Wydarzenia


Ekipa forum
Izba przyjęć
AutorWiadomość
Izba przyjęć [odnośnik]31.03.15 0:01

Izba przyjęć

Goście zwykle omijają to piętro szerokim łukiem - zachowawczo i to pomimo że wszystkie ciężkie przypadki odizolowane są w strefie kwarantanny. Jednak nikt nie chciałby złapać przypadkiem smoczej ospy lub groszopryszczki, bo właśnie z takimi przypadkami zmagają się uzdrowiciele na tym oddziale. Nie straszne im są zakażenia wywołane przez kontakt z dzikimi stworzeniami, potrafią także dochować tajemnicy, gdy wierność jednej ze stron związku pozostawia wiele do życzenia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Izba przyjęć [odnośnik]19.11.15 12:55
|któryś dzień sierpnia, po Festiwalu Lata

Nienawidziła Munga. Szczerze i z całego serca. Kojarzył jej się z tymi wszystkimi okropnymi wizytami: spędzonymi na kozetce, gdy kolejni uzdrowiciele oglądali ją i mądrze kiwali głowami. Wszyscy używali trudnych słów, których jako siedmiolatka nie mogła jeszcze zrozumieć. A potem orzekali: Serpentyna. Jednym słowem wydawali na nią wyrok, przekreślając kolejne lata jej życia. Dopiero dużo później nauczyła się co znaczą te wszystkie skomplikowane terminy i pojęcia. Dokładnie przeczytała wszystko co tylko się dało na temat swojego schorzenia, stając się w tym jednym aspekcie równie doinformowana co pracownicy owej placówki. Zrozumiała, że oczywiście to nie była ich wina. To tylko jej ciało buntowało się przeciw niej. Toczyła z nim nierówną batalię od zawsze, a ich zalecenia miały jej w tym pomóc. Pokochała więc magiczną medycynę, widząc w niej nadzieję dla siebie, bo może kiedyś ktoś odkryje lekarstwo. Ale niechęć do murów szpitala została. Objawiała się niemiłym uściskiem w brzuchu i suchością w ustach. Beatrice przemierzała kolejne piętra pewnym krokiem - głowę trzymała wysoko, uśmiechała się uprzejmie do mijanych pracowników i nie okazywała swojego zdenerwowania. Ale naprawdę chciała to mieć już za sobą...
- Dzień dobry. - przywitała grzecznie zarządzającą piętrem medyczkę. - Byłam umówiona do pana Carrowa. Nott, Beatrice. - uśmiechnęła się lekko, mocniej naciągając na ramiona materiał błękitnej chusty, którą narzuciła na białą, letnią sukienkę. Na korytarzach szpitala było nieco chłodniej niż na zewnątrz. Sierpień przyniósł do Londynu piękną pogodę i Bea cieszyła się nią jak mogła. Teraz jednak odrobinę marzła. Medyczka pokiwała głową i podniosła się zza biurka oznajmiając, że zaraz zawoła Adriena. Panna Nott podziękowała jej cicho, a potem przysiadł na jednym z krzeseł, oczekując na swojego uzdrowiciela. W myślach powtarzała ostatni miesiąc, usiłując przypomnieć sobie wszystkie ataki choroby i ich przebieg. Było ich więcej niżby chciała, niestety końcówka lipca przyniosła jej wiele nerwów. Miała nadzieję, że Carrow nie będzie jej za bardzo wypominał braku poszanowania dla zdrowia.




Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.

Beatrice Nott
Beatrice Nott
Zawód : opiekunka jednorożców
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć 322e3f2c31328e05fdc9bf3a5ecc23d5
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t735-beatrice-nott https://www.morsmordre.net/t758-izolda#2848 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-queen-victoria-street-21 https://www.morsmordre.net/t981-beatrice-nott
Re: Izba przyjęć [odnośnik]23.11.15 15:21
Nawiedziła go pielęgniarka szepcząc mu na uszko, że przybyła już Beatrice Nott i czeka na niego w izbie przyjęć. Uzdrowiciel chętnie więc odłożył na bok papierki wypełnione nudnymi rubryczkami od których miał już po dziurki w nosie. Nie jego wina przecież, że miał urlop, a więc i potrzeba sprawozdania za poprzedni miesiąc przeciągnęła się w czasie. Niestety, krążący po szpitalnych korytarzach biurokratyczny wysłannik góry twierdził inaczej i gdy tylko nadarzyła się okazja nękał biednego Carrowa swą osobą. Uzdrowiciel z utęsknieniem wyglądał więc swych pacjentów, upatrując w nich ratunku od nudnego obowiązku. Żwawym krokiem i uśmiechem zbliżył się do Nott.
- Panno Nott, życie mi Pani ratuje. - Powitał ją, a potem poprowadził do pokoju przyjęć. Wszytko to czynił z entuzjazmem. Zawsze wolał mieć styczność z czymś żywym niż martwą kartką papieru. Nawet Nottem, mimo, że do jednego czuł pewną obawę. W końcu kto by pomyślał, że jego córka zyska status narzeczonej Juliusa. Starał się jednak o tym nie myśleć.
- Proszę sobie usiąść i powiedzieć mi jak tam Pani samopoczucie. Czy zaobserwowała Pani coś niepokojącego? Czy życie jednak na szczęście ostatnio rozpieszcza i chroni od stresów dnia codziennego? - Wskazał gestem dłoni kozetkę przylegającą do ściany, kiedy to sam zamknął drzwi, sprawiając, że pokój ten należał tylko do nich. Następnie zagadnął, chcąc dowiedzieć się, jak sobie radzi jego genetyczna podopieczna. Wywiad wszak był ważnym elementem kontroli. Rozmową Adrien jednak chciał również nieco rozluźnić dziewczynę. Mimo, że głowę miała wysoko uniesioną i biło od niej zdecydowanie to uzdrowiciel wystarczająco długo przyjmował już pacjentów by wiedzieć, że Ci nie marzą o niczym innym, jak tylko prędkim opuszczeniu przybytku. Bo co jak przyjdzie się im dowiedzieć, że ich stan się pogorszył?
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Izba przyjęć [odnośnik]25.11.15 18:42
Czekała ledwie kilka minut, nim na korytarzu rozległ się znajomy odgłos szybkich kroków. Carrowa zawsze najpierw było słychać, a dopiero potem widać. Bea musiała przyznać, że na widok jego znajomej twarzy nieco poprawił jej się humor. Darzyła tego mężczyznę sporą sympatią - choć szlachcicem był nieco ekscentrycznym jak na jej gust, to bez wątpienia ceniła go sobie jako medyka. Wszyscy inni uzdrowiciele szybko działali jej na nerwy, ale nie Adrien. Może dlatego, że przyszła do niego z polecenia Anthony'ego? Jej drogi Burke miał o Carrowie niezwykle dobre zdanie i to właśnie on przekonał rodzeństwo Nottów, że Beatrice powinna się u niego konsultować. Od tego czasu widywali się równo co miesiąc.
- Zawsze do usług, panie Carrow. - odparła całkiem wesołym tonem, podnosząc się jednocześnie z krzesła. Wciąż obejmowała się ramionami, zdradzając w ten sposób pewien wewnętrzny dyskomfort związany z pobytem w Mungu. Kroki stawiała jednak pewnie i szybko, podążając za uzdrowicielem do pokoju badań. Kiedy tam dotarli, przysiadła na kozetce - jak zawsze nienagannie wyprostowana, z uniesioną brodą i spokojnym obliczem. Patrzyła na niego jednak z pewnym smutkiem, gdy podjęła się opowieści o swoim stanie zdrowia.
- Chciałabym by tak było... Ostatni miesiąc nie był dla mnie najlepszy. Lipiec jakoś nigdy mi nie służy. - przy tych słowach skrzywiła się minimalnie. Była niemal pewna, że w jej historii choroby wszystkie najgorsze ataki zawsze przypadają na ten nieszczęsny letni czas. Jej ramiona uniosły się i opadły powoli, gdy westchnęła bezgłośnie.
- W przeciągu ostatnich czterech tygodni miałam, jeśli dobrze liczę, sześć silniejszych ataków. Częste i obfite krwawienie z nosa, zawroty głowy, dwa omdlenia. Sporo stresujących spraw spadło mi na głowę. Niestety. - uśmiechnęła się nieco kwaśno i uciekła wzrokiem w stronę okna. Zawsze trochę się stresowała, gdy musiała opowiadać o tym wszystkim. Nie lubiła okazywać słabości. Nauczyła się jednak przez lata, że to absolutnie niezbędne przy jej jakże specyficznym schorzeniu. No i Carrow nigdy jej jeszcze nie zawiódł, bezwzględnie ufała jego dyskrecji.




Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.

Beatrice Nott
Beatrice Nott
Zawód : opiekunka jednorożców
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć 322e3f2c31328e05fdc9bf3a5ecc23d5
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t735-beatrice-nott https://www.morsmordre.net/t758-izolda#2848 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-queen-victoria-street-21 https://www.morsmordre.net/t981-beatrice-nott
Re: Izba przyjęć [odnośnik]30.11.15 1:35
- Powinna Pani zgłosić się do mnie o wiele wcześniej w takim wypadku. Wiem, że ciężko czasem mnie złapać w Mungu bo mam ograniczoną możliwość przyjęć na dzień, lecz w razie konieczności jestem dyspozycyjny przez całą dobę. Dla mnie to nie problem wybrać się na wizytę domową nawet w środku nocy, a sama Pani wie, jaka to może być wielka różnica dla Pani zdrowia. - Nie chciał by wyszło na to, że prawi kazanie więc na spokojnie przypomniał. Beatrice nie należała jego zdaniem do grona lekkomyślnych. Miała bardzo wysoką samoświadomość swego stanu. Posiadała również sporą wiedzę medyczną. Być może to właśnie z jej powodu nie wzywała go nachodziły ją ataki? Może zdawała sobie sprawę, że jego obecność nic by ni zmieniła? W końcu Adrien i żaden medyk nie miał wpływu na zapanowaniu nad atakami tej genetycznej choroby. Mógł tylko działać objawowo, łagodzić ból, tamować krwotoki - teoretycznie mógł to czynić każdy średniej klasy medyk.
- Wiem, że co miesiąc się powtarzam niczym zacinająca się, stara płyta, lecz prawo mi wypełni przysługuje od momentu w którym to przeżyłem pierwszy kryzys wieku średniego. - Teraz to już zażartował, jak to miał w zwyczaju. Zapisał co w swoim kajacie i sięgnął po różdżkę siedząca w wewnętrznej kieszeni fartucha. Posunął się do niej na swoim taborecie.
- Proszę oddychać głęboko.- Zapowiedział, przykładając różdżkę do jej serca by przy pomocy Diagno Coro przysłuchać się temu, jak sobie ono radzi. - Trochę podwyższone ciśnienie...Krwawy kaszel się nie zdarzał?
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Izba przyjęć [odnośnik]05.12.15 21:18
Zapewne, gdyby zależało to od Bastiana biedny doktor Carrow przesiadywałby u nich co trzeci dzień - wzywany za każdym razem, gdy Beatrice trochę zakręci się w głowie. Jednak ona była wobec siebie samej znacznie mniej wyrozumiała. Chorując na Serpentynę nigdy nie można było czuć się doskonale. Jej samopoczucie najczęściej wahało się gdzieś pomiędzy znośnie, a źle. Zawsze była nieprzyzwoicie delikatna, zawsze zbyt szybko się męczyła. Jednak przywykła już do tego na tyle, by po prostu zaciskać mocniej zęby i czekać aż przejdzie. Starała się oczywiście zachowywać zdrowy rozsądek w swojej - skazanej z góry na przegraną - walce z chorobą. Były momenty, gdy wiedziała, że bez pomocy uzdrowicieli się nie obędzie. Jednak tak silne ataki nie były mimo wszystko częste, wszak usilnie starała się unikać sytuacji, które mogą je wywołać. Nie mogła powstrzymać kolejnego smutnego uśmiechu cisnącego się na usta, nieświadomie podążając jego tokiem rozumowania. Z większością objawów umiała poradzić sobie samodzielnie. Tym bardziej więc ta troska (zawodowa?) wydawała jej się ujmująca.
- Zawsze mam to na uwadze, proszę pana. Wiem kogo wzywać, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli. - odpowiedziała mu cicho, a w jej głosie słychać było coś co bez wątpienia było wdzięcznością. Kąciki jej ust zadrżały lekko zdradzając rozbawienie żartem, na który jednak nie odpowiedziała, gdyż nie czuła się w tej chwili wystarczająco swobodnie, by podjąć temat. Jednak to wystarczyło, by odrobinę się rozluźniła. Lubiła w nim tą lekkość obycia. Podobnie jak to, że Carrow nigdy jej nie strofował, nie traktował jak niedouczonego dziecka. Zwracał się do niej jak do istoty rozumnej i zdolnej do podjęcia normalnej konwersacji. Nie wszyscy mężczyźni posiadali ten dar. Szczególnie, gdy naprzeciw nich stała drobniutka panienka Nott, zawodowo zajmująca się jednorożcami... Z jakiegoś powodu uznawali ją za głupią gąskę i to wpędzało ją w głęboką irytację.  
Zdjęła chustkę z ramion i odłożyła ją na bok. Zgodnie z zaleceniem oddychała głęboko, zastawiając się jednocześnie co takiego medyk usłyszy w jej sercu.
- Na szczęście od dawna nie. To z reguły zapowiada bardzo niemiłe konsekwencje i jest wyraźnym sygnałem, że czeka mnie nagła wizyta w Mungu. - skrzywiła się nieco ironicznie. - Ale krwotoki z nosa są ostatnio bardzo uporczywe. Znacznie bardziej obfite, dużo częstsze. Nieproporcjonalnie częste do moich humorków, że się tak wyrażę. Przyznam, że nieco mnie to martwi i zastanawiam się, czy można temu jakoś zaradzić.




Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.

Beatrice Nott
Beatrice Nott
Zawód : opiekunka jednorożców
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć 322e3f2c31328e05fdc9bf3a5ecc23d5
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t735-beatrice-nott https://www.morsmordre.net/t758-izolda#2848 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-queen-victoria-street-21 https://www.morsmordre.net/t981-beatrice-nott
Re: Izba przyjęć [odnośnik]19.06.16 22:13
Wybierz dowolną datę Izba przyjęć 2892830877

Jednak przegrywam walkę z mrozem. Jest ładny, gdy rysuje wzroki na twardej tafli szyby, kiedy oglądam go zza okna, siedząc w wygodnym fotelu przed kominkiem, przeciągając się jak kotka, mrucząc z ukontentowania i przyglądając się jak mężczyzna (jak on ma na imię?) masuje mi stopy. Kiedy zderzam się z nim po wyjściu z ogrzewanego domu, mam ochotę uciekać z podkulonym ogonem. W Ameryce śnieg był fikcją, tutaj okazuje się jednym z najgorszych koszmarów; wciąż przychodzą mi do głowy wizje, w których przez własną nieostrożność tracę duży palec od nogi. Zima przegania mnie z ulicy - gdzie latem żyje się w gruncie rzeczy całkiem przyjemnie, jeśli ktoś lubi oddychać zapachem spalin, setek ludzi i tętniącego miasta. Muszę wymyślić coś wręcz na gwałt - ale gdzie znajdę schronienie naprawdę późnym wieczorem, kiedy nawet bary i puby pustoszeją a najtwardsi zawodnicy albo zataczają się na zewnątrz lokali, wywleczeni przez obsługę, albo śpią twardo z głową na kontuarze, albo właśnie są targani za uszy przez zdegustowane małżonki. Jeszcze przez chwilę włóczę się bez celu - ot, by zająć myśli i rozgrzać się marszem choć trochę, zanim na powrót położę się na zmarzniętej ziemi - gdy nagle wpada mi do głowy naprawdę błyskotliwy pomysł. Jest przecież miejsce, skąd nikt nie można wyrzucić nikogo... Pod pewnymi warunkami, naturalnie, aczkolwiek znajduję się pod grubą kreską i skłaniam się ku obietnicy najpoprawniejszego zachowania pod słońcem, byle tylko móc uciec od zimna. Już nie zastanawiam się nad niczym, prąc prosto w kierunku Szpitala Świętego Munga. Nikt mnie nie potrąca, drogi świecą pustkami, od czasu do czasu jakiś samochód przemknie tuż przed moim nosem, a ja... chyba po raz pierwszy w życiu żałuję, że jednak nie odziedziczyłam czarodziejskich zdolności po matce i nie mogę po prostu pstryknąć palcami, aby znaleźć się w żądanym miejscu. Piekło i szatani!
Ale nareszcie docieram i niezauważona przemykam tuż obok zażywanej recepcjonistki, która stara się ogarnąć większy bajzel niż jedna, niepozornie wyglądająca dziewczyna. Galopem pędzę na drugie piętro - nie muszę pokonywać zatrważającej ilości schodów, dzięki Merlinowi - i triumfalnie opadam na ławkę. Nie kłopocząc się zupełnie, iż może za chwilę jeszcze ktoś nadejdzie, wyciągam się wygodnie na całej jej długości. Jest nieco twardo, ale przynajmniej ciepło; zdejmuję swój płaszcz i podkładam go sobie pod głowę i... zdaje się, że po kilku sekundach odpływam, a przynajmniej pogrążam się w przyjemnym półśnie.
Bleach Pistone
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2179-bleach-pistone#33158 https://www.morsmordre.net/t3081-karton-blicz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3163-blicz
Re: Izba przyjęć [odnośnik]20.06.16 12:44
Nieczęsto były w mojej pracy takie dni jak dzisiaj gdy nudziłem się jak mops, nie mając właściwie nic ciekawego do roboty. Nawet sterta papierów już dawno została uzupełniona czym z pewnością będzie jutro zaskoczony mój szef, bo zawsze miałem jakieś papierkowe zaległości. Kręcę się po szpitalu bez większego celu odliczając minuty, aż znajdę się znów we własnym mieszkaniu, ale z drugiej strony powrót do samotnego apartamentu nie wydaje mi się dobrą opcją. Kiedy siedzę tam sam, wracam myślami do zbliżających się świąt. Wciąż nie zdecydowałem, czy spędzę je z Rosalie w towarzystwie moich największych wrogów, czy jednak pozostanę wierny tradycji Blacków. Może powinienem rzucić galeonem i wszystko byłoby jasne, ale póki co bardziej skłaniałem się do tej drugiej opcji. Nie chciałem spędzać ostatnich świąt przed ślubem wśród osób, które darzą mnie nienawiścią i wzajemnie.
Z nudów zajrzałem nawet do izby przyjęć na parterze, ale jak na złość nikt nie chciał dzisiaj umierać ani nikt nie próbować bawić się w alchemika z nędznym efektem. To był po prostu jeden z tych dni, kiedy naprawdę nic się nie działo, a my magomedycy umieraliśmy z nudów modląc się do Merlina o jakiś poważny, śmiertelny wypadek. Dopiero po trzeciej rundce po szpitalu, gdy zastanawiałem się nad tym czy samemu się nie skaleczyć w akcie jakiejś desperacji, zauważyłem na swoim piętrze przepiękny obrazek.
Ktoś tam był i leżał na ławce w izbie przyjęć pozostawiony sam sobie. W okolicy nie było ani jednego magomedyka ani pielęgniarki, więc chyba los się do mnie uśmiechnął, zsyłając mi pierwszego tego dnia pacjenta, a właściwie pacjentkę, bo kiedy podszedłem, okazała się ona kobietą. Uklęknąłem przy ławce, ostrożnie dotykając ramienia dziewczyny, ale nie otrzymałem żadnej reakcji. Szybkie spojrzenie na jej twarz, rozchylone usta i unoszącą się klatkę piersiową wystarczyło abym wiedział, że przynajmniej nie ma problemów z oddychaniem.
Nie wyglądała jednak poważnie ranną, jej ubranie też nie wskazywało na to, aby miała jakieś otwarte rany czy inne fizyczne dolegliwości. Może więc po prostu tylko zasłabła pod wpływem jakiegoś specyfiku, który zażyła? Potrząsnąłem mocniej na jej ramię, próbując ją ocucić i z ulgą dostrzegłem, że bardzo szybko otworzyła oczy.
- Czy wszystko w porządku? Jestem uzdrowicielem, trafiła pani do Munga. Czy coś panią boli? - zapytałem od razu, nie marnując czasu na zbędne wyjaśnienia. Teraz najważniejsze było się dowiedzieć, co ta dziewczyna tutaj robi i czy nie potrzebuje pomocy. A jeśli tak, to byłem gotów zaprzedać swoją duszę, byleby tylko się nią zająć, bo inaczej sam pewnie wkrótce zemdlałbym z nudów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Izba przyjęć [odnośnik]20.06.16 13:13
Sen, słodki sen. Jeśli kiedykolwiek miałam wątpliwości, który z moich mężczyzn traktował mnie najlepiej, teraz rozwiały się zupełnie. Cudowny Morfeuszu (hehe), mam ochotę nigdy cię nie wypuścić i błagać - czego nie robię nigdy, byś został ze mną na zawsze. Mogę nawet się poświęcić i zaakceptować monogamię, o ile rzecz jasna Ty również będziesz równie dobrze jak dziś spełniać swą powinność. Ukołysana drażniącym zapachem (szpital i tak roznosi woń milszą niż gnijące odpadki) odlatuję szybko, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Twarda ławka zdaje się wielkim łożem z baldachimem, na którym leżę jak księżniczka - albo jak rycerz po trudach i znojach jakiejś awanturniczej przygody - pod puchową pierzyną, ani myśląc wyściubić z niej nosa. Przez najbliższe kilka godzin; tak właśnie to sobie zaplanowałam. Przyjemny wypoczynek, rano szybka toaleta w szpitalnej łazience i palenie gum z tego zacnego przybytku. Który powzięłam zamiar traktować jako schronisko w sytuacjach zupełnie beznadziejnych i wyłącznie na czarną godzinę. Moje cudowne zamiary stają się jednak zamierzchłą przeszłością, gdy nagle rejestruję, że ktoś szarpie mnie za ramię. W zasadzie tylko delikatnie potrząsa, ale dla mnie to jak drażnienie chorego smoka. Ech, gdybym mogła zionąć ogniem, mężczyzna - i w dodatku uzdrowiciel, sądząc po limonkowym fartuszku - już byłby przypieczony na węgiel. Powoli otwieram jedno oko, potem drugie, spoglądając na niego nieco mętnym wzrokiem. Dobrze przynajmniej, że mam czyste włosy i świeże ubranie, bo inaczej pewnie nie patyczkowałby się ze mną i od razu odesłał do magicznej policji czy innych funkcjonariuszy. A ja mając do wyboru spotkanie z mundurówką, wybrałabym opcję rozsądniejszą dla mnie, czyli ucieczkę. Nawet, gdybym musiała wybiec przez okno.
Dlatego niechętnie spoglądam na swego wybawiciela, jedynie przez moment zastanawiając się, nad wyszarpnięciem ręki z jego uścisku i poczęstowania go siarczystym policzkiem. Nie jego wina, że jestem nieco negatywnie nastawiona do ludzi... Aczkolwiek przez natręta muszę zacząć umysłową gimnastykę, co nie przychodzi mi z łatwością, zważywszy na to, że przed chwilą wyrwał mnie z głębokiego snu.
- Tak, wszystko w porządku - mówię, niechętnie siadając i porzucając wygodne rozparcie na ławce - chociaż w zasadzie to nie - nagle zmieniam zdanie o 360 stopni, bystro przypatrując się nieznajomemu mężczyźnie - mi nic nie dolega - wyjaśniam, czepiając się pierwszego kłamstwa, jakie przyszło mi na myśl - ale mój krewny wylądował na tym oddziale w bardzo ciężkim stanie. Podobno nie przeżyje nocy - improwizuję, trochę dziko, ale nie mam nic do stracenia. Sen i tak został mi już odebrany.
Bleach Pistone
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2179-bleach-pistone#33158 https://www.morsmordre.net/t3081-karton-blicz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3163-blicz
Re: Izba przyjęć [odnośnik]22.06.16 19:14
Nam magomedykom niezbyt często przytrafiało się walczenie o pacjentów. Zazwyczaj było zupełnie odwrotnie i napływ osób, które pilnie potrzebowały medycznej pomocy był o wiele większy niż nasze siły przerobowe. Często się więc zdarzało że byłem oddelegowany do zajęć na innych piętrach i pracy w izbie przyjęć mimo że moja specjalizacja była zupełnie inna. Mogłem wtedy obserwować naprawdę dziwne przypadki czarodziejów którzy zbyt mocno ufali swoim magicznym umiejętnościom, zaklęciom i umiejętnościom warzenia eliksirów. W rezultacie lądowali w szpitalu i to ja ze swoimi kolegami musiałem ich potem składać do kupy.
Dlatego kiedy dzisiaj nie tylko ja, ale i kilkunastu innych medyków wałęsało się bez celu po szpitalu, zobaczenie potencjalnej pacjentki było jak dar od Merlina. Nieważne co jej dolegało i czy przyszła tu ze złamanym palcem czy z potężną zabójczą wysypką o silnie epidemiologicznym charakterze. Była pacjentką, którą to właśnie ja się zajmowałem i mogłem dzięki temu zabić okropną nudę która towarzyszyła mi od wielu godzin. Więc czuję się oszukany i wystawiony do wiatru, kiedy pacjentka wcale nie okazuje się pacjentką a jedynie kimś kto odwiedza znajomego.
Moje podejrzenia wzbudza tylko coś innego, bo skoro przyszła kogoś odwiedzić, to dlaczego leży na ławce na korytarzu zamiast siedzieć w jego sali? A jeśli nie siedzi w sali, bo jej znajomy jest właśnie badany i nikogo się do niego nie dopuszcza, to dlaczego się położyła zamiast usiąść jak człowiek? Poza tym nie słyszałem o żadnym poważnym przypadku a na pewno by mnie wezwano gdyby taka sytuacja miała miejsce, bo byłem dzisiaj dyżurnym lekarzem. Zastanawiam się nad tym i przyglądam dziwnej dziewczynie z coraz większymi podejrzeniami.
- Na pewno? Nie wydaje się aby wszystko było w porządku, wygląda pani bardzo blado, to chyba nie jest u pani normalne - zapytałem raz jeszcze, bo nie dowierzam dziewczynie, widząc wyraźnie że coś jest nie tak. Łapię ją za dłoń, sprawdzając tętno na nadgarstku i wykorzystując jej nagłe zdziwienie, ale odezwał się we mnie magomedyczny instynkt. Nagle przestało mnie obchodzić kim jest i co tu robi a liczyło się tylko to, że nadal była potencjalną pacjentką i mogłem się nią zająć. Po drugiej stronie korytarza dostrzegłem swojego kolegę który rzucał mi zazdrosne spojrzenia, ale wystarczyło jedno z mojej strony aby zrozumiał, że nie ma tu czego szukać.
- Znajomy znajomym, ale stres i niepokój mogą zrobić swoje i osłabić pani organizm. Gdyby czuła się pani dobrze, nie leżałaby chyba na ławce – wyjaśniam próbując za wszelką cenę przemówić dziewczynie do rozumu. A tak naprawdę to chcę z niej na siłę zrobić swoją pacjentkę, bo jeśli nie ona to zaraz sam położę się na korytarzu i będę dogorywał z nudów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Izba przyjęć [odnośnik]22.06.16 20:14
Zastanawiam się usilnie, dlaczego ten upierdliwy facet nie może zostawić mnie w spokoju. Kolejna grudniowa noc, jedna z wielu, ale nie spodziewam się, aby szpital narzekał na brak pacjentów. Czarodzieje wręcz słyną z tendencji do dziwnych wypadków, niebezpiecznych zranień i to nader często wynikających z ich własnej głupoty. Wielokrotnie wysłuchiwałam łzawych opowiastek mojej matki (kończących się zazwyczaj trzaśnięciem drzwi od mego pokoju), ale chcąc nie chcąc, przyswoiłam sobie, jak to wkładała palce do klatki z małą mantykorą i dla zabawy drażniła potworka. Prawie wtedy straciła rękę, ale na szczęście (doprawdy - moim zdaniem, gdyby ją straciła, nauczyłaby się ostrożności) ją odratowano a odgryzione paluszki natychmiast przyszyto. Brytyjscy magowie zapewne cierpieli z podobnych przyczyn. Wybuchające kociołki, upadki z mioteł, oberwanie klątwą w plecy od najlepszego przyjaciela, pogryzienie przez niezarejestrowaną hybrydę kraba ognistego z trollem, jaką wyhodował sąsiad...Zwykłe zmęczenie moim skromnym (a raczje niezbyt skromnym) zdaniem nie kwalifikuje się do wymagającego leczenia ani tym bardziej do korzystania z pomocy uzdrowiciela. Mogę go ewentualnie poprosić o jakiś specyfik, który sprowadzi mnie do łoża Morfeusza w każdym stanie i każdym miejscu, w którym tylko go spożyję. I to chyba wcale niezły pomysł, muszę jedynie dopracować jego szczegóły. Czuję się przecież znakomicie i poza chronicznym niewyspaniem oraz wychłodzeniem organizmu, nic mi nie dolega.
Nie podoba mi się jednak świdrujące spojrzenie mężczyzny i ciągle się waham, czy nie powinnam zerwać się z ławki i wybiec stamtąd jak najprędzej i znaleźć sobie schronienie gdzie indziej. Z dala od namolnych ludzi, usiłujących uszczęśliwić mnie na siłę.
- U mnie akurat jest to normalne, proszę pana - wyjaśniam, starając się brzmieć jak najbardziej uprzejmie i nie rozjuszać tego człowieka. Mężczyzna wciąż wygląda, jakby chciał mi pomóc, aczkolwiek nie potrafię do końca przejrzeć jego intencji a rozbiegany wzrok i szaleństwo, jakie chyba mimowolnie ma w oczach, odrobinę mnie od niego odstraszają - zawsze jestem blada - mówię podobnie jak wtedy, kiedy tłumaczyłam się nauczycielce wuefu, iż n a p r a w d ę absolutnie nic mi nie dolega, poza rzucającą się w oczy kredowobiałą cerą.
- Co pan wyprawia? - pytam przestraszona, ze złością, ale nie wyszarpuję ręki, bo trzyma mnie zbyt mocno. Jeśli to uzdrowiciel, to mocno bezczelny i gdybym tylko miała zapewniony immunitet, na pewno złożyłabym na niego skargę.
- Czekam już dosyć długo, po prostu się zdrzemnęłam - wyjaśniam kulawo, choć coraz bardziej nie podoba mi się drążenie szczegółów. Czego oczekuję? Bo chyba nie zaproszenia na późny obiad do szpitalnej stołówki?
Bleach Pistone
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2179-bleach-pistone#33158 https://www.morsmordre.net/t3081-karton-blicz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3163-blicz
Re: Izba przyjęć [odnośnik]27.06.16 10:17
To w takie dni jak dzisiaj ludzie tacy jak ja najsilniej odczuwają poczucie desperacji, która wodzi nas na skraj wytrzymałości. W swoim życiu nienawidziłem kilku rzeczy, Rosierów, wywyższania się, głupoty, rudowłosych Weasley'ów kalających stan czarodziejski, musu z malin. I nienawidziłem również nudy która zabijała mnie na każdym kroku, a dzisiaj odczuwałem to bardzo bardzo mocno. Przecież między innymi dlatego wybrałem też zawód magomedyka aby zawsze musieć coś robić bo wiedziałem, że kto jak kto, ale lekarze na brak pracy nie narzekają. A tu taka niemiła niespodzianka.
Nie powinna się więc w tym wypadku mi dziwić ta dziewczyna, którą zesłał mi chyba sam Merlin, ratując mnie od śmierci z nudów i nic sobie nie robiłem z jej dziwnego oporu i nagle sztywnego ciała. Moim obowiązkiem było sprawdzenie czy na pewno wszystko z nią w porządku i czy mimo swoich zapewnień nie potrzebuje mojej medycznej pomocy. A nawet jeśli i tak by nie potrzebowała, to moja desperacja doszła już do takiego stadium że byłem gotowy zaprowadzić ją siłą do sali i zbadać aby się upewnić. Trochę nie poznawałem sam siebie.
- Pozwoli pani, że sam ocenię fachowym okiem. Czasem ignorujemy nasz organizm uważając, że wszystko działa dobrze, a po fakcie okazuje się że jednak nie – stwierdziłem sucho tonem nieznoszącym sprzeciwu i nie przerywałem badania. Położyłem palce na jej szyi, za uszami, sprawdzając węzły chłonne, przystawiłem dłoń do czoła, ale na szczęście przynajmniej pod tym względem wydawała się zdrowa. Jeszcze nam tu brakowało epidemii smoczej ospy przywleczonej przez jaką dziewczynę z ulicy. Mogłem uznać jej wyjaśnienie bladości, bo wszystko świadczyło za tym, że nie jest to objaw chorobowy.
Niestety wyglądało na to, że była całkowicie zdrowa. Jęknąłem w duszy z rozczarowania ale szybko mi ono minęło, gdy wpadłem na zupełnie inny, bardzo dziwny jak na mnie pomysł. Naprawdę posuwałem się to bardzo desperackich kroków.
- Wydaje mi się, że to nie wygląda za dobrze – powiedziałem nagle cicho, stopniując napięcie w swoim głosie i wpatrując się w jakiś punkt na jej szyi. Wystarczająco daleki poza zasięgiem jej wzroku, a robiłem przy tym bardzo zatroskaną i zdenerwowaną minę, jakbym odkrył coś niebezpiecznego. Dotknąłem jej szyi jeszcze raz. - Myślę, że powinna pani zostać na dokładniejsze badania, mamy akurat wolne łóżko, załatwimy wszystko raz dla. Wie pani, lepiej przecież zapobiegać niż leczyć – spojrzałem na nią z nadzieją w oczach.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Izba przyjęć [odnośnik]29.06.16 11:47
Jestem postawiona pod ścianą i wcale a wcale mi się to nie podoba. Czuję się, jakby ten jeden mężczyzna stał się nagle uosobieniem całego plutonu egzekucyjnego. Czego do cholery mógł ode mnie chcieć? Nie zamierzam być jego królikiem doświadczalnym, a uzdrowiciel w tym swoim limonkowym fartuszku zdecydowanie wygląda na świra, który w wolnym czasie prócz czytania książek i innych zajęć dla plebsu eksperymentuje na ludziach.
Szkoda jednak, że na żywych (czuję się bardzo żywa i bardzo zdrowa, wbrew temu, co sobie myśli), a nie na martwych. Chociaż... Przełykam ślinę, zastanawiając się nad niepokojącym obrotem moich dzikich wyobrażeń i niespokojnie zerkam na mężczyznę. Ten w każdym calu sprawia pozory zatroskanego i może naprawdę się stara a ja niepotrzebnie dramatyzuję. Nie znoszę sytuacji, w których jestem osaczona, bo doprawdy, wyjścia z nich są nadzwyczaj relatywne. Uzdrowiciel bajdurzy mi nad uchem - chcąc uśpić moją czujność? - a ja tkwię nadal w denerwującym impasie. Normalnie zapewne odburknęłabym mu niegrzecznie, utarła nosa i powędrowała w swoją stronę, aczkolwiek szpitalne ciepło chyba po raz pierwszy mnie kusi i wcale nie mam ochoty wychodzić na zewnątrz, zważywszy, iż nikt tam na mnie nie czeka. Szybko kalkuluję ewentualne straty i zyski, po czym (ku swemu zdziwieniu) kiwam głową, godząc się na wszystko.
- Zapewne ma pan rację, doktorze - odpowiadam mu, nieco zaspanym głosem, ale brzmię uczciwie (dopracowanie tego tonu głosu zajęło mi sporo czasu) - miał pan wiele takich przypadków? - pytam, nie tyle z ciekawości, ile by nakłonić go do mówienia i niedopytywania się o szczegóły dotyczące mnie. Jestem okropną egoistką, ale mówienie obcym ludziom o sobie i o tym, jak jestem wspaniała jakoś mnie nie kręci. Zwłaszcza, że mogłam spotkać już wcześniej tego ananasa i okraść go, nie mając o tym zielonego pojęcia. Nieruchomieję jednak (dobrze, że nie sztywnieję) i pozwalam mu na pobieżne badania, choć jego zimne dłonie dotykającego mego rozgrzanego ciała nie są zbyt przyjemne.
-Co nie wygląda dobrze? - pytam automatycznie, przekręcając głowę, by spojrzeć na coś, w co wpatrywał się uzdrowiciel. Nie mogłam jednak t e g o zobaczyć, ale... do stu czortów, czuję się świetnie! W co od na gacie Merlina pogrywa? - na jak długo jest to konieczne, doktorze? - postanawiam grać biedną, przerażoną dziewczynkę, w istocie zastanawiając się, ile będę cieszyć się ciepłą pościelą i szpitalnym żarciem.
Bleach Pistone
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2179-bleach-pistone#33158 https://www.morsmordre.net/t3081-karton-blicz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3163-blicz
Re: Izba przyjęć [odnośnik]03.07.16 16:26
Wcale nie czułem się źle posuwając się do kłamstwa bo kłamstwo nie stanowiło dla mnie nigdy żadnego problemu. Było tylko środkiem do celu, który chciałem osiągnąć, a wiadomo że jeśli czegoś bardzo mocno pragniemy, to zrobimy naprawdę wszystko, aby to dostać. Teraz moim pragnieniem było zabić nudę i byłem gotów posuwać się dalej niż do samego kłamstwa, aby zatrzymać tu tą dziewczynę. Nie chciałem tego przyznać, ale spadła mi jak dar z nieba i zamierzałem to wykorzystać.
Poza tym jej dziwna aparycja trochę mnie fascynuje, nie codziennie spotyka się osoby o tak jasnych włosach i bladej cerze. Możliwe że była to część jakiejś jej genetycznej dolegliwości albo po prostu miała nieszczęście mieć dziwnych rodziców? Przez bardzo, bardzo, bardzo krótką chwilę zastanawiałem się też nad tym, czy nie zaprosić jej do domu i nie sprawdzić, jak taki dziwny okaz będzie reagował na moje mieszanki, ale to pragnienie szybko minęło. Nie miałem jakoś ochoty na kolejne eksperymenty, bo w zimę zawsze byłem jakiś bardziej leniwy.
