Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia gościnna
AutorWiadomość
Sypialnia gościnna [odnośnik]29.08.16 11:52

Sypialnia gościnna

Jedna z trzech sypialni w posiadłości państwa Baudelaire. Jest to najmniejsze, jak i najbardziej nasłonecznione z rana pomieszczenie w domu. Wbrew wszelkim luksusom, wygodnym poduszkom i bogatym zdobieniom pomieszczenia, nie zapewnia najlepszych warunków do spania. Słońce lubi przedzierać się z rana przez zasłony i budzić zajmującego to pomieszczenie nieszczęśnika. Bagaże należy upchać po łóżko, czy co pojedyncze sztuki w niewielką szafę. W sypialni nie ma miejsca na nic więcej prócz komody i szafeczki obok szerokiego łoża.
Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]20.01.17 15:03
Hm, 17.04?

Kwiecień. Słońce powoli zaczyna świecić z całą swoją mocą, przez co budzi mnie dzisiejszego dnia wyjątkowo wcześnie. Mruczę jakieś niedostojne słowa w języku francuskim, tuż pod swoim powabnym noskiem, po czym nakrywam się cała grubą kołdrą. Tak zdecydowanie lepiej. Jedynie blond kosmyki gdzieniegdzie wystają spod tak szczelnej fortecy. Nie zamierzam dziś nigdzie iść, nie zamierzam robić absolutnie nic, co wymagałoby kontaktu z ludźmi. Postanawiam spędzić ten czas w domu, z samą sobą - to najwspanialsze towarzystwo. Omijam śniadanie, każąc skrzatowi mi je przyrządzić na nowo kiedy już popołudniem postanawiam opuścić przyjemny kokon. Najpierw spędzam jednak godzinę biorąc relaksującą kąpiel w wannie. Starannie myję włosy kilkukrotnie, a następnie zakładam na nią odżywkę stworzoną wyłącznie z naturalnych składników. Mycie zębów, przycinanie oraz malowanie paznokci, maseczka na twarz, magiczne balsamy wcierane w całe ciało. Och, jest mi tak przyjemnie! Leżąc na łóżku jem zdrowy posiłek przeglądając najnowsze wydanie Czarownicy. Nie wszystko rozumiem - wszak angielskim nie władam perfekcyjnie. Oglądam sobie jednak piękne stroje, których zdjęcia zamieszczono w kąciku kulturalnym. Najbardziej interesuje mnie szyk z salonów. Tak bardzo chciałabym móc kupować takie kreacje na pęczki! Trochę się smucę tym wszystkim, więc schodzę do listu Cassandry. Tak, ma kobieta rację, muszę koniecznie zrobić porządki oraz kupić lawendę. Zaznaczam to sobie do zrobienia na mojej liście. Reszta wydaje mi się być bezsensownym bełkotem, dlatego zamykam magazyn z głośnym szelestem, po czym rzucam go na stojącą blisko komodę. Wracam do łazienki, żeby wszystko dokładnie zmyć. Do wieczora trenuję mój głos korzystając z nieobecności domowników. Śpiewam wydobywając z siebie najwyższe partie, na jakie stać moje struny głosowe. Późną porą powracam do łazienki szykując się do snu. Kładę się w miękkich poduchach, zaciągam zasłonę na oczy (dziś żadne poranne słońce mnie nie zaskoczy!) i oddaję się w objęcia Morfeusza.
Wtem w nocy budzi mnie jakiś hałas. Wystraszona podnoszę się szybko do pozycji siedzącej z niepokojem nasłuchując dudnienia za drzwiami. Zdejmuję szybko opaskę i sięgam po różdżkę. Trzęsę się ze strachu nawet kiedy w mgnieniu oka docieram do wyjścia. Raz, dwa, trzy - naciskam klamkę. Rzucam ciche lumos dyskretnie rozglądając się po hallu. Wtem dostrzegam słaniającą się sylwetkę… Marcela? Mrugam zaskoczona jego widokiem. Otwieram szerzej wrota mej sypialni przez długą chwilę wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana. Po kilku sekundach dociera do mnie silny odór gorzelni.
- Marcel, na błękity Beauxbatons, jesteś pijany! - syczę niezadowolona. Zaraz wszystkich obudzi! Szybko do niego doskakuję i ciągnę za fraki wprost do mojego pokoju. Nie mam pojęcia skąd we mnie tyle siły - może to złość działa na mnie stymulująco. Popycham go też na łóżko, ale nie w celu szerzenia moralnego zgorszenia, tylko zwiększenia swobody ruchów - pomieszczenie jest naprawdę niewielkie. Wystawiając świecącą różdżkę w jego kierunku przyglądam mu się dokładniej. - Co tu robisz? - pytam już konkretnie, dbając o głos. Nie za cichy, nie za głośny. Oby mnie tylko wuj albo Clemmie nie przyłapali, od razu pomyślą sobie nie wiadomo co…


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]20.01.17 21:38
Był pełen zapału. Planował ślub w najdrobniejszych detalach, zaczynając oczywiście od sukni ślubnej i swej szaty (wraz ze wszystkimi dodatkami, naturalnie), poprzez usadzenie gości przy stole na właściwych miejscach, aż po kolory wstążeczek, jakimi zostaną związane pęki balonów. Jeszcze nigdy dotąd nie wyrywał się tak do jakiejkolwiek pracy, właściwie nie pozwalając nikomu dojść do rozpiski weseliska, które miało przyćmić każdy ślub tego sezonu, ba, każdą uroczystość jaka kiedykolwiek miała miejsce na gruncie Wielkiej Brytanii. Chciał poklasku, błysku, żądał atencji płynącej nań ze wszystkich stron, różnobarwnego konfetti i gratulacji; chciał utonąć w morzu prezentów oraz niewyobrażalnego szczęścia z powiedzenia magicznego tak Thalii, której prawdziwie podarował swoje serce.
Rozszarpała je na strzępy dokładnie w dniu jego urodzin, rzucając mu w twarz niebotycznie drogim pierścieniem, który sprowadził dla niej z samej Francji oraz okrutną retoryką. On zaś bierny stał jak skamieniały i słuchał tej podłej litanii, jedną dłoń przyciskając do policzka, na którym widniała cienka, jasnoczerwona pręga. Nie zdążył się uchylić, wirujący pierścień jak ostrze przejechało po jego twarzy, żłobiąc rysę smutku, wraz z którą natychmiastowo pękła cała maska, a Parkinson runął. Dosłownie, zachwiał się i byłby upadł jak długi na ziemię zemdlony i zdławiony hiobowymi wieściami, gdyby nie wsparł się na filarze, po raz pierwszy czując się tak słaby i nieważny. Łzy ciurkiem leciały mu po policzkach, zupełnie bezgłośnie, może nawet nie widziała tych błyszczących śladów smutku, przecinających jego przystojne oblicze? Może jej to nie obchodziło? Może powinna wyjść, miast napawać się widokiem poniżonego i wijącego się z bólu starganego serca Marcela? To fantomowe cierpienie go przerastało: odwrócił się po prostu i zgięty wpół spróbował dotrzeć do salonu, do jadalni, gdzieś gdzie znajdzie wygodniejszy punkt oparcia, gdzie znajdzie zapomnienie. Sen, sen był dla słabych, a większość butelek okazała się pusta. Nie miał pojęcia, czy kiedy teleportował się z własnego domu - tak jak stał, w pantoflach, bosych stopach, jedwabnym szlafroku narzuconym na szmaragdową piżamę - ona nadal tam była. Nie chciał jej widzieć, nie chciał znać, marzył po prostu o tym, żeby okazało się to tylko przewidzeniem. Przykrym snem. Majakiem.
Nie wypił jeszcze ani kieliszka, a mimo to szedł po chodniku jak pijany, obrzucany tym specjalnym rodzajem spojrzenia przeznaczonym dla chorych umysłowo ludzi. Pomyśleć, że to tylko niezbyt szczęśliwy dobór stroju oraz chwiejny krok, by zostać zdyskredytowanym jako szaleniec.
Zaliczał bar za barem, samotnie, wyjątkowo zbywając każdego potencjalnego kompana. Wolał swoje towarzystwa, był sobie najlepszym przyjacielem i na kogo mógł liczyć, jeśli nie na siebie? Sam posłusznie wychodził z kolejnego pubu, gdy właściciel ostentacyjnie mruczał coś o zamknięciu i na własną rękę poszukiwał kolejnego, aż w końcu był zbyt pijany, by rozróżnić szyld sklepu mięsnego od gospody. Nie wiedział jakim cudem, ale nogi same poprowadziły go wprost pod drzwi domku, w którym pomieszkiwała Odette - może potrzebował zrewanżować się jej opowieścią o pokiereszowanym sercu, które od dziś uważał wyłącznie za prozaiczną pompę? Łomotał w drzwi niezbyt przytomnie, a kiedy te wreszcie się otworzyły, uśmiechnął się słabo. Z wdzięcznością.
-Mhosze throsze - wybełkotał po francusku, wchodząc do środka i niemal natychmiast wpadając na jakiś mebel, boleśnie godzący go w biodro - nue wiim - wzruszył ramionami, idąc posłusznie za Odette i starając się być naprawdę cicho - netopszemi - zakomunikował, zieleniejąc na twarzy i chowając oblicze w dłoniach. Raz, dwa, trzy. Miał nadzieję, że jednak nie zwymiotuje.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]31.01.17 9:58
Planowanie ślubu jest najgorsze. Lepiej z góry założyć, że nigdy nas to nie dosięgnie - moc przysiąg bez pokrycia, fałszywych uśmiechów. Powiedziałabym ci kochany Marcelu, że miłość nie istnieje, tylko ty nie chciałbyś mnie słuchać. Zaślepiony, zapatrzony w swoją wybrankę zaprzeczałbyś oczywistym faktom prędzej czy później lądując w objęciach rozpaczy. Moja nie była tak ogromna, wszak Remi nie zdążył odbić się trwale w moim sercu (chociaż powoli zaczynał, całe szczęście, że w porę sam się stamtąd wyplewił przez jawną zniewagę mojej osoby!), twoja natomiast urosła do niewyobrażalnie ogromnej rangi. Nie wiem tego jeszcze - dlaczego nie podzieliłeś się ze mną tak ważnymi informacjami? Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi pomimo popełnienia przeze mnie pewnego błędu, który to zmusił mnie do próby życia w deszczowej Wielkiej Brytanii pod postacią incognito. Bez przeszłości, z czystą kartą. Skoro sprawa została mimo wszystko wyjaśniona… dlaczego wyznania nadal są takie trudne? Może wiedziałeś, że wywróżę ci ten stan, w którym się właśnie znajdujesz? Och, Marcelu, przecież twoje szczęście jest najważniejsze. Skoro miała ci je dać tamta, ekhm… to zamilkłabym na wieki, z chęcią doradzając wybór odpowiedniego garnituru. Tymczasem włamujesz się do domu wuja kompletnie pijany, a ja nie znam powodu dla którego to robisz. To przez twoje urodziny? Za mocno zabalowałeś? A prosiłam cię w liście (tuż pod życzeniami, mogłeś w zasadzie nie zauważyć), żebyś na siebie uważał i nie przesadzał z alkoholem… jak grochem o ścianę. Stoję więc podenerwowana nie rozumiejąc w czym rzecz. Dla mnie w tym momencie jesteś zwykłym pijaczkiem, który zabalował bardziej niż powinien. Urodziny urodzinami, ale na Merlina, trzeba też prezentować jakąś klasę… a co jeśli zwymiotowałbyś na swoje piękne buty lub ubrudził marynarkę?! Priorytety!
Widzę, że nie myślałeś racjonalnie, a teraz już na to za późno - nie myślisz wcale. Alkohol wyżarł ci wszystkie szare komórki. I zdolność mowy. Brwi mi falują kolejno od gniewu aż po zdziwienie oraz niedowierzanie. Doprowadzić się do takiego stanu… naprawdę wstyd. Teatralnie kładę jedną dłoń u nasady nosa czując, że zbliża mi się migrena. Co ja mam z tobą zrobić? Nawet nie ma jak porozmawiać, gdyż z twojego gardła dochodzi do mnie jedynie bełkot. Dobrze, że przynajmniej po francusku, inaczej musiałabym wzywać tłumacza.
- Bardzo dużo, nie troszkę! Gdzie ty miałeś rozum? - pytam zdegustowana spod przymkniętych powiek. A kiedy je otwieram, wcale nie podoba mi się to, co widzę. I… słyszę? - Jesteś nietoperzem? - zadaję kolejne pytanie, całkowicie zbita z tropu, z przepełniającą mnie konsternacją. Dobrze, że dostrzegam odcień skóry na twojej twarzy, to zaraz zapominam o tych dziwacznych słowach. Za to złość ustępuje przerażeniu. - O nie, nie, nie, nie, nie, nie! - mówię w panice, gasząc różdżkę oraz zapalając światło. I rzucam ci miskę, w której wcześniej moczyłam stopy, ale już trudno. - Tylko spróbuj zwymiotować mi poza obrębem tej miski… to przysięgam, że spłoniesz żywcem - artykułuję kolejną groźbę, wierząc, że zdajesz sobie sprawę z jej dosłowności. Chociaż, w tym stanie… nie wiem czy odróżniłbyś motyla od słonia.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]31.01.17 17:31
Nigdy nie poznał gorzkiego smaku odrzucenia, egzystując w przepięknej krainie dobrych chęci. Na jego zaloty patrzono przychylnym okiem, nikt mu nie odmawiał - ani śliczne panienki, rumieniące się na widok Marcela jak na zawołanie, ani ich rodzice (zwłaszcza matki, nie mniej czerwone od swych nadobnych córeczek), kiedy to prosił o przyzwolenie na porwanie dziewczęcia do tańca lub na dłuższy spacer wśród pięknych kwiatów, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć. Parkinson dostawał dokładnie to, czego chciał, a w gołębich sercach ślicznych dzierlatek mógł dosłownie przebierać, wybrzydzając do woli i szukając tego, należącego na tej najgodniejszej miana jego przyszłej żony.
A kiedy już ją znalazł - tę jedyną, najwspanialszą, najmądrzejszą i najpiękniejszą, to właśnie ona zadrwiła z niego tak, jak on sam nie potraktowałby żadnej ze swych partnerek, chociaż był z nimi tylko jedną noc. Marce wiedział o swej przygodności, aczkolwiek starał się pozostawać dżentelmenem w każdym calu i nie czynić złudzeń, nie przysięgać złotych gór. Kilka razy po pijaku złożył parę obietnic, których później okropnie żałował, lecz wyjaśniał później powstałe nieporozumienie i błagał niesłusznie skrzywdzone panny o wybaczenie. Cierpliwie znosił wówczas policzki i wyzwiska, bowiem w istocie zasługiwał na nie takimi kłamstwami i podłymi farmazonami: czasami nie potrafił nad sobą panować, zwłaszcza rozkołysany Ognistą Whisky i ciepłymi, chętnymi, kobiecymi ciałami.
Został jednak zupełnie sam, pozbawiony ukochanej i dalszego celu. Zaczynał mieć dojrzałe marzenia, dla Thalii zapragnął się ustatkować, spoważnieć, być dla niej oparciem nie tylko nominalnym, ale i rzeczywistym... A ona potraktowała go jak psa, odprawiając z podkulonym ogonem. Płakał długo nad szklanką z whisky, aż zamiast parzyć gardło, piekła niemiłosiernie, przeżerając je słonymi łzami. Gdyby tylko mógł zapomnieć o tym zawodzie, gdyby tylko mógł jej nigdy nie pokochać... Nie łudził się, że zdoła odzyskać Thalię, nie oszukiwał się, że ona kiedykolwiek także go kochała. Od początku był jedynie zabawką nadobnej lady Fawley, a ona perfidnie go wykorzystała i wyrzuciła, jak tylko się jej znudził. Miał swoje prawo do takiego smutku i wlewania żali wprost do gardła (nigdy wszak nie wylewał za kołnierz), miał swoje prawo do cichego szlochania. Dobrze, że nie widział jak wygląda, bo do tej ogromnej rozpaczy doszłoby jeszcze załamanie prezencją, a aparycją przypominał wampira. Trupio blada twarz o nieco zielonkawym odcieniu, czerwone oczy - napuchnięte od płaczu i alkoholu, nieco histeryczny uśmiech, błyszczące białe zęby, naddarta peleryna (musiał o coś zahaczyć podczas niezbyt skoordynowanego spaceru londyńskimi uliczkami); zapewne budził postrach w Surrey, gdzie znalazł się jakimś dziwnym sposobem, bo nie pamiętał, by wzywał Błędnego Rycerza, czy poruszał się innym środkiem lokomocji. Dość, że spotkał , jedyną osobę, która mogła w tej chwili go zrozumieć i pomóc.
-Nhie mhmm - wykrztusił, z wyraźnym trudem modulując głoski, starając się wymawiać je jednocześnie cicho i starannie. Dlaczego było tak ciemno, czemu nic nie widział? Dopiero, gdy pokoik rozjaśniło mdłe światło, Marce nieco otrzeźwiał, mrugając szybko, po czym błyskawicznie przyciągnął do siebie miskę i malowniczo zwymiotował - ohna mnie pohrzusiła - wyjąkał, unosząc znad naczynia bladą, spoconą twarz. Mokre loki przylepiły mu się do czoła, a jego oczy błyszczały intensywnym smutkiem - Thalia, bylismu zaneczeni, apotem ona powiesiała, że utawała tofszystko - wyrzucił z siebie, znowu wymiotując i czując, jak zimny pot wstępuje mu na plecy.
-Och, Odette - załkał, prostując się i patrząc wprost na swoją piękną przyjaciółkę. Było mu wstyd, że naszedł ją w nocy i bezwstydnie wypłukiwał przy niej swoje wnętrzności, racząc ją tak trywialnną historią - przepraszam, nie powinienem tu przychodzić - wyszeptał, zaskakująco trzeźwo. Chciał wstać, ale momentalnie się zachwiał; udał, że to nic takiego i że zamierzał jedynie poprawić klapy marynarki. Musiał wyglądać elegancko, nawet w wydaniu żałosnego mężczyzny, zapijającego swojego pierwszego, miłosnego kosza.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]14.02.17 11:55
Znam smak odrzucenia. Znam smak konsekwencji wdrożenia w życie własnej zemsty. Znam wiele smaków, o których na co dzień zapominam. Nie chcąc być częścią emocjonalnej układanki. Zapętlać się w jednym, wielkim pesymizmie. I tak on mnie dopada co jakiś czas, bezlitośnie obłapiając oraz chowając we własnych ramionach. Zwykle jednak skutecznie go wymijam starając się żyć dalej. Nie wiedziałam nawet o twoim szczęściu, o tym, kto i dlaczego tak nagle je ukrócił. Stoję przed tobą będąc p r z e k o n a n ą, że to przedłużające się świętowanie twoich urodzin. Jakże nieroztropnie! I nieodpowiednio odwiedzać pannę w środku nocy, w dodatku w takim stanie… wyglądasz koszmarnie, nawet pomimo bycia Parkinsonem. Jestem zła. Gniew tli się we mnie, czując, że w każdej chwili może wybuchnąć spopielając wszystko na swojej drodze. Zaciskam mocno ręce na klatce piersiowej, wciąż nie interesując się faktem pozostawania w koszuli nocnej. Absorbujesz całą moją uwagę, skutecznie odwracając mój umysł od rzeczy nieco mniej ważnych. Zaciskam usta mając w duchu nadzieję, że wcale nie zwymiotujesz w ogóle do tej miski. Niestety, mylę się.
Wykrzywiam twarz w grymasie obrzydzenia. Przystawiam dłoń do warg starając się samej nie puścić malowniczego pawia. Unoszę różdżkę czyszcząc zawartość zwykłym chłoszczyść oraz podchodzę do okna uchylając je lekko. Nie chcę się kisić w treści twojego żołądka. To nie sprzyja myśleniu. A to mi teraz bardzo potrzebne, gdyż słysząc twoje słowa muszę się mocno skoncentrować na ich odszyfrowaniu. Z początku stoję trochę zgarbiona oraz analizująca te wszystkie słowa. W pewnym momencie następuje długa pauza, po której się prostuję pełna oświecenia. Och, miałeś narzeczoną o której nic nie wiem! To z początku wydaje mi się być bardziej bolesne od samego faktu rzucenia ciebie, ale nie trzeba długo czekać, nim gniew we mnie zapłonął.
- Co? - pytam wpierw oburzona, marszczę brwi, zaciskam palce na różdżce. Zaraz się orientuję, że ta niechybnie ustąpi pod naciskiem, a tego bardzo bym nie chciała. Odkładam ją czym prędzej na komodę powracając wzrokiem do twojej chwiejnej sylwetki. Kręcę głową, staram się to wszystko w niej poukładać.
- Co to za latawica? Nazwisko! - Brzmię trochę jak jakiś wściekły przełożony, ale to ze zmartwienia. Które chwilę później dominuje nad wstrętną złością. Smutnieję więc, siadam na łóżku ciągnąc się za koniec marynarki. - Och, biedny Marcel - szepczę załamana, tuląc cię do mojej piersi, kiedy już wreszcie usiadłeś. To takie straszne ofiarować serce komuś, kto nie patrząc na nic depcze je tak brutalnie. Głaszczę cię po głowie, bardzo starając się ignorować odór alkoholu roztaczający się wokół ciebie. Jest ciężko, ale muszę dać radę. Jestem przecież złotą przyjaciółką, na dobre i na złe. Teraz ewidentnie naszło to złe. - Nie martw się, zniszczę ją, będzie się taplać w bagnie oszczerstw razem z Remim. Nie rozumiem jak mogła odrzucić kogoś takiego jak ty! Głupia dziewucha - gadam nadal, nie przejmując się niczym. Włącznie z tym, że masz umysł zmącony miłością i możesz się oburzyć na moje słowa. To nic nie zmieni. I tak zostanie za swoje, i tak nie zyska już mojego szacunku. Niech ginie.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]04.04.17 14:25
Sądził, ba, był pewny, że nigdy nie spotka go coś podobnego. Nie j e g o. Był Parkinsonem, dwukrotnym laureatem Najbardziej Czarującego Uśmiechu Tygodnika Czarownica i... sobą. Przystojnym, czarującym Marcelem, o wprawdzie nikłym ilorazie inteligencji, acz nadrabiał jego brak niesamowicie pozytywnym nastawieniem do świata, na który patrzył z najszczerszą sympatią. Owszem, był rozpieszczonym książątkiem i pozostawał estetą od siedmiu boleści (tak jak teraz wymiotował po intensywnej alkoholowej libacji, tak samo reagował na niewłaściwie dobrane do torebki buty), ale potrafił czerpać drobne przyjemności z rzeczy całkiem malutkich. Takich jak na przykład nocna pora i delikatny zapach perfum Odetty, silnie uderzających w jego nozdrza, niezwykle wyczulone na podobne bodźce. Nikłe, ale miał wrażenie, że przyjemna woń utrzymuje się wokół blondyneczki nieustannie - jakby i w ten sposób wabiła do siebie samców, zwiedzionych najwyraźniej nie tylko wilim urokiem. Ta umiejętność na nic się jednak zdała biednemu Marcelowi, brutalnie odrzuconemu, odtrąconemu i wciąż absolutnie połamanemu psychicznie. Fizycznie również chwilowo stał się kaleką, tracąc zdolność ustania w pozycji wyprostowanej na własnych nogach, acz to rany zadane temu metaforycznemu sercu bolały najbardziej. Parkinson zaś gotów był się założyć, że jego pełne serduszko właśnie pękło na pół dokładnie przez środek, rozdzierając już na zawsze dwie, idealnie równe części. Wśród tego mętliku, żalu oraz cierpienia, pulsującego w każdej komórce ciała jakby był metodycznie bity, a powstałe rany otworzyły się równocześnie - przedarł się także błysk świadomości. Związanej już stricte z jego aniołem, będącym przy nim w tak trudnej chwili, mimo grymasu obrzydzenia na gładkiej twarzyczce i tłumionego gniewu cisnącego się na wygięte w idealnym łuku jasne brwi. Marce nie wiedział, czy dla Odetty zdobyłby się na podobny altruizm - prędzej zasłoniłby ją własnym ciałem przed śmiertelną klątwą (ha, spryciarz, doskonale wszak zdawał sobie sprawę, że i tak nie umrze) aniżeli przytrzymywał jej włosy przy wymiotach. Chociaż... nigdy nie mówił ostatniego słowa, zostawiając je sobie w zapasie, na wszelki wypadek. Odetta była przecież tą osóbką, dla której zrobiłby wszystko. I ona dla niego najwyraźniej też: Marce znowu chlipnął, kiedy poczuł, jak przyciska go do swojej piersi. Instynktownie do niej przylgnął, chwilowo uspokojony - jak dziecko - z ciągiem błyskawicznych myśli, przewijających się we wciąż rozerwanym i poharatanym umyśle. Thalia, Odetta, gdzieś pośrodku tego złotego łańcuszka niekończące się butelki podłego alkoholi oraz brudne podłogi pubów, z których musiał zbierać swoje cztery litery po nazbyt brawurowych spacerach prostą drogą.
-Thalia Fawley - zdradził personalia swojej niedoszłej małżonki, chociaż przy wymowie nazwiska głos zadrżał mu mocno, a z ciemnych oczu mimowolnie pociekły łzy. Już bez szlochu, ten został wyparty przez czułe ramiona Odetty, w jakich mógłby się zatopić i po prostu zniknąć. Do miejsca bez problemów, bez innych kobiet, gdzie przebywałby wyłącznie ze swoją najdroższą przyjaciółką.
-Nie chcę jej więcej widzieć - wyszeptał tylko, bokiem obrócony do Odetty, by przypadkiem nie zionąć jej w twarz przykrym oddechem po przetrawionym jedzeniu - och, Odette, tylko ty mnie rozumiesz. Jesteś najwspanialszą panną jaką kiedykolwiek spotkałem - wybełkotał drżącym tonem, lecz kiedy uniósł wzrok musiała dojrzeć w przekrwionych oczach bezdyskusyjną nutę szczerości.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]08.04.17 18:57
Też nie rozumiem jak to się mogło stać - ty, największy podrywacz Beauxbatons (innych chyba nie znałam), łamacz niewieścich serc, nieskazitelny w każdym calu, a przede wszystkim najmodniejszy, odrzucony przez kobietę. Kiedy staję się tego świadoma, nie mogę wprost wyjść ze zdumienia nad tym jakim cudem świat się tak mocno pozmieniał. Jak to się dzieje, że kobieta trzymająca w ręku tak dobrą partię zwyczajnie wyrzuca ją na śmietnik? Niemożliwe, żeby znalazła kogoś lepszego, dlatego jak tak sobie teraz o tym myślę, to wierzę, że to musiała być zemsta. Zaplanowana, z zimną krwią. Tylko dlaczego? Czyżby chciała utrzeć ci nosa? Och, jak ona mogła! To zbyt okrutne. Jestem jednak spokojna, bo wiem, że i ona zasmakuje sprawiedliwości. Upokorzenia. Najgorszego, o jakim nigdy nawet nie śniła. Ze mną oraz moimi p r z y j a c i ó ł m i się nie igra. Nie odpuszczę tak łatwo, a możecie mi wierzyć, kiedy chodzi o moich bliskich nie waham się przed niczym. Oddycham głęboko, odrzucając na bok wszystkie straszne myśli dotyczące tego, że nie pisnąłeś nawet słówkiem o tej narzeczonej od siedmiu boleści, ale może to lepiej. Nie zdołałam się do niej przywiązać, snuć planów o waszym rychłym, pięknym ślubie, co tylko mogłoby spowodować niepotrzebne skrupuły. Nie mam ich w tej chwili. Zdepczę jej serce równie mocno, Marcelu. Nie łam się - to właśnie chcę ci przekazać tuleniem do własnej piersi oraz gładzeniem twoich włosów, dzisiejszego wieczora będących niestety daleko od perfekcji. Jednak wszystko nagle staje się zrozumiałe, a twoje wtargnięcie o tej porze w nietrzeźwości podyktowane jest nie lekkomyślnym przedłużeniem kawalerskich urodzin, a rozszarpanymi uczuciami oraz beznadziejnością smutku. Doskonale to rozumiem.
- Zapomnij o tym imieniu, zapomnij o tym nazwisku. Niedługo stanie się ono przeszłością równie nikłą co jej przyszła, zrujnowana reputacja. Nikt nawet na nią nie spojrzy - zapłaci za wszystko! - mówię zadziwiająco pewna siebie oraz swoich racji; jak gdyby mnie coś nagle olśniło oraz zamierzała walczyć w jakiejś rewolucji. To wszystko podyktowane jest troską oraz zmartwieniem - nie mogę tak po prostu przejść obojętnie obok twych cierpień. Te winny zostać pomszczone za wszelką cenę. I jestem w stanie ją ponieść, nawet jeśli to na mnie mieliby patrzeć krzywo. Takie uroki przyszłej gwiazdy, co zrobić!
- Nie zobaczysz. Co najwyżej w Czarownicy, w towarzystwie niewybrednych słów - dodaję z całą mocą. Nie wiem czy ktokolwiek z redakcji byłby zainteresowany tego typu informacjami, ale to nieistotne. Na pewno przynajmniej spróbuję. Zasługujesz na wszystko co najlepsze, a tymczasem spotyka cię taka tragedia. Coś strasznego. Uwalniam cię z moich ramion obserwując twój idealny profil. Nie jestem pewna, czy tylko ja bym cię rozumiała, ale naturalnie nie zaprzeczam. Uśmiecham się lekko, ale wciąż jestem zdenerwowana jawną zniewagą twojej osoby. Przesuwam delikatnie opuszkami palców po twojej twarzy, na chwilę zatrzymując się na policzku. - No tak, stawiam wysoko poprzeczkę, ale na pewno ci się uda, wierzę w to - odpowiadam śmiejąc się cicho. Tak jak w szkole, jeszcze zanim zjadły mnie własne ambicje.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]12.04.17 20:12
Uspokajał się - w środku już nie wrzało, nie bulgotało, a gotująca się krew wracała do temperatury pokojowej. Serce zaniechało szybszego bicia, a jedyną pozostałością po owym bezbrzeżnym smutku było nieco zbyt kolorowe spojrzenie na abstrakcyjnie otaczającą go rzeczywistość. Alkohol nadał wszystkiemu zupełnie innych barw - Odetta zdawała się Marcelowi jeszcze piękniejsza (czy to było w ogóle możliwe???), lecz i cienie oraz załamania starych mebli rzucały bardziej sugestywne kształty, w zakrzywionej percepcji odbijające się jak sylwetki potworów spod łóżka, jakimi straszyli go uprzykrzeni guwernerzy. Parkinson jednak wolał te lęki - rozmyte, niepewne, drżące w świetle świec i rozpływające się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie, kiedy tylko poczuł dotyk lekkich palców Odette na swojej rozpalonej skórze - od dławiącego poczucia odrzucenia, wściekłego żalu i frustracji, popychającej go do nadzwyczaj niebezpiecznej, nocnej eskapady. Szczycił się swym opanowaniem, tym, że nawet w wędrówce po wieczorowych przybytkach zachowuje klasę i doskonałe maniery angielskiego dżentelmena (lub francuskiego fircyka), ale i to go opuściło, gdy doznał druzgoczącego zawodu. Poczuł się właściwie tak, jak Odetta - i pewnie dlatego była pierwszą osóbką, o jakiej pomyślał, przedkładając dziewczę nawet nad swą skrzatkę, która zaopiekowałaby się nim znacznie... bardziej profesjonalnie? Lepiej nie pasowało, właściwie panienka Baudelaire miała mu je zapewnić. Po stokroć wolał jej zmarszczony nosek, niuchający dookoła jego szat i węszący przykry zapach, wolał oczy pełne wyrzutu i nieporadne załamanie dłoni, płynnie przekształcające się w gniewny monolog i proste przytulenie, od najbardziej kompetentnej opieki służących. Czy ciepła kąpiel, eliksir na kaca, zapakowanie do wygrzanego łóżka i zaopatrzenie w czekoladę mogło się równać pomocy jego drogiej przyjaciółki? Marce wiedział, że... nie. I był za to Odette niesamowicie wdzięczny, tym bardziej, że przyłapani razem o tak później porze mogliby napytać sobie biedy. O ile zaś sam Marce wyszedłby z tej sytuacji bez szwanku, tak panienka Baudelaire długo walczyłaby z niesłusznymi oskarżeniami.
-Mówiłem ci już, że jesteś niesamowita? - spytał miękko, walcząc z ochotą zanurzenia twarzy w jej jedwabistych włosach. Nie chciałaby tego, na pewno, w końcu był brudny, więc zadowolił się wsparciem na jej dekolcie, gdzie mogła głaskać go jak wyrośniętego kociaka - mściwa robisz się jeszcze ładniejsza - zauważył, pod wpływem pijackiego ośmielenia pieszczotliwie dotykając jej policzka i nawijając na palec kosmyk płynnego złota. Tak, zemsta wydawała się idealna, ale... nie tego chyba pragnął. Życzył sobie obecnie wyłącznie spokoju, ciszy; ostatnie czego chciał to tłumu reporterów, wysłuchujących relacji z tego upokarzającego zerwania. Powinien może się cieszyć, znowu był wolny, znów mógł skakać z kwiatka na kwiatek, znowu nie pętały go żadne konwenanse, ani tym bardziej - żadne durne obietnice, ale Parkinson wcale nie odczuwał ulgi. Chyba jednak się starzał, bo nagle zamarzyła mu się pewna stateczność, jedna kobieta u boku - taka, jak Odette, idealna w każdym calu jasnej skóry i blond loków. Na chełpliwe wyznanie tylko uśmiechnął się słabo, przytrzymując jej dłonie na swoich policzkach - mocno zaczerwienionych, wskutek spożycia zbyt dużej ilości ognistej whisky - chyba... na razie nie chcę próbować, Odette. Ty jedna wystarczysz mi do szczęścia - mruknął, trochę zawstydzony, chwytając niebieskie spojrzenie jej wielkich oczu - musimy zrobić coś szalonego, jak w szkole. Pamiętasz, jak porwałem tamtą nimfę i spryskałem cię srebrną farbą, a ty śpiewałaś w czasie posiłku i nikt się nie zorientował? - spytał, z szelmowskim uśmiechem powoli wpełzającym na usta.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]21.04.17 23:28
Uspokajam się. Nie rzucam już oskarżeniami, złością spowodowaną nagłym przybyciem pijanego mężczyzny. Nie byle jakiego, ale jednak pora jest na te odwiedziny mocno niestosowna. Jeszcze chwilę temu mocno przejmowałam się ewentualnym plotkami, oskarżeniami niemającymi racji bytu. Nie wyznaję zasady, że najlepiej żeby mówili - byle jak, ale mówili. Pragnę mieć nienaganną opinię, być postrzegana przez pryzmat talentu oraz umiejętności, a nie niejasnych, krzywdzących plotek. Powoli jednak wszystko odchodzi w niepamięć. Przejęta twoim problemem odrzucam na bok swoje własne, egoistyczne pragnienia, koncentrując się całkowicie na twoim bólu. Niemal czuję go namacalnie w swoim sercu, gdyż te mi się właśnie kraje pod naporem tych wszystkich nieszczęść, które nas ostatnimi czasy na nas spadają kaskadami. Jeden za drugim - wręcz można uznać, że brytyjska arystokracja schodzi na psy. Nie mają za grosz wstydu, poszanowania dla drugiej osoby! Ja to jeszcze tam nic, skoro jestem kobietą, ale ty? Brakuje mi zdolności pojmania przyczyny, dla której ktokolwiek mógłby dobrowolnie zrezygnować ze spędzenia z tobą reszty życia. W mojej głowie pojawia się myśl - może ktoś ją zmusił do takiego zachowania? Kręcę z dezaprobatą głową nie mogąc wprost uwierzyć, że wynajduję dla tej wywłoki jakiekolwiek wymówki, wytłumaczenia. To brzmi irracjonalnie. Mnie nikt nie zmusiłby do podobnego zachowania - nawet jeśli musiałabym się sprzeniewierzyć własnej rodzinie. Mam w tym poniekąd wprawę.
Głaszczę cię zatem, obejmuję, robię wszystko, żebyś mógł zaznać spokoju w moich ramionach. Widzę oraz czuję, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nadal jesteś pijany, nadal twój zapach pozostawia wiele do życzenia, ale wiem, że rozpacz powoli mija. Nie wiem do końca dlaczego - może mój dotyk potrafi zdziałać cuda? Och, to brzmi tak niewłaściwie! Zaraz się lekko czerwienię słysząc w myślach podobne stwierdzenia. Cieszę się po prostu, że odejmuję ci trosk. I zapominasz przynajmniej na chwilę o tej potwarzy. Zniewadze, którą należy pomścić. Taka jest rola przyjaciół - jeden za wszystkich i wszyscy za jednego.
- Och, tylko jakieś tysiąc razy - chichoczę obracając to wszystko w żart, chociaż wiem, że mówisz prawdę. Że twoje słowa trafiają w samo sedno mojej osoby - daleko mi do skromności. Uśmiecham się szeroko wysłuchując kolejnych komplementów, siedzę spokojnie otrzymując kolejne muśnięcia palców na twarzy oraz dotyk w złocistych włosach. Mam wrażenie, że przez chwilę robi się nieco niezręcznie, a moje serce przyspiesza bijąc teraz jeszcze intensywniej. Przez otwarte okno wlewa się do środka coraz więcej chłodnego powietrza. Dobrze, że przynajmniej nieprzyjemny zapach trochę wywietrzał, a zimno działa na nas trzeźwiąco. Bardziej niż straszna tragedia życia uczuciowego.
- Pamiętam. To był mój najbardziej szalony debiut. - Dźwięczny śmiech przecina chwilową ciszę, wypełniając niewielkie pomieszczenie. Robi mi się miło na sercu, że o ty też o tym pamiętasz. I że… dalej chcesz? - Koniecznie coś zróbmy. Tylko lepiej jak będziesz trzeźwy. Możemy przebrać mnie za moją rywalkę i zepsuć jej występ. Czy to zbyt wredne? - pytam wesoło, nie mówiąc jednak poważnie. Za to ściskam twoją dłoń zastanawiając się czy powinnam wypuszczać cię na zewnątrz. Z drugiej strony zostanie tutaj to bardzo zły pomysł.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]02.05.17 11:46
Był skończonym głupcem, pozwalając życiu przemykać mu między smukłymi palcami - chociaż nigdy nie grał na fortepianie miał palce pianisty, delikatnością znacznie przewyższająca kobiece - i nie siląc się choćby na ten jeden zryw, by je pochwycić, zamknąć w dłoni, kształtować według własnego widzimisię. Po prostu płynął, biernie poddając się delikatnym falom, mocnemu sztormowi, przekonany, że w kryzysowym momencie ktoś zawsze wyciągnie go z tarapatów. Może ciągnąc przy tym za uszy, lecz w ostatecznym rozrachunku lepiej troszkę pocierpieć, niż stracić dokumentnie wszystko. Pasywność w końcu obróciła się przeciw niemu, a Marce poczuł się naprawdę źle. Źle, w pełnej kwintesencji tego słowa, źle jako człowiek, mężczyzna, nawet jako Parkinson. Bumerang odpowiedzialności odrzucony za młodu właśnie powracał, po niesamowicie długich latach, ale jednak; wirując z ogromną prędkością zbliżał się do jego twarzy... może takie uderzenie skutecznie otrzeźwiłoby fircyka, zmuszając go do szerszego otworzenia oczu? Tego rodzaju myśli - o przyszłości, o rodzie, o tym, czego nie zrobił, o możliwościach, jakie zmarnował - zupełnie nie pasowały do wyzbytego trosk Marcela. Dopiero prawdziwy wstrząs, przypominający te mugolskie, sejsmiczne trzęsienia ziemi, wybudził Parkinsona z marazmu, trwającego przecież prawie trzydzieści lat.
A obracał się przecież nieustannie wokół tej jedynej, trwającej przy nim niezmiennie, z krótkimi wyjątkami, kiedy ich losy rozdzieliła odległość oraz duma. Także ta szlachecka, nieistniejąca, kiedy prawie łkał z głową opartą na piersi Odette, cuchnący ciemnym ale, morskim portem, deszczem, wilgotnymi ubraniami i niezbyt świeżym ciałem.
-Mogę powtórzyć to następne tysiąc, mam nadzieję, że w to wierzysz - mruknął, wyzbyty tego entuzjazmu, rozpłomieniającego wymęczone ciało jeszcze przed sekundą. Liczył, że Odette wierzy jemu, że wie, że to dla niego jest niesamowita, że rozumie ukrytą intencję marcelowego komplementu, dość płytkiego i niezbyt błyskotliwego, acz Parkinson nie mógł wysilić się już na tę odrobinę kreatywności, wyzbyty wartkich myśli, na rzecz tych między pijackim amokiem a sennym bredzeniem - nie musisz tego robić, by ją przyćmić - pokręcił głową, wszak jego przyjaciółka zdecydowanie przewyższała każdą inną śpiewaczkę, czego nie mówił kierowany wyłącznie sympatią - i... to byłoby trudne, nie wyobrażam sobie, jak wiele czasu musielibyśmy poświęcić na charakteryzację, by z piękności uczynić brzydulę - dodał, odrobinę przesadzając, wszak Belle również miała w sobie geny wili. Mimo tego, nie dorównywała Odette ani delikatnością, ani wdziękiem, ani umiejętnościami wokalnymi, ani żadnym przymiotem właściwym ślicznej panience. Zalety panny Baudelaire Marce mógł wymieniać w nieskończoność - czyż na siedemnaste urodziny nie sprezentował jej dokładnie trzystu sześćdziesięciu pięciu powodów, dla których ją kochał? - ale... powoli zamykały mu się oczy.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Sypialnia gościnna [odnośnik]02.05.17 14:50
Kto by przypuszczał, że ta sytuacja sprawi, że tak dojrzejesz Marcelu? Jeszcze o tym nie wiem, pałając nienawiścią do tej, która ośmieliła się skrzywdzić twoją wspaniałą osobę - tak naprawdę go poniekąd ratując. Kto wie jak długo jeszcze nestor pozwoli ci na niniejsze wybryki? Opiewające w alkohol oraz inne używki, kobiety, brak małżonki czy potomków. Jestem świadoma twojego stylu bycia, nigdy nie ośmieliłabym się narzucić ci innego. Owszem, jako przyjaciółka mogę ci podać kila rad lub uraczyć paroma uwagami, ale nic poza tym. Wolisz żyć chwilą - twoja sprawa. Oby tylko nie było za późno na zmiany. Przede mną jeszcze kilka lat wolności (jak sądzę), później nie będę mogła się wzbraniać przed małżeństwem. Nawet nie widzę żadnego godnego kandydata - żaden nie dorównuje tobie, mój najdroższy. I to może mnie zgubić. Próżno szukać drugiego Marcela w tym świecie; tylko czy zasługuję na obniżenie wymagań? Zaczynam wątpić w swoje życie, w swoją przyszłość. Co prawda jeszcze nie teraz – skoncentrowana na pomocy oraz planowaniu zemsty odsuwam od siebie przykre myśli. Za te dwa lata będę się martwić swym dalszym losem. Dziś jeszcze pełna beztroski, marzeń o wspaniałej karierze wierzę, że wszystko się ułoży. Tobie również. Znajdziesz lepszą kandydatkę na żonę, założycie wspaniałą rodzinę oraz zadowolicie w ten sposób tych waszych seniorów rodowych. A tym samym odnajdziesz własne szczęście, u boku kogoś, kto cię doceni. Wiem to - ktoś tak wspaniały nie może iść przecież na zmarnowanie, bez przesady!
Tak, to duma zgubiła mnie wtedy, kiedy zaraz po ucieczce z Francji zawitałam do Wielkiej Brytanii. Łudząc się, że nie potrzebuję nikogo do spełniania własnych marzeń. A kiedy te się nie udawały - nie chciałam mieć świadków swojej klęski. Tak naprawdę dopiero teraz zaczynam rozumieć, że na tym właśnie polega przyjaźń - na wsparciu w tych ciężkich chwilach. W zdrowiu oraz szczęściu będzie z nami każdy głupiec, ale dopiero kiedy wszystko zacznie się rozpadać, wtedy dopiero poznamy tych wartościowych ludzi. Zatem ty jesteś dla mnie, a ja dla ciebie, nawet jeśli przyjdzie ci stanąć na ślubnym kobiercu.
- Naturalnie, że tak. Komu jak komu, ale tobie wierzę - odpowiadam machinalnie, nie przestając gładzić twoich włosów. Widzę już, że sytuacja wymyka się trochę spod kontroli. Jest coraz później (a może wcześniej?), ty coraz mocniej odpływasz w krainę snów, co jest mi nie na rękę. Przygryzam lekko wargę, ponownie, ale nic nie mówię. Za to uśmiecham się szczerze na ten komplement. Jest tak naprawdę wart więcej niż wszystkie inne pochlebstwa świata - być lepszą od samej Belle, to jest jednym z moich największych marzeń. - Masz rację, sama się pogrąży - rzucam z przekonaniem. Nie ma co tracić na nią czasu. Zamiast tego układam cię na łóżku - zasypiasz od razu. Siedzę obok, walcząc z narastającą sennością. Zamierzam obudzić cię jak słońce zacznie wschodzić. I tak robię, wykopując się stąd niemal dosłownie. Musisz wymknąć się niepostrzeżenie do siebie, skoro już nabrałeś sił. A ja zmieniam pościel i kładę się spać - widzisz, dla ciebie zrezygnowałam z porcji odpoczynku pozwalającej zachować urodę! Ciekawe czy na trzeźwo będziesz o tym pamiętać.

zt.x2


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Sypialnia gościnna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach