Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer dwa
AutorWiadomość
Sala numer dwa [odnośnik]30.03.15 23:58
First topic message reminder :

Sala numer dwa

Niedawna wojna zrobiła z Mungiem swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu; pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer dwa - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer dwa [odnośnik]07.03.24 17:19
Za każdym razem przekonywała samą siebie, że to już ostatni raz, gdy daje się tak perfidnie i porażająco w skutkach zaskoczyć. Poszerzała własną wiedzę, poznawała nowe arkana magii, czuła się coraz pewniej z samą tylko różdżką jako obroną i atakiem zarazem, a jednak na mlecznej skórze wciąż przybywało blizn. Prawda, że nie obawiała się bólu, a tchórzostwo nigdy jeszcze nie powstrzymało ją przed wyjściem na pierwszą linię zdarzeń - być może to właśnie rozsądku i ostrożności brakowało jej bardziej niż mocy.
Wzruszyła więc ramieniem, gdy Cornel wyraził swoje życzenie, nastawiona do niego równie sceptycznie co on, a potem uniosła brwi i zaśmiała się cicho, melodyjniej niż zwykle, kobieco, gdy znikąd wyczarował pęk lawendy. Nie zrobiło to na niej wrażenia, skądże; gdyby chciała mogłaby sobie sama wyczarować gwiazdkę z nieba, doskonale znała tajniki transmutacji. Niemniej jednak było coś interesującego w fakcie, że w ogóle spróbował. Przyjęła kwiaty i zarumieniła się, nieznacznie tylko, może z powodu gorączki, kiedy przesunął palcami po jej nadgarstku. Czy próbował ją sprowokować? Czy chciał w ten sposób pozostawić sugestię? Jeśli tak, winien wyrazić ją jaśniej. Miała za sobą długą historię niewłaściwego ich interpretowania.
- Mmm, w ogóle nie pachną lawendą. Pachną jak... łąka. Nie, dzika trawa. Dzika trawa, leśne powietrze i trochę siarki. Powiedziałabym, że nawet metalicznie. - Przysunęła kwiaty do nosa, a potem westchnęła z zawodem i odrzuciła je na szafkę ze znacznie mniejszą ostrożnością niż to jak grzecznie obchodziła się z jego różami. Nie żeby nie zamierzała ich wyrzucić gdy tylko wyjdzie. Oczywiście, że zamierzała. - Czytałam kiedyś teorię w traktacie o kreacji, to taka stara książka o transfiguracji, że każde kwiaty wyczarowane z eteru pachną inaczej w zależności od tego kto je wyczarował. Że ten zapach jest nie mniej wizytówką czarodzieja niż zapach jego amortencji - dodała, z nutą ciekawości, nie zamierzała jednak przemęczać i tak wyczerpanego organizmu i bawić się w wyczarowywanie kwiatów dla Corneliusa.
Za to, z takiej tylko przyczyny, że mogła i że dał jej na to niewerbalne przyzwolenie, przesunęła opuszkami palców po jego dłoni, by następnie ścisnąć ją z wdzięcznością. Wycofała się dopiero gdy ton ich rozmowy przybrał mrukliwe, żartobliwe zabarwienie. Zbyt wiele było w tym przypadkowej intymności, więc zabrała dłonie i na powrót zacisnęła je na pościeli.
- Zazwyczaj nie próbuję jej ukrywać. Tyle że nie każdy jest w stanie ją wyłapać. Ty jesteś uważny - powiedziała cicho i jak najbardziej ironicznie, pozostawiając go z zagwozdką, czy istotnie właśnie go skomplementowała, czy może próbowała wystawić na próbę. Można by odnieść wrażenie, że każda ich konwersacja zaczynała i kończyła się na tej grze; w ostatnim czasie rozmawiali zresztą zaskakująco często. - Myślisz, że byłbyś w stanie zmanipulować mnie emocjonalnie? - Uśmiechnęła się kątem ust, drapieżniej i zaczepnie, gdy wypomniał jej swoje większe doświadczenie. Miał rację, była tego świadoma; nie tylko przez wzgląd na wiek, ale karierę i potęgę, które sama już u niego zaobserwowała. Zabawa z ludzkim umysłem była wyzwaniem i rozkoszą zarazem, a choć nie wyobrażała sobie, by mogła w napiętym planie znaleźć czas na naukę kolejnej obcej dziedziny magii, czuła się zaintrygowana. - Jakbyś to zrobił, opowiedz proszę? Gdybyś chciał... powiedzmy... nakłonić mnie do przysługi, której nie chciałabym spełnić. Zakładając, że nie wykorzystasz autorytetu naszej organizacji ani zaklęć do nagięcia mojej woli, tylko i wyłącznie zręczności w manipulatorstwie. Zaszczep w moim umyśle przekonanie, że od początku chciałam zrobić to do czego próbujesz mnie nakłonić... po prostu nie zdawałam sobie z tego wcześniej sprawy. Hmm? - Obnażyła białe zęby w uśmiechu, opierając się wygodniej na wysoko ułożonych, szpitalnych poduszkach. Ta rozmowa, która pierwotnie miała pewnie na celu wyłącznie uspokojenie sumienia Corneliusa, zaczęła jej się zaskakująco podobać. Z pewnością odciągała jej myśli od pilnych zmartwień i rozwiązywała problem panującej na oddziale nudy.
Skrzywiła się, krótko i subtelnie - ale zapewne nie dość subtelnie dla niego - dopiero gdy rzeczywistość przyciągnęła ją z powrotem w nieznane jej dotąd i frustrujące macki zmartwienia. Bywało już, że martwiła się o Drew, ale nigdy nie miała wątpliwości co do tego, że mężczyzna poradzi sobie z każdą przeciwnością. Maria... Maria była cholernie irytująca w swojej nieudolności, a jednak olbrzymi ból sprawiała Elvirze myśl, że mogłaby nie zdołać jej ochronić. Ocalić. Dać młodej kuzynce szansy na dojrzenie. Chciała zobaczyć na jaką wiedźmę Maria wyrośnie i chciała jej w tym rozwoju towarzyszyć. To też była przyjaźń czy może już coś więcej?
- Nie raduje mnie myśl, że mogłabym odnaleźć Marię w cyrku - mruknęła wreszcie. - Ale na dobrą sprawę mogłabym ją odebrać nawet z Tower, byleby żywą. - Wywróciła oczami na jego sugestię. - Też mi trwałe. Maria mentalnie wciąż jest nastolatką. Jeżeli chce eksperymentować, to niczego jej nie zabronię, nie jest moim... dzieckiem, ale nie dam jej też popełnić głupiego błędu. A przynajmniej zamierzam ją przed nimi chronić; jeżeli się uprze robić wszystko po swojemu, to sama też będzie mierzyć się z konsekwencjami. - Trudniej było jej mówić szorstko o kuzynce, gdy wciąż nie wiedziała co się z nią stało; to dziwne, ciężkie uczucie w gardle było chyba żalem. Zmieniła więc temat. - Mam nadzieję, że nie okłamałeś mnie wtedy, na szlaku. Chociaż... Merlinie, to byłoby w twoim stylu, co? - Położyła głowę na poduszce i przymknęła na sekundę oczy.
Była zmęczona, ale nie na tyle, by nie wytknąć mu tego co podejrzewała od początku. Nie była przekonana jakiej odpowiedzi się spodziewa, ale gdy ta nadeszła uśmiechnęła się sennie i niedbałym gestem poprawiła krótkie blond kosmki spoczywające na poduszce i miękko okalające jej policzki. Jeżeli w tym wszystkim koc zsunął jej się z piersi okrytych zaledwie cienką, szpitalną koszulą, to pewnie zrządzeniem losu.
- Uważam, że nawet teraz masz dość obowiązków, żeby dać mi wylizywać rany w spokoju... ale to wcale nie znaczy, że żałuję tej rozmowy. Niektórzy powiedzieliby, że byłeś mi ją winny, ale osobiście sądzę, że jesteśmy winni innym ludziom tylko tyle ile wartości sami nadamy im we własnej głowie. To miłe, że dla ciebie okazałam się choć w części wartościowa - Uśmiechnęła się znów, i tym razem z trudem byłoby doszukać się w tym ironii. - Sympatia to ładne słowo. Tłumaczy równocześnie wszystko i nic - dodała z rozbawieniem, ale nie próbowała już dopytywać; podsunęła mu sreberko z czekoladą, bo Merlin jeden wiedział, że nie zamierzała zjeść jej całej sama.
Uniosła się na łokciu, bardzo chętna do tego, by usłyszeć sekret. Kiedy jednak Cornelius nachylił się do jej ucha i musnął oddechem jej wciąż wrażliwą skórę nad obojczykiem przełknęła nerwowo ślinę i spojrzała na niego z ukosa, ze zmarszczonymi brwiami. Zupełnie jakby zrobił to specjalnie; jakby to była jego wina, że perspektywa przymuszenia człowieka do krwawego samobójstwa wyszeptana tak gładko i bez żadnych skrupułów przyspieszyła jej puls, rozszerzyła źrenice, sprawiła, że instynktownie silniej przycisnęła udo do uda.
- Będę oczekiwać tych nekrologów z niecierpliwością. Liczę, że podzielisz się ze mną szczegółami, o których nie wspomną - skwitowała wreszcie gorącym szeptem, a potem przesunęła chłodną dłonią po własnym różowym policzku i westchnęła. - Nie wiem, którego de Montmorency masz na myśli, ale przynajmniej jeden z braci jest mi zaufanym wspólnikiem. Dla ciebie z rozkoszą się do niego... uśmiechnę - I teraz uśmiechnęła się pod nosem, błądząc spojrzeniem gdzieś dalej, zafascynowana. I zniecierpliwiona.
Przywołanie imienia i obrazu Valerie było niczym kubeł zimnej wody, ale zdawało jej się, że wybrnęła z wyjaśnień raczej zgrabnie; niepotrzebnie w ogóle odnosiła się do tej baby wcześniej, bo nie zamierzała ani wtedy ani teraz żalić się lub tłumaczyć z tego Corneliusowi. Nie dotyczyło go to, a poza tym miała jakieś irytujące, obrzydłe przeświadczenie, że stanąłby po jej stronie.
Bo dlaczego by nie miał? Z jakiegoś powodu wziął ją sobie za żonę.
Przynajmniej wyglądała dobrze na zdjęciach.
- Och, o to nie musisz się martwić. Nie mam skłonności do histerii - skwitowała; chyba najbardziej wierutne kłamstwo tego wieczoru. Uśmiechnęła się jednak szerzej, gdy przyznał swoją lojalność. Nie miał innej możliwości, ale mimo to zdecydowała się go za to nagrodzić, ponownie kładąc dłoń na jego dłoni.
Raz jeszcze tylko rzuciła kalkulujące spojrzenie szpitalnym zasłonom.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Sala numer dwa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach