Lada
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lada
W szerokiej, oszklonej ladzie codziennie rano pojawiają się pojemniki wypełnione lodami we wszystkich możliwych kolorach. Znajdą się tutaj zarówno klasyczne lody waniliowe i czekoladowe, jak i te mniej oczywiste smaki: fiołkowy, marchewkowy czy kremowe piwo. Wiele smaków pojawia się tylko raz w sezonie, inne są stałymi pozycjami menu. Lody do wafelków, pucharków lub termosów nakładają właściciele lokalu, a w ruchliwym okresie letnim również zatrudnieni przez nich pomocnicy. Na życzenie lody mogą zostać podane z dowolnymi dodatkami, których listę wymalowano na ścianie. Zawsze można tutaj również zamówić doskonałą włoską kawę, soki oraz oczywiście herbatę.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:34, w całości zmieniany 2 razy
Ale mam nadzieję, że w końcu znajdziesz tego kogoś. Nie mógł zapaść się pod ziemię. Tak. Nie mógł się zapaść pod ziemię. Nie była do końca pewna czy aby na pewno chce go znaleźć. Z jednej strony bardzo chciała się dowiedzieć o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, ale z drugiej jeżeliby go nie znalazła nie mogłaby sobie pluć w brodę, że nic z tym nie zrobiła. Po prostu. Próbowała, nie udało się, trzeba żyć dalej. Nie miała wpływu na to co ów list niósł ze sobą i czego ten mężczyzna od niej chciał, ale miała wpływ na to jak się będzie z tym wszystkim czuła. Pokiwała głową, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Ludzie pojawiali się co chwile zamawiając różne smaki lodów, a Piwka nie mogła wyjść z podziwu, że jest ich tak dużo. Jak ktoś mógł się na cokolwiek tutaj zdecydować? Przecież to był strasznie trudny wybór. Już jakiś czas temu planowały z Pomką, że się wybiorą na jakieś dobre słodycze i coś czuła po kościach, że to będzie właśnie lodziarnia Floriana. Nie dlatego, że właściciel był jej kolegą ze szkoły. Kolegą. Pojęcie dość abstrakcyjne. Przecież on jej nie znosił. Każdy kto podchodził do lady był przez Piwkę oglądany od góry do dołu. Nawet jeśli nie miał odpowiedniego koloru włosów czy wzrostu. Przecież włosy mógł przemalować, a wzrost… na pewno z tym też da się coś zrobić. Ktoś śmiało mógł powiedzieć, że popadała w paranoje. Słysząc jego zaprzeczenie, kiedy chciała odejść od lady odwróciła się zaskoczona. - Naprawdę nie chce Ci zawracać… - zaczęła, ale słysząc jego kolejne słowa uśmiechnęła się tylko. Racja nie widzieli się długo i chociaż nie miała zbytniej ochoty opowiadać o swoim życiu to nie potrafiła być nieprzyjemna dla ludzi, którzy byli przyjemni dla niej. Na jego pytanie o smaki lodów wymieniła szybko trzy, które przyszły jej do głowy. Naprawdę nie potrafiłaby w tym wszystkim wybrać tego najlepszego. Położyła na ladzie wyszukane w odmętach damskiej torebki pieniądze i wzruszyła ramionami. - Trochę się działo. Mam siedmioletniego syna. - bum! Już się przyzwyczaiła do tego zaskoczenia w oczach ludzi z jej szkoły. - Prowadzę hodowle Mandragor w Dolinie Godryka. Właściwie całkiem niedawno wróciłam, bo wcześniej dwa lata mnie tutaj nie było. Dlatego wspomniałam o tym, że przez dwa lata mogło się wiele zmienić. To przedawniona sprawa, a przynajmniej mam taką nadzieje. - odparła biorąc w dłonie podany przez niego pucharek z lodami. Miał racje te fajerwerki zrobiły na niej wrażenie. Roześmiała się. - Wiesz… ktoś mi wspominał, że jesteś właścicielem lodziarni. Szczerze nie potrafiłam sobie jakoś Ciebie tutaj wyobrazić, a teraz chyba nie będę mogła sobie wyobrazić Ciebie w innym miejscu. - zaśmiała się. - Od razu po Hogwarcie zająłeś się tą branżą? - zapytała ciekawa. W szkole zwykle był cichy, wolał chodzić swoimi drogami. Tutaj spotyka dziennie mnóstwo ludzi. To na pewno ją zbiło trochę z tropu. Słysząc pytanie o mężczyznę przeniosła wzrok na pucharek pełen lodów. Łyżeczką wierciła w nich dziurę nie do końca wiedząc co powiedzieć. W końcu przeniosła na niego wzrok i ściszając głos powiedziała. - Będziesz mnie miał za jeszcze większą wariatkę.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Florian to jednak ma dar przekonywania! Uśmiecha się radośnie, kiedy Peony postawia jednak zostać i chwilę mu potowarzyszyć. Co prawda wciąż musi uważnie pilnować klientów, ale znowu nie ma ich aż tak wielu, żeby nie móc znaleźć odrobiny czasu dla starej znajomej. Pieniądze położone przez nią na ladzie raczy jedynie krótkim spojrzeniem, w ogóle nie mając zamiaru ich zabrać. - O - wymyka mu się, nie powinien przecież reagować takim zdziwieniem. Tylko to zdziwienie nawet nie bierze się z faktu, że Peony ma dziecko. Raczej z faktu, że Florean jest w jej wieku i go nie ma. Powinien mieć? Szybko przelicza swój wiek, upewniając się, że się nie postarzał. Nie, ma dwadzieścia siedem lat, na pewno. - Czym się interesuje? - Pyta, bo przecież zainteresowania dzieci bywają naprawdę... interesujące. Podaje jej zaczarowany pucharek i czeka zaciekawiony na jej reakcję tym całym hokus-pokus, który udało mu się wyczarować. I nie może powstrzymać uśmiechu, kiedy to hokus-pokus wywiera na niej wrażenie. Ha! Kolejny niewielki sukces w drodze do tego wielkiego. - Hodowla mandragor? Tyle się u ciebie działo przez te lata! - Mówi ze zdziwieniem, choć właściwie u niego działo się niewiele mniej. Nie ma jednak zamiaru o tym opowiadać, większość z tych rzeczy zamyka się w kręgu nieprzeznaczonym dla nikogo. Nawet on nie lubi tam wracać wspomnieniami, dlatego też woli skupić się na innym temacie. - Dlaczego? - Pyta, wtórując jej śmiechem. - A myślałaś, że kim zostałem? - Chce wiedzieć jak Peony go sobie wyobrażała. Następna profesora Binnsa? Szczerze mówiąc, nie pogardziłby taką posadą. Czy może być coś lepszego od dzielenia się swoją pasją z innymi? No, może oprócz prowadzenia lodziarni. - Nie, pracowałem w ministerstwie. Tym zajmuję się od dwóch lat - tłumaczy, na moment przerywając rozmowę, by podać kilkuletniej damie waniliowego loda z czekoladową żabą na wierzchu. - Także... Masz rację. Przez dwa lata może się wiele zmienić - dodaje i sam wyciąga z koszyka czekoladową żabę, bo te patrzą się na niego od samego rana i już dłużej nie może się powstrzymywać przed zjedzeniem chociaż jednej. Wrzuca ją sobie do ust. - Nie mam nic do wariatów - wzrusza ramionami, zerkając na kartę. Piąty Mungo wzdycha w myślach, zostawiając go na ladzie. Zaraz potem skupia wzrok na Peony. Nie umyka jego uwadze, że trochę się zmieszała, słysząc jego pytanie. Trochę mu z tego powodu głupio, ale przecież do niczego jej nie zmuszał. Może po prostu chce się wygadać.