Angharad „Ann” Menai (Wallace)
Nazwisko matki: Falcourt
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: Uczy się śpiewu, bibliotekarka
Wzrost: 167 cm
Waga: 52 kg
Kolor włosów: Ugier
Kolor oczu: Zieleń
Znaki szczególne: Blizna na lewej piersi
Tamaryszkową o długości dziewięciu cali z rdzeniem z krwi reem.
Slytherin
Gronostaj
Martwy ojciec
Siano, farby i goździkowe perfumy
Żywy mąż
Literatura antyczna, historia muzyki, tytoń i ekscentrycznie rzeźbione fajki wodne, recytacja tekstów
Irlandzka narodowa drużyna quidditcha
Magiczny hurling, jazda na łyżwach
Jazz, klasyczna
Dani Witt
- Czy pamiętasz, kochanie, zapach świeżo ściętej trawy nad stawem? Śpiew świerszczy, gdy wieczorem zanurzaliśmy stopy w wodzie? Szukaliśmy płaskich kamieni i puszczaliśmy kaczki. Nigdy nie dałeś rady mnie tego nauczyć. Nawet nauczyciele nazywali mnie oporną, kiedy chodziliśmy do szkoły. Może dlatego nigdy nie miałam najlepszych ocen. Ale przynajmniej ty mi towarzyszyłeś. Nie podziękowałam ci nigdy, kiedy ukarali cię za złamanie nosa temu Gryfonowi... Temu, co ściął mi cały warkocz. Ani kiedy podciąłeś nogę tej Krukonce, która wyśmiała moją rodzinę. Nigdy nie musiałam się ich bać. Wiedziałeś, że bym sobie poradziła, a i tak mnie chroniłeś. Tak bardzo ci dziękuję.
Jako jedyny wiedziałeś, że tak naprawdę nie cierpię Hogwartu. Przed rodzicami zawsze udawałam uśmiech, z koleżankami rozmawiałam jak zawsze, wszystko było tak normalne. Zupełnie zwyczajne bez Ciebie. Kiedy kończyło się lato, pragnęłam tylko następnego lata. Pływania w jeziorze, latania na miotłach, spania na sianie... U twojego boku. Wiedziałam, że nie mam wiele. Dziewczyna wychowana przez ojca, posiadałam tylko to, co wypracowałam własnymi rękami. Zawsze mu pomagałam, nie było nikogo innego do tego, nie miałam czasu na zabawę, a mimo to właśnie ty przychodziłeś do mnie zamiast ganiać z innymi dzieciakami z okolicy. Wielokrotnie chciałam spytać Cię dlaczego... Oddałabym wszystko, abyś znów mógł mi odpowiedzieć.
Pamiętam to, że zasypiałeś przy moich kołysankach. Wchodziłeś przez okno mojego pokoju (na drugim piętrze!) i Morfeusz przychodził po ciebie dopiero po mojej piosence. Leżałeś przy moim łóżku, a ja wielokrotnie nie spałam tylko po to, aby cię obserwować w blasku poranka. Gdybym była tak wspaniałym mistrzem farb jak ty, zapewne nie umiałabym malować nic innego. Tylko ciebie w brzasku.
Nigdy Ci nie powiedziałam, że jesteś wspaniały. Chyba byłam jedyną na świecie, która ci tego nie mówiła. Twoje prace trafiły do muzeów w całym kraju ledwie w pół roku. Uwielbiałam Twoją „Dziewczynkę z latawcem” i „Pana na ścieżce”. Ona zawsze tak radośnie biegała, a on miał minę zamyśloną zupełnie tak, jakby rozważał sens istnienia. Kiedyś wyznał mi, że tak naprawdę zastanawia się, co chciałby zjeść na obiad. Stworzyłeś wspaniałe rzeczy, jako córka rolnika nigdy nie umiałam wyobrazić sobie ich istnienia, a ty umiałeś sprawić, żebym stała się jednym z nich... Ona jest naprawdę piękna... „Dziewczyna w czerwieni”...
- Ty... jesteś... - słabe usta wypowiedziały ciche słowa. Dłonie młodej Ann ścisnęły mocno sine od jej objęć palce Uriena Menaia, sławnego malarza, artysty, który w wieku ledwie dwudziestu lat zdobył uznanie w całym kraju swoimi nienagannymi portretami i wspaniałym odwzorowaniem krajobrazów w tle. Ileż jednak warte są tytuły w obliczu ostatecznego sędziego, jakim jest śmierć? Tłumaczenie „on był młody, miał żonę, miał życie przed sobą” nie wzruszały posępnej Kostuchy, zbierającej swoje krwawe żniwo. Dla niej niepanujący nad swoim ciałem, młody, słaby mężczyzna był tylko kolejną zabłąkaną duszą w kolekcji. Ale był kimś więcej – dla Ann Menai był mężem, kochankiem, przyjacielem, ręką, prowadzącą ją ku światłu.
Jakże przykro było uzdrowicielowi ze Szpitala Świętego Munga powiedzieć ledwie dwudziestoletniej dziewczynie, że po roku małżeństwa z chorym na Skrofungulus mężczyzną, została wdową. Nie musiał jednak mówić nic. Zamiast rozpaczać za ukochanym, Angharad patrzyła w okno wzrokiem pustym i pewnym. Wiedziała co się stało, wiedziała też co to oznacza. Dzisiaj wróci do zimnego apartamentu i będzie spać w zimnym łóżku, pachnącym perfumami ukochanego. Będzie utrzymywać ten zapach tak długo jak się da.
Silni ludzie bywają zagubieni i smutni. Ci, którzy nie uronili ani jednej zły, często wewnętrznie wylewają ich z siebie potok. Ann była silną kobietą. Odnajdowała się w każdej sytuacji. Umiała znaleźć wyjście z każdego problemu w ciągu kilku chwil. Nie potrzebowała przecież zwierzeń, łez, zmian i babskich pogaduszek. Trzysta sześćdziesiąt pięć następnych dni Irlandka wracała do tego samego łóżka z baldachimem, jadła z tej samej porcelany, odkurzała te same piękne portrety, które nieraz uśmiechały się wdzięcznie. Nie było już w jej życiu siana, przesadzania donic z mandragorami, dłoni całych w czarnej ziemi. Po zmarłym mężu odziedziczyła bowiem mieszkanie w kamienicy, skrytkę w Gringotcie oraz dwadzieścia pięknych obrazów, wartych teraz pięciokrotnie wyższą cenę niż przed śmiercią Uriela. Nie był to szlachecki poziom życia, jednak skromnej, samotnej dziewczynie ze wsi wystarczyłoby to, aby w dostatku przeżyć do swoich ostatnich dni.
W ciągu ostatniego roku swojego samotnego życia, przeszła przez kilka specyficznych okresów. Pierwszy był okresem zimna i niechęci – trzy miesiące wychodziła z domu jedynie aby jeść (niewiele) oraz aby zajść do kawiarenki na Pokątnej, w której sprzedawała przemiła dziewczyna. Prości ludzie, jak pan z księgarni, nagle wydali się o wiele ciekawsi. Im częściej przychodziła, tym więcej pytali, ale nieoparte czucie sztuczności w ich zachowaniu ciągnęło ją w stronę samotności.
Druga faza przyszła bez przełomów. Okres odpoczynku. Angharad wróciła wtedy do rodzinnej wsi niedaleko Carlow, w Irlandii. Wspomnienia dobrych dni uderzyły ją zapachem siana, szumem wiatru, smakiem miękkich papierówek. Nie czuła jednak bólu po stracie. Ją to uspokajało. Ojciec opowiadał jej o czasach, kiedy drzazgi w palcach były największym zmartwieniem, a dziewczyna skrycie marzyła, aby beztroska znów zagościła w jej sercu. Wróciła do zapomnianych zainteresowań, odnowiła swoje życie.
Wraz z nadejściem grudnia, wróciła do Londynu. Zirytowana własną bezradnością, z hukiem rozpoczęła nowy rozdział. Oczywiście, że mogłaby nie pracować – nie miała wielkiego wykształcenia, ojciec nie chciał przyjmować od niej pieniędzy, twierdząc, że doskonale radzi sobie z utrzymaniem plantacji, właściwie wzięła się za szukanie czegoś dla siebie ponieważ chciała w końcu zapełnić czymś czas. Przypomniała sobie, że nie kontynuowała nauki śpiewu od śmierci Uriela. On zawsze uważał, że miała wspaniały głos, a zawsze ceniła jego słowa. Niedługo później dostała się do pracy w bibliotece. W dodatku pieniądze mają to do siebie, że w końcu zaczynają się kończyć, jeśli nic z tym nie zrobimy, a więcej zainteresowań, to również więcej wydatków. Jej przyjaciółmi stały się książki. Zawsze schludnie ustawione były w regałach. Nigdy nie wydała na nie pieniędzy spoza swojej niewielkiej pensji. Nawet galeony pozostawione po mężu traktowała jak świętość.
Dni stały się krótsze i cieplejsze, nawet pomimo panującej w Londynie zimy. Angharad kogoś poznała. Jego uśmiech topił najtwardszy arktyczny lód. Kompletnie niepodobny był do Uriela, bardzo rzadko myślała o nim, gdy spotykała się z nowym znajomym w kawiarence, restauracji czy parku. Rozmawiała z nim o wszystkim tak lekko, czas płynął tak szybko, jego perfumy pachniały tak mocno... Goździkami.
Jednak go odrzuciła. Nie pomógł wieczór w restauracji, propozycja odprowadzenia do domu, gdy zbliżył się ku niej, już o nim nie myślała. Nie będzie oszukiwać i kłamać, więc go opuściła. Tego wieczora, gdy wróciła do swojego łoża, z którego zapach męskich perfum już dawno uleciał, padła w poduszkę i roniła łzy, póki nie wstał świt. Następny dzień był lżejszy niż inne – gdy wraz z łzami wypłynęły z niej wszystkie skrywane żale, obudziła się w niej nowa osoba, gotowa rozpocząć całkiem nowe życie.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 17 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Biegłość | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: iryjski | II | 0 |
Język: angielski | II | 6 |
Literatura | IV | 13 |
Śpiew | IV | 13 |
Łyżwiarstwo | III | 7 |
Spostrzegawczość | I | 1 |
Szczęście | II | 3 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Historia Magii | II | 3 |
Koncentracja | IV | 13 |
Numerologia | I | 1 |
Reszta: 14 |
Różdżka, teleportacja
Witamy wśród Morsów
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n