Tara Debonheur
Nazwisko matki: Krueger
Miejsce zamieszkania: Londyn, Fleet Street 120/4
Status majątkowy: Uboga
Zawód: Piosenkarka, Tancerka, Włóczykij
Wzrost: 170 cm
Waga: 54 kg
Kolor włosów: Jasny blond
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Blizna pod kolanem - przypomina o tym, że nie wszędzie powinno się wchodzić
Mnie samą - zmaltretowaną, zapłakaną, samotną i ukrywającą się przed światem
Starą piwnicą, kokosem i ozonem
Czy ja wiem... chyba samą siebie jeszcze szczęśliwszą niż teraz - jako gwiazdę muzyki z równie szczęśliwą rodziną
Muzyką, tańcem, wspinaczką, ale i czytanie magicznych ksiąg
Wspinam się, biegam, śpiewam i tańczę. No i oczywiście łażę. Wszędzie
Rock'n'Roll'a, oraz muzyki własnej. Swojej własnej
Emily Kinney
Cześć, jestem Tara Debonheur. A tak właściwie to Adalynn Marilyn Dołohow. Merlinie, już niemal zapomniałam jak okropnie to brzmi. Tara Debonheur też nie jest może idealne, ale na pewno lepsze. No i... jestem charłakiem? Tak to przynajmniej powinno się nazywać, ale jak dla mnie to brzydkie określenie. Półczarownica brzmi lepiej. No bo nie jestem przecież czarownicą, ale mugolem też nie. Jeśli potrafię raz na jakiś czas zwalić coś z półki bez bezpośredniego kontaktu albo wysadzić czyjś eliksir, to kim jestem? Poltergeistem? No właśnie nie. Jestem półczarownicą ze zdolnościami niszczącymi. Super, co?
Ale może zacznijmy od początku.
Urodziłam się w sierpniu roku 1936, jako pierwsze dziecko Marilyn i Josepha Dołohowów. Z tego co wiem to bardzo cieszyli się z moich narodzin, a pan Dołohow już spekulował jaką to wielką czarownicą będzie jego pierworodna(przepraszam, tato, jakoś tak wyszło). W każdym razie chyba byłam(jestem?) ulubienicą mamy, bo jestem do niej bardzo podobna ze swoją jasną czupryną i niebieskimi oczami. Dzieciństwo miałam naprawdę szczęśliwe. Mieszkaliśmy w wygodnym mieszkanku w Londynie, kiedy miałam dwa latka urodziła się moja siostra Madeleine a kiedy miałam sześć urodził się Emanuel. Lena była zawsze małym aniołkiem, cichutka i śliczna jak z obrazka. Niedawno skończyła Hogwart. Emanuel natomiast to młody panicz, nawet dziś. Szczwany Ślizgonik. A gdzie tam było miejsce dla mnie? No cóż, ja byłam chyba tym najbardziej kłopotliwym dzieckiem, lubiłam się wspinać po szafkach i wchodzić tam, gdzie nie wolno. Zdarzało mi się coś potłuc na odległość, ale to akurat rodzicom nie przeszkadzało. Przypadkowa magia. Zdarza się. Musi czasem dać upust swojej mocy.
No więc tak sobie żyła szczęśliwa rodzinka, tatuś pracował w ministerstwie i przynosił pieniążki, mamusia zajmowała się dziećmi, Adalynka rozrabiała, Madelenka rozstawiała laleczki na półkach, a Emanuelek dreptał pomiędzy nimi. Dopóki nie przyszedł sierpień roku 1947, najstarsza córeczka skończyła jedenaście lat, a listu jak nie było tak nie ma. To akurat pamiętam jak dziś - siedziałam na kanapie obok mamy, ojciec wkurzony kroczył po pokoju, aż w końcu wyszedł i wrócił dopiero późnym wieczorem. Adalynn nie figuruje na liście uczniów Hogwartu. Tak powiedział. Nie wyraził jeszcze na głos najważniejszej myśli, musiał się z nią chyba pogodzić, a mówię wam, mam wrażenie, że jemu było trudniej niż mnie. Mama zaczęła coś pochlipywać, a ja po prostu siedziałam i powiedziałam coś strasznie głupiego jak To powiedz, żeby mnie dopisali, tak jakbym nie wiedziała o co chodzi i jak funkcjonuje nabór do szkół magii. To był pewnie szok też dla mnie, ale nie płakałam. Mama wyszła, a tata wpatrywał się we mnie i wyglądał jakby chciał mnie porwać do góry i wyrzucić przez okno, tak to przynajmniej zapamiętałam okiem dziecka. Ale nie zrobił tego na szczęście. Albo może i szkoda, że tego nie zrobił, bo następny miesiąc był naprawdę ciężki. Z mamą i rodzeństwem się prawie nie widziałam, tatuś nie pozwalał mi wychodzić z pokoju. Przez cały miesiąc próbował zmusić mnie do pokazania magii. Nie żeby robił mi krzywdę, po prostu codziennie kazał mi próbować lewitować piórka albo wyczarowywać iskierki, przy okazji stojąc i warcząc mi do ucha. Najczęściej wychodził potem trzaskając drzwiami. Kilka razy usłyszałam, że jestem nieudacznicą i przynoszę mu wstyd, co było smutne, bo jeszcze parę dni temu byłam kochaną córeczką. Nie sądziłam, by te jego codzienne zmagania cokolwiek dały, ale co ja bym miała tłumaczyć zdesperowanemu człowiekowi? Raz przyniósł mi różdżkę - nowiutką, nie wiem skąd ją wytrzasnął. Nie chciał mnie zabrać do sklepu, bo chyba się bał, że właściciel powie mu prosto w twarz to, co wszyscy przecież tak naprawdę wiedzieli. Oczywiście na nic mi się ona zdała, różdżki po prostu nie chcą mnie słuchać, wredoty małe. No i w końcu przyszedł wrzesień.
Trzy dni potem jak odjechał już pociąg do Hogwartu, w którym teoretycznie powinnam być i ja, tata zgromadził wszystkich w salonie i powiedział dokładnie takie słowa "Adalynn jest charłakiem. Nie możemy jej tu trzymać. To najgorszy wstyd jaki mógł nas spotkać. Oddajmy ją do mugoli, tam gdzie jej miejsce, a rodzinie i znajomym powiedzmy, że umarła". Nie, naprawdę tak powiedział. Przy mnie. I wiecie co? Naprawdę uwielbiam moją mamę za to, że chociaż na co dzień jest tchórzem i przykładną żonką, to jak już się postawi to raz, a porządnie. No i zostałam w domu. Mamie jakoś udało się namówić do tego ojca. Zasady były proste - dla świata magii byłam martwa. Nie było kogoś takiego jak Adalynn Dołohow. Nie wiem ile w tym było tego, co rozgadywali rodzice znajomym, a ile prawdy w papierach, ale miałam się tak zachowywać. Siedzieć cicho w najmniejszym pokoju domu, a kiedy ktoś nas odwiedzał wychodzić i szlajać się po Londynie. Tylko, żebym czasami nie zbliżyła się do Pokątnej i innych magicznych punktów. I jak to było dalej? Jest pięć faz smutku?
- Ale mamo, przecież ja się nie zmieniłam. Co mogło zmienić się jednego dnia? Dalej jestem Adalynn.
- Ale mamo, ona przecież nie jest lepsza ode mnie. Dlaczego magia jest taka ważna? Dalej jestem twoją córką.
- Ale mamo, zrozum, mi też jest źle. Dlaczego uważacie mnie za kogoś gorszego? Dalej jestem człowiekiem.
- Ale mamo, zastanów się. Jeśli mamy się spotykać w takiej tajemnicy to lepiej nie spotykajmy się w ogóle. Nic mi nie będzie. Dalej żyję.
- Nie, mamo. Jutro spotkamy się na Pokątnej. Nie będę się przed nikim ukrywać. Jestem szczęśliwa.
Czy powinnam jeszcze o czymś wspomnieć? Wojny? II Wojny Światowej nie odczułam, byłam wtedy jeszcze kochaną córeczką pod opieką rodziców. A wojna czarodziejów? Cóż. Nie podoba mi się, jak każda wojna, ale też jej jakoś nie czułam, chociaż byłam potencjalną ofiarą. Nie wiem, korzystam z radości świata magii, ale jego wszelkie problemy jakoś mnie nie obejmują. Ja się tylko włóczę raz tam, raz tu i jestem szczęśliwa. Mam nadzieję, że tak zostanie. A no i może jeszcze powiem, skąd mam tę bliznę. Widzicie? Tutaj, pod kolanem. Mówiłam już chyba, że interesuję się wspinaczką? Lubię chodzić po drzewach, skałkach, czy nawet po dachach, a ta blizna mi przypomina, że powinnam mierzyć zamiary na możliwości, bo nie chciałabym mieć drugiego otwartego złamania.
To chyba tyle, co?
No to cześć.
Tara Debonheur
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Kłamstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 5 |
Ukrywanie się | II | 5 |
Zręczne Ręce | II | 5 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznastwo | II | 0 |
Szczęście | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka(śpiew) | II | 7 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec współczesny | I | 1 |
Wspinaczka | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 4 |
Sowa, prawo jazdy, nóż
Ostatnio zmieniony przez Tara Debonheur dnia 31.08.16 19:54, w całości zmieniany 7 razy
Witamy wśród Morsów
Ocalałeś, bo byłeś
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.