Pokój Jonathana
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Pokój Jonathana
Pokój został całkowicie odmalowany po wprowadzce Johnatana i teraz ciemne ściany ozdobione konstelacjami mniej lub bardziej kształtnych gwiazd przypominają nocne niebo; są one jednocześnie jedynym źródłem światła, nawet jeśli w pokoju znajduje się jedno, magiczne okno, zazwyczaj jednak skryte pod materiałem ciężkiej, granatowej kotary, również wyhaftowanej w błyszczące punkty. Nie ma tu zbyt wielu rzeczy - za łóżko robi stary materac, po brzegi zapełniony miękkimi poduchami, w rogu wiekowa komoda, jakiś niewielki stolik, który co rusz zmienia swoje położenie i wreszcie mnóstwo płócien, walających się tu i tam - niektóre puste, inne nieskończone, kilka zapełnionych, przedstawiających dosyć oryginalne kompozycje; pędzle, farby i brudne słoiki, do tego kilka butelek po alkoholach, które w tym momencie robiły już za świeczniki, oraz przepełnione popielniczki; stosy książek w większości oscylujących wokół tematyki sztuk wszelakich; w powietrzu unosi się zapach dymu papierosowego pomieszanego ze swądem diablego ziela i terpentyny. Na jednej ze ścian wisi portret nieznajomej kobiety, z którą Johny zdążył się polubić podczas remontu, nawet jeśli nie jest zbyt rozmowna i lekko zaburza cały wystrój to Bojczuk jakoś nie miał serca jej stąd wynosić.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 20.12.19 18:40, w całości zmieniany 5 razy
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Od momentu kiedy mogłem powiedzieć, że ją znam minęło zbyt wiele lat. To już nie były szkolne korytarze na których sobie docinaliśmy, nie potrafiłem już określić co mogło siedzieć jej w głowie. Te czasy kiedy życie nie było tak skomplikowane, a problemy błahsze odeszły. Wszystko się pozmieniało i choć mogłem powiedzieć, że jest mi znana to jednocześnie nie mogłem nie odnieść wrażenia, że jednocześnie jest w pewien sposób obca. Chociaż czy już wtedy znałem ją odpowiednio dobrze? W końcu gdyby tak było to przecież jej widok, kilka lat później na obrzeżach Nokturnu wcale by mnie nie zdziwił. Ale z drugiej strony to była raczej wina mojego połowicznego zaangażowania, wygodnej ignorancji. W końcu i tak nic nie zrobiłem wtedy, gdy mignęła mi na ulicy - po prostu odrzuciłem ten obraz w niepamięć. A teraz proszę, jak życie się ułożyło - znów się widzieliśmy, mieliśmy mieszkać pod jednym dachem, znów doświadczałem tej jej nęcącej figlarności. Powiało wygodnym sentymentalizmem, który ułożył się w jeszcze wygodniejsze przyzwolenie z którego cudem nie skorzystałem. Być może przez to, że nie była mi obca nie chciałem sprowadzać jej do roli przeciętnej rozochoconej alkoholem barowej kobiety.
- Ooooj wierz mi, w tym momencie byłoby mi to bardzo na rękę... - wszystko stałoby się trochę łatwiejsze, gdyby miała figurę takiego worka. Nie powiem, że nie pobrzmiewał w moim głosie cień żalu skierowany do samego siebie za to, że sobie to robiłem. Westchnąłem czując jej rozszalałe piąstki - W to nie wątpię. Jesteś jednak taka miła, że trochę się o siebie boję - poprawiłem ją na tym ramieniu po tym jak chwyciłem jej własność ciesząc się, że przestała się mościć jak kura na grzędzie.
Zapaliłem światło...
- O cholera... - co za koszmarna tapeta...No ale nie po to tu byłem - wzrokiem wyłapałem łóżko. W pierwszej chwili pomyślałem o tym, by zrzucić ją na sprężyny, a samemu zniknąć, lecz to by było żałosne, śmieszne i zakrawałoby o jakąś paranoję. Nie byłem paranoikiem. Jak człowiek podszedłem więc do łóżka by posadzić ją na jego krawędzi również jak człowieka.
- Postaraj się na nim zostać, lecz w sumie to twój pokój - spaniem na podłodze nie powinnaś tutaj nikogo zabić - zauważyłem nieco ironicznie, wyplątując się z jej ramion i właściwie zadowolony z siebie (w pewnym sensie) miałem zamiar opuścić pokój.
- Ooooj wierz mi, w tym momencie byłoby mi to bardzo na rękę... - wszystko stałoby się trochę łatwiejsze, gdyby miała figurę takiego worka. Nie powiem, że nie pobrzmiewał w moim głosie cień żalu skierowany do samego siebie za to, że sobie to robiłem. Westchnąłem czując jej rozszalałe piąstki - W to nie wątpię. Jesteś jednak taka miła, że trochę się o siebie boję - poprawiłem ją na tym ramieniu po tym jak chwyciłem jej własność ciesząc się, że przestała się mościć jak kura na grzędzie.
Zapaliłem światło...
- O cholera... - co za koszmarna tapeta...No ale nie po to tu byłem - wzrokiem wyłapałem łóżko. W pierwszej chwili pomyślałem o tym, by zrzucić ją na sprężyny, a samemu zniknąć, lecz to by było żałosne, śmieszne i zakrawałoby o jakąś paranoję. Nie byłem paranoikiem. Jak człowiek podszedłem więc do łóżka by posadzić ją na jego krawędzi również jak człowieka.
- Postaraj się na nim zostać, lecz w sumie to twój pokój - spaniem na podłodze nie powinnaś tutaj nikogo zabić - zauważyłem nieco ironicznie, wyplątując się z jej ramion i właściwie zadowolony z siebie (w pewnym sensie) miałem zamiar opuścić pokój.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Usiadła posłusznie na krawędzi łóżka, spoglądając na chłopaka początkowo spod przymrużonych powiek, które jeszcze nie poradziły sobie z nagłym oświetleniem. Teraz, kiedy nastała jasność, mogła śmiało stwierdzić, że faktycznie wyprzystojniał, a to z kolei nie pomagało jej w powstrzymaniu swojej figlarności i typowych dla siebie odruchów. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że pewnie wiele się pozmieniało w życiu Matthewa, włączając w to i miłosne kwestie (chociaż wolała wmawiać sobie, że to nieprawda i Matt był dalej tym Mattem, który co chwilę zmieniał kobiety), więc postanowiła póki co się wstrzymać z jakimikolwiek nagłymi zrywami serca. Zdjęła pokracznie buta, rzucając go w kąt, po czym zerknęła wymownie na Botta.
- Chciałabym się przebrać, twoja osoba mi w tym nie pomaga - zwróciła mu uwagę na ten detal, jednak miała wrażenie, że chłopakowi nigdzie się nie śpieszyło. Z przebierania ostatecznie zrezygnowana, przyciągnięta niewidzialną mocą łóżka do siebie. Wtuliła się w poduszkę i pewnie od razu by usnęła, ale z ust Arii padły słowa, które przemyślała dopiero po fakcie.
- Matthew? - rzuciła za chłopakiem, gdy znalazł się już jedną nogą za jej pokojem. - Zostałbyś ze mną? Dopóki nie zasnę. Nie gryzę, nie martw się - nie spojrzała jednak na niego, włażąc pokracznie pod koc. W pokoju i tak było dość duszno, a ciśnienie podniesione przez alkohol sprawiało, że było jej gorąco. Nie wliczając w to obecności swojego byłego-niedoszłego. - Proszę - nie musiał się zgadzać. Równie dobrze mógł sobie pójść i udać, że nie słyszał tego co mówiła. Mógł ją wyśmiać, mógł w zasadzie zrobić wszystko, a ona po prostu by to zrozumiała i uszanowała jego decyzję.
- Chciałabym się przebrać, twoja osoba mi w tym nie pomaga - zwróciła mu uwagę na ten detal, jednak miała wrażenie, że chłopakowi nigdzie się nie śpieszyło. Z przebierania ostatecznie zrezygnowana, przyciągnięta niewidzialną mocą łóżka do siebie. Wtuliła się w poduszkę i pewnie od razu by usnęła, ale z ust Arii padły słowa, które przemyślała dopiero po fakcie.
- Matthew? - rzuciła za chłopakiem, gdy znalazł się już jedną nogą za jej pokojem. - Zostałbyś ze mną? Dopóki nie zasnę. Nie gryzę, nie martw się - nie spojrzała jednak na niego, włażąc pokracznie pod koc. W pokoju i tak było dość duszno, a ciśnienie podniesione przez alkohol sprawiało, że było jej gorąco. Nie wliczając w to obecności swojego byłego-niedoszłego. - Proszę - nie musiał się zgadzać. Równie dobrze mógł sobie pójść i udać, że nie słyszał tego co mówiła. Mógł ją wyśmiać, mógł w zasadzie zrobić wszystko, a ona po prostu by to zrozumiała i uszanowała jego decyzję.
Gość
Gość
Dobra - funkcjonowała samodzielnie w pionie. Właściwie od tego momentu nie wiele powinno mnie interesować w jakiej orientacji chciałaby się znajdować, lecz moja wyobraźnia podpowiadała mi co innego, tym bardziej, że przecież nie mogłem być ślepy na jej gesty. Z tego wszystkiego nie zauważyłem momentu w którym zastygłem by sobie poobserwować jak w nieporadny sposób pozbawiała się buta z tej swojej stopy przechodzącej w długą nogą nogę. Przekrzywiłem nieznacznie głowę, by złapać lepszy kąt widzenia. Oj, jak ja bym jej pomógł z tym rozbieraniem...
- Khm, mhm... - wyrwała mnie z transu ostentacyjnego gapienia się. Nie będąc speszony uwagą, chrząknąłem i przytakującym mamrotnięciem zacząłem się wycofywać z pokoju w którym już nie powinno mnie być. Kusiłem tyko los. Była w końcu pijana. No ale chyba tak całkiem przystępnie, prawda? Była współlokatorką, jeszcze ten wczorajszy incydent z Bertim... No ale przecież jej pokój wcale nie sąsiaduje z Bertiego, a i plus taki, że nie będzie trzeba tłumaczyć jej gdzie jest łazienka. Znałem ją, byliśmy razem - chyba nie tak powinno wyglądać spotkanie po latach? Pierdolisz. Do tego mówiła bym z nią został...
Zatrzymałem się w miejscu, a moje ramiona uniosły się i opadły bezradnie. Czułem się jakbym smażył się na wielkiej patelni, a coś na kształt przyzwoitości telepało się po jej powierzchni wraz ze mną leniwie obracając się ze strony na stronę w jakimś pokracznym tańcu niedorzeczności. Zupełnie, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę, lecz zaczęła już dawno akceptować swój bezsens istnienia.
Stojąc w wejściu oparłem się skronią o framugę wydając z siebie krótki śmiech pozbawiony wesołości, a przepełniony autoironią. Następnie przeciągnąłem ręką po brodzie.
- To bardzo, baaardzo, baaaardzo zły czas, Ari na proszenie mnie o takie rzeczy. Tym bardziej, że moja wizja zostania tutaj nie obejmuje w tym momencie twojego zasypiania, a do tego twoja deklaracja łagodności bardzo się z nią kłóci - popatrzyłem na nią nieodpowiednio, pożądliwie, mimowlnie unosząc nieznacznie kącik ust. Wyłożyłem karty na stół, bo przecież nie zamierzałem się czaić z zamiarami, które i tak wprowadziłbym z premedytacją w życie, jeśli tylko zamierzała pozwolić mi przebywać w tym momencie bliżej i dalej spoglądać na mnie tymi kokieteryjnymi, błyszczącymi od alkoholu ślepiami. Niech wie.
- Khm, mhm... - wyrwała mnie z transu ostentacyjnego gapienia się. Nie będąc speszony uwagą, chrząknąłem i przytakującym mamrotnięciem zacząłem się wycofywać z pokoju w którym już nie powinno mnie być. Kusiłem tyko los. Była w końcu pijana. No ale chyba tak całkiem przystępnie, prawda? Była współlokatorką, jeszcze ten wczorajszy incydent z Bertim... No ale przecież jej pokój wcale nie sąsiaduje z Bertiego, a i plus taki, że nie będzie trzeba tłumaczyć jej gdzie jest łazienka. Znałem ją, byliśmy razem - chyba nie tak powinno wyglądać spotkanie po latach? Pierdolisz. Do tego mówiła bym z nią został...
Zatrzymałem się w miejscu, a moje ramiona uniosły się i opadły bezradnie. Czułem się jakbym smażył się na wielkiej patelni, a coś na kształt przyzwoitości telepało się po jej powierzchni wraz ze mną leniwie obracając się ze strony na stronę w jakimś pokracznym tańcu niedorzeczności. Zupełnie, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę, lecz zaczęła już dawno akceptować swój bezsens istnienia.
Stojąc w wejściu oparłem się skronią o framugę wydając z siebie krótki śmiech pozbawiony wesołości, a przepełniony autoironią. Następnie przeciągnąłem ręką po brodzie.
- To bardzo, baaardzo, baaaardzo zły czas, Ari na proszenie mnie o takie rzeczy. Tym bardziej, że moja wizja zostania tutaj nie obejmuje w tym momencie twojego zasypiania, a do tego twoja deklaracja łagodności bardzo się z nią kłóci - popatrzyłem na nią nieodpowiednio, pożądliwie, mimowlnie unosząc nieznacznie kącik ust. Wyłożyłem karty na stół, bo przecież nie zamierzałem się czaić z zamiarami, które i tak wprowadziłbym z premedytacją w życie, jeśli tylko zamierzała pozwolić mi przebywać w tym momencie bliżej i dalej spoglądać na mnie tymi kokieteryjnymi, błyszczącymi od alkoholu ślepiami. Niech wie.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Wysłuchała monologu Matthewa z nieukrywaną ciekawością. Z wrażenia nawet usiadła na łóżku, spoglądając na niego z jawnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy i była teraz niemal pewna, że się nie zmienił. W gruncie rzeczy nie zaoferowała mu - ze swojego punktu widzenia - nic zbereźnego, poza tym, żeby z nią po prostu został. Jak przyjaciel, czy też opiekun, który chciałby mieć pewność, że znowu nie wpadnie na jakiś głupi pomysł. Mógł odmówić, a tymczasem pokazał jej, że wysyłała mu częściowo nieświadome sygnały sugerujące coś więcej. Uśmiechnęła się ciepło, co było u niej rzadko spotykane i w końcu machnęła ręką.
- Skończ pierdolić, Matt - skwitowała prostacko cały monolog, po czym wstała ówcześnie wykopując się spod swojej twierdzy. Z jednej strony był całkiem uroczy w tym zawahaniu i tłumaczeniu jej, że nie ręczy za siebie, kiedy się do niej zbliży, z drugiej zaś nie rozumiała po co to mówił. Czasami chciała się zaskoczyć. Podeszła do chłopaka całkiem prosto i sprawnie jak na pijaną osobę, którą nie była, ale najwidoczniej dalej jej nie wierzył. Wszystko rozumiała, wszystko pamiętała, tylko wcześniej lekko chwiała się na boki, chociaż zdążyła już całkiem przetrzeźwieć przez swoją długą podróż z punktu A do punktu B. Kiedy stanęła naprzeciwko niego, oparła się skronią o ścianę, dokładnie tak jak on teraz. Obydwoje kusili los, ale ich znajomość chyba nigdy nie należała do normalnych. Dlatego właśnie odmówiłaby mieszkania z nim pod jednym dachem, gdyby tylko wcześniej o tym pomyślała, jednak nie musiał o tym wiedzieć.
- Dalej nie odróżniasz zwykłego zostań ze mną od prześpij się z mną?- zrugała go szeptem nie pasującym do tego, co pierwotnie zamierzała osiągnąć. Gdyby tylko wiedziała, że mogliby wpaść na siebie wcześniej, a on tak po prostu umyślnie jej unikał przez blisko trzy lata zapewne teraz ta rozmowa wyglądałaby zgoła inaczej.
- Dlaczego w ogóle uważasz, że dałabym ci się dotknąć? - nawet ten ton głosu brzmiał dziwnie zachęcająco, wzmagając napięcie, jak wcześniej w kuchni i bynajmniej nie robiła tego specjalnie. Nie poruszając się nawet o centymetr, spoglądała na niego z wyraźną burzą myśli w głowie. - Ostatecznie... możesz spróbować szczęścia - wzruszyła wreszcie ramionami, dając mu poniekąd małe przyzwolenie. Nie wiedziała jak sama zareaguje i obawiała się tego, ale... przecież chyba nie robili nic złego? Ona raczej nie czułaby wyrzutów sumienia na drugi dzień.
- Skończ pierdolić, Matt - skwitowała prostacko cały monolog, po czym wstała ówcześnie wykopując się spod swojej twierdzy. Z jednej strony był całkiem uroczy w tym zawahaniu i tłumaczeniu jej, że nie ręczy za siebie, kiedy się do niej zbliży, z drugiej zaś nie rozumiała po co to mówił. Czasami chciała się zaskoczyć. Podeszła do chłopaka całkiem prosto i sprawnie jak na pijaną osobę, którą nie była, ale najwidoczniej dalej jej nie wierzył. Wszystko rozumiała, wszystko pamiętała, tylko wcześniej lekko chwiała się na boki, chociaż zdążyła już całkiem przetrzeźwieć przez swoją długą podróż z punktu A do punktu B. Kiedy stanęła naprzeciwko niego, oparła się skronią o ścianę, dokładnie tak jak on teraz. Obydwoje kusili los, ale ich znajomość chyba nigdy nie należała do normalnych. Dlatego właśnie odmówiłaby mieszkania z nim pod jednym dachem, gdyby tylko wcześniej o tym pomyślała, jednak nie musiał o tym wiedzieć.
- Dalej nie odróżniasz zwykłego zostań ze mną od prześpij się z mną?- zrugała go szeptem nie pasującym do tego, co pierwotnie zamierzała osiągnąć. Gdyby tylko wiedziała, że mogliby wpaść na siebie wcześniej, a on tak po prostu umyślnie jej unikał przez blisko trzy lata zapewne teraz ta rozmowa wyglądałaby zgoła inaczej.
- Dlaczego w ogóle uważasz, że dałabym ci się dotknąć? - nawet ten ton głosu brzmiał dziwnie zachęcająco, wzmagając napięcie, jak wcześniej w kuchni i bynajmniej nie robiła tego specjalnie. Nie poruszając się nawet o centymetr, spoglądała na niego z wyraźną burzą myśli w głowie. - Ostatecznie... możesz spróbować szczęścia - wzruszyła wreszcie ramionami, dając mu poniekąd małe przyzwolenie. Nie wiedziała jak sama zareaguje i obawiała się tego, ale... przecież chyba nie robili nic złego? Ona raczej nie czułaby wyrzutów sumienia na drugi dzień.
Gość
Gość
Naprawdę nie wyobrażałem sobie obecnie sytuacji w której miałbym siedzieć, patrzeć i czekać aż pójdzie spać. Może jeszcze miałbym opowiedzieć bajkę na dobranoc głaskając po główce? Już teraz miałem myśli, które wybiegały...dalej. Trochę bardziej dalej. No ale jak bym nie mógł skoro, nie oszukujmy się - Roots była atrakcyjną kobietą. Nie okłamywałem się w tej kwestii - ostatnio ochoczo szukałem zapomnienia i przyjemności korzystając z każdej byle okazji. Trochę jak wtedy. Nie czułem się z tym źle. Przynajmniej nie teraz. W końcu co w tym złego? Nic, a jednak wymyślałem sobie powody dla których powinienem sobie odmówić. Te się jednak skończyły, a moja wola szybko się ugięła pod jej prośbą by zaraz zostać kompletnie przełamaną. Na moich ustach zaigrało szczere rozbawienie, które rozniosło się po pomieszczeniu.
- Twoje życzenie jest rozkazem - skwitowałem z rozluźnieniem, czując jak łańcuch na którym się szarpałem zniknął. Być może, gdybym wiedział, że pcha ją do mnie uczucie byłbym ostrożniejszy. Moja wiedza była jednak w tamtej chwili ograniczona. Każdy mój przyszły gest i zamiar uważałem więc za uzasadniony. Nie kryłem więc zadowolenia z dystansu który się zmniejszył. Znów była tak zachęcająco blisko. Uśmiechnąłem się ku niej leniwie.
- Wolno się uczę - usprawiedliwiłem się, choć w oczach połyskiwała mi łajdacka duma - Chyba będziesz mi musiała znów zobrazować tą różnicę. Po kolei i powoli. Bym dobrze zapamiętał - zarządziłem frywolnie, jednocześnie pozwalając sobie zbliżyć się do niej i złożyć na jej tali dłoń, jak na buntowniczy rozkaz chwilę po jej niemądrym pytaniu.
- Dlaczego chciałaś bym został? Dlaczego podeszłaś wiedząc, że sam myślę o dotykaniu ciebie? - zapytałem retorycznie, pozwalając sobie na przyciągnięcie jej osoby i zredukowanie dzielącej nas odległości do przyjemnego minimum. Sama odpowiedź na jej niemądre pytanie była bardzo prosta - Chcesz bym cie dotkną, panno Roots... - zdradziłem jej na ucho powód swojej pewności siebie za której sprawą niesforne dłonie których byłem właścicielem zaczęły leniwie wpełzać pod rąbek jej koszuli pozwalając mi na smakowanie skóry jej pleców - Nie jest tak, Arie? Powiedz mi... - dodałem szeptem by zaraz ustami podrażnić skórę jej szyi.
- Twoje życzenie jest rozkazem - skwitowałem z rozluźnieniem, czując jak łańcuch na którym się szarpałem zniknął. Być może, gdybym wiedział, że pcha ją do mnie uczucie byłbym ostrożniejszy. Moja wiedza była jednak w tamtej chwili ograniczona. Każdy mój przyszły gest i zamiar uważałem więc za uzasadniony. Nie kryłem więc zadowolenia z dystansu który się zmniejszył. Znów była tak zachęcająco blisko. Uśmiechnąłem się ku niej leniwie.
- Wolno się uczę - usprawiedliwiłem się, choć w oczach połyskiwała mi łajdacka duma - Chyba będziesz mi musiała znów zobrazować tą różnicę. Po kolei i powoli. Bym dobrze zapamiętał - zarządziłem frywolnie, jednocześnie pozwalając sobie zbliżyć się do niej i złożyć na jej tali dłoń, jak na buntowniczy rozkaz chwilę po jej niemądrym pytaniu.
- Dlaczego chciałaś bym został? Dlaczego podeszłaś wiedząc, że sam myślę o dotykaniu ciebie? - zapytałem retorycznie, pozwalając sobie na przyciągnięcie jej osoby i zredukowanie dzielącej nas odległości do przyjemnego minimum. Sama odpowiedź na jej niemądre pytanie była bardzo prosta - Chcesz bym cie dotkną, panno Roots... - zdradziłem jej na ucho powód swojej pewności siebie za której sprawą niesforne dłonie których byłem właścicielem zaczęły leniwie wpełzać pod rąbek jej koszuli pozwalając mi na smakowanie skóry jej pleców - Nie jest tak, Arie? Powiedz mi... - dodałem szeptem by zaraz ustami podrażnić skórę jej szyi.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Z pewnością nie tak wyglądały spotkania po latach ze swoimi byłymi partnerami. Powinni siedzieć teraz z daleka od siebie, popijając wspólnie ognistą i rozmawiać o tym co się wydarzyło od ich ostatniego spotkania, ale najwidoczniej jedno i drugie bardzo chciało przeskoczyć ten moment. Jednak Ariadna nie wiedziała ani o miłości Matthewa do innej kobiety, ani o tym, że widział ją kilka razy w okolicy Nokturnu. Gdyby wiedziała to prawdopodobnie wzięłaby nogi za pas, bo nie lubiła być tą drugą, a o jej przeszłości nie wiedział w zasadzie nikt. Dlatego czułaby się też w pewien sposób zagrożona.
Czy pchało ją uczucie, czy zwyczajny moment słabości - nie mogła tego jednoznacznie w tej chwili stwierdzić. W kwestii uczucia jeszcze jakiś czas temu była pewna, że nic już do niego nie czuje, a ten moment słabości... brakowało jej dotyku. Męskiego i czułego dotyku, którego ostatni raz doświadczyła dość dawno, bo może dwa lata temu, jeśli nie ponad. Była więc doskonałą ofiarą, która resztkami sił próbowała się bronić przed tym co miało nastąpić za kilka chwil.
W milczeniu spoglądała na Matthewa czując jak wraz z jego dłońmi jej drobne ciało przeszywa przyjemny dreszcz. Rozsądek dziewczęcia potraktowany silnym eliksirem nasennym nie kontaktował, wystawiając na pierwszy ogień serce i przyjemność. Hedonizm, który trzymał się Ariadny od pewnego czasu brał niebezpiecznie górę. Stała jednak bez ruchu, wyraźnie zaciekawiona jego kolejnym ruchem.
- Stęskniłam się za tobą, Matthew. Dlatego chciałam, żebyś został - powiedziała niemal szeptem, natychmiastowo i bez przemyślenia, kiedy znalazła się w jego objęciach. Nie miała zamiaru ukrywać, że jest inaczej, a jak chciał to zinterpretować - to była już jego sprawa. Mogła mu to wyjaśnić, gdyby tylko poprosił. Mogła... ale teraz nie widziała sensu. W jej głowie wciąż toczyła się walka między przyzwoitością a hedonistyczną, zgubną potrzebą.
- Igranie z ogniem jest bardzo niebezpieczne - odchyliła nieco głowę, gdy dotknął jej szyi ustami. Dłonie zaś ułożyła na klatce piersiowej chłopaka, przesuwając nimi powoli na ramiona, by na końcu spleść je na jego karku. - A to jest nieodpowiednie - to, co robili, to, że niedaleko nich w pokoju spali nieświadomi współlokatorzy. To, że w ogóle jej dotykał, a w zasadzie nie powinien. Broniła się sama przed sobą i każda wymówka teraz wydawała jej się odpowiednia do zaprzestania - chociaż królową przyzwoitości to ona nie była w żadnym calu.
Czy pchało ją uczucie, czy zwyczajny moment słabości - nie mogła tego jednoznacznie w tej chwili stwierdzić. W kwestii uczucia jeszcze jakiś czas temu była pewna, że nic już do niego nie czuje, a ten moment słabości... brakowało jej dotyku. Męskiego i czułego dotyku, którego ostatni raz doświadczyła dość dawno, bo może dwa lata temu, jeśli nie ponad. Była więc doskonałą ofiarą, która resztkami sił próbowała się bronić przed tym co miało nastąpić za kilka chwil.
W milczeniu spoglądała na Matthewa czując jak wraz z jego dłońmi jej drobne ciało przeszywa przyjemny dreszcz. Rozsądek dziewczęcia potraktowany silnym eliksirem nasennym nie kontaktował, wystawiając na pierwszy ogień serce i przyjemność. Hedonizm, który trzymał się Ariadny od pewnego czasu brał niebezpiecznie górę. Stała jednak bez ruchu, wyraźnie zaciekawiona jego kolejnym ruchem.
- Stęskniłam się za tobą, Matthew. Dlatego chciałam, żebyś został - powiedziała niemal szeptem, natychmiastowo i bez przemyślenia, kiedy znalazła się w jego objęciach. Nie miała zamiaru ukrywać, że jest inaczej, a jak chciał to zinterpretować - to była już jego sprawa. Mogła mu to wyjaśnić, gdyby tylko poprosił. Mogła... ale teraz nie widziała sensu. W jej głowie wciąż toczyła się walka między przyzwoitością a hedonistyczną, zgubną potrzebą.
- Igranie z ogniem jest bardzo niebezpieczne - odchyliła nieco głowę, gdy dotknął jej szyi ustami. Dłonie zaś ułożyła na klatce piersiowej chłopaka, przesuwając nimi powoli na ramiona, by na końcu spleść je na jego karku. - A to jest nieodpowiednie - to, co robili, to, że niedaleko nich w pokoju spali nieświadomi współlokatorzy. To, że w ogóle jej dotykał, a w zasadzie nie powinien. Broniła się sama przed sobą i każda wymówka teraz wydawała jej się odpowiednia do zaprzestania - chociaż królową przyzwoitości to ona nie była w żadnym calu.
Gość
Gość
Wiedziałem, że to nie tak powinno wyglądać, że przyniesie to jedynie niepotrzebne komplikacje - przecież to nie było tak, że na drugi dzień oddeleguję ją do domu bo jej dom był właśnie tutaj. Nie miało to jednak dla mnie w tym momencie większego znaczenia. Lekkomyślnie pozwoliłem oddać się okazji, która uczyniła ze mnie złodzieja. By więc zadość uczynić stereotypowi - kradłem zachłannie ciepło i bliskość jej ciała. Tym pożądliwiej, gdy gładkość jej skóry odpowiedziała na moją nieznaczna pieszczotę dreszczem aprobaty. Bardziej wymownej zachęty nie potrzebowałem by śmielej naprzeć na nią dłońmi i przyciągnąć bliżej.
Szepcząc owiała mnie ostrym zapachem mocniejszego trunku zaskakując mnie swoim wyznaniem. Na chwilę. Prawdopodobnie gdyby wiedziała o mnie więcej, o tym jaki teraz byłem zmieniłaby zdanie. Miło było się jednak poczuć chcianym, nie wyprowadzałem więc ją z błędu, bagatelizując jednocześnie szczerość wydźwięku jej słów w której pobrzmiewało coś niewinnie niepokojącego. Przemilczałem zatem jej słowa nie chcąc odnosić się do czegokolwiek, a przynajmniej nie teraz gdy myśli przyćmiewała mi prymitywna żądza wzmagana tymi drobnymi gestami uległości z których wyczytywałem, że wcale nie jestem osamotniony - też wił się w niej płomień pożądania.
Zaśmiałem się krótko, ciepło, szczerze. Nieodpowiednie. Hah... - Nie, jeszcze nie... - jeszcze niczego nieodpowiedniego nie zrobiliśmy, Arie - Wszystko za chwilę jednak nadrobimy... - uspokoiłem ją by się nie martwiła takimi sprawami, a potem nakryłem jej usta swoimi, by już nie mówiła. Po prostu się już poddaj. Nie ma już ucieczki. Przynajmniej ja bym na nią teraz już ci nie pozwolił.
- Ręce... - nagląco poprosiłem by je uniosła, zaraz po tym jak sforsowałem zapięcie jej bielizny. Wszystko po to by sprawnie zsunąć i zrzucić tak niepotrzebną górną warstwę odzienia na podłogę rozpoczynając tym samym leniwy i być może nieco nieporadny pochód w stronę łóżka. Napierałem na nią bowiem, zmuszając do stawiania drobnych kroczków do tyłu. Sam nie chciałem się od niej oddalać jeśli to nie było bezwzględnie konieczne. Tak samo jak nie chciałem odrywać się od jej ust traktując je zdecydowaną, lecz nie gwałtowną namiętnością. Wcale mi się nie śpieszyło. Nasze ubrania coraz gęściej ścieliły powierzchnie podłogi sprawiając, że z chwili na chwilę mdłe światło mapy widziało coraz więcej nagiej skóry.
Szepcząc owiała mnie ostrym zapachem mocniejszego trunku zaskakując mnie swoim wyznaniem. Na chwilę. Prawdopodobnie gdyby wiedziała o mnie więcej, o tym jaki teraz byłem zmieniłaby zdanie. Miło było się jednak poczuć chcianym, nie wyprowadzałem więc ją z błędu, bagatelizując jednocześnie szczerość wydźwięku jej słów w której pobrzmiewało coś niewinnie niepokojącego. Przemilczałem zatem jej słowa nie chcąc odnosić się do czegokolwiek, a przynajmniej nie teraz gdy myśli przyćmiewała mi prymitywna żądza wzmagana tymi drobnymi gestami uległości z których wyczytywałem, że wcale nie jestem osamotniony - też wił się w niej płomień pożądania.
Zaśmiałem się krótko, ciepło, szczerze. Nieodpowiednie. Hah... - Nie, jeszcze nie... - jeszcze niczego nieodpowiedniego nie zrobiliśmy, Arie - Wszystko za chwilę jednak nadrobimy... - uspokoiłem ją by się nie martwiła takimi sprawami, a potem nakryłem jej usta swoimi, by już nie mówiła. Po prostu się już poddaj. Nie ma już ucieczki. Przynajmniej ja bym na nią teraz już ci nie pozwolił.
- Ręce... - nagląco poprosiłem by je uniosła, zaraz po tym jak sforsowałem zapięcie jej bielizny. Wszystko po to by sprawnie zsunąć i zrzucić tak niepotrzebną górną warstwę odzienia na podłogę rozpoczynając tym samym leniwy i być może nieco nieporadny pochód w stronę łóżka. Napierałem na nią bowiem, zmuszając do stawiania drobnych kroczków do tyłu. Sam nie chciałem się od niej oddalać jeśli to nie było bezwzględnie konieczne. Tak samo jak nie chciałem odrywać się od jej ust traktując je zdecydowaną, lecz nie gwałtowną namiętnością. Wcale mi się nie śpieszyło. Nasze ubrania coraz gęściej ścieliły powierzchnie podłogi sprawiając, że z chwili na chwilę mdłe światło mapy widziało coraz więcej nagiej skóry.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Może to i lepiej, że nie wiedziała co myślał... gdyby on tylko wiedział jak bardzo się zmieniła. Gdyby podszedł do niej któregoś razu w ciągu ostatnich trzech lat to może teraz ta sytuacja inaczej by wyglądała lub w ogóle by do niej nie doszło. Ach, gdyby tylko coś zrobił... Byli siebie warci, może nawet byli tacy sami, destrukcyjni względem swojej własnej osoby - i nie mógł temu zaprzeczyć. On zmienił się na gorsze albo nie zmienił się w ogóle, ona warzyła trucizny i brała narkotyki. Różniło ich tylko to, że Ariadna nie miała nic do stracenia i próbowała się nieco zmienić, on z kolei dalej tkwił w martwym punkcie, a do stracenia miał choćby Bertiego. Była też prawdopodobnie jedyną osobą w jego towarzystwie, która bez większego zawahania mogłaby wygarnąć mu wszystko prosto w twarz, nie patrząc na to, że byli kiedyś parą, jednak nie mieszała się w nieswoje sprawy.
Zamilkła zgodnie z prośbą Matthewa odwzajemniając pocałunek, zaś dłońmi początkowo błądziła po jego torsie, z którego zdążyła ściągnąć niepotrzebny i zawadzający kawałek powyciąganego materiału. Gdy tylko zaczęli zmierzać w stronę łóżka, w ostatnim momencie zamknęła za nimi drzwi, później skupiając się częściowo na tym, żeby nie wywrócić się o własne stopy. Z początku radzili sobie całkiem nieźle, chociaż w okolicy łóżka zahaczyła o wystające spod łóżka pudełko, przewracając chłopaka na materac i siebie - wprost na niego.
- No, Bott, całkiem wydoroślałeś przez ostatnie lata - skomentowała złośliwie jego ciało, bo chyba tylko ślepy by nie zauważył widocznego umięśnienia. I tatuaży. Po cholerę mu były tatuaże? Unosząc się nieco, zmarszczyła czoło przesuwając po jednym na ramieniu, który akurat rzucił się jej w oczy.
- Po co ci to? - sama nie była zwolenniczką ozdabiania ciała w inny sposób, niż ładne ubrania i ogólnego dbania o nie. - Chętnie posłucham tej historii - uznała, że się nie śpieszyli, a więc mieli czas na tę zapewne wciągającą opowieść, której była szczerze ciekawa.
Zamilkła zgodnie z prośbą Matthewa odwzajemniając pocałunek, zaś dłońmi początkowo błądziła po jego torsie, z którego zdążyła ściągnąć niepotrzebny i zawadzający kawałek powyciąganego materiału. Gdy tylko zaczęli zmierzać w stronę łóżka, w ostatnim momencie zamknęła za nimi drzwi, później skupiając się częściowo na tym, żeby nie wywrócić się o własne stopy. Z początku radzili sobie całkiem nieźle, chociaż w okolicy łóżka zahaczyła o wystające spod łóżka pudełko, przewracając chłopaka na materac i siebie - wprost na niego.
- No, Bott, całkiem wydoroślałeś przez ostatnie lata - skomentowała złośliwie jego ciało, bo chyba tylko ślepy by nie zauważył widocznego umięśnienia. I tatuaży. Po cholerę mu były tatuaże? Unosząc się nieco, zmarszczyła czoło przesuwając po jednym na ramieniu, który akurat rzucił się jej w oczy.
- Po co ci to? - sama nie była zwolenniczką ozdabiania ciała w inny sposób, niż ładne ubrania i ogólnego dbania o nie. - Chętnie posłucham tej historii - uznała, że się nie śpieszyli, a więc mieli czas na tę zapewne wciągającą opowieść, której była szczerze ciekawa.
Gość
Gość
Sprężyny materaca zakołysały się pod obciążeniem moim i tym, którym za sobą przygarnąłem. Pod plecami poczułem chłodną miękkość pościeli, a na sobie napierające na mnie ciepło jej ciała. Przyjemne napięcie nie mogło się nie rozlać żarem po moich żyłach wzmagając rosnący apetyt. Do tego kołysząca się złośliwość w jej głosie przywoływała wspomnienia. Słodkie, gorzkie, zimne i gorące, lecz przede wszystkim znajome, przeszłe. Tym chętniej oddawałem się tej wygodzie zapomnienia, którą w niej dostrzegałem. Czy to było takie złe?
- A ty faktycznie nie pijasz piwa - odbiłem piłeczkę z podobną do niej zawadiacką złośliwością ciągle czując w ustach ostry posmak alkoholu.
- Cóż... - Zagarnąłem jej za ucho pasmo przysłaniających jej twarz włosów. Bardzo lubiłem kolor jej oczu i najwyraźniej nic w tej kwestii się po dziś dzień nie zmieniło - Popełniłem błąd, większy niż zwykle, nie pomyślałem, pojawił się problemy i komplikacje - tak dla odmiany - kąciki uniosłem mimowolnie. Palcem dłoni ciągnąłem szlak zza ucha, po szyi robiąc postój na pieprzyku gnieżdżącym się na linii obojczyka. Po chwili wznowiłem wędrówkę po wystającej kości w stronę kolejnej plamki na ciele. Jednej z licznych, jakimi była usłana - Potem pewien przyjaciel stwierdził, że błędy należy celebrować tak jak powodzenia. Ku chwale pamięci, przestrodze, by ich nie powielać. Świętowanie skończyło się takimi pamiątkami - wyrecytowałem monotonnie nie porzucając swojej pieprzykowej podróży ciągnącej się w tym momencie po jej dekolcie - Wniosek wyciągnął z tego taki, że będąc po butelce ognistej nie powinno podłapywać się mądrości kogoś kto jest po dwóch - obróciłem w żart, uśmiechając się ciepło i nie decydując się na zagłębianie w sprawę. Nie chciałem sobie psuć humoru i nastroju rozpamiętywaniem towarzyszącego mi w tower rozżalenia i strachu. To zdecydowanie nie był na to odpowiedni czas.
- A tobie po co to... ?- zagaiłem, sunąc palcem po nierówności jasnej, cienkiej prędze - bliźnie. Nie było w moim głosie nic wymagającego odpowiedzi. Umyślnie pozostawiając jej możliwość ucieczki. Zależało mi w tym momencie i na jej komforcie.
- A ty faktycznie nie pijasz piwa - odbiłem piłeczkę z podobną do niej zawadiacką złośliwością ciągle czując w ustach ostry posmak alkoholu.
- Cóż... - Zagarnąłem jej za ucho pasmo przysłaniających jej twarz włosów. Bardzo lubiłem kolor jej oczu i najwyraźniej nic w tej kwestii się po dziś dzień nie zmieniło - Popełniłem błąd, większy niż zwykle, nie pomyślałem, pojawił się problemy i komplikacje - tak dla odmiany - kąciki uniosłem mimowolnie. Palcem dłoni ciągnąłem szlak zza ucha, po szyi robiąc postój na pieprzyku gnieżdżącym się na linii obojczyka. Po chwili wznowiłem wędrówkę po wystającej kości w stronę kolejnej plamki na ciele. Jednej z licznych, jakimi była usłana - Potem pewien przyjaciel stwierdził, że błędy należy celebrować tak jak powodzenia. Ku chwale pamięci, przestrodze, by ich nie powielać. Świętowanie skończyło się takimi pamiątkami - wyrecytowałem monotonnie nie porzucając swojej pieprzykowej podróży ciągnącej się w tym momencie po jej dekolcie - Wniosek wyciągnął z tego taki, że będąc po butelce ognistej nie powinno podłapywać się mądrości kogoś kto jest po dwóch - obróciłem w żart, uśmiechając się ciepło i nie decydując się na zagłębianie w sprawę. Nie chciałem sobie psuć humoru i nastroju rozpamiętywaniem towarzyszącego mi w tower rozżalenia i strachu. To zdecydowanie nie był na to odpowiedni czas.
- A tobie po co to... ?- zagaiłem, sunąc palcem po nierówności jasnej, cienkiej prędze - bliźnie. Nie było w moim głosie nic wymagającego odpowiedzi. Umyślnie pozostawiając jej możliwość ucieczki. Zależało mi w tym momencie i na jej komforcie.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Nie było nic złego w chwili zapomnienia i krótkiej ucieczce do przeszłości, gdy stąpało się po bezpiecznym i równym gruncie. Być może z punktu widzenia innych osób i początkowo z jej robili coś nieodpowiedniego. Jednak w bardzo szybki sposób Matthew uderzył w czuły punkt Arii, a ona nie miała siły, żeby z tym walczyć. Miała tylko nadzieję, że ten incydent nie wpłynie jakoś znacząco na ich wspólne mieszkanie pod jednym dachem - mogli przecież dzielić sekret, uśmiechając się tajemniczo pod nosami mijając się na korytarzu, prawda? Mogli też uznać, że nic nie miało miejsca, a ona przeważnie nie rozpamiętywała takich rzeczy. Nie wiedziała czy i w przypadku Matthewa jej się to uda, skoro wciąż nie była pewna uczuć wobec tego chłopaka. Miała wrażenie, że wciąż dużo o nim wie, sądziła nawet, że czasami nawet więcej, niż inni ludzie. Wiedziała częściowo o jego słabościach, a także wiedziała, że pod maską głupca, którego z siebie robił, krył się ambitny i mądry czarodziej. Było też wiele innych rzeczy, za które go wtedy pokochała.
Kiedy zaczął mówić, dziewczę ułożyło się wygodnie na boku, by z tej perspektywy móc mieć na niego lepszy pogląd. Na pół przymkniętymi oczami śledziła ze znawstwem każdy centymetr jego ciała, jakby chciała ponownie go zapamiętać, odruchowo nachylając się ku dłoni, którą leniwie przesuwał wzdłuż szyi i obojczyka.
- Tatuaże są domeną więzienną, wiesz o tym? - nie wiedząc jak blisko sedna się znajdowała, przesunęła opuszkami palców wzdłuż jego ramienia, by cofnąć dłoń, gdy natrafił na jedną z blizn zdobiących jej ciało. Nie było jej na rękę odpowiadanie, a wyraźnie zmieszany grymas wskazywał na to, że i ona miała wiele tajemnic, czy niedopowiedzianych spraw.
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź? - prędzej czy później prawdopodobnie i tak powróciliby do tego tematu. Niekoniecznie w takiej sytuacji, być może pijąc wspólnie ognistą w ogrodzie, lecz przeczucie podpowiadało, że bardzo szybko wyjawiłaby mu niektóre rzeczy. Paradoksalnie do tego nie miała wyrzutów sumienia, że ani on, ani nikt bliski jej sercu nie znał historii, z którą borykała się od dziecka. Nie lubiła być ofiarą, a to stawiałoby ją w takim świetle. Tak myślała. - Ta jest pamiątką po moim byłym partnerze - odparła wreszcie, muskając wyschłymi wargami skórę jego ramienia.
Kiedy zaczął mówić, dziewczę ułożyło się wygodnie na boku, by z tej perspektywy móc mieć na niego lepszy pogląd. Na pół przymkniętymi oczami śledziła ze znawstwem każdy centymetr jego ciała, jakby chciała ponownie go zapamiętać, odruchowo nachylając się ku dłoni, którą leniwie przesuwał wzdłuż szyi i obojczyka.
- Tatuaże są domeną więzienną, wiesz o tym? - nie wiedząc jak blisko sedna się znajdowała, przesunęła opuszkami palców wzdłuż jego ramienia, by cofnąć dłoń, gdy natrafił na jedną z blizn zdobiących jej ciało. Nie było jej na rękę odpowiadanie, a wyraźnie zmieszany grymas wskazywał na to, że i ona miała wiele tajemnic, czy niedopowiedzianych spraw.
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź? - prędzej czy później prawdopodobnie i tak powróciliby do tego tematu. Niekoniecznie w takiej sytuacji, być może pijąc wspólnie ognistą w ogrodzie, lecz przeczucie podpowiadało, że bardzo szybko wyjawiłaby mu niektóre rzeczy. Paradoksalnie do tego nie miała wyrzutów sumienia, że ani on, ani nikt bliski jej sercu nie znał historii, z którą borykała się od dziecka. Nie lubiła być ofiarą, a to stawiałoby ją w takim świetle. Tak myślała. - Ta jest pamiątką po moim byłym partnerze - odparła wreszcie, muskając wyschłymi wargami skórę jego ramienia.
Gość
Gość
Konsekwencje niektórych decyzji pozostawały z nami na zawsze. Podobnie było z tymi tatuażami, które postrzegałem teraz bardziej, jako dowód własnej głupoty niż faktyczną przestrogę. Zwykły wygłup powodowany chwilą i alkoholem, a z którego nieraz w podobnych sytuacjach musiałem się tłumaczyć. Głupio aż było mi przyznać, że dziś będę się zgadzał z rzuconą niedbale przez Brendana uwagą...oddaliłem jednak te myśli. W końcu już teraz mnie to tak nie irytowało, a w głowie przygotowaną miałem odpowiednią odpowiedź - wymijającą, żartobliwą, bezpieczną.
- Mhm - pomrukiem przyznałem jej rację. Pochyliłem się przy tym i na obojczyku złożyłem pocałunek - Rok - dodałem wymownie, sucho, bez jakichkolwiek innych wyjaśnień. Tłumaczenie się z tego w chwili obecnej było bezsensem, czymś kłopotliwym czego nie chciałem więc po prostu nawet się za to nie brałem - Nie pytaj o to teraz - nie psuj tego, Ari. Nie chciałem wspominać wilgotnych, chłodnych cel. Wolałem karmić się bezwstydnie widokiem i ciepłem jej ciała.
Przeniosłem na nią badawcze spojrzeniem, gdy zgodnie z wysłanym przez nią sygnałem odsunąłem swoją dłoń ze znamienia. Nie wywołałem raczej bólu.
- Dobrze wiesz, że to i tak zależy od ciebie, a ja nie będę naciskał - nie byłem typem wierzącym na siłę w czyjejś przeszłości. W końcu każdy posiadał jakieś ukryte demony, którymi się nie chwalił, a nie zamierzałem ich na siłę wynajdywać. Tak więc, gdyby spytała, czy jestem ciekawy - byłem, lecz czy chciałem poznać odpowiedź...? Nie było to dla mnie takie istotne, konieczne. Niemniej - odpowiedź nadeszła.
- A więc oboje nosimy znamiona swojej głupoty - podsumowałem spokojnie z ciepłą wesołością by w kolejnej chwili pocałować upamiętniony skrawek jej skóry. Splotłem przy tym wcześniej swoją dłoń z jej, by nie mogła mnie odtrącić jak za pierwszym razem. Potrzeba tego gestu zrodziła się we mnie nagle. Może chciałem jej udowodnić, że to tylko blizna? A może po prostu kierowała mną zaborcza potrzeba zdobycia skrawka skóry, którym innym odmawiała? Byli w końcu inni. Byli. Ja sam raczej zaliczałem się do grona osób, którzy w ostatniej kolejności mogli kogokolwiek pod tym kątem osądzać, więc tego nie robiłem.
- Mhm - pomrukiem przyznałem jej rację. Pochyliłem się przy tym i na obojczyku złożyłem pocałunek - Rok - dodałem wymownie, sucho, bez jakichkolwiek innych wyjaśnień. Tłumaczenie się z tego w chwili obecnej było bezsensem, czymś kłopotliwym czego nie chciałem więc po prostu nawet się za to nie brałem - Nie pytaj o to teraz - nie psuj tego, Ari. Nie chciałem wspominać wilgotnych, chłodnych cel. Wolałem karmić się bezwstydnie widokiem i ciepłem jej ciała.
Przeniosłem na nią badawcze spojrzeniem, gdy zgodnie z wysłanym przez nią sygnałem odsunąłem swoją dłoń ze znamienia. Nie wywołałem raczej bólu.
- Dobrze wiesz, że to i tak zależy od ciebie, a ja nie będę naciskał - nie byłem typem wierzącym na siłę w czyjejś przeszłości. W końcu każdy posiadał jakieś ukryte demony, którymi się nie chwalił, a nie zamierzałem ich na siłę wynajdywać. Tak więc, gdyby spytała, czy jestem ciekawy - byłem, lecz czy chciałem poznać odpowiedź...? Nie było to dla mnie takie istotne, konieczne. Niemniej - odpowiedź nadeszła.
- A więc oboje nosimy znamiona swojej głupoty - podsumowałem spokojnie z ciepłą wesołością by w kolejnej chwili pocałować upamiętniony skrawek jej skóry. Splotłem przy tym wcześniej swoją dłoń z jej, by nie mogła mnie odtrącić jak za pierwszym razem. Potrzeba tego gestu zrodziła się we mnie nagle. Może chciałem jej udowodnić, że to tylko blizna? A może po prostu kierowała mną zaborcza potrzeba zdobycia skrawka skóry, którym innym odmawiała? Byli w końcu inni. Byli. Ja sam raczej zaliczałem się do grona osób, którzy w ostatniej kolejności mogli kogokolwiek pod tym kątem osądzać, więc tego nie robiłem.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Nie pytała. Nie chciała nawet wypytywać o szczegóły w tym momencie i sama informacja o tym, że był przez rok w więzieniu jej wystarczyła. Ciekawość tliła się co prawda gdzieś z tyłu jej głowy, chociaż w tym momencie ustępowała miejsca chęci bliskości, którą jej zapewniał.
- Nie miałam zamiaru - odparła cicho, muskając wargi Matthewa na potwierdzenie swoich słów.
Gdy chłopak pocałował ją w bliznę, uprzednio splatając ich dłonie w dość silnym uścisku, poczuła się nieswojo. Poprzednim razem podobnego uczucia bycia "chcianą" - w ten sposób - doznała właśnie z tamtym mężczyzną, więc Matthew chcąc nie chcąc był pierwszym, który widział ją bez ubrań od tamtej pory. Zaciskając zęby, przy użyciu niewielkiego nakładu siły zmusiła Matthewa, by się wyprostował, a potem jakby nigdy nic wtuliła się w niego. Bynajmniej nie po przyjacielsku, lecz z wyraźnym wkładem uczucia i silnego przywiązania. Nawet po takim czasie czuła się przy nim bezpiecznie i dobrze.
- Żeby była tylko jedna - wymruczała, wtulona w zgłębienie między jego obojczykiem a szyją, później jednak uniosła się ostrożnie. Jedną z dłoni wplotła we włosy chłopaka, przechwytując spojrzenie szarych oczu. W milczeniu przyglądała się teraz jego twarzy, by wreszcie nachylić się i złączyć ich usta w pocałunku. Początkowo delikatnym, wręcz leniwym, przechodzącym stopniowo do coraz silniejszych muśnięć. Nie chciała już rozmawiać, przynajmniej nie w tym momencie; w dość pokraczny sposób naciągnęła na nich koc, paznokciami drugiej dłoni przesuwając wzdłuż boku Botta.
Po wspólnie spędzonej nocy pełnej zaskakującej czułości i niemego porozumienia zasnęli. Aria wyłapała jednak moment, w którym Matthew próbował cichcem uciec do swojego pokoju - chwyciła go za rękę, by potem w sprawnym geście przyciągnąć do siebie, złożyć na jego ustach pocałunek, a potem wrócić do spania. Następnego dnia nie czuła wyrzutów sumienia, przechodząc do sytuacji jak do czegoś zwykłego, niemającego miejsca, o ile chłopak nie chciałby powrócić do tego tematu.
zt oboje
- Nie miałam zamiaru - odparła cicho, muskając wargi Matthewa na potwierdzenie swoich słów.
Gdy chłopak pocałował ją w bliznę, uprzednio splatając ich dłonie w dość silnym uścisku, poczuła się nieswojo. Poprzednim razem podobnego uczucia bycia "chcianą" - w ten sposób - doznała właśnie z tamtym mężczyzną, więc Matthew chcąc nie chcąc był pierwszym, który widział ją bez ubrań od tamtej pory. Zaciskając zęby, przy użyciu niewielkiego nakładu siły zmusiła Matthewa, by się wyprostował, a potem jakby nigdy nic wtuliła się w niego. Bynajmniej nie po przyjacielsku, lecz z wyraźnym wkładem uczucia i silnego przywiązania. Nawet po takim czasie czuła się przy nim bezpiecznie i dobrze.
- Żeby była tylko jedna - wymruczała, wtulona w zgłębienie między jego obojczykiem a szyją, później jednak uniosła się ostrożnie. Jedną z dłoni wplotła we włosy chłopaka, przechwytując spojrzenie szarych oczu. W milczeniu przyglądała się teraz jego twarzy, by wreszcie nachylić się i złączyć ich usta w pocałunku. Początkowo delikatnym, wręcz leniwym, przechodzącym stopniowo do coraz silniejszych muśnięć. Nie chciała już rozmawiać, przynajmniej nie w tym momencie; w dość pokraczny sposób naciągnęła na nich koc, paznokciami drugiej dłoni przesuwając wzdłuż boku Botta.
Po wspólnie spędzonej nocy pełnej zaskakującej czułości i niemego porozumienia zasnęli. Aria wyłapała jednak moment, w którym Matthew próbował cichcem uciec do swojego pokoju - chwyciła go za rękę, by potem w sprawnym geście przyciągnąć do siebie, złożyć na jego ustach pocałunek, a potem wrócić do spania. Następnego dnia nie czuła wyrzutów sumienia, przechodząc do sytuacji jak do czegoś zwykłego, niemającego miejsca, o ile chłopak nie chciałby powrócić do tego tematu.
zt oboje
Gość
Gość
|20.07.1956r?
Minęło już trochę czasu odkąd Josie się tu sprowadziła. Chyba właśnie czasu chciał jej dać, by doszła do siebie - tego i spokoju, to na pewno. Była tutaj bezpieczna, tego był niemal pewien. Dom obłożyli wraz z Mattem zaklęciami ochronnymi, a i nikogo szczególnie Rudera nie obchodziła. Ot, średniej klasy kamienica w której pomieszkuje jedna osoba i wynajmuje pokoje tym, którzy wynająć chcą. Można więc podejrzewać, że jest to całkiem dobre schronienie.
Teraz z resztą było prawie całkiem pusto - Eileen wyniosła się po swoim ślubie, Matt postanowił zamieszkać w dziczy więc aktualnie poza Bertiem i Josie mieszkała tu jedynie Sue.
Z niewielkim kartonowym pakunkiem pod pachą stanął w progu i zastukał lekko do drzwi czekając, aż usłyszy głos przyjaciółki ze szkoły. Dość często wpadał do jej pokoju po pracy, żeby trochę podkarmić kobietę słodkościami - które są odpowiedzią na prawie wszystko w końcu - i spróbować podsunąć jej jakieś strzępki wspomnień w nadziei, iż te kiedyś poukładają się w jej głowie w spójną całość.
Bo cóż, przerażało go to - w końcu wspomnienia, przeszłość to to co kształtuje człowieka, to co przeżyli jest powodem dla tego kim są obecnie. Kim więc jest człowiek bez wspomnień?
Kiedy usłyszał znajomy głos, wszedł do pokoju. Pod jego nogami pałętał się królik jak zazwyczaj, kiedy Bertie schodził na parter mieszkania. Charakterystyczne tup tup tup zajmuje wtedy ciszę kiedy nikt nic nie mówi.
- Wygrzebałem w nocy zdjęcia o których ci kiedyś mówiłem. - stwierdził z firmowym uśmiechem numer siedem, czyli satysfakcja albo zwrot pieniędzy gwarantowany i podszedł bliżej, siadając po turecku na całkiem miękkim dywanie. - Jak dzień w ogóle?
Starał się zachowywać normalnie. Dużo gadał - jak to on - ale nie chciał mówić jedynie o przeszłości, nie chciał nadmiernie się dookoła niej zafiksowywać. Nawet kiedy dzieje się coś strasznego - życie przecież toczy się dalej. - Przyniosłem też coś co ci się spodoba, nowy wynalazek. Znaczy nie taki super nowy, ale dopiero niedawno się przyjął.
Wyjaśnił zaraz, otwierając kartonowe pudełko. W nim obok mniejszego pudełeczka bez pokrywy, w którym widać było sporo ruszających się fotografii z dzieciakami w szatach Hogwartu były też dwa zamknięte naczynka oraz dwie dłuższe pałeczki z kółkami na końcach - cukrowe bańki. Odkręcił pojemniczek, zanurzył w nim kółeczko i wydmuchał po chwili bańki, które nie tracąc na lekkości w locie zmieniły się w cukrową masę - latające w powietrzu lizaki.
Minęło już trochę czasu odkąd Josie się tu sprowadziła. Chyba właśnie czasu chciał jej dać, by doszła do siebie - tego i spokoju, to na pewno. Była tutaj bezpieczna, tego był niemal pewien. Dom obłożyli wraz z Mattem zaklęciami ochronnymi, a i nikogo szczególnie Rudera nie obchodziła. Ot, średniej klasy kamienica w której pomieszkuje jedna osoba i wynajmuje pokoje tym, którzy wynająć chcą. Można więc podejrzewać, że jest to całkiem dobre schronienie.
Teraz z resztą było prawie całkiem pusto - Eileen wyniosła się po swoim ślubie, Matt postanowił zamieszkać w dziczy więc aktualnie poza Bertiem i Josie mieszkała tu jedynie Sue.
Z niewielkim kartonowym pakunkiem pod pachą stanął w progu i zastukał lekko do drzwi czekając, aż usłyszy głos przyjaciółki ze szkoły. Dość często wpadał do jej pokoju po pracy, żeby trochę podkarmić kobietę słodkościami - które są odpowiedzią na prawie wszystko w końcu - i spróbować podsunąć jej jakieś strzępki wspomnień w nadziei, iż te kiedyś poukładają się w jej głowie w spójną całość.
Bo cóż, przerażało go to - w końcu wspomnienia, przeszłość to to co kształtuje człowieka, to co przeżyli jest powodem dla tego kim są obecnie. Kim więc jest człowiek bez wspomnień?
Kiedy usłyszał znajomy głos, wszedł do pokoju. Pod jego nogami pałętał się królik jak zazwyczaj, kiedy Bertie schodził na parter mieszkania. Charakterystyczne tup tup tup zajmuje wtedy ciszę kiedy nikt nic nie mówi.
- Wygrzebałem w nocy zdjęcia o których ci kiedyś mówiłem. - stwierdził z firmowym uśmiechem numer siedem, czyli satysfakcja albo zwrot pieniędzy gwarantowany i podszedł bliżej, siadając po turecku na całkiem miękkim dywanie. - Jak dzień w ogóle?
Starał się zachowywać normalnie. Dużo gadał - jak to on - ale nie chciał mówić jedynie o przeszłości, nie chciał nadmiernie się dookoła niej zafiksowywać. Nawet kiedy dzieje się coś strasznego - życie przecież toczy się dalej. - Przyniosłem też coś co ci się spodoba, nowy wynalazek. Znaczy nie taki super nowy, ale dopiero niedawno się przyjął.
Wyjaśnił zaraz, otwierając kartonowe pudełko. W nim obok mniejszego pudełeczka bez pokrywy, w którym widać było sporo ruszających się fotografii z dzieciakami w szatach Hogwartu były też dwa zamknięte naczynka oraz dwie dłuższe pałeczki z kółkami na końcach - cukrowe bańki. Odkręcił pojemniczek, zanurzył w nim kółeczko i wydmuchał po chwili bańki, które nie tracąc na lekkości w locie zmieniły się w cukrową masę - latające w powietrzu lizaki.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie jestem w stanie stwierdzić, w którym momencie zaczęłam się czuć tutaj całkowicie swobodnie. Przyszło to niespodziewanie wraz z wspomnieniami, które odtwarzam stopniowo - z każdym dniem coraz więcej. Szczęśliwie Jamie nie miał mi za złe tej kilkutygodniowej wyprowadzki, oczywiście zaglądam do niego od czasu do czasu, ale wydaje się, że chłopak potrzebuje tej przestrzeni bez siostry, która czuwającej nad jego głową. Bez większych wyrzutów sumienia zajmuje pokój w ruderze i to całkiem mi odpowiada - mam blisko osoby, które wiedzą coś o mnie i z chęcią dzielą się informacjami. Nie ukrywam, że bez opowieści i wspomnień Bertiego poradzenie sobie na tym nowym, niepewnym gruncie byłoby o wiele cięższe, jeśli i niemożliwe. Choć to co spotkało mnie i Alexandra napawa mnie czystym przerażeniem, to czerpię egoistyczne zadowolenie, że chociaż on jeden całkowicie rozumie i wspiera w wyzwaniach na nas czekających. A ich jest całkiem sporo, z każdym dniem coraz to więcej. Doceniam także niezwykły urok rudery, której nie można zarzucić już zaniedbania. Nawet udało mi się polubić niezbyt sensowne uwagi postaci z portretu nad łóżkiem, a to mogę uznać za całkiem spory postęp. W rogu pokoju rozłożyłam starą sztalugę i to właśnie przy niej zastaje mnie Bertie, z pędzlem w ręce, rękawami sukienki podwiniętymi do łokci i umazanymi farbą przedramionami. Tak się relaksuję i zabijam zbyt wiele chwil wolnego czasu - nie chcę spędzać każdej minuty nad nadrabianiem zaległości z utraconego życia. W lot podłapuję niektóre informacje, stopniowo przypisuję emocje do twarzy, nazwiska do twarzy. Osób jest zaskakująco wiele - za każdym razem, gdy wychodzę na zewnątrz towarzyszy mi niepokój, że kogoś nie rozpoznam. Choćby dawnej znajomej z czasów szkolnych, która niespodziewanie zechce wymienić puste uprzejmości. Botta szczęśliwie rozpoznaję i na pewno nie będziemy rozmawiać o pogodzie. - Zabijam czas - macham niedbale w kierunku sztalugi, by następnie odłożyć pędzel. W pokoju unosi się zapach terpentyny, więc otwieram magicznie zaczarowane okno, doceniając popołudniowe powietrze, o wiele cieplejsze niż w czerwcu (o anomaliach zdążyłam wyczytać w kolejnych numerach Proroka). - Cudownie, że je znalazłeś! - daję upust swojej ekscytacji. Pamiątki szkolne nie są czymś co zwykle trzyma się na wierzchu. Ostrożnie odchylam wieczko pudełka, zaglądając do środka. - Będziemy mieli o czym rozmawiać - wyrokuję, gdy przetrawiam ile tam jest zdjęć. Po Bottcie nie mogę spodziewać niczego innego jak subtelnego odciągania uwagi od sedna tematu. Łakociami niezwykle szybko mnie przekupuje. Gdy tylko bańki unoszą się w powietrze, uśmiecham się jak małe, łase na słodycze dziecko. - Są smakowe? - zdążę jeszcze zapytać zanim chwytam mniejszą, unoszącą się na wysokości mojej głowy. - Mówiłam ci, że to jest całkowicie magiczne? - mamroczę z pełnymi ustami, zachwalając w myślach swoją przebiegłość - nie ma nic lepszego niż posiadanie najlepszego przyjaciela cukiernika. Spoglądam wyczekująco na chłopaka, moszcząc się na wygodnej kanapie o kwiatowym obiciu.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pokój Jonathana
Szybka odpowiedź