Sypialnia Bertiego
AutorWiadomość
Królestwo Bertiego
Pokój nie jest duży, ale całkiem wygodny. Duże łóżko w drewnianej ramie, drewniana podłoga, mały dywanik. Zaraz pod łóżkiem znajduje się klatka z najpiękniejszym królikiem świata (Rogerem), choć sam tuptuś zazwyczaj kica sobie swobodnie po podłodze między gratami swojego przyjaciela (Bertieg), który nie koniecznie ma tendencję do odkładania wszystkiego na miejsce.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 13:20, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Bertie od razu przyszedł do swojego domu z częścią dobytku, zamierzając się już wprowadzać. Zostać tu. Uznał, że... a co tam, przecież trochę ogarnie, posprząta i będzie się dało żyć! W końcu oglądał ten dom przed kupnem, nie było tak źle! No... dobra, było kiepsko. O ile zamiecenie podłóg to kwestia zaklęcia, o tyle tych mebli zdecydowanie nie da się używać. Zależy których, ale spędzi nad wszystkim trochę czasu i albo naprawi albo wywali. Walające się wokoło przedmioty miały swój urok, klimat. Może nawet coś z nich zatrzyma? Zobaczy się. Znacznie bardziej przeszkadzał mu chłód. I zapach wilgoci. Będzie musiał dokładnie pooglądać wszystkie ściany...
Ale nie. Nie wróci do domu. Ani do wynajmowanego mieszkania, ani do rodziców, nie przyzna, że nie miał racji, nie powie, że kupno tej rudery nie było biznesem jego życia. On da sobie radę. Posprząta, poremontuje, znajdzie współlokatorów na start i wszystko będzie dobrze. Prawda..? W końcu to Bertie Bott, dziecko szczęścia! Jeśli tylko nie skręci tu sobie karku, co jak każdy kto zna go choć chwilę wie, że to dość realne.
Tak, czy inaczej zaklęciem zamiótł podłogi i na oczyszczoną część położył dużą torbę.
Miał w planach trochę tu uprzątnąć, zanim przyjdzie osoba zainteresowana wynajmem...
Ale nie. Nie wróci do domu. Ani do wynajmowanego mieszkania, ani do rodziców, nie przyzna, że nie miał racji, nie powie, że kupno tej rudery nie było biznesem jego życia. On da sobie radę. Posprząta, poremontuje, znajdzie współlokatorów na start i wszystko będzie dobrze. Prawda..? W końcu to Bertie Bott, dziecko szczęścia! Jeśli tylko nie skręci tu sobie karku, co jak każdy kto zna go choć chwilę wie, że to dość realne.
Tak, czy inaczej zaklęciem zamiótł podłogi i na oczyszczoną część położył dużą torbę.
Miał w planach trochę tu uprzątnąć, zanim przyjdzie osoba zainteresowana wynajmem...
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Za trzynaście srebrników nie kupił, ani też nikt nie sprzedał mieszkania pod Godryka 24. Nikt też nie mówił, że przeklęte i straszne temu, kto zechce się wprowadzić. Nie wiedzieli jednak, że w ścianach domostwa mieszka już ktoś, szczególny ktoś. Pani, bezsprzeczna, bezpieczna i nieprzedarta.
Inaczej niż zwykle, teraz jedynie obserwowała. Ktoś kupił dom, ktoś zabrał jej spokój. Ach tyle go miała, a teraz kolejny z niewdzięcznych przywlókł swoje jestestwo aż do pokoju, w którym spędzała długie, samotne noce. Patrzyła na niego teraz z obrazu, po którym co chwilę się przechadzała, jakby martwa natura ożyła. Z fascynacją i cichą nadzieją nie odrywała od Bertiego wzroku. Nie było w tym spojrzeniu nic z troski, raczej... słodkiego szaleństwa. Wnet dało się słyszeć cichy, dźwięczny śpiew. Lana nuciła jedną z kołysanek.
Inaczej niż zwykle, teraz jedynie obserwowała. Ktoś kupił dom, ktoś zabrał jej spokój. Ach tyle go miała, a teraz kolejny z niewdzięcznych przywlókł swoje jestestwo aż do pokoju, w którym spędzała długie, samotne noce. Patrzyła na niego teraz z obrazu, po którym co chwilę się przechadzała, jakby martwa natura ożyła. Z fascynacją i cichą nadzieją nie odrywała od Bertiego wzroku. Nie było w tym spojrzeniu nic z troski, raczej... słodkiego szaleństwa. Wnet dało się słyszeć cichy, dźwięczny śpiew. Lana nuciła jedną z kołysanek.
I show not your face but your heart's desire
Bott zaczął trochę porządkować. Na sam początek pozbywać się gruzu i kurzu oraz przedmiotów, które ewidentnie nadawały się tylko do wywalenia. Oglądać je. Nie chciał załatwić wszystkiego za szybko, wolał wszystko dokładnie obejrzeć. Przy okazji dowiedzieć się, jeśli jakiś fragment podłogi wygląda niepewnie. Był pewien, że będzie musiał poszukać informacji o naprawie i konserwacji drewna, bo obecny stan podłogi, sufitu i ścian... cóż, pozostawiał trochę do życzenia. No dobrze, można było się martwić o swoje życie. Szczególnie będąc Bertiem Ciamajdą Bottem.
Właśnie podnosił Bott jakiś przedmiot, chyba przycisk do papieru. Ładny, szklany z jakimś wzorkiem w środku. Złapał go w dłonie zainteresowany - w takim miejscu wszystko wydawało się mieć duszę, było takie porzucone, stare, musiało mieć jakąś historię, więc było tym bardziej pasjonujące!
W jednej chwili usłyszał dźwięk. Śpiew? To pewnie nowa współlokatorka! Ktoś miał w końcu dzisiaj przyjść.
- Tutaj! Miałem tu trochę posprzątać, zanim ktoś się zjawi, ale... - powiedział głośno, chcąc być usłyszanym zapewne pokój obok, kiedy jego wzrok padł na ożywiony obraz. - Ale z tego co widzę, chyba nie jesteś moją potencjalną współlokatorką.
Zauważył z bystrością naturalną dla Bottów i zmarszczył brwi. Duch...? Czyżby..?
- Kim jesteś?
Czy jego dom jest nawiedzony?! Czy mogło być lepiej!? Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Właśnie podnosił Bott jakiś przedmiot, chyba przycisk do papieru. Ładny, szklany z jakimś wzorkiem w środku. Złapał go w dłonie zainteresowany - w takim miejscu wszystko wydawało się mieć duszę, było takie porzucone, stare, musiało mieć jakąś historię, więc było tym bardziej pasjonujące!
W jednej chwili usłyszał dźwięk. Śpiew? To pewnie nowa współlokatorka! Ktoś miał w końcu dzisiaj przyjść.
- Tutaj! Miałem tu trochę posprzątać, zanim ktoś się zjawi, ale... - powiedział głośno, chcąc być usłyszanym zapewne pokój obok, kiedy jego wzrok padł na ożywiony obraz. - Ale z tego co widzę, chyba nie jesteś moją potencjalną współlokatorką.
Zauważył z bystrością naturalną dla Bottów i zmarszczył brwi. Duch...? Czyżby..?
- Kim jesteś?
Czy jego dom jest nawiedzony?! Czy mogło być lepiej!? Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jej stopy znów stanęły na znajomej ziemi. Znów poczuła znajomy zapach unoszący się w powietrzu przesiąkniętym wilgocią i chłodem. Jej palce znów dotykały znajomych kształtów, muskając ledwie szare ściany londyńskich budynków. Jej oczy nie dostrzegały zmian w strukturze miasta, receptory nie rejestrowały innych bodźców niż te, które znała do tej pory.
Wszystko wydawało się być takie samo, a jednak wiele rzeczy uległo zmianie.
Straciła swoje poddasze, które już od tak długiego czasu wynajmowała od pani Kers. Ta kochana, sympatyczna, stara czarownica wydawała się jej być drugą matką, a tymczasem, kilka miesięcy temu, wyrzuciła ją na bruk bez żadnego uprzedzenia. Ostatnim widokiem, jaki Eileen uchwyciła, był skwaszony wyraz jej twarzy. Dlaczego tak nagle? Dlaczego w ogóle straciła dach nad głową? Tego niestety się nie dowiedziała.
Ale na szczęście znalazła ogłoszenie w gazecie traktujące o chęci przygarnięcia współlokatorów pod dach za niewielką opłatą. Właśnie tego było jej trzeba, by wstać na nogi, zamknąć stary rozdział i rozpocząć coś, co miało chociaż imitować nowy fragment w jej życiu.
Spodziewała się jednak czegoś innego, kiedy z uśmiechem na ustach aportowała się pod wskazany uśmiech.
- Na Merlina, naprawdę...? - szepnęła sama do siebie i spojrzała pod nogi, jakby chciała siłą woli zmusić mięśnie do ruszenia się z miejsca.
Zanim zapukała, pomyślała sobie tylko, że może w środku pokoje nie wyglądają aż tak źle! Tylko to głupie wrażenie, że drewno kruszy się pod ciężarem jej knykci, mroziło jej krew w żyłach...
Wszystko wydawało się być takie samo, a jednak wiele rzeczy uległo zmianie.
Straciła swoje poddasze, które już od tak długiego czasu wynajmowała od pani Kers. Ta kochana, sympatyczna, stara czarownica wydawała się jej być drugą matką, a tymczasem, kilka miesięcy temu, wyrzuciła ją na bruk bez żadnego uprzedzenia. Ostatnim widokiem, jaki Eileen uchwyciła, był skwaszony wyraz jej twarzy. Dlaczego tak nagle? Dlaczego w ogóle straciła dach nad głową? Tego niestety się nie dowiedziała.
Ale na szczęście znalazła ogłoszenie w gazecie traktujące o chęci przygarnięcia współlokatorów pod dach za niewielką opłatą. Właśnie tego było jej trzeba, by wstać na nogi, zamknąć stary rozdział i rozpocząć coś, co miało chociaż imitować nowy fragment w jej życiu.
Spodziewała się jednak czegoś innego, kiedy z uśmiechem na ustach aportowała się pod wskazany uśmiech.
- Na Merlina, naprawdę...? - szepnęła sama do siebie i spojrzała pod nogi, jakby chciała siłą woli zmusić mięśnie do ruszenia się z miejsca.
Zanim zapukała, pomyślała sobie tylko, że może w środku pokoje nie wyglądają aż tak źle! Tylko to głupie wrażenie, że drewno kruszy się pod ciężarem jej knykci, mroziło jej krew w żyłach...
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Ściany były przyprószone starością, w powietrzu unosił się ten kurz, który przy głębszym oddechu świszczał w płucach, łaskotał w gardle i odbijał się śmiesznym kaszlem. Mimo wyraźnych przesłanek do tego, aby przeprowadzić w mieszkaniu wielki remont i remanent, nie dało się przeoczyć niewielkich starań, które nowy właściciel, oczywiście, że w pośpiechu, podjął i nie dokończył. Och, ach. Przecież wiadomo od razu, że ktoś, kto się tu właśnie wprowadzał to leniuch i tyle! Była co do tego w stu procentach pewna.
Cicho, cicho, sza! Nie wiecie o tym! Hihi!
Co to był za głos, słodziutki, lekki jak piórko, jak puch marny między światami, które były jej podwójnym domem. Nie! Nie! Tu, między obrazami, przysięgałaby, czuła się bardzo dobrze. Unosząc dłonie wirowała jak baletnica, a głos niósł się po ścianach, cichym westchnieniem jakiegoś wspomnienia. Odwracając głowę Bertie mógł zauważyć obraz, na którym ruchoma postać urodnej dziewczyny, kładła się właśnie na zielonej trawie.
- The moment I saw her smile - przedłużyła ostatnie słowo westchnieniem. Zachichotała. Zrobiła to ponownie, przy kolejnym zdaniu. - I knew she was just my style.
Dziewczyna na trawie przewróciła się, przeturlała płynnie. Biała plama, którą była, przesunęła się po zieleni, aż zaszeleściła trawa. Uniosła dłonie, które powędrowały wolno w górę. Zasłoniła nimi twarz, przykryła czarnymi włosami, żeby rozszaleć się na dobre - kręcąc głową, chichocząc. Przesunęła się nieznacznie na bok, a między palcami i puklami ciemnych włosów zerkała na pana Botta.
Stuk puk.
- My only regret is we've never met for I dream of her all the while... Ktoś puka. Na pewno do ciebie. - powiedziała przechodząc ze śpiewu w równie przyjemny ton. Ta kobieta, ten duch, ech, miała coś w sobie. Coś, co trudno było zdefiniować w słowach.
Cicho, cicho, sza! Nie wiecie o tym! Hihi!
Co to był za głos, słodziutki, lekki jak piórko, jak puch marny między światami, które były jej podwójnym domem. Nie! Nie! Tu, między obrazami, przysięgałaby, czuła się bardzo dobrze. Unosząc dłonie wirowała jak baletnica, a głos niósł się po ścianach, cichym westchnieniem jakiegoś wspomnienia. Odwracając głowę Bertie mógł zauważyć obraz, na którym ruchoma postać urodnej dziewczyny, kładła się właśnie na zielonej trawie.
- The moment I saw her smile - przedłużyła ostatnie słowo westchnieniem. Zachichotała. Zrobiła to ponownie, przy kolejnym zdaniu. - I knew she was just my style.
Dziewczyna na trawie przewróciła się, przeturlała płynnie. Biała plama, którą była, przesunęła się po zieleni, aż zaszeleściła trawa. Uniosła dłonie, które powędrowały wolno w górę. Zasłoniła nimi twarz, przykryła czarnymi włosami, żeby rozszaleć się na dobre - kręcąc głową, chichocząc. Przesunęła się nieznacznie na bok, a między palcami i puklami ciemnych włosów zerkała na pana Botta.
Stuk puk.
- My only regret is we've never met for I dream of her all the while... Ktoś puka. Na pewno do ciebie. - powiedziała przechodząc ze śpiewu w równie przyjemny ton. Ta kobieta, ten duch, ech, miała coś w sobie. Coś, co trudno było zdefiniować w słowach.
I show not your face but your heart's desire
| 04.02.1956r?
Bott chwilę przyglądał się śpiewającej postaci, nie do końca dowierzając własnym oczom. Nie był tylko jeszcze pewien, czy to zwykły "żywy obraz", czy jednak duch w pełnej krasie. Jego uśmiech tylko się poszerzał, kiedy wesołe spojrzenie obserwowało śpiewającą postać. Zdecydowanie odpowiadał mu gust muzyczny zapewne prawowitej właścicielki tego domu.
- Taak, na pewno. Choć już raczej do nas, bo domyślam się, że będziemy tu mieszkać razem. - stwierdził, a w jego uszach zabrzmiało to tak bardzo naturalnie, że aż zabawnie. W końcu to takie normalne, że w jego domu żyje jakiś duch! No, bo komu miało się to przytrafić, jak nie jemu?
Zaraz jednak pobiegł otworzyć drzwi, bo przecież nie można kazać potencjalnemu lokatorowi czekać za długo! I już wbiegł po schodach, unosząc przy tym tumany kurzu i już otworzył drzwi, a jego oczom ukazał się kolejny dziw!
- Em... dzień dobry? - jego mina na widok nauczycielki z Hogwartu musiała wyglądać wyjątkowo głupio. Zapewne nawet bardziej, niż na zajęciach, kiedy głupimi dowcipami usiłował nadrabiać brak wiedzy lub ciamajdowatość (która nie raz skończyła się stłuczeniem czegoś).
- Jak rozumiem, chodzi o pokój? Miałem tu trochę... no, doprowadzić to miejsce choć trochę do porządku, bo jak się posprząta to chyba nie będzie tak źle, ale okazało się, że tu mieszka duch i no, jak tu się zająć czymś, kiedy człowiek odkrywa, że kupił nawiedzony dom?
Musiał, no musiał sprzedać od razu nowinę! Czy to nie zachęciłoby każdego potencjalnego lokatora? Zaraz ruszył znów na dół, prowadząc swoją ex-panią-profesor.
- Wiem, że wygląda to w tej chwili dosyć nie zachęcająco, ale wspomniałem w ogłoszeniu, że dom jest... no, do remontu. No dobrze, odgruzowania. Ale zajmę się tym jeszcze dziś i postaram się uwinąć. - obiecał, choć czuł się bardzo, ale to bardzo dziwnie myśląc o tym, że pani Wilde ma być jego współlokatorką. Nawet, jeśli wydawała się okej... no, to nauczycielka! I tak się zajął gadaniem, że jego noga (pewnie z nawyku, lub obowiązku nogi Botta) trafiła oczywiście na jakiś niewielki ubytek w schodach i za sprawą tegoż zdarzenia, Bertie znalazł się pod swoim pokojem znacznie szybciej i bardziej boleśnie, niż by tego chciał. Mówiąc dosłowniej, poleciał jak długi, udowadniając światu, że mimo dość wysokiego wzrostu jest w stanie przeturlać się po niezbyt szerokich schodach aż na sam dół.
Na dole udało mu się nawet nie przekląć na głos (no, przecież pani Wilde!), a jedynie z syknięciem podnieść się i otrzepać z kurzu.
- Wygląda na to, że remont trzeba zacząć od schodów. - stwierdził nadal jeszcze obolały, ale na szczęście cały i bez nowego urazu. Albo umiejętności chodzenia właściciela domu...
Bott chwilę przyglądał się śpiewającej postaci, nie do końca dowierzając własnym oczom. Nie był tylko jeszcze pewien, czy to zwykły "żywy obraz", czy jednak duch w pełnej krasie. Jego uśmiech tylko się poszerzał, kiedy wesołe spojrzenie obserwowało śpiewającą postać. Zdecydowanie odpowiadał mu gust muzyczny zapewne prawowitej właścicielki tego domu.
- Taak, na pewno. Choć już raczej do nas, bo domyślam się, że będziemy tu mieszkać razem. - stwierdził, a w jego uszach zabrzmiało to tak bardzo naturalnie, że aż zabawnie. W końcu to takie normalne, że w jego domu żyje jakiś duch! No, bo komu miało się to przytrafić, jak nie jemu?
Zaraz jednak pobiegł otworzyć drzwi, bo przecież nie można kazać potencjalnemu lokatorowi czekać za długo! I już wbiegł po schodach, unosząc przy tym tumany kurzu i już otworzył drzwi, a jego oczom ukazał się kolejny dziw!
- Em... dzień dobry? - jego mina na widok nauczycielki z Hogwartu musiała wyglądać wyjątkowo głupio. Zapewne nawet bardziej, niż na zajęciach, kiedy głupimi dowcipami usiłował nadrabiać brak wiedzy lub ciamajdowatość (która nie raz skończyła się stłuczeniem czegoś).
- Jak rozumiem, chodzi o pokój? Miałem tu trochę... no, doprowadzić to miejsce choć trochę do porządku, bo jak się posprząta to chyba nie będzie tak źle, ale okazało się, że tu mieszka duch i no, jak tu się zająć czymś, kiedy człowiek odkrywa, że kupił nawiedzony dom?
Musiał, no musiał sprzedać od razu nowinę! Czy to nie zachęciłoby każdego potencjalnego lokatora? Zaraz ruszył znów na dół, prowadząc swoją ex-panią-profesor.
- Wiem, że wygląda to w tej chwili dosyć nie zachęcająco, ale wspomniałem w ogłoszeniu, że dom jest... no, do remontu. No dobrze, odgruzowania. Ale zajmę się tym jeszcze dziś i postaram się uwinąć. - obiecał, choć czuł się bardzo, ale to bardzo dziwnie myśląc o tym, że pani Wilde ma być jego współlokatorką. Nawet, jeśli wydawała się okej... no, to nauczycielka! I tak się zajął gadaniem, że jego noga (pewnie z nawyku, lub obowiązku nogi Botta) trafiła oczywiście na jakiś niewielki ubytek w schodach i za sprawą tegoż zdarzenia, Bertie znalazł się pod swoim pokojem znacznie szybciej i bardziej boleśnie, niż by tego chciał. Mówiąc dosłowniej, poleciał jak długi, udowadniając światu, że mimo dość wysokiego wzrostu jest w stanie przeturlać się po niezbyt szerokich schodach aż na sam dół.
Na dole udało mu się nawet nie przekląć na głos (no, przecież pani Wilde!), a jedynie z syknięciem podnieść się i otrzepać z kurzu.
- Wygląda na to, że remont trzeba zacząć od schodów. - stwierdził nadal jeszcze obolały, ale na szczęście cały i bez nowego urazu. Albo umiejętności chodzenia właściciela domu...
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
| dla mnie spoko!
- Dzień dobry.
Może i dobry, ale powiedziane to bez przekonania, nie dawało właściwego efektu. Poza tym, jak dobrym może być nazwany dzień, w którym nagle dowiadujesz się o tym, że dom, w którym masz zamiar zamieszkać, jest nawiedzony? W świecie Czarodziejów to niby nic złego, Hogwart był tego najlepszym przykładem. Ale Eileen miała już dość duchów.
Poprawiła sobie w dłoni doniczkę z fruwokwiatem, a po drugiej stronie poprawiła uścisk na skórzanej, ciemnej walizeczce. Nie wzięła zbyt wielu rzeczy, bo wierzyła w to, że by zacząć wszystko od początku, musi czegoś się wyrzec. Ubrania wydawały się być dobrym startem.
Weszła do środka, rozglądając się ostrożnie, z równie dużą uwagą stawiając swoje kroki. Nie miała pojęcia, czy za sekundę nie wylądują nagle pod podłogą.
- Naprawdę tak sądzisz? - dodała, nie szczędząc tonowi swojego głosu powątpiewania. Pamiętała go. A przynajmniej tak jej się wydawało. Tylu uczniów przewinęło się po jej szklarniach, że nie spamiętała wszystkich, ale... - Bertie Bott? - żachnęła się nagle, marszcząc brwi. - Mógłbyś oprowadzić mnie po domu? Wtedy zastanowiłabym się, czy mogłabym ci pomóc ze sprzNABRODĘMERLINA!
Jego upadek był o tyle nieoczekiwany (w sumie trochę oczekiwany), że Eileen w pierwszej chwili zareagowała cienką falą pisków, których nie powstydziła się nastoletnia panienka z dobrego domu w obliczu wyskakującego zza szafy pająka. Dopiero po chwili podleciała do młodego chłopaka i pomogła mu się pozbierać, strzepując z ramion resztki tynku i starte kawałki farby albo tapet. Materiał strasznie wypłowiał i wysechł.
- Nic ci nie jest? Teraz to na pewno ten dom potrzebuje remontu! - oparła dłonie na biodrach, przyglądając mu się sądnym wzrokiem. - Rodzice ci go oddali? Odziedziczyłeś go po dziadkach?
Ten musiał mieć jakichś wcześniejszych właścicieli, a Eileen była bardzo ciekawa tego, kim byli owi ludzie.
- Dzień dobry.
Może i dobry, ale powiedziane to bez przekonania, nie dawało właściwego efektu. Poza tym, jak dobrym może być nazwany dzień, w którym nagle dowiadujesz się o tym, że dom, w którym masz zamiar zamieszkać, jest nawiedzony? W świecie Czarodziejów to niby nic złego, Hogwart był tego najlepszym przykładem. Ale Eileen miała już dość duchów.
Poprawiła sobie w dłoni doniczkę z fruwokwiatem, a po drugiej stronie poprawiła uścisk na skórzanej, ciemnej walizeczce. Nie wzięła zbyt wielu rzeczy, bo wierzyła w to, że by zacząć wszystko od początku, musi czegoś się wyrzec. Ubrania wydawały się być dobrym startem.
Weszła do środka, rozglądając się ostrożnie, z równie dużą uwagą stawiając swoje kroki. Nie miała pojęcia, czy za sekundę nie wylądują nagle pod podłogą.
- Naprawdę tak sądzisz? - dodała, nie szczędząc tonowi swojego głosu powątpiewania. Pamiętała go. A przynajmniej tak jej się wydawało. Tylu uczniów przewinęło się po jej szklarniach, że nie spamiętała wszystkich, ale... - Bertie Bott? - żachnęła się nagle, marszcząc brwi. - Mógłbyś oprowadzić mnie po domu? Wtedy zastanowiłabym się, czy mogłabym ci pomóc ze sprzNABRODĘMERLINA!
Jego upadek był o tyle nieoczekiwany (w sumie trochę oczekiwany), że Eileen w pierwszej chwili zareagowała cienką falą pisków, których nie powstydziła się nastoletnia panienka z dobrego domu w obliczu wyskakującego zza szafy pająka. Dopiero po chwili podleciała do młodego chłopaka i pomogła mu się pozbierać, strzepując z ramion resztki tynku i starte kawałki farby albo tapet. Materiał strasznie wypłowiał i wysechł.
- Nic ci nie jest? Teraz to na pewno ten dom potrzebuje remontu! - oparła dłonie na biodrach, przyglądając mu się sądnym wzrokiem. - Rodzice ci go oddali? Odziedziczyłeś go po dziadkach?
Ten musiał mieć jakichś wcześniejszych właścicieli, a Eileen była bardzo ciekawa tego, kim byli owi ludzie.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Doprowadzenie się do stanu używalności nie było dla Botta trudnym zadaniem: niczego nie złamał, nie zwichnął i o dziwo nie zepsuł po drodze żadnego przedmiotu, więc upadku nie można zaliczyć do wybitnie spektakularnych. Nie mniej, rzecz jasna był bolesny, ale przecież nie będzie się rozczulał nad siniakami, kiedy właścicielka większości doniczek jakie stłukł w swoim życiu przyszła wprowadzić się do jego nawiedzonego domu!
- Uh, wygląda na to, że zwiedzanie proponuję zacząć od dołu? Proszę mi to dać. - zabrał zaraz z jej rąl bagaże, bo przecież nie będzie kobieta przy nim dźwigać! Co z tego, że to już tylko kilka kroków. Odgarnął choć w jednym miejscu kurz z podłogi (a zawirował on pięknie w powietrzu i zgadnijmy na kim wylądował: brawo, Bott, był to wspaniały ruch, jesteście oboje pokryci brudem).
- Przepraszam? - no, przecież chciał dobrze! Nie, to nie jego dzień. Niestety. Ale niech no, uda mu się jeszcze zatrzeć złe wrażenie. Choć czy można zatrzeć siedem lat wywoływania wypadków, kolejny na powitanie i obsypanie grubą warstwą starego kurzu? Oby można było! To w końcu nie jego wina, on miał jak najlepsze intencje!
- Kupiłem go. Po części dlatego wynajmuję, jak widać, cena była okazyjna, ale to nadal kupno całego domu. - przyznał. Wydał wszystko co miał, do ostatniego sykla. Ponadto rzecz jasna pływa w pięknym oceanie długów. No dobrze, tonie w nim rozpaczliwie machając rękami. Ale on się nie da wciągnąć na dno, co to to nie!
- Tu jest pokój, który już zdążyłem sobie przywłaszczyć. Choć przyznam, że nadal wygląda, jak w dniu zakupu. Tu też zostawiłem najbardziej prawowitą właścicielkę... - otworzył drzwi pokoju bardziej, żeby sprawdzić, czy duch nadal tam jest, niż dla prezentacji pokoju. Nawet nie zapytał jej o imię!
- Na przeciwko pokój jest wolny. I dwa na górze. Jak się to wszystko wysprząta, pozbędzie mchu i pleśni, wymieni kilka desek...no, ogólnie wyremontuje to będzie świetnie. Dzisiaj zacznę. - obiecał. Noo, skoro powiedział te słowa na głos to chyba na prawdę zacznie!
- Uh, wygląda na to, że zwiedzanie proponuję zacząć od dołu? Proszę mi to dać. - zabrał zaraz z jej rąl bagaże, bo przecież nie będzie kobieta przy nim dźwigać! Co z tego, że to już tylko kilka kroków. Odgarnął choć w jednym miejscu kurz z podłogi (a zawirował on pięknie w powietrzu i zgadnijmy na kim wylądował: brawo, Bott, był to wspaniały ruch, jesteście oboje pokryci brudem).
- Przepraszam? - no, przecież chciał dobrze! Nie, to nie jego dzień. Niestety. Ale niech no, uda mu się jeszcze zatrzeć złe wrażenie. Choć czy można zatrzeć siedem lat wywoływania wypadków, kolejny na powitanie i obsypanie grubą warstwą starego kurzu? Oby można było! To w końcu nie jego wina, on miał jak najlepsze intencje!
- Kupiłem go. Po części dlatego wynajmuję, jak widać, cena była okazyjna, ale to nadal kupno całego domu. - przyznał. Wydał wszystko co miał, do ostatniego sykla. Ponadto rzecz jasna pływa w pięknym oceanie długów. No dobrze, tonie w nim rozpaczliwie machając rękami. Ale on się nie da wciągnąć na dno, co to to nie!
- Tu jest pokój, który już zdążyłem sobie przywłaszczyć. Choć przyznam, że nadal wygląda, jak w dniu zakupu. Tu też zostawiłem najbardziej prawowitą właścicielkę... - otworzył drzwi pokoju bardziej, żeby sprawdzić, czy duch nadal tam jest, niż dla prezentacji pokoju. Nawet nie zapytał jej o imię!
- Na przeciwko pokój jest wolny. I dwa na górze. Jak się to wszystko wysprząta, pozbędzie mchu i pleśni, wymieni kilka desek...no, ogólnie wyremontuje to będzie świetnie. Dzisiaj zacznę. - obiecał. Noo, skoro powiedział te słowa na głos to chyba na prawdę zacznie!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
A może do mnie?
Żegnała go milknącym mruczeniem. Przechodząc parę kroków po trawie z obrazu, kołysała biodrami jak mała, wesoła dziewczynka. Uśmiech słabł, zniknął na dobre razem z Bertiem. Wtedy to, nie marnując czasu wyrwała się ponad sztuczny świat, spłynęła w dół i szybciej niż nowy właściciel zdążył powitać współlokatorkę, przyglądała się Eileen w ukryciu.
Kobieta? Zgubiła drogę?
Lena na razie się nie odzywała. Chowała się po kątach swojego królestwa podsłuchując rozmów nowych domowników. Jedno było pewne – znalazła coś, do czego jest w stanie się przyczepić. Nie da tego po sobie poznać, jednak biada temu, kto będzie chciał się sprzeciwić.
Żegnała go milknącym mruczeniem. Przechodząc parę kroków po trawie z obrazu, kołysała biodrami jak mała, wesoła dziewczynka. Uśmiech słabł, zniknął na dobre razem z Bertiem. Wtedy to, nie marnując czasu wyrwała się ponad sztuczny świat, spłynęła w dół i szybciej niż nowy właściciel zdążył powitać współlokatorkę, przyglądała się Eileen w ukryciu.
Kobieta? Zgubiła drogę?
Lena na razie się nie odzywała. Chowała się po kątach swojego królestwa podsłuchując rozmów nowych domowników. Jedno było pewne – znalazła coś, do czego jest w stanie się przyczepić. Nie da tego po sobie poznać, jednak biada temu, kto będzie chciał się sprzeciwić.
I show not your face but your heart's desire
Dała sobie odebrać walizkę, ale doniczkę twardo trzymała w dłoniach. Fruwokwiat był jedną z ostatnich roślin, które pozostały jej z tego marnego życia sprzed śmierci Rossy. Wzrok przeniosła na ocaloną cudem doniczkę i zamrugała kilkakrotnie, jakby próbowała tymi drobnymi ruchami powiek przywołać do siebie kilka dobrych wspomnień. Kaszel, jaki poderwał jej płuca do skurczu, przerwał próby.
- Nic się - *khe, khe* - nie stało. Ile tu nie było sprzątane? - powachlowała swoją twarz dłonią, krzywiąc się przy tym, jakby właśnie wrzuciła sobie do ust kilka plasterków cytryny.
Potrząsnęła głową, żeby brud natychmiast zleciał z jej włosów. Nie chodziło o sam fakt, że chciałaby dobrze wyglądać przy swoim byłym uczniu, a raczej o to, że... nie lubiła brudu. Jak każda kobieta.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, nie pozwalając sobie ani na chwilę nie spuścić wzroku ze stanu domu, po którym zaczął oprowadzać ją Bertie. Jak na razie nie wyobrażała sobie życia w tej... ruderze. Bo w tej chwili właśnie tak wyglądał ogół zawilgoconych ścian, łuszczącej się farby, zmurszałych podłóg i mebli utrzymujących się tylko na słowo honoru. Zaklęcia działały cuda, ale pierwsze wrażenie chyba zasłoniło jej zdrowy rozsądek.
Zatrzymała się nagle i odwróciła, kiedy kątem oka uchwyciła jakąś jasną smugę, cień ruchu.
- Mówisz, że ten dom jest nawiedzony? - spytała, szukając wzrokiem winowajcy swojego zaniepokojenia. - Widziałeś już tego ducha?
Spojrzała w jego kierunku i wznowiła krok, żeby dokończyć oglądanie domu. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na to, że nie powinna godzić się na takie warunki, a tymczasem brnęła w zaparte!
Bo nie mam innego wyjścia, skarciła się w duchu.
- Na gacie Merlina... - szepnęła do siebie, wzdychając cicho. - Wezmę którąś z sypialni na piętrze, jeśli nie masz nic przeciwko. Mogę się już wprowadzić i... coś z tym zrobić?
Posprzątać, wyrzucić, naprawić, umyć, wyszorować i zdezynfekować eliksirem?
- Nic się - *khe, khe* - nie stało. Ile tu nie było sprzątane? - powachlowała swoją twarz dłonią, krzywiąc się przy tym, jakby właśnie wrzuciła sobie do ust kilka plasterków cytryny.
Potrząsnęła głową, żeby brud natychmiast zleciał z jej włosów. Nie chodziło o sam fakt, że chciałaby dobrze wyglądać przy swoim byłym uczniu, a raczej o to, że... nie lubiła brudu. Jak każda kobieta.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, nie pozwalając sobie ani na chwilę nie spuścić wzroku ze stanu domu, po którym zaczął oprowadzać ją Bertie. Jak na razie nie wyobrażała sobie życia w tej... ruderze. Bo w tej chwili właśnie tak wyglądał ogół zawilgoconych ścian, łuszczącej się farby, zmurszałych podłóg i mebli utrzymujących się tylko na słowo honoru. Zaklęcia działały cuda, ale pierwsze wrażenie chyba zasłoniło jej zdrowy rozsądek.
Zatrzymała się nagle i odwróciła, kiedy kątem oka uchwyciła jakąś jasną smugę, cień ruchu.
- Mówisz, że ten dom jest nawiedzony? - spytała, szukając wzrokiem winowajcy swojego zaniepokojenia. - Widziałeś już tego ducha?
Spojrzała w jego kierunku i wznowiła krok, żeby dokończyć oglądanie domu. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na to, że nie powinna godzić się na takie warunki, a tymczasem brnęła w zaparte!
Bo nie mam innego wyjścia, skarciła się w duchu.
- Na gacie Merlina... - szepnęła do siebie, wzdychając cicho. - Wezmę którąś z sypialni na piętrze, jeśli nie masz nic przeciwko. Mogę się już wprowadzić i... coś z tym zrobić?
Posprzątać, wyrzucić, naprawić, umyć, wyszorować i zdezynfekować eliksirem?
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
- Słyszałem jak śpiewa, ma niezły gust muzyczny. - stwierdził i sam zanucił pod nosem znaną, mugolską melodię. - Widziałem tylko chwilę, siedziała w obrazie. Pewnie się jeszcze pokaże. Nie wiem nawet, jak się nazywa, sam nie spędziłem tu wiele czasu. - przyznał, rozglądając się. W sumie to na dole były trzy pokoje, z czego jeden jego. I łazienka do tych pokoi i tyle, więc jeśli pani profesor chce pokoju na górze, tutaj nie bardzo jest co jej pokazywać.
- Nie wiem, kiedy. Miałem w planach od dawna, ale wiadomo jak to z planami. A ile stał pusty... w sumie to na prawdę nie mam pojęcia. Sądząc po ilości kurzu, bardzo długo. Ale jest tu dużo świetnych staroci. - część jasne - do wywalenia. Ale część zostanie, Bertie pewnie będzie walczył o pozostawienie tu wielu pierdoł. Bo one mają duszę! Tak, tak. Jak cały ten dom. Jeśli inni tego nie widzą to... no cóż, zobaczą, to pewne.
- W każdym razie łazienka na górze nadaje się do użytku. Znaczy leci woda i w ogóle. Posprzątam tam szybko i będzie mogła pani wziąć prysznic. Nie ma sensu siedzieć na dole, jak wie pani, że chce pokój na górze, jest tylko jeden. Zaraz pokażę. - dodał, ruszając na górę. Przeszli przez salon, który wciąż był w stanie, w jakim Bertie zastał go kiedy dokonywał zakupu. Drzwi zdecydowanie do wymiany, krzesła pewnie uda się odratować, podobnie jak stół. Dach... cóż, na naprawę dachu pewnie poświęci dużo czasu. Bardzo dużo.
- Na piętrze jest tylko ta jadalnia, kuchnia, łazienka i jeden pokój. Więc spokojniej. - nie wiedział jeszcze wtedy, kto będzie mieszkał z nim na dole. Ale był pewien już teraz, że góra będzie spokojniejsza. Mówiąc o pomieszczeniach, wskazał kolejne drzwi. Zaraz ruszył do pokoju jaki zamierzał wynająć pani profesor, by otworzyć przed nią drzwi i wsadzić tam jej walizkę.
- Oczywiście, wprowadzona pani już jest. I... jasne. Pomogę pani z tym miejscem, przynajmniej tyle na pewno będzie dzisiaj zrobione, żeby się pani nie bała tu żyć. - stwierdził. Noo... mógł się troszkę bardziej pospieszyć.
zt x 3
- Nie wiem, kiedy. Miałem w planach od dawna, ale wiadomo jak to z planami. A ile stał pusty... w sumie to na prawdę nie mam pojęcia. Sądząc po ilości kurzu, bardzo długo. Ale jest tu dużo świetnych staroci. - część jasne - do wywalenia. Ale część zostanie, Bertie pewnie będzie walczył o pozostawienie tu wielu pierdoł. Bo one mają duszę! Tak, tak. Jak cały ten dom. Jeśli inni tego nie widzą to... no cóż, zobaczą, to pewne.
- W każdym razie łazienka na górze nadaje się do użytku. Znaczy leci woda i w ogóle. Posprzątam tam szybko i będzie mogła pani wziąć prysznic. Nie ma sensu siedzieć na dole, jak wie pani, że chce pokój na górze, jest tylko jeden. Zaraz pokażę. - dodał, ruszając na górę. Przeszli przez salon, który wciąż był w stanie, w jakim Bertie zastał go kiedy dokonywał zakupu. Drzwi zdecydowanie do wymiany, krzesła pewnie uda się odratować, podobnie jak stół. Dach... cóż, na naprawę dachu pewnie poświęci dużo czasu. Bardzo dużo.
- Na piętrze jest tylko ta jadalnia, kuchnia, łazienka i jeden pokój. Więc spokojniej. - nie wiedział jeszcze wtedy, kto będzie mieszkał z nim na dole. Ale był pewien już teraz, że góra będzie spokojniejsza. Mówiąc o pomieszczeniach, wskazał kolejne drzwi. Zaraz ruszył do pokoju jaki zamierzał wynająć pani profesor, by otworzyć przed nią drzwi i wsadzić tam jej walizkę.
- Oczywiście, wprowadzona pani już jest. I... jasne. Pomogę pani z tym miejscem, przynajmniej tyle na pewno będzie dzisiaj zrobione, żeby się pani nie bała tu żyć. - stwierdził. Noo... mógł się troszkę bardziej pospieszyć.
zt x 3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Odwiedzenie domu Bertiego miało być dla Poleczki tym razem czymś zupełnie bardziej poważnym niż zwykle. Ogólnie, przyzwyczajanie się do takich nowch miejsc chyba przychodzilo jej z łatwością, ale od kilku tygodni już truła głowę Bertiemu, że powinien koniecznie wziąć się już na dobre z robotą, przynajmniej ogarnąć swój pokój! Bo kiedy po raz pierwszy przyszła do Rudery to się troche przestraszyła, ze on musi mieszkać w takich warunkach. Już sama nazwa domu była trochę niepokojąca, wszak kiedy powiedział "a może przyjdziesz odwiedzić mnie w ruderze?" to nie brzmiało zbyt zachęcająco, nie tak jak miejsce do którego chciałaby się udawać mała modnisia, a Poleczka to przecież jest modnisia. Już mu nawet chciała proponować, żeby zostawił wszystko i się wyniósł do niej na Roberta Adama, przecież ona ma takie ładne mieszkanko z bratem. No i żadne szczury tam nie jedzą ścian! Ale kiedy już miała to zrobić, to Bertie jej pokazał, że nie mieszka tu sam i zaczął opowiadać o tym, jak kiedyś wspaniale będzie w domu który kupił. Polly była absolutnie wkręcona i oczarowana tym, jaki zaradny był Bertie i jakie miał plany. Przecież nie znała jeszcze nigdy w swoim życiu nikogo, kto by tak daleko patrzył, kto miałby plany i zrobił na niej takie wrażenie. Wiec chociaż przychodząc do Rudery musiała uważać, żeby nie zabrudzić nowch czanych rajstopek, albo nie podrzeć spódnicy przez jakieś krzeslo, to przychodziła czasami po pracy i spoglądała jak Bertie naprawia schody. Może powinna mu pomagać, ale zdecydowanie uparła się, że może mu pomagać dopiero w takich pracach jak malowanie, bo inne prace nie były takie, że umialaby je wykonywać. Niby nie trzeba znosić ciężkich rzeczy, ale wiadomo, że ona się bardziej zna na wyposażeniu, niż na naprawianiu. Dlatego cierpliwie czekała na dni kiedy będzie mogła mu wybrać kolor ścian do pokoju albo pomóc z kanapą albo z tym, żeby miał super pojemną szafę. W międzyczasie sterczała przy ścianie i opowiadała mu o jakiś bredniach, kiedy ten się tu pocił na schodach - bardzo miły widok, zresztą Bertie był raczej rozbawiony tym wszystkim, a później dostawał całusy i piweczko. No żyć nie umierać.
Ale wreszcie przyszedł dzień, w którym i Polly musiała dać z siebie coś więcej niż tylko stanie i gadanie. W pokoju Bertiego zauważyła tę zmianę, że było tu wreszcie posprzątane.
- Ojej, to na pewno ten sam pokój, nie zaminiłeś się przypadkiem? - żartuje na wejściu, bo przecież kiedyś jak tu weszła, to prawie sie popłakała, że Bertie mieszka w takim szarym brzydkim miejscu. Dziś nie zakładała spódniczki ani rajstopek, ale jakieś dżinsy z szelkami i bluzkę w paski, więc wyglądała na naprawdę modnie, a nawet awangardowo, bo jeszcze nikt nie nosił takich dżinsów w Londynie. Trendsetterka! Włosy ma w kucyk, to chyba też coś nowego, ale skoro ma się ubrodzić, to woli być przygotowana na wszelkie ewentualności. No i głodowe także. Dlatego na wejściu stawia koszyk z łakociami (ale nie słodkimi, bo ci cukiernicy chyba mają już dość słodyczy?) i jakimś winkiem albo piweczkami. Bo Polka niby nie ćpa już, ale na pewno zamierza korzystać z życia, a alkohol lubi bardzo. Tak jak całowanie BB, wiec go całuje krótko na wejściu, nie mogą się przecież rozpraszać jeszcze przed robotą. Później to co innego. Bierze się pod boczki i spogląda na Bertiego.
- No to co, pokażesz mi w końcu ten kolor, który chcesz mieć na ścianach?
Może jeszcze nie jest za późno na zmiany?
Ale wreszcie przyszedł dzień, w którym i Polly musiała dać z siebie coś więcej niż tylko stanie i gadanie. W pokoju Bertiego zauważyła tę zmianę, że było tu wreszcie posprzątane.
- Ojej, to na pewno ten sam pokój, nie zaminiłeś się przypadkiem? - żartuje na wejściu, bo przecież kiedyś jak tu weszła, to prawie sie popłakała, że Bertie mieszka w takim szarym brzydkim miejscu. Dziś nie zakładała spódniczki ani rajstopek, ale jakieś dżinsy z szelkami i bluzkę w paski, więc wyglądała na naprawdę modnie, a nawet awangardowo, bo jeszcze nikt nie nosił takich dżinsów w Londynie. Trendsetterka! Włosy ma w kucyk, to chyba też coś nowego, ale skoro ma się ubrodzić, to woli być przygotowana na wszelkie ewentualności. No i głodowe także. Dlatego na wejściu stawia koszyk z łakociami (ale nie słodkimi, bo ci cukiernicy chyba mają już dość słodyczy?) i jakimś winkiem albo piweczkami. Bo Polka niby nie ćpa już, ale na pewno zamierza korzystać z życia, a alkohol lubi bardzo. Tak jak całowanie BB, wiec go całuje krótko na wejściu, nie mogą się przecież rozpraszać jeszcze przed robotą. Później to co innego. Bierze się pod boczki i spogląda na Bertiego.
- No to co, pokażesz mi w końcu ten kolor, który chcesz mieć na ścianach?
Może jeszcze nie jest za późno na zmiany?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
|28 luty popołudniu
Bertie cały dzień coś robił. Pokój zaczął ogarniać wcześniej, już dawno wywalił stary materac, to była pierwsza rzecz do wywalenia, bo się go zwyczajnie brzydził. Wysprzątanie tego wszystkiego później i wybór mebli, które należy wywalić i tych, które będzie ratował był kolejnym krokiem i teraz już to wszystko wyglądało całkiem nieźle. Kilka dni temu ogarnął ściany, znaczy do tego stopnia, że można kłaść farbę, bo tapety mu się nie podobały i, choć Lana się upierała, że ma tu być tapeta w kwiaty to przecież teraz jego pokój i Lana musi znaleźć sobie inny kąt w tym domu.
Dzisiaj jednak był trochę nie w sosie. To odłożył puszkę farby, to zaraz ją otwarł. Zapomniał nawet, że z rana wypuścił Rogera z klatki i teraz królik tupał po całym pokoju. Ledwo Polly weszła do pokoju i objął ją i pocałował, a znowu usłyszał tupanie i nawet nie miał pojęcia, co tak tupie dokładnie jak jego królik dopóki nie zobaczył, że to właśnie zwierzę podróżuje po pokoju i zmierza w stronę koszyka z łakociami albo wyjścia z pokoju.
- Gdzieś jest, zaraz wyjmę. - odpowiedział, bo nie mógł jakoś skupić swoich myśli na remoncie, bo one odbiegały znowu w inną stronę i znowu czuł się tak, jak w chwili, kiedy się dookoła tej sprawy działo, jak w październiku kiedy przyszedł auror, jak w marcu rok temu, kiedy jeszcze była nadzieja. Tylko teraz to wszystko było jakieś takie senne. Szczególnie, kiedy za drzwiami mignęła mu Lana obrażona, marudząca pod nosem. Jakoś trudno mu się dzisiaj z duchami rozmawiało.
Zaczął się rozglądać za farbą, którą przecież już otworzył do malowania i, która była obok łóżka i zaraz pokazał kolor.
- Do wyboru trzy kolory. Zielony niebieski albo żółty. - wzruszył ramionami, bo i magiczna farba była taka, że nie musiał wybierać od razu, ale musi wybrać przed nałożeniem i zamieszać odpowiednią ilość razy. Na opakowaniu nawet są opisane kolory, ale jemu takie coś, jak "butelkowa zieleń", "pruski błękit" i "żółć cynkowa" niewiele mówiły, w każdym razie na obrazku kolory były ładne i w sumie to teraz sam nie wiedział, co mu pasuje. - Wybierzesz?
Spytał jeszcze i wstał z łóżka, bo musiał iść drzwi zamknąć, żeby Roger na poważnie z pokoju nie wyszedł, bo nie miał ochoty się dzisiaj z nim w chowanego bawić. Wszystko było gotowe i chciał coś skończyć i z Polką czas spędzić, bo ona jego myśli pewnie ogarnie, albo da mu nowe.
- Chcesz jakąś bluzę? - zapytał zaraz, bo Polly zawsze wyglądała ładnie i nie chciał, żeby coś tu straciła, a on miał trochę rzeczy takich remontowych, po-domowych, poprzecieranych, że po odnawianiu Rudery się je wywali, ale teraz są zamiast rzeczy, które lubi.
Bertie cały dzień coś robił. Pokój zaczął ogarniać wcześniej, już dawno wywalił stary materac, to była pierwsza rzecz do wywalenia, bo się go zwyczajnie brzydził. Wysprzątanie tego wszystkiego później i wybór mebli, które należy wywalić i tych, które będzie ratował był kolejnym krokiem i teraz już to wszystko wyglądało całkiem nieźle. Kilka dni temu ogarnął ściany, znaczy do tego stopnia, że można kłaść farbę, bo tapety mu się nie podobały i, choć Lana się upierała, że ma tu być tapeta w kwiaty to przecież teraz jego pokój i Lana musi znaleźć sobie inny kąt w tym domu.
Dzisiaj jednak był trochę nie w sosie. To odłożył puszkę farby, to zaraz ją otwarł. Zapomniał nawet, że z rana wypuścił Rogera z klatki i teraz królik tupał po całym pokoju. Ledwo Polly weszła do pokoju i objął ją i pocałował, a znowu usłyszał tupanie i nawet nie miał pojęcia, co tak tupie dokładnie jak jego królik dopóki nie zobaczył, że to właśnie zwierzę podróżuje po pokoju i zmierza w stronę koszyka z łakociami albo wyjścia z pokoju.
- Gdzieś jest, zaraz wyjmę. - odpowiedział, bo nie mógł jakoś skupić swoich myśli na remoncie, bo one odbiegały znowu w inną stronę i znowu czuł się tak, jak w chwili, kiedy się dookoła tej sprawy działo, jak w październiku kiedy przyszedł auror, jak w marcu rok temu, kiedy jeszcze była nadzieja. Tylko teraz to wszystko było jakieś takie senne. Szczególnie, kiedy za drzwiami mignęła mu Lana obrażona, marudząca pod nosem. Jakoś trudno mu się dzisiaj z duchami rozmawiało.
Zaczął się rozglądać za farbą, którą przecież już otworzył do malowania i, która była obok łóżka i zaraz pokazał kolor.
- Do wyboru trzy kolory. Zielony niebieski albo żółty. - wzruszył ramionami, bo i magiczna farba była taka, że nie musiał wybierać od razu, ale musi wybrać przed nałożeniem i zamieszać odpowiednią ilość razy. Na opakowaniu nawet są opisane kolory, ale jemu takie coś, jak "butelkowa zieleń", "pruski błękit" i "żółć cynkowa" niewiele mówiły, w każdym razie na obrazku kolory były ładne i w sumie to teraz sam nie wiedział, co mu pasuje. - Wybierzesz?
Spytał jeszcze i wstał z łóżka, bo musiał iść drzwi zamknąć, żeby Roger na poważnie z pokoju nie wyszedł, bo nie miał ochoty się dzisiaj z nim w chowanego bawić. Wszystko było gotowe i chciał coś skończyć i z Polką czas spędzić, bo ona jego myśli pewnie ogarnie, albo da mu nowe.
- Chcesz jakąś bluzę? - zapytał zaraz, bo Polly zawsze wyglądała ładnie i nie chciał, żeby coś tu straciła, a on miał trochę rzeczy takich remontowych, po-domowych, poprzecieranych, że po odnawianiu Rudery się je wywali, ale teraz są zamiast rzeczy, które lubi.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Jestem gotowa się pobrudzić - dumna pokazuje mu swój strój, wclale nie wpadła na to, że jemu się może nie podobać jej strój. Jest taką trochę zakupoholiczką modową, bo gotowa jest wydawać na ubrania wszystkie pieniążki. Chociaż bluzę od BB bardzo chętnie by przyjeła, żeby móc w niej sobie spać, albo chodzić i czuć jego obecność zawsze przy sobie. Romantyczka!
To prawda, że pokój był przygotowany! Ściany w tapetach byłby świetne, a kwiaty na ścianach to marzenie Polly, więc szkoda, ze się dziewczyny nie zgadały wcześniej z Laną. Lana to chyba niezbyt lubi Polly, a może po prostu Polly jest wobec niej troche zachowawcza. Ale jak ma inaczej traktować zmarłą, skoro tyle ważnych dla niej osób ostatnio umarło? Stara się, ale nie ufa tej całej zagubionej duszce. O, właśnie się pojawiła. Polly uśmiecha się, ale Lana jej nie widzi, bo przemyka gdzieś dalej. Pokłócili się z Bertiem? Oboje jacyś inni dziś są.
Kiedy Bertie obiecał podać farby, dziewczyna zauważyła króliczka, co tak tuptał po całym pokoju. Prawie pisnęła z radości, bo kochała to małe stworzonko.
- Cześć słodziaku - Polka zaraz idzie ganiać królika, który jest chyba tak samo bliski jej sercu jak Bertie Bott, właściwie to dobrze, że Roger i Bertie to przyjaciele, bo inaczej nie wiedziałaby jak ma dzielić czas pomiędzy jednego słodziaka a drugiego. Kuca przed biało rudym króliczkiem i zaraz łapie go i wsadza sobie na kolana, żeby zagłaskać na śmierć. Polka to ma za dużo miłości, żeby tak siedzieć bezczynnie, więc lepiej żeby coś głaskała. Ale z dwójki, to lepiej Rogera, bo Bertie trochę tak dziś jak nastroszony kolcami się zachowuje. Polka idzie z Rogerem pod pachą do tych kolorów w puszkach i się zastanawia.
- Mi się podoba turkusowy, jak sądzisz? Wszystko zależy od tego jakiego koloru chciałbyś mieć meble, jakby były na przykład białe, to wtedy można zrobić ciemniejszy odcień.. ale jeżeli wolałbyś mieć ciemne meble to wtedy... - on jej absolutnie nie słuchał! Polly patrzyła na niego, jak się miota po pokoju i szuka swojego miejsca.
- Bertie, coś się stało? - tym razem to ona dopytuje, śledząc go spojrzeniem. Wyglądał może nie na jakiegoś bardzo zasmuconego, ale po prostu był rozkojarzony. Więc postanowiła zgadywać: - Jakiś problem masz ze współlokatorami? Znalazł się ktoś nowy kto chciałby z wami tu mieszkać? Okazał się męczący?
Dobrze, że nie wymagała takich informacji jak dane osobowe nowego współlokatora, bo mogłaby się mocno przestraszyć tego, jak teraz będzi wyglądało jej życie. Lepiej żyć w bezpiecznej niewiedzy.
To prawda, że pokój był przygotowany! Ściany w tapetach byłby świetne, a kwiaty na ścianach to marzenie Polly, więc szkoda, ze się dziewczyny nie zgadały wcześniej z Laną. Lana to chyba niezbyt lubi Polly, a może po prostu Polly jest wobec niej troche zachowawcza. Ale jak ma inaczej traktować zmarłą, skoro tyle ważnych dla niej osób ostatnio umarło? Stara się, ale nie ufa tej całej zagubionej duszce. O, właśnie się pojawiła. Polly uśmiecha się, ale Lana jej nie widzi, bo przemyka gdzieś dalej. Pokłócili się z Bertiem? Oboje jacyś inni dziś są.
Kiedy Bertie obiecał podać farby, dziewczyna zauważyła króliczka, co tak tuptał po całym pokoju. Prawie pisnęła z radości, bo kochała to małe stworzonko.
- Cześć słodziaku - Polka zaraz idzie ganiać królika, który jest chyba tak samo bliski jej sercu jak Bertie Bott, właściwie to dobrze, że Roger i Bertie to przyjaciele, bo inaczej nie wiedziałaby jak ma dzielić czas pomiędzy jednego słodziaka a drugiego. Kuca przed biało rudym króliczkiem i zaraz łapie go i wsadza sobie na kolana, żeby zagłaskać na śmierć. Polka to ma za dużo miłości, żeby tak siedzieć bezczynnie, więc lepiej żeby coś głaskała. Ale z dwójki, to lepiej Rogera, bo Bertie trochę tak dziś jak nastroszony kolcami się zachowuje. Polka idzie z Rogerem pod pachą do tych kolorów w puszkach i się zastanawia.
- Mi się podoba turkusowy, jak sądzisz? Wszystko zależy od tego jakiego koloru chciałbyś mieć meble, jakby były na przykład białe, to wtedy można zrobić ciemniejszy odcień.. ale jeżeli wolałbyś mieć ciemne meble to wtedy... - on jej absolutnie nie słuchał! Polly patrzyła na niego, jak się miota po pokoju i szuka swojego miejsca.
- Bertie, coś się stało? - tym razem to ona dopytuje, śledząc go spojrzeniem. Wyglądał może nie na jakiegoś bardzo zasmuconego, ale po prostu był rozkojarzony. Więc postanowiła zgadywać: - Jakiś problem masz ze współlokatorami? Znalazł się ktoś nowy kto chciałby z wami tu mieszkać? Okazał się męczący?
Dobrze, że nie wymagała takich informacji jak dane osobowe nowego współlokatora, bo mogłaby się mocno przestraszyć tego, jak teraz będzi wyglądało jej życie. Lepiej żyć w bezpiecznej niewiedzy.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Sypialnia Bertiego
Szybka odpowiedź