Drugi salon
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Drugi salon
Opis pomieszczenia.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ostatnio zmieniony przez Ziva Burke dnia 19.04.17 11:42, w całości zmieniany 2 razy
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| Połowa lutego
Płomienie ognia z kominka dawały przyjemne ciepło i dostatecznie dużo światła, aby Ziva mogła leżeć na kanapie i czytać jakiś romans pewnej czarodziejskiej pisarki przy akompaniamencie jazz’owej muzyki płynącej cicho z gramofonu. Za oknem prószył śnieg, a zegar wiszący na ścianie niedawno wybił czwartą po południu. Powoli się zmierzchało, ale ten czas był całkowicie jej. No, niemal całkowicie. Obok kanapy stał dziecięcy kojec, w którym siedział malutki Marius i bawił się drewnianym hipogryfem, gaworząc coś niezrozumiałego pod nosem. Odkąd zaczął chodzić, opiekunki i Edgar z Zivą musieli mieć oczy dookoła głowy. Niepewnie dreptał na małych nóżkach i ściągał, a raczej zrzucał na podłogę wszystko, co znalazło się jego zasięgu. Świeczniki, obrusy, wazony, eliksiry. Pal licho, że mógł coś zniszczyć, przecież Burke’owie byli bardzo majętnym rodem, ale obawiali się, iż wyrządzi sobie krzywdę.
Bliźniaczki zostały zabrane przez opiekunki do rodziców Edgara. Jak zwykle ich babcia nawpycha im w kieszenie płaszczyków pełno łakoci. Niezależnie od tego jak bardzo próbowały ukryć dowody zbrodni, zawsze wracały od państwa Burke’ów do rodzinnego zamku z buziami umorusanymi czekoladą i toffi, które wcinały jeszcze w drodze powrotnej. Chociaż Elvira w liście nalegała, aby opiekunki zabrały do nich również małego Mariusa, Ziva niestety nie mogła się zgodzić. Maluch rozpaczliwie płakał, kiedy w jego pobliżu nie było, któregoś z rodziców, a samej Lady Burke nie uśmiechały się odwiedziny u teściów. Zwłaszcza, że Edgar musiał dzisiaj coś ważnego załatwić i od rana nie było go w domu.
W pewnym momencie po salonie rozszedł się charakterystyczny, głośny trzask i bynajmniej nie był to dźwięk płonącego drewna. Płomienie przybrały szmaragdową barwę, a lady Burke momentalnie oderwała się od swojej lektury, wiedząc że jakiś gość pojawi się w jej posiadłości. Przecież jej mąż przeważnie używał deportacji, zamiast kominka, aby wrócić do domu. Nie przepadał za resztkami popiołu, osiadającego na jego jakże drogiej szacie. Blask zielonych płomieni odbijał się w przerażonych, większych niż zwykle, błękitnych oczach małego Mariusa. Dziecko zaczęło płakać i Ziva zanim przyjrzała się, kto postanowił ją odwiedzić, zerwała się z kanapy, aby chwycić chłopca na ręce i zacząć go uspokajać. Jego płacz, mimo że z powodu błahostki, zawsze przyprawiał ją o dreszcze. Tuląc dziecko do piersi, odwróciła się w stronę kominka i szeroko uśmiechnęła na widok Evelyn.
Płomienie ognia z kominka dawały przyjemne ciepło i dostatecznie dużo światła, aby Ziva mogła leżeć na kanapie i czytać jakiś romans pewnej czarodziejskiej pisarki przy akompaniamencie jazz’owej muzyki płynącej cicho z gramofonu. Za oknem prószył śnieg, a zegar wiszący na ścianie niedawno wybił czwartą po południu. Powoli się zmierzchało, ale ten czas był całkowicie jej. No, niemal całkowicie. Obok kanapy stał dziecięcy kojec, w którym siedział malutki Marius i bawił się drewnianym hipogryfem, gaworząc coś niezrozumiałego pod nosem. Odkąd zaczął chodzić, opiekunki i Edgar z Zivą musieli mieć oczy dookoła głowy. Niepewnie dreptał na małych nóżkach i ściągał, a raczej zrzucał na podłogę wszystko, co znalazło się jego zasięgu. Świeczniki, obrusy, wazony, eliksiry. Pal licho, że mógł coś zniszczyć, przecież Burke’owie byli bardzo majętnym rodem, ale obawiali się, iż wyrządzi sobie krzywdę.
Bliźniaczki zostały zabrane przez opiekunki do rodziców Edgara. Jak zwykle ich babcia nawpycha im w kieszenie płaszczyków pełno łakoci. Niezależnie od tego jak bardzo próbowały ukryć dowody zbrodni, zawsze wracały od państwa Burke’ów do rodzinnego zamku z buziami umorusanymi czekoladą i toffi, które wcinały jeszcze w drodze powrotnej. Chociaż Elvira w liście nalegała, aby opiekunki zabrały do nich również małego Mariusa, Ziva niestety nie mogła się zgodzić. Maluch rozpaczliwie płakał, kiedy w jego pobliżu nie było, któregoś z rodziców, a samej Lady Burke nie uśmiechały się odwiedziny u teściów. Zwłaszcza, że Edgar musiał dzisiaj coś ważnego załatwić i od rana nie było go w domu.
W pewnym momencie po salonie rozszedł się charakterystyczny, głośny trzask i bynajmniej nie był to dźwięk płonącego drewna. Płomienie przybrały szmaragdową barwę, a lady Burke momentalnie oderwała się od swojej lektury, wiedząc że jakiś gość pojawi się w jej posiadłości. Przecież jej mąż przeważnie używał deportacji, zamiast kominka, aby wrócić do domu. Nie przepadał za resztkami popiołu, osiadającego na jego jakże drogiej szacie. Blask zielonych płomieni odbijał się w przerażonych, większych niż zwykle, błękitnych oczach małego Mariusa. Dziecko zaczęło płakać i Ziva zanim przyjrzała się, kto postanowił ją odwiedzić, zerwała się z kanapy, aby chwycić chłopca na ręce i zacząć go uspokajać. Jego płacz, mimo że z powodu błahostki, zawsze przyprawiał ją o dreszcze. Tuląc dziecko do piersi, odwróciła się w stronę kominka i szeroko uśmiechnęła na widok Evelyn.
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn spędziła większość dnia w rezerwacie Rosierów, pomagając w przygotowaniu nowych wywarów dla smoczych podopiecznych. Później wróciła do domu, gdzie, prócz skrzatów i matki zamkniętej w swoich komnatach nie było teraz nikogo, nawet ojciec wybył gdzieś, zapewne w związku ze swoją pracą, która stanowiła główną treść jego życia. A może chodziło o coś innego? Nie dalej jak wczoraj, wróciwszy z pracy wcześniej niż zwykle, przypadkiem usłyszała pewną rozmowę, która wprawiła ją w niepokój. Rozmowę o tym, jakoby ojciec planował rozmowę z nestorem rodu Burke... w jej sprawie. O co innego mogło chodzić, jak nie o planowanie zaręczyn, skoro była w wieku, kiedy już wypadało nosić na palcu pierścionek poświadczający przyjęcie odpowiednich oświadczyn i oczekiwanie na zamążpójście?
Nawet wymagające skupienia warzenie eliksirów nie było w stanie całkowicie wyzbyć z niej myśli o tym, co usłyszała, rozważań, czy zostanie wydana właśnie za kogoś z rodu Burke, z którymi Slughornowie utrzymywali pozytywne relacje. Tylko za kogo? Było w tym rodzie jeszcze przynajmniej kilku wolnych mężczyzn, ale nie miała pojęcia, którego mógł mieć na myśli jej ojciec.
Musiała o tym z kimś porozmawiać. Nie miała pod ręką nikogo z rodzeństwa, więc postanowiła udać się do posiadłości kuzyna i jego żony, których lubiła i którzy, z racji bycia Burke’ami, mogli coś wiedzieć, coś co pomogłoby jej rozwiać wątpliwości i obawy. Zresztą, i tak planowała wizytę u nich w najbliższym czasie w związku ze swoim naszyjnikiem, który kiedyś przekazała Edgarowi, by sprawdził, czy nie ciąży na nim jakiś nieprzyjemny urok.
Wzięła trochę proszku Fiuu i wrzuciła go w płomienie, by po chwili wejść do kominka i wypowiedzieć nazwę posiadłości Edgara. Po krótkim wirowaniu w sieci Fiuu zmaterializowała się w salonie Burke’ów, ostrożnie wysuwając się z paleniska. Jak się okazało, w salonie siedziała Ziva ze swoim małym synkiem, który wystraszył się zielonego ognia i trzasku, który towarzyszył jej pojawieniu się.
- Och, wybacz, Zivo, nie chciałam was przestraszyć! – powiedziała szybko, zerkając na wyraźnie zaniepokojonego Mariusa. – Edgar nie wspominał, że mogę wpaść z wizytą? Jest teraz w domu?
Dyskretnie otrzepała szatę, rozglądając się. Była ciekawa, czy Edgar był teraz w posiadłości i czy już wiedział coś o jej naszyjniku, chociaż w tej chwili tak naprawdę bardziej absorbowała ją sprawa słów ojca na temat Burke’ów i podejrzeń, jakoby Francis Slughorn planował jej zaręczyny z jakimś członkiem tego rodu. Rzecz jasna jeszcze nie zaczęła tego tematu, nie była nawet pewna, czy Ziva ma teraz czas, by z nią porozmawiać, zwłaszcza że może jej podejrzenia były tylko paranoją podyktowaną obawami o tak istotny aspekt jej przyszłości, jak zaręczyny i późniejsze małżeństwo?
Nawet wymagające skupienia warzenie eliksirów nie było w stanie całkowicie wyzbyć z niej myśli o tym, co usłyszała, rozważań, czy zostanie wydana właśnie za kogoś z rodu Burke, z którymi Slughornowie utrzymywali pozytywne relacje. Tylko za kogo? Było w tym rodzie jeszcze przynajmniej kilku wolnych mężczyzn, ale nie miała pojęcia, którego mógł mieć na myśli jej ojciec.
Musiała o tym z kimś porozmawiać. Nie miała pod ręką nikogo z rodzeństwa, więc postanowiła udać się do posiadłości kuzyna i jego żony, których lubiła i którzy, z racji bycia Burke’ami, mogli coś wiedzieć, coś co pomogłoby jej rozwiać wątpliwości i obawy. Zresztą, i tak planowała wizytę u nich w najbliższym czasie w związku ze swoim naszyjnikiem, który kiedyś przekazała Edgarowi, by sprawdził, czy nie ciąży na nim jakiś nieprzyjemny urok.
Wzięła trochę proszku Fiuu i wrzuciła go w płomienie, by po chwili wejść do kominka i wypowiedzieć nazwę posiadłości Edgara. Po krótkim wirowaniu w sieci Fiuu zmaterializowała się w salonie Burke’ów, ostrożnie wysuwając się z paleniska. Jak się okazało, w salonie siedziała Ziva ze swoim małym synkiem, który wystraszył się zielonego ognia i trzasku, który towarzyszył jej pojawieniu się.
- Och, wybacz, Zivo, nie chciałam was przestraszyć! – powiedziała szybko, zerkając na wyraźnie zaniepokojonego Mariusa. – Edgar nie wspominał, że mogę wpaść z wizytą? Jest teraz w domu?
Dyskretnie otrzepała szatę, rozglądając się. Była ciekawa, czy Edgar był teraz w posiadłości i czy już wiedział coś o jej naszyjniku, chociaż w tej chwili tak naprawdę bardziej absorbowała ją sprawa słów ojca na temat Burke’ów i podejrzeń, jakoby Francis Slughorn planował jej zaręczyny z jakimś członkiem tego rodu. Rzecz jasna jeszcze nie zaczęła tego tematu, nie była nawet pewna, czy Ziva ma teraz czas, by z nią porozmawiać, zwłaszcza że może jej podejrzenia były tylko paranoją podyktowaną obawami o tak istotny aspekt jej przyszłości, jak zaręczyny i późniejsze małżeństwo?
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Leander Crouch długi czas wzmiankował o zamążpójściu swojej najmłodszej córki. Jako wdowiec, miał nad nią całkowitą władzę i nikt nie mógł kwestionować lub uchowaj Merlinie, sprzeciwiać się jego woli. Wszystkiemu należało się biernie poddać, unikając zbędnych konfliktów. Około dwóch lat trwał okres, kiedy to rodzinne kolacje zamieniały się w dysputy nad odpowiednimi kandydatami i rodami. Czarę goryczy przelał wyjazd Zivy do Egiptu na roczne badania. Jak śmiała wyjeżdżać, będąc starą panną? Czy rzeczywiście nie przejmowała się zaniżaniem reputacji rodu Crouch? Przecież była młoda, wolna, korzystała z wolności. Zerwała się na rok z uwięzi i zachłystywała pozorną swobodą, która miała zostać jej odebrana po powrocie. Była o tym święcie przekonana. I faktycznie, na pierwszym sabacie po przyjeździe do Anglii, otrzymała informację, że wychodzi za lorda Burke. Ziva nie była jedyna, wszystkie szlachcianki były wydawane w ten sposób za mąż. Aranżowane śluby to tradycja, a wkrótce miała ona dosięgnąć również samą Evelyn. W posiadłości Burke’ów ani razu nie przewinął się ten temat. Ich kontakty z rodzicami Edgara ostatnimi czasy były dosyć ograniczone. Chyba ze trzy tygodnie sprytnie unikali weekend’owiej, rodzinnej kolacji, zasłaniając się, a to dużą ilością zaklętych artefaktów, a to premierą nowej książki, z którą wiązały się liczne spotkania w księgarniach.
Lekkie bujanie i potrząsaniem chłopcem, przyniosło oczekiwany skutek. Uspokoił się i mimo, że jeszcze w błękitnych oczach stały mu łzy, wydawał się dziwnie zaciekawiony nowym gościem. Kobieta ostrożnie umieściła Mariusa ponownie w kojcu, co by przypadkiem nie podreptał w kierunku kominka. Chwycił się drewnianych drabinek i przestępując z nogi na nogę, z uwagą przyglądał się Evelyn. Ba, nawet nieporadnie rzucił w jej kierunku swoim ulubionym, drewnianym hipogryfem, uznając to za straszliwie zabawne.
- Nie szkodzi. Niewielu naszych gości używa kominka, więc mały nie jest z tym jeszcze oswojony. - Ziva zwróciła się do lady Slughorn, i słysząc jej pytanie, lekko zmarszyła ciemne brwi. - Edgar wyszedł rano z domu i jeszcze nie wrócił. Jakieś poważne interesy. I nie, nic nie wspominał, że możesz wpaść. - wzruszyła ramionami. Jak zwykle nie wdrażała się w szczegóły. Lady Burke przywołała do siebie jednego skrzata i przeniosła znowu wzrok na Evelyn. - Napijesz się czegoś? Kawa? Herbata? A może coś mocniejszego? Ostatnio Edgar przywiózł wyśmienity rum porzeczkowy. - zapytała i wskazała kobiecie fotel. Fakt, że nie było męża w domu, wcale nie oznaczał, że Eve musiała już opuszczać posiadłość Burke’ów. Wręcz przeciwnie, dawno się nie widziały i przydałoby się nadrobić zaległości.
Lekkie bujanie i potrząsaniem chłopcem, przyniosło oczekiwany skutek. Uspokoił się i mimo, że jeszcze w błękitnych oczach stały mu łzy, wydawał się dziwnie zaciekawiony nowym gościem. Kobieta ostrożnie umieściła Mariusa ponownie w kojcu, co by przypadkiem nie podreptał w kierunku kominka. Chwycił się drewnianych drabinek i przestępując z nogi na nogę, z uwagą przyglądał się Evelyn. Ba, nawet nieporadnie rzucił w jej kierunku swoim ulubionym, drewnianym hipogryfem, uznając to za straszliwie zabawne.
- Nie szkodzi. Niewielu naszych gości używa kominka, więc mały nie jest z tym jeszcze oswojony. - Ziva zwróciła się do lady Slughorn, i słysząc jej pytanie, lekko zmarszyła ciemne brwi. - Edgar wyszedł rano z domu i jeszcze nie wrócił. Jakieś poważne interesy. I nie, nic nie wspominał, że możesz wpaść. - wzruszyła ramionami. Jak zwykle nie wdrażała się w szczegóły. Lady Burke przywołała do siebie jednego skrzata i przeniosła znowu wzrok na Evelyn. - Napijesz się czegoś? Kawa? Herbata? A może coś mocniejszego? Ostatnio Edgar przywiózł wyśmienity rum porzeczkowy. - zapytała i wskazała kobiecie fotel. Fakt, że nie było męża w domu, wcale nie oznaczał, że Eve musiała już opuszczać posiadłość Burke’ów. Wręcz przeciwnie, dawno się nie widziały i przydałoby się nadrobić zaległości.
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ojciec Evelyn nigdy do tej pory nie działał na szkodę swoich dzieci. Może nie był najbardziej uczuciowym ojcem (będąc bardzo rzeczowym i praktycznym, zwyczajnie nie potrafił otwarcie okazywać uczuć), ale dbał o pomyślność swojego potomstwa. A przynajmniej, Evelyn zawsze w to wierzyła i do tej pory pokładała ufność w jego decyzjach. Wiedziała, że moment jej narzeczeństwa zbliża się wielkimi krokami; w sierpniu skończy dwadzieścia trzy lata, wiele jej rówieśniczek, a nawet młodszych dziewcząt było już zaręczonych, a nawet po ślubie. Francis do tej pory nie spieszył się, chcąc, by córka ukończyła kurs alchemiczny (jej wykształcenie było dla niego bardzo istotne, zwłaszcza to alchemiczne), a potem wdrożyła się w swoją pracę w rezerwacie oraz jako niezależnego alchemika. Ale minął ponad rok, odkąd zaczęła pracować, i sama przeczuwała, że decyzja wkrótce zapadnie. Choć tak naprawdę ojciec mógł mieć zupełnie inne sprawy do Burke’ów, nie opuszczało jej dziwne przeczucie, że tutaj nie chodzi o żadne sprawy zawodowe, a właśnie o jej związek, w podsłuchanej rozmowie padło przecież jej imię.
Ziva zapewne doskonale wiedziała, jak to jest, miała za sobą kilka lat małżeństwa, a przedtem i na nią spadła nagle wieść, że czekają ją zaręczyny, a potem ślub. Pewnie potrafiłaby postawić się w sytuacji Evelyn, bo kilka lat wstecz to ona była w podobnym położeniu, mając świadomość, że bez względu na własne pragnienia musi spełnić powinność wobec rodziny.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, patrząc, jak kobieta o nietypowej urodzie lekko kołysze małego chłopca, który powoli się uspokoił, by po chwili zostać umieszczonym w kojcu, z którego nadal przypatrywał się młodej Slughornównie.
- Może zapomniał, zapewne ma sporo na głowie. Ale nie szkodzi, to nie jest aż tak pilna sprawa, że musi być załatwiona na już – powiedziała. Na pewno jeszcze nie raz przytrafi się okazja do rozmowy z Edgarem. W przeciwieństwie do jego nieznośnego brata, naprawdę go lubiła. – Ale jeśli nie masz nic przeciwko, to bardzo chętnie zostanę na herbacie... Chociaż ten rum porzeczkowy kusi – posłała kobiecie uśmiech. Mimo różnicy wieku także łączyły je całkiem dobre relacje, Evelyn podziwiała wiedzę Zivy i lubiła słuchać jej opowieści o nowych odkryciach. Jakby na to nie patrzeć, Slughornowie przykładali bardzo dużą wagę do nauki historii magii, ciekawiła ich i inspirowała, choćby z tego względu, że można było dowiedzieć się więcej o przeszłości, z której w dodatku można było wyciągnąć interesujące wnioski na przyszłość. Poza tym, Evelyn ogólnie ceniła ludzi z pasją i wiedzą.
- Chciałam porozmawiać z Edgarem o pewnym naszyjniku, który przyniosłam mu pod koniec stycznia, ale jest też pewna sprawa, o której chyba wolałabym pomówić z tobą – zaczęła nagle, a jej bystre, niebieskie oczy spoczęły na sylwetce Zivy. W końcu kobieta lepiej zrozumie rozterki drugiej kobiety.
Ziva zapewne doskonale wiedziała, jak to jest, miała za sobą kilka lat małżeństwa, a przedtem i na nią spadła nagle wieść, że czekają ją zaręczyny, a potem ślub. Pewnie potrafiłaby postawić się w sytuacji Evelyn, bo kilka lat wstecz to ona była w podobnym położeniu, mając świadomość, że bez względu na własne pragnienia musi spełnić powinność wobec rodziny.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, patrząc, jak kobieta o nietypowej urodzie lekko kołysze małego chłopca, który powoli się uspokoił, by po chwili zostać umieszczonym w kojcu, z którego nadal przypatrywał się młodej Slughornównie.
- Może zapomniał, zapewne ma sporo na głowie. Ale nie szkodzi, to nie jest aż tak pilna sprawa, że musi być załatwiona na już – powiedziała. Na pewno jeszcze nie raz przytrafi się okazja do rozmowy z Edgarem. W przeciwieństwie do jego nieznośnego brata, naprawdę go lubiła. – Ale jeśli nie masz nic przeciwko, to bardzo chętnie zostanę na herbacie... Chociaż ten rum porzeczkowy kusi – posłała kobiecie uśmiech. Mimo różnicy wieku także łączyły je całkiem dobre relacje, Evelyn podziwiała wiedzę Zivy i lubiła słuchać jej opowieści o nowych odkryciach. Jakby na to nie patrzeć, Slughornowie przykładali bardzo dużą wagę do nauki historii magii, ciekawiła ich i inspirowała, choćby z tego względu, że można było dowiedzieć się więcej o przeszłości, z której w dodatku można było wyciągnąć interesujące wnioski na przyszłość. Poza tym, Evelyn ogólnie ceniła ludzi z pasją i wiedzą.
- Chciałam porozmawiać z Edgarem o pewnym naszyjniku, który przyniosłam mu pod koniec stycznia, ale jest też pewna sprawa, o której chyba wolałabym pomówić z tobą – zaczęła nagle, a jej bystre, niebieskie oczy spoczęły na sylwetce Zivy. W końcu kobieta lepiej zrozumie rozterki drugiej kobiety.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Decyzje podejmowane przez głowy rodzin i nestorów, nigdy nie były podyktowane chęcią zaszkodzenia, któremuś z krewnych. Celem było polepszenie stosunków z inną rodziną i połączenie genów z członkiem czystokrwistego i najlepiej szlachetnego rodu. Evelyn przejmowała się jak każda kobieta, odbierając wszystko zbyt personalnie. Ach ta wrodzona wrażliwość. Z biegiem czasu zrozumie, że wcale nie chodziło o jej krzywdę i ojciec wybierał zapewne mniejsze zło. O ile można nazwać mniejszym złem, aranżowanie małżeństwa z kimkolwiek.
Ziva skinęła głową i przeniosła wzrok na skrzata o imieniu Zgniłek. Był stosunkowo nowym nabytkiem, ale starał się nie zawieźć swoich właścicieli, posłusznie wykonując wszelkie rozkazy. Niekiedy mylił polecenia i przykładowo zamiast pokrojonego chleba, podawał pokrojoną chałkę. Jego Pani miała nadzieję, że tym razem się nie pomyli, przecież mieli w domu gościa.
- Przynieś dwie herbaty i rum porzeczkowy. I tartę truskawkową, rozumiesz? Rum porzeczkowy, a tarta truskawkowa, nie odwrotnie. Nie zapomnij o widelczykach. I zmiataj stąd. - rzuciła beznamiętnym tonem, sucho informując skrzata o szczegółach jego zadania. Stworzenie po chwili się deportowało do kuchni, pozostawiając dwie kobiety same w salonie. Gdy Evelyn zajęła miejsce na fotelu, Ziva usiadła na kanapie. Wielu ludzi, nawet laików pod względem wiedzy historycznej, lubiło słuchać lady Burke i jej opowieści. Bathilda Bagshot przekazała jej ogrom informacji i mimo, że lekcje z tą kobietą były bardzo uciążliwe. Czy chciała dorównać swojej mentorce i dlatego wybrała specjalność badacza historii magii? Skądże. Chciała być lepsza. Chciała, aby kiedyś mówiono o niej, że uczeń przerósł mistrza. Ciągle próbowała się rozwijać, chociażby przez badanie artefaktów przywożonych przez męża, o których istnieniu Bagshot, nawet nie miała pojęcia. Brzydzenie się czarną magią ją ograniczało. Było tyle niezgłębionych aspektów, tak wiele tajemnic z ciemnych czasów do odkrycia. Akurat w tej dziedzinie, Ziva postanowiła wybrać własną ścieżkę, otwierając się na te nawet najmroczniejsze informacje.
- Och, mówisz o tym naszyjniku? - spytała i cicho wymruczała accio pergamin numer 159, przywołując do salonu dokument, który podała kuzynce Edgara. Było tam umieszczone ruchome zdjęcie srebrnego naszyjnika z rubinami i informacje z wstępnych oględzin przeprowadzonych przez lady Burke. - Edgar zabrał go niedawno do sklepu, ale go uprzedziłam. No… Nie mogłam się powstrzymać. - wzruszyła ramionami z lekkim uśmieszkiem jakby, próbując usprawiedliwić swoje zboczenie zawodowe. Wzięła głęboki wdech i zaczęła dalej opowiadać o przedmiocie. - Ta kolia pochodzi z przełomu siedemnastego i osiemnastego wieku. Tego typu zdobienia przywołują mi na myśl Rosję. Sądząc po stanie srebra, mogło zostać przetopione z innego przedmiotu, albo kilku przedmiotów i połączone w jedno. Przetopienie nie likwiduje uroku, bo tylko zmienia fizyczną formę rzeczy. Jeśli na tamtych przedmiotach ciążyły czarnomagiczne klątwy i teraz są jednością… To zdjęcie uroków może być bardzo trudne. Na chwilę obecną wiem tylko to. - dało się usłyszeć zrezygnowanie w jej głosie. Chciałaby znać dokładnie całą historię tego naszyjnika i jego poprzednich właścicieli, ale oglądanie z odległości niepewnego przedmiotu, zawsze utrudniało jego zbadanie. - A ta druga sprawa, o której chciałaś porozmawiać? - spytała, a po chwili w pomieszczeniu pojawił się skrzat i o dziwo, poradził sobie z dostarczeniem dwóch herbat, rumu porzeczkowego, którego Ziva zamierzała dolać do naparów i tarty truskawkowej już pokrojonej, i umieszczonej na talerzykach.
Ziva skinęła głową i przeniosła wzrok na skrzata o imieniu Zgniłek. Był stosunkowo nowym nabytkiem, ale starał się nie zawieźć swoich właścicieli, posłusznie wykonując wszelkie rozkazy. Niekiedy mylił polecenia i przykładowo zamiast pokrojonego chleba, podawał pokrojoną chałkę. Jego Pani miała nadzieję, że tym razem się nie pomyli, przecież mieli w domu gościa.
- Przynieś dwie herbaty i rum porzeczkowy. I tartę truskawkową, rozumiesz? Rum porzeczkowy, a tarta truskawkowa, nie odwrotnie. Nie zapomnij o widelczykach. I zmiataj stąd. - rzuciła beznamiętnym tonem, sucho informując skrzata o szczegółach jego zadania. Stworzenie po chwili się deportowało do kuchni, pozostawiając dwie kobiety same w salonie. Gdy Evelyn zajęła miejsce na fotelu, Ziva usiadła na kanapie. Wielu ludzi, nawet laików pod względem wiedzy historycznej, lubiło słuchać lady Burke i jej opowieści. Bathilda Bagshot przekazała jej ogrom informacji i mimo, że lekcje z tą kobietą były bardzo uciążliwe. Czy chciała dorównać swojej mentorce i dlatego wybrała specjalność badacza historii magii? Skądże. Chciała być lepsza. Chciała, aby kiedyś mówiono o niej, że uczeń przerósł mistrza. Ciągle próbowała się rozwijać, chociażby przez badanie artefaktów przywożonych przez męża, o których istnieniu Bagshot, nawet nie miała pojęcia. Brzydzenie się czarną magią ją ograniczało. Było tyle niezgłębionych aspektów, tak wiele tajemnic z ciemnych czasów do odkrycia. Akurat w tej dziedzinie, Ziva postanowiła wybrać własną ścieżkę, otwierając się na te nawet najmroczniejsze informacje.
- Och, mówisz o tym naszyjniku? - spytała i cicho wymruczała accio pergamin numer 159, przywołując do salonu dokument, który podała kuzynce Edgara. Było tam umieszczone ruchome zdjęcie srebrnego naszyjnika z rubinami i informacje z wstępnych oględzin przeprowadzonych przez lady Burke. - Edgar zabrał go niedawno do sklepu, ale go uprzedziłam. No… Nie mogłam się powstrzymać. - wzruszyła ramionami z lekkim uśmieszkiem jakby, próbując usprawiedliwić swoje zboczenie zawodowe. Wzięła głęboki wdech i zaczęła dalej opowiadać o przedmiocie. - Ta kolia pochodzi z przełomu siedemnastego i osiemnastego wieku. Tego typu zdobienia przywołują mi na myśl Rosję. Sądząc po stanie srebra, mogło zostać przetopione z innego przedmiotu, albo kilku przedmiotów i połączone w jedno. Przetopienie nie likwiduje uroku, bo tylko zmienia fizyczną formę rzeczy. Jeśli na tamtych przedmiotach ciążyły czarnomagiczne klątwy i teraz są jednością… To zdjęcie uroków może być bardzo trudne. Na chwilę obecną wiem tylko to. - dało się usłyszeć zrezygnowanie w jej głosie. Chciałaby znać dokładnie całą historię tego naszyjnika i jego poprzednich właścicieli, ale oglądanie z odległości niepewnego przedmiotu, zawsze utrudniało jego zbadanie. - A ta druga sprawa, o której chciałaś porozmawiać? - spytała, a po chwili w pomieszczeniu pojawił się skrzat i o dziwo, poradził sobie z dostarczeniem dwóch herbat, rumu porzeczkowego, którego Ziva zamierzała dolać do naparów i tarty truskawkowej już pokrojonej, i umieszczonej na talerzykach.
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chyba wiele młodych kobiet przejmowało się swoimi zaręczynami i zamążpójściem. Która nie pragnęła szczęścia i porozumienia ze swoim przyszłym mężem? Niestety rzadko się tak udawało, bo nestorzy rodów nie brali pod uwagę uczuć młodych, a dobro rodów. Niektórym z czasem udawało się wypracować porozumienie (jak rodzicom Evelyn, którzy, mimo różnic w podejściu do życia i temperamencie, może się nie pokochali, ale nauczyli się ze sobą żyć i akceptować się), inni spędzali resztę życia, męcząc się ze sobą w imię poczucia obowiązku. Jaki los czekał Evelyn? Och, gdyby wiedziała już teraz, kogo miał na myśli ojciec, na pewno byłaby dużo bardziej niespokojna i rozżalona, ale wciąż jeszcze trwała w błogiej niewiedzy.
Skupiła się na obserwowaniu Zivy wydającej polecenia skrzatowi. Choć znała ją od dawna, to jednak nie widywały się na co dzień, nie wiedziała, jak dokładnie wyglądało jej odnajdywanie się w małżeństwie, jak to się stało, że nauczyła się żyć u boku Edgara. Nie mogła tego zaobserwować także u własnych rodziców; była najmłodsza z rodzeństwa, przyszła na świat już w momencie, kiedy ich relacje były ustabilizowane.
Wiedza historyczna Evelyn z racji starannego wychowania była dobra, na pewno lepsza niż większości jej szkolnych rówieśników, ale nie była jej główną pasją, więc do Zivy wiele jej brakowało. Miała wystarczająco obycia by w rozmowach nie uchodzić na ignorantkę, ale uznawała swoją niższość na tym polu i doceniała możliwość wysłuchania opowieści kogoś o większej wiedzy. Zdawała sobie też sprawę, że zainteresowania Burke’ów nie dotyczyły wyłącznie nieszkodliwych przedmiotów, ale nie odrzucała ją myśl, że kuzyn i jego żona zajmują się czarnomagicznymi artefaktami. Sama z pasją pochłaniała zapiski o niedozwolonych wywarach, a nawet miała za sobą uwarzenie kilku z nich, dylematy moralne odsuwając na bok, bo prawdziwy pasjonat nie powinien się ograniczać, gdy w grę wchodziło poszerzanie wiedzy. Nigdy jednak sama nie użyła żadnego z tych eliksirów, żeby kogoś lub coś skrzywdzić, a to, co robili z nimi klienci jej lub ojca, nie było jej sprawą.
- Właśnie tak. Uznałam, że kto jak kto, ale Edgar będzie w stanie odkryć, czy moje podejrzenia są słuszne – powiedziała. I może z racji ich znajomości nie wyśmiałby jej, gdyby się okazało, że niepotrzebnie szukała dziury w całym i naszyjnik był zupełnie nieszkodliwy. Wysłuchała jednak słów Zivy, która zdradziła jej własne przypuszczenia. – Dziękuję, że postanowiłaś zerknąć na niego swoim okiem i podzielić się swoimi przemyśleniami. Oczywiście, mam nadzieję, że jednak nie był zaklęty, ale wszystko się okaże, muszę poczekać na odpowiedź Edgara – dodała, zerkając na zdjęcie. Nawet nie wiedziała, kto podarował ten naszyjnik jej ojcu, rzekomo jako prezent dla niej. Kto i dlaczego mógłby chcieć ją skrzywdzić, gdyby się okazało, że faktycznie był obłożony klątwą? Chyba nie miała aż tak zaciekłych wrogów, bo dawne szkolne czy salonowe animozje chyba nie były jeszcze powodem do takich działań.
Gdy Ziva zapytała o drugą sprawę, Evelyn przygryzła wargę, a jej dłoń nieco mocniej zacisnęła się na uchwycie filiżanki z herbatą, którą, wraz z innymi przekąskami, chwilę temu dostarczył skrzat.
- Nie wiem, ile słuszności w moich podejrzeniach, ale ostatnio podsłuchałam... pewną rozmowę – zaczęła. Może nie wypadało dobrze urodzonej pannie podsłuchiwać pod drzwiami, ale pokusa była zbyt silna, skoro idąc korytarzem obok gabinetu ojca usłyszała swoje imię. – Mój ojciec chyba ma zamiar mnie zaręczyć – ciągnęła dalej, prostując się nieznacznie i odkładając filiżankę, bo ręce zaczęły jej nieco drżeć. – Rozmawiał z kimś z rodu Burke. Niestety nie udało mi się usłyszeć, o kogo mogło chodzić.
Ale kto wie, może Ziva wie coś więcej? Nie wiadomo tylko, czy nawet jeśli wie, zechce powiedzieć, zanim zrobi to, jak należało, jej ojciec. Póki co patrzyła na kobietę czujnym spojrzeniem, czekając na jakąś odpowiedź.
Skupiła się na obserwowaniu Zivy wydającej polecenia skrzatowi. Choć znała ją od dawna, to jednak nie widywały się na co dzień, nie wiedziała, jak dokładnie wyglądało jej odnajdywanie się w małżeństwie, jak to się stało, że nauczyła się żyć u boku Edgara. Nie mogła tego zaobserwować także u własnych rodziców; była najmłodsza z rodzeństwa, przyszła na świat już w momencie, kiedy ich relacje były ustabilizowane.
Wiedza historyczna Evelyn z racji starannego wychowania była dobra, na pewno lepsza niż większości jej szkolnych rówieśników, ale nie była jej główną pasją, więc do Zivy wiele jej brakowało. Miała wystarczająco obycia by w rozmowach nie uchodzić na ignorantkę, ale uznawała swoją niższość na tym polu i doceniała możliwość wysłuchania opowieści kogoś o większej wiedzy. Zdawała sobie też sprawę, że zainteresowania Burke’ów nie dotyczyły wyłącznie nieszkodliwych przedmiotów, ale nie odrzucała ją myśl, że kuzyn i jego żona zajmują się czarnomagicznymi artefaktami. Sama z pasją pochłaniała zapiski o niedozwolonych wywarach, a nawet miała za sobą uwarzenie kilku z nich, dylematy moralne odsuwając na bok, bo prawdziwy pasjonat nie powinien się ograniczać, gdy w grę wchodziło poszerzanie wiedzy. Nigdy jednak sama nie użyła żadnego z tych eliksirów, żeby kogoś lub coś skrzywdzić, a to, co robili z nimi klienci jej lub ojca, nie było jej sprawą.
- Właśnie tak. Uznałam, że kto jak kto, ale Edgar będzie w stanie odkryć, czy moje podejrzenia są słuszne – powiedziała. I może z racji ich znajomości nie wyśmiałby jej, gdyby się okazało, że niepotrzebnie szukała dziury w całym i naszyjnik był zupełnie nieszkodliwy. Wysłuchała jednak słów Zivy, która zdradziła jej własne przypuszczenia. – Dziękuję, że postanowiłaś zerknąć na niego swoim okiem i podzielić się swoimi przemyśleniami. Oczywiście, mam nadzieję, że jednak nie był zaklęty, ale wszystko się okaże, muszę poczekać na odpowiedź Edgara – dodała, zerkając na zdjęcie. Nawet nie wiedziała, kto podarował ten naszyjnik jej ojcu, rzekomo jako prezent dla niej. Kto i dlaczego mógłby chcieć ją skrzywdzić, gdyby się okazało, że faktycznie był obłożony klątwą? Chyba nie miała aż tak zaciekłych wrogów, bo dawne szkolne czy salonowe animozje chyba nie były jeszcze powodem do takich działań.
Gdy Ziva zapytała o drugą sprawę, Evelyn przygryzła wargę, a jej dłoń nieco mocniej zacisnęła się na uchwycie filiżanki z herbatą, którą, wraz z innymi przekąskami, chwilę temu dostarczył skrzat.
- Nie wiem, ile słuszności w moich podejrzeniach, ale ostatnio podsłuchałam... pewną rozmowę – zaczęła. Może nie wypadało dobrze urodzonej pannie podsłuchiwać pod drzwiami, ale pokusa była zbyt silna, skoro idąc korytarzem obok gabinetu ojca usłyszała swoje imię. – Mój ojciec chyba ma zamiar mnie zaręczyć – ciągnęła dalej, prostując się nieznacznie i odkładając filiżankę, bo ręce zaczęły jej nieco drżeć. – Rozmawiał z kimś z rodu Burke. Niestety nie udało mi się usłyszeć, o kogo mogło chodzić.
Ale kto wie, może Ziva wie coś więcej? Nie wiadomo tylko, czy nawet jeśli wie, zechce powiedzieć, zanim zrobi to, jak należało, jej ojciec. Póki co patrzyła na kobietę czujnym spojrzeniem, czekając na jakąś odpowiedź.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Życie u boku Edgara mogło być całkowicie poprawne, gdyby opierało się na wymuszonych uprzejmościach, których wymagała od nich szlachecka etykieta. Spokojna wymiana zdań, która jedynie zakrawała o miano konwersacji. Wiele związków żyło w ten sposób, cofając się do czasów niemal średniowiecznych, pod względem zażyłości małżeńskiej. Wystarczyło uśmiechać się podczas wspólnych posiłków, raz w miesiącu spełnić swoją powinność, a przed rodziną i w gronie reszty szlacheckich rodów, przywdziewać maskę, będącą idealnym odwzorowaniem szczęścia małżeńskiego. Pieprzenie. Ziva nie chciała takiej egzystencji. Żyjąc w posiadłości Crouch’ów, wysłuchiwała wspomnień o swojej rodzicielce, o której śmierć była obwiniana. Na sabatach udawała jak bardzo jest radosna jako córka Leandra, mogącą pławić się w dostatku, aby po powrocie do domu przeżywać koszmar szykan jeszcze raz i jeszcze raz. Małżeństwo z lordem Burke okazało się wybawieniem. Zwłaszcza, że Ziva z czasem bardzo dążyła do poprawy ich wzajemnych relacji. Próbowała poznać człowieka, któremu miała urodzić dzieci, którego w teorii powinna kochać. Wzajemna niechęć z każdym kolejnym miesiącem, później rokiem, przeradzała się w pewnego rodzaju przywiązanie. W dużej mierze za sprawą dzieci, lecz koniec końców, lady Burke nie mogła narzekać. Jej mąż okazał się bardzo interesujący i co najważniejsze, dawał jej odpowiednią ilość przestrzeni życiowej, której tak pragnęła po latach spędzonych u Crouch’ów.
Wielu szlachciców oddawało się ramiona czarnej magii. Posiadali i tak ogromną władzę w czarodziejskim świecie, a tego rodzaju klątwy mogły tylko pomóc umocnić ich pozycję. Strach, który podświadomie będą wzbudzać u czarodziejów półkrwi lub mugolaków, miał przynieść efekty. I chociaż otwarcie ani Ziva, ani Edgar, ani Evelyn nie mówili o praktykowaniu czarnej magii, mieli świadomość czasów w jakich przyszło im żyć. Pod cienką warstwą skóry czuli, że wkrótce rody szlachetne i czystokrwiste zbiorą żniwo, a w świecie czarodziejów rozpęta się piekło. Skoro według niektórych właśnie z otchłani piekieł, pochodziła czarna magia, dlaczego by nie zgłębiać jej tajników?
- Jak wróci do domu i będę mogła z nim wreszcie chwilę porozmawiać, to zapytam o Twój naszyjnik. Co jak co, ale bezpieczeństwo rodziny to priorytet. - uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk parującej herbaty, uważając aby nie poparzyć sobie warg. Cicho odstawiła ją na spodek i chwyciła za talerzyk z ciastem. Zmarszczyła brwi, słysząc dalszą wypowiedź kobiety. Szykowałby się ślub panny Slughorn z kimś z rodu Burke? Na sekundę pogrążyła się w zadumie, próbując przypomnieć sobie wszystkich kawalerów z rodziny swojego męża. Jednym z najbliższych był Quentin. Jednak relacje jego i Evelyn pozostawiały wiele do życzenia. Niemożliwe, aby nestorzy chcieli ich na siebie skazać. - Nic nie słyszałam o planowanych zaręczynach… Cóż, niewykluczone, że wkrótce zostaniesz mężatką. Ja w Twoim wieku właśnie wysłuchiwałam już pierwszych wzmianek o zamążpójściu, ale realizacja tych planów przedłużyła się o dwa lata. A może Twój ojciec po prostu radził się kogoś z rodu Burke? Nie wydaje mi się, abyś miała wychodzić za jakiegoś Burke’a, bo jedyny sensowny kawaler to Quentin, a obydwie wiemy jakie macie stosunki… - starała się uspokoić kuzynkę męża. Pewnie w jej głowie kłębiło się tak wiele myśli i tragicznych scenariuszy. Możliwe, że całkiem niepotrzebnie.
Wielu szlachciców oddawało się ramiona czarnej magii. Posiadali i tak ogromną władzę w czarodziejskim świecie, a tego rodzaju klątwy mogły tylko pomóc umocnić ich pozycję. Strach, który podświadomie będą wzbudzać u czarodziejów półkrwi lub mugolaków, miał przynieść efekty. I chociaż otwarcie ani Ziva, ani Edgar, ani Evelyn nie mówili o praktykowaniu czarnej magii, mieli świadomość czasów w jakich przyszło im żyć. Pod cienką warstwą skóry czuli, że wkrótce rody szlachetne i czystokrwiste zbiorą żniwo, a w świecie czarodziejów rozpęta się piekło. Skoro według niektórych właśnie z otchłani piekieł, pochodziła czarna magia, dlaczego by nie zgłębiać jej tajników?
- Jak wróci do domu i będę mogła z nim wreszcie chwilę porozmawiać, to zapytam o Twój naszyjnik. Co jak co, ale bezpieczeństwo rodziny to priorytet. - uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk parującej herbaty, uważając aby nie poparzyć sobie warg. Cicho odstawiła ją na spodek i chwyciła za talerzyk z ciastem. Zmarszczyła brwi, słysząc dalszą wypowiedź kobiety. Szykowałby się ślub panny Slughorn z kimś z rodu Burke? Na sekundę pogrążyła się w zadumie, próbując przypomnieć sobie wszystkich kawalerów z rodziny swojego męża. Jednym z najbliższych był Quentin. Jednak relacje jego i Evelyn pozostawiały wiele do życzenia. Niemożliwe, aby nestorzy chcieli ich na siebie skazać. - Nic nie słyszałam o planowanych zaręczynach… Cóż, niewykluczone, że wkrótce zostaniesz mężatką. Ja w Twoim wieku właśnie wysłuchiwałam już pierwszych wzmianek o zamążpójściu, ale realizacja tych planów przedłużyła się o dwa lata. A może Twój ojciec po prostu radził się kogoś z rodu Burke? Nie wydaje mi się, abyś miała wychodzić za jakiegoś Burke’a, bo jedyny sensowny kawaler to Quentin, a obydwie wiemy jakie macie stosunki… - starała się uspokoić kuzynkę męża. Pewnie w jej głowie kłębiło się tak wiele myśli i tragicznych scenariuszy. Możliwe, że całkiem niepotrzebnie.
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn także nie chciała tak skończyć, traktować małżeństwa wyłącznie jako przykrego obowiązku, narzuconej konieczności. Wiedziała, że musi spełnić ten obowiązek, czyli wyjść za kogoś i wydać na świat jego dzieci, ale dlaczego przy okazji nie mogłaby nawiązać z tym kimś dobrych relacji, żeby uprzyjemnić sobie to przyszłe życie? Naiwne marzenia, ale jednak żyły gdzieś w jej głowie, powracały, gdy zastanawiała się, jak to będzie, co ją czeka. Nigdy nie zaznała takiego dzieciństwa jak Ziva, nie musiała uciekać od swojej rodziny, bo czuła się w niej szczęśliwa, nikt nie uważał jej za zbędną, niechcianą, i może właśnie dlatego tym bardziej bała się ewentualnego ślubu – bo po nim mogło być gorzej.
Evelyn potrafiła zrozumieć zainteresowanie mroczniejszymi aspektami magii, może dlatego, że dorastała w domu, gdzie nie uchodziło to za coś absolutnie nagannego. Ojciec warzył naprawdę różne wywary, a w rodowej bibliotece można było znaleźć woluminy traktujące o czarnej magii i szkodliwych eliksirach. Nie miał nic przeciwko, że i Evelyn w którymś momencie życia się nimi zainteresowała, choć przestrzegł ją, jak dużą odpowiedzialnością jest znajomość czarnej magii, i jak bardzo powinna uważać, próbując w nią brnąć. Nie zabrnęła zbyt daleko, bo w gruncie rzeczy nigdy nie była złą osobą, raczej głodną wiedzy i nowych doświadczeń.
- Dobrze, dziękuję. Poczekam na wieści – zgodziła się, ufając, że tak właśnie będzie. Później jednak znowu pogrążyła się w myślach. Może rzeczywiście po prostu snuła zbyt daleko idące teorie? Ostatecznie ojciec utrzymywał bliskie kontakty z Burke’ami, więc to, że rozmawiali o niej, nie musiało automatycznie świadczyć, że szykowali coś w najbliższej przyszłości. Była przewrażliwiona, zbyt wiele dziewcząt wokół było zaręczanych, ją też powinno to wkrótce spotkać. Ale czy akurat teraz? Nie wiadomo. – Chyba wolałabym zostać starą panną, niż wyjść za Quentina. Trudno mi sobie wyobrazić, byśmy mieli się kiedykolwiek polubić – skrzywiła się na samą myśl, że ojciec mógł wybrać dla niej takiego mężczyznę, z którym łączyła ją wyłącznie niechęć. – Więc mam nadzieję, że po prostu zbyt dużo myślę i się mylę. Może ojciec rzeczywiście tylko się radził. W każdym razie, chyba trochę mnie uspokoiłaś. Postaram się trochę mniej o tym wszystkim rozmyślać, to mi lepiej zrobi... Kiedy wrócę do domu, chyba po prostu ucieknę od tego dylematu w świat alchemii lub książek.
Nieco się rozluźniła i znowu sięgnęła dłonią po filiżankę.
- Dobrze jest mieć taką pasję, dzięki której można nie myśleć o przykrych sprawach – stwierdziła, podejrzewając, że i Ziva rozumie to podejście.
Evelyn potrafiła zrozumieć zainteresowanie mroczniejszymi aspektami magii, może dlatego, że dorastała w domu, gdzie nie uchodziło to za coś absolutnie nagannego. Ojciec warzył naprawdę różne wywary, a w rodowej bibliotece można było znaleźć woluminy traktujące o czarnej magii i szkodliwych eliksirach. Nie miał nic przeciwko, że i Evelyn w którymś momencie życia się nimi zainteresowała, choć przestrzegł ją, jak dużą odpowiedzialnością jest znajomość czarnej magii, i jak bardzo powinna uważać, próbując w nią brnąć. Nie zabrnęła zbyt daleko, bo w gruncie rzeczy nigdy nie była złą osobą, raczej głodną wiedzy i nowych doświadczeń.
- Dobrze, dziękuję. Poczekam na wieści – zgodziła się, ufając, że tak właśnie będzie. Później jednak znowu pogrążyła się w myślach. Może rzeczywiście po prostu snuła zbyt daleko idące teorie? Ostatecznie ojciec utrzymywał bliskie kontakty z Burke’ami, więc to, że rozmawiali o niej, nie musiało automatycznie świadczyć, że szykowali coś w najbliższej przyszłości. Była przewrażliwiona, zbyt wiele dziewcząt wokół było zaręczanych, ją też powinno to wkrótce spotkać. Ale czy akurat teraz? Nie wiadomo. – Chyba wolałabym zostać starą panną, niż wyjść za Quentina. Trudno mi sobie wyobrazić, byśmy mieli się kiedykolwiek polubić – skrzywiła się na samą myśl, że ojciec mógł wybrać dla niej takiego mężczyznę, z którym łączyła ją wyłącznie niechęć. – Więc mam nadzieję, że po prostu zbyt dużo myślę i się mylę. Może ojciec rzeczywiście tylko się radził. W każdym razie, chyba trochę mnie uspokoiłaś. Postaram się trochę mniej o tym wszystkim rozmyślać, to mi lepiej zrobi... Kiedy wrócę do domu, chyba po prostu ucieknę od tego dylematu w świat alchemii lub książek.
Nieco się rozluźniła i znowu sięgnęła dłonią po filiżankę.
- Dobrze jest mieć taką pasję, dzięki której można nie myśleć o przykrych sprawach – stwierdziła, podejrzewając, że i Ziva rozumie to podejście.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wiele czarownic uważało swoje rodzinne domy za pełne niekoniecznie miłości, ale zrozumienia, akceptacji i ogólnej troski o dobro najbliższych. Tylko jednostki pragnęły odmiany i odrobinę lepszego życia, a było to bardzo rzadko spotykane w szlacheckim półświatku. Rody czystokrwiste i aranżowane małżeństwa, kojarzyły się ogólnie z wieloma zgrzytami i niezadowoleniem, ponieważ ani narzeczony, ani narzeczona nie przypominają postaci z baśni Barda Beedle’a.
Ziva chwyciła za butelkę porzeczkowego rumu i dolała odrobinę do herbaty Evelyn, aby następnie zmieszać alkohol z herbatą również w swojej filiżance. Pokiwała lekko głową, jakby przyznając rację obawom kobiety. Nigdy nie wiadomo, co strzeli nestorom do głów, ale nie podejrzewała ich o tak sadystyczne zapędy. Połączenie Quentina i lady Slughorn węzłem małżeńskim, byłoby jawną zbrodnią i zwykłą złośliwością, którą zapewne tłumaczyliby jakimś jakże istotnym, przyszłościowym celem.
- W sumie wychodzę z założenia, że lepiej zakładać najgorsze i później mile się rozczarować. - westchnęła, siadając ponownie na kanapie i chwytając za swoją filiżankę. Upiła spory łyk, a napój przyjemnie rozgrzewał przełyk i żołądek. Gdyby nie śniada cera, zapewne wystąpiłyby na jej policzkach rumieńce. - Mimo wszystko, nie powinnaś aż tak się tym przejmować. Zadręczanie się być może bezpodstawnymi domysłami, prowadzi do niczego. Obydwie wiemy, że i tak ostateczny głos nigdy nie należy do samych zainteresowanych i nie mają oni żadnego wpływu na tego typu decyzje. - ładnie zawoalowała zasady, którymi rządziły się ich rody, unikając bezpośredniego nazywania rzeczy po imieniu.
- Och, pasje potrafią skutecznie zająć myśli. Czasem gdy rano usiądę do ciekawej księgi, to czas mija w mgnieniu oka i nagle okazuje się, że zegar wskazuje godzinę osiemnastą. Oczywiście, jeśli dziewczynki mają równie ciekawe zajęcie i mnie nie zaczepiają. - uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie o dwóch chochlikach, które uparcie lubiły zakłócać pracę swoich rodziców. To tłumaczy, czemu Edgar pracuje często nocami, albo poza domem. - Jeśli chodzi dalej o temat ewentualnych zaręczyn… - westchnęła i ponownie upiła łyk mocnego naparu. - Spójrz na mnie i Edgara. Może się nie nienawidziliśmy, bo byliśmy sobie obcy, ale początki były faktycznie trudne. Dasz wiarę, że niegdyś uważałam ojca trójki swoich dzieci za mój największy koszmar?
Ziva chwyciła za butelkę porzeczkowego rumu i dolała odrobinę do herbaty Evelyn, aby następnie zmieszać alkohol z herbatą również w swojej filiżance. Pokiwała lekko głową, jakby przyznając rację obawom kobiety. Nigdy nie wiadomo, co strzeli nestorom do głów, ale nie podejrzewała ich o tak sadystyczne zapędy. Połączenie Quentina i lady Slughorn węzłem małżeńskim, byłoby jawną zbrodnią i zwykłą złośliwością, którą zapewne tłumaczyliby jakimś jakże istotnym, przyszłościowym celem.
- W sumie wychodzę z założenia, że lepiej zakładać najgorsze i później mile się rozczarować. - westchnęła, siadając ponownie na kanapie i chwytając za swoją filiżankę. Upiła spory łyk, a napój przyjemnie rozgrzewał przełyk i żołądek. Gdyby nie śniada cera, zapewne wystąpiłyby na jej policzkach rumieńce. - Mimo wszystko, nie powinnaś aż tak się tym przejmować. Zadręczanie się być może bezpodstawnymi domysłami, prowadzi do niczego. Obydwie wiemy, że i tak ostateczny głos nigdy nie należy do samych zainteresowanych i nie mają oni żadnego wpływu na tego typu decyzje. - ładnie zawoalowała zasady, którymi rządziły się ich rody, unikając bezpośredniego nazywania rzeczy po imieniu.
- Och, pasje potrafią skutecznie zająć myśli. Czasem gdy rano usiądę do ciekawej księgi, to czas mija w mgnieniu oka i nagle okazuje się, że zegar wskazuje godzinę osiemnastą. Oczywiście, jeśli dziewczynki mają równie ciekawe zajęcie i mnie nie zaczepiają. - uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie o dwóch chochlikach, które uparcie lubiły zakłócać pracę swoich rodziców. To tłumaczy, czemu Edgar pracuje często nocami, albo poza domem. - Jeśli chodzi dalej o temat ewentualnych zaręczyn… - westchnęła i ponownie upiła łyk mocnego naparu. - Spójrz na mnie i Edgara. Może się nie nienawidziliśmy, bo byliśmy sobie obcy, ale początki były faktycznie trudne. Dasz wiarę, że niegdyś uważałam ojca trójki swoich dzieci za mój największy koszmar?
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn nie miała żadnego pomysłu, z jakiego rodu mógłby pochodzić jej ewentualny przyszły narzeczony. Slughornowie żyli w dobrych relacjach z Burke’ami, ale ostatecznie nie musiało paść na nich, bo w końcu Evelyn nie podejrzewała swojego ojca o aż takie okrucieństwo wobec córki, jak wydanie jej za Quentina. Właściwie mógł wybrać każdy ród poza tymi, z którymi Slughornowie mieli jakieś zwady, chociaż może nie powinna tego wykluczać, bo i takie przypadki się zdarzały, że dla polepszenia relacji dziewczęta były wydawane za mężczyzn z wrogich rodów, nawet w jej rodzinie od strony matki znała kilka takich przypadków. Tak więc... Pozostawało tylko czekać na decyzję.
- To mądre podejście. Nie chciałabym rozczarować się negatywnie. Wolę czasami założyć gorszy scenariusz i potem cieszyć się, że jest lepiej niż oczekiwałam – rzekła, pozwalając, by Ziva dolała jej rumu porzeczkowego. Dzięki niemu herbata miała specyficzny, ale dobry posmak i rozgrzewała w ten chłodny dzień. – Może jeszcze w tym roku go poznam, kto wie? Ale może masz rację, że za dużo o tym myślę. Powinnam raczej skupić się na eliksirach, a nie czczym zastanawianiu się nad zaręczynami. – Bo przecież Evelyn nie należała do najbardziej romantycznych, kochliwych panien, więc nagłe zainteresowanie tym tematem mogło dziwić każdego, kto ją znał.
- Mam podobnie z eliksirami. Czasami mam wrażenie, że ledwo zamknę się w pracowni i zacznę mieszać w kociołku, a już gdzieś znika cały dzień. Nic dziwnego, że Ignatius coraz częściej narzeka, że go nie zauważam... Kto by pomyślał, że aż tak brakuje mu czasów, kiedy ciągle za nim łaziłam i chciałam go naśladować? – zaśmiała się cicho; nadal była bardzo przywiązana do brata, ale odkąd miał swoje życie, a ona zaczynała swoje, ich relacje uległy pewnym zmianom. – Spodziewam się, że dziewczynki dają wam się we znaki. Sama w tym wieku też byłam nieznośna. Wszyscy mieli ze mną utrapienie. – To już taki wiek, kiedy wszystko dookoła budziło ciekawość. Dobrze że Evelyn miała Ignatiusa, który sporą część jej występków zataił przed rodzicami. Za to bliźniaczki z pewnością miały bardzo ciekawe życie, posiadając swoje lustrzane odbicie, co mogło dodatkowo komplikować życie ich rodzicom. Ciekawe, jak to było, być matką. Ziva miała już w tym kilkuletnie doświadczenie. Ale po chwili inny temat przykuł jej uwagę. – Naprawdę Edgar budził w tobie aż taką niechęć? Ile czasu musiało minąć, zanim się zaakceptowaliście i nauczyliście się żyć w zgodzie? – Była tego ciekawa; oboje wydawali się być obecnie zgodnym małżeństwem, ale zanim do tego doszło, musiało trochę czasu minąć, zwłaszcza że o ile wiedziała, chyba się wcześniej nie znali.
- To mądre podejście. Nie chciałabym rozczarować się negatywnie. Wolę czasami założyć gorszy scenariusz i potem cieszyć się, że jest lepiej niż oczekiwałam – rzekła, pozwalając, by Ziva dolała jej rumu porzeczkowego. Dzięki niemu herbata miała specyficzny, ale dobry posmak i rozgrzewała w ten chłodny dzień. – Może jeszcze w tym roku go poznam, kto wie? Ale może masz rację, że za dużo o tym myślę. Powinnam raczej skupić się na eliksirach, a nie czczym zastanawianiu się nad zaręczynami. – Bo przecież Evelyn nie należała do najbardziej romantycznych, kochliwych panien, więc nagłe zainteresowanie tym tematem mogło dziwić każdego, kto ją znał.
- Mam podobnie z eliksirami. Czasami mam wrażenie, że ledwo zamknę się w pracowni i zacznę mieszać w kociołku, a już gdzieś znika cały dzień. Nic dziwnego, że Ignatius coraz częściej narzeka, że go nie zauważam... Kto by pomyślał, że aż tak brakuje mu czasów, kiedy ciągle za nim łaziłam i chciałam go naśladować? – zaśmiała się cicho; nadal była bardzo przywiązana do brata, ale odkąd miał swoje życie, a ona zaczynała swoje, ich relacje uległy pewnym zmianom. – Spodziewam się, że dziewczynki dają wam się we znaki. Sama w tym wieku też byłam nieznośna. Wszyscy mieli ze mną utrapienie. – To już taki wiek, kiedy wszystko dookoła budziło ciekawość. Dobrze że Evelyn miała Ignatiusa, który sporą część jej występków zataił przed rodzicami. Za to bliźniaczki z pewnością miały bardzo ciekawe życie, posiadając swoje lustrzane odbicie, co mogło dodatkowo komplikować życie ich rodzicom. Ciekawe, jak to było, być matką. Ziva miała już w tym kilkuletnie doświadczenie. Ale po chwili inny temat przykuł jej uwagę. – Naprawdę Edgar budził w tobie aż taką niechęć? Ile czasu musiało minąć, zanim się zaakceptowaliście i nauczyliście się żyć w zgodzie? – Była tego ciekawa; oboje wydawali się być obecnie zgodnym małżeństwem, ale zanim do tego doszło, musiało trochę czasu minąć, zwłaszcza że o ile wiedziała, chyba się wcześniej nie znali.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jeszcze przed pięcioma laty, dziewięćdziesiąt procent swojego wolnego czasu poświęcała na samodoskonalenie i zgłębianie kolejnych tajemnicy historii magii. Pozbawiona całkowicie jakichkolwiek zobowiązań wobec nikogo i niczego, mogła bez trudu żyć swoją pasją. Sytuacja uległa całkowitej zmianie po powrocie do Wielkiej Brytanii. Wiadomość o zamążpójściu, zaręczyny, szybki ślub, a po niecałych dwóch miesiącach była już w ciąży. Jej życie nie należało już tylko do niej, stała się zależna i musiała wziąć odpowiedzialność za swoją nową rodzinę, która początkowo wcale nie figurowała w tak wysokich kategoriach.
Marius zaczął coraz bardziej dawać się we znaki, rozpoczynając swoje marudzenie, aby wpuszczono go z kojca. Ziva podniosła się z kanapy i wzięła syna na ręce, aby usadzić go na swoich kolanach i dalej kontynuować rozmowę z Evelyn. Chyba sama widziała, że przy jednym dziecku nie można wypić w spokoju herbaty, a co dopiero pracować przy trójce… Nianie były niekiedy wybawieniem, ale czasem jedynie rodzice potrafili trafić do swoich pociech i przywołać je do porządku.
- Początkowo próbowaliśmy walczyć z zaistniałą sytuacją. Przecież żadne z nas nie chciało tego aranżowanego ślubu i fikcyjnego związku. Nasze konwersacje ograniczały się do wymuszonych uprzejmości “dzień dobry”, “dobranoc” i “smacznego”. - nawet się uśmiechnęła na wspomnienie starych czasów. Zachowywali się dosyć komicznie, nie umiejąc poradzić sobie w nowych okolicznościach. Okres wyparcia był chyba odwrotnie proporcjonalny do ilości wypitej ognistej whisky, którą raczyli się każdego wieczoru. Najwidoczniej na trzeźwo nie dało się tego znieść.
- Pierwsze lody przełamaliśmy chyba miesiąc po ślubie… Może półtora. - zastanowiła się chwilę, dotykając lekko ustami głowy dziecka. - Stosunek Edgara zmienił się trochę, kiedy mu powiedziałam, że jestem w ciąży. Rozumiesz, zaczął się bardziej przejmować. - chcąc, nie chcąc, musiał zacząć się troszczyć o swoją żonę, skoro nosiła pod sercem jego dziecko, a jak się później okazało, to nawet dzieci. - Kiedy urodziły się dziewczynki było o wiele łatwiej. Wierz mi, nic tak nie łączy ludzi jak wspólny cel, jakim jest odpowiednie wychowanie dwóch dziewczynek na dostojne szlachcianki.
Marius zaczął coraz bardziej dawać się we znaki, rozpoczynając swoje marudzenie, aby wpuszczono go z kojca. Ziva podniosła się z kanapy i wzięła syna na ręce, aby usadzić go na swoich kolanach i dalej kontynuować rozmowę z Evelyn. Chyba sama widziała, że przy jednym dziecku nie można wypić w spokoju herbaty, a co dopiero pracować przy trójce… Nianie były niekiedy wybawieniem, ale czasem jedynie rodzice potrafili trafić do swoich pociech i przywołać je do porządku.
- Początkowo próbowaliśmy walczyć z zaistniałą sytuacją. Przecież żadne z nas nie chciało tego aranżowanego ślubu i fikcyjnego związku. Nasze konwersacje ograniczały się do wymuszonych uprzejmości “dzień dobry”, “dobranoc” i “smacznego”. - nawet się uśmiechnęła na wspomnienie starych czasów. Zachowywali się dosyć komicznie, nie umiejąc poradzić sobie w nowych okolicznościach. Okres wyparcia był chyba odwrotnie proporcjonalny do ilości wypitej ognistej whisky, którą raczyli się każdego wieczoru. Najwidoczniej na trzeźwo nie dało się tego znieść.
- Pierwsze lody przełamaliśmy chyba miesiąc po ślubie… Może półtora. - zastanowiła się chwilę, dotykając lekko ustami głowy dziecka. - Stosunek Edgara zmienił się trochę, kiedy mu powiedziałam, że jestem w ciąży. Rozumiesz, zaczął się bardziej przejmować. - chcąc, nie chcąc, musiał zacząć się troszczyć o swoją żonę, skoro nosiła pod sercem jego dziecko, a jak się później okazało, to nawet dzieci. - Kiedy urodziły się dziewczynki było o wiele łatwiej. Wierz mi, nic tak nie łączy ludzi jak wspólny cel, jakim jest odpowiednie wychowanie dwóch dziewczynek na dostojne szlachcianki.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn żyła tak do tej pory. Jej zobowiązania nie odbiegały od tych, które dotyczyły innych młodych szlachcianek, miała dobrze się sprawować, wypełniać swoje obowiązki i nie przynosić rodzinie wstydu. Nie musząc jeszcze tkwić w kolejnych sztywnych ramach – małżeństwie, mogła do woli oddawać się swoim pasjom. Nie musiała o nikogo się troszczyć, bo to o nią, jako o najmłodszą, zawsze się troszczono. Nie była odpowiedzialna za własne dzieci, bo miało jeszcze minąć trochę czasu, zanim będzie je mieć. Czy będzie umiała przedłożyć ich dobro ponad własne? Okaże się. Na razie mogła tylko poobserwować, jak z macierzyństwem radzą sobie inne kobiety spośród krewnych i znajomych. Gdyby nie pomoc skrzatów i opiekunek, zapewne trudno byłoby znaleźć czas na coś innego, bo większość mężczyzn chyba nie angażowała się zbyt mocno w proces wychowawczy. Jej ojciec od mniej przyjemnych czynności uciekał do swojej pracowni eliksirów, ale kiedy tylko jego dzieci podrosły i zaczęły cokolwiek rozumieć, potrafił znaleźć czas, by uczyć je różnych rzeczy. Czy Evelyn będzie mieć dość cierpliwości, by uczyć brzdące alchemii, skoro do tej pory miała raczej mało cierpliwości do tego, żeby kogokolwiek czegoś uczyć?
- Właściwie to dość smutne, kiedy małżeństwo tak wygląda – zauważyła Evelyn. Oczywiście, mogło być gorzej, unikanie się i wypieranie tego było lepsze, niż ciągłe awantury i rzucanie w siebie zaklęciami, ale... Na swój sposób czasami obojętność była nawet gorsza niż jawna niechęć. – Ale dobrze, że pojawiło się coś, co sprawiło, że wyszliście z tych nieprzyjemnych początków. To daje nadzieję, że będzie jeszcze lepiej... I daje ją też mnie, skoro, jak mówisz, trudne początki nie przekreślają późniejszego porozumienia.
Evelyn czuła się podniesiona na duchu rozmową z Zivą. Była mniej spięta i podenerwowana niż przed przybyciem tutaj. Czasem jednak dobrze było porozmawiać z kimś bardziej doświadczonym w danej materii, żeby rozwiać swoje wątpliwości. Nawet, jeśli tym razem nie dotyczyły one alchemii ani innych gałęzi wiedzy, a czegoś tak prozaicznego i codziennego (a jednak istotnego) jak małżeństwo, wspólne życie z kimś.
- Dziękuję, że opowiedziałaś mi, jak to wyglądało z twojej strony – powiedziała, znowu unosząc do ust filiżankę. Już prawie skończyła herbatkę. – Jeśli się czegoś dowiem... czy ojciec planuje coś konkretnego, pewnie będziesz jedną z pierwszych osób, którym o tym powiem, ale póki co, bądźmy dobrej myśli – uśmiechnęła się blado.
Porozmawiały jeszcze trochę o innych, lżejszych tematach, w międzyczasie Evelyn dopiła herbatkę i później uznała, że już czas się pożegnać, bo zbliżała się pora, kiedy musiała dodać kolejny składnik do warzonego aktualnie eliksiru.
| zt.
- Właściwie to dość smutne, kiedy małżeństwo tak wygląda – zauważyła Evelyn. Oczywiście, mogło być gorzej, unikanie się i wypieranie tego było lepsze, niż ciągłe awantury i rzucanie w siebie zaklęciami, ale... Na swój sposób czasami obojętność była nawet gorsza niż jawna niechęć. – Ale dobrze, że pojawiło się coś, co sprawiło, że wyszliście z tych nieprzyjemnych początków. To daje nadzieję, że będzie jeszcze lepiej... I daje ją też mnie, skoro, jak mówisz, trudne początki nie przekreślają późniejszego porozumienia.
Evelyn czuła się podniesiona na duchu rozmową z Zivą. Była mniej spięta i podenerwowana niż przed przybyciem tutaj. Czasem jednak dobrze było porozmawiać z kimś bardziej doświadczonym w danej materii, żeby rozwiać swoje wątpliwości. Nawet, jeśli tym razem nie dotyczyły one alchemii ani innych gałęzi wiedzy, a czegoś tak prozaicznego i codziennego (a jednak istotnego) jak małżeństwo, wspólne życie z kimś.
- Dziękuję, że opowiedziałaś mi, jak to wyglądało z twojej strony – powiedziała, znowu unosząc do ust filiżankę. Już prawie skończyła herbatkę. – Jeśli się czegoś dowiem... czy ojciec planuje coś konkretnego, pewnie będziesz jedną z pierwszych osób, którym o tym powiem, ale póki co, bądźmy dobrej myśli – uśmiechnęła się blado.
Porozmawiały jeszcze trochę o innych, lżejszych tematach, w międzyczasie Evelyn dopiła herbatkę i później uznała, że już czas się pożegnać, bo zbliżała się pora, kiedy musiała dodać kolejny składnik do warzonego aktualnie eliksiru.
| zt.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
25 marzec 1956r.
Środek wiosennej nocy w posiadłości rodziny Burke. Ciche stukanie w szybę stopniowo przeradzało się w dudnienie, które nie mogło pozostać dalej zignorowane. Ziva leniwie przekręciła się na drugi bok z głośnym westchnieniem. Zamierzała naprawdę wstać i sprawdzić, co hałasuje o tak późnej godzinie, ale łóżko było takie miękkie, ciepłe i wygodne, że ciężko było się z niego ot tak, podnieść. Dopiero mruknięcie męża, że to jej sowa tak łomocze w okiennice, spowodowało, iż podniosła się do pozycji siedzącej. Leniwie przetarła zaspane oczy. Delikatnie przejechała dłonią po ramieniu mężczyzny, próbując mu ułatwić ponowne zaśnięcie. Wreszcie wysunęła się z wysokiego łóżka i podeszła do okna, wpuszczając do środka Karmelka. Sowa była cała przemoczona od deszczu. Głośno protestowała przed odwiązaniem od jej nóżki ciężkiego pakunku i machała groźnie skrzydłami, strosząc bardzo rude pióra. Oczywiście w zamian oczekiwała jakiegoś smakołyka. Nie interesował jej fakt, że była chyba druga czy trzecia w nocy. Wreszcie kobiecie udało się odczepić paczkę od nóżki sowy. Zdecydowanie wypchnęła ptaka na parapet i zamknęła okno trochę zbyt głośno. Zabrała różdżkę z szafki nocnej, i mrucząc ciche lumos, odczytała nadawcę. Pokręciła z niedowierzaniem głową, chwytając ostrożnie przesyłkę w dłonie i zeszła z nią na dół do salonu. Ciche plaśnięcia o posadzkę jej bosych stóp, rozchodziły się po korytarzu, kiedy mijała kolejne pokoje, kierując się do schodów. Jedna z opiekunek straszliwie chrapała. Dziwne, że dziewczynki nigdy się na to nie uskarżały, chociaż ich pokoje dzieliła jedna ściana.
Zapaliła świece w pomieszczeniu i odstawiła pakunek na stole. Gestem dłoni przywołała Paprocha, który już zmierzał w jej kierunku, pragnąc wypełnić jakiekolwiek polecenie swojej Pani, nawet o tej godzinie. Zleciła mu przygotowanie różanej herbaty w dosyć znacznej ilości. Ziva usiadła na kanapie i spojrzała na tarczę zegara. Było później niż przypuszczała. Wpół do czwartej. Jednak godzina nie była tak istotna w porównaniu do paczki, którą otrzymała prosto z samej Rosji.
Od tygodni korespondowała z niejakim Wasilijem Sorokinem. Mężczyzna odezwał się do niej z polecenia jakiegoś rosyjskiego historyka magii, prosząc o pomoc w zidentyfikowaniu pewnej szkatułki, którą znalazł zakopaną pod jednym z drzew na tak zwanym cmentarzu śmierci na Syberii. U rosyjskich mugoli tamto miejsce nie cieszyło się dobrą sławą, ale i u czarodziejów wywoływało pewnego rodzaju strach. Krążyły legendy, że ludzie, którzy się tam zapuszczą na dłużej niż kilka godzin, znikają w dziwnych okolicznościach. Osobiście nie wierzyła w te bajdurzenia, ale Wasilij wydawał się dosyć przejęty tym tematem, który wielokrotnie poruszał w ich listach. Cóż, zawsze miała wschodnich czarodziejów za trochę zaściankowych, więc zaangażowanie Sorokina w opowieści o tajemniczym cmentarzu, wcale jej nie dziwiły.
Lady Burke ostrożnie odpakowała drewnianą szkatułkę z bogatymi, mosiężnymi zdobieniami. Dołączony był również list.
Droga Zivo,
mam nadzieję, że budziesz zła za tę przesyłkę. Żywię ja nadzieję, iż spróbujesz określić datowanie i trochę historyji tej szkatuły. Słychował ja o Gospodinie Edgarze Burke, podobno dobrze klątwy łamie. To chyba Twój mężczyzna. Może on coś pomoże?
Dziś powinnaś drugą sową dostać sakiewkę galełonów.
Spasiba za pomoc,
We wcześniejszych listach pisał, iż otworzenie szkatułki to największy problem, ponieważ nie można tego zrobić żadnym znanym mu zaklęciem. Podobno zasięgał też rad innych czarodziejów, ale również było to zadanie ponad ich siły. Ziva jednak postanowiła sama spróbować.
- Cistem Aperio - wypowiedziała cicho, a szkatułka jedynie huknęła, podskoczyła na stoliku i lekko się zadymiła. Alohomorą nawet nie chciała zawracać sobie głowy. Kolejnym zaklęciem, jakiego użyła była Bombarda, ale narobiła jedynie więcej hałasu i dymu. Następnie wypowiedziała kilka zaklęć, których nauczył jej Edgar, i które wykorzystywał do łamania klątw. Również nie działały. Ziva obawiała się, że kolejne próby zrobienia czegokolwiek z tym przedmiotem, jedynie obudzą dzieci, więc postanowiła dać sobie z tym spokój. Zresztą nie ona w jest w tym domu łamaczką zaklęć i uroków. Wreszcie w salonie pojawił się skrzat, niosąc w jednej łapce dzbanuszek, a w drugiej filiżankę na spodku. Ostrożnie postawił zastawę na stoliku, skupiając się bardzo nad tym, aby niczego nie wylać. Ostatnim czego pragnął, to zalać swoją Panią wrzątkiem. Taki postępek mógłby się równać torturami w najlepszym wypadku. Chociaż Edgar nie pozwoliłby raczej stworzenia zabić, były zbyt drogie. Kobieta sięgnęła po filiżankę i upiła nieduży łyk naparu, próbując nie poparzyć sobie warg. Kilka sekund wdychała przyjemny, rozkoszny zapach róż, który momentalnie rozszedł się po całym pomieszczeniu.
Westchnęła głęboko, wodząc wzrokiem po zdobieniach i żłobieniach w skrzyneczce. - Accio pergamin. - rozprostowała na stoliku papier, a pióro i kałamarz sięgnęła z komody. Zmarszczyła brwi, uważnie obracając szkatułkę w dłoniach. Pochodziła z przełomu XVIII i XIX wieku, ale niekoniecznie z Rosji. Pokusiła się nawet o stwierdzenie, że zdobienia są typowe dla Europy, dokładniej mówiąc dla Francji. Całkiem możliwym było, iż to dawny podarek, który miał się okazać zgubny dla adresatki, która go otworzyła. Jego szczelne zamknięcie sugerowało, iż skrywa w sobie coś groźnego, tajemniczego, albo bardzo cennego. A może wszystko naraz? Ten, kto zaklął szkatułkę mocno się napracował, aby żaden laik nie był w stanie jej otworzyć.
Kolejne informacje, które spłynęły na pergamin dotyczyły samego drewna. Na pierwszy rzut oka wydawało się, iż jest to najzwyczajniejszy mahoń, ale zdaniem Zivy był to palisander. Podniszczony, ale jednak palisander, który wystarczyło dokładniej oczyścić i od nowa zaimpregnować, aby znowu wrócił do świetności. Ze swoją wiedzą na temat drewna, z pewnością mogłaby aplikować do sklepu różdżkarskiego.
Pokręciła głową, próbując rozruszać napięte mięśnie karku. Następnie opadła głębiej w kanapę, dając sobie chwilę odpoczynku. Dochodziła już piąta, a ona jeszcze nie przeszła do diagnozy mosiężnych zdobień. Wreszcie podjęła decyzję o zakończeniu pracy na dzień dzisiejszy. Chociaż właściwie dzień się dopiero rozpoczynał.
Szkatułkę musiała prędzej czy później, przekazać Edgarowi, ponieważ sama sobie z nią nie poradzi. Skoro właścicielowi tak bardzo zależy na poznaniu tajemnicy wnętrza przedmiotu… mogą mu pomóc. Oczywiście za odpowiednią opłatą, bo żadne z ich usług nie są darmowe. Dołączyła do dokumentacji zdjęcie szkatułki przesłane wcześniej przez Sorokina. Postanowiła napisać do mężczyzny jeszcze list przed opuszczeniem salonu i wróceniem do ciepłego łóżka.
Drogi Wasilij,
Twoja szkatułka skrywa coś poważnego i możliwe, że potężnego, ponieważ ja również nie umiem złamać uroków, które zostały na nią nałożone. Wkrótce przekażę ją mężowi. Na ten moment wiem, że pochodzi z przełomu XVIII i XIX wieku. Ktoś z Europy, najprawdopodobniej z Francji ją stworzył z drewna palisandrowego. Podejrzewam, że mogła być fatalnym, śmiercionośnym podarkiem, albo skrywa w sobie coś tak cennego, iż dawny właściciel użył porządnych klątw, aby za wszelką cenę pozostała zamknięta. Nie mam jeszcze pewności, co do ornamentów. Wyglądają na zdobienia, ale raczej nie takie było ich przeznaczenie. Ktoś oplótł szkatułkę tymi mosiężnymi pnączami, chcąc uchronić ją w pierwszej kolejności przed mugolami. Bez odpowiednich narzędzi szybko zniechęciliby się do otwarcia z obawy przed zniszczeniem szkatułki - co za tym idzie - jej zawartości. Większą ilością szczegółów będę mogła się podzielić dopiero za kilka dni. Uzbrój się w cierpliwość.
Z.Burke
Przywołała do siebie kopertę, do której schowała złożony na trzy części list i zakleiła ją. Napisała nazwisko adresata i leniwie podniosła się z kanapy. Powinna wezwać do siebie Karmelka, który siedział zapewne na jednym z parapetów posiadłości, a bezlitosny deszcz siąpił na jego rude piórka. Cóż, przebył długą podróż. Należał mu się chociaż dzień odpoczynku za dzielne dostarczenie ważnej przesyłki z samej Rosji. Lady Burke zdecydowała, iż list wyśle dopiero nazajutrz. Schowała szkatułkę do jednej z szafek komody i sama skierowała się z powrotem na górę. Słysząc płacz synka, przyspieszyła kroku.
|zt
Środek wiosennej nocy w posiadłości rodziny Burke. Ciche stukanie w szybę stopniowo przeradzało się w dudnienie, które nie mogło pozostać dalej zignorowane. Ziva leniwie przekręciła się na drugi bok z głośnym westchnieniem. Zamierzała naprawdę wstać i sprawdzić, co hałasuje o tak późnej godzinie, ale łóżko było takie miękkie, ciepłe i wygodne, że ciężko było się z niego ot tak, podnieść. Dopiero mruknięcie męża, że to jej sowa tak łomocze w okiennice, spowodowało, iż podniosła się do pozycji siedzącej. Leniwie przetarła zaspane oczy. Delikatnie przejechała dłonią po ramieniu mężczyzny, próbując mu ułatwić ponowne zaśnięcie. Wreszcie wysunęła się z wysokiego łóżka i podeszła do okna, wpuszczając do środka Karmelka. Sowa była cała przemoczona od deszczu. Głośno protestowała przed odwiązaniem od jej nóżki ciężkiego pakunku i machała groźnie skrzydłami, strosząc bardzo rude pióra. Oczywiście w zamian oczekiwała jakiegoś smakołyka. Nie interesował jej fakt, że była chyba druga czy trzecia w nocy. Wreszcie kobiecie udało się odczepić paczkę od nóżki sowy. Zdecydowanie wypchnęła ptaka na parapet i zamknęła okno trochę zbyt głośno. Zabrała różdżkę z szafki nocnej, i mrucząc ciche lumos, odczytała nadawcę. Pokręciła z niedowierzaniem głową, chwytając ostrożnie przesyłkę w dłonie i zeszła z nią na dół do salonu. Ciche plaśnięcia o posadzkę jej bosych stóp, rozchodziły się po korytarzu, kiedy mijała kolejne pokoje, kierując się do schodów. Jedna z opiekunek straszliwie chrapała. Dziwne, że dziewczynki nigdy się na to nie uskarżały, chociaż ich pokoje dzieliła jedna ściana.
Zapaliła świece w pomieszczeniu i odstawiła pakunek na stole. Gestem dłoni przywołała Paprocha, który już zmierzał w jej kierunku, pragnąc wypełnić jakiekolwiek polecenie swojej Pani, nawet o tej godzinie. Zleciła mu przygotowanie różanej herbaty w dosyć znacznej ilości. Ziva usiadła na kanapie i spojrzała na tarczę zegara. Było później niż przypuszczała. Wpół do czwartej. Jednak godzina nie była tak istotna w porównaniu do paczki, którą otrzymała prosto z samej Rosji.
Od tygodni korespondowała z niejakim Wasilijem Sorokinem. Mężczyzna odezwał się do niej z polecenia jakiegoś rosyjskiego historyka magii, prosząc o pomoc w zidentyfikowaniu pewnej szkatułki, którą znalazł zakopaną pod jednym z drzew na tak zwanym cmentarzu śmierci na Syberii. U rosyjskich mugoli tamto miejsce nie cieszyło się dobrą sławą, ale i u czarodziejów wywoływało pewnego rodzaju strach. Krążyły legendy, że ludzie, którzy się tam zapuszczą na dłużej niż kilka godzin, znikają w dziwnych okolicznościach. Osobiście nie wierzyła w te bajdurzenia, ale Wasilij wydawał się dosyć przejęty tym tematem, który wielokrotnie poruszał w ich listach. Cóż, zawsze miała wschodnich czarodziejów za trochę zaściankowych, więc zaangażowanie Sorokina w opowieści o tajemniczym cmentarzu, wcale jej nie dziwiły.
Lady Burke ostrożnie odpakowała drewnianą szkatułkę z bogatymi, mosiężnymi zdobieniami. Dołączony był również list.
Droga Zivo,
mam nadzieję, że budziesz zła za tę przesyłkę. Żywię ja nadzieję, iż spróbujesz określić datowanie i trochę historyji tej szkatuły. Słychował ja o Gospodinie Edgarze Burke, podobno dobrze klątwy łamie. To chyba Twój mężczyzna. Może on coś pomoże?
Dziś powinnaś drugą sową dostać sakiewkę galełonów.
Spasiba za pomoc,
Wasilij.
We wcześniejszych listach pisał, iż otworzenie szkatułki to największy problem, ponieważ nie można tego zrobić żadnym znanym mu zaklęciem. Podobno zasięgał też rad innych czarodziejów, ale również było to zadanie ponad ich siły. Ziva jednak postanowiła sama spróbować.
- Cistem Aperio - wypowiedziała cicho, a szkatułka jedynie huknęła, podskoczyła na stoliku i lekko się zadymiła. Alohomorą nawet nie chciała zawracać sobie głowy. Kolejnym zaklęciem, jakiego użyła była Bombarda, ale narobiła jedynie więcej hałasu i dymu. Następnie wypowiedziała kilka zaklęć, których nauczył jej Edgar, i które wykorzystywał do łamania klątw. Również nie działały. Ziva obawiała się, że kolejne próby zrobienia czegokolwiek z tym przedmiotem, jedynie obudzą dzieci, więc postanowiła dać sobie z tym spokój. Zresztą nie ona w jest w tym domu łamaczką zaklęć i uroków. Wreszcie w salonie pojawił się skrzat, niosąc w jednej łapce dzbanuszek, a w drugiej filiżankę na spodku. Ostrożnie postawił zastawę na stoliku, skupiając się bardzo nad tym, aby niczego nie wylać. Ostatnim czego pragnął, to zalać swoją Panią wrzątkiem. Taki postępek mógłby się równać torturami w najlepszym wypadku. Chociaż Edgar nie pozwoliłby raczej stworzenia zabić, były zbyt drogie. Kobieta sięgnęła po filiżankę i upiła nieduży łyk naparu, próbując nie poparzyć sobie warg. Kilka sekund wdychała przyjemny, rozkoszny zapach róż, który momentalnie rozszedł się po całym pomieszczeniu.
Westchnęła głęboko, wodząc wzrokiem po zdobieniach i żłobieniach w skrzyneczce. - Accio pergamin. - rozprostowała na stoliku papier, a pióro i kałamarz sięgnęła z komody. Zmarszczyła brwi, uważnie obracając szkatułkę w dłoniach. Pochodziła z przełomu XVIII i XIX wieku, ale niekoniecznie z Rosji. Pokusiła się nawet o stwierdzenie, że zdobienia są typowe dla Europy, dokładniej mówiąc dla Francji. Całkiem możliwym było, iż to dawny podarek, który miał się okazać zgubny dla adresatki, która go otworzyła. Jego szczelne zamknięcie sugerowało, iż skrywa w sobie coś groźnego, tajemniczego, albo bardzo cennego. A może wszystko naraz? Ten, kto zaklął szkatułkę mocno się napracował, aby żaden laik nie był w stanie jej otworzyć.
Kolejne informacje, które spłynęły na pergamin dotyczyły samego drewna. Na pierwszy rzut oka wydawało się, iż jest to najzwyczajniejszy mahoń, ale zdaniem Zivy był to palisander. Podniszczony, ale jednak palisander, który wystarczyło dokładniej oczyścić i od nowa zaimpregnować, aby znowu wrócił do świetności. Ze swoją wiedzą na temat drewna, z pewnością mogłaby aplikować do sklepu różdżkarskiego.
Pokręciła głową, próbując rozruszać napięte mięśnie karku. Następnie opadła głębiej w kanapę, dając sobie chwilę odpoczynku. Dochodziła już piąta, a ona jeszcze nie przeszła do diagnozy mosiężnych zdobień. Wreszcie podjęła decyzję o zakończeniu pracy na dzień dzisiejszy. Chociaż właściwie dzień się dopiero rozpoczynał.
Szkatułkę musiała prędzej czy później, przekazać Edgarowi, ponieważ sama sobie z nią nie poradzi. Skoro właścicielowi tak bardzo zależy na poznaniu tajemnicy wnętrza przedmiotu… mogą mu pomóc. Oczywiście za odpowiednią opłatą, bo żadne z ich usług nie są darmowe. Dołączyła do dokumentacji zdjęcie szkatułki przesłane wcześniej przez Sorokina. Postanowiła napisać do mężczyzny jeszcze list przed opuszczeniem salonu i wróceniem do ciepłego łóżka.
Drogi Wasilij,
Twoja szkatułka skrywa coś poważnego i możliwe, że potężnego, ponieważ ja również nie umiem złamać uroków, które zostały na nią nałożone. Wkrótce przekażę ją mężowi. Na ten moment wiem, że pochodzi z przełomu XVIII i XIX wieku. Ktoś z Europy, najprawdopodobniej z Francji ją stworzył z drewna palisandrowego. Podejrzewam, że mogła być fatalnym, śmiercionośnym podarkiem, albo skrywa w sobie coś tak cennego, iż dawny właściciel użył porządnych klątw, aby za wszelką cenę pozostała zamknięta. Nie mam jeszcze pewności, co do ornamentów. Wyglądają na zdobienia, ale raczej nie takie było ich przeznaczenie. Ktoś oplótł szkatułkę tymi mosiężnymi pnączami, chcąc uchronić ją w pierwszej kolejności przed mugolami. Bez odpowiednich narzędzi szybko zniechęciliby się do otwarcia z obawy przed zniszczeniem szkatułki - co za tym idzie - jej zawartości. Większą ilością szczegółów będę mogła się podzielić dopiero za kilka dni. Uzbrój się w cierpliwość.
Z.Burke
Przywołała do siebie kopertę, do której schowała złożony na trzy części list i zakleiła ją. Napisała nazwisko adresata i leniwie podniosła się z kanapy. Powinna wezwać do siebie Karmelka, który siedział zapewne na jednym z parapetów posiadłości, a bezlitosny deszcz siąpił na jego rude piórka. Cóż, przebył długą podróż. Należał mu się chociaż dzień odpoczynku za dzielne dostarczenie ważnej przesyłki z samej Rosji. Lady Burke zdecydowała, iż list wyśle dopiero nazajutrz. Schowała szkatułkę do jednej z szafek komody i sama skierowała się z powrotem na górę. Słysząc płacz synka, przyspieszyła kroku.
|zt
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
9 kwietnia o godzinie 11.00 panienka Havisham stoi w swoich pięknych lakierkach na najdroższych dywanach, jakie jej stopy kiedykolwiek tykały. I ogląda sobie ściany wybite drewnem tak egzotycznym, że nawet tancerki w Paryżu nie widziały takich kolorów. A może? Co prawda, bogactwo oniemiewa, ale przecież w dzieciństwie młoda Havisham przebywała na dworach rodziny Selwyn. Była tam raz, może dwa, ale jakie to były wspomnienia! Do dziś według Poli, państwo Selwyn mają najpiękniejsze domy. Dawno jej tam nie zapraszali, ale wciąż ma nadzieję, że kiedyś to zrobią.
Polly z ciekawości dotyka ręka jakiegoś zegara, co stoi i swoimi dekoracjami z macicy kości słoniowej aż bije po oczach. No musiała dotknąć, oczywiście, że musiała.
I w sekundzie, kiedy jej palce zatrzymują się na powierzchni tej ozdoby, w korytarzu pojawia się piękna dama, a Pola zaraz zabiera palce za siebie i patrzy na kobietę lekko oniemiała. Lady Bruke od samego początku sprawia wrażenie przerażającej. Pola się może tylko wpatrywać w tę twarz nieskalaną szczęściem i zesztywniała zapominać słów, którymi miała oniemieć swoją przyszłą panią pracodawczynię. Otwiera swoje kształtne usteczka, które dziś pomalowała kolorem wiosennego różu, który to kolor sprawia, że młoda panna Havisham wygląda jakby się pięknie rumieniła, jak jakaś dziewica orleańska na widok mężczyzny bez zbroi. Albo jakby własnie coś tam z nim kombinowała za namiotem, bo nie wiem czy to powszechna wiedza, ale szminek to się używa, bo mężczyzni kojarzą sobie mocno czerwone usta z tym, jakie usta mają kobiety jak im się powiększają horyzonty seksualne. Tak czy siak, Pola nie chciała tak wyglądać, ona po prostu uznała, że każda młoda dama powinna o siebie dbać. A chociaż krew miała lekko popsutą, to wciąż miała w sobie ten pierwiastek szlachcianki, czyż nie?
Dygła więc i się przedstawia:
- Jestem Polly Havisham, kandydatka na guwernantkę- i kiedy tylkoto powiedziała, to zaraz się szeroko usmiecha i tym swoim czarem chce nieco ocieplić atmosferę. Jednak to chyba własnie tak powinno wyglądać, czyż nie? W Słodkiej Próżności to wszyscy bylidla siebie kochani, dlaczego by nie mieli być tutaj kochani dla siebie?
Polly z ciekawości dotyka ręka jakiegoś zegara, co stoi i swoimi dekoracjami z macicy kości słoniowej aż bije po oczach. No musiała dotknąć, oczywiście, że musiała.
I w sekundzie, kiedy jej palce zatrzymują się na powierzchni tej ozdoby, w korytarzu pojawia się piękna dama, a Pola zaraz zabiera palce za siebie i patrzy na kobietę lekko oniemiała. Lady Bruke od samego początku sprawia wrażenie przerażającej. Pola się może tylko wpatrywać w tę twarz nieskalaną szczęściem i zesztywniała zapominać słów, którymi miała oniemieć swoją przyszłą panią pracodawczynię. Otwiera swoje kształtne usteczka, które dziś pomalowała kolorem wiosennego różu, który to kolor sprawia, że młoda panna Havisham wygląda jakby się pięknie rumieniła, jak jakaś dziewica orleańska na widok mężczyzny bez zbroi. Albo jakby własnie coś tam z nim kombinowała za namiotem, bo nie wiem czy to powszechna wiedza, ale szminek to się używa, bo mężczyzni kojarzą sobie mocno czerwone usta z tym, jakie usta mają kobiety jak im się powiększają horyzonty seksualne. Tak czy siak, Pola nie chciała tak wyglądać, ona po prostu uznała, że każda młoda dama powinna o siebie dbać. A chociaż krew miała lekko popsutą, to wciąż miała w sobie ten pierwiastek szlachcianki, czyż nie?
Dygła więc i się przedstawia:
- Jestem Polly Havisham, kandydatka na guwernantkę- i kiedy tylkoto powiedziała, to zaraz się szeroko usmiecha i tym swoim czarem chce nieco ocieplić atmosferę. Jednak to chyba własnie tak powinno wyglądać, czyż nie? W Słodkiej Próżności to wszyscy bylidla siebie kochani, dlaczego by nie mieli być tutaj kochani dla siebie?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Strona 1 z 2 • 1, 2
Drugi salon
Szybka odpowiedź