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ludzie zawsze reagowali zdziwieniem. Peony kiedyś się zastanawiała nad tym co tak naprawdę ich w tym wszystkim dziwi. To, że była matką? Czy to, że oni nie mieli dzieci? Była przygotowana na zdziwienie dlatego na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Słysząc pytanie dotyczące zainteresowań młodego Sprouta poważnie się nad tym zastanowiła. - Codziennie czymś innym? - choć to było bardziej stwierdzenie niż pytanie to ciężko było jej wybrać z tego wszystkiego jedną rzecz. Przecież jej syn co chwile miał nowe pomysły i co chwile próbował je realizować. Próbował, bo na szczęście Peony zawsze znajdowała się w dobrym miejscu i w dobrym czasie. Tak jak ten dzień, kiedy maluch próbował przenieść się za pomocą wykradzionego proszku Fiuu. Przez chwile Piwka dostała zawału. - Chociaż ostatnio przystaje przy zostaniu policjantem. Wszystkie zwierzaki w Dolinie są o coś oskarżone. Proszę nie wyjeżdżać z miasta, mamy pana na oku. - odparła parodiując syna i uśmiechając się szeroko. Przez chwile w ogóle zapomniała po co tutaj przyszła. Tak właśnie było, kiedy zaczynała mówić o Nathanielu. Nie mogła przecież nic poradzić na to, że był jej oczkiem w głowie i rozmyślając o nim zwykle leci w słowach jak szalona. Lody były pyszne i to, że jej smakują można było bardzo łatwo poznać po jej rozmarzonej minie. Coś czuła, że dla takich rozmarzonych min jest ta praca. Tyle się u ciebie działo przez te lata! Słysząc to szatynka uśmiecha się delikatnie i kiwa głową. Działo się. Przecież doskonale o tym wiedziała, a jednak nie mogła wyrzucić z głowy faktu, że to wszystko jeszcze się nie skończyło. To mogło się dziać dalej tylko ona nie miała o tym bladego pojęcia. - Nie wiem. Chyba myślałam, że kiedyś będąc w bibliotece znajdę na półce książkę o historii magii Twojego autorstwa. - powiedziała i nawet ją to rozbawiło. Fakt jak bardzo się w tym pomyliła i jak bardzo to wyobrażenie odbiega od tego czym się teraz Florek zajmuje. - W Ministerstwie? O… w sumie w Ministerstwie też bym Cię widziała. - dodała z uśmiechem. A jednak byli tutaj. Widać to kim byli niekoniecznie przekładało się na to kim są teraz. W końcu ona w szkole była całkowicie inną osobą. Nawet nie zbliżoną do tego kim stała się teraz. Przez moment się waha nie wiedząc co powiedzieć. Z jednej strony mogłaby w skrócie opisać to czego szuka, ale z drugiej nie widzieli się tyle czasu. Już sobie mogła wyobrazić jak opowiada znajomym o spotkaniu z Peony i jej szalonych poszukiwaniach mężczyzn. Westchnęła bawiąc się łyżeczką od lodów. - Ponoć ten mężczyzna ma jakieś informacje od mojego męża. On… ponad dwa lata temu zaginął i dlatego szukam tego mężczyzny by dowiedzieć się co o nim wie. Chociaż tak jak mówię. Myślę, że to przedawniona sprawa. - dodała. Był pierwszą osobą, której o tym powiedziała. Wcześniej nie miała na to odwagi. Dziwne dlaczego to właściwie powiedziała. Może za długo leżało jej to na duszy.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Przynajmniej możesz się czuć bezpiecznie - stwierdza, śmiejąc się przy tym. Kim on chciał zostać w przyszłości? W zasadzie od urodzenia interesował się historią, za sprawą ojca, więc jednego dnia marzył o zostaniu rycerzem, innego Merlinem, a raz nawet goblinem. Nigdy nie zastanawiał się nad realnymi profesjami jak policjant, auror czy uzdrowiciel. Co w sumie jest zabawne, kiedy się pomyśli, że wylądował w ministerstwie za biurkiem - najnudniejszej pracy świata! Przynajmniej w porównaniu do przygód rycerza.
- Na początku szkoły faktycznie miałem takie ambicje, ale mi przeszło - mówi rozbawiony, choć jednocześnie trochę zmieszany jej pytaniem, bo pod jego nazwiskiem z pewnością znalazłaby książkę poświęconą historii magii, lecz autorstwa jego ojca. I na początku szkoły właśnie dlatego chciał też wydać coś swojego, żeby być taki jak on, ale wszystko potoczyło się inaczej. - Taa... W Wydziale Duchów. Nie było źle, ale to jednak nie było to - dodaje, robiąc kolejną przerwę, by obsłużyć parę zakochanych dwudziestolatków. Dodaje czekoladową posypkę i sprawnym ruchem różdżki zamienia kształt tych małych kawałeczków z nieregularnych na serduszkowe. Niech mają! Podaje im puchary i wraca do Piwki. Uśmiech znika mu z twarzy, bo jej odpowiedź nie zgrywa się absolutnie z żadną, jakiej się spodziewał. Mąż? Zaginięcie? Dwa lata temu? Tych informacji jest dużo i nie wie co powiedzieć, żeby nie zabrzmieć źle. - Przykro mi - mówi i chyba właśnie tym sposobem jednak zabrzmiał źle, ale to był odruch. - Jeżeli czegoś się dowiem to od razu dam ci znać - zapewnia, nawet się nie domyślając, że Peony szczególnie za tym mężem nie tęskni. Pochyla się, by być nieco bliżej niej. - Sprawa nie musiała się przedawnić przez dwa lata. Kiedy pracowałem w Ministerstwie, potrafiliśmy rozwiązywać problemy powstałe nawet w poprzednim wieku i wciąż były żywe. W przeciwieństwie do osób, które je stworzyły... - bo Florek chce ją pocieszyć, ale zaraz potem stwierdza, że idzie mu to topornie i się zamyka. Odruchowo rozgląda się po lokalu, zastanawiając się w jaki sposób przerwać krępujący moment, który pomiędzy nimi powstał. - Musisz kiedyś przyjść tu ze swoim synem - stwierdza, zmieniając temat. Od zawsze czuje się swobodnie w towarzystwie dzieci, a teraz jeszcze może dodatkowo zaoferować wielki i zaczarowany puchar lodów, ha.
- Na początku szkoły faktycznie miałem takie ambicje, ale mi przeszło - mówi rozbawiony, choć jednocześnie trochę zmieszany jej pytaniem, bo pod jego nazwiskiem z pewnością znalazłaby książkę poświęconą historii magii, lecz autorstwa jego ojca. I na początku szkoły właśnie dlatego chciał też wydać coś swojego, żeby być taki jak on, ale wszystko potoczyło się inaczej. - Taa... W Wydziale Duchów. Nie było źle, ale to jednak nie było to - dodaje, robiąc kolejną przerwę, by obsłużyć parę zakochanych dwudziestolatków. Dodaje czekoladową posypkę i sprawnym ruchem różdżki zamienia kształt tych małych kawałeczków z nieregularnych na serduszkowe. Niech mają! Podaje im puchary i wraca do Piwki. Uśmiech znika mu z twarzy, bo jej odpowiedź nie zgrywa się absolutnie z żadną, jakiej się spodziewał. Mąż? Zaginięcie? Dwa lata temu? Tych informacji jest dużo i nie wie co powiedzieć, żeby nie zabrzmieć źle. - Przykro mi - mówi i chyba właśnie tym sposobem jednak zabrzmiał źle, ale to był odruch. - Jeżeli czegoś się dowiem to od razu dam ci znać - zapewnia, nawet się nie domyślając, że Peony szczególnie za tym mężem nie tęskni. Pochyla się, by być nieco bliżej niej. - Sprawa nie musiała się przedawnić przez dwa lata. Kiedy pracowałem w Ministerstwie, potrafiliśmy rozwiązywać problemy powstałe nawet w poprzednim wieku i wciąż były żywe. W przeciwieństwie do osób, które je stworzyły... - bo Florek chce ją pocieszyć, ale zaraz potem stwierdza, że idzie mu to topornie i się zamyka. Odruchowo rozgląda się po lokalu, zastanawiając się w jaki sposób przerwać krępujący moment, który pomiędzy nimi powstał. - Musisz kiedyś przyjść tu ze swoim synem - stwierdza, zmieniając temat. Od zawsze czuje się swobodnie w towarzystwie dzieci, a teraz jeszcze może dodatkowo zaoferować wielki i zaczarowany puchar lodów, ha.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dobrze wiedziała, że to czym w danym momencie interesował się jej syn jest tylko kolejną z wielu już opcji. Było w tym wiele ciepła i uroku. Peony czasem tęskniła do takich dni. Kiedy podejmowanie decyzji nie wpływało na nikogo. Za tym, że podjętą decyzję można zmienić bez większego problemu. Chciała by ten czas trwał i trwał w życiu młodego Sprouta. Zasłużył na to… jako dziecko przeżył już wystarczająco. Pokiwała głową z uśmiechem. Jej syn bardzo poważnie bierze do siebie rolę jedynego mężczyzny w domu. Nikt nieproszony i nieznany nie mógł chociażby zbliżyć się do domu i jego bliskich. Zaborczość to cecha, której zdecydowanie nie odziedziczył po Sproutach. - Tak, ja w szkole też nie planowałam zająć się macierzyństwem i hodowlą Mandragor. - powiedziała spoglądając na niego ze wzruszeniem ramion. Wydawał się być całkiem inny niż ten Florek, którego znała ze szkoły. Nie wydawał się. On po prostu był inny. Tak naprawdę nie widziała tego upływu czasu w tak dobitny sposób. - Dopiero, kiedy spotykasz kogoś po kilku latach widzisz jak wiele może się przez ten czas zmienić. - odparła uśmiechając się lekko. Może i kiedyś się nie lubili, ale teraz? Teraz nic o sobie nie wiedzieli. To w pewien sposób zaskakiwało. Szybko porzuciła te myśli skupiając się na celu, dla którego tu przyszła. Więc dlaczego zamiast skupić się na poszukiwaniach zajęła się rozmową z Florkiem? Może dlatego, że przyszła tu by uspokoić sumienie. Nie przyszła tutaj naprawdę się czegoś dowiedzieć. Nawet nie chciała się niczego dowiedzieć. Chciała by to wszystko pozostało martwe. Tylko w jej wspomnieniach. Praca w Wydziale Duchów musiała być prawdziwie fascynująca. Peony nie znała się na duchach, ale ten temat sam w sobie musiał nieść wiele historii godnych opowiedzenia. - Ile trzeba zapłacić, żeby posłuchać tych wszystkich fascynujących historii? - zapytała unosząc brew z zainteresowaniem. Może on nie widział tego tak jak ona. Może wcale nie widział tego jako czegoś fascynującego. Ona jednak już tak. Widząc zmianę w jego twarzy kiedy wspomniało o zaginięciu wróciła wzrokiem do pucharu lodów. Swego czasu widziała ten wzrok bardzo często. Jednak nie potrafiła zareagować tak jak powinna. Nie było jej przykro. Ludziom dookoła było, ale jej ani trochę. Pokiwała głową. - Dziękuje. - powiedziała, kiedy wspomniał, że jak tylko się czegoś dowie to od razu da jej znać. - Pewnie masz racje. Po prostu to jedyna informacja jaką mam. - dodała wzruszając ramionami. Zmiana tematu była subtelna i Peony była za nią bardzo wdzięczna. Uśmiechnęła się i odstawiła pucharek na blat. - Dziękuje bardzo za pomoc i przepyszne lody. Nie będę Ci już przeszkadzać. Jeżeli jakimś cudem się czegoś dowiesz to wyślij proszę sowę. - powiedziała zbierając rzeczy do wyjścia. - Właściwie powinieneś napisać tak czy tak. Znaczy… no dawno się nie widzieliśmy i było naprawdę miło. - dodała jeszcze posyłając mężczyźnie szczery uśmiech, a potem skierowała się w stronę drzwi i zniknęła.
z.t
z.t
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie znam się na mandragorach. W zasadzie w ogóle nie znam się na roślinach - przyznaje, wzdychając cicho. Tak naprawdę dobrze zna się tylko na historii magii, co rzadko kiedy kogoś zachwyca, a on sobie nie wyobraża życia bez tych nudnych i opasłych ksiąg. Zasadniczym minusem jego pasji jest fakt, że większość wolnego czasu zawsze poświęcał na poznawanie przeszłości, trochę lekceważąc zielarstwo, eliksiry czy obronę przed czarną magią. Jak miał się przykładać do tych przedmiotów, skoro wołali go rycerze Króla Artura, goblińscy powstańcy i wielcy wynalazcy? - Także już wiem do kogo się odezwać, kiedy będę potrzebował porady - śmieje się i przerywa na moment, obsługując szybko kolejnego klienta. Uśmiecha się szerzej, słysząc jej pytanie. - Zależy - mówi, wzruszając ramionami. Tak się tylko z nią droczy, prawdopodobnie opowie co będzie chciała, jeżeli tylko go o to poprosi. - Ależ nie ma za co, zapraszam ponownie - mówi wyćwiczonym głosem, jakby mówił to już setkę razy i zapewne właśnie tak było. - Naprawdę miło było cię spotkać. Napiszę jak tylko się czegoś dowiem - zapewnia i uśmiecha się jeszcze do Peony na pożegnanie. Odwraca ją wzrokiem i kiedy tylko znika mu z oczu, wraca do pracy. Jednak do końca dnia ta sprawa nie może mu dać spokoju.
|zt
|zt
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|Ze szpitala
I minęła kolejna wizyta u lorda Notta. Z początku każde badanie Esmee było dla Edgara wielkim stresem i dokładnie odliczał, które to już z kolei. Czas jednak robi swoje i powoli zaczynał się przyzwyczajać do tych comiesięcznych wypraw do szpitala. Jednak on to on - najbardziej ulżyło mu przez fakt, że Esmee polubiła swojego uzdrowiciela i nie bała się badań. W końcu dla większości dzieci wielki i zatłoczony szpital robił straszne wrażenie, natomiast jego córka jakby w nim odżywała. Naprawdę zaczynał sądzić, że w przyszłości zobaczy ją w białym kitlu, biegającą po mungowych korytarzach. Jednak pomimo całej tej pozytywnej otoczki, badania pozostawały badaniami. Już mieli z Esmee małą tradycję, że od razu po skończonej wizycie szli spędzić miło czas zamiast od razu wracać do Durham. Oczywiście za każdym razem to Esmee rządziła tymi wypadami, tym razem również. Zdecydowała iść na coś słodkiego, więc Edgar zabrał ją na coś dobrego. Po wyjściu ze szpitala zamówił magiczną bryczkę, która dowiozła ich prosto na ulicę Pokątną. Tylko raz pan woźnica się zagapił i omal nie wleciał w stado ptaków, czego Edgar nie omieszkał wypomnieć mu przy zapłacie, niemniej podróż i tak minęła sprawnie i bez większych nieprzyjemności. Złapał córkę za rękę, żeby mu nie zginęła w tym tłumie ludzi o wątpliwym pochodzeniu, zerkając przez okno do każdej lepszej cukierni, którą mijali. I każda z nich była zapchana po brzegi, w co ciężko mu było uwierzyć. Dlaczego akurat dzisiaj pół magicznej społeczności postanowiło udać się na coś słodkiego? Pewnie jeszcze powchodzili po drodze do kilku sklepów, testując tym samym cierpliwość Edgara, gdyż dopiero w lodziarni znalazł się wolny kąt. Od razu podszedł do nich współwłaściciel lokalu i z szerokim uśmiechem podał im menu równie kolorowe, co jego ubranie. Burke wziął jedno z nich, drugie podsuwając bliżej córki. - Dalej będziesz wylewać eliksir do doniczki? - Zapytał cicho, nie odrywając wzroku od obrazów zachwycających lodowych deserów. W tej sytuacji musiał strugać surowego ojca, ale szczerze mówiąc, trochę go rozbawiła ta jej inwencja twórcza. I czasami wolał nie wiedzieć, do czego była zdolna razem z siostrą.
I minęła kolejna wizyta u lorda Notta. Z początku każde badanie Esmee było dla Edgara wielkim stresem i dokładnie odliczał, które to już z kolei. Czas jednak robi swoje i powoli zaczynał się przyzwyczajać do tych comiesięcznych wypraw do szpitala. Jednak on to on - najbardziej ulżyło mu przez fakt, że Esmee polubiła swojego uzdrowiciela i nie bała się badań. W końcu dla większości dzieci wielki i zatłoczony szpital robił straszne wrażenie, natomiast jego córka jakby w nim odżywała. Naprawdę zaczynał sądzić, że w przyszłości zobaczy ją w białym kitlu, biegającą po mungowych korytarzach. Jednak pomimo całej tej pozytywnej otoczki, badania pozostawały badaniami. Już mieli z Esmee małą tradycję, że od razu po skończonej wizycie szli spędzić miło czas zamiast od razu wracać do Durham. Oczywiście za każdym razem to Esmee rządziła tymi wypadami, tym razem również. Zdecydowała iść na coś słodkiego, więc Edgar zabrał ją na coś dobrego. Po wyjściu ze szpitala zamówił magiczną bryczkę, która dowiozła ich prosto na ulicę Pokątną. Tylko raz pan woźnica się zagapił i omal nie wleciał w stado ptaków, czego Edgar nie omieszkał wypomnieć mu przy zapłacie, niemniej podróż i tak minęła sprawnie i bez większych nieprzyjemności. Złapał córkę za rękę, żeby mu nie zginęła w tym tłumie ludzi o wątpliwym pochodzeniu, zerkając przez okno do każdej lepszej cukierni, którą mijali. I każda z nich była zapchana po brzegi, w co ciężko mu było uwierzyć. Dlaczego akurat dzisiaj pół magicznej społeczności postanowiło udać się na coś słodkiego? Pewnie jeszcze powchodzili po drodze do kilku sklepów, testując tym samym cierpliwość Edgara, gdyż dopiero w lodziarni znalazł się wolny kąt. Od razu podszedł do nich współwłaściciel lokalu i z szerokim uśmiechem podał im menu równie kolorowe, co jego ubranie. Burke wziął jedno z nich, drugie podsuwając bliżej córki. - Dalej będziesz wylewać eliksir do doniczki? - Zapytał cicho, nie odrywając wzroku od obrazów zachwycających lodowych deserów. W tej sytuacji musiał strugać surowego ojca, ale szczerze mówiąc, trochę go rozbawiła ta jej inwencja twórcza. I czasami wolał nie wiedzieć, do czego była zdolna razem z siostrą.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Esmee paplała jak najęta wesoło podskakując z nóżki na nóżkę. Opowiadała o tym jak fajny jest doktor Nott i że bardzo go lubi. W końcu przyznała się, że ona też będzie lekarzem i będzie pomagała ludziom żeby ich nie bolało ale będzie im dawać tylko smaczne lekarstwa. Gdy stali przed budynkiem szpitala czekając na transport zaczęły się dywagacje na temat tego na co to mała lady Burke ma dzisiaj ochotę! Może ciasto czekoladowe! Albo wielki deser lodowy z cukierkami. Edgar w zasadzie nie musiał się odzywać bo Esmee sama odpowiadała sobie na wszystkie zadane pytania. Zamilkła dopiero wtedy gdy weszli do dorożki i wzbili się w powietrze. Dziewczynka z szeroko otwartymi oczami obserwowała oddalającą się ziemię i chmury już prawie na wyciągnięcie ręki. Nie ważne, że to nie był jej pierwszy lot efekt i tak zawsze był ten sam. - Ja też chce latać. Nauczysz mnie tatusiu prawda? - spytała wykorzystując przy tym swój cały urok osobisty. W Durham przebąkiwano, że miotła nie jest najlepszym środkiem transportu dla młodych dam. Prawda mogła być jednak taka, że obawiano się co bliźniaczki zrobią z taką umiejętnością. Nianie są dla nich nie miłe? Biorą miotły i lecą gdzieś daleko i niech się inni martwią! To daleko to pewnie byłby dom cioci albo wujka ale i tak wszyscy by się bali gdzie zniknęły i nikt nużby nie był dla nich niedobry!
Esmee przestraszyła się niema pewnego zderzenia ze stadem i z piskiem wspięła się na kolana tatusia mocno ściskając go za szyję. Zapowiedziała jeszcze, że go nie puści póki nie wylądują na ziemi. Jedynym wyjściem było odczepienie małej siłą.
W końcu znaleźli się na Pokątnej. Mała czarownica posłusznie ściskała rękę Edgara ale jej wzrok często uciekał to tu to tam. Parę razy chciała już pobiec za czymś ciekawym ale tata zawsze przyciągał ją do siebie. Odetchnęła z ulgą gdy w końcu znaleźli wolnej miejsce. Już ją nóżki bolały od tego spacerowania. Wspięła się w końcu na krzesło a gdy podsunięto jej pod nos menu zaczęła je przeglądać skupiając się na obrazkach bardziej niż na tekście. Już miała wykrzyknąć, że chce największy deser jaki znalazła ale wtedy tatuś zadał to straszne pytanie. Mała zsunęła się na krześle do tego stopnia, że za stołu wystawał tylko jej nosem i wielkie ciemne oczy. - Gniewasz się? - pisnęła cicho i siadła normalnie. Jeszcze tatuś zdenerwuje, że nie umie się zachować. - Nie będę cię ok..ok..okłamywać tatusiu - trudne słowo dla tego wymówienie go zajęło jej trochę czasu. - Bo nie wolno okłamywać rodziców. - za drugim razem poszło jej o wiele łatwiej. - Będę próbować, bo to taka nasza zabawa z nianiami i im będzie przykro jak się już nie będziemy bawić. - uniosła na niego ciemne oczy badając czy dalej się gniewa.
Esmee przestraszyła się niema pewnego zderzenia ze stadem i z piskiem wspięła się na kolana tatusia mocno ściskając go za szyję. Zapowiedziała jeszcze, że go nie puści póki nie wylądują na ziemi. Jedynym wyjściem było odczepienie małej siłą.
W końcu znaleźli się na Pokątnej. Mała czarownica posłusznie ściskała rękę Edgara ale jej wzrok często uciekał to tu to tam. Parę razy chciała już pobiec za czymś ciekawym ale tata zawsze przyciągał ją do siebie. Odetchnęła z ulgą gdy w końcu znaleźli wolnej miejsce. Już ją nóżki bolały od tego spacerowania. Wspięła się w końcu na krzesło a gdy podsunięto jej pod nos menu zaczęła je przeglądać skupiając się na obrazkach bardziej niż na tekście. Już miała wykrzyknąć, że chce największy deser jaki znalazła ale wtedy tatuś zadał to straszne pytanie. Mała zsunęła się na krześle do tego stopnia, że za stołu wystawał tylko jej nosem i wielkie ciemne oczy. - Gniewasz się? - pisnęła cicho i siadła normalnie. Jeszcze tatuś zdenerwuje, że nie umie się zachować. - Nie będę cię ok..ok..okłamywać tatusiu - trudne słowo dla tego wymówienie go zajęło jej trochę czasu. - Bo nie wolno okłamywać rodziców. - za drugim razem poszło jej o wiele łatwiej. - Będę próbować, bo to taka nasza zabawa z nianiami i im będzie przykro jak się już nie będziemy bawić. - uniosła na niego ciemne oczy badając czy dalej się gniewa.
Gość
Gość
Oczywiście, że nauczę cię latać.
Przecież nie mógł odpowiedzieć w inny sposób. Jawił się w jej oczach jako postać niezniszczalna i wszechwiedząca - wolał na razie nie zmieniać jej wyobrażeń. Zresztą po co miałby to robić? Niech na razie żyje w swoim dobrym i magicznym dziecięcym świecie. Przyjdzie dzień, kiedy będzie musiała się skonfrontować z tym prawdziwym i już na zawsze w nim pozostać. Na razie niech śni o lataniu. Takim prawdziwym; bez pomocy miotły, aetonatów czy magicznych dorożek. Niech wyobraża sobie jak zostaje prawdziwym uzdrowicielem, dającym pacjentom tylko dobre lekarstwa. Chociaż akurat to ostatnie marzenie było jak najbardziej prawdopodobne i Edgar w głębi liczył, że go nie zmieni. - Tak - odpowiedział, patrząc w jej wielkie ciemne oczy, tak bardzo podobne do oczu jej matki. Chociaż nie tylko w jej oczach widział podobieństwo do Zivy - w gruncie rzeczy nie zauważał w niej żadnych znaczących cech odziedziczonych po Burkach. Może w późniejszych latach to się zmieni? Wątpił. Poza tym akurat to była najmniej istotna rzecz dotycząca jej przyszłości. - Masz rację. I tak prędzej czy później dowiadujemy się prawdy - uczulił ją i zamilkł, czekając aż przyzna się do złego. On w dzieciństwie nigdy nie opowiadał otwarcie o swoich wybrykach. Zbyt bał się konsekwencji. Zbyt bał się swojego ojca. Wciąż go szanował i był mu za wszystko wdzięczny, choć nie mógł ukryć, że dalej czuł do niego ogromny respekt. Czy ta szczerość Esmee znaczyła, że robił coś źle? Pierwszy raz był ojcem pięciolatki, aczkolwiek wydawało mu się, że do tej pory nie popełnił żadnego karygodnego błędu. Tylko jak można być surowym, kiedy naprzeciwko ciebie siedzi tak urocza dziewczynka. Cóż, Edgar wsiąkł. - Nie, Esmee - powiedział z lekką nutką rezygnacji, odkładając menu na stolik. - Eliksiry, które dostajesz od lorda Notta, nie są zabawką. Musisz je regularnie pić, bo inaczej poważnie zachorujesz - wytłumaczył, mając wrażenie, że robi to już kilkunasty raz. - Pamiętasz jak po raz pierwszy tak mocno zabolał się brzuch? Jak nie będziesz piła tych eliksirów to będzie się powtarzać. Będzie cię boleć jeszcze bardziej - postraszył ją trochę, robiąc krótką pauzę, by upewnić się, że na pewno go zrozumiała. Po chwili westchnął cicho i zmusił się na uśmiech. - Wybrałaś już coś?
Przecież nie mógł odpowiedzieć w inny sposób. Jawił się w jej oczach jako postać niezniszczalna i wszechwiedząca - wolał na razie nie zmieniać jej wyobrażeń. Zresztą po co miałby to robić? Niech na razie żyje w swoim dobrym i magicznym dziecięcym świecie. Przyjdzie dzień, kiedy będzie musiała się skonfrontować z tym prawdziwym i już na zawsze w nim pozostać. Na razie niech śni o lataniu. Takim prawdziwym; bez pomocy miotły, aetonatów czy magicznych dorożek. Niech wyobraża sobie jak zostaje prawdziwym uzdrowicielem, dającym pacjentom tylko dobre lekarstwa. Chociaż akurat to ostatnie marzenie było jak najbardziej prawdopodobne i Edgar w głębi liczył, że go nie zmieni. - Tak - odpowiedział, patrząc w jej wielkie ciemne oczy, tak bardzo podobne do oczu jej matki. Chociaż nie tylko w jej oczach widział podobieństwo do Zivy - w gruncie rzeczy nie zauważał w niej żadnych znaczących cech odziedziczonych po Burkach. Może w późniejszych latach to się zmieni? Wątpił. Poza tym akurat to była najmniej istotna rzecz dotycząca jej przyszłości. - Masz rację. I tak prędzej czy później dowiadujemy się prawdy - uczulił ją i zamilkł, czekając aż przyzna się do złego. On w dzieciństwie nigdy nie opowiadał otwarcie o swoich wybrykach. Zbyt bał się konsekwencji. Zbyt bał się swojego ojca. Wciąż go szanował i był mu za wszystko wdzięczny, choć nie mógł ukryć, że dalej czuł do niego ogromny respekt. Czy ta szczerość Esmee znaczyła, że robił coś źle? Pierwszy raz był ojcem pięciolatki, aczkolwiek wydawało mu się, że do tej pory nie popełnił żadnego karygodnego błędu. Tylko jak można być surowym, kiedy naprzeciwko ciebie siedzi tak urocza dziewczynka. Cóż, Edgar wsiąkł. - Nie, Esmee - powiedział z lekką nutką rezygnacji, odkładając menu na stolik. - Eliksiry, które dostajesz od lorda Notta, nie są zabawką. Musisz je regularnie pić, bo inaczej poważnie zachorujesz - wytłumaczył, mając wrażenie, że robi to już kilkunasty raz. - Pamiętasz jak po raz pierwszy tak mocno zabolał się brzuch? Jak nie będziesz piła tych eliksirów to będzie się powtarzać. Będzie cię boleć jeszcze bardziej - postraszył ją trochę, robiąc krótką pauzę, by upewnić się, że na pewno go zrozumiała. Po chwili westchnął cicho i zmusił się na uśmiech. - Wybrałaś już coś?
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdy usłyszała, że tata jest zły wygięła drobne usteczka w podkówkę a brązowe oczy zaczęły się niebezpiecznie szklić. - Ale kochasz mnie dalej prawda? - spytała ostrożnie. Nie była mistrzem manipulacji jak jej młodsza o kilka minut siostra ale zdążyła już zauważyć, że to pytanie czasem potrafiło zdziałać cuda. Przecież tata i tak nie powinien się na nią gniewać. Ona nie chciała zrobić nic złego. Co jeśli tak jak w bajkach ktoś wleje do eliksiru truciznę i ona umrze? Wtedy tatuś będzie bardzo żałował, że się na nią gniewał. Gdy potwierdził jej słowa odnośnie tego, że rodzice zawsze dowiadują się prawdy kiwnęła głową. Zrobiła to tak mocno, że ciemne loki zaczęły latać na wszystkie strony. Esmee przygładziła je rączkami nie spuszczając wzroku z tatusia. Na pewno nie chciała mu okazać braku szacunku „ grając w otwarte karty”. Sądziła, że tym go trochę ułagodzi a może nawet dostanie pochwałę za to, że nie jest brzydkim kłamczuchem.
Zaczęła się nagana. Esmee potulnie spuściła wzrok skupiając go na swoich dłoniach. Skrzywiła się lekko na wspomnienie tamtego nietajnego uczucia. - Ja nie wiedziała - pisnęła cicho. To by było na tyle jeśli chodzi o nie bycie kłamczuchem. Czasem po prostu wolała o tym zapominać, zwłaszcza gdy Alivia śmiała się z niej, że musi pić takie niedobre rzeczy. Właśnie, to wszystko wina Alivi! Dziewczynka wyprostowała się raptownie sądząc, że właśnie znalazła idealną wymówkę. W porę odezwały się wyrzuty sumienia, przecież nie mogła oskarżyć siostry o coś co było wyłącznie jej pomysłem. Westchnęła ciężko i znów osunęła się na krześle. - Nie będziesz zły już jak obiecam, że będę grzecznie piła eliksir? - ostatnia próba brania tatusia na litość. Przyozdobiona wpatrującymi się w niego brązowymi oczkami przepełnionymi nadzieją i wyrzutami sumienia. Kto mógłby się oprzeć podobnemu obrazkowi?
Gdy przeszli do najważniejszej sprawy (czytaj deseru) od razu zaczęła się uśmiechać. Otarła menu na wyznaczonej stronie pokazując paluszkiem na zdjęcie deseru. Oczywiście nie zrezygnowała z wyboru największego zestawu jaki podawali. - Zjem cały! - zapowiedziała wypinając przy tym dumnie pierś. Przewidziała, że tata zaraz jej powie, że nie da rady i rozbili ją od tego brzuch ale ona nie da sobie wmówić takich dyrdymałów. Nazywa się Esmee Burke i kubeł lodów to dla niej żaden przeciwnik.
Zaczęła się nagana. Esmee potulnie spuściła wzrok skupiając go na swoich dłoniach. Skrzywiła się lekko na wspomnienie tamtego nietajnego uczucia. - Ja nie wiedziała - pisnęła cicho. To by było na tyle jeśli chodzi o nie bycie kłamczuchem. Czasem po prostu wolała o tym zapominać, zwłaszcza gdy Alivia śmiała się z niej, że musi pić takie niedobre rzeczy. Właśnie, to wszystko wina Alivi! Dziewczynka wyprostowała się raptownie sądząc, że właśnie znalazła idealną wymówkę. W porę odezwały się wyrzuty sumienia, przecież nie mogła oskarżyć siostry o coś co było wyłącznie jej pomysłem. Westchnęła ciężko i znów osunęła się na krześle. - Nie będziesz zły już jak obiecam, że będę grzecznie piła eliksir? - ostatnia próba brania tatusia na litość. Przyozdobiona wpatrującymi się w niego brązowymi oczkami przepełnionymi nadzieją i wyrzutami sumienia. Kto mógłby się oprzeć podobnemu obrazkowi?
Gdy przeszli do najważniejszej sprawy (czytaj deseru) od razu zaczęła się uśmiechać. Otarła menu na wyznaczonej stronie pokazując paluszkiem na zdjęcie deseru. Oczywiście nie zrezygnowała z wyboru największego zestawu jaki podawali. - Zjem cały! - zapowiedziała wypinając przy tym dumnie pierś. Przewidziała, że tata zaraz jej powie, że nie da rady i rozbili ją od tego brzuch ale ona nie da sobie wmówić takich dyrdymałów. Nazywa się Esmee Burke i kubeł lodów to dla niej żaden przeciwnik.
Gość
Gość
- Oczywiście - powiedział, nie wiedząc, skąd się wzięły u niej te wątpliwości. Jakoś nie pomyślał, że te wątpliwości to po prostu chęć wzbudzenia jego litości. Niby tak dobrze znał się na ludziach, a własna pięcioletnia córka potrafiła nim tak zakręcić! Czasami ta słabość, wynikająca z chęci zapewnienia dzieciom wszystkiego co najlepsze, go przerażała.
- Oboje dobrze wiemy, że wiedziałaś - westchnął. Do tej pory był irracjonalnie na siebie zły za to, że przekazał Esmee wadliwe geny z tą paskudną chorobą. Doskonale wiedział jak bardzo ją musiało męczyć to ciągłe picie eliksirów i jak bardzo były one niesmaczne. Musiał jednak pilnować, by na pewno je brała, bo transmutacyjne zaniki organowe to nie przelewki. Wciąż miał nadzieję, że w końcu uda się komuś wynaleźć na to jakiś lek i oboje będą mogli się z tą wadą pożegnać. Już nie raz zainwestował pieniądze w badania nad chorobami genetycznymi - może doczeka się kiedyś jakiegoś efektu.
- Nie, nie będę - odparł, wzruszając lekko ramionami. - Wierzę, że będziesz go grzecznie pić - zaczął, pochylając się nad stolikiem, coby być trochę bliżej niej. - bo opiekunki na pewno zauważą jak tego nie zrobisz i nam powiedzą - dodał, uważnie się jej przyglądając. Niech pamięta, że rodzice mają oczy dookoła głowy i prędzej czy później wszystkiego się dowiedzą. Ściany w Durham wbrew pozorom miały uszy! Ale, ale to miała być miła kontynuacja dnia, a nie kolejne kazanie; nawet jeżeli to kazanie było wyjątkowo ważne. Spojrzał na wskazany przez nią deser i zaśmiał się pod nosem. - Nie wątpię. Czym jest taki deser dla lady Burke - powiedział rozbawiony i odwrócił się, przywołując do nich współwłaścicielkę. - Poprosimy dwa takie desery - mówiąc to, momentalnie zmienił wyraz twarzy na typowy dla burków gburków, jednak kiedy tylko odeszła, iskierki rozbawienia z powrotem pojawiły się w jego oczach. Dla mugolaków nie można było być przesadnie miłym, o ile w ogóle. Chociaż musiał niechętnie przyznać, że lody mieli tutaj naprawdę smaczne. - Pamiętasz ciotkę Majesty? Co powiesz na to, żeby wybrać się do niej z Alivią w przyszłym miesiącu? Czyli niedługo - Oh, Esmee na pewno pamięta, że u lady Carrow było mnóstwo pięknych koni. Już wcześniej zapraszała go do siebie razem z córkami, najwyższy czas, by skorzystać z zaproszenia.
- Oboje dobrze wiemy, że wiedziałaś - westchnął. Do tej pory był irracjonalnie na siebie zły za to, że przekazał Esmee wadliwe geny z tą paskudną chorobą. Doskonale wiedział jak bardzo ją musiało męczyć to ciągłe picie eliksirów i jak bardzo były one niesmaczne. Musiał jednak pilnować, by na pewno je brała, bo transmutacyjne zaniki organowe to nie przelewki. Wciąż miał nadzieję, że w końcu uda się komuś wynaleźć na to jakiś lek i oboje będą mogli się z tą wadą pożegnać. Już nie raz zainwestował pieniądze w badania nad chorobami genetycznymi - może doczeka się kiedyś jakiegoś efektu.
- Nie, nie będę - odparł, wzruszając lekko ramionami. - Wierzę, że będziesz go grzecznie pić - zaczął, pochylając się nad stolikiem, coby być trochę bliżej niej. - bo opiekunki na pewno zauważą jak tego nie zrobisz i nam powiedzą - dodał, uważnie się jej przyglądając. Niech pamięta, że rodzice mają oczy dookoła głowy i prędzej czy później wszystkiego się dowiedzą. Ściany w Durham wbrew pozorom miały uszy! Ale, ale to miała być miła kontynuacja dnia, a nie kolejne kazanie; nawet jeżeli to kazanie było wyjątkowo ważne. Spojrzał na wskazany przez nią deser i zaśmiał się pod nosem. - Nie wątpię. Czym jest taki deser dla lady Burke - powiedział rozbawiony i odwrócił się, przywołując do nich współwłaścicielkę. - Poprosimy dwa takie desery - mówiąc to, momentalnie zmienił wyraz twarzy na typowy dla burków gburków, jednak kiedy tylko odeszła, iskierki rozbawienia z powrotem pojawiły się w jego oczach. Dla mugolaków nie można było być przesadnie miłym, o ile w ogóle. Chociaż musiał niechętnie przyznać, że lody mieli tutaj naprawdę smaczne. - Pamiętasz ciotkę Majesty? Co powiesz na to, żeby wybrać się do niej z Alivią w przyszłym miesiącu? Czyli niedługo - Oh, Esmee na pewno pamięta, że u lady Carrow było mnóstwo pięknych koni. Już wcześniej zapraszała go do siebie razem z córkami, najwyższy czas, by skorzystać z zaproszenia.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W duchu aż podskoczyła gdy tatuś potwierdził, że bez względu na to co zrobi i tak będzie ją kochał. No dobrze, może niedokładnie tak to wyglądało ale Esmee właśnie tak to zrozumiała. Poczuła , że pieką ją policzki gdy tylko Edgar wytknął to marne kłamstwo. Spuściła potulnie wzrok starając się jakoś zapanować nad zakłopotaniem. Po raz kolejny zaczęła żałować, że nie jest swoją siostrą. Alivia lepiej radziła sobie w takich sytuacjach. Ali też powinna być chora! Wtedy razem chodziłby do lekarza i razem szukały pomysłów na nie picie eliksirów! Tak biedna Esmee została sama i sama musiała się mierzyć z uważnym spojrzeniem tatusia.
- Dziękuję-uśmiechnęła się wesoło ukazując rządki białych ząbków. - Będę grzecznie piła- obiecała kiwając potakująco główką. Ciekawe czy będzie pamiętać o tych słowach gdy znów stanie przed trudny wyborem wpić eliksir czy wlać go do najbliższego wazonu. Przestraszyła się trochę gdy po raz kolejny uświadomiono jej, że nianie o wszystkim opowiadają państwu Burke. - Tatusiu wiesz ja myślę, że jesteśmy już trochę za duże na nianie - zauważyła całkiem poważnie.Życie małych dam z Durkham byłoby dużo prostsze gdyby nie te okropne nianie. - Nauczycielka na godzinę czy dwie na pewno by wystarczyła - próbowała podsunąć Edgarowy ten genialny pomysł. Oczywiście nikt nie obiecywał, że podczas lekcji byłyby wyjątkowo grzeczne no ale no…
Klasnęła wesoło w dłonie gdy zamówiono deser który wybrała. Zainteresowanie lodami natychmiast przeszło gdy tylko usłyszała o wizycie u cioci Carrow. - Tak, tak, tak! - pisnęła radośnie i już niemal zaczęła skakać na krześle. W efekcie mebel zaczął się kiwać na wszystkie strony. - Będę mogła polatać! - to nie było pytanie. Esmee pamiętała jak tatuś obiecał jej, że następnym razem będzie mogła spróbować. Nie pojawiło się tam żadne „ może” ani „ jak trochę podrośniesz”. Esmee nic takiego nie słyszała! Ciocia na pewno jej pozwoli! Przecież ostatnio tak ładnie karmiła małe koniki! - Będę amazonką - nie przestała się wesoło szczerzyć.
- Dziękuję-uśmiechnęła się wesoło ukazując rządki białych ząbków. - Będę grzecznie piła- obiecała kiwając potakująco główką. Ciekawe czy będzie pamiętać o tych słowach gdy znów stanie przed trudny wyborem wpić eliksir czy wlać go do najbliższego wazonu. Przestraszyła się trochę gdy po raz kolejny uświadomiono jej, że nianie o wszystkim opowiadają państwu Burke. - Tatusiu wiesz ja myślę, że jesteśmy już trochę za duże na nianie - zauważyła całkiem poważnie.Życie małych dam z Durkham byłoby dużo prostsze gdyby nie te okropne nianie. - Nauczycielka na godzinę czy dwie na pewno by wystarczyła - próbowała podsunąć Edgarowy ten genialny pomysł. Oczywiście nikt nie obiecywał, że podczas lekcji byłyby wyjątkowo grzeczne no ale no…
Klasnęła wesoło w dłonie gdy zamówiono deser który wybrała. Zainteresowanie lodami natychmiast przeszło gdy tylko usłyszała o wizycie u cioci Carrow. - Tak, tak, tak! - pisnęła radośnie i już niemal zaczęła skakać na krześle. W efekcie mebel zaczął się kiwać na wszystkie strony. - Będę mogła polatać! - to nie było pytanie. Esmee pamiętała jak tatuś obiecał jej, że następnym razem będzie mogła spróbować. Nie pojawiło się tam żadne „ może” ani „ jak trochę podrośniesz”. Esmee nic takiego nie słyszała! Ciocia na pewno jej pozwoli! Przecież ostatnio tak ładnie karmiła małe koniki! - Będę amazonką - nie przestała się wesoło szczerzyć.
Gość
Gość
Dziękował Merlinowi, że tylko jedno z jego dzieci chorowało na jakąkolwiek genetyczną chorobę. Marius co prawda był jeszcze za mały, by jakakolwiek z nich mogła się objawić, ale zakładał, że to paskudztwo spadło tylko na Esmee. Nawet nie chciał sobie wyobrażać jak obie walczyłyby z tymi niesmacznymi eliksirami i jakie dyskusje prowadziłyby z udrowicielami. - Trzymam cię za słowo - odpowiedział, rozsiadając się wygodniej na tym mało komfortowym krześle. Niestety domyślał się, że walka Esmee z eliksirami będzie trwała nadal, ale może zawrą rozejm chociaż na parę dni. Edgar wciąż starał się pocieszać, że to przejściowe, i kiedyś Esmee zrozumie jak te eliksiry są ważne dla jej zdrowia i życia. - Tak? - Zapytał, unosząc zaciekawiony brwi. - A ja myślę, że jeszcze nie jesteście za duże na nianie - odparł, wzruszając lekko ramionami. - Ale niedługo będziecie, w końcu macie już prawie pięć lat - dodał z nutką podziwu w głosie jakby wiek pięciu lat był wiekiem bardzo poważnym, choć osobiście nie mógł uwierzyć, że aż tyle czasu minęło od ślubu z Zivą i narodzin bliźniaczek. Wiele się przez ten okres zmieniło i Edgar mógł zaryzykować stwierdzeniem, że na lepsze. Przynajmniej w pewnym stopniu. - Jeszcze tylko sześć i pójdziecie do Hogwartu - westchnął.
Nie spodziewał się z jej strony aż takiej ekscytacji na wieść o wizycie u Carrowów, ale ta żywa reakcja wyłącznie go ucieszyła, bo lubił sprawiać radość swoim dwóm diabełkom. - Jak ciocia ci pozwoli to będziesz mogła polatać - powiedział, po prostu nie mogąc pozostawić tego bez jakiegoś ale. - Myślę, że ci pozwoli - dodał po chwili, a jak nie pozwoli, to ją namówi, żeby jednak pozwoliła. O! I w tym momencie przyszła do nich współwłaścicielka i podała dwa pokaźne desery. Musiał przyznać, że i on zgłodniał jak tak na nie spojrzał! Spróbował po kolei wszystkich smaków, które znajdowały się w pucharku. - Mm, wybrałaś najsmaczniejszy - stwierdził. A może nie, ale niech już będzie, że tak! - Ale ty chyba masz inny... - powiedział nagle, marszcząc mocno czoło, i wziął kawałek jednej z gałek (rym!) z jej pucharka. Co prawda był identyczny, ale ot, chciał się z nią chwilkę podroczyć.
Nie spodziewał się z jej strony aż takiej ekscytacji na wieść o wizycie u Carrowów, ale ta żywa reakcja wyłącznie go ucieszyła, bo lubił sprawiać radość swoim dwóm diabełkom. - Jak ciocia ci pozwoli to będziesz mogła polatać - powiedział, po prostu nie mogąc pozostawić tego bez jakiegoś ale. - Myślę, że ci pozwoli - dodał po chwili, a jak nie pozwoli, to ją namówi, żeby jednak pozwoliła. O! I w tym momencie przyszła do nich współwłaścicielka i podała dwa pokaźne desery. Musiał przyznać, że i on zgłodniał jak tak na nie spojrzał! Spróbował po kolei wszystkich smaków, które znajdowały się w pucharku. - Mm, wybrałaś najsmaczniejszy - stwierdził. A może nie, ale niech już będzie, że tak! - Ale ty chyba masz inny... - powiedział nagle, marszcząc mocno czoło, i wziął kawałek jednej z gałek (rym!) z jej pucharka. Co prawda był identyczny, ale ot, chciał się z nią chwilkę podroczyć.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie miała zamiaru się tak łatwo poddawać. W ciemnych oczach pierworodnej córki Edgara pojawiły się iskierki świadczące o uporze. Mało pożądana cecha u dam XX wieku i na razie nic nie wskazywało na to żeby Esmee się jej kiedykolwiek wyzbyła. - No ale przecież one i tak nic nie robią. Wszyscy mówią, że to są „leniwe krowy”- wszyscy oznaczało oczywiście resztę domowej służby. Dziewczynka nie wiedziała co właściwie oznacza to porównanie do ładnych łaciatych krówek i nie przyszło jej do głowy, że nie powinna używać podobnych sformułowań. - Po co nam one? - spytała całkiem poważnie. Jednak gdy Edgar wspomniał o Hogwarcie dziewczynka wyglądała na przestraszoną. - A nie mogłabym zostać w domu. Nie chce zostawiać ciebie tatusiu. Nudziłbyś się beze mnie - spojrzała na ojca wielkimi błyszczącymi oczami które wyraźnie oczekiwały potwierdzenia. Ten strach wynikał z prostego faktu, że opiekunki zaczęły wmawiać Esmee że trafi do innego domu niż jej siostra. Dziewczynka nie do końca rozumiała jeszcze różnicę po między danymi hogwardzkimi frakcjami ale wizja, że ktoś mógłby rozłączyć ją z Alivią była dla niej wystarczająco przerażająca.
Z napięciem wyczekiwała na to ale już myśląc nad kontrargumentami. Gdy Edgar w końcu przyznał, że ciocia na pewno się zgodzi odetchnęła z ulgą i klasnęła wesoło w rączki. Potem będzie trzeba pomyśleć nad tym jak namówić tatę, żeby częściej odwiedzali ciocie Majesty. W końcu pojawiły się desery i mała aż pisnęła z zachwytu. Chwyciła łyżkę w dłoń i zaczęła wkładać do buzi duże kawałki lodów. Za chwilę cała była nimi umazana ale wydawało się, że ze szczęścia zaraz wybuchnie. - Wiem - uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła się kiwać na krześle. Gdy dostrzegła, że Edgar zabiera jej deser wygięła usta w podkówkę krzycząc głośno. - Ej, nie ładnie być kradziejem. - Zaraz uklękła na krześle tak by mogła się dalej nachylić nad stołem i zabrała tace jeden z owoców i szybko zjadła.
Z napięciem wyczekiwała na to ale już myśląc nad kontrargumentami. Gdy Edgar w końcu przyznał, że ciocia na pewno się zgodzi odetchnęła z ulgą i klasnęła wesoło w rączki. Potem będzie trzeba pomyśleć nad tym jak namówić tatę, żeby częściej odwiedzali ciocie Majesty. W końcu pojawiły się desery i mała aż pisnęła z zachwytu. Chwyciła łyżkę w dłoń i zaczęła wkładać do buzi duże kawałki lodów. Za chwilę cała była nimi umazana ale wydawało się, że ze szczęścia zaraz wybuchnie. - Wiem - uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła się kiwać na krześle. Gdy dostrzegła, że Edgar zabiera jej deser wygięła usta w podkówkę krzycząc głośno. - Ej, nie ładnie być kradziejem. - Zaraz uklękła na krześle tak by mogła się dalej nachylić nad stołem i zabrała tace jeden z owoców i szybko zjadła.
Gość
Gość
- Nie używaj takich słów - upomniał ją. Dobrze wiedział, że najprawdopodobniej sama nie wymyśliła takich określeń, dlatego też już zaplanował poważną rozmowę ze służbą. W większości pracowały u nich skrzaty i Edgar zdecydowanie wolał je od ludzi, niemniej nie mógł się ich pozbyć całkowicie. Tak czy inaczej nie miał zamiaru jej teraz ganić - w końcu idea tego spotkania była zgoła inna i chciał się jej trzymać. - Nudziłbym się, ale jakoś bym sobie poradził - odpowiedział, ale ten stres przed Hogwartem mocno go zaciekawił. Chyba nie bała się opuszczenia Durham? Zawsze wydawało mu się, że bliźniaczki nie będą miały żadnego problemu z zaaklimatyzowaniem się w szkole. Były zbyt pewne siebie, zbyt sprytne i przedsiębiorcze. - Jest jeszcze jakiś inny powód? - Zapytał, choć znając Esmee, podejrzewał, że dziewczynka sprawnie wymiga się od odpowiedzi. Nigdy nie przyszedłby mu do głowy lęk jaki w tym momencie dręczył jego córkę. Pewnie nie byłby zachwycony takim wyborem Tiary, ale jeżeli byłby to Ravenclaw, to jakoś by to przełknął.
Oho, ale dał córce przykład. Okazał się być kradziejem. - Złodziejem - odruchowo ją poprawił, ale nic więcej na ten temat nie powiedział, bo trochę go zagięła. I tak sobie miło jedli lody i rozmawiali aż w końcu nadszedł czas na szarą rzeczywistość. Edgar ponownie zamówił magiczną dorożkę i choć ta podróż była o wiele dłuższa, to z pewnością równie przyjemna.
|zt
Oho, ale dał córce przykład. Okazał się być kradziejem. - Złodziejem - odruchowo ją poprawił, ale nic więcej na ten temat nie powiedział, bo trochę go zagięła. I tak sobie miło jedli lody i rozmawiali aż w końcu nadszedł czas na szarą rzeczywistość. Edgar ponownie zamówił magiczną dorożkę i choć ta podróż była o wiele dłuższa, to z pewnością równie przyjemna.
|zt
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lada
Szybka odpowiedź