Mia Tamara Mulciber
Data urodzenia: 14 maja 1934
Nazwisko matki: Sheridan
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta
Status majątkowy: uboga
Zawód: były sezonowy przemytnik i przyszły auror
Wzrost:168
Waga:57
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: stalowoszare
Znaki szczególne: czarne plamki w lewej źrenicy oka, długa blizna idąca wzdłuż kręgosłupa
Sztywna, 12 cali, Tarnina, Krew Reem
Slytherin
Jaskółka
Jej martwy brat
Gorzkie migdały i jaśmin
Jej brat, żywy i przy niej
Majsterkownaie, magiczne stworzenia, kolekcjonowanie
Nie lubi
Pływanie, treningi w walce, taniec
blues, instrumentalna, taneczna
Marine Vacth
Najbardziej pamiętała oczy ojca. Jasne, przenikliwe, zimne i szare. Ostre w spojrzeniu niby klinga miecza. Był łowcą smoków. Z naciskiem na - był. Zginął zanim zdążyła przenikać wpatrzone w nią źrenice. Pozostawił ją i jej starszego brata bez stanowczej opieki rodziciela. Na swój dom wybrał jedną z moskiewskich wiosek. Nie tylko ze względu na rodowy sentyment. Skusiła go surowość terenów i urodzaj w poszukiwane stworzenia, które dla łowcy były prawdziwym wyznaniem.
Urodziła się majowej nocy, pośród akompaniamentu kilku krzyków - bynajmniej nie własnego. Płakała chorowita Julia - matka, która bez właściwej pomocy uzdrowiciela, wydawała na świat swoje drugie dziecko. Krzyczał i ojciec - Konstanty, pospieszając gniewnym pomrukiem kobietę, uznawaną za wioskową znachorkę, by skróciła wrzaski jego żony. W kącie niedużego pokoju, krzyczał 6-letni chłopiec, pierworodny syn Mulcibera - Elijah, przerażony rozlaną krwią, na którą kazał mu patrzeć ojciec. Tylko dziewczynka na dłoniach znachorki łapała łapczywie powietrze, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Zły omen, czy zapowiedź siły?
Płakać nauczyła się później. Cicho, bez donośnego szlochu, tak charakterystycznego dla ciemnowłosej matki. Ciszy uczyła się od brata, który zaciskał wąskie wargi i patrzył z dojrzewającą pogardą tak na Konstantyna, jak i na Julię. A najmłodsza z rodziny obserwowała wszystko spojrzeniem wielkich, stalowoszarych źrenic, których kolor tak bardzo przypominał ojcowskie spojrzenie - pozbawione jeszcze zimnej iskry, którą mężczyzna torpedował bliskich. Przynajmniej dopóki nie zginął, pochłonięty przez smocze zionięcie istoty, którą próbował - wraz z mu podobnymi, pochwycić.
Ale Mia zapamiętała ojca inaczej. Zaciskając usta w dziecięcym uporze, czekała aż gniew ojca minie. Ignorując szorstkie dłonie, wdrapywała mu się na kolana. I wtedy słyszała prawdę o sobie, pochwałę za dumę, która suszyła jej łzy i odwagę, która zasiewała zalążki ambicji. W ten niecodzienny sposób - Konstanty kochał córkę pozwalając, by ujrzała w nim kogoś więcej. A w tych krótkich chwilach - opowiadał. O przyjacielu - Ignotusie, który urósł w oczach Mii do ram bohatera. Mówił o wyprawach i zdobyczach, o walce, w której nie można się poddać. I o krwi. Krew była zawsze. Nawet na maleńkim, mieszącym się w dłoni, rzeźbionym w drewnie smoku, który otrzymała na swoje czwarte urodziny. To ojciec uczył ją pływać, słuchać i obserwować, czujnie czekając na wyznanie, które szykowała natura. Z ludźmi było trudniej, ale i tego z biegiem czasu się uczyła. Pamiętała jeszcze - chociaż wciąż nie wiedziała dlaczego, że pachniał gorzkimi migdałami, które matka wrzucała mu do kieszeni.
Po śmierci ojca płakała matka, nawet wtedy, gdy opuszczali moskiewską wioseczkę. Małej dziewczynce wydawało się to naturalne, ale nie rozumiała jeszcze, że były to rzeczywiste łzy straty. Dla każdego z nich.
Do Anglii przyjechali z zaproszenia kuzynki Julii. Panieńskie nazwisko pomogło, miast przeszkadzać i znalazła wśród Sheridanów niewielki, nokturnowy azyl. Rodziny się nie wybiera i Julia nie miała zamiaru marudzić na warunki. Poszła tam, gdzie ofiarowano jej miejsce, nie chcąc bardziej narzucać się kuzynce, mieszkającej w tej samej, ciemnej ulicy. Mia miała wtedy 4 lata, a o jej brata już rok później upomniał się Hogwart, przyjmując zachłannie w mury starego zamczyska.
Julia zaskakująco szybko odżyła po niesionej na barkach tragedii. Zajęła się alchemią, która kiedyś była jej pasją, zanim zgodziła się na małżeństwo z mężczyzną, który zawładnął jej sercem. I tak utrzymywała siebie, córkę i syna, który odnosił coraz większe, szkolne sukcesy. A Nokturn oferował dla dobrego alchemika - wystarczająco korzyści, by po jakimś czasie zdobyć renomę, która nie wywoływała sprzeciwu co podlejszego światka. Wystarczyła dyskrecja, milczenie i - zamykanie oczu na mrok, który czaił się w najbardziej zatęchłych stronach Nokturnu. Ale dziecko jeszcze tego nie rozumiało, wciskając się zawsze tam, gdzie działo się najwięcej. Pośród rozpadających się kamieniczek odnajdowała kolejne skarby, skrzętnie chowane do drewnianej, malowanej na błękitno szkatułki. Kiedyś, wrzuciła tam kilka bielących się, jaśminowych kwiatów, zerwanych na swoje urodziny, a zapach przeniknął drewnianą powierzchnię, pozostawiając na stałe jej nieodłącznym elementem. W dziecięcej kolekcji można było znaleźć krucze pióro, strugany własnoręcznie, miniaturowy konik, rzeźbiony przez ojca smok i - łuska mugolskiego pistoletu, znaleziona podczas jednej z wycieczek po nieczarodziejskiej stronie Londynu. Ale o tym, co to było właściwie, dowiedziała się wiele lat później. Dziewczynka uczyła się radzić sama - czytała, obserwowała, zaglądała do matczynych kociołków, od czasu do czasu wysyłana, by dostarczyć co bliższym klientom zamówione specyfiki. Jej obowiązki rozszerzały się wraz z liczonymi kolejnymi latami, a zdarzało się, że wybuliła dodatkowa monetę, za przeniesienie małej paczuszki, czy pakunku, do których nie można było zaglądać.
Mia nigdy nie zapytała, co wrzało na małym ogienku w ciemnej i dusznej pracowni, jak nazywała matka maleńki, piwniczny pokój. Nawet jeśli zapachy były przejmujące, wolała dłubać i rozkręcać materiały jej dostępne, od czasu do czasu nawet je składając w całość. Dziwiła się ile materiałów jest potrzebne do stworzenia niektórych przedmiotów, gdy nie było magii. O tym, że talent magiczny dziarsko płyną we krwi - wiedziała od dawna, ujawniając się zazwyczaj pod wpływem silniejszych emocji - a to eksplodowała przybrudzona deszczem szyba, pękały miotły, a po pokoju, który dzieliła z matką - miotało wypalonymi świecami. I teoretycznie, wszystko wydawało się być normalne, ale nie rozmawiały z Julią zbyt wiele. Mia nie umiała zapytać, dlaczego matka wychodziła nocami, a Julia przyzwyczaiła się, że jej córka znikała na całe dnie - jeśli tylko nie została wysłana po odbiór, czy dostarczenie jej eliksirów. Im dziewczynka była starsza, tym łatwiej przychodziło jej poruszanie się po brudnych uliczkach, zrujnowanych kamienicach i ogrodzonych dziurach. Nauczyła się wykorzystywać fakt, że była drobna, przekształcając - potencjalną słabość - w siłę. "Zabawa w ukrywanie", tak mawiała do kilku podobnych jej umorusanych istot. Było ich tam kilkoro i zawiązywane (szumnie nazywane) pakty wierności, niejednokrotnie uchroniły przed gniewem przypadkowego oprycha, którego potrącili. To nic, że zdarzyło się któremuś oberwać i uciekać z krwawiącym nosem. Przyjaciół się przecież nie zdradzało, a swoje skaleczenia, stłuczenia rany i łatali na miarę własnych możliwości - ucząc się też na własnych błędach. To i słowa ojca wciąż dźwięczały w jej głowie. Była przecież stworzona do czegoś większego. Była Mulciberem.
Kawałek pergaminu, który otrzymała w wieku lat jedenastu ucieszył ją bardziej, niż się spodziewała. List z Hogwartu wieścił jej przybycie w mury szkolnego zamczyska, a Mia kilkakrotnie czytała treść, upewniając się, że nie przeczyła niczego. Wyzwanie. I od początku wiedziała, który Dom miałby ją przygarnąć. Nie mogła zawieść, dlatego z dumą zaśmiała się, gdy Tiara wykrzyczała jej przydział. Slytherin. Z niemym zachwytem przyglądała się bratu, który spoglądał na nią z dziwną mieszanką dumy i niepokoju. Czemu? Czyż sam nie zajmował miejsca, wśród najstarszych ślizgonów? Dowiedzieć miała się o tym rok później, gdy brat ujawnił swój plan na życie. Mulciber, aurorem? Coś niemiłosiernie zgrzytnęło, upatrując w decyzji Elijaha zdradę. Powtarzała w myślach, że ich krew powinna władać, a nie służyć. Nie rozumiała czemu wybrał tę ścieżkę życia.
Hogwart był jednym wielkim wyzwaniem, którego nie miała zamiaru odpuszczać. Nawet jeśli szeptano o niepokoju, zdradzie i dyrektorze, który przywłaszczył sobie prawa, jakich mieć nie powinien. Mia nie rozumiała wtedy, jaki wpływ na świat czarodziejski będzie miał zwycięzca pojedynku z Dumbledorem. Dowiedziała się później, patrząc jak zaostrzają się granice i podziały.
Z każdym rokiem upewniała swoją pozycję w Domu Salazara, trzymając się z daleka od mugolaków, których (jednak) obserwowała z zainteresowaniem. Aspirowała do roli przykładnej ślizgonki, ale nie uniknęła znajomości, które trafiały do jej serca - nie tak zimnego, jak mogłaby chcieć, by uznawano. Zdarzały się momenty, które intrygowały ją bardziej, niż przypuszczała. Tak, jak przypadkowo usłyszana rozmowa. Zaszczepiła w niej niezdrową fascynację mugolską bronią palną. Ale i tę wiedzę traktowała, jako narzędzie. Interesowała ją broń sama w sobie, nie upatrując podziwu w ich twórcach. Oczywistością było, że do żadnej z opisanych dostępu nie miała, ale zajęcia z mugoloznastwa zdała zaskakująco dobrze.
Nienawidziła latania na miotle. Nie potrafiła wskazać, co w rzeczywistości ją zniechęcało (bo do lęku wysokości nigdy by się nie przyznała), ale pierwszy lot pamiętała tylko dlatego, że zrobiło jej się paskudnie niedobrze. Zaryła wtedy w ziemię, niemal wbijając trzonek miotły w miękki piach. Na zawodnika nie nadawała się zdecydowanie, ale twardo uczestniczyła w zajęciach, hamując narastające mdłości. Nawet transmutacja stała się przyjemną odmianą, plasując się gdzieś ponad niewdzięczne oglądanie quidditcha.
Z Zaskoczeniem, kolejnym przypadkiem odkryła, że umiała i lubiła tańczyć. A swoją małą pasję, trenowała podczas dodatkowych zajęć w szkole, wykorzystując swoje umiejętności przy możliwych balach. Co - nie uszło uwadze męskich spojrzeń. Uroda, którą prezentowała, chociaż bez szlacheckiej delikatności, przyciągała spojrzenia. W końcu wiek upominał się o uwagę.
Nie dziwnym było, że eliksiry nie stanowiły dla niej wielkiego kłopotu, że radziła sobie na zajęciach z OPCM. Ale to praktyczne zastosowanie zaklęć sprawiało jej najwięcej przyjemności, kilkukrotnie sprawdzając ich działanie na nielegalnych (w szkole) pojedynkach. A jednak, to nie dzięki tym zdolnościom, na piątym roku zwrócił na nią uwagę on.
Krew kapała ze złamanego nosa chłopaka, który od jakiegoś czasu kręcił się wokół niej. Głupie podchody irytowały ją bardziej, niż przypuszczała. Odmowa umówienia się przekształciła adoratora w złośliwego parszywca, na każdym kroku próbującego uświadomić ją o błędzie jaki popełniła. Mia nie była cierpliwa, dlatego z dziką satysfakcją przyglądała się, jak czerwień jego krwi brudziła ziemię na dziedzińcu. A ona zaciskała pięści gniewnie, gotowa do kolejnego ciosu. Była drobniejsza, ale szybsza i wykorzystywała nabyte - jeszcze w dzieciństwie umiejętności. Słabość - przekształcać w siłę. A Mia nie mogła być słaba, nawet gdy zdarzały się krzywe, bądź nieufne spojrzenia na fakt, że wychowywał ją Nokturn. Nie chwaliła się tą wiedzą, ani nie kryła.
Cios, który wycelował w nią niedoszły amant nie sięgnął celu. Czyjaś dłoń zatrzymała pięść, osłaniając ją przed uderzeniem i gromiąc chłopaka pogardliwym spojrzeniem. Tak się zaczęło.
Zakochała się. Z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że ten jeden moment przewrócił jej szkolny żywot do góry nogami. I niemal ślepo podążyła za starszym od niej chłopakiem, który wprowadził ją w świat dużo bardziej fascynujący, tajemniczy. Może mroczniejszy, ale na tyle pociągający, że nie potrafiła dostrzec upadku, który zwiastował. To on zwrócił jej uwagę na wiedzę zakazaną, a snute obietnice zdobyczy, jakie mogły im przypaść w udziale i wspólne ich zdobywanie przypieczętowały jej decyzje. Podążając za jego wskazówkami i namowami - uległa mu, w każdym możliwym znaczeniu. Miał na nią czekać. A ostatni rok spędziła w ciągłym oczekiwaniu, odpuszczając nieco naukę, ale wszystkie egzaminy zdała przynajmniej na poziomie zadowalającym. Czas oczekiwania pozwolił jej na zgłębienie wiedzy, której mieć jeszcze nie powinna, ale kuzynowi ufała. Tym bardziej, że jej własny brat oddalał się (czy to ona znikała?) od niej coraz mocniej. Nie rozumiał fascynacji i zmian, które zachodziły w jego siostrze. I to w Ramseyu odnalazła swoistego mentora, który wprowadził ją w tajniki czarnej magii.
Na Nokturn (paradoksalnie i absurdalnie) wróciła z wielkimi nadziejami, rozkwitającym uczuciem i wiarą...która bardzo szybko runęły, gdy okazały się być zwykłą mrzonką, dziecinnymi urojeniami. Przekonała się, że brudny, nokturnowy świat, widziany oczami dziecka różnił się od tego, który serwował dorosłemu życiu. I gorzko o tym Mii przypomniał.
Jej ukochany - nie czekał. Nie znalazła go nigdzie, a wszystkie listy wracały, nie odnajdując adresata. A rana rosła, jątrzyła się, szyderczo kpiąc z jej złamanego serca. Powrót do domu utwierdził, że wszystko było kłamstwem. Brutalnym. Mieszkanie jej matki było prawie puste, bardziej brudne i zapadłe niż pamiętała, a sama kobieta kolejny raz wpadła w ramiona patologicznej uległości. Tym jednak razem nie miała męża, który - chociaż gwałtowny, dbał o nią i na swój surowy sposób - kochał. Aktualny kochanek matki był zwykłym śmieciem. Agresywnym i władczym, traktującym jej matkę jak własność, z którą mógł zrobić co chciał. Mia nienawidziła go, powoli też nienawidziła matki, która niemal całkowicie zapomniała o swojej alchemicznej pasji. Jedyne co mogło ważyć się na kociołkowym ogienku, to kolejna dawka narkotyku. Patrzyła z bólem jak piękna kiedyś kobieta, stawała się mizerną, pomiataną kukłą. Mia zastanawiała się tylko, skąd znajdowały się pieniądze na utrzymanie, nędzne - bo większość przepadała w ćpuńskim nałogu, ale jednak były. Odpowiedzią oczywiście był Elijah. A im częściej próbował się z siostrą skontaktować i przekonać, by wyniosła się grząskiego, nokturnowego bagna, tym bardziej, uparcie brnęła w nie głębiej.
To Julia ubłagała swego kochanka, by załatwił Mii zajęcie. Nie odmówiła wiedząc, że musi znaleźć cokolwiek, co pozwoli jej znikać z mieszkania na jeszcze dłużej. Drobne zlecenia "kurierskie" przekształcały się w przemytnicze akcje, a Mia tonęła coraz mocniej we własnoręcznie konstruowanym bagienku.
Zamykała oczy, gdy pierwszy raz została pobita, otrzymując bolesną ranę na plecach, pozostawioną po szklanym odłamku. Jeden z oprawców namalował szarpaną linię idącą wzdłuż kręgosłupa. Walczyła, kiedy została zgwałcona. Ale - musiała gorzko przyznać - to nokturn nauczył ją gwałtowności i agresywnej buty, która pozwalała jej przetrwać. Dla otaczającego ją świata stała się dziewczyną arogancką, wypełnioną kłamstwem i pogardą. Rysując młodą kobietę z uniesionymi pięściami i różdżką - gotową do walki. Atakowała, zanim ktokolwiek mógł to zrobić przed nią. I tylko nocą, tylko wtedy, gdy nikt nie patrzył - płakała, chowając twarz w brudną poduszkę, która zagłuszała łamiący się szloch. Dręczona kolejnymi koszmarami. Tylko wtedy nie była pewna, czy gorsza była rzeczywistość realna, czy ta senna. Uciszała się dopiero, gdy w dłoniach pojawiła się szkatułka malowana na - wypłowiały lekko - błękit. Wyciągała drżącymi palcami kolejne, zazdrośnie chowane przed światem skarby i zasypiała, z twarzą wtuloną w małego, rzeźbionego smoka.
Matka umarła we śnie. Tak przynajmniej usłyszała, gdy ciemnym wieczorem w zapadłym mieszkaniu pojawił się jej były kochanek. Jedyne na co było ją stać, to wyjście z mieszkania, by pierwszy raz pojawić się pod kawalerką brata. I pierwszy raz pozwoliła się otulić jego ramionom, gdy szarpał nią niekontrolowany płacz i w końcu zasnąć, nawet nie pamiętając kiedy. Została u niego aż do prowizorycznego pogrzebu, patrząc jak wychudzone i sine ciało matki znika pod warstwą ziemi. I mimo namowy brata - wróciła na Nokturn, wciąż czując chorobliwe przyciąganie świata, którym przesiąkła. Tym jednak razem nie mogła pozwolić, by straciła odnowioną, wciąż kruchą więź. Kryła się nadal pod warstwami obronnych murów, nie dając dostępu nikomu, kto chciał zajrzeć ciut głębiej, ale brat był uparty. Do końca dążył do wyrwania jej ze świata w którym ugrzęzła. Aż do momentu, w którym patrzyła jak umierał.
Elijah zginął latem na misji aurorskiej rozbijając jedną z wielu band trudniącą się czarnomagicznym przemytem. A Mia musiała trafić akurat na moment, gdy wynosili jego nieprzytomną sylwetkę z zapadłej kamienicy. Nie pozwoliła się odciągnąć, zanim nie dopadła jego ciała. Było za późno.
Została sama, ale stojąc nad grobem brata coś niemożliwego zrodziło się w jej strzaskanym sercu, zakrawając o absurd.
Na jesień przystąpiła do egzaminu na kurs aurorski. Z gniewem, buntem, pogardą i całą falą bólu jaki sobą prezentowała, było więcej niż oczywiste, że zostanie zdyskwalifikowana już na wstępie. Poświęciła kolejny rok na przygotowanie. Nie, to nie było proste. Nic wtedy nie było łatwe. Nawet jeśli przeniosła się do opuszczonego przez brata mieszkania. Nawet jeśli zostawiła przemytniczą działalność i nokturnowy światek, niezmiennie przyciągający ją jak magnes. Wracała raz na jakiś czas, łapiąc się wybranych zleceń już nie związanych ciemnymi sprawkami, by nie zużyć pozostawionych przez Elijaha pieniędzy. Dziwny hołd bratu i matce, którzy wiedzieli czym się trudniła. Nawet jeśli zaciskając zęby powtarzała kolejne egzaminy, by zdobyć właściwy wynik. Nawet jeśli trenowała, zapominając o czymkolwiek innym. I nawet...jeśli przy kolejnej jesieni - powtórnie nie dostała się na kurs, łamiąc raz jeszcze wolę, postanowienie i nos jednego z kursantów. Wciąż miała kłopot z panowaniem nad gniewem, ucząc się samokontroli na własnych błędach i - zamykając w sobie kolejne fale gorzkiej dumy. Była jednak uparta, a ambicja nie pozwalała cofnąć się choćby o krok.
Mordercze egzaminy zdała dopiero za trzecim razem. Nie była najlepsza, nie została wyróżniona, ale - zdała, z dziwną pustką przyjmując werdykt komisji, by płynnie przejść w tryb treningów i nauki, która już od samego początku stawiała przed nią kolejne próby. Tych kilka ostatnich miesięcy uczyła się panować nad gniewem, który wciąż pulsował w jej żyłach. Wykazywała się w testach sprawnościowych, nie ustępując zawziętością i uporem żadnemu kursantowi. Tam gdzie chodziło o wytrwałość - wygrywała, ale wciąż miała kłopoty w sytuacjach, gdy musiała współpracować. Pyskowała, obrywając pierwszym zawieszeniem, potem częściej milczała. Zaufaniem obdarowała niewielką grupkę osób, nadal oscylując gdzieś na granicy samotnika, ale - próbowała wytrwać. Uczyła się.
Zadanie spełnione. Tylko teraz...co miała robić dalej? Zostać aurorem, pójść w ślady brata? Z poczucia winy, które rosło za każdym razem, gdy przypominała sobie próby Elijaha w wyrwaniu jej z nokturnowej zawieruchy? Zginął za nią. I tera zona dla niego musiała...pociągnąć jego dzieło. Przynajmniej spróbować spojrzeć na świat tak, jak on go widział. A nie było to proste z rosnącym w jej duszy, panicznym lękiem. Że ciemna masa trucizn zalegająca w jej duchowym krwiobiegu pochłonie ją całkowicie. Sama sobie była zwiastunem. Niosła ze sobą burzę, tylko nie była pewna, czy oferowała tylko zniszczenie, czy skrywany głęboko spokój.
Kiedyś nie potrafiła skupić się na wspomnieniu, które mogłaby uznać za dobre. Dopiero Nokturn w swym absurdalnym kontraście przypomniał jej ojca. Moment, w którym wdrapywała się na rodzicielskie kolana, szorstkie dłonie przygarniały ją do siebie i wpatrywała się w stalowoszare źrenice, dał szansę, by świetlista jaskółka zmaterializowała się pod wpływem zaklęcia.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 20 | +4 (różdżka) |
Czarna Magia: | 2 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 1 | Brak |
Sprawność: | 6 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: rosyjski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Anatomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Zastraszanie | I | 2 |
Zręczne Ręce | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Jasny umysł | II | 5 |
Silna Wola | V | 35 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Rzeźbiarstwo(tworzenie) | I | ½ |
Gotowanie | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Pływanie | I | 1 |
Taniec Współczesny | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 1 |
Różdżka, sowa, teleportacja, 10x punkty statystyk, wyważony nóż
Ostatnio zmieniony przez Mia Mulciber dnia 30.08.16 22:22, w całości zmieniany 4 razy
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
Witamy wśród Morsów
[24.08.17] Ingrediencje (maj)
[08.09.17] Wykorzystanie: korzeń ciemiernika
[15.08.17] Wsiąkiewka +2 PB do reszty
[18.08.17] Wydane punkty z reszty: +2 PB do jasny umysł
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[28.01.17] Zwrot PD; +20PD, 1pkt OPCM
[04.03.17] Fantastyczne baśnie i jak je znaleźć +120 PD
[02.04.17] Zwrot PD (teleportacja); +1pkt zaklęć
[04.04.17] Wsiąkiewka (marzec) +30 PD, +1 pkt biegłości
[27.05.17] Spotkanie +40 PD
[27.05.17] +5 punktów do statystyk
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +3 punkty zaklęć, -160 PD
[15.08.17] Wsiąkiewka (kwiecień) +60 PD, +2 PB
[18.08.17] Zakup biegłości: jasny umysł (I), -2 PB
[24.08.17] Zdobycie osiągnięcia (Weteran), +100 PD
[07.09.17] Zdobycie osiągnięcia (Mały pędzibimber), +30 PD
[08.09.17] +4 do OPCM, -400 PD
[11.11.17] Zwrot za statystyki, +80 PD
[21.08.18] Zakup: Myślodsiewnia (dla Jaydena) - 100PD