- Całe mnóstwo - powiedziałem śmiertelnie poważnie chcąc jej pokazać, że nie powinna ignorować żadnych symptomów choroby a zwłaszcza tych, które sam ponoć odkryłem. Musiałem zrobić wszystko aby ją zachęcić a nawet zmusić do pozostania w szpitalu i liczyłem na to, że nie będzie protestować. Standardowa procedura w takiej sytuacji przewidywała zawołanie pielęgniarki, zawiezienie pacjentki na salę i zarejestrowanie jej w bazie. Wiedziałem tylko, że gdy ją uruchomię, to zaraz zleci się tu całe drugie piętro znudzonych lekarzy i sióstr, a do tego nie mogłem dopuścić.
- Proszę wyciągnąć przed siebie prawą dłoń, wyprostować palec wskazujący, a potem zgiąć dłoń w łokciu i dotknąć palcem nosa - powiedziałem po chwili, ignorując jej pytanie. Nie obchodziło mnie jak długo mogłaby tu zostać, liczyło się tylko to, aby została teraz, przynajmniej do końca mojego dyżuru. Potem mogło się z nią dziać wszystko i nic, byłaby mi już obojętna, gdy tylko zegar wybiłby ostatnią minutę mojej pracy dzisiejszego dnia. - Długo ma pani to zaczerwienienie na szyi, jakby coś panią ugryzło? - zapytałem znów poważnym tonem, dźgając ją w palcem w szyję w jakieś miejsce, gdzie wymyśliłem sobie wyimaginowaną wysypkę. Nie zaszkodzi, jeśli ta dziwna biała dziewczyna trochę się podenerwuje.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Izba przyjęć [odnośnik]03.07.16 19:28
Zaczynam nieco się niepokoić; nie tyle stanem swego zdrowia, ile naprawdę złowieszczym spojrzeniem mężczyzny. Zastanawiam się, ile prawdy jest w tym, co mówi i czy aby na pewno należy do pracowników Świętego Munga. Może to zwykły złodziejaszek, który wkradł się do szpitala i przez pomyłkę został zmuszony do udawania uzdrowiciela? Łatwiej jest brnąć w kłamstwie niż się do niego przyznać, doskonale to wiem, zatem zachowuję szczególną ostrożność, kiedy wykonuję jego polecenia. Moje ciało spina się, gotowe w każdej chwili do ucieczki a nawet do widowiskowej obrony własnej czci. Nic jednak nie zapowiada rychłego ataku, a przynajmniej nie fizycznego i nie takiego, który może mnie uszkodzić. Czyżbym popadała w paranoję i wszystko, co przebiega mi przez myśl względem tego człowieka to wyłącznie moje dziwne i niesprawiedliwe urojenia?
W jednej chwili staje mi się wszystko jedno, ogarnia mnie też paraliżujące zmęczenie i jestem skłonna zrobić co tylko zechce, byle tylko zostawił mnie jak najszybciej w spokoju. Obojętnie, czy w szpitalnym łóżku (na co zgodzę się całkiem chętnie), czy za dzwiami Munga, gdzie również znalazłabym się z olbrzymią ulgą. Z dala od niejasnych sytuacji oraz świdrujących oczu mężczyzny. Gram wszystko na jedną kartę, gdy postanawiam mu zaufać i z prawie narastającym zainteresowaniem dopytuję, bo muszę wiedzieć, czy przynajmniej trafiłam na kogoś kompetentnego i czy mężczyzna, z którym rozmawiam to nie jakiś niedouczony stażysta.
-I co się z nimi później stało? - drążę temat, ciekawa, czy opowie mi jakieś makabryczne historyjki, aby skłonić mnie do uległego poddania się wszelkim badaniom, jakie tylko wymyśli. Wyrośnięcie dodatkowej głowy raczej nie zrobi na mnie wrażenia, ale kto wie, może doktorzyna ma w zanadrzu jakieś bardziej przekonywujące historie z dreszczykiem. Dostosowuję się do jego wskazówek, choć mam nieprzyjemne wrażenie, że postępuję niezwykle wręcz głupio i zastanawiam się, jak to wygląda dla postronnego obserwatora. Musi mieć ubaw widząc mnie z boku, jak dokonuję tej dziwnej gimnastyki, ale w sumie to również mnie za bardzo nie obchodzi.
-Widzi pan, żadnych problemów z koordynacją ruchową - mówię dumnie, jakbym chciała, żeby mnie za to pochwalił. I na Merlina, nie wymyślał już innych testów. Kiedy jednak maca mnie po szyi, a w zasadzie boleśnie w nią szturcha, robię urażoną minę i odpowiadam mu tonem nadzwyczaj obrażonym - nie wiem, o co panu chodzi. Nic mnie nie ugryzło - burczę, choć w tym momencie przychodzi mi do głowy genialny pomysł - chociaż... chyba tak. To był... Elvis, zdaje się, tak miał na imię - mówię bezczelnie, po czym zrywam się na równe nogi, odtrącam jego rękę i wybiegam z oddziału - goń się, świrze - rzucam przez ramię i z ulgą biegnę zaśnieżoną ulicą. Nigdy więcej szpitali.

|zt Blicz
Bleach Pistone
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2179-bleach-pistone#33158 https://www.morsmordre.net/t3081-karton-blicz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3163-blicz

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Izba przyjęć
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach