Wynonna Persephone Burke
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: posiadłość w Durham
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogacz
Zawód: Łowca rzadkich ingrediencji
Wzrost: 162 cm
Waga: 51 kg
Kolor włosów: Ciemny Brąz
Kolor oczu: Zielony
Znaki szczególne: Duże oczy, pełne usta zawsze skąpane pod warstwą wyrazistej szminki.
Robinia, Pazur sfinksa, dość giętka, 14 i 1/2 cala
Slytherin
ryś
Dementor
Kwitnący Bez
Ojciec spoglądający z dumą
Podróże
nie kibicuję
dążę do perfekcji
Preferuje cisze, w innym wypadku klasyczna
Zhenya Katava
W rodzinie takiej jak moja nie żyje się łatwo. Ba, łatwo się nawet nie rodzi, opinie na ten konkretny temat powinna jednak wyrazić moja matka, z tego prostego powodu, że ja z niego nic nie pamiętam. Przyszłam na świat w zimą, dokładnie 10 stycznia 1932 roku. Noc była mroźna i nieprzyjemna, a przynajmniej tak lubił wspominać dzień moich narodzin ojciec. Zwykł też mawiać, że przypominam porę roku w której się urodziłam. Przez wiele lat go nie rozumiałam, sama nie jestem pewna, czy i teraz wiem, co ma na myśli powtarzając te słowa. Zmyślnie więc przemilczam temat, nie mając chęci wszczynać jednej z kolejnych dyskusji na swój temat. A uwierzcie mi, było ich już wiele. Młodsza. Zawsze w tle starszych braci. Niedoceniona. Niezauważona. Pominięta. Jakby tylko mężczyznom przysługiwało w tym świecie prawo do posiadania kariery, do przydawania się rodzinie, do pielęgnowania biznesu.
Moje zdolności magiczne objawiły się szybko. Miałam niewiele ponad trzy latka, gdy pierwszy raz objawiły się one mnie i mojej rodzinie. Pamiętam to jak dziś, bo to był pierwszy i ostatni moment, w którym ujrzałam w spojrzeniu ojca dumę. Później to uczucie jakby znikało, z każdym dniem blaknąc. A ja, chcąc ponownie rozpalić tą iskierkę stawałam się coraz lepsza, nie zostawiając miejsca na niedoskonałości.
Wierzę w perfekcję i chcę ją osiągnąć. porażka nie wchodzi w rachubę Ja w sumie czasem sądzę, że oni może mi zazdroszczą, bo sami nie mają tyle siły, żeby dążyć do perfekcji...
Perfekcja? Mam to słowo wypisane na twarzy, na czole dokładniej, jakby tylko przyjrzeć się mi, gdy oceniam swoje dzieło. Mam je wypisane też w mojej pozie, idealnej, prezentującą mnie. Wynonne Persephone Burke. Ta cecha jednak pomaga mi. Nie urodziłam się z nią, bardziej nabyłam ją w trakcie dorastania. W nieprzemożonej chęci dorównania bartom, którym nigdy równa nie będę. Chciałam umieć więcej, wiedzieć lepiej i móc mówić głośniej. To pomogło mi nauczyć się wiele. Wyćwiczyć wiele i pokochać książki, jak mojego najlepszego przyjaciela. Pomogło nauczyć się odkładać emocje na bok przy podejmowaniu decyzji i wykonywaniu zadań. Jednak nadal pozostawiało mnie w tyle, za dwóją utalentowanych chłopców. Przez większość czasu zostawałam pod opieką guwernantki, lub jednej z kolejnych nauczycielek. Uczyły mnie Historii naszego rodu, jak i Historii Magii. Próbowały wbić mi do głowy choćby podstawy etykiety, ale jakoś nie byłam szczególnie podatna na tą wiedzę. Dopiero po kilku latach załapałam podstawy, nadal jednak deptałam partnera podczas tańca. I dobrze, nigdy nie rozumiałam, czemu kobieta miałaby podporządkowywać się mężczyźnie. Zdecydowanie większą frajdę sprawiały mi rozrywki fizyczne, takie jak pływanie, jeździectwo, czy latanie na miotle. Lubiłam ten moment, gdy w pędzie wiatr smagał mi policzki. Często też uciekałam i chowałam się przed guwernantką i kolejną lekcją z etykiety. Prędzej czy później jednak zawsze mnie znajdowała, bez względu, czy wspięłam się na drzewo, czy schowałam w jednej z zamkowych komnat. Dostałam niejedną karę za nieposłuszeństwo, jednak to tylko odrobinę przytemperowało mój charakter. Tiara Przydziału ledwo dotknęła mojej głowy a już wrzeszczała na całą salę nazwę zielonego domu. Nie mogło być inaczej. Nie miało. Byłam prymuską od pierwszego roku, bardzo szybko odnajdując się w lochach, które zamieszkiwali ślizgoni. I choć wielu chciało mieć mnie za swojego przyjaciela, ja mocno nie przepadałam za ich towarzystwem. Wolałam samotność. Błogą ciszę, która pozwalała mi oddawać się własnym zadaniom. Jeśli już jednak zmuszona byłam do posiadania towarzystwa przyzwalałam na obecność potomkom głównie potomków z rodów czystokrwistych, starannie jednak przesiewałam i tych przez sito przekonań i poglądów wpojone mi przez rodzinę. Na mugolaków często nawet nie zerkałam, chyba, że jakiś wyjątkowo mnie zaciekawił. Choć o Grindelwardzie było głośno Wynonna jakoś nie potrafiła nic poradzić na to, że mocniej skupiła się na swoim rozwoju niż na zdobywcy terytorialnym Bułgarii. Lekki niepokój gnieździł się gdzieś w środku mego serca, jednak mając trzynaście lat zawierzałam w słuszność decyzji moich rodziców i fakt, że nie pozwolą, by stała nam się krzywda. Pojedynek tych dwóch wielkich czarodziei wstrząsnął całą społecznością. Nikt mi tego nie powiedział, a jednak czułam, że właśnie tak było. Grindelwald zwyciężył, jednak ja byłam zbyt młoda, by dokładnie zrozumieć, jakie to ma znaczenie dla naszego świata. Tak więc nadal skupiałam się na samorozwoju. Na trzecim roku zwerbowano mnie do drużyny, czy może sama wybrałam się na nabory i tak do końca nauki zaszczycałam zieloną drużynę swoją osobą na pozycji obrońcy. Nic też dziwnego, że na piątym roku zostałam prefektem. Egzaminy zdałam z wynikiem prawie idealnym. Z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami uzyskałam Powyżej Oczekiwań, z Zielarstwa i Eliksirów otrzymałam stopień wybitny. Historię Magii zdałam na Dobry. To jednak też nie wzbudziło we wzroku mego ojca tego spojrzenia, na które tak bardzo miałam nadzieję.
Rodzina? Cenię ją nad wszystko. Wierzę, że ojciec się nie myli. Musi mieć rację, wiedzieć co dobre dla nas.. dla świata. Prawda? Czasem wątpię. Jak każdy. Zastanawiam się nad sensem, tego co mnie otacza, tego co robię i na co się zgadzam. Zachowuję jednak swoje myśli dla siebie. Dlatego idealnym pomysłem był kurs na alchemika. Pójść w ślady brata. Dopasować swoje zdolność, by dopełnić rodzinę. Zaraz po szkole zaczęłam kurs. Moja determinacja w dążeniu do perfekcji nie pozostawiała złudzeń, że jestem kolejną z rodu Burke, siostrą swego brata, który jeszcze kilka lat później gnieździł się w pamięci egzaminatorów jako uczeń wybitnie pojętny. Myślę, że już wtedy wiedziałam, że ta praca jest zbyt statyczna jak dla mnie. Skończyłam jednak kurs. Jak przystało na Burke'a z najlepszymi wynikami.
Mam nadzieję, że to prawda. Przykładałam się zawsze i do wszystkiego. Robiłam wszystko tak, jak należało, jak życzyli sobie rodzice i jak po prostu należało. Skrupulatnie i z zapałem, a nawet i chęcią, zasiadałam do książek, brzy nauczyć się czegoś nowego, czy by rozwijać swoją umiejętność logicznego myślenia. Biblioteka naszego rodu była olbrzymi i zawierała wiele tytułów, nieraz i takich, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Pochłaniałam je stronicami. Zawsze też jednak mnie nosiło. Gdzieś, poza mury naszego zamku, choćby na łąkę, by poczuć wiatr we włosach. Choć wiedziałam że nie powinna strasznie pociągała mnie wizja podróży i przygód, jakie mogły mnie w nich spotkać.
Pamiętam jak dziś, jak dorastało we mnie uczucie, że się duszę. Że marnuję siebie i swoje życie. Walczyły we mnie dwa uczucia. Lojalność do rodziny, która podpowiadała, żeby kontynuować alchemiczną karierę i wpierać nią mój ród. Z drugiej strony zaś stała moja perfekcja, która jednocześnie była moją największą wadą i zaletą. Perfekcja, która połączyła się z zrodzoną za dziecka chęcią przypodobaniu się ojcu, a w ciągu lat przekształciła się w chęć do ciągłego rozwoju i życiowego ruchu, które mocno pchały mnie w świat, ku rejonom dzikim i niebezpiecznym. Rok spędzało mi sen z powiek przeczucie, że warzenie elisirów do końca życia nie tylko mnie nie zadowoli, ale i jednocześnie zrobi ze mnie zgorzkniałą osobę. Wystarczyło już, że byłam chodzącą, rzadko kiedy wykazującą jakiekolwiek emocje, górą lodową, której chłodne spojrzenie mogło szybko i skutecznie zatrzymać nie jednego.
W końcu, po długich rozmyślaniach i wielu bezsennych nocach, wpadłam na to jak połączyć lojalność do rodziny z życiem w zgodzie z samą sobą. Udałam się wtedy do gabinetu ojca i wypowiedziałam tylko trzy słowa : Łowca rzadkich ingrediencji. Mój rodziciel podniósł na mnie wzrok znad kart jakiejś księgi, którą właśnie czytał i zmierzył uważnie spojrzeniem, które niejednego śmiałka mogłoby zmrozić, a pewnie też i pozbawić całego rezonu jaki posiadał.
- Wynonno Persephono Burke. - odezwał się ostrzegawczym tonem mój ojciec, do dziś pamiętam jego brzmienie. Nasze spojrzenia spotkały się. I trwaliśmy tak w ciszy przez kilkanaście sekund, które dla mnie wlokły się dłużej niż całe moje życie, mierząc się spojrzeniem. Nie spuściłam go, choć natarczywość, która biła mu z oczu była onieśmielająca. Nie drgnęłam nawet, nie do końca pewna, czy powodowane to było moją nieugiętością, czy też właśnie wzrok ojca tak mnie zmroził. W końcu westchnął, jakby zdając sobie sprawę od jakiegoś czasu, że męczę się spędzając czas nad kociołkiem. Po czym skinął głową i powrócił do przerwanej lektury, nie wypowiadając ani słowa więcej.
Bycie samodzielnym jest trudne. Wymaga samodyscypliny. I chęci do samodoskonalenia. Może to nie jest najważniejsze. Ale te dwa czynniki połączone razem pozwalają mi osiągnąć wiele. Już daleko zaszłam. Dalej niż niektórzy w moim wieku, ale nie zamierzam na tym poprzestać. Stoi przede mną morze możliwości, w którym zamierzam się zanurzyć. Będę wielka. Od trzech lat pracuję jako łowca. Moje rozeznanie w obszarze zielarstwa i ONMS pomaga mi w odnajdywaniu rzadkich gatunków roślin i zwierząt oraz na zdobywanie rzadkich ingrediencji, które dostarczam rodzinie, oraz stałym klientom.
Nie jestem idealna. Nigdy nie byłam, choć kiedyś strasznie chciałam być. Nie jestem też przykładną damą, choć dworskie zwyczaje i etykieta nie jest mi obca, zdecydowanie bardziej wolę udać się nad japońskiwe wody w których grasują Kappy i zdobyć jej łuskę, niż kłaniać się szlachetnie urodzonym arystokratom. Mówią, że jestem nieokrzesana. Mówią, że na kilometr wieje ode mnie chłodem. Ludzie wolą ominąć mnie szerokim łukiem, niż przystanąć, by zacząć jakąś nic nie znaczącą pogawędkę. I dobrze mi z tym. Nigdy nie chciałam być taka jak oni. Od zawsze chciałam imponować tylko jednej osobie. A gdy to się nie udało, postanowiłam imponować sama sobie.
Gdy Winnie sięga po zaklęcia patronusa w swoich wspomnienia przywołuje dzień, w którym objawiły się jej zdolności magiczne, to właśnie wtedy po raz pierwszy i ostatni poczuła, co to znaczy być docenionym przez ojca. Było to mocne, szczęśliwe i pozytywnie nacechowane uczucie.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 7 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 7 | +1 (różdżka) |
Czarna magia: | 1 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 2 | +1 (różdżka) |
Eliksiry: | 10 | +1 (różdżka) |
Sprawność: | 8 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Numerologia | I | 2 |
ONMS | III | 25 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Zielarstwo | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | - |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura(wiedza) | I | 0,5 |
Malarstwo(wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka(wiedza) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Taniec balowy | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 8,5 |
różdżka(100), Woreczek ze skóry wsiąkiewki(50), Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć(100), Tysiąc magicznych ziół i grzybów(100), Teleportacja(50), Sowa(50) 5 pkt biegłości(150), 5 szt do zdolności(300)
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
Ostatnio zmieniony przez Wynonna Burke dnia 09.08.16 23:36, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
[10.08.16] Ingrediencje (styczeń/luty)
[25.11.17] Ingrediencje (maj)
[06.04.17] Wsiąkiewka +2 PB
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[07.09.16] Wykonywanie zawodu (styczeń/luty) +50 pkt
[04.10.16] Czara Ognia +10
[18.12.16] Ulica zbrukana krwią: +75 pkt
[26.12.16] Wsiąkiewka - styczeń/luty: +60 pkt, +2 pkt biegłości
[28.01.17] Zwrot PD; +20PD, 1pkt Zaklęć
[04.04.17] Zwrot PD: +1 pkt transmutacji, +25 PD
[06.04.17] Wsiąkiewka (marzec) +60 PD, +2 pkt biegłości
[05.05.17] Klub pojedynków (kwiecień), +20 PD
[02.06.17] Zwrot za dokupione PB, +150 PD
[02.06.17] Dodatkowe punkty do statystyk; +5pkt
[03.06.17] Osiągnięcie (Mały pędzibimber): +30 PD
[03.06.17] Wykonywanie pracy (kwiecień) +50 PD
[09.06.17] Limit postaci -800PD
14.06.2017 Aktualizacja postaci: +2E, +3Z, +3OPCM, -430pd
[08.08.17] Osiągnięcie (Weteran) +100PD
[08.04.18] Badania naukowe: +5 PD