Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]03.09.16 10:37
First topic message reminder :

Ogród

Ogród jest zwieńczeniem całej pracy jaką młoda zielarka włożyła w wygląd domu. Wejściem do ogrodu jest różana altanka. Piękne kwiaty okalające z każdej strony dają wrażenie przejścia przez różany tunel. Dalej znajduje się drewniany taras a na nim stół i krzesła. Za tarasem znajdują się szklarnie, w których Peony hoduje swoje Mandragory. Przy końcu działki znajduje się mały sad oraz ogródek warzywny.


[bylobrzydkobedzieladnie]


do not cry because it is over
smile because it happened



Ostatnio zmieniony przez Peony Sprout dnia 02.12.16 16:08, w całości zmieniany 1 raz
Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout

Re: Ogród [odnośnik]21.09.16 12:08
Słuchając jak mężczyzna opowiada o swoim kuzynie przed oczami stanął jej obraz ojca. Chociaż był znanym w świecie czarodziei alchemikiem to za magią po prostu nie przepadał. W domu wszystko robił sam. Po powrocie z apteki odkładał różdżkę na bok i właściwie prawie wcale z niej nie korzystał. Oswajał z tym też swoje dzieci, ale one na takie ustępstwa były mniej chętne. Chociaż jak widać na Peony podziałało. Może niekoniecznie zawsze pozbywała się dobroci magii, ale w takich rzeczach jak praca w ogrodzie czy przy mandragorach odbywała się bez zaklęć. Uśmiechnęła się. Lubiła słuchać jak ludzie opowiadają o swoich bliskich. Zawsze było w tym coś zdradzającego relacje. A ona potrafiła sobie w tym momencie wyobrazić tę dwójkę w zażartej dyskusji dotyczącej użycia czarów. Zaśmiała się na wzmiankę o trollu. - Ja naprawdę doceniam to, że ludzie potrafią zorganizować sobie życie bez magii. Może nie przez otwieranie drzwi kopniakiem, ale tak jak to robi Twój kuzyn. Bo z jednej strony są fanatycy, którzy palcem nie kiwną bez niej, potem jesteśmy my, tacy co magią nie pogardzą, ale i bez niej świetnie sobie radzą, a na końcu właśnie Ci, którzy jej w ogóle nie potrzebują. Doceniam bo to sporo wysiłku. - powiedziała. I choć wydaje się to być marnotrawstwem daru to wcale tak nie było. Chociaż ona nie potrafiłaby tak całkowicie odciąć się od magii. - Tak. Masz rację. - zaczęła z przekonaniem. - Ta satysfakcja kiedy możesz powyrywać nie swoje chwasty. - dodała z szerokim uśmiechem. Choć była typem indywidualistki i wolała robić wszystko sama to nie o samą pomoc tu chodziło, a towarzystwo. Peony trochę unikała ludzi z Doliny. Oczywiście mniej niż dwa lata temu, ale nie czuła się dobrze otoczona spojrzeniami i ciągłymi szeptami na swój temat. Jednak nie chciała zostawiać tego miejsca. Przecież swoje lęki powinno się przełamywać. - W takim razie pozwalam Ci marudzić chociaż moje skończyło się upartym chwastem. - właśnie Peony też się zaczęła nad tym zastanawiać skąd u niego nawyk ożywiania wszystkiego. Jednak przyjęła podobne stanowisko i doszła do wniosku, że nie wszystko przecież musi być wytłumaczalne. Ona sama ma swoje dziwne nawyki, które pewnie wywróciłyby nie jeden świat logiki. Gryfon. Tak właśnie myślała. Tiara przydziału idealnie dopasowywała ludzi do domów i u niektórych dało się to wyczytać po prostu z twarzy. - Jesteśmy ciepło – przyjacielscy. W szkole dobrze dogadywałam się z Gryfonami chociaż zawsze uważałam, że Ci rasowi mają więcej szczęścia niż rozumu. - odparła wesoło spoglądając na mężczyznę i wzruszając ramionami. Ale co myliła się? - Na szczęście zawsze znalazła się jakaś co tych rasowych Gryfonów ratowała. I nie, nie patrz na mnie. Nie miałam aż tak ciepłego i przyjacielskiego serduszka. - chociaż to nie całkiem była prawda. Lubiła pomagać. Taka już jej puchonowa dusza. Tylko w czasie kiedy chodziła do szkoły działo się zbyt wiele złych rzeczy w jej domu by móc przejmować się wszystkim. Śmierć siostry całkowicie wywróciła jej życie do góry nogami i nawet teraz nie jest ona w stanie chociażby o tym mówić. Zaśmiała się. -  Zawsze powtarzam, że najważniejsza jest wiara we własne dziecko. - odparła znowu poprawiając uparcie opadającą na czoło czapkę. Już dawno nie spędziła w tak zabawny sposób przycinania róż i porządkowania ogrodu. Słysząc, że właścicielka domu, w którym mieszkał Bertie jest duchem aż przykucnęła by przyjrzeć się mężczyźnie i sprawdzić czy nie kłamie. - Więc to prawda? Słyszałam kiedyś od sąsiadki coś na ten temat, ale nie wiedziałam, że to w tym domu. Jaka jest? Straszy? Czemu dalej tam jest? Pewnie jest szefem całego remontu co? - zapytała. Nigdy nie spotkała prawdziwego ducha i chyba by nie chciała. Wystarczyło, że jej mąż po śmierci męczy ją niewyjaśnionymi sprawami. Pewnie by się przeraziła. - Właściwie… dlaczego wybrałeś Dolinę? - dodała zainteresowana. Ostatnio nie było o niej zbyt pochlebnych opinii. Wręcz przeciwnie. Ludzie stąd wyjeżdżali. Trochę przez te wszystkie plotki o Dumbledorach trochę z własnych niepojętych pobudek. - Opowiem, ale to dłuższe historie i klimatem całkowicie odchodzące od wyrywania chwastów. - uśmiechnęła się szeroko. - Możesz przyjść kiedyś pożyczyć szklankę cukru to Ci opowiem. - dodała. Peony stwierdziła, że mężczyzna robi naprawdę dobre pierwsze wrażenie i chyba jej sąsiadka miała racje. - Z języków znam jeszcze łacinę, ale nie jest ona przydatna w podróżach. Angielski w zupełności wystarczył. Zresztą… czasami można było się dogadać bez używania języka. - i w tym też miał racje. Gestykulacja nie raz uratowała jej tyłek. Szczególnie w sytuacjach kryzysowych. - Ale po spędzeniu półtora roku w Norwegii czegoś tam się nauczyłam. - dodała wzruszając ramionami. Musiała by być skończonym tłumokiem, żeby nic się nie nauczyć. Chociaż był to piekielnie trudny język. Podniosła się i wróciła do obcinania kwiatów. A przynajmniej tego co z nich zostało. - Tak, jest podobna do tej tworzącej się przy zaklęciach, ale nie znika po chwili. I rozciąga się po całym niebie. No i może przybierać różne kolory. Cała ta mieszanina barw nad zgaszonym miastem. Opisanie tego nie oddaje nawet procentu. Powinieneś to zobaczyć. - powiedziała. Rzadko kiedy zdarzało jej się mówić o czymś z prawdziwą pasją i przekonaniem. Utraciła to już dawno temu. A jednak jeszcze coś potrafiło w niej to obudzić. - Śmiesznie? - powtórzyła gdy wspomniał o Nathanielu. - To jest naprawdę rozrabiaka… chociaż… pewnie byście się dogadali. - zaśmiała się. Bertie jej właśnie na takiego wyglądał. - Dobry z niego chłopiec. Jako jedyny mężczyzna w domu upiera się przy robieniu wszystkiego. Nawet jeśli ledwo dostaje do tego głową. - wzruszyła ramionami. Tak. Zdecydowanie był dobrym dzieckiem. - Coś czuje, że dyskryminuje Cię nie bez powodu. Zbite donice naprawdę bolą tylko nie tu.. - wskazała na uszy. - A tu! - wskazała na serce. Do krzyku mandragor już się przyzwyczaiła. A kiedy ma się tak dużą hodowlę jak ona to nie przejmuje się takimi rzeczami. - A jak będziesz złym sąsiadem i będziesz robił głośne imprezy to będę zamykać Cię z mandragorami na całą noc. One wtedy krzyczą najbardziej. - zagroziła, a po chwili posłała mu szeroki uśmiech. Peony mogłaby go przypisać do wielu zawodów, ale nie spodziewała się usłyszeć, że jest cukiernikiem. Zaskoczenie oczywiście było pozytywne chociaż teraz widząc go wyrywającego chwasty z jej ogródka nie potrafiła sobie go wyobrazić podczas wypieków. - Naprawdę? - zapytała. - No nie. Chciałam Ci zaproponować w ramach podziękowania jabłecznik. Teraz się boje negatywnej oceny z ust mistrza cukiernictwa. - coś dużo tych „mistrzów” zbierał.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Ogród [odnośnik]21.09.16 13:39
Magia była super, ale robienie czegoś po mugolsku traktował po prostu jako zabawę, zajęcie. Nie potrafił siedzieć bezczynnie zbyt długo, a i Mattowi musiał przyznać rację, że własnoręcznej pracy jest nieraz bardziej pewien, niż tej wykonanej różdżką.
- Jak najbardziej! Zobaczysz, że kiedy będzie trzeba się tego pozbyć z mojego ogródka, zrobię wszystko, żeby tylko się za robotę nie zabierać. - zaśmiał się. Bo zabawa z czyimiś chwastami to zupełnie co innego, nie ma miana obowiązku, które tak bardzo ludzi zniechęca. No, jego na pewno potrafi! Ale ostatecznie pewnie znajdzie sobie do tego towarzystwo i też jakoś będzie.
- Narazie nie mam na co marudzić. Ostatecznie wygrywam. - pociągnął mocno i tym razem trafił na zdecydowanie mniej uparte zielsko. - Dwa do zera. W dodatku w miłym towarzystwie. Gdybym chciał, nie wiem na co narzekać.
Rozłożył bezradnie ręce, cóż on biedny teraz pocznie? Chyba wyrwie kolejnego chwasta i kolejnego. Odrzucał je na jedną kupkę, którą pewnie będzie później gdzieś trzeba wynieść. Chyba, że zielarze robią z nich jakieś super nawozy, czy coś? On się nie znał, nie pojmował, chociaż nawet pisał SUMy z Zielarstwa. Nie, żeby poszły mu one wybitnie, i tak wybierał swoje przedmioty na chybił-trafił, bo kompletnie nie miał na siebie pomysłu, napisanie jednego egzaminu więcej nie zrobiło mu zwyczajnie różnicy.
Nie, żeby się nim z resztą stresował. Chyba wszyscy dookoła z pięć razy bardziej martwili się jego egzaminami, niż on sam. Nieuleczalna wiara we własne szczęście, oby nigdy go nie zgubiła!
- Co właściwie różni chwast od normalnego kwiatka, czy trawy? Znaczy co sprawia, że jedno się hoduje, a drugie jest bezużyteczne? Guru florystyki może i nie jestem, ale aż takie brzydkie to to nie jest. - zainteresował się, choć bez jakichkolwiek buntu wyrywał dalej dyskryminowane między innymi zielsko. Biedne chwasty.
Kiedy usłyszał teorię Peony na temat Gryfonów, nie mógł się nie roześmiać. To rzecz, którą o sobie słyszał chyba najczęściej. I którą sam mówił, nie był w końcu aż tak głupi, by wierzyć w swoją bystrość, za to widział wyraźnie, że wiele razy w swoim życiu powinien już z jakiejś przyczyny umrzeć, zostać ciężko okaleczony i tak dalej i tak dalej, a jakoś nic się nie działo! Właściwie to w szkole więcej się bawił niż uczył i rodzina martwiła się o jego przyszłość, a w tej chwili miał spokojną, przyjemną pracę, którą bardzo lubił, kupił dom (Ruderę) może i do remontu który potrwa lata, ale jednak i był na jakiejśtam drodze do ustatkowania! No, dobrze. Miał też olbrzymi, gigantyczny dług. O tym jak jest wielki na szczęście jednak mało kto wiedział. Poza ty ma czas na spłacanie!
- Wiesz, chyba trafiłaś z tym idealnie. - przyznał szczerze, on nie mógł się obrazić za coś takiego. Z resztą, jego w ogóle trudno jest czymkolwiek obrazić! - Z ratującą duszą z resztą też. Cóż, na swoją obronę mogę powiedzieć tyle, że ludzie zwykle od samego początku widzą z czym się wiąże przyjaźń ze mną. Ciebie też ostrzegam, bo zamierzam tu wpadać, może wygrzebię z twojego serca więcej puchońskości, niż byś się spodziewała.
Zaśmiał się, choć może lepiej jeśli jej to podaruje? Póki co całkowicie bezwypadkowo wyrywał wszystkie chwasty jakie zobaczył, od czasu do czasu siłując się z nimi bardziej i czasami wykorzystując do pozbywania się ich argumentu łopaty.
- Całkowicie poważnie. - odpowiedział, patrząc prosto na swoją sąsiadkę. - Nie wiem o niej wszystkiego. Czekam aż sama się wygada, nie szukam po kronikach. Nie wypada tak współlokatorów infiltrować. - stwierdził wesoło. Fakt faktem miał więcej zabaw z rozmowy ze swoim duchem i nie zamierzał sobie tego psuć takim chodzeniem na skróty! Co to to nie.
- Nazywa się Lana Bergman. Myślę, że z jej śmiercią miały coś wspólnego schody i sądzę, że to był wypadek. Może skręciła kark? Wiesz, trochę dziwnie się patrzy kiedy z nich schodzę, wydaje się bardzo rozbawiona i ciekawska jeśli spadam i w ogóle. - zaśmiał się pod nosem. No dobra, dobra! Większość ludzi bawią wypadki i upadki innych ludzi, ale jej rozbawienie jest po prostu inne! A jednak Bertie chyba nie miał jej tego za złe.
- Musiała się długo nudzić kiedy nikogo nie było. Miałem z nią trochę problemów o to, co mogę wyrzucić, a czego nie. I mówi, że jak zacznę sobie sprowadzać panienki to będzie nam wchodzić do sypialni psuć nastrój swoimi grobowymi opowiastkami. Choć obawiam się, że nie musiałaby wiele mówić.
Zrobił bardzo, ale to BARDZO smutną minę! Choć póki co go to bawiło, bo nie miał nawyku sprowadzać sobie przypadkowych panienek, kiedy na prawdę jakąś do siebie zaprosi, gdyby miało do czegokolwiek dojść, wolałby żeby partnerka nie straciła nastroju na widok martwej kobiety nad lub obok łóżka. On z resztą pewnie też dość szybko traciłby ochotę na cokolwiek!
Jeśli przyjdzie co do czego, na pewno się śmiał nie będzie!
- Z bardziej oficjalnych danych, nazywa się Lara Bergman. - dodał. A może ktoś tu kiedyś o Larze słyszał? Jak widać jakieś plotki o Ruderze już chodzą. Choć te mogły wypłynąć bardzo dawno, pewnie dzieciaki chętnie się bawiły w nawiedzonym domu. Bertie na pewno by to na ich miejscu robił!
- Szczerze? Chciałem się gdzieś wynieść i szukałem czegoś najbardziej odpowiedniego. I nadającego się na moją kieszeń. Rudera jest bardziej niż idealna, ona aż zionie swoistą magią, nie mogłem jej nie kupić. A sama Dolina to przyjemne miejsce. Nie ma sensu słuchać wszystkiego, co ludzie gadają. Taki mają już nawyk, sam jestem paplą, więc im zabraniać nie będę, ich temat, ich wybór. - zadecydował. Dolina była piękna. W dodatku po części mugolska, a Bertie bardzo za mugolami przepadał! Miała przyjemny park, ciekawe sąsiedztwo jak widać, ładne domki. Nic tylko się wprowadzać. I sprowadzać sobie cztery indywidua, żeby za mocno się nie nudzić. - Sama tutaj wróciłaś, więc chyba coś w tym miejscu musi być? W końcu mogłaś sprzedać ten dom i kupić mieszkanie gdziekolwiek indziej.
Dodał zaciekawiony i wzruszył ramionami, wracając zaraz do zielska jakiego postanowił się stąd pozbyć.
- Możesz być pewna, że przyjdę. - zapewnił. Jak nie po cukier to po inną bzdurę. Albo z ciasteczkami. Cokolwiek, znajdzie się pretekst, a jak nie to czy Bott na prawdę potrzebuje pretekstu, żeby wchodzić do domów ludzi których polubi? No właśnie.
- Łacina? - widocznie zrobiło to na nim wrażenie. - Uczyłaś się jej hobbystycznie, czy była ci do czegoś potrzebna?
Dopytał jeszcze. Nie wiedział o tym języku za wiele. No, poza tym, że często znają go lekarze, czy jacyś naukowcy.
Zaraz jednak zajęło go słuchanie o zorzy polarnej i w jednej chwili na jego dość długiej już liście rzeczy do zrobienia znalazł się wyjazd do Norwegii w celu zobaczenia zorzy. I zrobi to, na pewno. Życie jest długie, a plany i marzenia Botta mają w zwyczaju się spełniać. On ma w zwyczaju je spełniać, mówiąc dokładniej.
- Oj, jedna głośna impreza będzie. - no tak, matka z dzieckiem może być tym niezbyt zachwycona, ale... - Może wyślesz młodocianego do babci, a sama po prostu przyjdziesz pod dwadzieścia cztery, tam w lesie trochę? Dom w większości wkopany w ziemię. Czwartego mam urodziny i rok rocznie... no, nie daruję. - zaśmiał się, no, nie ma opcji, tej nocy w Dolinie Godryka znajdzie się pewnie dużo głośnych i pijanych osób. Ale to tylko w tym domu! - Poszukam jakichś zaklęć na wyciszenie terenu.
Dodał, bo nawet jeśli Peony przekona to pewnie nie wszyscy sąsiedzi będą bardzo szczęśliwi, a nie chciał na samym początku mieć z nimi pod górkę. Kogo się uda zaprosi, kogo nie - uprzedzi. I zobaczy, co będzie dalej.
W sumie były jakieś zaklęcia przez które dźwięk miał nie opuszczać pomieszczenia, będzie musiał sobie przypomnieć po prostu!
- To jak, ominie mnie nocowanie u mandragor? - spytał, patrząc na nią jakże smutno i żałośnie tak długo, jak wytrzymał, zanim się nie roześmiał.
- Jabłecznik zawsze zjem bardzo chętnie, jeśli będzie słodki i będzie miał cynamon, na pewno nie usłyszysz ode mnie złego słowa! - zapewnił, bo niczym chyba nie da się go kupić równie mocno, jak dobrym jedzeniem. - No dobrze, ewentualnie dostaniesz kilka rad, jeśli coś mi wpadnie do głowy. Ale to chyba akurat dobrze! Co nie?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]21.09.16 16:18
- Dobra dobra… odpracuje, kiedy przyjdzie pora na Twój ogródek. - powiedziała uśmiechając się szeroko. W dzisiejszych czasach nic nie dostaje się za darmo. I choć w tym momencie tylko sobie żartowała to nie miała nic przeciwko pracy w ogrodzie. To była jej ulubiona terapia. W sumie nie ma co się dziwić. Została tak wychowana i przez całe życie tylko prawdziwie znała. Nigdy nie szukała innych pasji. To zawsze była ta jedna. - Mam nadzieje w takim razie, że nie pomyślisz sobie o mnie źle. Nie mam w zwyczaju zaganiania nowo poznanych ludzi do porządkowania ogródka – nie miała takie zwyczaju, ale też raczej rzadko ktoś tę pomoc proponował. Ludzi nie obchodziły sprawy innych kiedy była potrzebna pomoc. Interesowali się wtedy, kiedy za późno już na nią było. Dawno przestała wierzyć, że istnieją dobrzy ludzie więc miło było zobaczyć, że istnieją jeszcze dobre gesty. - Mam wrażenie, że kiedy mnie tutaj nie było to ktoś tutaj pomieszkiwał. W domu nie bo dom był zamknięty i taki jaki go zostawiłam taki go zastałam, ale na przykład ta szopa była otwarta. Niby nic nie zginęło, ale w sumie to całkiem możliwe. - powiedziała spoglądając w stronę szopy. - No i trochę tak jakby tutaj w ogrodzie ktoś urzędował. Nie przypominam sobie, żeby stawiała tu ten stół – wskazała ręką na stojący przy wejściu stolik. - Ale może po prostu tego nie pamiętam. - mogła tego nie pamiętać. Była w słabej formie psychicznej i nikt by ją za to nie winił, ale z drugiej strony nie była szalona. Tym bardziej, że od czasu do czas nadal wieczorami wydaje jej się, że ktoś po ogrodzie jej chodzi. Nie należała do piszczących na dźwięk kroków więc się tym nie przejmowała, ale cóż. Zaskoczona pytaniem o byt chwastów zaśmiała się. Spojrzała na niego uśmiechnięta. Trafiłeś kolego! - To nie jest tak, że nie można ich zasiewać. Bo można i będąc tworzyć piękną plantacje jeżeli ktoś takie rośliny lubi. Ja sadząc różę nie chce aby cokolwiek blokowało im rozwój, a tak właśnie będzie jeśli się ich nie wyrwie. Sieją się same i konkurują z moimi różami o światło, wodę, minerały. Jak to w przyrodzie. Więc każda roślina ingerująca w rozwój moich róż jest chwastem nawet jeśli na chwast nie wygląda. - powiedziała posyłając mu mrugnięcie oka. To był jej konik i lubiła o tym rozmawiać chociaż nie była typem osoby, która przechwala się wiedzą. Mogła sobie wyobrazić, że on z równie wielką przyjemnością rozmawiałby o wypiekach. Miała nadzieje, że się nie obrazi. W końcu nic w jej słowach nie miało takiego celu. Ona nie lubiła żyć z ludźmi w konflikcie. Wręcz przeciwnie. Choć zwykle mówiła to co myśli to było to robione z wyczuciem. Kiedy wiedziała na co sobie może pozwolić. A w ich rozmowie od początku było więcej śmiechu niż powagi. Podobało jej się to. Zaśmiała się. - To brzmi jak wyzwanie. - kto wie może zostało w niej choć trochę puchońskości. - Nie myśl, że uważam to za coś złego. Myślę, że szczęście przydaje się w dzisiejszych czasach o wiele bardziej niż rozum. - naprawdę tak myślała. Ludzie, którzy wierzą tylko we własne umiejętności, albo wierzą aż nadto często się na tym przejeżdżają. Ona wiedziała, że rozum nie wystarczy. Chyba sama była tą, która na rozum liczyła. - Bergman – powtórzyła w zamyśleniu. Niestety nic jej to nie mówiło. W końcu skąd miała o tym wiedzieć? Nie było jej tutaj długo, a wcześniej całe dnie spędzała w domu nie będąc w stanie się nikomu pokazać. Na pewno słyszała coś o duchu od sąsiadki, ale chyba nie zwróciła na to większej uwagi. Teraz żałowała. - Naprawdę? - zapytała zaskoczona opowieścią o schodach. - Na Twoim miejscu naprawdę bym uważała. Nie znam się na duchach, ale przecież dużo mówi się o tych… wiesz krwawych. - chociaż się nie bała to raczej nie chciałaby mieć ducha w swoim domu. A już na pewno nie takiego co patrzy z uśmiechem jak spadam ze schodów. Prychnęła z rozbawieniem. - Ta… mogłaby wprowadzić chłodną atmosferę. - powiedziała uśmiechając się szeroko. - Ma charakterek. - dodała i skupiła się na ścinaniu kwiatów żeby przez przypadek nie stracić przy tym palców. - Jeśli chcesz mogę zapytać sąsiadki czy coś o niej słyszała. Znaczy na pewno słyszała… chyba, że wolisz małymi kroczkami. - zaproponowała. Naprawdę nie było większej skarbnicy wiedzy. Ta na pewno by coś wiedziała o Pani Bergman i jej schodach. Nie ma sensu słuchać wszystkiego, co ludzie gadają. Słysząc to uśmiechnęła się pod nosem. To było chyba to czego potrzebowała usłyszeć. Nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy to była mu za to wdzięczna. - Mnie chyba zmusiła uparta duma. Chęć pokazania, że nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Ale nie mogę narzekać. Wychowałam się w podobnym miejscu. Nie lubię zgiełku miast. - nie mogłaby żyć w środku Londynu. Chociaż przez te dwa lata żyła w większych miastach to to nigdy nie było to samo. Bo to nie było jej dom. Ten był od zawsze. - Nie tyle hobbistycznie co było mi to potrzebne zawodowo. Chociaż zajmuje się mandragorami i jestem mamą na pełen etat to z zawodu jestem alchemikiem. Więc jakbyś potrzebował jakieś eliksiru na bóle stawów po tym wyrywaniu chwastów to zapraszam. - powiedziała. Takich rzeczy po prostu się nie zapominało. Nie i koniec. Zawsze będzie pamiętała wszelkie przepisy na maści i eliksiry. W nocy o północy. Słysząc jego zaproszenie na urodziny uśmiechnęła się szeroko. - Może jestem seryjnym mordercą, a Ty już zapraszasz mnie na urodziny? - zapytała unosząc brew chociaż mogło nie być tego widać przez tę nieszczęsną czapkę. - Nie lubię obciążać rodziców. Wiem, że to zawsze pociecha, ale kiedy nie ma nagłej potrzeby to wolałabym ich nie obciążać. Ale obiecuje być dobrą sąsiadką i wpaść z urodzinowymi życzeniami. - to że nie chciała zostawiać małego to jedno, ale też pewnie nie czuła się za pewnie na takie wyjścia. Nie miała szansy na wybawienie się i nie czuła się jakoś staro. Zwyczajnie czuła, że ten czas już jej nie dotyczy. Co pewnie było trochę głupie, ale niestety takie już było. - Co do nocowania w szklarni nic jeszcze nie jest przesądzone. - odparła wesoło odkładając sekator. Chwyciła grabki i pozgrabiała na kupkę obcięte kawałki kwiatów. - Dobrze mistrzu. W takim razie to sprawdźmy. - powiedziała ściągając z rąk rękawice i rzucając je na górę chwastów. - No zostaw to już. Zrobimy sobie przerwę na jabłecznik. - uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w stronę domu mając nadzieje, że chłopak domyśli się by iść za nią. Przed wejściem jeszcze obróciła się w jego stronę i wycelowała w niego palec. - Mam nadzieje, że Ty nie jesteś seryjnym mordercę. - powiedziała całkiem poważnie po czym weszła do domu kierując się do kuchni.

z.t x2 do kuchni


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Ogród [odnośnik]26.12.16 20:57
Święto błaznów. 01.04.1956r 04.45

Teraz cicho, teraz powoli. Teraz przez okno. Szli przez jakże piękny i jakże profesjonalnie pozbawiony chwastów ogródek! Uważali, żeby nie deptać gałęzi i szeptali między sobą nakręceni, szczęśliwi i rozbawieni, dwa klauny w swoim żywiole czyniące ludziom radość!
Bertie dobrze znał już rozkład tego domu, zaszli więc na tył, gdzie swoją sypialnię miał Nate. Zaklęciem uchylili okno i teraz Titus musiał podsadzić Bertiego. Oto, jak bardzo siebie wzajemnie potrzebują! Tak więc podsadzony Bertie przez uchylone okno rzucił kolejne z trenowanych na dzisiaj zaklęć: ceruus, po czym zamknął okno i chichocząc radośnie zlazł na dół. Potem Peony - tym razem Bertie podsadził Titusa, w końcu działają razem! I teraz to mama Sprout dostała rogów. Jeszcze tyko karteczka pofrunęła do pokoju. Bo karteczka być musi! "Wesołego święta błaznów!"
Jeszcze zamknąć drzwi i uciekać, bo pewnie za chwilę się zbudzą!



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]26.12.16 22:35
Wywinęli już mnóstwo żartów i wciąż było im mało! Ba, nawet w podróży pomiędzy jednym a drugim domostwem ciągle rozmawiali o kolejnych figlach, śmiejąc się w głos!
Ollivander rozejrzał się po ogrodzie - nigdy wcześniej tu nie był, właściwie chyba nawet nie znał Peony, ale nie oszukujmy się - z Bertiem poszedłby wszędzie, szczególnie w ten jeden dzień. Podsadził Botta pod okno dzieciaka; było ciężko, bo przecież cukiernik był od niego i wyższy i cięższy, ale jakoś dał radę, chociaż się przy tym nieźle nasapał, a jak podeszli pod sypialnię Peony to kategorycznie odmówił ponownego dźwigania Bertiego i musieli się zamienić. Na szczęście (dla Botta) poszło całkiem sprawnie i Ollivander aż parsknął śmiechem o mało nie zlatując na ziemię. Zachwiał się, przytrzymując Bertiego, a kiedy jego stopy wreszcie dotknęły podłoża, odetchnął z ulgą.
- W nogi! - roześmiał się, puszczając biegiem ku bramie.

/ztx2


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Ogród [odnośnik]20.02.17 22:44
/ 30 kwietnia

Peony wierzyła, że każdy powinien odpowiedzieć za własne zbrodnie. Prędzej czy później każdy kto zasługiwał na karę miał ją otrzymać. Wierzyła w to i dlatego nie do końca rozumiała dlaczego to wszystko dotykało jej. Wiele mogła sobie w życiu przypisać. Wątpliwości, smutków, niepotrzebnych błędów. Jednak to wszystko co ciągle działo się w jej życiu było karą za grzechy, ale nie jej… jej byłego męża. Może więcej jest prawdy w wypowiadanej przysiędze niż mogłoby się wydawać. Zwykle dzieli się w takich momentach wszystkim. Szczęściem, zdrowiem, ale też smutkiem i problemami. Byłaby okrutna myśląc, że śmierć mogłaby ją od tego uwolnić. Dlatego kiedy tylko dowiedziała się o tym, że jej mąż postanowił coś ukryć w ich domu i jej o tym nie powiedzieć zaczęła szukać. Wszędzie. Jej dom był wielką graciarnią zgromadzonych przez lata rzeczy. Wiedziała jednak, że musi być to coś wartościowego. Coś czego nie mógłby ukryć na widoku ani jej ani dziecka. Dlatego było to takie trudne. Przez lata ich małżeństwo przypominało pantomimę. Nie mówili sobie o niczym, nie zwierzali się sobie, a w momencie kryzysowym Peony marzyła tylko o tym by to wszystko po prostu się skończyło. Kiedy poszukiwania nie przyniosły rezultatu na jakiś czas odpuściła. Skoro nikt przez dwa lata się o to nie upomniał dlaczego miałby upomnieć się teraz? Może nie powinna sobie zawracać głowy czymś czego nigdy nie widziała? Może Gregory powiedział tak Floreanowi tylko po to by ten dał mu spokój? Nie było nic dziwnego w tym, że chciała sobie jakoś to wytłumaczyć. Zadręczała się przeszłością odkąd tylko pamiętała. Może wystarczyło odpuścić? I pewnie właśnie tak by się stało gdyby nie jej spotkanie z lordem Greengrassem. Peony miała sprzedać mu kilka mandragor do leczenia smoków. Nie byłoby w tym nic niepokojącego gdyby nie fakt, że przy wejściu do restauracji zatrzymała ją policja antymugolska chcąca odprowadzić kobietę do Tower za handel nielegalnymi substancjami. Chociaż sytuacja skończyła się dobrze to i tak Peony poczuła oddech sprawiedliwości, który później przez całą noc nie dał jej spać. Kiedy tylko wstała, odesłała młodego Sprouta do Aspena, a potem zajęła się przeszukiwaniem działki. Najpierw przeszukiwała podwórek robiąc przy tym okropny bałagan, następnie szopę stojącą przy szklarniach i każdą deskę pod którą mógł coś wsadzić jej były mąż. W końcu zdecydowała się na trochę drastyczniejsze środki. Jeżeli miała to znaleźć chociażby w ścianie to wiedziała, że to znajdzie. Ruszyła w stronę składzika, który służył przez wiele lat jako gabinet na początku ich wspólny później tylko jej męża. Wiedziała, że już tutaj przeszukiwała, ale… no właśnie, ale. Nidy nic nie wiadomo. Już miała przewrócić biurko i badać każdą pojedynczą deskę kiedy usłyszała skrzypienie furtki. Zdezorientowana uniosła brew wyglądając ze składzika.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Ogród [odnośnik]26.02.17 15:24
Minął już miesiąc od śmierci Potterów, a Florean wciąż nie mógł się z tym pogodzić. Wydawało mu się, że zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą przynależność do Zakonu Feniksa. Od razu zgodził się do niego dołączyć i od tamtej pory bez przerwy nosił przy sobie pierścień zakonu, czując się z nim pewniej. Bezpieczniej? Wydarzenia z początku kwietnia porządnie nim zatrzęsły, nakazując zadać sobie parę poważnych pytań. Cała ta wesoła otoczka ratowania świata przed złem w grupie wspaniałych ludzi zaczęła wyraźnie blednąć, bo Florean uzmysłowił sobie, że w tym wszystkim nie ma ani grama żartu. To jest faktycznie niebezpieczeństwo, które może każdego z nich dosięgnąć w każdej chwili. A masowe zamknięcia w Tower? A istnienie policji antymugolskiej? Każde z tych nieszczęść sprawiało, że Florean tym bardziej chciał stawiać opór. Ten strach, który pojawił się w nim po śmierci przyjaciół, tylko go do tego mobilizował.
A gdzie w tym wszystkim Peony? Szczerze mówiąc, Florean zapomniał o tej całej sprawie. Przypomniał sobie w najmniej odpowiednim momencie, kiedy sprzedawał klientowi gałkę lodów karmelowych. Obiecał sobie napisać do niej list zaraz po powrocie do domu i jak postanowił, tak zrobił. Wyglądał przez okno, wyczekując odpowiedzi, kiedy postanowił na własne oczy sprawdzić jak jej idzie. Musiał coś ze sobą zrobić - nie mógł reszty dnia spędzić w czterech ścianach, myśląc o najgorszym. Przebrał się i czym prędzej teleportował przed furtkę dawnego domu Peony. Rozejrzał się dookoła, próbując gdzieś dostrzec znajomą twarz, lecz nigdzie jej nie zauważył. Uchylił furtkę, która zaskrzypiała tak głośno, że chyba usłyszeli go wszyscy okoliczni sąsiedzi, i wszedł na posesję. - O, tu jesteś! - Powiedział, podchodząc bliżej. I wtedy uświadomił sobie, że może niepotrzebnie zawraca jej głowę. - Tak tylko wpadłem... Zobaczyć jak ci idzie - odpowiedział odrobinę zmieszany, mając ochotę zawrócić się na pięcie i teleportować się z powrotem do mieszkania, nawet jeżeli w głębi żywił nadzieję, że Peony jednak przyjmie jego pomoc. Nie chciał bezczynnie siedzieć, musiał zająć czymś szalejące myśli. - I zaproponować pomoc - dodał.
Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 2 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Ogród [odnośnik]27.02.17 21:32
Peony nie miała zwykle w zwyczaju mieszać innych ludzi we własne problemy. Może właśnie dlatego tak długo tkwiła w czymś takim toksycznym przez tak długi czas. Budowała sobie w głowie obraz siebie całkowicie winnej temu wszystkiemu. Skazana na własne wybory. Przez długi czas nikt nie wiedział o tym co działo się w jej życiu, a ona nie miała odwagi by prosić o jakąkolwiek pomoc. Teraz też nie oczekiwała, że ktoś wyciągnie do niej rękę chociaż nie miała zamiaru już ukrywać tego w jak wielkim i przepełnionym niepewnością dołku się znalazła. Była wdzięczna, że Florek znalazł dla niej czas. Zrobiło jej się ciepło na sercu gdy do niej napisał chociaż tak naprawdę nie miał powodów by czuć się do tego zobowiązanym. Kilka lat wcześniej wykonywał swoją pracę i choć Peony pewnie zachowałaby się podobnie to jednak zwykle uważała, że zbytni altruizm u ludzi jest ich słabą stroną. Zwykle to co oddajemy nie wraca do nas w żadnym stopniu. No chyba, że oddajemy to także altruiście. Nie oszukujmy się jednak. Takich ludzi jest jak na lekarstwo i Peony bardzo dobrze to wiedziała. Dlatego słysząc dźwięk otwieranej furtki nie pomyślała, że to może być tknięty chęcią pomocy Florek. Spojrzała zaskoczona widząc jego twarzy wyłaniającą się zza drzewa. Peony uśmiechnęła się lekko bo chociaż była kompletnie załamana rezultatem własnych działań to jednak chyba jeszcze nie do końca straciła nadzieję. Rozejrzała się rozkładając ręce w całkowitej bezradności. - Myślę, że to już jest poziom całkowitej… katastrofy. - mruknęła spoglądając na powyrzucane ze składzika części mebli. - A w domu jest tylko gorzej. - dodała chcąc rozwiać jego wątpliwości. Peony zwykle kiedy się za coś brała to robiła to całym sercem. Poświęcała cały swój czas i spoglądała na realizacje swojego celu jak na wyzwanie, któremu trzeba sprostać. Teraz jednak wiedziała, że to nie jest tak proste. Musiała znaleźć coś co jeszcze miesiąc temu dla niej w ogóle nie istniało. - Jesteś pewny, że chcesz poświęć na to swój czas? Może być długo, głośno i od czasu do czasu mogą puścić mi nerwy. - powiedziała spoglądając na mężczyznę. Właściwie to nawet miała nadzieje, że zechce zostać. Przydałoby jej się jakieś towarzystwo w tym wszystkim. Może dlatego, że o tym wszystkim wiedział? A może dlatego, że miała dosyć robienia wszystkiego sama? Dziwne jak bardzo ich ścieżki się skrzyżowały. Czasami świat ją naprawdę zadziwiał.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Ogród [odnośnik]04.03.17 0:04
Florian nigdy nie chciał nikomu sprawiać problemu. Raczej cierpiał na syndrom domowego skrzata i najchętniej pomagałby ludziom, kiedy ci tego nie widzą. Dlatego też entuzjazm Peony podwójnie go ucieszył i pozbył się wszelkich wątpliwości co do słuszności przybycia w to miejsce. - Nie może być aż tak źle - powiedział, wzruszając bezradnie ramionami. - Tak, jestem pewny - dodał, a Peony nawet nie wiedziała jak wielką przysługę mu robi tą możliwością pomocy. Nie zniósłby reszty dnia spędzonej w ciasnym mieszkaniu z własnymi myślami. Na podkreślenie własnych słów podwinął nieco rękawy. - Myślę, że nawet z puszczonymi nerwami dam sobie radę - stwierdził i wszedł za Peony do mieszkania. Od razu rzucił mu się w oczy wszechobecny bałagan, co wskazywało tylko na to, że Piwka nie próżnuje. - Długo tu siedzisz? - Zapytał, zdejmując z siebie kurtkę i kładąc ją gdzieś na oparciu fotela. Rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu i niepewnie podszedł do jednej z szafek. Nie czuł się zbyt komfortowo, grzebiąc w jej rzeczach, niemniej właśnie to musieli dzisiaj zrobić. Otworzył jedną z szuflad i zajrzał do środka, przeglądając pobieżnie wszystkie znalezione papiery. Próbował wyrzuć z głowy śmierć swoich przyjaciół, by zapełnić nią myślami o tajemniczych przedmiotach i planach poszukiwań. Czym mogła być ta rzecz? Raczej nie dokumentem, dlatego też przeglądając drugą szufladę już zdecydowanie mniejszą uwagę poświęcił na leżące tam papiery. - Znasz się na sowach? - Zapytał nagle, uznając, że najlepiej będzie poruszyć inny temat niż były mąż. - Bo moja sowa ostatnio zanosiła listy obcym ludziom i... cóż, wyszło z tego parę nieporozumień - dodał i nawet dało się usłyszeć w jego głosie nutę rozbawienia. Gdyby nie ostatnie wydarzenia to w ogóle śmiałby się w głos z tej głupoty swojej sówki Laverne, lecz ostatnimi czasy był trochę mniej wylewny w swoich uczuciach. Odsunął szafę na tyle, na ile zdołał, ale znalazł za nią jedynie kurz i parę pająków. - Nie wygląda na chorą, ale może powinienem pójść z nią do weterynarza - powiedział, a raczej stęknął, bo w tym samym momencie przesuwał szafę na miejsce. Cóż, nigdy nie odznaczał się szczególną siłą, co zresztą można było wywnioskować po jego szczupłej budowie.
Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 2 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach