Materio - rzuciła, postanawiając spróbować czegoś innego, biorąc pod uwagę, iż poprzednie próby użycia Alohomora nie zakończyły się sukcesem. Ponadto, lodziarnia już wkrótce i tak miała stanąć w płomieniach i Esther nie sądziła, iż zniszczony zamek miał być największym problemem właścicieli.
przy sobie: różdżka, smoczy eliksir (1 porcja, stat. 5)
1 rzut: Sezam Materio
2 rzut: Anomalia
3 rzut: piorun
Saw the stars out in front of you
Too tempting not to touch but even though it
shocked you something's electric in your blood
shocked you something's electric in your blood
The member 'Esther Trelawney' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 97
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 97
Grudniowa noc z pewnością nie sprzyjała nocnym spacerom. Zacinający, lodowaty deszcz ze śniegiem uderzał w twarze Rycerzy, którzy przybyli na Pokątną, by wypełnić rozkazy Czarnego Pana.
Lodziarna Fortescue - jak i pozostałe sklepy na handlowej ulicy - skąpane były w mroku, a kilka chwiejących się na mocnym wietrze latarni wydłużało cienie, nie zapewniając zbyt dobrej widoczności. Bez problemu odnaleźliście jednak odpowiedni szyld. Próba otworzenia drzwi przez Sigrun nie powiodła się, choć niewiele brakowało. Dodatkowo czar sprowokował rozchwianą anomaliami magię: coś trzasnęło, błysnęło i wszyscy mogliście dostrzec piorun, który pojawił się znikąd i zaczął uderzać o ściany lokali, złożone stoliki, rabaty i inne elementy wąskiej ulicy Pokątnej. Jak najszybsze wejście do budynku stało się jeszcze pilniejszym priorytetem, lecz także zaklęcie Amadeusa zakończyło się niepowodzeniem. Dopiero działania Esther sprawiły, że zamek w drzwiach lodziarni roztrzaskał się w drobny mak. Huk niszczonego mechanizmu poniósł się echem po opustoszałej Pokątnej, zagłuszony jednak nieco przez wyładowania elektryczne ciągle obijającego się od zabudowań pioruna.
--------------
Wątek zatrzymuje się na 48h; po tym czasie dopiero odpisać mogą Rycerze. Do 14.05 do godziny 15:00 do wątku mogą dołączyć dowolne trzy osoby, które zamierzają ochronić to miejsce. W poście muszą jednak uwzględnić wiarygodne uzasadnienie swojej obecności tutaj.
Tego samego dnia pojawi się też uzupełniający post Mistrza Gry, opisujący sytuację oraz wynik działania anomalii.
Przypominam, że wątki z zagrożeniem życia lub zdrowia postaci muszą być chronologicznie ostatnimi pisanymi przez postać. Oznacza to, że do wątku nie mogą dołączyć postaci znajdujący się w tym momencie na wydarzeniu w Azkabanie. Na prośbę uczestników, zmieniamy datę wątku na 29 grudnia.
We wszelkich sprawach organizacyjnych należy kontaktować się z Deirdre.
Esther, proszę o uzupełnienie linków w profilu - a debiutantom (i nie tylko) w forumowych pojedynkach sugeruję dokładne zapoznanie się z mechaniką pojedynków, co ułatwi nam wspólnesianie zamętu przeprowadzenie tejże rywalizacji.
Uderzenie pioruna:
Sigrun 76
Amadeus 54
Esther 97
Lodziarna Fortescue - jak i pozostałe sklepy na handlowej ulicy - skąpane były w mroku, a kilka chwiejących się na mocnym wietrze latarni wydłużało cienie, nie zapewniając zbyt dobrej widoczności. Bez problemu odnaleźliście jednak odpowiedni szyld. Próba otworzenia drzwi przez Sigrun nie powiodła się, choć niewiele brakowało. Dodatkowo czar sprowokował rozchwianą anomaliami magię: coś trzasnęło, błysnęło i wszyscy mogliście dostrzec piorun, który pojawił się znikąd i zaczął uderzać o ściany lokali, złożone stoliki, rabaty i inne elementy wąskiej ulicy Pokątnej. Jak najszybsze wejście do budynku stało się jeszcze pilniejszym priorytetem, lecz także zaklęcie Amadeusa zakończyło się niepowodzeniem. Dopiero działania Esther sprawiły, że zamek w drzwiach lodziarni roztrzaskał się w drobny mak. Huk niszczonego mechanizmu poniósł się echem po opustoszałej Pokątnej, zagłuszony jednak nieco przez wyładowania elektryczne ciągle obijającego się od zabudowań pioruna.
--------------
Wątek zatrzymuje się na 48h; po tym czasie dopiero odpisać mogą Rycerze. Do 14.05 do godziny 15:00 do wątku mogą dołączyć dowolne trzy osoby, które zamierzają ochronić to miejsce. W poście muszą jednak uwzględnić wiarygodne uzasadnienie swojej obecności tutaj.
Tego samego dnia pojawi się też uzupełniający post Mistrza Gry, opisujący sytuację oraz wynik działania anomalii.
Przypominam, że wątki z zagrożeniem życia lub zdrowia postaci muszą być chronologicznie ostatnimi pisanymi przez postać. Oznacza to, że do wątku nie mogą dołączyć postaci znajdujący się w tym momencie na wydarzeniu w Azkabanie. Na prośbę uczestników, zmieniamy datę wątku na 29 grudnia.
We wszelkich sprawach organizacyjnych należy kontaktować się z Deirdre.
Esther, proszę o uzupełnienie linków w profilu - a debiutantom (i nie tylko) w forumowych pojedynkach sugeruję dokładne zapoznanie się z mechaniką pojedynków, co ułatwi nam wspólne
Uderzenie pioruna:
Sigrun 76
Amadeus 54
Esther 97
- Ekwipunek:
Sigrun: różdżka, fluoryt, zaczarowaną torbę, a w niej kilka eliksirów (eliksir niezłomności (stat. 32) x1, eliksir kociego wzroku (stat. 32) x, maść z wodnej gwiazdy (stat. 32) x1, kameleon (stat. 32) x1, smocza Łza (stat. 32) x2, eliksir Garota (1 porcja, stat. 40, moc +5))
Amadeus: różdżka, eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
Esther: różdżka, smoczy eliksir (1 porcja, stat. 5), mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 40, moc +5) [od Sigrun]
- Żywotność:
Sigrun 213/213
Amadeus 206/206
Esther 200/200
Nie spodziewałem się, że dzisiejszej nocy zostanę świadkiem tak dramatycznych wydarzeń. Nie, nawet nie świadkiem, a ofiarą, co jedynie dodawało tej tragedii ciemnych barw. Udzielam się w Zakonie od wielu długich miesięcy, więc teoretycznie powinienem być przygotowany na taką ewentualność, a jednak nie byłem. Wydawało mi się (jakże głupio, teraz to wiem), że jestem tylko szeregowym uczestnikiem tych akcji i nic większego mi nie grozi. Przecież pracuję jako lodziarz, nie znam się na zaklęciach, co ze mnie za wróg - żaden. Położyłem się spać o tej samej porze, czyli stosunkowo późnej, bo zawsze żal mi było życia na sen. Może dlatego usłyszałem huki dobiegające z dołu, nie zdążyłem jeszcze twardo zasnąć. Z początku wydawało mi się, że to po prostu niekończąca się burza, więc leżałem w łóżku na wznak i próbowałem jeszcze raz zasnąć. Ale coś mi nie pasowało, te dźwięki jednak nie brzmiały tak jak te do których przywykłem. Delikatnie otworzyłem drzwi od mieszkania i wyjrzałem na zewnątrz, wyraźnie słysząc jakieś huki dobiegające z lodziarni, nie z podwórka. Na dole mogło dziać się absolutnie wszystko, więc pobiegłem do swojego pokoju i chwyciłem za starą torbę, w której zawsze trzymałem najpotrzebniejsze rzeczy: parę eliksirów, które dostałem kiedyś od Julii, miniaturowy pantofelek, biały kryształ, coś na szczęście. Nałożyłem kapcie i wpadłem do pokoju Florence, budząc ją ze snu. - Coś się dzieje w lodziarni, nie wychodź - poprosiłem, patrząc na nią w taki sposób w jaki patrzyłem wyjątkowo rzadko: przestraszony, ale zdecydowany. - Albo wyjdź tylnym wyjściem, tylko nie schodź do lodziarni - powtórzyłem, bo jeżeli to jakaś anomalia to najlepiej jak najszybciej wyjść z tego budynku, już nam się zdarzyło, że ściana ożyła. Zmusiłem się na lekki uśmiech, chyba chciałem ją w ten pokraczny sposób uspokoić, ale pewnie nic mi z tego nie wyszło. Zresztą już po chwili mnie nie było; zbiegłem do lodziarni.
Wtedy zrozumiałem, że to był poważny błąd. Stanąłem naprzeciwko trzech uzbrojonych czarodziejów. Trzech przeciw mojej skromnej osobie, o ironio, w kolorowej kwiecistej piżamie. Poczułem jak krew odpływa mi z twarzy, robię się blady, a w uszach mi dzwoni. Przyszli po mnie, na pewno, po co innego mieliby tutaj przychodzić, to tylko niewielki lokal ze słodyczami. Od razu pomyślałem o Florence, która nieświadoma siedzi na górze. Modliłem się wręcz o to, żeby ten jeden raz mnie posłuchała i nie schodziła na dół - nie powinna tutaj być, to zbyt niebezpieczne, a ona sobie na to niczym nie zasłużyła. Odwróciłbym się i poszedł, zniknął, to tylko budynek, nic nie warte przedmioty, ale na pewno mnie zauważyli. Musiałem zacząć walczyć, przecież umiem, właśnie na coś takiego się przygotowywałem podczas klubu pojedynków i prywatnych zajęć z doświadczonymi Zakonnikami. - Orcumiano! - Rzucam w przeciwników, może bez sensu, nie wiem, to pierwsze zaklęcie jakie przychodzi mi do głowy.
Mam ze sobą: różdżkę, biały kryształ, fluoryt, juchtową szarfę, miniaturowy pantofelek i eliksiry: niezłomności x2, ochrony, smocza łza.
1. zaklęcie
2. anomalia
3. piorun
Wtedy zrozumiałem, że to był poważny błąd. Stanąłem naprzeciwko trzech uzbrojonych czarodziejów. Trzech przeciw mojej skromnej osobie, o ironio, w kolorowej kwiecistej piżamie. Poczułem jak krew odpływa mi z twarzy, robię się blady, a w uszach mi dzwoni. Przyszli po mnie, na pewno, po co innego mieliby tutaj przychodzić, to tylko niewielki lokal ze słodyczami. Od razu pomyślałem o Florence, która nieświadoma siedzi na górze. Modliłem się wręcz o to, żeby ten jeden raz mnie posłuchała i nie schodziła na dół - nie powinna tutaj być, to zbyt niebezpieczne, a ona sobie na to niczym nie zasłużyła. Odwróciłbym się i poszedł, zniknął, to tylko budynek, nic nie warte przedmioty, ale na pewno mnie zauważyli. Musiałem zacząć walczyć, przecież umiem, właśnie na coś takiego się przygotowywałem podczas klubu pojedynków i prywatnych zajęć z doświadczonymi Zakonnikami. - Orcumiano! - Rzucam w przeciwników, może bez sensu, nie wiem, to pierwsze zaklęcie jakie przychodzi mi do głowy.
Mam ze sobą: różdżkę, biały kryształ, fluoryt, juchtową szarfę, miniaturowy pantofelek i eliksiry: niezłomności x2, ochrony, smocza łza.
1. zaklęcie
2. anomalia
3. piorun
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 28
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 28
Nikt w Biurze Aurorów nie był chętny na nocny patrol w zimową noc. Nikt, oprócz Michaela. Odkąd Malfoy został ministrem, a Edith Bones zwołała ich na tajne spotkanie, Tonks wpadł w swego rodzaju pracoholizm. Po pierwsze, starał się wypełniać swoje obowiązki nienagannie i gorliwie, aby nie dać nikomu pretekstu do zwolnienia mugolaka. Po drugie, wziął sobie do serca dodatkową misję zleconą przez Longbottoma i Bones. Chociaż większość aurorów uznawała Pokątną za spokojną i bezpieczną okolicę, nie wymagającą intensywnego ani regularnego patronowania (z tego też powodu Tonks był tutaj sam, a nie z partnerem), Michael podejrzewał, że pod latarnią bywa najciemniej. Nie spodziewał się tutaj oczywiście włamań i przestępstwa. Patrolował okolicę głównie w celu wypatrzenia nowych anomalii i upewnienia się, że nikt nie próbuje kręcić się przy nich nielegalnie nocą (szczerze mówiąc, bardzo by się ucieszył mogąc aresztować jakiegoś czystokrwistego bufona za nielegalną próbę naprawy anomalii).
Z uwagi na pogodę miał na sobie ciepły i ciemny płaszcz z kapturem. Marznąc, przechadzał się po okolicy, aż dostrzegł za zakrętem błysk pioruna kulistego. Anomalia? Sam wywołał kiedyś podobną w porcie, ale kto czarowałby na Pokątnej o tej porze?
Zachowując czujność, wyjął różdżkę i udał się szybko w tamtą stronę. Piorun obijał się o wszystkie powierzchnie, a chociaż odległość i wyładowania elektryczne zagłuszały zaklęcia mamrotane przez czarodziejów, to Mike nie uważał, że trzy osoby stojące nocą pod drzwiami lodziarni zwiastują cokolwiek dobrego.
-BIURO AURORÓW, RZUĆCIE RÓŻDZKI! - wykrzyczał dla formalności, starając się przekrzyczeć latający po ulicy piorun. Tylko dla formalności, bo wypadek z Olavem nauczył go, że wahanie i słabość można przypłacić życiem, zdrowiem lub likantropią. Dlatego, choć normalny auror może zacząłby od Expelliarmusa, przewrażliwiony Mike wycelował różdżkę w czarownicę stojącą najbliżej drzwi lodziarni, której ruch ręki wskazywał na to, że dosłownie przed chwilą przykładała własną różdżkę w stronę zamka. Nie dawało mu to jeszcze absolutnej pewności, że chciała się włamać...ale podejrzenie, że drzwi do lodziarni nie zostały otwarte przez samego właściciela mu wystarczyło:
-Petrificus Totalus! - jeśli nie zareagują na jego wezwanie do rzucenia broni, będzie miał przeciwko sobie trzech czarodziejów. Wolałby dwóch.
Dobiegał do lodziarni od boku, więc nie zauważył jeszcze stojącego wewnątrz Floreana.
mam przy sobie: różdżkę
w narracji nie znam imienia nieznajomej (i nie wiem czy mam szansę rozpoznać Sigrun albo dostrzec już ich kolory włosów), więc dla jasności: celuję w Esther
1. zaklęcie
2. anomalia
3. piorun
Z uwagi na pogodę miał na sobie ciepły i ciemny płaszcz z kapturem. Marznąc, przechadzał się po okolicy, aż dostrzegł za zakrętem błysk pioruna kulistego. Anomalia? Sam wywołał kiedyś podobną w porcie, ale kto czarowałby na Pokątnej o tej porze?
Zachowując czujność, wyjął różdżkę i udał się szybko w tamtą stronę. Piorun obijał się o wszystkie powierzchnie, a chociaż odległość i wyładowania elektryczne zagłuszały zaklęcia mamrotane przez czarodziejów, to Mike nie uważał, że trzy osoby stojące nocą pod drzwiami lodziarni zwiastują cokolwiek dobrego.
-BIURO AURORÓW, RZUĆCIE RÓŻDZKI! - wykrzyczał dla formalności, starając się przekrzyczeć latający po ulicy piorun. Tylko dla formalności, bo wypadek z Olavem nauczył go, że wahanie i słabość można przypłacić życiem, zdrowiem lub likantropią. Dlatego, choć normalny auror może zacząłby od Expelliarmusa, przewrażliwiony Mike wycelował różdżkę w czarownicę stojącą najbliżej drzwi lodziarni, której ruch ręki wskazywał na to, że dosłownie przed chwilą przykładała własną różdżkę w stronę zamka. Nie dawało mu to jeszcze absolutnej pewności, że chciała się włamać...ale podejrzenie, że drzwi do lodziarni nie zostały otwarte przez samego właściciela mu wystarczyło:
-Petrificus Totalus! - jeśli nie zareagują na jego wezwanie do rzucenia broni, będzie miał przeciwko sobie trzech czarodziejów. Wolałby dwóch.
Dobiegał do lodziarni od boku, więc nie zauważył jeszcze stojącego wewnątrz Floreana.
mam przy sobie: różdżkę
w narracji nie znam imienia nieznajomej (i nie wiem czy mam szansę rozpoznać Sigrun albo dostrzec już ich kolory włosów), więc dla jasności: celuję w Esther
1. zaklęcie
2. anomalia
3. piorun
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 12
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 12
Mijała właśnie druga doba, odkąd został w Sennen sam – druga doba bez jakiegokolwiek listu czy skrawka informacji – i chociaż zdawał sobie sprawę, że nie powinien był szukać odpowiedzi na własną rękę, nie potrafił już dłużej siedzieć całkowicie bezczynnie. Starał się co prawda przebywać w domu jak najmniej, cały czas od świtu do zmierzchu spędzając na szukaniu sobie produktywnych zajęć na terenie rezerwatu, ale jego bramy w końcu się zamykały, a on musiał wrócić – do czterech pustych, doprowadzających go do szaleństwa ścian, od których odbijało się echo nieprzyjemnych wspomnień z Kumbrii, zwielokrotnione dodatkowo przez jego własne, paranoiczne myśli.
To właśnie od nich starał się uciec, gdy późnym wieczorem udawał się w długą podróż do Doliny Godryka, mając nadzieję, że zanim Alexander wyrzuci go za drzwi, uda mu się wyciągnąć od niego cokolwiek – ale dom, w którym przeszło dwa miesiące wcześniej składał wieczystą przysięgę, okazał się pusty. Percival nie planował jednak poddać się tak łatwo, zamiast więc wrócić do bezpiecznej Kornwalii, ruszył w kierunku mieszkania jedynego innego członka Zakonu Feniksa, którego adres znał – Lucindy. Nie przejmował się tym, że nim dotarł do Londynu, był już środek nocy, uznając, że ewentualna awantura, zwieńczona zapewne jakimś przykrym zaklęciem, była warta świeczki; wylądowawszy w jednej z bocznych uliczek, ruszył w kierunku kamienicy przy Pokątnej – budynku, który w ciągu ostatnich tygodni odwiedzał tyle razy, że był w stanie odtworzyć właściwą drogę nawet pomimo niemal zupełnych ciemności, przecinanych jedynie przez rozbłyski przecinających niebo piorunów…
…oraz inkantacje zaklęć?
Trzy odziane w ciemne peleryny sylwetki stapiały się z panującymi na ulicy ciemnościami tak dobrze, że zauważył je dopiero, gdy tuż obok nich pojawił się piorun kulisty, by następnie z niebywałą prędkością zacząć obijać się o wszystko, co napotkał na swojej drodze. Percival wycofał się w głębszy cień niemal instynktownie, po drodze upewniając się, że narzucona na ciemny płaszcz peleryna niewidka zakrywała każdy skrawek jego ubrania. Poza magicznym płaszczem pozostawała jedynie miotła, tę jednak odłożył ostrożnie na bok, tak, by skrył ją cień przeciwległego budynku; dopiero wtedy spróbował przyjrzeć się dokładniej trójce czarodziejów, ale z tej odległości (starał się zachować względnie bezpieczny dystans) nie mógł nawet marzyć o rozpoznaniu któregokolwiek z nich. Wyciągnął z kieszeni różdżkę, jednak zanim na jego ustach pojawiła się inkantacja, zawahał się – na tyle długo, że w pobliżu zdążyła pojawić się czwarta postać, należąca do – jak mu się wydawało – mężczyzny. Aurora, jeśli można było wierzyć jego słowom, ledwie wybijającym się ponad grzmoty; Percival przyglądał mu się przez ułamek sekundy, gdy posyłał silne zaklęcie w stronę jednej z zakapturzonych sylwetek, i to skłoniło go do porzucenia bezczynności. Być może powinien był się czym prędzej ewakuować, coś nie pozwalało mu jednak zignorować sceny, której stał się mimowolnym świadkiem. Nie chciał jednak wparowywać w sam środek przedstawienia bez pomyślunku, nie zdecydował się więc na porzucenie kryjówki – uniósł jedynie różdżkę, kierując ją w stronę najwyższej z postaci (Amadeusa), a inkantację wymawiając jedynie w zaciszu własnego umysłu. Jeżeli okaże się, że trójka nieznajomych to jedynie wracający z nocnej imprezy mieszkańcy, którzy zapomnieli kluczy, wciąż będzie mógł niepostrzeżenie się ulotnić; w innym wypadku chętnie pomoże w obywatelskim zatrzymaniu, chociaż w ten sposób przełamując paskudne uczucie własnej bezużyteczności.
| mam przy sobie: pelerynę niewidkę (na sobie), różdżkę, miotłę, wygaszacz, broszkę z alabastrowym jednorożcem, fluoryt, juchtową szarfę, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarną perłę, eliksiry w wewnętrznej kieszeni płaszcza (maść z wodnej gwiazdy x1, antidotum na niepowszechne trucizny x1, eliksir byka x1, smoczą łzę x1 i eliksir lodowego płaszcza x3)
| kostki: 1 – zaklęcie (niewerbalne, wysłane do Mistrza Gry na pw), 2 – anomalia, 3 – piorun
To właśnie od nich starał się uciec, gdy późnym wieczorem udawał się w długą podróż do Doliny Godryka, mając nadzieję, że zanim Alexander wyrzuci go za drzwi, uda mu się wyciągnąć od niego cokolwiek – ale dom, w którym przeszło dwa miesiące wcześniej składał wieczystą przysięgę, okazał się pusty. Percival nie planował jednak poddać się tak łatwo, zamiast więc wrócić do bezpiecznej Kornwalii, ruszył w kierunku mieszkania jedynego innego członka Zakonu Feniksa, którego adres znał – Lucindy. Nie przejmował się tym, że nim dotarł do Londynu, był już środek nocy, uznając, że ewentualna awantura, zwieńczona zapewne jakimś przykrym zaklęciem, była warta świeczki; wylądowawszy w jednej z bocznych uliczek, ruszył w kierunku kamienicy przy Pokątnej – budynku, który w ciągu ostatnich tygodni odwiedzał tyle razy, że był w stanie odtworzyć właściwą drogę nawet pomimo niemal zupełnych ciemności, przecinanych jedynie przez rozbłyski przecinających niebo piorunów…
…oraz inkantacje zaklęć?
Trzy odziane w ciemne peleryny sylwetki stapiały się z panującymi na ulicy ciemnościami tak dobrze, że zauważył je dopiero, gdy tuż obok nich pojawił się piorun kulisty, by następnie z niebywałą prędkością zacząć obijać się o wszystko, co napotkał na swojej drodze. Percival wycofał się w głębszy cień niemal instynktownie, po drodze upewniając się, że narzucona na ciemny płaszcz peleryna niewidka zakrywała każdy skrawek jego ubrania. Poza magicznym płaszczem pozostawała jedynie miotła, tę jednak odłożył ostrożnie na bok, tak, by skrył ją cień przeciwległego budynku; dopiero wtedy spróbował przyjrzeć się dokładniej trójce czarodziejów, ale z tej odległości (starał się zachować względnie bezpieczny dystans) nie mógł nawet marzyć o rozpoznaniu któregokolwiek z nich. Wyciągnął z kieszeni różdżkę, jednak zanim na jego ustach pojawiła się inkantacja, zawahał się – na tyle długo, że w pobliżu zdążyła pojawić się czwarta postać, należąca do – jak mu się wydawało – mężczyzny. Aurora, jeśli można było wierzyć jego słowom, ledwie wybijającym się ponad grzmoty; Percival przyglądał mu się przez ułamek sekundy, gdy posyłał silne zaklęcie w stronę jednej z zakapturzonych sylwetek, i to skłoniło go do porzucenia bezczynności. Być może powinien był się czym prędzej ewakuować, coś nie pozwalało mu jednak zignorować sceny, której stał się mimowolnym świadkiem. Nie chciał jednak wparowywać w sam środek przedstawienia bez pomyślunku, nie zdecydował się więc na porzucenie kryjówki – uniósł jedynie różdżkę, kierując ją w stronę najwyższej z postaci (Amadeusa), a inkantację wymawiając jedynie w zaciszu własnego umysłu. Jeżeli okaże się, że trójka nieznajomych to jedynie wracający z nocnej imprezy mieszkańcy, którzy zapomnieli kluczy, wciąż będzie mógł niepostrzeżenie się ulotnić; w innym wypadku chętnie pomoże w obywatelskim zatrzymaniu, chociaż w ten sposób przełamując paskudne uczucie własnej bezużyteczności.
| mam przy sobie: pelerynę niewidkę (na sobie), różdżkę, miotłę, wygaszacz, broszkę z alabastrowym jednorożcem, fluoryt, juchtową szarfę, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarną perłę, eliksiry w wewnętrznej kieszeni płaszcza (maść z wodnej gwiazdy x1, antidotum na niepowszechne trucizny x1, eliksir byka x1, smoczą łzę x1 i eliksir lodowego płaszcza x3)
| kostki: 1 – zaklęcie (niewerbalne, wysłane do Mistrza Gry na pw), 2 – anomalia, 3 – piorun
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Stoliki przed lokalem
Szybka odpowiedź