Wydarzenia


Ekipa forum
Teren przed domem
AutorWiadomość
Teren przed domem [odnośnik]03.08.16 1:11

Dom w głębi lasu

Rudera - bo i ta nazwa przylgnęła już raczej na stałe do domu pod numerem 24 w Dolinie Godryka znajduje się na samym końcu drogi, czy jeszcze trochę za nią, chowana niezbyt głęboko w lesie. Od około stu lat stała całkowicie pusta, dostarczając plotek i legend o duchach swojej okolicy i będąc miejscem zabaw nastolatków rządnych dreszczyka emocji.
W listopadzie 1955 roku rozeszły się plotki, że ktoś ten dom zamierza kupić i odremontować. I bardzo szybko okazało się, że to nie są plotki! Choć do domu nie prowadzi żadna konkretna dróżka, wydeptana w trawie ścieżka jest już całkiem wyraźna. Podobnie, jak światło niewielkiej latarenki, które co noc świeci się przy drzwiach wejściowych, żeby każdy mógł bez problemu trafić do tego domu.
Widoczny jest właściwie tylko dwuspadowy dach z wmurowanymi drzwiami i kilkoma oknami. Cała reszta domu znajduje się pod ziemią. Całość otacza typowa dla starych miejsc atmosfera i niewątpliwie magiczna aura. Dom nie wzbudza już niechęci, czy podejrzeń, nie grozi już zawaleniem i z dnia na dzień nabiera coraz więcej życia za sprawą piątki lokatorów.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]09.01.17 23:16
|10.04.1956r

Dzień przyjemnie się wydłużał. Już wiosna, pogoda stawała się przyjemniejsza, robiło się cieplej, coraz mniej padało. Bertie ledwie poprzedniego wieczora wrócił z wycieczki z Judy, lekko zaziębiony, ale rozpogodzony jak nigdy. Wszystko było po prostu idealne. Tak zwyczajnie się układało, jak miało, jak dawniej, a nawet jeśli w czymś się nie zgrywali, to wcale nie miało wielkiego znaczenia.
Jego rzeczy jeszcze nierozpakowane leżały w pokoju. Z rana w świetnym humorze zabrał się za jakiś słodki wypiek i, kiedy forma z szarlotką siedziała w piecu i roznosiła zapach na cały dom, przygotował sobie kawę i postanowił wyjść przed Ruderę, na świeże, mroźne powietrze. W tej chwili kompletnie nie zaprzątały mu głowy sprawy Zakonu, polityka i cokolwiek innego. Myśl o tym, że Dolina miałaby się stać czarodziejską ostoją, czy raczej terenem antymugolskim bardzo mu się nie podobała, wolał sobie jednak tego zwyczajnie nie wyobrażać. Starał się żyć zgodnie z zasadą: jeśli coś ci się nie podoba, zmień to, jeśli nie możesz tego zmienić, nie myśl o tym. Tego zmienić nie mógł. Nie sam i nie szybko, choć wierzył, że z czasem wraz z całą tą organizacją uda mu się przywrócić... normalny stan rzeczy.
Nie miał w planach się dzisiaj ruszać z Rudery. No, dopiero wieczorem, teraz w każdym razie skupił się na miłym nic-nie-robieniu.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]27.02.17 16:30
Zapowiedział, ze przyjdzie. Oczywiście, że tak. Nie mógł jednak powstrzymać się przed wertowaniem w myślach tych wszystkich momentów, w których miał ochotę zmieść uśmiech Botta z twarzy. Podpadał mu tyle razy, że czasem zastanawiał się, jakim cudem do tej pory jeszcze się zrobił mu większej krzywdy. Cichy głos podpowiadał, że chodziło jednak o intencję i wpisaną w jego krew tendencję do jednoczesnego uszczęśliwiania i ranienia Jude. Mógł patrzeć na to z niechęcią, ale nie byłby ignorantem (chociaż i to mu się zdarzało), gdyby nie zauważył co działo się między tą dwójką. Żeby chociaż Bertie nabrał trochę więcej oleju w głowie i przestał zachowywać się jak beztroski dzieciak. Tym bardziej, że czasem zachowywał się tak, jakby nie ogarniał, że spadną na niego konsekwencje każdego z podjętych wyborów. Beztroska i lekkoduchowe wizje były dobre, gdy było się małym chłopcem, ale będąc mężczyzną...powinien zachowywać się jak mężczyzna, nie jak dzieciak z mlekiem pod nosem.
Zatrzymał się przy wydeptanej i widocznej całkiem wyraźnie ścieżce. Mrużąc oczy wpatrywał się w oddalone wejście i...sylwetkę przed domem. I zapewne można było go usłyszeć już wcześniej, bo warkot motocykla niósł się wystarczająco daleko, by oznajmić jego obecność. Wyłączył silnik, pozwalając by cisza zawładnęła okolicą i dając tym samym znak dla oddalonej postaci, że to akurat tutaj gość miał się zatrzymać. Oparł pojazd na stopce i schował kluczki do kieszeni czarnej kurtki. Raczej trudno byłoby go pomylić z kimkolwiek innym i nie przypuszczał, aby Bott miał problem z rozpoznaniem, kto własnie pokonywał ścieżkę, zmniejszając dzielący ich dystans.
- Musimy pogadać - oznajmił całkiem uprzejmie na wejściu, zatrzymując się przed młodszym mężczyzną. Mimowolnie uniósł głowę wyżej, podążając za zbyt przyjemną wonią, oznajmiająca, że ktoś w środku bawił się właśnie w wypieki. Irracjonalnie burzyło to jego twarde postanowienie sprowadzania Botta na ziemię, bo i tematy, z którymi do niego przybył nie należały do prostych. I niestety bardzo się ze sobą łączyły. Przynajmniej - konsekwencje. I miał wrażenie, że cukiernik o nich zapominał, albo beztrosko odrzucał.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Teren przed domem [odnośnik]28.02.17 1:09
Zobaczył motor i cóż, domyślał się kto przyjechał. Nie znał wielu osób które jeździły. On miał swoją Sally za domem, Matt swój motor rozbił, pozostawał właściwie tylko Samuel Skamander. Reszta znajomych Botta preferowała zdecydowanie mugolskie środki transportu.
Nawet go to wybitnie nie dziwiło. Przyjął ich relację taką, jaka była. Sam go nie lubił, lubił za to bardzo pilnować jego ruchów w stosunku do Judy, by od czasu do czasu trochę go naprostować. Sam Bertie? Nie przejmował się najmocniej. W sumie to nawet Skamandera lubił: bo był kimś kto dbał o Jude zawsze i bezwzględnie i chronił ją nawet przed takimi klaunami, jak właśnie młody Bott. Teraz jednak było troszkę inaczej, Bertie dorósł na swój sposób przez ostatnie lata. Nadal był błaznem i nie zamierzał przestawać nim być, ale nie czuł też żeby Sam miał jakiekolwiek prawo się wtrącać. Nie mówił tego jednak, nie zamierzał się sprzeczać i pozostawał przy swojej dawnej pozycji w duchu zadowolony, że Judy zawsze się ktoś opiekował.
Mieli całkowicie inne podejście do wszystkiego i prawdopodobnie nigdy w pełni się nie dogadają, ale od jakiegoś czasu łączy ich już nie tylko jedna rzecz.
Domyślał się więc, co to ma być za rozmowa.
Dał mu wejść do domu, zerknął na ciasto, żeby skontrolować czy się nie przypala, wziął dodatkowy kubek, nasypał kawy i zaklęciem zagotował wodę.
- Nie lubię zgadywanek. No, lubię ale raczej nie z tobą, więc możesz zaczynać. - stwierdził, uśmiechając się pod nosem i nic a nic nie martwiąc się tym czy nie zirytuje Sama. Byli zbyt różni. Prawdopodobnie nigdy się w pełni nie zrozumieją i wcale rozumieć się nie muszą.
Podsunął kubek nowo zrobionej kawy swojemu rozmówcy, samemu pijąc swoją i czekając w spokoju na jego słowa.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]13.03.17 22:19
Nie miał większego kontaktu z tym konkretnym Bottem. To co pamiętał za czasów szkolnych - nie podobało mu się i przy byle okazji próbował przetłumaczyć młodszemu mężczyźnie, ze powinien się ogarnąć. Co prawda - musiał przyznać sam przed sobą, że jego gniewne nastawienie do byłego chłopaka Judy było w niektórych miejscach przekoloryzowane, ale Skamander miał jasne powody, by zachowywać się tak, a nie inaczej. I zdawało się (czasami), że Bertie odnajdował w tym sens, nawet na swój "chłopięcy" sposób.
Pierwszy raz zgarnął milczącą (chociaż zaskoczoną) aprobatę Samuela, gdy obaj spotkali się w progach Zakonowej Kwatery. Nigdy nie przypuszczał, że młodzik należał do tych złych, ale przypisywaniu mu cech niedorosłości stało się na tyle naturalne, że auror musiał przeanalizować swoje zachowanie.
Wszystko oczywiście runęło po feralnej, urodzinowej imprezie Botta, ale dzisiejszego popołudnia starał się możliwe mocno dystansować do minionych wydarzeń. Obaj się w końcu zmienili, a tych kilka znaków (na szczęście nie na niebie) przynosiły metamorfozę nie tylko dla niego. I mimo wszystko, jako mężczyzna - wiedział co mogło chodzić po głowie młodemu cukiernikowi. I potrafił nawet wskazać dwa tematy, które musiały? zaprzątać młodzieńczy umysł. I oba stanowiły wykluczający się nawzajem problem, paradoksalnie łączący w decyzji nieodwracalnej. I w jego siostrze. I jeden z tych skrajnych biegunów musiał zakonnikowi wybić. Obu w żaden sposób mieć nie mógł. I prawdopodobnie sobie z tego sprawy nie zdawał. Prawdopodobnie.
Mierzył się z młodszym spojrzeniem bez najmniejszego kłopotu z satysfakcją? przyjmując, że mimo wszystko Bertie nie opuszcza wzroku. Skamander potrafił być okrutnym w spojrzeniowej bitwie, ale może nie potrzebował wkładać w to więcej i przybywał nie tylko z troski o własną siostrę?
Wszedł do środka, przystając pod jedną ze ścian z uwagą studiując poczynania swego gospodarza. Zapach ciasta uderzał zbyt intensywnie i auror miał wrażenie, że coś wykręca mu żołądek - Stawiam, że i tak wiesz z czym przyszedłem - bo na pewno z żadną radosną nowiną - Ale dobrze, uznajmy, że pewne wydarzenia nie miały miejsca - i nie chcę ci już przetrącić nosa - i zapytam wprost. Dwa pytania i na każde odpowiadasz szczerze - palce dłoni poruszyły się, wystukując rytm plączącej się w głowie melodii - Co planujesz wobec Jude i co zamierzasz w związku z Próbą - starał się mówić spokojnie i mimo wszystko działała na korzyść obopólną chęć na rozmowę. Bartie nie rzucał się z żadnymi pretensjami, wiec i w jego sercu leżały sprawy, które obaj musieli wyjaśnić. Kiwnięciem głowy przyjął kubek z kawą, by już moment potem sączyć kilka gorących łyków.
Twój ruch Bott.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Teren przed domem [odnośnik]14.03.17 1:00
Nie potrzebowali większego kontaktu. Najpewniej gdyby nie Judy, całe życie mijaliby się obojętnie. Być może zirytowałby kiedyś Skamandera jakimś wygłupem, jednak raczej nic ponadto. Stało się jednak inaczej i teraz zmuszeni byli do konfrontacji.
Zacisnął usta, kiedy usłyszał pytania i skinął na nie lekko głową - owszem, mógł się tego spodziewać. Ten miesiąc przyniósł wiele ważnych pytań, jednym z najważniejszych była dla niego ta próba. Chciał jej. Chciał walczyć, przecież w tym celu tam poszedł! Była jednak jeszcze Judy: i tu wszystko zaczynało się komplikować. Co Bathilda rozumiała przez słowa poświęcić wszystko? Bertie skoczyłby w ogień i spłonął dla najbliższych, jednak czy poświęciłby dobro któregokolwiek z nich dla reszty świata? Nie. To dla nich chciał ten świat naprawiać.
- Jeszcze dwa lata temu odpowiedziałbym ci w sekundę, że zamierzam się z nią ożenić, wybudować dom i wieść szczęśliwe życie. - przyznał. Zamierzał. Dosłownie. Ganiał za pierścionkiem i nie oczekiwał całego tego armagedonu, który nastąpił chwilę potem. Napił się swojej kawy, patrzył na Samuela. - Była moim światem. Wiem, jak to wygląda z twojej perspektywy, idiotyczne kłótnie o nic co chwila. Nie wspomnę o zakończeniu. - mógł mówić, że nigdy jej nie zdradził, mówił nie raz i nie zamierzał znów i znów się powtarzać. Judith mu uwierzyła. Tyle tylko miało znaczenie. Odetchnął ciężko, bo wiedział, że nie o to chodzi w tym pytaniu. Chciał tylko... chyba chciał dać do zrozumienia rozmówcy, że jego siostra zawsze była traktowana poważnie. Nie znali się i Sam najpewniej tego nie widział - i nic dziwnego z resztą, Bott doskonale potrafił ukrywać swoją dojrzalszą stronę - ale pod tym akurat względem Bertie miał jakiś czas temu wszystko przemyślane, a Judith nie była głupim, szczenięcym zauroczeniem. Głupie były te kłótnie, głupie bywało jego zachowanie, ale związek był na prawdę.
- Wróciła. Minęła masa czasu.  Nie pobiegnę jutro po pierścionek, chyba znów potrzebujemy dla siebie czasu, wiele się stało ale... przez cały ten czas o niej nie zapomniałem. To ci wystarczy?
Skończył wreszcie. Pamiętał tę dziewczynkę. Kochał ją jak cholera. Była dla niego najważniejsza na świecie. Cały czas wspominał to, co działo się w szkole, to jaka Judy była, wszystkie ich rozstania i powroty. Tylko czy ona jest nadal tą samą osobą? Póki co Bott przylgnął do własnych wspomnień i cieszył się, że ich uosobienie znów przy nim było. I starał się nie zadawać zbyt wielu pytań, nigdy nie był w tym najlepszy.
- Idziesz na próbę? - odbił najpierw pytanie, patrząc przy tym w oczy Skamandera. Obrócił swój kubek. - Nigdy nie byłem fanem półśrodków.
Jeśli walczyć to po całości albo wcale.
Zerknął na zegarek, po chwili podniósł się, żeby wyjąć ciasto i postawić je na stoliku, na przygotowanej desce.
- Głodny? - uśmiechnął się nieznacznie.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]30.03.17 0:15
Temat próby zapewne krążył wokół niejednej głowy, która (wraz z właścicielem) pojawiła się na ostatnim spotkaniu Zakonu. Padło tam na tyle ważnych słów, że nawet największe lekkoduchy musiały zatrzymać się i rozważyć czego właściwie chcą. I czy rzeczywiście są w stanie poświęcić wszystko w obliczu niechybnie zbliżającej się wojny? Idea pozostawała jedna. Wiara w to, że egzaltowana (szlachecka) wizja podziałów jest zwykłą kpiną, chroniącą arystokratycznie bogactwa. Ale Próba niosła ze sobą coś więcej, zagrożenie, poświecenie, które nosiło znamię bólu większego, niż można było sobie wyobrazić.  I zapewne każdy z zakonników miał inną wizję tego, co miało się stać. I ten obraz chciał wyciągnąć od młodego Botta. czego właściwie chciał, próbując jednocześnie sięgać po dwie granice?
- Bertie - Samuel pokręcił głową, marszcząc dosyć znacząco brwi - Nie pytam cię o to, co łączyło cię z Jude kiedyś. Co zrobiłbyś lata temu - mierzył wzrokiem mężczyznę, ani na moment nie pozwalając mu opuścić spojrzenia - Pytam o to co czujesz teraz. Co planujesz teraz. Kim jest dla ciebie TERAZ moja siostra - zabębnił palcami o oparcie - Przeszłość, to przeszłość. Nic z nią nie zmienisz. Masz jednak wpływ na teraźniejszość - przymknął powieki tylko na moment, próbując wyrównać rytm oddechu - Zapytam wiec jeszcze raz. Co planujesz wobec Jude? - odepchnął się od ściany, przechodząc bliżej cukiernika. Obserwował go. I chociaż nie powinien, nie mógł zatrzymać instynktownej, nabawionej w pracy oceny. Ile w słowach było oszustwa? Kłamstwa? Ile było prawdy i skrywanych emocji? I choćby wytężał zmysły, Bertie niezmiennie przypominał otwartą księgę. Przynajmniej dziś. Nie chował niczego, czym Skamander mógłby się gniewać.
- Idę - odpowiedział krótko, wyrwany z chwilowej kontemplacji swego gospodarza. Potem przestał na chwilę rozmyślać o czymkolwiek, zanurzony w odurzającym wręcz zapachu ciasta. To było podstępne zagranie. Skamander należał do tej gromadnej jednostki społecznej, która gotować nie potrafiła. I lepiej, żeby nie wpuszczać go do kuchni z misją trudniejszą, niż przygotowanie jajecznicy. A jak widać Bertie miał do tej dziedziny dyg. Nawet jeśli auror słyszał, czy zajmuje się Bott, nigdy nie miał okazji zmierzyć się z jego działaniem na własne doświadczenie.
- Nie zaprzeczę - a kąciki ust uniosły się w zwiastunie uśmiechu, tak nieodgadnionego, jak cała , łącząca ich relacja.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Teren przed domem [odnośnik]31.03.17 0:00
Nie uciekał spojrzeniem, wpatrywał się w Samuela, jednocześnie zastanawiając się nad tym co mówi. Rozumiał go. W stu procentach. Wiedział, że najpewniej zachowałby się podobnie, gdyby chodziło o jego siostrę. Był całkowicie pewien, że kiedy ją znajdzie, rozszarpie każdego, kto ją skrzywdził - bo w końcu musiało stać się coś złego, tego był pewien. Jak i tego, że Anastasia żyje. Siostra to ktoś, kim człowiek chce się opiekować, Bertie uważał, że to jego obowiązek mimo, że był młodszy i najpewniej Anna myślała całkowicie inaczej, to ona była rozsądną stroną tego duetu. Sam i Judy byli inni, to ona była młodsza, była delikatną dziewczyną w gruncie rzeczy i na prawdę potrzebowała swojego brata. Więc... cóż, pewnie tym bardziej domyślał się, że Sam czuje się w obowiązku dopilnować, żeby nic jej nie groziło.
Jednocześnie pytania jakie zadawał.
Bertie nie myślał o Jude teraz i kiedyś. Dopiero teraz pomyślał, że może powinien. Minęła masa czasu.
- Spotykamy się znowu od niedawna. - pokręcił głową. - Nie mam planów. Mam nadzieję, że będzie jak przedtem, ale nie jestem w stanie czegokolwiek obiecać, czy przewidzieć. - dodał w końcu. Tak powiedziałby o każdym zaczynającym się związku. Nigdy nie planował, że to się skończy, ale nie zamierzał też zamykać się w obietnicach wieczności. Kiedy pierwszy szum opadł... po prostu cieszył się jej obecnością.
- Jest dla mnie ważna. Ale nie możesz oczekiwać, że po tak długim czasie powiem ci co będzie w pierwszych tygodniach od kolejnego zejścia się. - starał się poukładać własne emocje, choć widać było, że to dla niego trudne. Przetarł w końcu twarz. Nie lubił nadmiernie myśleć o uczuciach. Wcale nie czuł się szczególnie rozgarnięty pod tym względem, miał wręcz wrażenie, że całkowicie raczkował. A w tej chwili oczekiwano od niego konkretu.
Nie peszyło go spojrzenie Skamandera, w żaden sposób nie wydawał się nim przejęty. Wiedział, że jego myśli możnaby odczytywać z twarzy, zawsze tak było. Był fatalnym kłamcą, dlatego z reguły po prostu nie próbował kłamać. Wiadomym było, kiedy kręci, jasne jest, kiedy cieszy się szczerze, a kiedy czuje się zagubiony - wszystkie wątpliwości są raczej oczywiste.
- Obróciła mi życie do góry nogami. Przepraszam, że... że tego wszystkiego wysłuchałeś. - mruknął, krzywiąc się przy tym lekko. Emocje zawsze mocno wpływały na jego zachowanie, a wtedy wydarzyło się zbyt wiele na raz.
Wskazał różdżką naczynia, żeby zaczęły się myć. Byle czymkolwiek się zająć.
- Gdyby chodziło o moją siostrę, oczekiwałbym, żeby delikwent zostawił ją w spokoju, zanim pójdzie walczyć o świat. - znów spojrzał w oczy Sama, bo doskonale wiedział, do czego cała ta rozmowa prowadzi. Albo-albo. - Z drugiej strony sam jej przecież nie zostawisz. Też nie chcę tego tak po prostu robić. Nie zrobię. Przynajmniej póki co. Myślę, że... to lepiej, może będziemy wcześniej wiedzieć o zagrożeniu. - dodał. Z czasem, kiedy zrobi się gorąco, pewnie zostawi ją dla jej dobra, jeśli to wszystko się rozwinie, póki co jednak nie chciał podejmować pochopnych decyzji.
- Nie wiem nawet, czy to przejdę. To możliwe, że nie. - dodał, bo słyszał przecież, co mówiła Bathilda. On chciał dobrego świata dla bliskich sobie osób, dla nich chciał bezpieczeństwa, jego rodzina, jego przyjaciele, bliscy. O nich chodziło. Przede wszystkim.
Przenisół zaraz ciasto na stół, a zaklęciem posłał do Sama talerzyk. Sobie też wziął jeden. Zawsze miał tendencję do zajadania wahań, zmartwień i problemów.
Musiał więc być wybitnie szczęśliwym człowiekiem sądząc po tym, że masy sobie za bardzo zrobić nie umiał.
- Bierz do woli. Robię to hobbystycznie, potem i tak większość zjadają lokatorzy albo goście. Jeśli kiedyś podliczę Matta za jedzenie, spłacę cały dług za dom. - uśmiechnął się pod nosem na ten jakże mroczny plan. No dobra, starszy Bott nie był AŻ TAKIM pasożytem, nawet kiedy mu wspomnieć, że Bertie tonie w długu to znajdował jakoś kasę na czynsz. No, można chyba powiedzieć, że to mniej więcej pół-prawda.
Z resztą główny problem Bertiego był i tak taki, że sam się nadmiernie nie przejmował.
- Chyba robię sobie kiepską reklamę. - dodał, znów się uśmiechając, bo zdecydowanie wolał żartować, niż trzymać się poważnego tematu z jakim Sam tu przyszedł. Nie sądził, żeby Skamander mógł mocno na niego wpłynąć, więc trochę uciekał.
Tak, Twoja siostra pewnie kiedyś zamieszka w moim-nie-do-końca-moim domu z palantem, który nie traktuje pieniędzy poważnie i nie chce myśleć o tym, na czym stoi świat.
Wziął sobie kawałek ciasta.
[i]I z kilkoma lokatorami.[/b] Nie brzmiało poważnie, wiedział, że nie brzmi świetnie w uszach wielu osób, choć na prawdę lubił swoje życie, uwielbiał współlokatorów i po prostu chciał do tego życia zaprosić tę dziewczynę. Był może naiwny, wierzył w wiele bzdur. Jak to, że nic nie ma znaczenia, kiedy ci na kimś zależy.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]11.04.17 23:30
Stereotypy nie brały się z niczego. Samuel był jednym z jego żywych dowodów. Przedstawiał sobie siedlisko niemal wszystkich cech, które plasowały go w hierarchii stereotypowych starszych braci. Trudna była to rola, bo początkowe zgrzyty miały swoją jasna podstawę. A jednak, gdy przychodziło się w szranki z krzywdą (lub możliwa krzywdą) w Skamanderze rodziły się gniewne palpitacje, które świerzbiły mu dłonie użyciem sprawiedliwej (bo braterskiej) siły. Choćby chciał, nie mógł pozwolić by ból znaczył spojrzenie siostry. Nawet jeśli sama je na siebie sprowadzała. Dziś chodziło o innych warunek i całkiem odmienny rodzaj bólu. Miał na imię Bertie.
- Spotykamy...ale nie mam planów - czarna brew zafalował w nagłym dygu irytacji - to brzmi bardzo rzeczowe i poważnie - stwierdził z nieskrywaną złośliwością, ale już po chwili zacisnął usta, słuchając dalszych słów młodszego kompana - Kobiety w zwyczaju mają, przyzwyczajaj się - mruknął w odpowiedzi. Wiedział doskonale, jak łatwo zatracić się w niektórych relacjach, by obejrzeć się, gdy wszystkie granice mignął si zdradziecko za plecami. Pokręcił głową, gdy padły kolejne, plecione w przestrzeni wyrazy - To nie oczekiwania, to jest wybór, który każde musi podjąć. A Ty...ty próbujesz jednocześnie złapać obie decyzje - odetchnął ciężko, a potem skrzywił się mocniej. Gruba zmarszczka rysowała jego czoło, gdy przyglądał się Bottowi - I tu się grubo mylisz - utrzymał skrzyżowane w spojrzeniu oczy, potem powędrował za gestem różdżki - Mylisz mocno pojęcia i obowiązki. Zawsze będę jej bratem, ale własnie dlatego będę musiał się odsunąć. Własnie po to, by ją chronić. Dla niej. A rolą... - parsknął - wybrańca - będzie opieka nad nią. A jeśli ty nim nie będziesz, to nie pozwolę co się wokół niej kręcić i zwodzić. To nie jest zabawa. Cokolwiek sobie myślisz o Zakonie o jego ideach...zbliża się wojna i to ona będzie wyznaczała nasze losy - zakończył twardo, mocno akcentując ostatnie zdanie, chociaż głos  zmienił się w pomruk, gdy natrafił na szczerą otwartość bottowych źrenic - beztroska jest dobra tylko...jeśli jest spokój - dodał spokojniej, wsuwając dłoń do kieszeni, w której wybadał opakowanie z ostatnim, tkwiącym na dnie papierosie. Miał paskudną ochotę zapalić, ale musiał zaczekać. Tym bardziej, że wiercący w żołądku głód próbował przechylić szalę buzujących w nim decyzji.
Kiedy talerzyk pojawił się obok niego - czuł skradające się wyrzuty sumienia. Przyszedł by zmyć głowę młodszemu mężczyźnie za błazeństwa, których wciąż się parał, a przywitało go ciasto i rozmowa, której w życiu nie spodziewał się przeprowadzić.
- Za dużo masz wątpliwości - zaczął ponownie, obracając w palcach naczynie - Niezdecydowaniem i odkładaniem wszystkiego na później - niczego nie osiągniesz. Musisz działać, bo mężczyzna bez działania i przyjmowania ich konsekwencji jest po prostu...słaby -  zawiesił wzrok gdzieś w przestrzeni mając wrażenie, że poucza...młodszego brata. I o dziwo mówił dużo, rozwiązując zaciśnięty w milczeniu język - Ta łajza....Matt tutaj mieszka? - uniósł brwi w pytaniu, ale machnął dłonią - pocieszę cię z nim tez mam do pogadania, chociaż w zupełnie innej kwestii - i zanim sięgnął po oferowany wypiek, uśmiechnął się kpiąco. A drugim Bottem łączyła go specyficzna relacja przyjaźni. Nie brakowało pyskówek i bójek, a jednak każdy uznawał obecność drugiego za właściwą. O przyjaciół wbrew pozorom trudno w dzisiejszych czasach. A skoro otrzymał błogosławieństwo gospodarza, nie odmówił sobie przyjemności posiłku. Usiadł na wolnym miejscu rozluźniając spięte do tej pory ramiona. Zapomniał nawet o tym, że chciał zapalić.
- Pomyśl o tym co mówiłem - zatrzymał kolejny kęs, przypatrując się Bertiemu - Masz jeszcze czas.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Teren przed domem [odnośnik]15.04.17 3:30
- Wolałbyś, żebym ci już dziś powiedział, że zamierzam się z nią ożenić do końca roku, a Ruderę osiedlić gromadką wspólnych dzieci? - pokręcił głową. Nie sądził, żeby Sam potraktował go wtedy poważnie. Tak działały na niego emocje, w pierwszej chwili nie myślał o niczym wyłączał rozsądek i faktycznie myślał o podobnych rzeczach, by dopiero po chwili dojść do siebie. Tego typu zagrywkami mógł ją zranić zdecydowanie bardziej, niż powolnym podchodzeniem do sprawy. Kiedy ochłonął... cóż, próbował się trochę zdystansować. To była jedyna rozsądna rzecz, jaką mógł zrobić. - Wiem. Ta robi to zawodowo.
Wiedział doskonale. Judy wiedziała najlepiej, jak namieszać mu w głowie. Żadna inna do tej pory nie doprowadzała go do skrajnych emocji w takim tempie. Wiedziała, jak go zirytować, rozwścieczyć, co zdecydowanie do łatwych zadań nie należało, wiedziała jak poprawić mu humor kiedy tego potrzebował i wiedziała, jak sprawić, żeby cały świat dookoła stanął na głowie i zaczął się kręcić w zawrotnym tempie.
Nie był dobry w poważnych rozmowach. Był w nich wręcz beznadziejny. Najłatwiej było zacząć się śmiać i ukrywać za żartami, wszelkie problemy spychając na bok. Być może to kwestia niedojrzałości, może nieumiejętności, a może zwyczajnej niechęci. Teraz jednak tego nie próbował i cała ta rozmowa z każdą chwilą wydawała mu się bardziej... ciężka.
- Wiem. - przetarł twarz na słowa o wojnie. Czuł, że się we wszystkim gubi. W tym, co ich czeka. W tym, co się dzieje. W tym, co będą musieli zrobić. - Myślę, że to jedyna droga. Chcę konkretnego świata dla bliskich. Nigdy nie będzie doskonały, ale nie może być taki, jak teraz, a to wszystko będzie postępować jeśli na to pozwolimy. To jakiś obłęd. - przyznał wprost. Nie chodziło o cały świat. Nie myślał o masie, nie czuł się bohaterem, nigdy nie podejrzewał się o nadmiernie heroiczne zachowania, choć nie mógł patrzeć na to wszystko co się dzieje, irytowała go własna bezczynność, kiedy nic nie mógł zrobić. - I... jestem w stanie zrobić bardzo dużo. Nie wiem ile. Nigdy nie walczyłem na poważnie. Nigdy nie myślałem o takich rzeczach.
Przerwał, bo poczuł, że za bardzo się rozgaduje. Potrzebował trochę wylać myśli. Był gadułą, bo kiedy mówił, łatwiej było mu układać wszystko we własnej głowie. O Zakonie nie rozmawiał. Nie było z kim, nie było okazji, lub możliwości. Ale Sam nie wydawał się odpowiednią osobą, chociażby ze względu na ich relację. Nie było sensu mu wykładać wszystkich swoich poglądów i rozterek.
Dla Sama to wszystko zapewne było bardziej oczywiste. Jako auror miał lepszy wgląd w samego siebie w podobnych sytuacjach. Sam Bertie nie walczył, jedynie patrzył i denerwował się na cały świat wyczekując tej chwili, kiedy znajdzie się sposobność, kiedy będzie miał szanę coś zrobić. I wtedy zjawił się Zakon, który dawał mu szansę, której chciał od dawna.
- Potrzebuję czasu.
Dodał jedynie. Bathilda im go dała. Co z Judy? Nie wątpił, że byłby w stanie się od niej odsunąć w razie potrzeby, tu jednak Sam miał rację: wtedy by ją zranił, bycie przy niej teraz byłoby zwodzeniem. Tylko czy on na prawdę się nadawał na robota wojennego?
Na pewno chciał zrobić jak najwięcej tylko mógł. Chciał, żeby ten obłęd skończył się jak najszybciej.
Co zrobiliby rodzice, gdyby drugie dziecko im zaginęło?
- Zabawne. Całe życie słyszę, że wypadałoby więcej myśleć przed każdym ruchem, a kiedy wreszcie zaczynam się zastanawiać słyszę, że jestem zbyt niezdecydowany i powinienem podejmować decyzje. - uśmiechnął się pod nosem. - Od konsekwencji nigdy nie uciekałem i to się raczej nie zmieni. One zawsze cię dopadą, czegokolwiek byś nie robił. - wzruszył ramionami. - Tylko teraz one mogą dotyczyć większej ilości osób. Osób, o które w całym tym bałaganie chodzi. - zaczął obracać kubek na stole.
Po raz pierwszy pomyślał o rodzicach w inny sposób. Nie o tym, że on zniknie, a oni będą bezpieczni, a o tym, że stracą drugie dziecko. Pamiętał ich po zniknięciu Any. Widział ich teraz i ta myśl go przerażała.
Myślał o Judy, której już wystarczająco namotlał w głowie. Oboje wzajemnie sobie mieszali w głowie. Non stop właściwie to robili. Tylko teraz chodziło o coś więcej.
Myślał o bliskich osobach, o mugolakach jakich znał, o przyjaciołach, którzy także po prostu nie chcieli patrzeć na to, co dzieje się ze światem dookoła. Każdy ruch pociągnie za sobą konsekwencje, pytanie tylko który ruch będzie najlepszy, a które konsekwencje najmniej bolesne z czasem dla bliskich mu osób.
Całe to zagubienie zapewne się na nim odmalowywało. I jedna myśl, której nie chciał do siebie dopuszczać. A jeśli się nie nadaję? Był tylko cukiernikiem. W Zakonie była masa aurorów, uzdrowicieli, byli spece od zaklęć, czy wielu przydatnych zajęć. Jakkolwiek wspaniałą rzeczą nie byłyby ciasta, orężem były raczej nędznym.
- Tak. Pokój na lewo od schodów na dole, jeśli chcesz go napaść. Ale nie wiem, czy teraz jest. - przyznał, wzruszając nieznacznie ramionami.
Sam jakoś stracił apetyt, zajmując się raczej kawą. Był całkiem niezły w uciekaniu przed rozmowami, był niemal mistrzem w odbieraniu im powagi, jednak kiedy w końcu mu się nie udawało, często docierały do niego rzeczy, których sam starał się do siebie nie dopuszczać.
- Pomyślę. - odetchnął, znów patrząc na Skamandera. - Kiedy masz próbę?
Po głowie kłębiło mu się jeszcze jedno pytanie, trochę czuł jednak, że... to by było chyba za wiele. Napił się więc swojej kawy, zabierając zaraz za ciasto.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]04.06.17 20:49
- Potrzebuję szczerej odpowiedzi, a nie kolejnej skrajności - to była dziwna rozmowa, taka, której nie przeprowadzał od bardzo dawna. Kiedyś, prawdopodobnie nie miałby wystarczająco cierpliwości, by słuchać, a tym bardziej próbować wytłumaczyć mu cokolwiek. Mimo początkowych uprzedzeń, nie mógł zignorować czysto istotowego fakt. Walczyli po tej samej stronie i nawet jeśli miał (liczne) zastrzeżenia do lekkomyślnego podejścia, z którym Bertie się afiszował, nie mógł zapomnieć o kwestiach najważniejszych - Wiem, tym bardziej, że to moja siostra - dodał unosząc kącik ust, który nie rozciągnął się jednak w uśmiechu. Jude była wyjątkowa w każdy możliwy sposób, nie tylko ze względu na rodzinne powiązanie. Na co dzień próbowała pokazywać wszystkim, jak bardzo niezależna jest kobietą, ale Samuel widział więcej. Wiedział więcej. Próbowała walczyć sama, odpychając od siebie każdego, kto jawnie oferował jej pomoc. Była uparta...zupełnie jak on i dlatego nie mógł odpuścić. Prawdopodobnie, żadne z nich nie mogło.
- Tak - powoli kiwnął głową, zatrzymując wzrok dłużej na twarzy Botta - ale świat, o który mamy walczyć nie jest tylko dla bliskich. To sięga dalej i głębiej - odwrócił spojrzenie, zerkając w okno i zapadające powoli cienie, które tańczyły na tle szyby - ten obłęd staje się rzeczywistości i dotyka wszystkich... Byłeś na na głosowaniu? - wrócił do kontemplacji zmartwionej twarzy towarzysza - To, co kiedyś wydawało się absurdem, teraz każą nam wierzyć, że jest prawdą i to konieczną - rozmowa, która początkowo oscylowała wokół jego siostry, powoli przenosiła środek ciężkości na sprawy od niej niezależne. Zakon.
- O powagę też chodzi Bott - zacisnął usta - Nie ma czegoś takiego jak walka nie na poważnie. Jeśli rzeczywiście chcesz to robić, najpierw się zdecyduj, bo odwrotu nie będzie. Potem..naucz się walczyć. To do czego będziemy powołani, to nie pojedynkowe uprzejmości z zasadami. Walka jest na serio i nikt nie da ci taryfy ulgowej, jeśli dostrzeże jakąkolwiek słabość - i raz kolejny poczuł się, jakby tłumaczył coś młodszemu bratu. Sam mówił to, w co sam wierzył i doświadczał. Sam musiał się jeszcze wiele nauczyć, ale aurorskie treningi robiły swoje.
- Zastanów się, ale zdecyduj. Nie odciągaj tego w nieskończoność, bo znowu przeciągasz się w skrajności. Ani beztroska, ani bierność nie pomogą - a może zostaniesz nauczycielem Skamander Skąd u niego podobnie mentorska aura? Sam wielokrotnie miał kłopot w hamowaniem narwańczej passy, ale widocznie praca potrafiła przytemperować, a może wykorzystać jego wadę? A może po prostu był hipokrytą.
- Zawsze chodziło o kogoś więcej. To co robimy, to o co walczymy, dotyczy całego naszego świata, nie tylko czarodziejskiego. Dopóki znajdują się pomyleńcy jak...Grindewald - urwał i poruszył spiętym ramieniem, odstawiając powoli kubek z chłodna już zawartością kawy - nasze zadanie będzie aktualne - zakończył powoli, by do stojącego smętnie naczynia, dostawić kolejne. Pusty talerzyk po wchłoniętym (zastraszająco szybko) ciastku.
- Myślałem, że mieszka...gdzieś indziej - zakończył myśl, unosząc tylko mocniej brew i podążając spojrzeniem za gestem młodszego zakonnika. Wiedział, że Matt trzymał się z kuzynem blisko. Nie był jednak pewien, jak bardzo zażyłe były to relacje i ile wiedział o życiu tej pakującej się w kłopoty mendy. Odwrócił się dopiero na to jedno pytanie - Za kilka dni - nie chełpił się, ani nie chwalił, ale w próżno było tez szukać niepewności. Tej zdążył się już pozbyć. Nawet jeśli głosy z tyłu głowy (ale wciąż nie nazywał tego chorobowym tworem) wieściły mu o wiele większe poświęcenie, niż był w stanie sobie wyobrazić.
- Pójdę już - podniósł się z miejsca, ale wciąż przyglądał się cukiernikowi - Dziękuję za dokarmienie - tym razem uśmiechnął się szczerze, bez skrywanej ironii - Pamiętaj o czym rozmawialiśmy - i z ostatnimi słowami ruszył do wyjścia. Na dziś wystarczyło mu rozmów i miał nadzieję, że odrobina ognistej rozwieje kłębiące się w jego głowie myśli.

zt?


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Teren przed domem [odnośnik]08.06.17 22:41
Nie odpowiedział już. Uważał, że zrobił to już kilka razy, nad tym czego Skamander tak na prawdę chciał, musiał pomyśleć, na pewno nie były to sprawy do stwierdzenia na już, za wiele spraw siedziało mu w głowie, za wiele pytań. Sam zasiał w nim pewną niepewność, być może właśnie po to przyszedł: zadać kilka pytań, których Bertie nie zadawał sobie sam, czy może nakierować go na te pytania.
- Myślisz, że nie wiem?
Nie robił tego do tej pory. Nie walczył na poważnie. Chodził do klubu, jednak nigdy nie myślał o zrobieniu komuś krzywdy, zawsze używał głupkowatych zaklęć, na swój sposób dokuczał, do czegokolwiek bardziej konkretnego dochodząc, kiedy nie miał wyboru. To jednak nie znaczyło że nie miał świadomości, iż kiedy przyjdzie mu walczyć o sprawy Zakonu, walka będzie już całkowicie poważna i przeciwnik nie sprawi, że Bertie zacznie się śmiać czy tańczyć i takich głupot on sam także robić nie powinien.
Doskonale o tym wiedział. Pytanie brzmiało: czy da radę skrzywdzić drugą osobę. Może i to kolejna jego głupota, jednak ta myśl była dla niego trudniejsza od tego, co się stanie, jeśli taką walkę przegra. Czy raczej od tego, co się stanie od razu. Mógł ryzykować sobą, jednak chciał coś z tego mieć, coś dla swoich bliskich, naprawić cokolwiek w tym powywracanym do góry nogami świecie.
Nikt jednak nie obieca, że ich ryzyko cokolwiek da. O tym też wiedział.
Domyślał się, co myśli o nim Sam. Bott chował się przed powagą. Nie lubił jej. Nie lubił trudnych rozmów nawet, jeśli czasem ich potrzebował, zachowywał się jak idiota, kiedy nie wiedział jak się zachować, to jednak nie znaczy, że nie rozumiał co się dzieje dookoła. Nie zamierzał jednak się pod tym względem tłumaczyć. Słuchał w spokoju, popijając przy tym swoją kawę.
- Nie przyszedłem do Zakonu dla zabawy. - stwierdził na dalszą jego wypowiedź, bo oczywiście, że to coś więcej. Miał wrażenie, że w tej rozmowie obaj poszli trochę w innym kierunku, Sam pewnie dopiął swego, bo przede wszystkim chciał zapewne zmusić go do przemyślenia Próby, powinien więc być zadowolony. Bertie postanowił nie odpowiadać na całą resztę, to co już powiedział wystarczy. Nie musiał niczego potwierdzać, bo i gdyby myślał inaczej, nie wstąpiłby do Zakonu.
- Nie jestem pewien, czy zrezygnował z tamtego mieszkania. - wzruszył ramionami. Matt mu się nie spowiadał, choć młody Bott dobrze wiedział, gdzie jego kuzyn egzystował ostatnie lata. Teraz nie chciał i Sama wprowadzać w błąd. Nie dodawał jednak nic więcej. Cóż, pewnie sami porozmawiają.
- Narazie.
Skinął tylko lekko głową. Czas wracać do życia.

zt. <3



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teren przed domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]20.07.17 1:33
|10 kwietnia

Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, widząc to, co powoli się przede mną wyłaniało. Ostatecznie stanąłem kilka albo kilkanaście metrów przed "domem", odgrodzony od niego jeszcze sporą ilością chaszczy i przyglądałem mu się z daleka, z zachwytem odkrywając, że nazwanie tego miejsca ,,ruderą" było trafem lepszym niż traf w dziesiątkę. Choć przecież mogło być gorzej? Mogło, ale nie to mnie teraz interesowało. Lustrowałem domek wzrokiem jeszcze przez dłuższą chwilę, choć tak naprawdę moje oczy już dawno przestały widzieć, gdy przed nimi pojawił mi się obraz mojej matki, rozpływającej się nad moim kuzynem (jak zwykle).
Bertie jest taki inny od Ciebie, Bertie jest taki rozgarnięty, ma cukiernię, dom nawet kupił!
Wcześniejsze zirytowanie teraz zamieniło się w rozbawienie, gdy zdałem sobie sprawę z faktu, że rodzicielka ma nigdy tego ,,domku" na oczy nie widziała. Pławiłem się w niemej, osobistej satysfakcji wyobrażając sobie jej minę na widok tego cudownego tworu rąk ludzkich, gdy zdałem sobie sprawę, że stanie przed nim tyle czasu z uśmiechem wymalowanym na mordzie może nie przynieść mi nic dobrego. Różne rzeczy mi już zarzucano, ale bycie stalkerem własnego kuzyna jeszcze nie wpisywało się na listę w moim prywatnym kajeciku.
Ruszyłem się więc z miejsca, stąpając po wydeptanej ścieżce sugerującej kierunek chodu. Ostatecznie stanąłem przed drzwiami i jeszcze raz przyjrzałem się temu jakże oryginalnemu budynkowi (jedynie kilka okien - był tak mały, czy Bertie na starość zamieniał się w kreta?), nim w końcu zapukałem. Schowałem dłonie w kieszeniach spodni, jeszcze przez chwilę rozważając zmianę postaci na jakąś inną, jak to często miewałem w zwyczaju odwiedzając moich kuzynów. Odpuściłem sobie ten pomysł bardzo szybko, bo po pierwsze - zawsze mnie rozpoznawali, po drugie - z czystego lenistwa... i bycia wciąż obolałym po ostatnim dostaniu w mordę (co oczywiście skrzętnie ukryłem dzięki metamorfomagii, chwała tej umiejętności!). Gdy drzwi się otworzyły, całkiem odruchowo, zapominając o tym, że matka wspomniała coś między słowami o współlokatorach, usta wygięły mi się w charakterystyczny dla mnie sposób, który inni uznaliby za szczyt cwaniactwa i chamstwa, a do którego kuzyni już dawno przywykli. Sorry memorry, to tylko moja twarz.
- Słyszałem, że kupiłeś dom, ale nie spodziewałem się mieszkania w szałasi... - Zamilkłem w pół słowa, widząc nie tą mordę, której się spodziewałem. Jeszcze przez chwilę przyglądałem się jej w niezrozumieniu, gdy mój wzrok z opóźnieniem wysyłał informację do mózgu, a ten z jeszcze większym ją przetwarzał. - Matt? - Jego się tu nie spodziewałem.
Oliver Bott
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4852-oliver-bott https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f335-smiertelny-nokturn-21-8 https://www.morsmordre.net/t5034-oliver-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]20.07.17 18:09
Jakoś ten dzień mijał mi niespotykanie leniwie. Co prawda miałem dziś jeszcze zajrzeć do B&B, lecz sprawa nie była na tyle nagła i czasochłonna bym musiał się gdziekolwiek zrywać. Właściwie czemu by nie odłożyć tego na ostatnią chwilę? Pomysł mi się spodobał na tyle, że gdy tylko pojawił się w mojej głowie to uległ natychmiastowemu zatwierdzeniu. Dzień więc spędziłem na niezobowiązującym krzątaniu się po Nokturnie, spotkaniu kilku znajomych, a gdy zgłodniałem udałem się do Rudery wiedząc,że tam na kuchence zawsze stoi jakiś gar darmowej pyszności. Przez chwilę myślałem o tym czy udać się tam innym środkiem transportu niż kominkiem za którym prawdę mówiąc nie przepadałem. Noga jednak wciaż mi dokuczała i to też zaważyło na tym, że będąc na pokątnej skorzystałem z publicznego kominka by znaleźć się w Dolinie Grdyka.Zamachałem ręką koło nosa, chcąc uspokoić tumany popiołu które wzbiłem w powietrze, a które to drażniły nos. Gdy otrzepałem się z ich resztek w salonie (wybacz Bertie) postanowiłem się rozgościć. Czując się zupełnie jak u siebie zdjąłem buty i wierzchnie okrycie, nastawiłem czajnik i poczyniłem się nad tajemniczym garnkiem. Ostrożnie uchyliłem wieko spod którego buchnął parny obłoczek wskazujący na to że potrawa, będąca gulaszem jest jeszcze ciepła. Sięgnąłem po chochlę i wisząc nad garem jak kat raczyłem się jego zawartością. Ciszę mącił jedynie dźwięk mojego siorbania...i pukanie. Unosząc jedną brew odchyliłem się w poziomie by spojrzeć przez drzwi zupełnie,jakbym miał cokolwiek przez nie zobaczyć. Niestety tak uzdolniony nie byłem. Odłożyłem chochlę na blat i uchyliłem drzwi frontowe, by zobaczyć go - Botta Marnotrawnego. Jego to tu się nie spodziewałem. Patrzyłem na niego z pewnym skonsternowaniem na twarzy czekając, aż mozg wyśle dalej odpowiedni sygnał.
- Matt...? - spytał się, a ja zupełnie jak gdyby miał być to jakiś sygnał sprzedałem mu solidną bulwę na twarz.
- Tylko. Mi. Tu. Nie. Mattuj. - wycedziłem, a przy każdym słowie machałem protekcjonalnie palcem u dłoni - Gdzie te galeony co ci pożyczyłem. Pół roku, PÓŁ ROKU czekam na tą twoją przeklętą sowę nie wspominając o tym olewaniu moich wiadomości! - Warknąłem, doskonale pamiętając jak prosił mnie o kilka monet. Nigdy mnie się pieniądze nie trzymały, lecz coś tam uskrobałem - skoro wielmożny Oliver prosił MNIE o zapomogę to już bowiem przeczuwałem, że łapie się kolejnej z kolei brzytwy. Właściwie to w dupie miałem te pieniądze - w sumie wolę roztrwonić na kuzyna niż alkohol ale żeby po tym nie dawać znaku życia?! Myślałem już ze skonał w jakimś rowie, a tu....ech. Nie spodziewałem się go widzieć, lecz...dobrze było to robić i przy okazji dać mu do zrozumienia, że za cholerę ma czegoś takiego więcej nie robić!
[bylobrzydkobedzieladnie]


I'll survive
somehow i always do




Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 21.07.17 13:29, w całości zmieniany 2 razy
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Teren przed domem [odnośnik]20.07.17 23:25
Mój mózg potrzebował chwili na ogarnięcie sytuacji, gdy przed moimi oczami pojawił się nie Bertie, a Matt. O ile zobaczenie dawno niewidzianego kuzyna było czymś wcale nie złym, o tyle planowałem to zrobić w innym terminie, wcześniej przygotowując się do tego psychicznie (i nie tylko). Spodziewałem się reakcji, która miała nastąpić. A jednak, zdążyłem tylko przełknąć ślinę, gdy mój wzrok jakby we zwolnionym tempie zarejestrował zmierzającą ku mej twarzy pięść. Niestety, opóźnienie spowodowało kolejne opóźnienie i choć chciałem się wybronić, zrobić jakiś unik lub chociaż zablokować cios - nie zdążyłem, w efekcie obrywając prosto w twarz, a raczej w nos, z którego od razu poleciała farba. Zakląłem siarczyście pod nosem, przytykając dłoń do krwawiącego organu i spojrzałem na Matta spode łba. Wiedziałem, że zasłużyłem.
- No już, spokojnie - wymamrotałem słabo wyraźnie, próbując ogarnąć twarz, gdy posoka dalej mi po niej spływała. Odchyliłem głowę do tyłu tupiąc w miejscu i klnąc dalej, bo o ile ból (a raczej wpier*ol) nie był mi nieznany, o tyle krwawiący nos zawsze mnie irytował. Cholerstwo ciekło jak jakiś pieprzony wodospad czy jak to się nazywało i nie chciało przestać, a nos potem przypominał bulwę przez ładnych kilka dni. Dobrze, że mogłem zakryć to metamorfomagią. Gorzej, że krwi to nie zatrzymywało, a także nie zmniejszało bólu. Wysłuchałem tyrady od początku do końca, a potem spojrzałem na niego, początkowo marszcząc brwi, a potem zawieszając się na chwilę, gdy mój umysł przywoływał fakty z przeszłości.
- Przecież mówiłem Ci, że jadę w podróż. DALEKĄ podróż. I że raczej nie wrócę prędko. - Wycedziłem. Prawda była taka, że oboje byliśmy wtedy dobrze zrobieni. Teoretycznie więc Matthew miał święte prawo nie pamiętać. A jednak - nie zamierzałem go o fakcie tym uświadamiać, woląc przekręcić sprawę na moją korzyść i usprawiedliwić się w ten sposób. Tak, to definitywnie była jego wina, że nie zapamiętywał co do niego mówiłem.
Odetknąłem zaciśnięte wcześniej płatki nosa, sprawdzając czy krew dalej leci. Leciała, więc westchnąłem ciężko, patrząc na kuzyna i jednocześnie zastanawiając się czy powinienem go zamordować. Może i powinienem, tak samo jak powinienem zapytać się go czy wpuści mnie do środka i da mi lodu. Ostatecznie jednak westchnąłem jeszcze raz (normalnie jak baba), by odsunąć palce od twarzy i pozwolić krwi na swobodne ściekanie. A niech sobie leci, skoro chce. Zamiast tego wychyliłem się tylko lekko do tyłu, by w następnej chwili zamachnąć się, tym samym uderzając Matthewa w twarz.
- Rewanż. - Warknąłem, gdy ten zatoczył się, najprawdopodobniej łapiąc się za twarz i za (zapewne) również krwawiący nos. Ale nie dałem mu przyjemności pojojczenia o to, zamiast tego od razu rzucając się na niego tak, że obydwoje znaleźliśmy się na parterze szamocząc się, wyginając sobie łapska i wydając przy tym masę niezidentyfikowanych dźwięków niczym łosie w sezonie godów. Tyle, że my mieliśmy sezon bitek.
Oliver Bott
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4852-oliver-bott https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f335-smiertelny-nokturn-21-8 https://www.morsmordre.net/t5034-oliver-bott

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Teren przed domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach