Marcel Parkinson
Nazwisko matki: Flint
Miejsce zamieszkania: Skromny dom przy Egerton Crescent w Londynie
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Mówię pozbawionym gustu ludziom, co mają ubierać i jak to nosić, aby choć sprawiali wrażenie, że rzeczywiście są arystokratami.
Wzrost: 179 centymetrów
Waga: 76 kilogramów
Kolor włosów: Ciemne
Kolor oczu: Piwne
Znaki szczególne: Ekstrawagancki ubiór, olśniewający uśmiech
piętnastocalową, odpowiednio giętką, wykonaną z drewna bangkirai o rdzeniu z włosa z głowy nimfy. Na rękojeści wyrzeźbiony jest motyw jednorożców
Beauxbatons: Gryfy
Paw
mnie, jako starego, brzydkiego, pomarszczonego i zgrzybiałego starca
nowymi ubraniami prosto spod igły najlepszego krawca, rannym powietrzem po upojnej nocy oraz sufletem czekoladowym
Siebie otoczonego wianuszkiem zachwyconych mną dziewcząt
Sobą, bo przecież jestem najważniejszy. Innymi, bo uwielbiam ploteczki. Modą, bo jestem Parkinsonem. Urodą, bo kocham otaczać się pięknymi przedmiotami.
Jastrzębiom z Falmouth
Biegam po ekskluzywnych sklepach, adoruję pięknę dziewczęta, pozwalama się rozpieszczać, tańczę, jeżdżę konno, korzystam z życia i trwonię rodzinną fortunę na swoje przyjemności
czarnego bluesa
Darrena Crissa
Marcel Parkinson, dwukrotny laureat Najbardziej Czarującego Uśmiechu Tygodnika Czarownica, ulubieniec naszych czytelniczek oraz czytelników. Młody, przystojny, dumnie kontynuujący tradycję swego rodu, przez niektórych nazywany nieomylną modową wyrocznią. Idealny w każdym calu... jednakże nawet i perfekcyjny lord Parkinson skrywa za swymi rozwichrzonymi lokami i błyszczącymi oczami brzydkie sekrety.
Wszystko zaczęło się od historii płomiennej i prawdziwej miłości, jakiej niezwykle rzadko doświadcza się w prawdziwym życiu - jeszcze rzadziej zaś w środowisku szlacheckim. Arystokraci nie starają się już tego ukrywać; nie zawierają uświęconych związków z powodu błahego uczucia. Liczą się jedynie trzy rzeczy: koneksje, złoto oraz zapewnienie ciągłości rodowi. Na miłość zabrakło miejsca w tradycjach możnych tego świata, ale nie stanęło to na przeszkodzie Henry'emu Parkinsonowi oraz Gabrielle Flint. Niczym współcześni Romeo i Julia zlekceważyli familijne konflikty i pobrali się w tajemnicy, ponad dwie dekady temu wywołując ogromny skandal. Lady Flint była już przyobiecana innemu, podobnie jak panicz Parkinson, jednakowoż bezpieczniejsze było zerwanie zrękowin, aniżeli pogwałcenie świętej przysięgi. Zwłaszcza, że małżeństwo zostało już skonsumowane, zanim ktokolwiek z obu rodów zdołał dowiedzieć się o tym, co zdarzyło się w Gloucestershire. Mimo zdawałoby się szczęśliwego zakończenia - czyż młodzi nie dali zwaśnionym rodom idealnego (i niezwykle romantycznego) powodu do zapomnienia o dawnych niesnaskach? - kłótnie nie ucichły. Ba, wybuchły ze zdwojoną siłą, przesuwając prywatę również na arenę publiczną. Niepochlebne komentarze, występowanie przeciw sobie w politycznej szermierce, obrzucanie błotem oraz wzajemne obwinianie; ot, tyle i nic więcej przyniosło małżeństwo Henry'ego i Gabrielle. Flintowie oskarżali Parkinsonów, że to jedynie zagrywka, mająca na celu wykorzystać ich ród oraz zaprzepaścić lata przyjaźni z Ollivanderami (którzy zerwanie zaręczyn potraktowali jako osobistą zniewagę; pisaliśmy o tym w numerze archiwalnym z 1928 roku), natomiast Parkinsonowie podejrzewali Flintów o chęć odebrania im dziedzica. Jak było naprawdę? Tego nie wiadomo, choć my chcemy wierzyć, że Henrym i Gabrielle pokierowały porywy ich młodych, namiętnych serc. Prawdopodobnie to rzeczywiście była miłość, skoro ledwie po roku urodził się ich pierworodny syn, Marcel.
Chłopiec dorastał więc na dworze w Gloucestershire zupełnie szczęśliwy, nie znając zmartwień ani trosk, nie przejmując się plotkami ani docinkami, iż jest on kością niezgody w sporze Flintów oraz Parkinsonów, każde godzące w siebie słowo zbywając zaś kolejnym, bardziej złośliwym i okrutnym od ciosu wymierzonego w niego. Szybko jednak przemówił do niego argument siły; wbrew naukom guwernantek nim zdołał ochłonąć i rozwiązać spór przy pomocy dyplomacji, jął puszczać w ruch swe drobne pięści. Henry karał go przykładnie za wdawanie się w bójki - czyż to nie przystoi młodemu dziedzicowi? - lecz Marcel nawet mimo przestróg, próśb i gróźb i tak czynił po swojemu. Uciekał z lekcji dobrych manier, by w zamian za to pojeździć konno po okolicznych lasach. Wymykał się z z zajęć historii magii, żeby móc poćwiczyć szermierkę. Ryzykował, opuszczając zajęcia rysunku, odbywające się w jednej z najwyższych wieży dworu, gdy przez okno opuszczał komnatę, biegnąc do sali tanecznej
Do dziś odnajdujemy w Marcelu jego pasję z dzieciństwa, z przyjemnością obserwując cuda, jakie wyczynia na parkiecie podczas Sabatów oraz nie mniej oficjalnych, eleganckich bankietów. Nie mniej jednak, lord Parkinson nie podzielił się z nami nigdy na żywo swoją rzeczywistą (i absolutnie niemęską!) pasją. Baletem. Zainteresowaniem zaraziła go jego kuzynka, o kilka lat starsza od samego Marcela. Również ona zdradziła nam ten sekret - że ów uwielbiany przez panie, męski, twardy i zawadiacki lord Parkinson jest... dużo lepszą baletnicą od niej samej, odnoszącej w tej dziedzinie niesamowite sukcesy.
"Marcel to zdolny młodzieniec" - mówi lady Parkinson (obecnie już Prewett) - fotorelację ze ślubu można obejrzeć w poprzednim numerze) - "Gdy tańczył, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Pożyczałam mu wówczas swoje stroje (co prawda bez spódnicy), były dużo wygodniejsze. Wcale nie wyglądał jednak śmiesznie; jego adagio i pas de chat są widowiskowe, a on sam prezentował się imponująco. Po prostu przepięknie" - twierdzi, choć odmawia komentarza na temat tego, czy Marcel "pożyczał" od niej również inne stroje.
Ojciec postanowił wkrótce (czy słusznie?) ukrócić swawole swego wychowanka i poddać go rzeczywistemu, twardemu wychowaniu. Niespełna dziesięcioletni chłopczyk recytował wielkie leksykony wiedzy historycznej oraz roczniki zawierające niemalże encyklopedyczne hasła (stosując co prawda zasadę WZD - wykuć, zdać, zapomnieć), posiadł również podstawy języka francuskiego, niezbędnego do nauki w Beauxbatons, gdzie miał kształcić się dalej. Jazda konna, ćwiczenia z floretem a nade wszystko ukochany taniec stał się wyczekiwaną nagrodą, zaś codzienność stanowiły wykłady, także o polityczno-społecznym zabarwieniu, z których Marcel zapamiętał tyle, że mugole oraz ich pomioty należy natychmiastowo i skutecznie wytępić
Nauki we francuskiej Akademii Magii Marcel w ogóle nie pamięta, gdyż... zupełnie nie poświęcał jej uwagi. Nagły wyjazd zmusił jedynie krnąbrnego i niesfornego chłopca do błyskawicznego opanowania języka - poza tym, lord Parkinson nie przejmował się ani ocenami, ani - w późniejszych latach - obecnością na zajęciach. Jak zatem udało mu się skończyć szkołę, pytają zszokowani czytelnicy, do tej pory uważający Marcela za uzdolnionego, pełnego werwy czarodzieja? To proste. Robił to, w czym jest najlepszy: uwodził. Na początku zupełnie niewinnie, posyłając uśmiechy do zauroczonych nim pracowitych i sumiennych panienek. Błysk białych zębów za dwustopowe wypracowanie na temat wykorzystanie skóry boomslanga w eliksirze wielosokowym nie wydawało się dużą cenę. Randka w zamian za wykonanie modelu z astronomii - dobrze, pod warunkiem, że zostanie oceniony na przynajmniej Powyżej Oczekiwań. Pocałunek za wściekle trudną pracę z transmutacji o ofiarach nieprawidłowej animagii? Załatwione. Jedyne, w czym Marcel naprawdę był (i jest nadal!) dobry to wszelakie rozrywki; wiódł zatem prym w szermierce, tańcu, quidditchu (grał na pozycji ścigającego) oraz jeździe konnej, dołączając do odpowiednich klubów, gdy tylko mógł wstąpić w ich szeregi. Angażując się w ich działalność do tego stopnia, iż niewiele brakowało, by oblał końcowe egzaminy, zawalając rok oraz przynosząc rodowi hańbę. W jaki sposób uniknął tego wstydu, skoro ledwie miesiąc przed testami z transmutacji, średnia jego ocen z tego przedmiotu wynosiła Trolla?
"Nie miał szans na poprawę" - mówi jeden ze szkolnych kolegów Marcela, który woli pozostać anonimowy - "był jełopem, a w szóstej klasie nie potrafił nawet zmienić żuka w guzik" - wspomina przy tym, kręcąc z politowanie głową - "Nauczycielka dawała mu prywatne lekcje.... spał z nią, wszyscy o tym wiedzą" - dodaje, wzruszając ramionami w odpowiedzi na pytanie, jak w takim razie Marcel Parkinson zdołał tego dokonać.
Zarzut ów nigdy nie został udowodniony (ba, przed naszym artykułem nigdy nie ujrzał światła dziennego), a główny zainteresowany ukończył szkołę z wynikami bardzo dobrymi jak na kogoś, kto wedle słów jego przyjaciół, nigdy nie spędził nad książką dłużej niż pięciu minut, poświęcając zdecydowanie więcej czasu owej pani profesor aniżeli rzekomej nauce. Marcel jeszcze przez trzy lata pozostał we Francji, podróżując po kraju, zwiedzając, chłonąc tamtejszą kulturę. Oraz modę, którą pokochał bardziej, niż którąkolwiek ze swych licznych kochanek (plotki perfidnie milczą, ile panien pozbawił ich wianków). Nigdy nie zabierał się za samodzielne tworzenie; czuł wstręt do nożyczek, igły, innymi słowy, do jakiejkolwiek fizycznej pracy. Nie przerażał go wysiłek - częstokroć spływał potem po treningach baletu (nie zaniechał go podczas pobytu w Beauxbatons) - lecz sama idea wykonywania czegoś własnymi rękami i otrzymywania za to zapłaty. Brzydził się podobnym zajęciem, przekonany, iż do tego winno się zatrudniać prostaczków, harujących za grosze i ku zadowoleniu ich, lepszych ludzi, bogatszych, o szlachetnym rodowodzie. Nauki ojca nie poszły na marne, kiedy zetknął się ze szlamami na ulicach; w szkole musiał się hamować, natomiast na zewnątrz nie posiadał żadnych skrupułów. W ruch szły nie tylko pięści (nadal ma słabość do brudnych, mugolskich walk), ale i zaklęcia. Życie nauczyło go tego, czego nie zdołał pojąć w szkole; wszelkie zaczepno-obronne czary musiał przyswoić w lot, jeśli nie chciał nieustannie być upokarzanym przez ludzi, którymi gardził. Wówczas docenił magię obronną oraz znienawidzoną do tej pory transmutację, odnajdując niemalże sadystyczną przyjemność w zmniejszaniu swych przeciwników do rozmiarów świerszczy i przetrzymywania ich przez kilka godzin w pudełku od zapałek.
Wielką Brytanię zaszczycił dopiero po nagłej śmierci swego ojca którego zabrała śmiertelna bladość. Marcel opłakał go szczerze... zraszając łzami piękny dom, leżący w najlepszej dzielnicy Londynu, który został mu ofiarowany wraz z wiernym skrzatem domowym przez opiekuna w jego testamencie. Może właśnie śmierć Henry'ego tknęła Marcela, który nareszcie poczuł poczuwać się do roli dziedzica... Choć szybko okazało się, że są to jedynie słowa, a samo działanie młodego lorda ogranicza się do pokazywania na imprezach towarzyskich oraz polowaniach. Marcel nie miał zamiaru zmienić swego stylu życia - spanie do południa, śniadanie w łóżku, zakupy w najlepszych domach czarodziejskiej mody, wybieranie nowych zapachów perfum, zabawianie się z kolejnymi dziewczętami. Nie mogło mu się to znudzić i zapewne w rodzinie nadal pogardliwie nazywano by go "sitem" (od przepuszczania pieniędzy) - gdyby nie list od nestora rodu, w którym groził wydziedziczeniem, w ten sposób przywołując do porządku. Młody Marcel otrzymał ultimatum - albo w ciągu roku ożeni się z godną tego (znaczy szlachetnie urodzoną) panną, albo będzie musiał pożegnać się ze swymi przywilejami. Poprzednie narzeczeństwa (aż trzy!) rozmywały się w niebycie w dość ciekawych okolicznościach, gdy rodzina przyszłej (niedoszłej) lady Parkinson pośpiesznie zrywała umowy małżeńskie ze względu na... nieciekawe nawyki mężczyzny (który podobno zawsze starał się sprawić jak najgorsze wrażenie, aby dłużej cieszyć się swą wolnością.
"Bardzo się tym przejął" - mówi ktoś z bliskiego towarzystwa Parkinsona - "boi się, że przez stratę nazwiska panny nie będą już na niego leciały... Znaczy się... Hej, zaraz, skąd pan właściwie o tym wie?!
Marcel podjął pracę w rodzinnym domu mody, choć nadal się nie ustatkował. Lubi swoje zajęcie, uważając je raczej za hobby, niż hańbiącą robotę, jaką szlachcice nigdy parać się nie powinni. Zamiast tego szepcze komplementy wprost do uszka ślicznej panny, zakładając za nie niesforny kosmyk włosów i nieznacznie, prawie niezauważalnie muskając gorącymi wargami delikatną, łabędzią szyję. Cedzi słowa, które przesączą się wkrótce przez usta innych szlachciców, oszołomionych jej wdziękiem, znakomicie podkreślonym przez kreację, jaką osobiście dla dla niej wybrał. To ona jest ozdobą jego sukni, nigdy odwrotnie. Ona przydaje jej blasku, dzięki niej może lśnić najjaśniej i opętać każdego.
I pomyśleć, że wystarczy tylko jeden uśmiech, uwodzicielski, a jednocześnie nieco znudzony i zupełnie niewinny, by ona zrobiła dokładnie to, czego chce, zostawiając w kieszeni Parkinsona swoją fortunę w zamian za pięknie brzmiące kłamstwa.
Mimo stałego zatrudnienia, nie wyzbył się wszakże nawyku zaglądania do barów, tawern oraz kasyn. Czarodziejskie oczko, poker - jest amatorem hazardu w każdej jego postaci.
Prócz zupełnie naturalnej niechęci do mugoli oraz szlam, obrzydliwego pospólstwa, jakie poznaje gołym okiem (co oni mają na sobie?!) Marcel nie angażuje się w polityczne zawiłości. Działania Grindelwalda napawają go odrazą oraz krzykliwym sprzeciwem - nie może się pogodzić, iż rola arystokracji stopniowo zostanie zmniejszona (choć i tu obawia się raczej o konieczność zmiany swego rozrywkowego trybu życia aniżeli o los anglosaskiej socjety), lecz nie poczuwa się do jakiegokolwiek obowiązku wychodzenia z inicjatywą sprawczą. Kości, karty, obstawianie koni, dobry alkohol oraz panienki. Inne każdej nocy; to właśnie spełnienie marzeń owego uroczego lorda Parkinsona oraz wszystko, o co poprosiłby Merlina.
Nie dajcie się zwieść tym brązowym oczom, filuternemu uśmiechowi oraz szarmanckiemu zachowaniu. Marcel Parkinson to prawdziwy smok w skórze jednorożca.
Co to ma być? Nie możemy tego wydrukować. Obaj chyba oszaleliście. Jeśli Parkinsonowie to zobaczą, zniszczą nas. Całą Czarownicę. Wiecie, kto pakuje w nas najwięcej galeonów? Domyślcie się - warczy szczupła, atrakcyjna kobieta, mrożąc dwójkę reporterów surowym wzrokiem.
Co-co mamy zatem z tym zrobić? - pyta śmielszy z mężczyzn, zerkając nieporadnie na swoją przełożoną.
- Zniszczyć. Spalić - odpowiada beznamiętnie blondynka, odwracając się tyłem do nich i zaciągając się magicznym papierosem - albo schować. Nie wiadomo, kiedy utoną.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +5 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 19 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 5 | +3 (czarna perła) |
Zwinność: | 20 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Retoryka | II | 10 |
Kłamstwo | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | - |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Projektowanie Ubrań | II | 3 |
Malarstwo(tworzenie) | I | ½ |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Literatura(tworzenie poezji) | I | ½ |
Muzyka(śpiew) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Balet | II | 7 |
Taniec balowy | II | 7 |
Jeździectwo | II | 7 |
Latanie na miotle | II | 7 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 15 |
Różdżka, 13 punktów statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Marcel Parkinson dnia 30.08.16 18:16, w całości zmieniany 5 razy
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
Witamy wśród Morsów
[25.11.17] Ingrediencje (maj)
[31.01.17] Wsiąkiewka +2 PB do reszty
[03.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[02.10.16] Sowa - 50 PD
[06.11.16] +15pkt ; mecz Quidditcha
[13.11.16] Wykonywanie zawodu - marzec: +50 pkt
[21.11.16] Klub pojedynków (marzec), +10 pkt
[21.11.16] Wsiąkiewka (styczeń/luty); +30 pkt, +1 pkt biegłości
[18.12.16] Ulica zbrukana krwią: +75 pkt
[03.01.17] Klub pojedynków (kwiecień) +20PD
[26.01.17] Zwrot PD; +20 PD, +1 pkt sprawności
[28.01.17] Fałszoskop dla Victorii -50 PD
[31.01.17] Wsiąkiewka - marzec: +90 PD, +2 PB
[12.02.17] Pantofle do tańca x 2 -200 PD
[02.06.17] Dodatkowe punkty statystyk (+5 pkt sprawności)
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +1 punkt transmutacji, -40 PD
[23.11.17] Wsiąkiewka - kwiecień: +30 PD, +1 PB
[23.11.17] Zdobycie osiągnięcia: Weteran, +100
[07.06.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: róg dwurożca (x2)
[18.10.18] Zdobycie osiągnięcia: Weteran II, +100 PD
[18.10.18] Zakupy na Festiwalu Lata: białe kryształy, czarna perła, wisiorek z agatem; -450 PD