Wydarzenia


Ekipa forum
Jadalnia/salon
AutorWiadomość
Jadalnia/salon [odnośnik]03.08.16 1:39
First topic message reminder :

Salon

Jak widać na załączonym obrazku: duży kominek podłączony do sieci fiuu, drewniane podłogi (jak w całym domu), trochę rozgardiasz, trochę magicznych i trochę mugolskich bzdurek dookoła. W samym środku pomieszczenia stoi drewniany stół z białym obrusem. Dwa krzesła przy nim wyglądają jak na zdjęciu - są bujane (znalezione w domu i naprawione) - dwa pozostałe są zwyczajne, dokupione przez właściciela. Właściciel uprzejmie prosi nie obrażać firanek. Firanki są piękne.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.


Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 12:27, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Jadalnia/salon [odnośnik]14.02.19 17:38
Elvira z natury rzeczy należała do kobiet, które swoje sprawy lubiły załatwiać w sposób szybki. Nie przystawała nigdy na dłużej, by pozwolić sobie rozkoszować malowanym niebem poranka, dźwiękami rozbudzającego się miasta ani kroplami jesiennego deszczu na ciepłej skórze. Przez ulice mknęła tak, jak dawniej przez Hogwarckie korytarze; szerokimi krokami, bez zawahania, prawie frunąc po spękanym chodniku. Nie czuła wcale niecierpliwości ani droga jej nie drażniła, choć postronnym mogłoby się tak zdawać. Tak naprawdę szybki marsz ją uspokajał i zwyczajnie nie potrafiła spacerować, jak robiły to ospałe szlachcianki. Taką właśnie miała naturę.
Tego feralnego dnia również pędziła, choć wiedziała, że dojdzie do szpitala przynajmniej pół godziny przed zmianą dyżuru. Miała zdecydowanie wystarczająco czasu, by zatrzymać się, gdy nieznanego pochodzenia igiełka przedarła się przez wątłą zasłonę jej jasnych włosów, wkłuwając sprytnie w okolicach szyi. Zirytowana ponad miarę, rozejrzała się w poszukiwaniu potencjalnego napastnika (lub co bardziej prawdopodobnie - żartownika, może nawet mugolskiego, który zdecydował się zadrwić z niej tak śmiesznie wyglądają strzałką) lecz w pobliżu nie dostrzegła nikogo. Pewnie ruszyłaby dalej, zniknęła za rogiem ulicy, gdyby w ostatniej chwili przypadkiem nie zetknęła się spojrzeniem z nieznanym mężczyzną. Z mężczyzną. Elvira nigdy nie skupiała się na przyglądaniu ani analizowaniu męskich sylwetek tak, jak robiły to przeciętne kobiety w jej wieku, ponieważ nie wierzyła w miłość. Nie uważała się za zdolną do odczucia sympatii ani nawet pożądania, zbyt wiele kotłowało się w niej pogardy i zawodu, dzisiaj jednak - dokładnie wtedy - po raz pierwszy w życiu wypełniła ją histeryczna wręcz potrzeba podziwiania go, rozmowy z nim, dotknięcia jego włosów i uśmiechu.
Zupełnie jakby tak właśnie wyglądało przeznaczenie - jakby wystarczyło spojrzeć sobie w oczy i pomyśleć życzenie - mężczyzna podszedł do niej i przedstawił się, a ona przedstawiła się jemu zupełnie jak nie ona drżącym tonem, z rumieńcem przesiąkniętym niewinnością. Nie zwracała nigdy uwagi na to, co skrycie mówią o niej jej właśni przełożeniu w Mungu, ale przed nim starannie dobierała każde słowo, chcąc go zainteresować, zaimponować, zatrzymać przy sobie.
Kiedy zaproponował jej kolację u siebie w domu zgodziła się już bez zająknięcia. To oczywiste, że musi poznać lepiej tego mężczyznę, które czyni jej serce tak lekkim! Cóż z tego, że nie była nigdy w Dolinie Godryka? Jakie znaczenie miał dyżur w Mungu?
Wzięcie dnia wolnego nie sprawiło jej zresztą żadnego kłopotu. Jako jedna z bardziej sumiennych pracownic (czy, jak to mówiły co poniektóre pielęgniarki; niereformowalna pracoholiczka) nie wykorzystała jeszcze nawet połowy swoich dni wolnych na ten kwartał. Ordynator nie mógł odmówić uzdrowicielowi, który badał ludzi nawet poza swoim dyżurem i rzadko opuszczał mury szpitala. Co więcej, był zadowolony z tego, że Elvira Multon w końcu zdecydowała się nieco o siebie zadbać, że nie mówi już tak zrzędliwie, ba, nawet zachichotała kilka razy, co wprawiło mijanych na korytarzu kolegów po fachu w niemałą konsternację. Bądź co bądź - czy ktokolwiek słyszał wcześniej, by kobieta śmiała się bez ironii lub bez złośliwości?
Dla tego specjalnego czarodzieja, którego oczy prześladowały ją przez cały dzień w najbardziej natrętny sposób, Elvira nie tylko zrezygnowała z godzin niepotrzebnej pracy, ale nawet przetrzepała szafkę w poszukiwaniu wystawnego stroju. Na co dzień ubierała się przecież w ciemne szaty, ciasne spódnice i długie płaszcze, ale to wszystko było zupełnie, zupełnie nie takie jak trzeba - zbyt mało kobiece, zbyt mało imponujące. Znalazła na dnie skrzynki czerwoną sukienkę, jakiej nie założyła ani razu od czasu koszmarnego bankietu dla młodych uzdrowicieli, ozdobiła twarz kosmetykami, które kupiła na Pokątnej w drodze do mieszkania (jak to możliwe, że miała wcześniej tylko kilka niedrogich, nie rzucających się w oczy drobiazgów!) i dokładnie rozczesała jasne włosy, przerzucając je raz po raz na kolejne ramię, niepewna w jakiej wersji spodoba mu się bardziej. Pod wpływem nagłego natchnienia zdecydowała się nawet przygotować ciasto - bo przecież nie mogła odwiedzić go z pustymi rękami, jeszcze by pomyślał, że jej nie zależy - korzystając z względnie prostego przepisu na truskawkową tartę. Nie miała pojęcia, czy będzie w porządku, w końcu nie zwykła gotować ani piec w domu. Żałowała, że wcześniej uznawała to za zajęcie poniżej jej godności, ponieważ teraz mogła przypadkiem zepsuć wszystko przez to idiotyczne przekonanie. Nie mogła jednak dłużej zwlekać, jeżeli nie chciała się spóźnić.
We wskazanym miejscu pojawiła się nawet bardziej niż punktualnie i chociaż w jakichkolwiek innych okolicznościach uznałaby wydeptaną w trawie ścieżkę za irytującą, a dziwaczne położenie domu za niezbyt zachęcające, dziś wszystko było idealne, jeżeli tylko był tutaj on. Ostatni raz poprawiła włosy, wyciągając bladą dłoń do drzwi.
Nie czuła tego nigdy wcześniej, więc nie mogła być pewna, ale czy nie była czasem... zakochana?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]15.02.19 22:28
Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, w jednej chwili poczuł także kołatanie w sercu. To uczucie wprawiało go w szczególne poddenerwowanie, było jednak jednocześnie jakieś takie radosne, wesołe. Natychmiast ruszył do drzwi, by je otworzyć nie mogąc już się doczekać kolejnego spotkania. Czuł już w swoim życiu coś podobnego, nigdy wcześniej jednak podobne uczucia nie przyszły mu tak lekko, tak szybko jak grom z jasnego nieba, w dodatku już w pierwszej chwili zdawało się, że kobieta je odwzajemnia. Oby. Taką miał nadzieję.
- Wow. - wyrwało mu się, bo o ile zwróciła jego uwagę już na Pokątnej, w zapewne codziennym stroju być może do pracy, może na zakupy, tak w tej chwili wyglądała wspaniale, robiła wrażenie jak chyba żadna inna. Aż zrobiło mu się głupio, że oferuje jej domowy piknik, że sam się jakoś lepiej nie wystroił, choć z drugiej strony nie miał w swojej szafie za wielu eleganckich ubrań.
- Przepraszam, jesteś szalenie piękna. - wytłumaczył się szybko i zmieszał zaraz, uśmiechając przy tym i odsunął się, żeby wpuścić swojego gościa do domu. Domu z którego był przecież bardzo dumny, było to w dużej mierze przecież dzieło jego rąk, kosztował go masę pracy, władował w niego niejednego galeona, do tej pory kojarzył mu się z jakiegoś rodzaju swojskością i Bertie na prawdę lubił jego niedoskonałość! Tylko teraz, kiedy piękna blondynka w czerwonej sukience, perfekcyjnie umalowana i w ogóle cała perfekcyjna weszła do środku to Rudera nagle zaczęła się wydawać doprawdy żałosnym, niedokończonym miejscem, lub miejscem które trzeba było zostawić by się samo zawaliło za kilka lat.
Trzeba jednak nadrabiać dobrą miną do złej gry i w ogóle!
- Wiesz... - wziął zaraz jej narzutkę, odwiesił na drewniany wieszak gdzie znajdowała się odzież wierzchnia jego i jego współlokatorów. Dobre tyle, że chyba większości dziś nie było w domu i miał nadzieję, że nikt im nie wejdzie w paradę. - Coraz bardziej myślę, że jesteś osobą którą powinienem zabrać w jakieś znacznie bardziej eleganckie miejsce. - stwierdził szczerze, prowadząc ją zaraz wgłąb mieszkania do przygotowanej przez siebie scenerii. W pomieszczeniu już pachniało ciepłą potrawką, ogień tlił się w kominku, świece dawały ciepłe światło, kwiaty dodawały temu uroku i w sumie to w normalnej sytuacji Bertie byłby nawet dumny z siebie, że to wszystko przygotował. Tylko, że teraz nawet to nie było wystarczająco, tak czuł. - Zrobiłem póki co co mogłem, ale mogę ci obiecać, że nadrobię wszystko kolacją.
Dodał, bo pod tym względem był akurat bardzo pewny siebie. Znów się uśmiechnął, bo przede wszystkim cieszył się, że tutaj przyszła. Zaraz też wziął od niej foremkę najwidoczniej z ciastem i zrobił się jakiś jeszcze weselszy, bo wydało mu się szalenie uroczym z jej strony, że się tak postarała, choć tak na prawdę nie oczekiwał od niej niczego, a to że przyszło już na prawdę go cieszyło.
- Tarta? Wygląda genialnie. - stwierdził. Być może lekko na wyrost, jednak nie bez szczerej radości. - Ale... opowiedz mi proszę coś o sobie, rano mieliśmy dla ciebie bardzo mało czasu, a muszę przyznać, że cały dzień nie byłem w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż to, że znów cię zobaczę.
Nie był zazwyczaj aż tak bezpośredni, jednak dziś to wszystko było jakieś takie inne, jakieś takie szczególne.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]16.02.19 14:48
To wielka ulga, że nie musiała długo czekać na to, aż jej pierwszy ludzki obiekt absolutnej obsesji otworzy drzwi domku i zobaczy ją taką jaką dziś była, zupełnie niepodobną do jakichkolwiek dotychczasowych wersji siebie. Ten nieznany jej wcześniej stres przed niedoścignięciem męskich oczekiwań spalał ją od środka w sposób nieprawdopodobny, do tego stopnia, że z ledwością powstrzymywała się od odszukania w torebce drobnego lusterka, w którym mogłaby ocenić, czy jej oczy, nos i uśmiech w istocie są tak perfekcyjnie, jak dotąd narcystycznie sądziła. Reakcja Bertiego (oczywiście, że zapamiętała jego imię, w końcu podczas oczekiwania na potwierdzenie zmiany dyżuru zdążyła już wymazać nim marginesy swojego notesu, w którym spisywała własne spostrzeżenia na temat chorób aktualnie zalegających w szpitalu pacjentów) zdołała jednak chwilowo ukoić jej nerwy. Zamiast dotychczasowego poczucia aroganckiej satysfakcji odczuła inny, bardziej intensywny rodzaj zadowolenia i po kobiecemu pozwoliła mu zabrać ściskane w ramionach ciasto oraz zsunąć i odwiesić płaszczyk.
- Bardzo mi miło to słyszeć - odparła nieco niższym, bardziej przyjemnym tonem. W obecności  mężczyzny marzeń szybko straciła zainteresowanie własną osobą, zamiast tego pochłaniając jego zapach, dźwięk głosu i ciepłe spojrzenie w sposób niemalże nienasycony. Samokontrola oraz fasada chłodnej uprzejmości zupełnie wyleciały jej z głowy, z góry uznała je za zbędną przeszkodę na drodze ich wspólnego poznania. Do tego, chociaż jako perfekcjonistka nie cierpiała nieporządku i braku harmonii, bezwiednie zaczęła wyobrażać sobie, jak bardzo dopełnione byłoby jej życie, gdyby mogli zamieszkać tu razem. - Słusznie myślisz - odparła cicho na uwagę o elegancji, którą w porównaniu do wystroju wnętrza Elvira wprost emanowała, szybko jednak zaburzając ten przebłysk prawdziwej osobowości przez wybuch dziewczęcego chichotu - Och, żartuję. Jest idealnie. Z nikim wcześniej nie czułam się tak bezpiecznie i ciepło jak z tobą - powiedziała tkliwie, chcąc przekazać mu, że w istocie utorował sobie drogę do jej serca szybciej i gwałtowniej niż kiedykolwiek by tego oczekiwała. Poddając się w końcu potrzebie wyciągnęła rękę i przesunęła chłodnymi palcami po jego policzku, zagryzając nerwowo dolną wargę - Już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że moje ciasto będzie ci smakować, chyba nie jestem zbyt dobrą piekarką - dodała z nutą zmartwienia, nieodpowiednie nadzienie w tarcie urosło nagle w jej oczach do rozmiaru prawdziwie druzgocącego problemu.
Oczywiście Bertie wiedział w jaki sposób odegnać napierające na nią niepokoje - był przecież doskonały, do takiego wniosku doszła już na samym początku, ufając intuicji, która dotąd jej nie zawiodła.
- Mi również ciągnęły się godziny - uśmiechnęła się lekko, zadowolona z tego, że może teraz powiedzieć coś, czym być może naprawdę mu zaimponuje, coś, co sprawi, że sam również otworzy się na nią; wysłuchałaby każdej historii, byleby tylko móc zostać przy nim dłużej. - Mówiłam już, że mam na imię Elvira, więc pozwól, że dopowiem, iż pracuję w szpitalu. Zanim tu przyszłam musiałam poinformować ordynatora o wzięciu wolnego dnia, lecz zupełnie nie żałuję. Przysługuje mi takie prawo, jestem szanowanym uzdrowicielem. Pracuję na oddziale chorób wewnętrznych, zawsze interesowałam się anatomią i patomorfologią. Uwielbiam to robić, żałuję jedynie, że dyżury są tam tak wyczerpująco długie. - zmrużyła oczy, lecz z żalu, a nie z odruchowego zgorzknienia tym absurdalnym stwierdzeniem.
Bo oczywiście, długie godziny w szpitalu - w dotychczas jedynym miejscu, które Elvira uważała za prawdziwie swoje - w kontekście ograniczenia czasu spędzanego z Bertiem musiały zdawać się niemalże torturą.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]16.02.19 21:40
Na chwilę zatrzymał się w bezruchu, kompletnie nie wiedząc jak zareagować - co było zachowaniem kompletnie do niego niepodobnym. Wygląda na to, że oboje dziś nie do końca byli sobą. Elvira z poważnej, skupionej na pracy kobiety stała się kochliwą panienką o miłym dla ucha chichocie, Bertie z pewnego siebie, wygadanego głupka stał się szalenie zestresowanym głupkiem, który ciągle czuje że to co zrobił nie jest wystarczające. W normalnej sytuacji pewnie zareagowałby głupim żartem, jednak to nie była normalna sytuacja, a Bertie poczuł że na prawdę zawalił po całej linii i chwila w której Elvira zaczęła się śmiać była też chwilą w której prawdziwy ciężar spadł z jego serca. Sam Bott uśmiechnął się wesoło ze szczerą ulgą wymalowaną na twarzy. W jakimś takim odruchu nad którym nie zapanował, pogładził lekko palcami jej policzek, zaraz jednak odsunął się nie chcąc jej straszyć. Choć miał straszną ochotę ją pocałować, przecież znali się zaledwie chwilę, na pewno by uciekła. Choć coś wisiało w powietrzu, coś co sprawiało, że na prawdę trudno było mu się od niej odsunąć. Szczególnie, kiedy podobny gest pojawił się z jej strony, on złapał tę dłoń i tę dłoń ucałował. Jakoś tak bez większego myślenia. Dłoń była z resztą tak ładna jak i cala Elvira, drobna i jakby krucha.
- Szalone, co nie? - pochwycił jej słowa, jeszcze przez chwilę nie puszczając dłoni. - Ledwo się znamy i to wszystko jest dziwne, ale nie mogę sobie wyobrazić, że mogłem cię nie znać. - zaśmiał się i puścił ją w końcu. To było dziwne i pewnie niejedna osoba powiedziałaby, że głupie, jednak dla niego to wcale nie było głupie, po prostu tak było, tak czuł. Dał się ponieść całej euforii chwili. Siedli zaraz na kocu, który w normalnej sytuacji był dla niego idealną formą randki: domową, mało wymagającą i po prostu przytulną. W tej chwili wydawał się strasznie dziecinny. Trzeba było od razu zrobić bazę z krzeseł i stołu, jak chciałeś jej mocniej zaimponować. Nie mógł powstrzymać się przed drobną falą samokrytyki. Nie mógł się jednak wycofać, więc zaraz zerknął do kociołka.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna. - stwierdził, zaraz nakładając im po porcji potrawki. Postawił talerze na kocu, słuchając co Elvira opowiada. Oczywiście, że nie była byle kim, musiała być równie ambitna co piękna, wcale go to nie dziwiło.
- Imponujące. - przyznał wprost. W sumie Elvira musiała być kilka lat starsza od niego. Nie, żeby w jakikolwiek sposób mu to przeszkadzało, raczej czuł że musi w jakiś sposób nadrabiać za własny młody wiek by jej dorównać, jednak jej osiągnięcia dodatkowo robiły wrażenie. - Choć w sumie czego innego miałbym się spodziewać? - znów się uśmiechnął. Nie wyglądało jakby zamierzała uciekać. - Choć jednocześnie to dość przerażający zawód. Mam na myśli - nie wyobrażam sobie odpowiadać za czyjeś zdrowie. - dodał. Miał od zawsze w sobie szczery podziw dla uzdrowicieli i w tej chwili nie był to wynik amortencji nawet, choć możliwe że i ona podbijała jego naturalne odczucia.
- Sam jestem po prostu cukiernikiem, więc może to kwestia różnicy. Wiesz, najgorsze co mogę zrobić to kiepskie ciasto. - stwierdził, znów się uśmiechając. - Teraz staram się założyć własny sklep z kawiarnią. - dodał, bo chyba po prostu też chciał się trochę popisać, choć może nie był pewien tak do końca czy ma czym.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]16.02.19 21:40
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością


'Kupidynek' :
Jadalnia/salon - Page 11 ZgOqBWg
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]17.02.19 16:57
Jak wiele mogło zmienić się w zaledwie parę godzin, o tym wiedział chyba tylko sam los. Wstając rano Elvira była przygotowana na intensywny, wymagający dzień w szpitalu nad zniekształconymi chorobą ciałami pacjentów i gdyby ktoś powiedział jej wtedy, że z tego zrezygnuje, by spotkać się w romantycznej atmosferze z nowo poznanym czarodziejem, nie istniałaby żadna siła, która zmusiłaby ją do uwierzenia w tę groteskową wizję. Jakieś zbłąkane resztki przejrzystego myślenia starały się prawdopodobnie uświadomić jej o niepokojącym wydźwięku tej odmiany, jednak znaczna większość myśli zupełnie odpłynęła od logiki, pragnąc jedynie być w tej chwili, z tą osobą i zupełnie zapomnieć o wszystkim, co było wcześniej - nie tylko o spokojnym poranku, ale również latach pracy i nauki, jakich Elvira z takim trudem się podejmowała. Pomijając chwilowe epizody stresu oraz skrępowania, czuła się przecież dobrze w domowej atmosferze ich - och, byle tylko nie zapeszyć - randki. Gdy Bertie schwycił ją za dłoń i ucałował, coś, czego nie miał jeszcze okazji zrobić żaden mężczyzna, a przynajmniej nie w ten sposób, nie tak intymnie, poczuła mimowolnie napływający na jasną twarz rumieniec. Zupełnie jak te wszystkie zakochane wróżki ze starych czarodziejskich baśni wspięła się na palce i zaplotła nerwowo ręce, nie zbierając ostatecznie odwagi do tego, by go pocałować. Może z obawy przed odrzuceniem, a może z jakiegoś odległego, zazwyczaj gorliwie pogardzanego przez nią konwenansu, który mówił, że ruch ten nie należał do kobiety.
- To prawie jak przeznaczenie - skomentowała, kiedy usiedli. Powoli wypełniało ją ciepło z płonącego blisko ognia, rozluźniając napięcie. Uśmiechnęła się kokieteryjnie, gdy Bertie zaproponował jej jedzenie, czując jak w sercu kłuje ją świadomość, po raz pierwszy wydająca się być tak przykrą - Nikt nigdy się tak dla mnie nie starał - To była prawda. Z drugiej jednak strony, nie mógł przecież istnieć nikt, kto dorównałby czarodziejowi, który zdołał jednego dnia tak bardzo namieszać w jej emocjach.
Wyprostowała ramiona z ledwie skrywaną dumą, kiedy Bertie z tak pięknym uśmiechem wyraził podziw wobec zawodu uzdrowiciela. Sama zupełnie nie odczuwała różniących ich lat; biorąc pod uwagę zupełny brak doświadczenia w sprawach miłości i tak czuła się przy nim jak po raz pierwszy zauroczona nastolatka.
- Tak, to odpowiedzialna praca. W szpitalu codziennie umierają ludzie - powiedziała nieszczególnie przejęta, zbywając temat, który każdego innego dnia byłaby w stanie przekształcić w dosadny wykład. - Jednak dość o mnie, to przecież ty zadbałeś dziś o to nasze niezwykłe spotkanie
Wysłuchała go niemalże z zapartym tchem, wychylając do przodu tak, że długie, jasne włosy spłynęły jej z ramion i okryły blady dekolt. Zazwyczaj nie myślała o tym, by przyciągnąć uwagę mężczyzn, lecz dziś miała desperacką wręcz nadzieję zostać uznaną za piękną kobietę.
Szykowała się właśnie do pełnej sympatii odpowiedzi, gdy zupełnie nagle w polu jej widzenia znalazł się intruz, istota, która zupełnie zaburzyła doskonały obraz tego spotkania, tym samym wywołując jej nieopisaną frustrację. Odwróciła się z zaciśniętymi ustami, teraz zdecydowanie bardziej przypominając prawdziwą siebie, by ofuknąć tego, kto im przerwał, jednak widok domowego skrzata, jego łopoczących wesoło uszu i olbrzymich oczu wydał się przywołać świeże, pozornie nieistotne wspomnienia. Czyż nie widziała go jeszcze dzisiejszego ranka w Proroku Codziennym? Czy to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie? Nie miała ochoty odsuwać się od Bertiego, ale przymusiła się, tylko po to, by uspokoić serce, które zabiło szybciej ze zgoła innego powodu niż obecność ukochanego.
Przez kilka chwil w głowie Elviry odbywała się walka dwóch osobowości - tej fałszywie tkliwej i skrajnie zakochanej oraz znajomej, surowej, wściekłej. Odbijało się to na twarzy uzdrowicielki, która na przemian marszczyła się w skupieniu i wygładzała z sennym zapomnieniem.
Kiedy jednak spojrzała na swoje kolana, pokryte błyszczącym, czerwonym materiałem; na czyste, białe ręce bez ani śladu odbarwienia od medykamentów, wściekłość wygrała.
- Powinnam być w pracy - syknęła bardziej do siebie niż do kogokolwiek w pokoju, jakby właśnie to stanowiło najistotniejszy problem, a potem gniewnym ruchem sięgnęła do kieszeni... której nie miała, ponieważ codzienną, praktyczną szatę zastąpiła tą pożałowania godną szmatką. Zaślepienie amortencją sprawiło, że różdżkę zostawiła w płaszczyku, niedostępnym, bo odwieszonym przy drzwiach.
Minuta zwłoki wystarczyła, by skrzat-uciekinier zniknął, zanim wciąż jeszcze otępiała Elvira zdążyłaby go dopaść i rozszarpać.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]18.02.19 23:54
- W takim razie cieszę się mogąc być pierwszym. - odpowiedział zaraz, choć był pewien że wiele osób już próbowało zwrócić jej uwagę. Była piękna, ambitna, zdecydowanie chciało się przy niej być. Świat jest jednak na prawdę dziwnym miejscem, jeśli ktokolwiek zatrzymał się na nijakich próbach.
To jednak dobrze dla niego, prawda?
Nie musiała się starać, żeby zwracać jego uwagę. Choć Bertie był osobą na kobiece piękno bardzo wrażliwą, musiał przyznać że mało kiedy spotykał kogoś kto tak bardzo by się wyróżniał. Wszystko było w niej perfekcyjne, na jakimkolwiek kawałku jej filigranowej sylwetki nie zawiesiłby spojrzenia. Sam jej wygląd świadczył też wyraźnie o niej, jej uczesanie, sukienka, wszystko było perfekcyjne, aż chwilami młody Bott musiał na prawdę się pilnować, żeby zanadto się na nią nie gapić. Czuł się jak dwunastolatek pierwszy raz zauroczony dziewczyną z klasy.
- Opowiedz coś więcej. - zachęcił ją, bo choć na prawdę lubił mówić, dzisiaj miał też ochotę dowiedzieć się więcej o niej. Kim była osoba, która w tak magiczny sposób zawróciła mu w głowie? Chciał wiedzieć więcej, tym więcej im bardziej to wszystko wydawało mu się dziwne i może tylko troszkę podświadomie nienaturalne. Ta podświadomość była z resztą natychmiast zbijana.
- Powiedzmy, pięć losowych faktów. - zaproponował zaraz, bo "coś o sobie" to wyjątkowo mało konkretne pytanie. "Pięć faktów" też za konkretne nie jest, ale łatwiej wyrzucić z siebie cokolwiek, a przecież chciał dowiadywać się nie tylko rzeczy ważnych, ale i bzdurek. Ludzie w końcu są zbudowani z całej masy pozornie nieistotnych detali, które z czasem składają się w historię która ich stworzyła. Bertie zawsze lubił słuchać o tych drobnych kamyczkach, kroczkach, przeszkodach, wydarzeniach. Lub po prostu o zachciankach, upodobaniach. I tak w końcu chciał wiedzieć jak najwięcej.
Cieszyło go, że jej się podoba. Czuł, że nie jest to wszystko odpowiednie dla takiej kobiety jak ona, a jednak miał satysfakcję z faktu że najwidoczniej mimo to dobrze się tu czuła.
Nie do końca rozumiał, co stało się dalej. Pojawił się obok nich skrzat, stworzenie które Bertie ostatnim razem widział w szkole. Nie czytał ostatniego wydania Proroka, nie miał więc pojęcia co jest na rzeczy i, że powinien mieć się na baczności, że być może oto przed nimi pojawił się prowodyr dziwnych uczyć i nietypowego zachowania, które oboje u siebie właśnie odkrywali.
Zmarszczył brwi.
- Co tu robisz? - spytał wprost, przez chwilę zastanawiając się, czy może nie ma to jakiegoś związku z Zakonem, choć nie wiedział jaki miałby mieć. Nie miał pojęcia, co szkolny, lub jakikolwiek inny skrzat miałby robić w jego domu. Może Titus coś kombinował i posłał tu jakiegoś ze swojej rezydencji? W sumie cholera go wie.
Skrzat z resztą po chwili zniknął, w tym czasie jednak Elvira... cóż, nagle wyglądała na rozdrażnioną. W jednej chwili prawie mu serce pękło jak usłyszał jej słowa, nie zamierzał się jednak tak łatwo poddawać.
- Już go nie ma. Nie wiem, skąd się tu wziął, może to skrzat jakiegoś mojego znajomego. Może ktoś go wysłał żeby podkraść słodycze. - spróbował wyjaśnić, choć w sumie cienko mu szło, skoro sam nie miał bladego pojęcia, co się tu przed chwilą wydarzyło. Złapał delikatnie rękę Elviry, łagodnym ruchem przyciągając ją trochę bliżej. Łagodnie, nie zamierzał nią rzecz jasna szarpać, a gdyby ta zechciała, bez problemu wyrwałaby swoją dłoń.
- Może napijesz się trochę wina?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]20.02.19 18:39
Choć sama walka z obezwładniającym działaniem amortencji była trudna i wyczerpująca - wymagała nadzwyczajnej woli, skupienia oraz impulsu, który zdołałby w ogóle zakomunikować świadomości o konieczności podjęcia tegoż trudu - to nagłe otrzeźwienie po odniesieniu zwycięstwa przychodziło na tyle intensywnie, że samo w sobie mogło powalać z nóg. Zaledwie paręnaście sekund temu wciąż jeszcze nachylała się w kierunku wyśnionego ukochanego, czuła na języku smak miłości, lepki i słodki jak cukierek, który formował w jej ustach słowa, jakich w innym wypadku nigdy by nie wypowiedziała. Zagryzała wargę w oczekiwaniu na aprobatę, wyliczała w myślach to wszystko, czym mogłaby się pochwalić, te pięć drobnych, ale zachęcających fakcików; planowała nawet ubarwienie niektórych historii na swoją korzyść, bo w końcu kto chciałby słuchać o tomach atlasów medycznych, granicach życia i śmierci oraz szpitalnych wyzwaniach, czyli tym, co w gruncie rzeczy zajmowało całe życie Elviry? Przez ułamek sekundy było jej nawet wstyd, że nie potrafi wymienić niczego, co byłoby tak ciepłe, sympatyczne i po prostu codzienne, pasujące do tego typu spotkania. Zastanawiała się, dlaczego wszystko, co do tej pory wynajdywała we wspomnieniach, było takie bezbarwne, wręcz brutalne w swojej trwającej oschłości.
Ale to już minęło; skrzat i jego wielkie oczy, w których odbijała się jej zaróżowiona twarz, obdarły ją z tej warstewki fałszywego szczęścia, w jaką owinęło ją towarzystwo tego obcego mężczyzny i jego nieporządny, zdziczały dom. Nie odczuwała wstydu, tylko rozdrażnienie; irytację tak znajomą, że jej przyspieszające bicie serca działanie było jak ciepło wina rozgrzewające kończyny po osowiałym dniu.
Tak właśnie wściekła, tak zszokowana tym, do czego dziś przymusiło ją jakieś nędzne nieludzkie stworzenie, miała ochotę wyładować frustrację na kimś, kto wciąż tu jeszcze z nią pozostał, mając czelność mówić do niej w ten sposób i trzymać ją za rękę. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie się powstrzymać, gdyby miała przy sobie różdżkę. Nie wiedziała też, czy lepiej będzie pozostać tutaj, czy od razu uciec i nigdy więcej o tym wydarzeniu nie wspominać.
Nie istniała szansa, by Elvira miała się do tego kiedykolwiek przyznać, ale była również nieco przestraszona - w duchu zżerała ją obawa, czy amortencja aby na pewno przestała działać, czy magiczna siła nie przymusi jej zaraz znów do płaszczenia się pod nogami mężczyzny jak wierna suka, zupełnego oderwania od godności. Uzdrowicielka bowiem nienawidziła niewiedzy w równym stopniu, co bezradności.
Wyrwała dłoń z lekkiego uścisku Botta, odwracając wzrok od jego rozmarzonej twarzy - nic jednak nie było tutaj wystarczająco w porządku; romantyczne świece żenowały, a swojska atmosfera drażniąco przypominała rodzinny dom, z którego uciekła.
- Nie, niczego się z tobą nie napiję i nic o sobie nie opowiem. - wycedziła przez zaciśnięte zęby, owijając się dygocącymi ramionami i bez wyrzutów sumienia wbijając obcas w jeden z talerzyków, tworząc w nim niewielkie pęknięcie; wizualny obraz jej równie pękającej kontroli. - Obudź się, to był ten skrzat, o którym pisali w gazetach. On zatruwa ludzi eliksirem miłości. Słyszysz mnie, obudź się! - uniosła się nagle i zamachała mocno zaciśniętymi drobnymi pięściami. Jej kobiecej sylwetce dalece było do groźnej, ale z każdą chwilą nabierała widzialnego szaleństwa. - To wszystko czar, nie kocham cię! Żałuję, że cię kiedykolwiek zobaczyłam! I wychodzę - musiała to zrobić. Do głowy napłynęła jej krew, twarz i szyję ogarnęło gorąco; miała wrażenie, że jeśli wkrótce nie wydostanie się na powietrze złapie ten cholerny koc i zdemoluje wszystko, co wpadnie jej w ręce.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]26.02.19 0:06
Nie rozumiał. To chyba jasne. W jednej chwili wszystko było doskonale, jakaś magia pojawiła się między nimi, jakieś porozumienie dusz, a w kolejnej chwili to wszystko się psuło. Nie z jego strony, to zdecydowanie, on wciąż widział wspaniałą i doskonałą istotę, ów istota jednak wyrwała swoją drobną, kruchą dłoń z jego dłoni i była wyraźnie niezadowolona, jakby zdenerwowana. Nie mógł tego pojąć, poszukiwał rzeczy która mogła ją tak zirytować, nie miał jednak bladego pojęcia, co zrobił - bo przecież coś musiał zrobić!
- Czekaj, stój. - spróbował ją jakoś zatrzymać, jakkolwiek, podniósł się zaraz z nią. - Co się stało? Porozmawiajmy, na pewno jakoś to naprawię. - nie wiedział, co, nie wiedział jak, jednak nie może przecież tak po prostu dać jej odejść, kiedy nawet nie wiedział co takiego zrobił. Nie pojmował, a jednak jego serce łamało się na kolejne i kolejne słowa. I chyba umysł też pękał, bo jaki niby skrzat? Bertie zwyczajnie go nie dostrzegł, nie czytał też porannych gazet, nie miał więc pojęcia jaki ambaras zaszedł pomiędzy ich dwójką, czy co mogło się stać.
- Jaki skrzat? Mam tu jedynie ghula, ale jest w piwnicy, na pewno na niego nie trafisz. I na pewno niczego nie roznosi. - dodał zaraz, bo w pierwszej chwili w sumie pomyślał, że może Ernie wyszedł z piwnicy i go zobaczyła i taka elegancka dama to na pewno by się brzydziła albo wystraszyła. Zaczął się rozglądać, czy może ma rację, ale ghula nie było i w sumie to Bertie wątpił żeby ten w sumie był w stanie sam wejść z piwnicy po drabince na parter. Niby co z resztą by go wypłoszyło? Tylko kiedy już to powiedział to w sumie się wystraszył że Elvira nie zechce zostawać w miejscu w którym przebywał ghul. Brawo, Bott.
Odetchnął, rozkładając ręce.
- Na pewno na niego nie trafisz. - zapewnił w końcu, zerkając tylko na talerzyk, nie zamierzając się jednak nad nim rozczulać. I tak nie miał dopasowanej zastawy, a dość sporo naczyń, każde z innej parafii.
- I zapewniam że w moim domu nie ma eliksiru miłości. To... to po prostu jakoś się stało i tyle. Usiądź. - powiedział jeszcze w nadziei, bo kompletnie nie mógł pojąć jej paranoi, jednak przecież musial spróbować zrobić coś, cokolwiek żeby ją przekonać. Jej kolejne słowa były jednak na tyle dobitne, że nie mógł powiedzieć czegokolwiek więcej. Skinął lekko głową i odwrócil spojrzenie i po prostu czekał, aż Elvira opuści jego dom i zniknie z jego życia równie szybko jak się pojawiła. Chciałby ją jakoś zatrzymać, jednak nie wiedział już, jakim niby sposobem mógłby.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]27.02.19 20:02
Elvira z natury rzeczy potępiała emocjonalne roztrzepanie i brak kontroli nad sobą, co stawiało ją w roli hipokrytki nie tylko dzisiaj, gdy jeden domowy skrzat z zatrważającą skutecznością napsuł jej w planach, ale także w każdej innej sytuacji naciągającej do granic możliwości jej wrażliwe nerwy. Obojętność, nieprzystępna mina i wstrzemięźliwe zachowanie mogły być elementem wizerunku kobiety, lecz sama najlepiej wiedziała o tym, jak bardzo spalały ją te uczucia wstrzymywane za kamiennym murem. I to nie zawsze skutecznie; pojawiające się na metaforycznym murze rysy potrafiły szybko i bezdyskusyjnie umiejscowić Elvirę na pozycji wariatki, na którą z taką przyjemnością wypychali ją inni. Ci wszyscy głupcy. Ignoranci. Perfidni słabeusze. Wszyscy, wszyscy, wszyscy. Jej nienawiść nie potrzebowała konkretnego celu.
Dlatego też przestała zwracać uwagę na to, co próbował przekazać Bott z tą swoją nieszczęsną miną pokrzywdzonego kochanka. Nadal nie mogła sobie poradzić, przetrawić tego, jak łatwo utraciła osobowość, jak prosto było ją omamić skrzatem i eliksirem. Serce biło jej szybko pod żebrami, obraz przed oczami rozmazywał do momentu, w którym pomarańczowy blask ogniska na kocu przypominał żarzące się pod jej stopami płomienie. Przez chwilę chyba nawet nieco osłabła, łapiąc się za kant kominka i przymykając oczy. Dopiero, gdy odetchnęła kilka razy, policzyła do przysłowiowych dziesięciu i pozwoliła całemu ciału przyjąć do świadomości fakt odzyskanej władzy nad członkami, uniosła głowę i ponownie spojrzała na mężczyznę.
Mogłaby podejść do tego jak uzdrowiciel; przecież nie jeden raz podczas stażu miała do czynienia z ludźmi zatrutymi eliksirami. Mogłaby przytakiwać mu tak, jak przytakuje się mentalnie chorym, a potem spacyfikować sprytną manipulacją, być może nawet zabrać do szpitala, gdzie z pewnością znajdowały się antidota. Wiedziała, że pod tą całą złością i urazą ma wciąż potencjał do odzyskania chłodnego rozumu i wykonania swojej pracy.
Rzecz w tym, że nie miała na to ochoty.
Nawet, jeżeli nie istniały podstawy, by winić mężczyznę za dzisiejszy koszmarny dzień, to zemsta brzmiała zdecydowanie zbyt pysznie - chciała przelać na kogoś chociaż część tego cierpienia, jakie przyniosło jej uświadomienie sobie, że padła ofiarą amortencji. I nie obchodziło ją, jak bardzo okrutnie musiałaby działać, żeby tego dokonać.
- Masz ghula w piwnicy? - zapytała znacznie gorszym tonem, gdyż nie było w nim już poprzedniej paniki, a jedynie fałszywe zainteresowanie, podszyte uśmiechem, który w niczym nie przypominał tych, jakie wydusił z niej eliksir. - To szkodniki, bardzo niehigieniczne. Boję się ich. Wybacz, ale nie mogę tu zostać - odwróciła się, świadoma, że go krzywdzi. Jej jasne włosy zafalowały, gdy bez zawahania ruszyła w stronę korytarza. - Chyba nic z tego nie wyjdzie. Nie podoba mi się tu, wracam do domu - ciągnęła nieco bardziej mechanicznie, łapiąc za płaszcz i zaciskając palce na różdżce. Jej solidne, chłodne drewno przywróciło Elvirze częściowe poczucie bezpieczeństwa, lecz kiedy wyskoczyła na zewnątrz, głucha na wszelkie nawoływania i prośby, wciąż jeszcze była zesztywniała z nerwów, pragnąc jedynie zamknąć się we własnym mieszkaniu i zapomnieć o tym, że to wszystko miało miejsce.

/zt


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]02.03.19 0:32
Bertie nie wiedział, co się dzieje. Całego tego dnia nie rozumiał, nagłego uniesienia, nagłego uczucia do całkowicie obcej osoby. Chyba czuł, że nie musi rozumieć, że uczucia to taka rzecz, że mądrzy filozofowie jej nie rozumieją, to co dopiero on? Oddał się temu w całości, tego oczekiwał od niego ten emocjonalny zryw i teraz, całkowicie nieświadomy tego co właśnie się stało i dlaczego Elvira nagle zachowuje się całkowicie inaczej patrzył na nią zastanawiając się, analizując, co poszło nie tak, co się właściwie stało.
- Tak... ale nie jest groźny. Serio, jest w sumie nawet całkiem sympatyczny. Nazywa się Ernie i nawet czasem da się z nim komunikować, mój kuzyn to w ogóle wspólny język z nim stworzył. - spróbował zażartować i nawet się uśmiechnął, choć wyczuwał, że ten ton nie zwiastuje nic dobrego. I dziwnie się czuł w tej chwili, zazwyczaj dobrze się czuł ze sobą i tym co miał, nie pozwalał tego nadmiernie krytykować, a w każdym razie nie brał krytyki do siebie. A teraz? Teraz przejmował się każdym słowem swojej rozmówczyni jakby od jej opinii miało zależeć czy cały jego świat nie legnie za kilka sekund w gruzach. Zaraz kobieta powiedziała, że nie zostanie z powodu ghula. Bertie rzecz jasna nie pozbyłby się kompana, to nawet przez myśl mu nie przeszło, ale pozwolenie na to, by Elvira odeszła także łatwe nie było.
- On jest w piwnicy. Nawet go nie zobaczysz, jest zamknięty. Całe piętro nas od niego dzieli. - spróbował jeszcze ją przekonać, choć już wiedział, że niewiele to da. Ręce mu opadły na ostatnie jej słowa, bo nie mógł nic poradzić. Wiedział, że nie jest kimś dla niej, przecież widział to od początku, a jednak nie mógł nie mieć nadziei, szczególnie kiedy tak się uśmiechała, kiedy sama z zainteresowaniem przychodziła do niego, upiekła przecież to ciasto, wykazała się zaangażowaniem. A teraz patrzył jak łapie swój płaszcz i odchodzi. A on? Został po środku przygotowanej przez siebie randki czując się rozbity jak chyba jeszcze nigdy.


zt.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]24.03.19 23:53
31.10.56r


To był szalenie intensywny, ale bardzo dobry dzień! Bertie wszedł do Rudery już pomalowany na twarzy, choc w wersję zdecydowanie załagodzoną, żeby za mocno nie straszyć dzieciaków w cukierni. Teraz miał zamiar odstawić się porządnie, bo w Hotelu ma zamiar przerazić wszystkie duchy i inne zjawy, a jak! Uśmimechnął się szeroko już od progu do wszystkich innych, bo w salonie dzisiaj było jakieś takie większe zamieszanie - większość domowników się wybierała do strasznego zamczyska w końcu.
- Ej, Johnny nie chcesz mnie trochę poprawić? W sensie żeby to straszniej wyglądało. A najchętniej to bym to zmył i nowe zrobił. Też klaun ale z jakimiś wielkimi ustami czy coś. - odezwał się, bo do kogo się odzywać w takiej sprawie jak nie do artysty? Zaraz wszyscy będą wyglądali genialnie, aż szkoda że tylko duchy planują straszyć. Zdjął z głody kapelusz, kłaniając się na powitanie obu paniom i zajrzał jeszcze do kuchni po jakąś przekąskę, bo jednak nie samym kostiumem człowiek żyje, a jemu w brzuchu już burczało niemiłosiernie.
- Był ktoś z was już tam? - zawołał jeszcze z kuchni, robiąc sobie kanapkę na szybko i z nią w ręce wracając do pozostałych. Clara raczej nie była, skoro ostatnie lata spędziła poza Anglią, ale w sumie to lepiej dla niej. Choć w sumie Bertie nie był pewien czy ona się lubi bać, choć gdyby nie lubiła, raczej by zaprotestowała, kiedy jej proponował to wyjście? - Szkoda że dynie takie małe wyszły, pumpkinhead byłby spoko przebraniem.
Stwierdził jeszcze, bo oczywiście że przed Ruderą leżało kilka powycinanych i pooświetlanych dyń, nie mogło być inaczej, ale żadna raczej nie nadawała się na przerobienie na przyzwoitą maskę niestety.
- Za rok trzeba kupić większe i dokładniej je wydrążyć. - dodał, gestem ręki z kanapką wskazując drzwi za którymi dynie były, ale zamachnął się przypadkiem tak, że mu cały ser z kanapki spadł. Spojrzał za nim z żalem, smutkiem i pełnią żałości. Gdyby nie łazil tu wiecznie w butach to nawet by się zastanowił nad przywróceniem tego sera kanapce, ale schylił się jednak by ze smutkiem wyrzucić cenny kawałek pożywienia i kontynuować swoją kanapkę z masłem i smutkiem. - To była najsmutniejsza rzecz tego dnia.
Stwierdził jeszcze, ale nie przejmował sie jakoś długo rozplątując swoja muchę i rozpinając kilka guzików koszuli bo jeszcze szyję będzie musiał na biało domalować.
- A wy kim będziecie? - zagadnął jeszcze, usadawiając się obok Clary i Rogera, który siedział sobie obok niej na kanapie i zapewne dziewczynę podrywał, bo to taki króliczy amant. - Roger też na pewno chce kostium.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]26.03.19 10:30
Czas do wyjścia kurczył się niemiłosiernie, ale ja z zasady nigdy się nie spieszyłem. Pośpiech mi nie służył, zdecydowanie. Więc w aktualnej chwili, chociaż dziewczęta już się uwijały i wokół panował lekki rozgardiasz, siedziałem sobie rozłożony na krześle, z nogami wspartymi na jakimś stołku i patrzyłem na wszystko, co rusz racząc się kolejną fasolką. Ten bottowski wynalazek to był strzał w dziesiątkę, założę się, że z czasem wszyscy oszaleją na jego punkcie. Pstryk! Kolejny cukierek wystrzelił w powietrze by zrobić kilka obrotów pod sufitem i wylądować prosto w mojej rozwartej japie. Czasem faktycznie trafiał się jakiś... mocno egzotyczny smak, no ale bez ryzyka nie ma zabawy, co nie? No i przede wszystkim w trafianiu do ryja też byłem coraz lepszy, chociaż podczas ćwiczeń przynajmniej kilka fasolek utknęło gdzieś w dziurach między deskami.
- CZEŚĆ BERTIE!!! - krzyczę jak tylko słyszę, że młody Bott wpada do domu, a jak się pojawia w progu z prośbą na ustach (i uśmiechem), to aż się rozpromieniam - Kurde, stary, proste. Zrobię z ciebie takiego strasznego klauna, że ludzie będą srali po gaciach jak cię zobaczą. Co tam ludzie zresztą! Nawet duchy zaczną wydalać ektoplazmę. - kiwam energicznie głową, ponownie sięgając do pudełka fasolek, wspartego na moim brzuchu - Tylko fakt, lepiej się zmyj!... - krzyczę za chłopakiem, jak ten się tak pojawia i znika, gnając pewnie gdzieś przez cały dom, bo to przecież Bertie. Pstryk! I jeszcze jeden cukierek unosi się w przestworza by wylądować w moich ustach - Ja nie byłem, ale za to słyszałem, że niektórzy już nie wracają, czaicie to? Zostać częścią strasznego domu? Słabo, co nie? - mówię, rozglądając się po reszcie zgromadzenia. Kiwam tylko głową na słowa o dyniach, bo to w sumie byłby całkiem niezły pomysł - Może to nie dynie są za małe, tylko mamy za wielkie łby. - rzucam jakże filozoficzną myśl, trochę się przy tym podśmiechując. Tylko osobista, kanapkowa tragedia Bertiego sprawa, że i mnie na moment łapie smutek - Nie leżało trzy sekundy. - mówię na pocieszenie, wzruszając lekko ramionami, jednak ser i tak ląduje w koszu, a ja ponownie sunę wzrokiem po reszcie towarzystwa.
- Nie wiem jeszcze, jakimś strachem na wróble? Może inferiusem po prostu? Jeszcze się zastanowię. - wzruszam lekko ramionami - Hm, Roger mógłby zostać czapką, wystarczyłoby, żeby ktoś z nas nosił go na głowie. - śmieję się na tę jakże błyskotliwą odpowiedź, a zaraz łykam ostatnią fasolkę i odkładam pudełko na stół, powoli zdejmuję nogi z taboretu i otrzepuję ręce - Dobra, idę po farby, a ty idź się umyj. - mówię do Bertiego, wskazując go palcem i znikam na moment gdzieś za framugą, ale nie ma mnie tylko chwilę, zaś gdy wracam do salonu niosę całe naręcze farbek i pędzelków.

rzucam na fasolki :d




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]26.03.19 10:30
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 81, 63, 50
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia/salon - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jadalnia/salon [odnośnik]20.04.19 22:17
Poszukiwania własnego kąta w przestrzeni jadalnio-salonu nie zajęły Sue zbyt wiele czasu - wybrała miejsce pod oknem, przy kominku, rozkładając się tam razem ze wszystkimi swoimi klamotami, nie chcąc nikomu wadzić, bowiem pomysłu na strój jeszcze nie miała - a raczej wymyśliła ich zbyt wiele, dlatego potrzebowała naprędce myśli uporządkować i zobrazować. Zaległa więc na panelach półleżąc i wpatrywała się chwilę w czystą kartkę, podpierając na przedramionach nim chwyciła przyniesione kredki. Spod palców wychodziły projekty tak abstrakcyjne, że jasne tylko i wyłącznie dla niej samej, a pomimo angażującego zajęcia starała się też słuchać reszty lokatorów, już szumnie rozpoczynających przygotowania. Sama pozostawała względnie milcząca, z dołu obserwując zajadającego fasolki Bojczuka, siedzącą na kanapie Clarence, węszącego wokół Rogera oraz krzątającego się w tę i we w tę Bertiego - podążyła wzrokiem za serem spadającym na podłogę i posłała Bottowi prawdziwie smutną minkę.
- Czy ja wiem? - odparła na słowa dotyczące pozostania w hotelu na wieczność. Zrozumiała temat zupełnie inaczej niż Bojczuk - gdyby ją tam uwięzili, pewnie zajęłaby się... straszeniem. Prawdopodobnie w ogóle nie byłaby przerażająca, ale może nabrałaby wprawy? - Całkiem fajna fucha, gorzej że tylko raz do roku jest co robić - stwierdziła, w zamyśleniu zatrzymując na chwilę kredkę nad papierem. - Ciekawe, co się z tym miejscem dzieje przez resztę czasu - mruknęła, nie do końca świadoma, czy ktoś jej słucha, czy nie - mówiła zaś wyjątkowo cicho. Z paczki fasolek żeglarza wypadła jedna, tocząc się tuż pod dłoń dziewczęcia - spojrzała na nią krótko, wzięła w palce, zerknęła pod światło i bez większego zastanowienia - zjadła. To był świetny wynalazek, Bertie naprawdę się postarał. - Nie byłam tam jeszcze - zamrugała, z opóźnieniem odpowiadając na pytanie, na które wszyscy zapewne zdążyli już odpowiedzieć. Wlepiła wzrok w kartkę, niekoniecznie wiedząc, co się dziś działo i skąd brało się rozkojarzenie. Kończyła właśnie czwarty projekt.
- Nie mogę się zdecydować - westchnęła, przeglądając rysunki. Momentami bardziej przypominały rozprute flaki niż stroje - przynajmniej w klimacie. - Chyba za pannę Błyskotkę. Znacie tę opowieść? - zapytała, zerkając zaraz na Rogera z powątpiewaniem. - Roger? Czapką? Tylko koroną - kiwnęła głową, wystawiając rękę do królika i przebierając delikatnie palcami w powietrzu - ten jednak pozostawał na swoim miejscu, trwając przy pannie Waffling, więc odpuściła zaczepianie go. Jej własna króliczyca została w pokoju z Artemisem. - Johnny, mnie też pomożesz z makijażem? - zapytała, gdy Bojczuk wrócił z farbkami - gotowy projekt unosiła już, wciąż leżąc na podłodze i przebierając nogami w powietrzu, gdy pokazywała dzieło artyście. Niewiele mógł z niego wyczytać, bohomazy Sue bywały prawdziwą zagadką.

| rzucam na fasolkę!



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Jadalnia/salon - Page 11 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Jadalnia/salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach