Składzik
Co tu znajdziemy? Worki z mąką, z cukrem i z kawą, pełno skrzynek z owocami i alkoholami, woreczki z suszonymi ziołami, krzesła zapasowe i ze dwa stoliki, gdyby w Słodkiej pojawiło się znacznie więcej klientelli niż to przewidywane, a przecież przyjmiemy każdego! Ponadto puste słoiki i słoiki zapełnione przepysznymi konfiturami, tymi mniej dobrymi również... Kartka z przyszłymi zamówieniami!, bo dopisujemy, co nam przyjdzie do głowy. Takie wszystko i nic! Cóż, jak najbardziej typowy składzik, którego chaos może jednak człowieka pochłonąć na dobrych kilka godzin. O ile, oczywiście, postanowi zrobić w nim porządek.
Na spacerze syn Cilliana nalegał, bardzo intensywnie nalegał, na zabranie go na słodkie ciastko. Podobnym naleganiom zaś nie potrafiłby oprzeć się nawet najsurowszy z rodziców. Panowie Moody trafili więc do cukierni, w której czekali na zamówione ciastko. Syn Cilliana jednak nie zamierzał grzecznie siedzieć przy stole. Kiedy tylko rodzic stracił go na chwilę z oczu, ruszył biegiem za ladę, gdzie potrącił idącego właśnie ze świeżymi wypiekami Bertiego. Ciasta wylądowały na ziemi zaś malec zniknął na zapleczu korzystając ze swoich raczej niewielkich rozmiarów i chowając się między jakimiś workami z porwanym w biegu ciastkiem, które właśnie zajadał. Czy Cillian i Bertie połączą siły, by znaleźć chłopca? Czy Cillian pomoże w sprzątaniu bałaganu po synu?
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Co innego wyjść na spacer latem, a co innego, kiedy na dworze panuje chłód i muszę mieć dosłownie trzecie oko, które będzie obserwować mego syna, który lubi być dosłownie wszędzie. Gdyby nie moja czujność, kto wie gdzie by się teraz Alastor znalazł. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. Może i dlatego gdy ten wpadł w lekki poślizg, wziąłem jego na ręce. Nie ważne, że ma szkrab swoje lata, wolę, by przypadkiem sobie nogi nie skręcił. Jeszcze by tego nam do szczęścia brakowało.Zaraz usłyszałem prośbę o ciastko. - Ale synu, mama na nas będzie się złościć...- próbowałem przekonać malca, że nie powinniśmy zbaczać z harmonogramu dnia, lecz ten tak mocno prosił, nalegał, że aż serca nie miałbym, gdybym nadal się upierał przy swoim. - No dobrze mały.- poczochrałem drugą ręką jego śliczne brązowe włoski i puściłem go na ziemię, byśmy mogli wspólnie udać się do lodziarni, gdzie są najlepsze łakocie. Gdy zająłem z synem wolny stolik, pokazałem jemu kartę i pozwoliłem wybrać czekoladowe ciastko, a sam wziąłem ciepłą czekoladę do wypicia. Jednak kiedy to składałem zamówienie - dosłownie na moment - to usłyszałem tupot stóp, a gdy zerknąłem w stronę Alastora - to zastałem puste krzesło. - Alastor.- wyszeptałem i zacząłem szybko wzrokiem szukać swego syna. - Tak tak, to wszystko.- powiedziałem do kelnera nie słuchając, co on jeszcze do mnie mówił, bo chwilę później ujrzałem swego syna. Na sekundę. Zaraz wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę pobojowiska słodkości, gdyż zamiast syna, ujrzałem młodzieńca, którego słodkości wylądowały na posadce.
- Przepraszam bardzo za mego syna. Dosłownie na chwilę nie można jego stracić z oka.- zacząłem się tłumaczyć i jednocześnie na nowo zacząłem szukać wzrokiem swego syna. Nigdzie go nie widziałem, no cholera. Zaraz wróciłem wzrokiem w stronę chłopca. - Macie gdzieś jakieś schowki, nie wiem, jakieś ukryte miejsca, gdzie on by mógł się schować?- zapytałem grzecznie mimo, iż w duchu byłem cholernie zniecierpliwiony. A co, jeśli coś jemu się stało? Nie, muszę wyzbyć się tej myśli. Pewnie po prostu gdzieś się skrywa i myszkuje - jak to on. - Oczywiście zapłacę w ramach rekompensaty. Ale teraz chciałbym odnaleźć mego syna.- dodałem chcąc zapewnić młodzieńca, że nie będzie nic stratny za wybryk mego syna. Zapłacę za szkodę.
No, nie były w końcu jakieś olbrzymie.
Wracając jednak do głównego tematu - chłopiec czmychnął tak szybko, że Bertie nawet nie zdążył się obejrzeć. Pozbierał się tylko i już stał obok niego zmartwiony ojciec, który bardzo przypominał mu jego własną matkę. Podobna mimika świadcząca o nerwowości. Usiłował zachowywać się jak rozsądna, nie nadopiekuńcza osoba i zapewne tylko przez te pozory nie pobiegł jeszcze sam do kuchni. Coś mu podpowiadało, że dzieciak miał podobne tendencje, co Bertie do siania grozy i armagedonu i dał swojemu tacie powody, by ten właśnie w tej chwili wyobrażał sobie jak syn siedzi w gorącym piekarniku, bo był bardzo ciekaw jak to jest być wypiekiem.
Nie, żeby takie próby wpadały małoletniemu Bertiemu do głowy, tytuł domowego samobójcy i znerwicowanie do jakiego doprowadził u obu rodziców całkowicie o niczym nie świadczy.
I zabawnie mimo wszystko było patrzeć na chyba całkiem podobną relację między innym ojcem i jego synkiem.
Bott nie skupiał się jednak na tej myśli zbyt długo i pozwolił sobie tylko na nieznaczny uśmiech, nie chcąc zbytnio drażnić poddenerwowanego klienta.
- Spokojnie, zaraz go znajdziemy. Jeśli tylko pana syn nie postanowił zostać muffinką, na pewno nic mu nie grozi. - dopiero po wypowiedzeniu tych słów połapał się, że trochę palnął gafę. Bo i Bott miał nawyk najpierw ozorem memłać, a potem uświadamiać sobie, że powinien się w niego gryźć. Cóż, trzeba z tym żyć.
Wszedł jednak do kuchni i na szybko się rozejrzał.
- Może któraś szafka? - zaczął je otwierać po kolei - przynajmniej te, w których chłopaczek na oko mógłby się zmieścić. - Mam nadzieję, że nikt nie zamierza ze mną walczyć o miano Armagedonu. Za zawieszenie broni mogę zapłacić pełnym czekolady ciastkiem. - zaoferował. Jeśli dzieciak by słyszał, na pewno by wyszedł. No, kto oprze się jego czekoladowym ciasteczkom?!
A w końcu Bott musiał chociaż udawać, że wcale nie bawi go zabawa w chowanego z młodym klientem. Może jego ojciec właśnie wyobraża sobie swoje potomstwo żonglujące nożami, cukiernik jednak psychiką zbliżony jest bardziej do chcącego się bawić kilkulatka, niż jego odpowiedzialnego ojca.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Wydech. Tak, musiałem uspokoić się, zanim zacznę panikować, przecież chciałem tylko odszukać swego syna. Nikt - chyba - jego nie porwał. Ruszyłem zaraz za brunetem pomagając w poszukiwaniach. nic, żadnego żywego ducha, prócz przydatnych do wyrobów słodkości jakichś mąk, nie wiem.
Nagle coś usłyszałem. - Słyszałeś też to?- zwróciłem się do chłopaka, a potem idąc za czujnym uchem skierowałem wzrok na worki z mąkami. Zdawało mi się, że coś usłyszałem, jakby jakieś poruszenie. Co prawda worek miał jakieś dziwne wybrzuszenie, niewielkie, lecz dziwne, ale może po prostu tam ma jakąś skrzynkę, która spadła w ten rejon. Postanowiłem nie czekać biernie, w końcu jestem aurorem, nawet nie umiem biernie obserwować i wyjąłem różdżkę. Nieznaczny ruch nadgarstkiem, rzucone w myślach zaklęcie niewerbalne -i proszę. Worek się przesunął, a zamiast spodziewanej skrzynki ujrzałem własnego głodomora. - Alastor, ale żeś nastraszył nas. Chodź no tu do mnie.- westchnąłem z ulgą, że memu dziecku, memu pierworodnemu nic się nie stało, tak więc schowałem z powrotem różdżkę do kieszeni i biorąc malca na ręce spojrzałem na bruneta.
- Gde te castko?- zabrzmiał melodyjny, dziecięcy głos, który wydał z siebie Alastor, a ja spojrzałem na niego wpierw ze zdumieniem, a potem parsknąłem samemu nie dowierzając, co się tak naprawdę tutaj dzieje.
Pokręcił w każdym razie głową choć widział, że nieznajomy nie bardzo się interesuje jego odpowiedzią. Widocznie wyśledził już swojego potworka i faktycznie zaraz kilkuletnie dziecię się pojawiło całe zadowolone i dało wziąć ojcu na ręce.
- Nie wiem czy zasłużyłeś, w końcu nie poddałeś się sam z siebie. - stwierdził udając, że się namyśla. Ruszył jednak zaraz z powrotem w stronę przejścia, prowadząc też dwójkę klientów, bo ci zdecydowanie nie powinni tu przebywać. Przy ladzie sięgnął jednak po obiecane ciasteczko i dał je maluchowi, a niech tam. Nie można obiecywać dzieciom słodyczy, a potem nie wywiązywać się z umowy.
- Ale teraz siadaj na miejsce i bądź grzeczny, bo inaczej niczego tu więcej nie kupisz ani nie dostaniesz. - pogroził malcowi, choć jego uśmiech zdecydowanie sprawiał, że nie brzmiał groźnie i groźny się nie wydawał. No... bo jak to, groźny cukiernik? Groźny BOTT? Nie, to nie gra, zdecydowanie.
Zaraz jednak, skoro kryzys został zażegnany, odwrócił się do ciasteczkowej plamy na podłodze, by tackę odesłać migiem do kuchni, a resztę osobnym zaklęciem wyczyścić. Jednocześnie po raz kolejny w swoim życiu ciesząc się, że jest czarodziejem.
- Składał już pan zamówienie? - spytał zaraz uprzejmie, znów zwracając uwagę na mężczyznę. Skoro już tu zaszedł, może od razu się dowiedzieć czegóż chcą i podać.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
- Cudem, ale udało mi się coś zamówić, lecz teraz chyba tylko o tę czekoladę poproszę, bo jedna osoba dostała ekspresowo zamówienie.- próbowałem jakoś obrócić sytuację w wesoły żart, mimo mojego dyskomfortu. Bo malec w sumie dostał ciastko - jak sobie życzył przy wejściu tutaj, więc sobie wezmę tylko czekoladę. - Niech pan dopisze do rachunku stracone te ciastka. Zapłacę za szkody.- dodałem pogodnie kiwając jednocześnie głową. Jego syn narozrabiał, to zapłaci za szkody, mówi się trudno. Ale po prostu chciałem być uczciwy wobec cukierni i ich klientów, by nie musieli podwójnie płacić.
- No, ja mam nadzieję. - odpowiedział rozbrojony zapewnieniem małego rozrabiaki z zapełnioną czekoladą buzią. Nie, na pewno Bott nie myślał jeszcze o dzieciakach, był wręcz od tego typu rzeczy bardzo, ale to bardzo daleko, ale po prostu lubił dzieci. Szczególnie urwisów. Jakoś łatwiej mu było się z nimi dogadać.
Słowa ojca za to rozbawiły go do końca. Zawsze strasznie bawił go lęk przed "surową mamą", który widział i u swojego ojca usiłującego ukryć przed Samanthą Bott ile tylko się dało. Choć to chyba akurat bardziej dla dobra jej zdrowia psychicznego, które młodociany usilnie szarpał.
- W porządku, zaraz przyniosę. Kelner pewnie uznał, że zrezygnował pan z zamówienia, szukanie malca chwilę zajęło. - stwierdził. - Pitną, tak? - upewnił się tylko i na potwierdzenie skinął głową.
- W porządku, dziękuję. - bardziej dziękował za fakt, że klient nie robił problemów, niż za same pieniądze, tak czy inaczej doceniał to, że trafił na zwyczajnie uprzejmą osobę. Płacenie za to wszystko z własnej kieszeni byłoby niewygodne i, choć sam nie raz i nie dwa coś tu popsuł i jak już zostało wspomniane, Cynthia była najlepszą pracodawczynią świata, wolałby nie ponosić odpowiedzialności za ciastka rozwalone przez dzieciaka.
Zaraz poszedł do kuchni, żeby przygotować zamówienie.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
- Synu, nie możesz od tak chodzić po cukierni. I czemuś na Merlina wyrzucił tę serwetkę? Chodź no na krzesło.- mówiłem spokojnie, stonowanym głosem, chcąc jedynie wytłumaczyć synowi, że nie powinien brać serwetki i jej wyrzucać. Ten natomiast zaraz podszedł do lady i zaczął palcem pokazywać tort bezowy. - Ja kce ten tolt! Tato, kupmy go dla mamy!- krzyczał malec, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Dlatego stanąłem przy synu i postanowiłem poczekać, jak zjawi się młodzieniec, który zjawił się chwile później.
- Można wiedzieć, ile ten tort kosztuje?- mówiąc wskazałem palcem w stronę tego tortu bezowego, chociaż nie musiałem tego robić, bo Alastor dobitnie chciał pokazać, o jaki tort jemu chodzi.
- Polecam zjeść w ciągu doby, potem robi się dość natrętny. Znaczy potrafi zmieniać miejsce, właścicielka może nagle znaleźć go na biurku w pracy, na siedzeniu w samochodzie albo na szafce nocnej. - przyznał. Dla niego to atut - słodycz, który sam za tobą chodzi! Ale dla odchudzającej się pani (a przecież połowa pań wiecznie jest na diecie, nie wiedząc czemu!) może to być denerwujące. No, dla nerwowej pani ale wolał zawsze wspominać o ewentualnych magicznych skłonnościach swoich wypieków, żeby unikać ewentualnych narzekań ze strony klientów.
- Cóż, przynajmniej jest wymówka na podjadanie. - stwierdził wesoło i wzruszył ramionami, oczekując decyzji klienta.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
- Pewnie jak szybko pojawi się na stole to zniknie, więc chyba nic takiego się nie stanie, ale dziękujemy za ostrzeżenie.- kiwnąłem głową zerkając na chłopaka pogodnie. - To niech pan zapakuje te ciasto. Skończę czekoladę to wezmę.- rzuciłem dając znak synowi, że wracamy do stolika. Tam sobie skończyliśmy posiłek w wesołej atmosferze, bo Alastor też chciał posmakować czekolady i się nieco upaskudził od czekolady. Nie przejąłem się tym zbytnio, bo na koniec udałem się z nim do łazienki, aby obmyć jego brudną twarz, a kurtka dostała Chłoszczyć. Dobra, kryzys zażegnany, mogliśmy wyjść z łazienki. Podeszliśmy do lady, gdzie zapłaciłem a wszystko, włącznie ze stratami i ciastem bezowym, które wziąłem pod pachę.
Papa- Alastor na pożegnanie pomachał w stronę Bertiego, a ja jemu skinąłem głowa. Chwilę później nasz już nie było w sklepie.
z.t
Zaraz już kolejne zamówienie było wykonane i Bertie wrócił za ladę, gdzie zjawili się Cillian Moody i jego dyn. Podliczył wszystko i skinął głową dorosłemu klientowi, jego synowi odmachując z uśmiechem.
Sprzątnął już tylko naczynie z ich stolika, przetarł ten bardziej z nawyku i poczucia obowiązku, niż faktycznej potrzeby i wrócił do zajmowania się kolejnymi klientami.
zt.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.