Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
Strona 34 z 34 • 1 ... 18 ... 32, 33, 34
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
- Nic nie szkodzi, że widziałaś. Zapraszam na spacer do nich - zaproponował dziewczynie, a może bardziej stwierdził. Zaraz jednak obserwował jak powoli złość wypływa na jej twarz. Cóż, może nie do końca kłamał z tym zakradnięciem się po piwo, ale skoro ktoś odebrał to w aż tak zły sposób, może powinien się wycofać. W końcu mógł to jeszcze łatwo obrócić na swoją korzyść. Proste kłamstwo powinno wystarczyć. Przecież Nelka nie wiedziała, że z Jamesem byli zdolni do podobnych kradzieży, prawda? Mogła się teoretycznie domyślać, ale wątpił, aby Sheila się tym dzieliła z przyjaciółką, a tym bardziej żeby zdradził tę tajemnicę James.
Uśmiechnął się przyjaźnie, sprawiając wrażenie rozluźnionego. Zupełnie naturalnie, jakby rzeczywiście o poprzedniej kwestii żartował.
- Hej, hej, no chyba nie myślisz, że ja tak na serio - rzucił luźno. - Po co miałbym kraść? Ja stawiam piwo, po oglądaniu krówek i po bójce, no chyba że z tego ostatniego rezygnujesz... - dodał spokojnie, dość wesoło, ruszając zaraz spokojnym krokiem w jej stronę.
Zaraz jednak powstrzymując wybuch śmiechu na widok tego, gdzie dedykowana dla niego kula zagłady trafiła, niknąc w jednej z zasp. Nie dał po sobie poznać, że go to rozbawiło, że było to całkiem urocze w wykonaniu Neali. Biedna w złości wyraźnie nie potrafiła zbyt dobrze celować.
Sam schylił się po odrobinę śniegu, ugniatając kulkę w dłoniach.
- Weasley, musisz lepiej nadgarstkiem to wyrzucić - zawołał, zaraz i samemu zaraz w kilku susach znajdując się przy niej i podając jej dopiero co ulepioną przez siebie śnieżkę. - Łap, celuj jeszcze raz. Chcesz we mnie czy w jakieś drzewo? - dopytał, mając zamiar ją nieco uspokoić i przekonać do tego, aby jednak została. Cóż, zastanawiał się nad kilkoma opcjami, kiedy zapraszał tutaj Nealę...
- Jesteś przyjaciółką Sheili, nie myślisz, że powinniśmy chociaż spróbować porozmawiać? - rzucił spokojnie, zachowując dwa kroki odstępu od niej. - Źle to zaczęliśmy... I może masz trochę racji? W tym całym moim zachowaniu, no wiesz... Nie powinienem, i nieważne czy jesteś lady, czy kimś kogo znałem, czy nie. Tak po prostu... No i chciałbym cię przeprosić tym piwem, co ty na to? - rzucił znów, bo choć nie do końca przyznawał Neali rację, to nigdy nie oponował przed przyznawaniem ludziom racji, kiedy wiedział że mogło to być dla niego nieco większą korzyścią. - Dorzucam lekcje walki wręcz... Uczyłem Jamesa, więc i ciebie mogę pouczyć, co ty na to? Albo pływania, ale to raczej jak będzie cieplej, no w zimę średnio pływać po jeziorach. To jak? Druga szansa? - zapytał, wciąż z wyciągniętą w stronę Nelki śnieżką.
| kłamstwo II
Uśmiechnął się przyjaźnie, sprawiając wrażenie rozluźnionego. Zupełnie naturalnie, jakby rzeczywiście o poprzedniej kwestii żartował.
- Hej, hej, no chyba nie myślisz, że ja tak na serio - rzucił luźno. - Po co miałbym kraść? Ja stawiam piwo, po oglądaniu krówek i po bójce, no chyba że z tego ostatniego rezygnujesz... - dodał spokojnie, dość wesoło, ruszając zaraz spokojnym krokiem w jej stronę.
Zaraz jednak powstrzymując wybuch śmiechu na widok tego, gdzie dedykowana dla niego kula zagłady trafiła, niknąc w jednej z zasp. Nie dał po sobie poznać, że go to rozbawiło, że było to całkiem urocze w wykonaniu Neali. Biedna w złości wyraźnie nie potrafiła zbyt dobrze celować.
Sam schylił się po odrobinę śniegu, ugniatając kulkę w dłoniach.
- Weasley, musisz lepiej nadgarstkiem to wyrzucić - zawołał, zaraz i samemu zaraz w kilku susach znajdując się przy niej i podając jej dopiero co ulepioną przez siebie śnieżkę. - Łap, celuj jeszcze raz. Chcesz we mnie czy w jakieś drzewo? - dopytał, mając zamiar ją nieco uspokoić i przekonać do tego, aby jednak została. Cóż, zastanawiał się nad kilkoma opcjami, kiedy zapraszał tutaj Nealę...
- Jesteś przyjaciółką Sheili, nie myślisz, że powinniśmy chociaż spróbować porozmawiać? - rzucił spokojnie, zachowując dwa kroki odstępu od niej. - Źle to zaczęliśmy... I może masz trochę racji? W tym całym moim zachowaniu, no wiesz... Nie powinienem, i nieważne czy jesteś lady, czy kimś kogo znałem, czy nie. Tak po prostu... No i chciałbym cię przeprosić tym piwem, co ty na to? - rzucił znów, bo choć nie do końca przyznawał Neali rację, to nigdy nie oponował przed przyznawaniem ludziom racji, kiedy wiedział że mogło to być dla niego nieco większą korzyścią. - Dorzucam lekcje walki wręcz... Uczyłem Jamesa, więc i ciebie mogę pouczyć, co ty na to? Albo pływania, ale to raczej jak będzie cieplej, no w zimę średnio pływać po jeziorach. To jak? Druga szansa? - zapytał, wciąż z wyciągniętą w stronę Nelki śnieżką.
| kłamstwo II
Zapraszał mnie na spacer. Spacer? Kolejny do kompletu z herbatą i obrączkami czy o co szło. Bo nie mogło iść o zwykły spacer. To jedno wiedziałam.
- Nie jestem tobą zainteresowana w ten sposób Thomas. - sprostowałam więc bo nie chciałam więcej żadnych herbat, żadnych spacerów. Uniosłam brodę i zadarłam nos. Nie interesowali mnie chłopcy. Zwłaszcza cyganie. A on równie dobrze mógł być żonaty, bo przecież mieli te swoje wielkie romantyczne mieszanie krwi więc teraz każdy był już potencjalnym zagrożeniem. A ja nie miałam ochoty na powtórkę nieporozumień jak wczoraj. Niby wstałam. Niby dzień nowy był, ale Thomas ten sam co zawsze. Co z tego, że przystojny nawet, jak charakter miał taki, że bliska rwania włosów z głowy byłam. Przeklęty Doe. Wybrać sobie mogłam który tak naprawdę.
- Tak powiedziałeś, to jak nie na serio? - odszczeknęłam, marszcząc brwi. To tak sobie mówił. Proponując każdemu w ramach jakiegoś niezrozumiałego dla mnie żartu chodzenie i kradzenie piwa. Co niby było w tym zabawnego? Znaczy nie w samym kradnięciu bo to nie było zabawne wcale, ale w żartowaniu o tym kradnięciu. Uniosłam brwi na kolejne słowa wydymając usta w zastanowieniu. Stawia piwo. Za późno już było. Nic mnie to nie śmieszyło. Do domu wracać miałam, bo nic tu po mnie było. Zawsze to robiłam. To jak choroba jakaś normalnie była. Dobrze wiedziałam. Bardzo nawet dobrze i często, że coś źle wyjdzie. Że czegoś lepiej nie robić, albo nie mówić, a jak po prostu bym confundusem dostała zapominał o tym i robiłam te rzeczy i potem tylko sama sobie mogłam mamrotać pod nosem: a nie mówiłam? Bo mówiłam! Myślałam w sensie. Nieważne technikalia. Kula śnieżna była już w ręce i kiedy się tak zamachnęłam, to zamiast wziąć i polecieć ona mi z rąk wypadła. Płakać mi się zachciało nad moją własną niezręcznością. Obrazem smutku który roztaczałam. Spojrzałam na tą śnieżkę ze złością, a potem zgromiłam spojrzeniem
- Odgnom się ode mnie. - warknęłam do niego, cofając się o krok, żeby odległość między nami została dokładnie taka jak powinna. Nie wyciągnęłam ręki. Żadnej satysfakcji ode mnie nie dostanie. Co to, to nie. Nie był Jamesem. Nic od niego już nie chciałam i już wiedziałam, że nic z tego spotkania nie będzie.
- To że się z nią przyjaźnie nie znaczy że z tobą też muszę. - odpowiedziałam nadal zdenerwowana. Do czego on właściwie zmierzał. O czym chciał rozmawiać. Nie miałam mu nic do powiedzenia. Był najgorszy z nich wszystkich. Dobrze pamiętał, jak mi prawił komplementy, a potem pocałował. Policzek mnie zapiekał w tym miejscu przypominając o tym czynie haniebnym.
- Ja na to nie dziękuję. - powiedziałam, łapiąc za poły spódnicy żeby wziąć i dygnąć przed nim tak jak nauczyła mnie kiedyś mama, jak jeszcze żyła. Kolejne jego słowa tylko wzięły wzięły i uniosły mi brwi w górę.
- Nie zamierzam uczyć się bić. Nie potrzebuję tego. - sprostowałam od razu, poprawiając spódnicę. Trochę wyniośle. - Zrobiłam to wtedy tylko dlatego żeby was rozbawić i żebyście przestali się tłuc wzajemnie. A wyszło jak wyszło. - wzruszyłam ramionami. Spoglądając gdzieś w bok. - Umiem pływać. Umiem jeździć konno i latać na miotle. Umiem też tańczyć, choć nawet jakbym nie umiała nie zbliżyłam się do ciebie znów na tyle. Chodzić, mówić i liczyć też umiem. - wymieniałam dalej. Wkładając dłonie do kieszeni. - Nie wiem czego Thomas oczekujesz. - powiedziałam szczerze wyciągając jednak te dłonie na boki i rozkładając je bezradnie. - Nie wystarcza ci, że po prostu toleruje twoje istnienie? - zapytałam więc opuszczając ręce wzdłuż ciała.
- Nie jestem tobą zainteresowana w ten sposób Thomas. - sprostowałam więc bo nie chciałam więcej żadnych herbat, żadnych spacerów. Uniosłam brodę i zadarłam nos. Nie interesowali mnie chłopcy. Zwłaszcza cyganie. A on równie dobrze mógł być żonaty, bo przecież mieli te swoje wielkie romantyczne mieszanie krwi więc teraz każdy był już potencjalnym zagrożeniem. A ja nie miałam ochoty na powtórkę nieporozumień jak wczoraj. Niby wstałam. Niby dzień nowy był, ale Thomas ten sam co zawsze. Co z tego, że przystojny nawet, jak charakter miał taki, że bliska rwania włosów z głowy byłam. Przeklęty Doe. Wybrać sobie mogłam który tak naprawdę.
- Tak powiedziałeś, to jak nie na serio? - odszczeknęłam, marszcząc brwi. To tak sobie mówił. Proponując każdemu w ramach jakiegoś niezrozumiałego dla mnie żartu chodzenie i kradzenie piwa. Co niby było w tym zabawnego? Znaczy nie w samym kradnięciu bo to nie było zabawne wcale, ale w żartowaniu o tym kradnięciu. Uniosłam brwi na kolejne słowa wydymając usta w zastanowieniu. Stawia piwo. Za późno już było. Nic mnie to nie śmieszyło. Do domu wracać miałam, bo nic tu po mnie było. Zawsze to robiłam. To jak choroba jakaś normalnie była. Dobrze wiedziałam. Bardzo nawet dobrze i często, że coś źle wyjdzie. Że czegoś lepiej nie robić, albo nie mówić, a jak po prostu bym confundusem dostała zapominał o tym i robiłam te rzeczy i potem tylko sama sobie mogłam mamrotać pod nosem: a nie mówiłam? Bo mówiłam! Myślałam w sensie. Nieważne technikalia. Kula śnieżna była już w ręce i kiedy się tak zamachnęłam, to zamiast wziąć i polecieć ona mi z rąk wypadła. Płakać mi się zachciało nad moją własną niezręcznością. Obrazem smutku który roztaczałam. Spojrzałam na tą śnieżkę ze złością, a potem zgromiłam spojrzeniem
- Odgnom się ode mnie. - warknęłam do niego, cofając się o krok, żeby odległość między nami została dokładnie taka jak powinna. Nie wyciągnęłam ręki. Żadnej satysfakcji ode mnie nie dostanie. Co to, to nie. Nie był Jamesem. Nic od niego już nie chciałam i już wiedziałam, że nic z tego spotkania nie będzie.
- To że się z nią przyjaźnie nie znaczy że z tobą też muszę. - odpowiedziałam nadal zdenerwowana. Do czego on właściwie zmierzał. O czym chciał rozmawiać. Nie miałam mu nic do powiedzenia. Był najgorszy z nich wszystkich. Dobrze pamiętał, jak mi prawił komplementy, a potem pocałował. Policzek mnie zapiekał w tym miejscu przypominając o tym czynie haniebnym.
- Ja na to nie dziękuję. - powiedziałam, łapiąc za poły spódnicy żeby wziąć i dygnąć przed nim tak jak nauczyła mnie kiedyś mama, jak jeszcze żyła. Kolejne jego słowa tylko wzięły wzięły i uniosły mi brwi w górę.
- Nie zamierzam uczyć się bić. Nie potrzebuję tego. - sprostowałam od razu, poprawiając spódnicę. Trochę wyniośle. - Zrobiłam to wtedy tylko dlatego żeby was rozbawić i żebyście przestali się tłuc wzajemnie. A wyszło jak wyszło. - wzruszyłam ramionami. Spoglądając gdzieś w bok. - Umiem pływać. Umiem jeździć konno i latać na miotle. Umiem też tańczyć, choć nawet jakbym nie umiała nie zbliżyłam się do ciebie znów na tyle. Chodzić, mówić i liczyć też umiem. - wymieniałam dalej. Wkładając dłonie do kieszeni. - Nie wiem czego Thomas oczekujesz. - powiedziałam szczerze wyciągając jednak te dłonie na boki i rozkładając je bezradnie. - Nie wystarcza ci, że po prostu toleruje twoje istnienie? - zapytałam więc opuszczając ręce wzdłuż ciała.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zamrugał początkowa zaskoczony takim stwierdzeniem ze strony Neali - choć głównie dlatego, że jemu samemu nie przeszłoby przez myśl, żeby Neala była zainteresowana jego osobą. A przynajmniej nie w taki sposób! No i on sam był zainteresowany kimś innym...
Zaraz jednak zaraz wyprowadzić dziewczynę z błędu, w teatralnym geście ułożył dłonie na piersi, jakby właśnie utrzymał jakiś okropny cios.
- Och nie! Znów odrzucony... - zawołał, zaraz jednak po tym uśmiechając się wesoło do Weasleyówny. - Zdziwiłbym się, gdybyś była zainteresowana...
Nie skracał jednak ponownie odległości między nią, a sobą. Nie musiał tego robić na siłę, bo i nie chciał się narzucać. Nie w taki sposób, nie chciał być znów podeptany, nawet jeśli ledwo czuł tąpnięcia Neali. Może bardziej się martwił, że doniosłaby o jego zachowaniu Sheili i siostra znów by mu suszyła głowę? Było to bardziej niż pewne, w końcu sama informacja o jego zachowaniu podczas potańcówki dotarła do jego rodziny, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
- Żarty są różne, poczucie humoru... No wiesz, tego typu rzeczy - rzucił, wzruszając ramionami. Nie starał się brzmieć jakoś przekonująco w tym momencie - nie musiał jej do tego przekonywać, bo mogła mu nie wierzyć w tej kwestii. Może trochę chciał zostawić ten temat otwarty? Mógł być, a mógł nie być zdolny do podobnej kradzieży. A Neala nie musiała mieć pewności w tej kwestii.
- Wiesz co by wtedy pomogło? Przytulenie się do takiego Jamesa i poproszenie o uspokojenie się, chociaż kto wie? On jak się zdenerwuje to trzeba się z nim po prostu czasem pobić... A taka nauka to wiesz, mogłaby być całkiem dobra. Który chłopak by się spodziewał dostać mocnego liścia od ciebie? W końcu jesteś niepozorna - powiedział, podrzucając zaraz śnieżkę do góry, gdzieś w bok, aby zaraz wpadła w jedną z zasp.
Wykonał krok w tył, zastanawiając się przez moment. A raczej udając, że się zastanawia. Cóż, kwestia tolerancji go była kusząca, bo w końcu Sheila może przestałaby mu suszyć głowę o to, że źle traktuje jej przyjaciół... bo nie traktował ich źle! W końcu zaprosił Nealę na spacer, a to że sama odmówiła to już nie była jego wina. A Aidana tak do końca nie znał... Nie był pewny, co miał jeszcze na jego temat myśleć, poza tym, że powodował burdy, bo jak to inaczej określić co miało miejsce na sylwestrze? No i Sheila wyraźnie chodziła na spacery z Marcelem, wiec jej zainteresowanie raczej kierowało się w stronę Carringtona.
- Mogę cię nauczyć przyjmować komplementy, co ty na to? - rzucił z uśmiechem nagle. - Ostatnio jakoś dziwnie zareagowałaś... W sensie na sylwestrze. Nie rozumiem w sumie czemu tak się zdenerwowałaś... - rzucił, pamiętając jak jeszcze jego siostra go zaatakowała. Nie rozumiał, dlaczego według Neali był okrutny, kiedy ją skomplementował. - No wiesz, jak powiedziałem ci, że pięknie wyglądasz. Nie uważasz, że jesteś piękna?
Zaraz jednak zaraz wyprowadzić dziewczynę z błędu, w teatralnym geście ułożył dłonie na piersi, jakby właśnie utrzymał jakiś okropny cios.
- Och nie! Znów odrzucony... - zawołał, zaraz jednak po tym uśmiechając się wesoło do Weasleyówny. - Zdziwiłbym się, gdybyś była zainteresowana...
Nie skracał jednak ponownie odległości między nią, a sobą. Nie musiał tego robić na siłę, bo i nie chciał się narzucać. Nie w taki sposób, nie chciał być znów podeptany, nawet jeśli ledwo czuł tąpnięcia Neali. Może bardziej się martwił, że doniosłaby o jego zachowaniu Sheili i siostra znów by mu suszyła głowę? Było to bardziej niż pewne, w końcu sama informacja o jego zachowaniu podczas potańcówki dotarła do jego rodziny, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
- Żarty są różne, poczucie humoru... No wiesz, tego typu rzeczy - rzucił, wzruszając ramionami. Nie starał się brzmieć jakoś przekonująco w tym momencie - nie musiał jej do tego przekonywać, bo mogła mu nie wierzyć w tej kwestii. Może trochę chciał zostawić ten temat otwarty? Mógł być, a mógł nie być zdolny do podobnej kradzieży. A Neala nie musiała mieć pewności w tej kwestii.
- Wiesz co by wtedy pomogło? Przytulenie się do takiego Jamesa i poproszenie o uspokojenie się, chociaż kto wie? On jak się zdenerwuje to trzeba się z nim po prostu czasem pobić... A taka nauka to wiesz, mogłaby być całkiem dobra. Który chłopak by się spodziewał dostać mocnego liścia od ciebie? W końcu jesteś niepozorna - powiedział, podrzucając zaraz śnieżkę do góry, gdzieś w bok, aby zaraz wpadła w jedną z zasp.
Wykonał krok w tył, zastanawiając się przez moment. A raczej udając, że się zastanawia. Cóż, kwestia tolerancji go była kusząca, bo w końcu Sheila może przestałaby mu suszyć głowę o to, że źle traktuje jej przyjaciół... bo nie traktował ich źle! W końcu zaprosił Nealę na spacer, a to że sama odmówiła to już nie była jego wina. A Aidana tak do końca nie znał... Nie był pewny, co miał jeszcze na jego temat myśleć, poza tym, że powodował burdy, bo jak to inaczej określić co miało miejsce na sylwestrze? No i Sheila wyraźnie chodziła na spacery z Marcelem, wiec jej zainteresowanie raczej kierowało się w stronę Carringtona.
- Mogę cię nauczyć przyjmować komplementy, co ty na to? - rzucił z uśmiechem nagle. - Ostatnio jakoś dziwnie zareagowałaś... W sensie na sylwestrze. Nie rozumiem w sumie czemu tak się zdenerwowałaś... - rzucił, pamiętając jak jeszcze jego siostra go zaatakowała. Nie rozumiał, dlaczego według Neali był okrutny, kiedy ją skomplementował. - No wiesz, jak powiedziałem ci, że pięknie wyglądasz. Nie uważasz, że jesteś piękna?
Nie było co przeciągać tego wszystkiego. Lepiej było powiedzieć od razu, że nie jestem zainteresowana. Nie interesował mnie w ogóle. Nie w tym względzie. Nie był… właściwie nie ważne, bo żaden mnie nie interesował przecież. Głupio pytałam wczoraj o te obrączki, więcej o nic pytać żadnego nie będę. Zwłaszcza żadnego Doe’a. Tak to dobra myśl był. Uniosłam brwi patrząc na niego kiedy wypowiadał niby smutne słowa uśmiechając się jakbym kawał jakiś dobry właśnie mu odpowiedziała. Zmarszczyłam brwi na kolejne słowa. No i dobrze, że się nie dziwił. Nie zależało mi na jego sympatii. Ani na tym, żeby był zainteresowany mną przecież. Co to, to nie.
- Yhym. - mruknęłam nie komentując już więcej tego całego pomysłu o zakradaniu się po piwa. Bez sensu on był całkiem - zarówno jako żart jak i propozycja. Zbyłam propozycje nauki walki wyjaśniając raz i porządnie sytuację z sylwestra. Ale oczywiście, że on wiedział lepiej! Uniosłam trochę brodę patrząc na niego spod zmrużonych powiek. Co by pomogło. Niech mówi, jak tak wszystko wiedział przemądrzawiec jeden. Brwi mi się uniosły w zaskoczeniu kiedy o tym przytuleniu mówić zaczął. Że miałam go brać i przytulać. W środku imprezy z Eve obok? On wstydu nie miał, czy jak?
- Po pierwsze, to James na pewno by mnie posłuchał. - odcięłam się z rozdrażnioną ironią, po chwilowym zdziwieniu. Mnie, tak naprawdę nikogo ważnego. Przyjaciółkę jego siostry. Młodszą koleżankę. Tylko tyle. Wątpiłam, żebym była w stanie wpłynąć na niego w jakikolwiek sposób. Poza tym, miał swoje zdanie, tak jak ja był uparty kiedy się zawziął. - A po drugie, ma żonę od przytulania, nie? - zapytałam zadzierając trochę nos i marszcząc brwi. Nadal jednak zła o to, że nic o tej żonie nie wiedziałam. Niby rozumiałam, niby jednak nie. Nie ważne, że o właśnie żonę rozchodziła się wtedy sprawa - chyba nawet w tamtej chwili o tym nie wiedziałam. - Więc ostatecznie zrobiłam to, co pomogło, prawda? - podsumowałam krótko, wzruszając ramionami, żeby wziąć i wzruszyć ramionami na następne słowa. - Naprawdę, Thomas? - zapytała rozrzucając ręce na boki. - Na co mi taki element zaskoczenia? W takim uderzeniu i tak nie chodzi o siłę a przekaz który za sobą niesie. Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś porównywał siły konkretnych liści. - kontynuowałam swoją tyradę dalej rozdrażniona coraz bardziej. Jeden dzień po sobie na Doe’ów - męskich zaznaczmy - to było zbyt wiele. Nawet jak dla mnie. Czego on właściwie chciał jeszcze ode mnie?
No kolejnych słów, to się nie spodziewałam tym bardziej. Pouczyć przyjmowania komplementów? Brwi mi poleciały do góry w ekspresowym tempie, tak szybko jak tylko mogło.
- Ja na to: nie dziękuję. Odgnom się, mówiłam ci już nie? - docierało do niego cokolwiek? Zaczęłam poważnie sądzić, że właściwie to nie. A ja mówię tylko dla samego mówienia, bo on to jakby niby słucha, ale nie słyszy wcale. I nie słuchał teraz albo mimmo to mówił dalej. Dziwnie zareagowałam? Jedna z brwi uniosła się z niedowierzenia. Naprawdę nie widział jaki był problem w sprawie. Nie wiedział. NIE ROZUMIAŁ.
NO JASNE ŻE NIE!
Oboje mieli w poważanych cudze uczucia i serca nie przejmując się nimi wcale. W sensie, z sercem mi nie nie dolegało. Przynajmniej na razie.
- ooooooo nie. - zaczęłam łapiąc się pod boki. - OOOOO NIE, THOMASIE DOE. - uniosłam głos, jakaś krowa co dalej była ale najbliżej nas aż łeb uniosła żeby spojrzeć w moją stronę. - To nie JA nie umiem komplementów przyjmować, tylko TY nie potrafisz ich dawać najwyraźniej. - teraz to już mnie do czerwoności rozwścieczył. Byłam pewna, bo czułam ją na szyi. Więc przestałam ten dystans trzymać i z furią ruszyłam w jego kierunku. - Nie ma znaczenia czy uważam, że jestem czy nie jestem. - piękna, rzecz jasna, znalazłam się już blisko. Nie uważałam, ale to nie o to była teraz kwestia. - Ty wziąłeś i zastopniowałeś piękności, bałwanie jeden!! - popchnęłam go - a raczej spróbowałam - zaciskając wargi i wkładając w to całe niewiele swojej siły w otwartych rękach. Cofnęłam się rozjuszona, odrzucając na plecy rdzawe loki. - Powiedziałeś, cytuję, uważaj: Piękna rudowłosa i pracowita lady czy JESZCZE PIĘKNIEJSZA moja młodsza siostrzyczka. Powinnam ci być wdzięczna, że łaskawie postawiłeś mnie poniżej mojej własnej przyjaciółki?! Rozpływać się pod niebiosa i całować po stopach? - zapytałam nie przestając się unosić. Nikt mi nie musiał tego mówić. Dobrze wiedziałam, że nie jestem tak piękna jak She. Eve też była piękna. Przy nich byłam blada w metaforycznym sensie, rzecz jasna, choć blada na cerze też byłam. Nieważne. Wiedziałam, gdzie jest moje miejsce. - Idź weź najpierw jakieś lekcję jak dawać odpowiednie. Masz obok Jamesa, Leona, Castora, Marcela, Aidana i uwierz, przysięgam na Godryka, każdy komplment który kiedyś usłyszałam brzmiał lepiej. Wygrałeś nawet z Titusem, który mi powiedział że jestem zdatna. Także GRATULUJĘ! - Aidan był moim przyjacielem, ale czasem nie rozumiał. Ale nawet on potrafił powiedzieć mi tak, że milej się robiło, zamiast podle wpędzać mnie w poczucie bycia jeszcze gorszą niż wiedziałam że byłam. To, było już okrutne. Byłam wściekła. Na niego, na Jamesa przy okazji też. Na każdego męskiego Doe’a. Bo mogłam. - Jak Merlin mi świadkiem, powiedz jeszcze jedną głupią rzecz i tak ci przyfasolę że sam się zdziwisz. - zagroziłam mu oddychając ciężko i marszcząc brwi. Przyjście tutaj, to był największy błąd. Jeszcze większy teraz się zdawał niż pytanie o te obrączki głupie. A dzisiaj miało być inne, nowe, nie posiadające żadnych głupstw i błędów. - Ughhh. - warknęłam do siebie tupiąc nogą i spoglądając w niebo. WSZYSTKO BYŁO NIE TAKIE.
- Yhym. - mruknęłam nie komentując już więcej tego całego pomysłu o zakradaniu się po piwa. Bez sensu on był całkiem - zarówno jako żart jak i propozycja. Zbyłam propozycje nauki walki wyjaśniając raz i porządnie sytuację z sylwestra. Ale oczywiście, że on wiedział lepiej! Uniosłam trochę brodę patrząc na niego spod zmrużonych powiek. Co by pomogło. Niech mówi, jak tak wszystko wiedział przemądrzawiec jeden. Brwi mi się uniosły w zaskoczeniu kiedy o tym przytuleniu mówić zaczął. Że miałam go brać i przytulać. W środku imprezy z Eve obok? On wstydu nie miał, czy jak?
- Po pierwsze, to James na pewno by mnie posłuchał. - odcięłam się z rozdrażnioną ironią, po chwilowym zdziwieniu. Mnie, tak naprawdę nikogo ważnego. Przyjaciółkę jego siostry. Młodszą koleżankę. Tylko tyle. Wątpiłam, żebym była w stanie wpłynąć na niego w jakikolwiek sposób. Poza tym, miał swoje zdanie, tak jak ja był uparty kiedy się zawziął. - A po drugie, ma żonę od przytulania, nie? - zapytałam zadzierając trochę nos i marszcząc brwi. Nadal jednak zła o to, że nic o tej żonie nie wiedziałam. Niby rozumiałam, niby jednak nie. Nie ważne, że o właśnie żonę rozchodziła się wtedy sprawa - chyba nawet w tamtej chwili o tym nie wiedziałam. - Więc ostatecznie zrobiłam to, co pomogło, prawda? - podsumowałam krótko, wzruszając ramionami, żeby wziąć i wzruszyć ramionami na następne słowa. - Naprawdę, Thomas? - zapytała rozrzucając ręce na boki. - Na co mi taki element zaskoczenia? W takim uderzeniu i tak nie chodzi o siłę a przekaz który za sobą niesie. Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś porównywał siły konkretnych liści. - kontynuowałam swoją tyradę dalej rozdrażniona coraz bardziej. Jeden dzień po sobie na Doe’ów - męskich zaznaczmy - to było zbyt wiele. Nawet jak dla mnie. Czego on właściwie chciał jeszcze ode mnie?
No kolejnych słów, to się nie spodziewałam tym bardziej. Pouczyć przyjmowania komplementów? Brwi mi poleciały do góry w ekspresowym tempie, tak szybko jak tylko mogło.
- Ja na to: nie dziękuję. Odgnom się, mówiłam ci już nie? - docierało do niego cokolwiek? Zaczęłam poważnie sądzić, że właściwie to nie. A ja mówię tylko dla samego mówienia, bo on to jakby niby słucha, ale nie słyszy wcale. I nie słuchał teraz albo mimmo to mówił dalej. Dziwnie zareagowałam? Jedna z brwi uniosła się z niedowierzenia. Naprawdę nie widział jaki był problem w sprawie. Nie wiedział. NIE ROZUMIAŁ.
NO JASNE ŻE NIE!
Oboje mieli w poważanych cudze uczucia i serca nie przejmując się nimi wcale. W sensie, z sercem mi nie nie dolegało. Przynajmniej na razie.
- ooooooo nie. - zaczęłam łapiąc się pod boki. - OOOOO NIE, THOMASIE DOE. - uniosłam głos, jakaś krowa co dalej była ale najbliżej nas aż łeb uniosła żeby spojrzeć w moją stronę. - To nie JA nie umiem komplementów przyjmować, tylko TY nie potrafisz ich dawać najwyraźniej. - teraz to już mnie do czerwoności rozwścieczył. Byłam pewna, bo czułam ją na szyi. Więc przestałam ten dystans trzymać i z furią ruszyłam w jego kierunku. - Nie ma znaczenia czy uważam, że jestem czy nie jestem. - piękna, rzecz jasna, znalazłam się już blisko. Nie uważałam, ale to nie o to była teraz kwestia. - Ty wziąłeś i zastopniowałeś piękności, bałwanie jeden!! - popchnęłam go - a raczej spróbowałam - zaciskając wargi i wkładając w to całe niewiele swojej siły w otwartych rękach. Cofnęłam się rozjuszona, odrzucając na plecy rdzawe loki. - Powiedziałeś, cytuję, uważaj: Piękna rudowłosa i pracowita lady czy JESZCZE PIĘKNIEJSZA moja młodsza siostrzyczka. Powinnam ci być wdzięczna, że łaskawie postawiłeś mnie poniżej mojej własnej przyjaciółki?! Rozpływać się pod niebiosa i całować po stopach? - zapytałam nie przestając się unosić. Nikt mi nie musiał tego mówić. Dobrze wiedziałam, że nie jestem tak piękna jak She. Eve też była piękna. Przy nich byłam blada w metaforycznym sensie, rzecz jasna, choć blada na cerze też byłam. Nieważne. Wiedziałam, gdzie jest moje miejsce. - Idź weź najpierw jakieś lekcję jak dawać odpowiednie. Masz obok Jamesa, Leona, Castora, Marcela, Aidana i uwierz, przysięgam na Godryka, każdy komplment który kiedyś usłyszałam brzmiał lepiej. Wygrałeś nawet z Titusem, który mi powiedział że jestem zdatna. Także GRATULUJĘ! - Aidan był moim przyjacielem, ale czasem nie rozumiał. Ale nawet on potrafił powiedzieć mi tak, że milej się robiło, zamiast podle wpędzać mnie w poczucie bycia jeszcze gorszą niż wiedziałam że byłam. To, było już okrutne. Byłam wściekła. Na niego, na Jamesa przy okazji też. Na każdego męskiego Doe’a. Bo mogłam. - Jak Merlin mi świadkiem, powiedz jeszcze jedną głupią rzecz i tak ci przyfasolę że sam się zdziwisz. - zagroziłam mu oddychając ciężko i marszcząc brwi. Przyjście tutaj, to był największy błąd. Jeszcze większy teraz się zdawał niż pytanie o te obrączki głupie. A dzisiaj miało być inne, nowe, nie posiadające żadnych głupstw i błędów. - Ughhh. - warknęłam do siebie tupiąc nogą i spoglądając w niebo. WSZYSTKO BYŁO NIE TAKIE.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Słuchał słów o tym, że jego brat by posłucha Neali z cichym śmiechem na ustach. Nie odezwał się jednak, nie komentując, choć jasno mową ciała pokazywał, że wątpił w prawdziwość tych słów. Znał swojego brata na tyle, że wątpił, aby posłuchał się jakiejś panny - chyba, że chciałby w jakiś sposób uzyskać korzyść z takiego posłuchania się. Ale nawet jeśli czy to nie pasowało bardziej do niego niż do Jamesa? To młodszy był tym butniejszym i mniej ugodowym, a pamiętając szał Jamesa spowodowany zazdrością i alkoholem, był wręcz pewny, że niewiele by poskutkowało na nim w tamtym momencie. Całe szczęście, koniec końców udało się to wszystko załagodzić.
Spojrzał zaraz na nią zaskoczony, chociaż bawiło go to w duszy jeszcze bardziej. Naturalnie komplementował swoją siostrę na każdym kroku, kiedy tylko nadawała się okazja. Czy brała to na poważnie? Raczej nie, raczej wątpił. Czy lubiła słyszeć podobne komplementy? Pewnie nie raz mogły jej poprawić humor. Oczywiście, że stawiałby siostrę wyżej, szczególnie przy innej pannie, do której nie czuł jakiś gorętszych uczuć, choć może było to w pełni zrozumiałe tylko dla niego?
A widząc tak bardzo poruszoną Nealę, wiedział tylko i wyłącznie, że ją to dotknęło. Słowa? A może sytuacja? A może coś jeszcze innego, co było powiązane z tym?
Zaraz jednak postanowił podjąć próbę naprawy - a może większej prowokacji? Cóż, dziwną satysfakcję sprawiało mu obserwowanie takich gwałtownych reakcji Neali, bo było w jej nieporadności i tej niepojętej złości coś uroczego. Może to jego bardziej złośliwa strona się odzywała?
A skoro Neala biła niezbyt mocno to czym mógł ryzykować? Może to i lepiej, że nie chciała się uczyć?
- Oh, więc to dlatego? Wybacz mój dobór słów, wyraźnie nietrafny - powiedział, zaskakująco spokojny. Jego uśmiech, który sugerował wcześniejsze rozbawienie zupełnie zniknął, choć w głębi duszy Thomas chciał się roześmiać w głos. - Ale jak porównać piękno księżyca do słońca? Czy jedno lepsze jest od drugiego? I choć różne, i choć piękno mojej siostry jest czymś czemu zaprzeczyć nie można, równie zaprzeczyć nie można pięknu w ognistości twoich włosów czy w błękicie oczu. Jak można powiedzieć, żeby jedna od drugiej była piękniejsza? Byłem i wciąż jestem głupcem, tak niefortunnie dobierając słowa - zaczął nieco bardziej teatralnie, wciąż pamiętając wiele kwestii i ich układów, kiedy czytał wraz ze Steffenem harlekiny. Chociaż stanowczo nie mówił tak na co dzień, nie starał się tak pilnować dykcji i tonu, a wydawał się być w tym momencie śmiertelnie poważny. Nie dało się znaleźć ani ułamka drwiny, co mogło jeszcze bardziej zirytować. Był aż nazbyt poważny.
- Chwalenie pięknej panny nigdy nie jest głupią rzeczą, nie uważasz? Nie może być, bo jest mówieniem prawdy, a z taką piękną panną właśnie rozmawiam.
Spojrzał zaraz na nią zaskoczony, chociaż bawiło go to w duszy jeszcze bardziej. Naturalnie komplementował swoją siostrę na każdym kroku, kiedy tylko nadawała się okazja. Czy brała to na poważnie? Raczej nie, raczej wątpił. Czy lubiła słyszeć podobne komplementy? Pewnie nie raz mogły jej poprawić humor. Oczywiście, że stawiałby siostrę wyżej, szczególnie przy innej pannie, do której nie czuł jakiś gorętszych uczuć, choć może było to w pełni zrozumiałe tylko dla niego?
A widząc tak bardzo poruszoną Nealę, wiedział tylko i wyłącznie, że ją to dotknęło. Słowa? A może sytuacja? A może coś jeszcze innego, co było powiązane z tym?
Zaraz jednak postanowił podjąć próbę naprawy - a może większej prowokacji? Cóż, dziwną satysfakcję sprawiało mu obserwowanie takich gwałtownych reakcji Neali, bo było w jej nieporadności i tej niepojętej złości coś uroczego. Może to jego bardziej złośliwa strona się odzywała?
A skoro Neala biła niezbyt mocno to czym mógł ryzykować? Może to i lepiej, że nie chciała się uczyć?
- Oh, więc to dlatego? Wybacz mój dobór słów, wyraźnie nietrafny - powiedział, zaskakująco spokojny. Jego uśmiech, który sugerował wcześniejsze rozbawienie zupełnie zniknął, choć w głębi duszy Thomas chciał się roześmiać w głos. - Ale jak porównać piękno księżyca do słońca? Czy jedno lepsze jest od drugiego? I choć różne, i choć piękno mojej siostry jest czymś czemu zaprzeczyć nie można, równie zaprzeczyć nie można pięknu w ognistości twoich włosów czy w błękicie oczu. Jak można powiedzieć, żeby jedna od drugiej była piękniejsza? Byłem i wciąż jestem głupcem, tak niefortunnie dobierając słowa - zaczął nieco bardziej teatralnie, wciąż pamiętając wiele kwestii i ich układów, kiedy czytał wraz ze Steffenem harlekiny. Chociaż stanowczo nie mówił tak na co dzień, nie starał się tak pilnować dykcji i tonu, a wydawał się być w tym momencie śmiertelnie poważny. Nie dało się znaleźć ani ułamka drwiny, co mogło jeszcze bardziej zirytować. Był aż nazbyt poważny.
- Chwalenie pięknej panny nigdy nie jest głupią rzeczą, nie uważasz? Nie może być, bo jest mówieniem prawdy, a z taką piękną panną właśnie rozmawiam.
Wściekła byłam. Rozjuszona jak osa. Coś mi podświadomie mówiło, że przyjście tutaj pomysłem dobrym nie będzie - zwłaszcza dzień po tym obrazkowym fiasko, ale postanowiłam jednak dać mu szansę no i nie mogłam odrzucić wyzwania. Chciał w nos dostać, to mogłam mu dać. Znaczy niekoniecznie chciałam, ale już trudno. Poszłam i swoje miałam. A wiedziałam. Wiedziałam. Było zostać w domu. Wrócić się do niego zaraz po tej głupiej propozycji z kradzieżą. Odejść po jeszcze głupszej ze spacerem. Czy tylko ja nic nie rozumiałam? Najpierw zaprasza mnie, a potem kiedy mówię, że nie interesuje mnie gada, że nie dziwi go to wcale? To po co właściwie było to spotkanie? Bo nie po to, żeby spróbować dogadać się ze mną, kiedy brednie takie gadał raz za razem. Straciłam cierpliwość. Ale nie dziwne to wcale - nawet ten mugolski święty nie dałby rady. Więc i ja nie mogłam. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą smoczognika, może by mu chodzić włosy podpalił. Mówić zaczęłam uniesiona, urażona też bo jego bawić się to zdarzało. Jeszcze tego mi brakowało, żeby on mnie uczył jak odbierać komplementy. Zadowolony jaśnie pan, nie rozumiał. NIE ROZUMIAŁ. Czemu się zdenerwowałam. Co mu do tego wszystkiego było, mojej piękności, skoro sam mówił przed chwilą dokładnie, że zainteresowany nie był w ogóle. Chociaż nie, chwila. Nie powiedział dokładnie tego. Powiedział że zdziwiony by był, gdybym ja była. Więc jednak był? Zainteresowany? Ale nie wyglądał na przejętego, kiedy mu odmówiłam. Nic już kompletnie nie rozumiałam. Był? Nie był? AGGGH. OSZALEJĘ ZARAZ. Ale chwila, nie interesowało mnie to przecież. Co mi do tego było? Nic a nic przecież.
Wyrzucałam z siebie jedno za drugim oddychając ciężko w złości. Mrużąc oczy i marszcząc w niej brwi. A on zadowolony sobie wzdychał spokojnie że oh jej, to nic takiego?! Bałwan okropny. Nietrafny dobór słów? No raczej, mości panie i ty kogoś chciałeś uczyć w komplementowanie?! Wywróciłam oczami stając prosto i zaplatając dłonie na piersiach. A kiedy zaczął mówić twarz ogarnęło mi niezrozumienie. Brwi unosić się zaczęły w niezrozumienie. O czym on znów nadawał. Jaki księżyc? Jakie słońce? Czy go jakiś martwy duch poety opętał? Obejrzałam się wokół jakby chcąc sprawdzić, ale nic nie dojrzałam. Wróciłam spojrzeniem do niego, wydymając usta u czując jak wargi mi się rozwierają kiedy nadaje o błękitach i ogniach włosów moich? Poczułam zdradliwe ciepło wkradające się na policzki i zmrużyłam oczy lustrując go uważnie. Coś było nie tak, coś kombinował to wiedziałam na pewno. Dopiero kolejne słowa znów mnie rozsierdziły. Sprawiły że nabrałam powietrza w usta, otwarłam je, zamknęła otwarłam w tym całym przejęciu.
- UWAŻAM, WŁAŚNIE UWAŻAM! - uniosłam się znów - a może dalej po prostu. Nie wierzyłam, że czegoś tak prostego nie pojmował. Rozplotłam dłonie i jedną z nich w kieszeń wsadziłam. - Są rzeczy których nie mówi się komuś, jeśli nie jest się nim Z-A-I-N-T-E-R-E-S-O-W-A-N-Y-M. Jesteś? - zapytałam zła unosząc jedną brew, ale coś mi się przypomniało. - Nie mów, nie odpowiadaj, nie pytam was więcej o nic. - nie sprecyzowałam mu kogo, ale nie musiał wiedzieć wszystkiego. I tak nie powie nic mądrego. Wściekłam się już nie na żarty. - Jeleń jesteś, brakuje ci tylko jednego!!!! - włożyłam rękę w kieszeń i wyciągnęłam magiczne narzędzie. - Ceruus. - wybrałam, machając różdżką którą skierowałam w jego stronę. Jeleń był z niego, brakowało mu tylko poroża i właśnie to zamierzałam mu dać. Nadal nie wiedziałam, czy był, czy nie. To były te jego podchody? Czy o co właściwie chodziło. Naprawdę nie wiedział czegoś tak podstawowego, czy żarty sobie ze mnie stroić postanowił. Zakładałam, że to drugie na pewno. Może nauczy się przy okazji czegoś. Chociaż na to, straciłam wszelką nadzieję. Losie, co Ci zrobiłam, że pokarałeś mnie Thomasem Doe?!
| I Ceruus ST 50
Wyrzucałam z siebie jedno za drugim oddychając ciężko w złości. Mrużąc oczy i marszcząc w niej brwi. A on zadowolony sobie wzdychał spokojnie że oh jej, to nic takiego?! Bałwan okropny. Nietrafny dobór słów? No raczej, mości panie i ty kogoś chciałeś uczyć w komplementowanie?! Wywróciłam oczami stając prosto i zaplatając dłonie na piersiach. A kiedy zaczął mówić twarz ogarnęło mi niezrozumienie. Brwi unosić się zaczęły w niezrozumienie. O czym on znów nadawał. Jaki księżyc? Jakie słońce? Czy go jakiś martwy duch poety opętał? Obejrzałam się wokół jakby chcąc sprawdzić, ale nic nie dojrzałam. Wróciłam spojrzeniem do niego, wydymając usta u czując jak wargi mi się rozwierają kiedy nadaje o błękitach i ogniach włosów moich? Poczułam zdradliwe ciepło wkradające się na policzki i zmrużyłam oczy lustrując go uważnie. Coś było nie tak, coś kombinował to wiedziałam na pewno. Dopiero kolejne słowa znów mnie rozsierdziły. Sprawiły że nabrałam powietrza w usta, otwarłam je, zamknęła otwarłam w tym całym przejęciu.
- UWAŻAM, WŁAŚNIE UWAŻAM! - uniosłam się znów - a może dalej po prostu. Nie wierzyłam, że czegoś tak prostego nie pojmował. Rozplotłam dłonie i jedną z nich w kieszeń wsadziłam. - Są rzeczy których nie mówi się komuś, jeśli nie jest się nim Z-A-I-N-T-E-R-E-S-O-W-A-N-Y-M. Jesteś? - zapytałam zła unosząc jedną brew, ale coś mi się przypomniało. - Nie mów, nie odpowiadaj, nie pytam was więcej o nic. - nie sprecyzowałam mu kogo, ale nie musiał wiedzieć wszystkiego. I tak nie powie nic mądrego. Wściekłam się już nie na żarty. - Jeleń jesteś, brakuje ci tylko jednego!!!! - włożyłam rękę w kieszeń i wyciągnęłam magiczne narzędzie. - Ceruus. - wybrałam, machając różdżką którą skierowałam w jego stronę. Jeleń był z niego, brakowało mu tylko poroża i właśnie to zamierzałam mu dać. Nadal nie wiedziałam, czy był, czy nie. To były te jego podchody? Czy o co właściwie chodziło. Naprawdę nie wiedział czegoś tak podstawowego, czy żarty sobie ze mnie stroić postanowił. Zakładałam, że to drugie na pewno. Może nauczy się przy okazji czegoś. Chociaż na to, straciłam wszelką nadzieję. Losie, co Ci zrobiłam, że pokarałeś mnie Thomasem Doe?!
| I Ceruus ST 50
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
- Są miłe rzeczy, które powinno się mówić, a dlaczego nie chcesz słyszeć, że jesteś ładna? Przecież jesteś - odpowiedział znów, wyraźnie balansując teraz na zbyt wielkiej krawędzi - może czasem brakowało mu adrenaliny, a denerwowanie innych podświadomie było zajęciem, do którego go ciągnęło? Całkiem możliwe, a może i bardziej niż pewny.
Uśmiechał się jedynie, skrzętnie nie odpowiadając na pytanie, które poruszyła Neala - nie był nią zainteresowany w taki sposób jak myślała, był kim innym. Nie musiał jednak jej tego zdradzać w momencie, kiedy sama w tak ogromnym stopniu się na tym wszystkim skupiała.
- Kogo nie pytasz więcej? Ja ci odpowiadam jedynie prawdą, ale skoro nie chcesz jakiś odpowiedzi to ci nie będę jej dawał... Może będziesz o mnie częściej myśleć? - rzucił z głupkowatym uśmiechem, bo mógł jej dać tak po prostu odpowiedź, ale po co miałby ułatwiać dziewczynie coś podobnego! Nie chciał...
Z uśmiechem zaraz wykonał krok w przód, kiedy panna Weasley wycelowała w niego różdżką. Czy trochę się bał, że zaklęcie się powiedzie? Może tak odrobinę. Ale wiedział też, że zaklęcia rzucane w emocjach zwykły w swojej naturze niepowodzenie. Magia czasem nie chciała działać przy różdżce w emocjach...
I choć odetchnął, że zaklęcie Neali jednak się nie powiodło, nie dał tego po sobie poznać. Wciąż się uśmiechał przyjaźnie, głupkowato. Jakby nie miał pojęcia czym w ogóle mógłby denerwować rudowłosą.
- Zawsze odpowiadam na zadane pytania... Możesz się mnie zapytać o wszystko, co tylko zechcesz - powiedział, znów ruszając krok bliżej. Kusiło go, aby rzucić to samo zaklęcie na Neale, ale się powstrzymał - jeszcze Sheila by znów go oskarżyła o działanie przeciwko i robienie na złość jej przyjaciołom, a to nie było prawdą!
Znaczy, może teraz droczył się z Nealą, ale nie robił tego po złości przecież. Może bardziej z sympatii? Może odrobinę dla zabawy, a może zwyczajnie w świecie akceptował swoją rolę tego najstarszego brata swojej siostry, który musiał innych denerwować.
- Nealo, nie jestem jeleniem. Dlaczego nie chcesz słyszeć, że jesteś piękna? Ładna, i śliczna, i wyjątkowa - zaraz dodał, wymieniając. Nie było lepszej zabawy niż zawstydzanie panien. Zaraz jednak podniósł jedną ręką, jakby dalej chcąc wyliczać od trzech. - Pracowita, do tego nie wydajesz się bać wielu rzeczy... - dodał, dokładając kolejne dwa palce, a po tym znów skierował wzrok na Weasleyównę. - Mogę wymieniać dalej twoje zalety, chcesz? To żaden problem, czysta przyjemność - zapewnił, po chwili odchrząkając jakby właśnie chciał do tego przystąpić.
Cóż, nie zamierzał tak się na przyjaciółką Sheili znęcać, ale skoro sama się mu wystawiła i sama w taki sposób reagowała to jakże mógłby się powstrzymać?
Uśmiechał się jedynie, skrzętnie nie odpowiadając na pytanie, które poruszyła Neala - nie był nią zainteresowany w taki sposób jak myślała, był kim innym. Nie musiał jednak jej tego zdradzać w momencie, kiedy sama w tak ogromnym stopniu się na tym wszystkim skupiała.
- Kogo nie pytasz więcej? Ja ci odpowiadam jedynie prawdą, ale skoro nie chcesz jakiś odpowiedzi to ci nie będę jej dawał... Może będziesz o mnie częściej myśleć? - rzucił z głupkowatym uśmiechem, bo mógł jej dać tak po prostu odpowiedź, ale po co miałby ułatwiać dziewczynie coś podobnego! Nie chciał...
Z uśmiechem zaraz wykonał krok w przód, kiedy panna Weasley wycelowała w niego różdżką. Czy trochę się bał, że zaklęcie się powiedzie? Może tak odrobinę. Ale wiedział też, że zaklęcia rzucane w emocjach zwykły w swojej naturze niepowodzenie. Magia czasem nie chciała działać przy różdżce w emocjach...
I choć odetchnął, że zaklęcie Neali jednak się nie powiodło, nie dał tego po sobie poznać. Wciąż się uśmiechał przyjaźnie, głupkowato. Jakby nie miał pojęcia czym w ogóle mógłby denerwować rudowłosą.
- Zawsze odpowiadam na zadane pytania... Możesz się mnie zapytać o wszystko, co tylko zechcesz - powiedział, znów ruszając krok bliżej. Kusiło go, aby rzucić to samo zaklęcie na Neale, ale się powstrzymał - jeszcze Sheila by znów go oskarżyła o działanie przeciwko i robienie na złość jej przyjaciołom, a to nie było prawdą!
Znaczy, może teraz droczył się z Nealą, ale nie robił tego po złości przecież. Może bardziej z sympatii? Może odrobinę dla zabawy, a może zwyczajnie w świecie akceptował swoją rolę tego najstarszego brata swojej siostry, który musiał innych denerwować.
- Nealo, nie jestem jeleniem. Dlaczego nie chcesz słyszeć, że jesteś piękna? Ładna, i śliczna, i wyjątkowa - zaraz dodał, wymieniając. Nie było lepszej zabawy niż zawstydzanie panien. Zaraz jednak podniósł jedną ręką, jakby dalej chcąc wyliczać od trzech. - Pracowita, do tego nie wydajesz się bać wielu rzeczy... - dodał, dokładając kolejne dwa palce, a po tym znów skierował wzrok na Weasleyównę. - Mogę wymieniać dalej twoje zalety, chcesz? To żaden problem, czysta przyjemność - zapewnił, po chwili odchrząkając jakby właśnie chciał do tego przystąpić.
Cóż, nie zamierzał tak się na przyjaciółką Sheili znęcać, ale skoro sama się mu wystawiła i sama w taki sposób reagowała to jakże mógłby się powstrzymać?
Teraz byłam już pewna na pewno. Pewniejsza jeszcze bardziej, niż chwilę wcześniej. Thomas Doe to był jeleń, bałwan. Największy jakiego znałam. Gorszy niż Daryll, którego ledwie w stanie byłam ścierpieć. Ale oho, proszę bardzo, ktoś właśnie wysuwał się na prowadzenie i odbierał mu miejsce w byciu największym bałwanem. OCZYWIŚCIE że były miłe rzeczy, które powinno się mówić. Ale mówienie właściwie obcej dziewczynie że była ładna, wcale taką nie było jeśli nie interesowało się nią naprawdę. I tu pojawiało się pytanie, które odpowiedzi nie miało. Dlaczego nie chciałam słyszeć? Czułam czerwień, która rozpalała się na moich policzkach. Wiedziałam, że w tym momencie musiałam być nie ładna a szkaradna. Uniosłam brwi na to całe jego przecież jesteś i wygięłam w złości brwi. Kpił sobie ze mnie w najlepsze, bawiąc się przy tym przednio. Uśmiechał się jak głupek, prędzej mu do poltergeista było niż do człowieka z krwi i kości.
- WAS!! - odpowiedziała mu na coś innego, to pierwsze pomijając. - Ciebie w szczególności! - dodałam jeszcze wskazując na niego ręką. Miałam ochotę przekląć, że kłamie ile wlezie i nic nie warta jest ta jego prawda, ale się powstrzymałam. - I ŚWIETNIE!!! - odkrzyknęłam wściekła nadal. - Nie łudź się, nie będę. - do szewskiej pasji doprowadzał mnie ten jego głupkowaty uśmieszek. Żałowałam, że nie mam Furii ze sobą, mogła bym chociaż spróbować ją namówić, żeby wzięła i mu pożar na głowie roznieciła. Pewnie by nie posłuchała, ale chociaż cokolwiek bym zrobiłam. Nadal średnio mi szło to tresowanie całe, musiałam wziąć i może pana Percivala podpytać, ale nie chciałam wyjść na niekompetentną całkiem.
Cofnęłam się o krok, kiedy on zrobił krok w moją stronę. Oooooo nie, bliżej nie podejdzie. Nie dam się, nie nabiorę się. Nie ma opcji że dopuszczę go w swoje własne pobliże. Uniosłam różdżkę poprzedzając zaklęcie słowami. Ale oczywiście, że los nie postanowił mi pomóc, a magia nie posłuchała się wcale. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona pewnie - o ile to w ogóle było możliwe.
- Nie jeleń to bałwan, wybrać możesz. - wtrąciłam mu się w słowo, układając dłonie na biodrach. Zmrużyłam oczy patrząc na niego wściekła jak osa. Ale wiedziałam, po prostu czułam że zacznie coś dalej szczebiotać. I wcale się nie pomyliłam. Kolejne pytanie, kolejne puste słowa. Zamrugałam kilka razy czując, jak mnie oczy szczypią. Był okropny, okrutny zwyczajnie. Nie byłam ładna. Śliczna tym bardziej nie! W żaden sposób wyjątkowa. Zwyczajnie przeciętna. Jedyne co mnie wyróżniało to włosy, chociaż w tych czasach w niektórych miejscach mogły być jak wyrok, co wytłumaczono mi, żebym była rozsądna bardziej. Pracowita? Z tą kondycją moją? I nie bojąca się? Jeszcze czego. Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
- ZAMILCZ W KOŃCU. - wykrzyczałam podnosząc głos. Wzięłam wdech w płuca. - Mam lustro w domu, jasne? - bo miałam, wiedziałam więc - choć chciałam - że jakoś strasznie piękna, czy śliczna nie byłam. A coś powtarzane po stokroć i tak nie miało szansy się ziścić. Gdybym urodziła się taka jak Ria, piękna, śliczna rzeczywiście, może bym w to kiedyś uwierzyła. - Nie chcę słuchać twoich kłamstw i nie pozwolę, żebyś bawiąc się mną poprawiał swój własny humor. Jesteś najgorszym, okropnym typem człowieka, który chodzi i depcze innych pewność i szczęście byleby nie wiem… NIE WIEM… co chcesz osiągnąć! - bo nie wiedziałam na co mu to było. Po co? Nadal nie wiedziałam, może oszalał i jednak był zainteresowany, ale pytać o to nie zamierzałam. Bo pytać o nic Doe’ów nie miałam już - tych męskich rzecz jasna. - NIE! - zabroniłam mu od razu, kiedy cofałam się o jeden i następny krok. Potem cofnęłam się jeszcze o dwa biorąc wdech próbując uspokoić rozszalałe od złości bicie serca. - Nic już nie mów i nic nie rób! Idę do domu. - powiedziałam mu od razu. Całe to przyjście tutaj, to był jeden wielki i poważny błąd. Wiedziałam od razu, ale nie umiałam za bardzo odrzucać wyzwań. Duma. Głupia duma. - Ostatni raz to powtórzę. - dodałam jeszcze. - Odgnom się ode mnie. - odwróciłam się na pięcie, żeby wziąć i nadal z wściekłą aurą odejść kawałek i w drogę do domu ruszyć. Thomas Doe, wspinał się na moją listę z każdym spotkaniem. Pomyśleć, że byłam tak wspaniałomyślna, żeby tolerować go ze względu na Paprotkę. Strzelił mi tą moją dobrocią prosto w twarz. Zapamiętam sobie. Odwróciłam głowę, żeby rzucić mu ostatnie rozzłoszczone spojrzenie. Oj tak, na pewno zapamiętam.
| zt?
- WAS!! - odpowiedziała mu na coś innego, to pierwsze pomijając. - Ciebie w szczególności! - dodałam jeszcze wskazując na niego ręką. Miałam ochotę przekląć, że kłamie ile wlezie i nic nie warta jest ta jego prawda, ale się powstrzymałam. - I ŚWIETNIE!!! - odkrzyknęłam wściekła nadal. - Nie łudź się, nie będę. - do szewskiej pasji doprowadzał mnie ten jego głupkowaty uśmieszek. Żałowałam, że nie mam Furii ze sobą, mogła bym chociaż spróbować ją namówić, żeby wzięła i mu pożar na głowie roznieciła. Pewnie by nie posłuchała, ale chociaż cokolwiek bym zrobiłam. Nadal średnio mi szło to tresowanie całe, musiałam wziąć i może pana Percivala podpytać, ale nie chciałam wyjść na niekompetentną całkiem.
Cofnęłam się o krok, kiedy on zrobił krok w moją stronę. Oooooo nie, bliżej nie podejdzie. Nie dam się, nie nabiorę się. Nie ma opcji że dopuszczę go w swoje własne pobliże. Uniosłam różdżkę poprzedzając zaklęcie słowami. Ale oczywiście, że los nie postanowił mi pomóc, a magia nie posłuchała się wcale. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona pewnie - o ile to w ogóle było możliwe.
- Nie jeleń to bałwan, wybrać możesz. - wtrąciłam mu się w słowo, układając dłonie na biodrach. Zmrużyłam oczy patrząc na niego wściekła jak osa. Ale wiedziałam, po prostu czułam że zacznie coś dalej szczebiotać. I wcale się nie pomyliłam. Kolejne pytanie, kolejne puste słowa. Zamrugałam kilka razy czując, jak mnie oczy szczypią. Był okropny, okrutny zwyczajnie. Nie byłam ładna. Śliczna tym bardziej nie! W żaden sposób wyjątkowa. Zwyczajnie przeciętna. Jedyne co mnie wyróżniało to włosy, chociaż w tych czasach w niektórych miejscach mogły być jak wyrok, co wytłumaczono mi, żebym była rozsądna bardziej. Pracowita? Z tą kondycją moją? I nie bojąca się? Jeszcze czego. Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
- ZAMILCZ W KOŃCU. - wykrzyczałam podnosząc głos. Wzięłam wdech w płuca. - Mam lustro w domu, jasne? - bo miałam, wiedziałam więc - choć chciałam - że jakoś strasznie piękna, czy śliczna nie byłam. A coś powtarzane po stokroć i tak nie miało szansy się ziścić. Gdybym urodziła się taka jak Ria, piękna, śliczna rzeczywiście, może bym w to kiedyś uwierzyła. - Nie chcę słuchać twoich kłamstw i nie pozwolę, żebyś bawiąc się mną poprawiał swój własny humor. Jesteś najgorszym, okropnym typem człowieka, który chodzi i depcze innych pewność i szczęście byleby nie wiem… NIE WIEM… co chcesz osiągnąć! - bo nie wiedziałam na co mu to było. Po co? Nadal nie wiedziałam, może oszalał i jednak był zainteresowany, ale pytać o to nie zamierzałam. Bo pytać o nic Doe’ów nie miałam już - tych męskich rzecz jasna. - NIE! - zabroniłam mu od razu, kiedy cofałam się o jeden i następny krok. Potem cofnęłam się jeszcze o dwa biorąc wdech próbując uspokoić rozszalałe od złości bicie serca. - Nic już nie mów i nic nie rób! Idę do domu. - powiedziałam mu od razu. Całe to przyjście tutaj, to był jeden wielki i poważny błąd. Wiedziałam od razu, ale nie umiałam za bardzo odrzucać wyzwań. Duma. Głupia duma. - Ostatni raz to powtórzę. - dodałam jeszcze. - Odgnom się ode mnie. - odwróciłam się na pięcie, żeby wziąć i nadal z wściekłą aurą odejść kawałek i w drogę do domu ruszyć. Thomas Doe, wspinał się na moją listę z każdym spotkaniem. Pomyśleć, że byłam tak wspaniałomyślna, żeby tolerować go ze względu na Paprotkę. Strzelił mi tą moją dobrocią prosto w twarz. Zapamiętam sobie. Odwróciłam głowę, żeby rzucić mu ostatnie rozzłoszczone spojrzenie. Oj tak, na pewno zapamiętam.
| zt?
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 34 z 34 • 1 ... 18 ... 32, 33, 34
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja