Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade :: Gospoda pod Świńskim Łbem
Stoliki na środku
AutorWiadomość
Stoliki na środku
Nieco lepiej oświetlone stoły na środku pubu są jednocześnie tymi najbardziej rozchwianymi. Stoją w miejscu, które lata temu służyło za taneczny parkiet. Na obdrapanych blatach znaleźć można napisy zapaleńców Quidditcha obrażające nielubianą drużynę. Nic dziwnego, skoro stoliki odkupiono od Hogwartu za bezcen, gdy tam przestały być potrzebne. Po niektórych widać, że część uczniów niezbyt dobrze radziła sobie z eliksirami, przypalone krawędzie nie świadczą bowiem o ich wybitnych zdolnościach w dziedzinie alchemii.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:17, w całości zmieniany 3 razy
|27/11/1957
Kiedy na świeżo zanotował wszystkie informacje na swoich mapach i notatnikach odnośnie kanałów pod Londynem zauważył, że w Czarnym Kocie zbyt dokładnie mu się przyglądali, uznał więc że należy się jak najszybciej ulotnić. Nie chciał wzbudzać podejrzeń ani zostać zbyt dobrze zapamiętanym. Miał delikatną robotę do zrobienia i potrzebował do tego ludzi. Musiał zebrać ekipę, która mu pomoże i będzie nie tylko dyskretna ale również sprytna. Musieli umieć odnaleźć się w sytuacji, która wydawała się bez wyjścia; wręcz beznadziejna. Jeżeli będą uciekać w każdej kryzysowej sytuacji to planowanie przerzucania ludzi nie miało najmniejszego sensu.
Wchodząc do Świńskiego Łba poczuł lekkie rozluźnienie panującą tutaj atmosferą. Stoliki prosto z Hogwartu pobudzały wspomnienia, których posiadał wiele z czasów szkolnych. Zamówił kufel piwa i zajął miejsce przy jednym z rozklekotanych stolików z nadpaleniami po nieudanych eliksirach, cóż te też nie były jego mocną stroną.
Teraz mógł w spokoju skupić się nad tym jak opracować plan przerzucania ludzi z innych hrabstw na ziemie Macmillanów czy Pewrettów, a to też było wyzwaniem. Najtrudniejszym etapem było wyciągnięcie ich niezauważenie z terenów zajętych przez Rycerzy, którzy panoszyli się po całym kraju siejąc terror. Rozsiadł się wygodniej na krześle wyciągając nogi przed siebie i odchylił głowę do tyłu starając się zebrać myśli.
Musiał zrobić w każdym hrabstwie rekonesans a to wiązało się z działaniem incognito, nie rzucaniem się w oczy oraz pchaniem się prosto w paszczę lwa. Wiedział, że Hal mu nie odmówi, ale ich dwóch to zdecydowanie za mało aby mogli działać wspólnie. Musiał odświeżyć stare znajomości i nie wiedzieć czemu od razu pomyślał o Starym Szczurze, który okazał się chodzącą zagadką, ale z tego co zdążył zaobserwować mógł okazać się cennym sprzymierzeńcem… niezbyt lotnym, ale oddanym. Potrzebował też transportu, który by przenosił ludzi wodą, człowieka ze statkiem i chyba takiego nawet miał, ale to musiał się upewnić.
Tok rozmyślań przerwało mu pojawienie się kolejnej osoby w knajpie. Zerknął kątem oka na przybysza i rozpoznał go z daleka. Moore, Volans Moore we własnej osobie. Pamiętał go jeszcze z czasów szkolnych kiedy jeszcze żaden z nich nie myślał o tym jak będzie wyglądać ich przyszłość.
Kiedy na świeżo zanotował wszystkie informacje na swoich mapach i notatnikach odnośnie kanałów pod Londynem zauważył, że w Czarnym Kocie zbyt dokładnie mu się przyglądali, uznał więc że należy się jak najszybciej ulotnić. Nie chciał wzbudzać podejrzeń ani zostać zbyt dobrze zapamiętanym. Miał delikatną robotę do zrobienia i potrzebował do tego ludzi. Musiał zebrać ekipę, która mu pomoże i będzie nie tylko dyskretna ale również sprytna. Musieli umieć odnaleźć się w sytuacji, która wydawała się bez wyjścia; wręcz beznadziejna. Jeżeli będą uciekać w każdej kryzysowej sytuacji to planowanie przerzucania ludzi nie miało najmniejszego sensu.
Wchodząc do Świńskiego Łba poczuł lekkie rozluźnienie panującą tutaj atmosferą. Stoliki prosto z Hogwartu pobudzały wspomnienia, których posiadał wiele z czasów szkolnych. Zamówił kufel piwa i zajął miejsce przy jednym z rozklekotanych stolików z nadpaleniami po nieudanych eliksirach, cóż te też nie były jego mocną stroną.
Teraz mógł w spokoju skupić się nad tym jak opracować plan przerzucania ludzi z innych hrabstw na ziemie Macmillanów czy Pewrettów, a to też było wyzwaniem. Najtrudniejszym etapem było wyciągnięcie ich niezauważenie z terenów zajętych przez Rycerzy, którzy panoszyli się po całym kraju siejąc terror. Rozsiadł się wygodniej na krześle wyciągając nogi przed siebie i odchylił głowę do tyłu starając się zebrać myśli.
Musiał zrobić w każdym hrabstwie rekonesans a to wiązało się z działaniem incognito, nie rzucaniem się w oczy oraz pchaniem się prosto w paszczę lwa. Wiedział, że Hal mu nie odmówi, ale ich dwóch to zdecydowanie za mało aby mogli działać wspólnie. Musiał odświeżyć stare znajomości i nie wiedzieć czemu od razu pomyślał o Starym Szczurze, który okazał się chodzącą zagadką, ale z tego co zdążył zaobserwować mógł okazać się cennym sprzymierzeńcem… niezbyt lotnym, ale oddanym. Potrzebował też transportu, który by przenosił ludzi wodą, człowieka ze statkiem i chyba takiego nawet miał, ale to musiał się upewnić.
Tok rozmyślań przerwało mu pojawienie się kolejnej osoby w knajpie. Zerknął kątem oka na przybysza i rozpoznał go z daleka. Moore, Volans Moore we własnej osobie. Pamiętał go jeszcze z czasów szkolnych kiedy jeszcze żaden z nich nie myślał o tym jak będzie wyglądać ich przyszłość.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Odczuwał dosyć dotkliwie wszystkie ograniczenia nałożone na czarodziejów o niepożądanym statusie krwi. Zapewne nie tylko jemu brakowało możliwości swobodnego poruszania się po Londynie, bez konieczności rejestrowania różdżki i wielu innych rzeczy, które były nie tyle zbędne, co równie szkodliwe dla dyskryminowanej części społeczeństwa.
Ku jego niezadowoleniu ograniczeniom podlegały jego ulubione miejsca, pozostałe lokale splajtowały. Gospoda pod świńskim łbem zdawała się zaskakująco dobrze trzymać. Zapewne jest to związane z napływem stałych klientów w postaci uczniów Hogwartu, prawdopodobnie nauczycieli i mieszkańców Hogsmeade.
Przekraczając próg tej gospody zdał sobie sprawę z tego, że dawno nie był w tym miejscu. Gospoda pozostała wciąż taka sama. Taką ją zapamiętał. Również z pewną nostalgią przyglądał się szkolnym stolikom w tej sali. Rozklekotane, nadgryzione zębem czasu stoliki. Kiedy był uczniem, na blacie jednego stolika, wyrył między innymi swoje inicjały. Przez myśl mu przemknęło to, czy ta oznaczona przez niego ława wciąż znajduje się w Hogwarcie czy może trafiła w podobne do tego miejsce. Może nawet tutaj. Może powinien to sprawdzić.
Z eliksirami wychodziło mu naprawdę różnie, w zależności od ich złożoności. Nie uważał się za mistrza w tej dziedzinie. Status szkolnej gwiazdy i miejsce w Klubie Ślimaka głównie zawdzięczał swojemu miejscu w szkolnej drużynie quidditcha.
Podążył jednak zupełnie inną drogą i w żadnym stopniu tego nie żałował. Względnie dobrze mu się wiodło w obecnych czasach, choć zawsze mogło być lepiej. Zamierzał do tego dążyć za wszelką cenę. Czasu nie cofnie i nie zmieni historii, jednak mógł mieć nadzieję na to, że powstanie nowy ład i pewne przestarzałe zasady odejdą w niebyt. Chciał przeżyć resztę życia w świecie bez sztucznych podziałów, na mocy których o wartości danego czarodzieja świadczy nazwisko czy też krew płynąca w żyłach.
Po wstępnych oględzinach rozpiął guziki płaszcza i wkroczył między stoliki. Również zamówił piwo. Wypatrzył po chwili siedzącego nad kuflem tego trunku Herberta, po chwili kierując się w jego stronę.
— Kopę lat. Jak się masz? — Przywitał starego druha z uśmiechem. Postawił kufel na stoliku i odsunął sobie krzesło, by na nim usiąść.
Ku jego niezadowoleniu ograniczeniom podlegały jego ulubione miejsca, pozostałe lokale splajtowały. Gospoda pod świńskim łbem zdawała się zaskakująco dobrze trzymać. Zapewne jest to związane z napływem stałych klientów w postaci uczniów Hogwartu, prawdopodobnie nauczycieli i mieszkańców Hogsmeade.
Przekraczając próg tej gospody zdał sobie sprawę z tego, że dawno nie był w tym miejscu. Gospoda pozostała wciąż taka sama. Taką ją zapamiętał. Również z pewną nostalgią przyglądał się szkolnym stolikom w tej sali. Rozklekotane, nadgryzione zębem czasu stoliki. Kiedy był uczniem, na blacie jednego stolika, wyrył między innymi swoje inicjały. Przez myśl mu przemknęło to, czy ta oznaczona przez niego ława wciąż znajduje się w Hogwarcie czy może trafiła w podobne do tego miejsce. Może nawet tutaj. Może powinien to sprawdzić.
Z eliksirami wychodziło mu naprawdę różnie, w zależności od ich złożoności. Nie uważał się za mistrza w tej dziedzinie. Status szkolnej gwiazdy i miejsce w Klubie Ślimaka głównie zawdzięczał swojemu miejscu w szkolnej drużynie quidditcha.
Podążył jednak zupełnie inną drogą i w żadnym stopniu tego nie żałował. Względnie dobrze mu się wiodło w obecnych czasach, choć zawsze mogło być lepiej. Zamierzał do tego dążyć za wszelką cenę. Czasu nie cofnie i nie zmieni historii, jednak mógł mieć nadzieję na to, że powstanie nowy ład i pewne przestarzałe zasady odejdą w niebyt. Chciał przeżyć resztę życia w świecie bez sztucznych podziałów, na mocy których o wartości danego czarodzieja świadczy nazwisko czy też krew płynąca w żyłach.
Po wstępnych oględzinach rozpiął guziki płaszcza i wkroczył między stoliki. Również zamówił piwo. Wypatrzył po chwili siedzącego nad kuflem tego trunku Herberta, po chwili kierując się w jego stronę.
— Kopę lat. Jak się masz? — Przywitał starego druha z uśmiechem. Postawił kufel na stoliku i odsunął sobie krzesło, by na nim usiąść.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czasami czuł się jak zbieg, ale najwidoczniej taki urok działania przeciwko aktualnej władzy. To jednak go nie zniechęcało, a napędzało jeszcze bardziej. Był w tym punkcie, w którym się zatrzymujesz i zawracasz albo brniesz dalej. On wybrał aby iść dalej przed siebie. Miał cel, który chciał osiągnąć, ale przy tym nie mógł działać na oślep.
Takie chwile jak ta pozwalały mu zebrać myśli. Powinien odwiedzić Despenser, obiecał jej przecież to, a od dawna nie odezwał się do niej słowem. Jednak jej też nie chciał narażać, nie mogła się wychylać ze swoją przypadłością, a on był podłym przyjacielem skoro jej nawet nie odwiedził. Już wiedział, ze musi to nadrobić, tak jak teraz przyszło to same w osobie Moora. Podniósł spojrzenie na mężczyznę, który się do niego przysiadł.
-Volans Moore- Mruknął pod nosem tak cicho, że tylko oni słyszeli jak wypowiada imię czarodzieja. –Myślałem, że już smoki całkowicie cię pochłonęły.
Uśmiechnął się do niego półgębkiem i poczekał, aż ten zajmie miejsce przy stoliku.- Masa roboty. – Sięgnął po swoje piwo.-Łączy nas wspólny cel.
Upił solidny łyk, po czym zerknął ma Volansa.
-Staram się przetrwać, jak każdy z resztą. – Piwo było cienkie, rozcieńczane wodą, ale cóż poradzić skoro oszczędzało się teraz na wszystkim co możliwe. Ostatnio wpadał coraz częściej na osoby z przeszłości i te, które nie kochały obecnej władzy. Nie wierzył w przeznaczenie, ale jak wrócił do kraju to takiego odzewu nie było. Zresztą nie wiedział, do kogo miał się odezwać. Ludzie przychodzili i odchodzili, on też może w pewnym momencie nagle zniknąć, całkowicie bez słowa i nikt nie będzie wiedział co się z nim stało. –Zajmuję się ogrodami, badam krzyżówki kwiatów, próbuję skupić się na pisaniu książki. – Prawda była taka, że od wielu dni nie napisał ani słowa. Nie miał sił ani czasu aby oddawać się tak prozaicznej czynności, a może powinien, by choć na chwilę wrócić wspomnieniami do miłych chwil kiedy jeszcze nie starał się ugryź terrorystów i im szkodzić jak tylko potrafił.
Takie chwile jak ta pozwalały mu zebrać myśli. Powinien odwiedzić Despenser, obiecał jej przecież to, a od dawna nie odezwał się do niej słowem. Jednak jej też nie chciał narażać, nie mogła się wychylać ze swoją przypadłością, a on był podłym przyjacielem skoro jej nawet nie odwiedził. Już wiedział, ze musi to nadrobić, tak jak teraz przyszło to same w osobie Moora. Podniósł spojrzenie na mężczyznę, który się do niego przysiadł.
-Volans Moore- Mruknął pod nosem tak cicho, że tylko oni słyszeli jak wypowiada imię czarodzieja. –Myślałem, że już smoki całkowicie cię pochłonęły.
Uśmiechnął się do niego półgębkiem i poczekał, aż ten zajmie miejsce przy stoliku.- Masa roboty. – Sięgnął po swoje piwo.-Łączy nas wspólny cel.
Upił solidny łyk, po czym zerknął ma Volansa.
-Staram się przetrwać, jak każdy z resztą. – Piwo było cienkie, rozcieńczane wodą, ale cóż poradzić skoro oszczędzało się teraz na wszystkim co możliwe. Ostatnio wpadał coraz częściej na osoby z przeszłości i te, które nie kochały obecnej władzy. Nie wierzył w przeznaczenie, ale jak wrócił do kraju to takiego odzewu nie było. Zresztą nie wiedział, do kogo miał się odezwać. Ludzie przychodzili i odchodzili, on też może w pewnym momencie nagle zniknąć, całkowicie bez słowa i nikt nie będzie wiedział co się z nim stało. –Zajmuję się ogrodami, badam krzyżówki kwiatów, próbuję skupić się na pisaniu książki. – Prawda była taka, że od wielu dni nie napisał ani słowa. Nie miał sił ani czasu aby oddawać się tak prozaicznej czynności, a może powinien, by choć na chwilę wrócić wspomnieniami do miłych chwil kiedy jeszcze nie starał się ugryź terrorystów i im szkodzić jak tylko potrafił.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Volans jeszcze nie działał oficjalnie na rzecz Zakonu, jednak dobrze wiedział jak dokładnie wyglądają te uroki działania przeciwko obecnej władzy. Podobizna jego młodszego z pewnością zdobiła teraz jeszcze więcej ścian niż kiedy był szukającym Jastrzębi. A on musiał poważnie uważać na to, komu przedstawia się pełnym imieniem i nazwiskiem.
Jeszcze trafi na kogoś ogarniętego, kto doda dwa do dwóch i poczuje się gotów do spełnienia obywatelski obowiązek doniesienia na Moore'a. A to, że nie tego z listu gończego nie ma znaczenia, skoro i on jest sojusznikiem słusznej sprawy. I to nie tak że obawia się tego, co mogą mu zrobić, jeśli znajdzie się w takiej sytuacji. Obawiał się tego, co mogą z niego wyciągnąć na temat jego rodziny. O Zakonie mało co wiedział. Na razie. Na szczęście.
— We własnej osobie, Herbercie — Odrzekł półgłosem z nikłym uśmiechem.— Wymagają dużo pracy, ale nie samymi smokami żyje smokolog — Pozwolił sobie na subtelny żart, okraszony krótkim śmiechem.
— Potrzebujesz czegoś w związku z tą masą roboty? Jak mogę pomóc ci w słusznej sprawie? — Zapytał konspiracyjnym szeptem, aczkolwiek bardzo poważnie. Był gotów zaangażować się.
— Niektórzy nie muszą się martwić, czy i jak przetrwać kolejny dzień — Skwitował z przekąsem, nawiązując do pływającej niczym pączki w maśle części arystokracji. — Uch.. smakuje okropnie. Nie żeby przed wojną było lepsze, ale przynajmniej nie było chrzczone — Jego zdaniem najlepsze piwo można było dostać w Trzech Miotłach. Do Gospody po świńskim łbem chodziło się, gdy robiło się coś niewłaściwego i chciało się mieć względny spokój.
Miał nadzieję, że przetrwają to piekło, ale przede wszystkim, że uczynią ten świat lepszym miejscem dla przyszłych pokoleń. Być może założą rodziny. Nie chciał by jego ewentualne dzieci i wnuki żyły w strachu przez to, że co najmniej jedno z ich rodziców nie było czystokrwiste.
— Widzę, ze nie próżnujesz. O czym piszesz? O czymś z zakresu magibotaniki? — Podsumował dotychczasowe dokonania swojego przyjaciela. Dostrzegałw tym pewną ironię, ukrytą między wierszami.
Jeszcze trafi na kogoś ogarniętego, kto doda dwa do dwóch i poczuje się gotów do spełnienia obywatelski obowiązek doniesienia na Moore'a. A to, że nie tego z listu gończego nie ma znaczenia, skoro i on jest sojusznikiem słusznej sprawy. I to nie tak że obawia się tego, co mogą mu zrobić, jeśli znajdzie się w takiej sytuacji. Obawiał się tego, co mogą z niego wyciągnąć na temat jego rodziny. O Zakonie mało co wiedział. Na razie. Na szczęście.
— We własnej osobie, Herbercie — Odrzekł półgłosem z nikłym uśmiechem.— Wymagają dużo pracy, ale nie samymi smokami żyje smokolog — Pozwolił sobie na subtelny żart, okraszony krótkim śmiechem.
— Potrzebujesz czegoś w związku z tą masą roboty? Jak mogę pomóc ci w słusznej sprawie? — Zapytał konspiracyjnym szeptem, aczkolwiek bardzo poważnie. Był gotów zaangażować się.
— Niektórzy nie muszą się martwić, czy i jak przetrwać kolejny dzień — Skwitował z przekąsem, nawiązując do pływającej niczym pączki w maśle części arystokracji. — Uch.. smakuje okropnie. Nie żeby przed wojną było lepsze, ale przynajmniej nie było chrzczone — Jego zdaniem najlepsze piwo można było dostać w Trzech Miotłach. Do Gospody po świńskim łbem chodziło się, gdy robiło się coś niewłaściwego i chciało się mieć względny spokój.
Miał nadzieję, że przetrwają to piekło, ale przede wszystkim, że uczynią ten świat lepszym miejscem dla przyszłych pokoleń. Być może założą rodziny. Nie chciał by jego ewentualne dzieci i wnuki żyły w strachu przez to, że co najmniej jedno z ich rodziców nie było czystokrwiste.
— Widzę, ze nie próżnujesz. O czym piszesz? O czymś z zakresu magibotaniki? — Podsumował dotychczasowe dokonania swojego przyjaciela. Dostrzegałw tym pewną ironię, ukrytą między wierszami.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Siedząc pod Świńskim Łbem nie wiedział, że jego poczynania są obserwowane uważnie i że za jakiś czas zgłosi się do niego członek zakonu proponując wspólne działanie przeciwko opresyjnej władzy, która chciała wykroić idealny świat pod siebie nie patrząc na cierpienia zwykłych ludzi. Teraz jednak popijał chrzczone piwo w towarzystwie starego znajomego, który bez cienia wahania wyciągnął w jego stronę pomocną dłoń. Herbert wyprostował się i usiadł pewniej przy stoliku.
-Zbieram mapy, większość z czasów mugolskiej pierwszej i drugiej wojny światowej. Mieli trasy i szlaki przerzucania swoich ludzi po całym kraju, ale nie tylko. - Zaczął mówić Herbert upewniając się, że nikt im się za bardzo nie przysłuchuje. Wolał jednak teraz nie wpaść kiedy miał do zrealizowania parę bardziej ambitnych planów. -Jeszcze jest port, który aż się prosi aby mieć w nim swoje uszy i oczy.
Doki były zaniedbane zarówno przez Zakon jak i przez Rycerzy, a tam drzemała ogromna siła. Widział ją za każdym razem kiedy przychodził do Parszywego. W Dokach można było mieć swoją siatkę informatorów i szpiegów, którzy od środka by mówili co się dzieje. Londyn był zajęty, koty przechadzały się po ulicach, ale nigdy żaden kot nie wytępił wszystkich szczurów. I choć porównanie nie było zbyt chwalebne to musieli stać się szczurami, których nie da się wytępić. Musieli uprzykrzać życie jak się dało i być solą w oku, drażniącą, której nie da się pozbyć, wiecznie raniącą i przeszkadzającą w życiu.
Nie wiedział czy Volans będzie chciał mu w czymś pomóc, ale to były właśnie dwie sprawy, z którymi ostatnio się zmagał i robił wszystko by plan zrealizować, choć samemu było o wiele trudniej. Nie miał wsparcia, nie posiadał zasobów ani wiedzy, którą zapewne dysponował Zakon. Jakiś czas temu zapewnił Macmillana, że jest gotów do pracy i działania by wspierać walczących o słuszną rację i nawet jak było mu ciężko to nie miał zamiaru się z danego słowa wycofywać.
-Bardziej skupiam się na podróżach i tym co w ich trakcie odkryłem. - Wyjaśnił i pociągnął solidny łyk z kufla. - Badania wciąż prowadzę nad roślinami, parę chcę spróbować wyhodować w naszej szklarni i obserwować ich rozwój. Wtedy będę mógł je opisać oraz opublikować.
-Zbieram mapy, większość z czasów mugolskiej pierwszej i drugiej wojny światowej. Mieli trasy i szlaki przerzucania swoich ludzi po całym kraju, ale nie tylko. - Zaczął mówić Herbert upewniając się, że nikt im się za bardzo nie przysłuchuje. Wolał jednak teraz nie wpaść kiedy miał do zrealizowania parę bardziej ambitnych planów. -Jeszcze jest port, który aż się prosi aby mieć w nim swoje uszy i oczy.
Doki były zaniedbane zarówno przez Zakon jak i przez Rycerzy, a tam drzemała ogromna siła. Widział ją za każdym razem kiedy przychodził do Parszywego. W Dokach można było mieć swoją siatkę informatorów i szpiegów, którzy od środka by mówili co się dzieje. Londyn był zajęty, koty przechadzały się po ulicach, ale nigdy żaden kot nie wytępił wszystkich szczurów. I choć porównanie nie było zbyt chwalebne to musieli stać się szczurami, których nie da się wytępić. Musieli uprzykrzać życie jak się dało i być solą w oku, drażniącą, której nie da się pozbyć, wiecznie raniącą i przeszkadzającą w życiu.
Nie wiedział czy Volans będzie chciał mu w czymś pomóc, ale to były właśnie dwie sprawy, z którymi ostatnio się zmagał i robił wszystko by plan zrealizować, choć samemu było o wiele trudniej. Nie miał wsparcia, nie posiadał zasobów ani wiedzy, którą zapewne dysponował Zakon. Jakiś czas temu zapewnił Macmillana, że jest gotów do pracy i działania by wspierać walczących o słuszną rację i nawet jak było mu ciężko to nie miał zamiaru się z danego słowa wycofywać.
-Bardziej skupiam się na podróżach i tym co w ich trakcie odkryłem. - Wyjaśnił i pociągnął solidny łyk z kufla. - Badania wciąż prowadzę nad roślinami, parę chcę spróbować wyhodować w naszej szklarni i obserwować ich rozwój. Wtedy będę mógł je opisać oraz opublikować.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Bycie sojusznikiem słusznej sprawy stało w sprzeczności z bezczynnością. Każdy z nich chciał zrobić wszystko, co w ich mocy po to, by odwrócić losy tej przeklętej wojny i zapewnić Zakonowi Feniksa należyte zwycięstwo. Powinni zaprowadzić nowy ład.
— Jeśli potrzebujesz map z tego okresu to mogę zapytać ojca czy takowych nie posiada i czy może pożyczyć — Odparł cicho po wysączeniu kolejnego łyka tego jakże wybornego trunku. Skrzywił się. Zamówiłby coś innego, ale byłby wstanie postawić na to własną różdżkę, że karczmarz chrzci inne alkohole. Nie powie tego na głos, gdyż jeszcze znajdzie się śmiałek chcący przystąpić do tego zakładu. — Myślę, że to dałoby się to zorganizować, gdyby nawiązać kontakt z odpowiednimi ludźmi, na przykład z przemytnikami, żeglarzami i kupcami — Dodał konspiracyjnym półgłosem. Nawet on zdawał sobie sprawę z tego, jakie korzyści może dawać kontrolowanie portu. To nie tylko przepływ informacji, ale również kontrolowanie zapasów transportowanych drogą morską.
Na chwilę obecną mógł służyć mu wyłącznie radą, jednak był w skłonny zaangażowania się w to znacznie bardziej. Bardzo mu na tym zależało. Bardzo chciał się okazać przydatny dla Zakonu i jego sojuszników bez względu na wszystko.
— Niewątpliwie to będzie nad wyraz intrygująca lektura. Przyznam się, że brakuje mi możliwości podróżowania po świecie. Brałem udział w kilku ekspedycjach badawczych. Teraz moje miejsce jest tutaj, przy rodzinie. Nie chcieli stąd wyjechać... to ja zostałem. Wiem, że mnie potrzebują — Docenił wkład Herberta w rozwój nauki i jego chęć do samorozwoju. Zwierzył mu się z tego, czego czasem mu brakowało. Jednak w tonie jego głosu nie było nic. co by wskazało na to, że żałuje podjętej decyzji, że został do tego zmuszony albo, że ma to za złe swoim bliskim. Nic z tych rzeczy. Była to świadoma decyzja.
— Myślę, że prowadzone przez ciebie badania mogłyby zainteresować Castora Sprouta. To twój daleki kuzyn, czyż nie? — Zasugerował swojemu towarzyszowi nie tyle pomoc w prowadzeniu badać, co ich odbiorcę. Nie wszyscy lubili dzielić się z innymi swoimi dokonaniami naukowymi czy ogólnie osiągnięciami. Jego zdaniem Castor chętnie przeczytał takie badania po ich publikacji.
— Jeśli potrzebujesz map z tego okresu to mogę zapytać ojca czy takowych nie posiada i czy może pożyczyć — Odparł cicho po wysączeniu kolejnego łyka tego jakże wybornego trunku. Skrzywił się. Zamówiłby coś innego, ale byłby wstanie postawić na to własną różdżkę, że karczmarz chrzci inne alkohole. Nie powie tego na głos, gdyż jeszcze znajdzie się śmiałek chcący przystąpić do tego zakładu. — Myślę, że to dałoby się to zorganizować, gdyby nawiązać kontakt z odpowiednimi ludźmi, na przykład z przemytnikami, żeglarzami i kupcami — Dodał konspiracyjnym półgłosem. Nawet on zdawał sobie sprawę z tego, jakie korzyści może dawać kontrolowanie portu. To nie tylko przepływ informacji, ale również kontrolowanie zapasów transportowanych drogą morską.
Na chwilę obecną mógł służyć mu wyłącznie radą, jednak był w skłonny zaangażowania się w to znacznie bardziej. Bardzo mu na tym zależało. Bardzo chciał się okazać przydatny dla Zakonu i jego sojuszników bez względu na wszystko.
— Niewątpliwie to będzie nad wyraz intrygująca lektura. Przyznam się, że brakuje mi możliwości podróżowania po świecie. Brałem udział w kilku ekspedycjach badawczych. Teraz moje miejsce jest tutaj, przy rodzinie. Nie chcieli stąd wyjechać... to ja zostałem. Wiem, że mnie potrzebują — Docenił wkład Herberta w rozwój nauki i jego chęć do samorozwoju. Zwierzył mu się z tego, czego czasem mu brakowało. Jednak w tonie jego głosu nie było nic. co by wskazało na to, że żałuje podjętej decyzji, że został do tego zmuszony albo, że ma to za złe swoim bliskim. Nic z tych rzeczy. Była to świadoma decyzja.
— Myślę, że prowadzone przez ciebie badania mogłyby zainteresować Castora Sprouta. To twój daleki kuzyn, czyż nie? — Zasugerował swojemu towarzyszowi nie tyle pomoc w prowadzeniu badać, co ich odbiorcę. Nie wszyscy lubili dzielić się z innymi swoimi dokonaniami naukowymi czy ogólnie osiągnięciami. Jego zdaniem Castor chętnie przeczytał takie badania po ich publikacji.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Takiej propozycji nie mógł odmówić. Jeżeli Volans mógł mu pomóc, to miał zamiar z owej pomocy skorzystać. Każda, nawet najmniejsza mogła go zbliżyć do osiągnięcia zamierzonego celu.
-Jeżeli jest taka możliwość, to chętnie skorzystam. - Odpowiedział od razu, a jasnoniebieskie oczy zaświeciły mocniej. Mając więcej map, będzie mógł wybrać się do danych punktów, potem stworzyć odpowiednie świstokliki. Cały plan powoli układał mu się w głowie. Upił łyk chrzczonego wina, które już straciło w większości swoje bąbelki i smakowało bardziej jak woda o smaku piwa. -Żeglarze… - Powtórzył za Moorem w zamyśleniu. Miał w głowie dwie osoby. Jedna, zdawało się, że zna port jak własną kieszeń, a druga… pływała statkiem. -Masz kogoś na myśli, a może jesteś w stanie nawiązać z kimś kontakt? - Zapytał jeszcze, bo po co miał szukać sam jeżeli Moore mógł go wspomóc, nawet na odległość, ale to zawsze coś. Na pewno Greyowi będzie łatwiej jeśli otrzyma jakieś jeszcze wsparcie. Bycie samotnym wilkiem w tym wszystkim mocno mu utrudniało.
Kolejne słowa sprawiły, że spojrzał uważniej na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego. Pokiwał głową uśmiechając się półgębkiem. Doskonale rozumiał opisana sytuacje. Sam znalazł się w podobnej. Tutaj była rodzina, która nie chciała wyjechać więc to on wrócił, by w czasie wojny być razem z nimi.
-Na razie podróżowanie zostało odwołane na czas nieokreślony. - Odparł spokojnie, również bez żalu w głosie. Jak mógłby mieć pretensje do brata i matki? Rozumiał ich decyzję więc chciał być wraz z nimi. Na początku nie miał zamiaru się angażować w wojnę, uznał, że ona go nie dotyczy. Jak bardzo się mylił przekonał się niedługo potem. Rzeczywistość w dość brutalny sposób go uświadomiła, że nie można stać po środku, a robiąc to pozwalasz aby wydarzenia toczyły się wokół ciebie, a nie wraz z Tobą. A po wszystkim, nie będziesz miał prawa głosu, bo nie zrobiłeś nic aby się przyczynić do zaistniałej sytuacji. Ponadto był przekonany, że aby zło zatriumfowało, wystarczy by dobrzy ludzie nic nie robili. Jako człowiek czynu nie potrafił za długo usiedzieć w miejscu, musiał coś zrobić. I tak wylądował tutaj, ze starymi mapami z czasów mugolskich wojen.
-Zgadza się. - Pokiwał głową. -Castor to mój kuzyn od strony matki. - Starali się z bratem w miarę regularnie odwiedzać Sproutów, ale też nie zawsze był czas. -Potrafi godzinami nie wychodzić ze szklarni i tracić w nich poczucie czasu. Raz Halbert go prawie zamknął na noc, bo zapomniał, że Castor tam siedział. A ten zaszył się w środku od świtu do nocy. - Młodszy kuzyn potrafił zatracić się tak we własnej pracy, która była też jego pasją, że cały świat przestawał istnieć.
-Jeżeli jest taka możliwość, to chętnie skorzystam. - Odpowiedział od razu, a jasnoniebieskie oczy zaświeciły mocniej. Mając więcej map, będzie mógł wybrać się do danych punktów, potem stworzyć odpowiednie świstokliki. Cały plan powoli układał mu się w głowie. Upił łyk chrzczonego wina, które już straciło w większości swoje bąbelki i smakowało bardziej jak woda o smaku piwa. -Żeglarze… - Powtórzył za Moorem w zamyśleniu. Miał w głowie dwie osoby. Jedna, zdawało się, że zna port jak własną kieszeń, a druga… pływała statkiem. -Masz kogoś na myśli, a może jesteś w stanie nawiązać z kimś kontakt? - Zapytał jeszcze, bo po co miał szukać sam jeżeli Moore mógł go wspomóc, nawet na odległość, ale to zawsze coś. Na pewno Greyowi będzie łatwiej jeśli otrzyma jakieś jeszcze wsparcie. Bycie samotnym wilkiem w tym wszystkim mocno mu utrudniało.
Kolejne słowa sprawiły, że spojrzał uważniej na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego. Pokiwał głową uśmiechając się półgębkiem. Doskonale rozumiał opisana sytuacje. Sam znalazł się w podobnej. Tutaj była rodzina, która nie chciała wyjechać więc to on wrócił, by w czasie wojny być razem z nimi.
-Na razie podróżowanie zostało odwołane na czas nieokreślony. - Odparł spokojnie, również bez żalu w głosie. Jak mógłby mieć pretensje do brata i matki? Rozumiał ich decyzję więc chciał być wraz z nimi. Na początku nie miał zamiaru się angażować w wojnę, uznał, że ona go nie dotyczy. Jak bardzo się mylił przekonał się niedługo potem. Rzeczywistość w dość brutalny sposób go uświadomiła, że nie można stać po środku, a robiąc to pozwalasz aby wydarzenia toczyły się wokół ciebie, a nie wraz z Tobą. A po wszystkim, nie będziesz miał prawa głosu, bo nie zrobiłeś nic aby się przyczynić do zaistniałej sytuacji. Ponadto był przekonany, że aby zło zatriumfowało, wystarczy by dobrzy ludzie nic nie robili. Jako człowiek czynu nie potrafił za długo usiedzieć w miejscu, musiał coś zrobić. I tak wylądował tutaj, ze starymi mapami z czasów mugolskich wojen.
-Zgadza się. - Pokiwał głową. -Castor to mój kuzyn od strony matki. - Starali się z bratem w miarę regularnie odwiedzać Sproutów, ale też nie zawsze był czas. -Potrafi godzinami nie wychodzić ze szklarni i tracić w nich poczucie czasu. Raz Halbert go prawie zamknął na noc, bo zapomniał, że Castor tam siedział. A ten zaszył się w środku od świtu do nocy. - Młodszy kuzyn potrafił zatracić się tak we własnej pracy, która była też jego pasją, że cały świat przestawał istnieć.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Zamierzał spróbować pomóc przyjacielowi, niezależnie od tego z jakim skutkiem tego dokona.
— Jeśli pozyskam dla ciebie te mapy to wypatruj mojej sowy — Poinformował przyjaciela, któremu zapewne zależało na czasie. On natomiast nie wiedział, czy dałby radę dostarczyć je osobiście do Herberta.
— Jakiś czas temu poznałem kobietę będącą przemytniczką. Przedstawiła mi się jako Thalia. Być może dałbym radę was skontaktować — Volans do tej pory nie obracał się w takich kręgach, ale takie znajomości zdecydowanie okazywały się bardzo przydatne, zwłaszcza, że on nie wszędzie się dostanie. Może być tak, że on i jego rodzina będą musieli kiedyś uciec z kraju. Thalia mogłaby im pomóc w ewentualnej ucieczce.
— Nadrobimy to w przyszłości. Wypijmy za to — Pozostawało mu mieć nadzieję, że będą mieć tę przyszłość, by mogli to nadrobić. Wzniesiony przez niego toast może w jakimś stopniu zapewni im przychylność losu. Bardzo potrzebowali czegoś, co odmieni losy tej wojny, dzięki czemu ją wygrają.
— Powinniśmy się kiedyś spotkać w trójkę albo w czwórkę, jeśli Halbert będzie chciał iść z tobą — Rzucił niezobowiązująco, uznając, że takie spotkanie byłoby możliwe do zorganizowania i w zależności od jego charakteru mogłoby się okazać wstępem do poważniejszego przedsięwzięcia albo lekką odskocznią od tych wszystkich wydarzeń. — Co u twojego brata? Skoro został wspomniany. Cały Castor. Mi też się zdarza. Nie przepadam za pracą w biurze, ale na wzgórzach rezerwatu mógłbym przesiadywać całymi dniami. Zwłaszcza wiosną i latem. Najchętniej obserwowałbym przez cały ten czas szybujące pod niebem smoki. Wydają się takie spokojnie, odległe i wolne... od wszystkiego — Zapytał wiedziony ciekawością. Również szmat czasu nie widział Halberta. W najbliższym czasie zamierzał zmienić i wysłać mężczyźnie propozycję spotkania. Zaśmiał się na wspomnienie Castora i sytuacji, w której ten czarodziej się znalazł. Poradziłby sobie z wydostaniem z zamkniętej szklarni, gdyby zaistniała taka potrzeba. Nie mógł powstrzymać się od podzielenia się z przyjacielem swoim ulubionym sposobem na spędzanie przerw w pracy i czasu wolnego. Nie pamiętał już, kiedy sam tak się czuł. Był jak te smoki. Wolny.
— Jeśli pozyskam dla ciebie te mapy to wypatruj mojej sowy — Poinformował przyjaciela, któremu zapewne zależało na czasie. On natomiast nie wiedział, czy dałby radę dostarczyć je osobiście do Herberta.
— Jakiś czas temu poznałem kobietę będącą przemytniczką. Przedstawiła mi się jako Thalia. Być może dałbym radę was skontaktować — Volans do tej pory nie obracał się w takich kręgach, ale takie znajomości zdecydowanie okazywały się bardzo przydatne, zwłaszcza, że on nie wszędzie się dostanie. Może być tak, że on i jego rodzina będą musieli kiedyś uciec z kraju. Thalia mogłaby im pomóc w ewentualnej ucieczce.
— Nadrobimy to w przyszłości. Wypijmy za to — Pozostawało mu mieć nadzieję, że będą mieć tę przyszłość, by mogli to nadrobić. Wzniesiony przez niego toast może w jakimś stopniu zapewni im przychylność losu. Bardzo potrzebowali czegoś, co odmieni losy tej wojny, dzięki czemu ją wygrają.
— Powinniśmy się kiedyś spotkać w trójkę albo w czwórkę, jeśli Halbert będzie chciał iść z tobą — Rzucił niezobowiązująco, uznając, że takie spotkanie byłoby możliwe do zorganizowania i w zależności od jego charakteru mogłoby się okazać wstępem do poważniejszego przedsięwzięcia albo lekką odskocznią od tych wszystkich wydarzeń. — Co u twojego brata? Skoro został wspomniany. Cały Castor. Mi też się zdarza. Nie przepadam za pracą w biurze, ale na wzgórzach rezerwatu mógłbym przesiadywać całymi dniami. Zwłaszcza wiosną i latem. Najchętniej obserwowałbym przez cały ten czas szybujące pod niebem smoki. Wydają się takie spokojnie, odległe i wolne... od wszystkiego — Zapytał wiedziony ciekawością. Również szmat czasu nie widział Halberta. W najbliższym czasie zamierzał zmienić i wysłać mężczyźnie propozycję spotkania. Zaśmiał się na wspomnienie Castora i sytuacji, w której ten czarodziej się znalazł. Poradziłby sobie z wydostaniem z zamkniętej szklarni, gdyby zaistniała taka potrzeba. Nie mógł powstrzymać się od podzielenia się z przyjacielem swoim ulubionym sposobem na spędzanie przerw w pracy i czasu wolnego. Nie pamiętał już, kiedy sam tak się czuł. Był jak te smoki. Wolny.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zdobycie tych map bardzo mu pomogło w dalszych planach jakie miał, a tych miał sporo, choć niektóre dopiero nieśmiało kiełkowały w jego głowie.
-Będę. - Zapewnił mając nadzieję, że uda mu się pozyskać te mapy. -Thalia? - Powtórzył za czarodziejem, ale nic mu nie zaświtało w głowie. Bywał w porcie łapiąc każdą możliwą fuchę ale o tej kobiecie nie słyszał. Jakież miał szczęście, że trafił na Volansa właśnie teraz kiedy rozpoczynał swoje działania i każdy kontakt, każda wiedza była na wagę złota. Uniósł swój kufel do góry.
-Wypiję za to! - Potrzebowali chociaż iskierki nadziei, która będzie ich napędzać i sprawiać, że będą patrzeć w przyszłość, nie z wielkim optymizmem, ale właśnie nadzieją na lepsze jutro. Świat już nie wróci do tego jaki był kiedyś, nie powróci na stare tory, będzie zupełnie innych, tak bardzo odmienny, ale jeżeli nadal będa wolni to się przystosują do reszty zmian. -Greengrove Farm stoi otworem. - Zapewnił przyjaciela, a rodzina Greyów nigdy nie odmawiała gościny czy też pomocy. -Hal pracuje dla lorda Archibalda w jego ogrodach i jak od czasu do czasu medytuje życia sens. - Bracia mieli to do siebie, że od czasu do czasu sobie dogryzali czy żartowali jeden z drugiego, ale każdy kto ich znał wiedział, że stoją za sobą murem i nigdy nie porzucili by siebie w potrzebie. Bracia różnili się od siebie, ale ta różnica nigdy nie wypłynęła na ich relację.
-Smoki. - Zamyślił się na chwilę. -Nie znają naszych problemów i żyją zgodnie z naturą. To o czym często my sami zapominamy.
Dopił swoje piwo po czym odstawił pusty kufel na blat stołu, to oznaczało, że Grey powoli kończył spotkanie.
-Na mnie czas. - Oznajmił po chwili wstają ze swojego miejsca. -Miło było cię zobaczyć. Będę wyczekiwać sowy i śmiało możesz zjawić się w Greengrove Farm. Do rychłego.
Uścisnął przyjaciela po czym zapłacił przy ladzie i opuścił przybytek.
|zt dla Herba
-Będę. - Zapewnił mając nadzieję, że uda mu się pozyskać te mapy. -Thalia? - Powtórzył za czarodziejem, ale nic mu nie zaświtało w głowie. Bywał w porcie łapiąc każdą możliwą fuchę ale o tej kobiecie nie słyszał. Jakież miał szczęście, że trafił na Volansa właśnie teraz kiedy rozpoczynał swoje działania i każdy kontakt, każda wiedza była na wagę złota. Uniósł swój kufel do góry.
-Wypiję za to! - Potrzebowali chociaż iskierki nadziei, która będzie ich napędzać i sprawiać, że będą patrzeć w przyszłość, nie z wielkim optymizmem, ale właśnie nadzieją na lepsze jutro. Świat już nie wróci do tego jaki był kiedyś, nie powróci na stare tory, będzie zupełnie innych, tak bardzo odmienny, ale jeżeli nadal będa wolni to się przystosują do reszty zmian. -Greengrove Farm stoi otworem. - Zapewnił przyjaciela, a rodzina Greyów nigdy nie odmawiała gościny czy też pomocy. -Hal pracuje dla lorda Archibalda w jego ogrodach i jak od czasu do czasu medytuje życia sens. - Bracia mieli to do siebie, że od czasu do czasu sobie dogryzali czy żartowali jeden z drugiego, ale każdy kto ich znał wiedział, że stoją za sobą murem i nigdy nie porzucili by siebie w potrzebie. Bracia różnili się od siebie, ale ta różnica nigdy nie wypłynęła na ich relację.
-Smoki. - Zamyślił się na chwilę. -Nie znają naszych problemów i żyją zgodnie z naturą. To o czym często my sami zapominamy.
Dopił swoje piwo po czym odstawił pusty kufel na blat stołu, to oznaczało, że Grey powoli kończył spotkanie.
-Na mnie czas. - Oznajmił po chwili wstają ze swojego miejsca. -Miło było cię zobaczyć. Będę wyczekiwać sowy i śmiało możesz zjawić się w Greengrove Farm. Do rychłego.
Uścisnął przyjaciela po czym zapłacił przy ladzie i opuścił przybytek.
|zt dla Herba
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Kwestię map mieli już ustaloną, dlatego na razie zamierzał pozostawić to w spokoju. Będzie miał więcej informacji to się skontaktuje z przyjacielem w tej sprawy. Albo mu napisze, że z tego nic nie będzie, jeżeli nie pozyska takich map. Brał to pod uwagę. Dlatego też nie obiecywał, że coś zdziała.— Thalia Wellers. Jest żeglarzem i przemytniczką. Ma własną łódź i może będzie skłonna pomóc — Rozwinął swoją myśl polecając przyjacielowi usługi Thalii. Jak na przyzwoitego człowieka miał stosunkowo ciekawe i przydatne grono znajomych. Nigdy nie wiadomo, kiedy może mu się przydać przemytnik. Niewykluczone, że będzie musiał wraz z rodziną opuścić Wielką Brytanię. To nawet wydawało się rozsądne w obecnej sytuacji, kiedy jeden z jego braci trafił na afisze i jest bardziej popularny niż podczas swojej kariery jako zawodnik quidditcha. Ich rodzina poważnie do tego aspirowała. Wzniósł ponownie kufel z piwem.
— Chętnie was odwiedzę — Odrzekł po tym zapewnieniu będącym również zaproszeniem. Nie zajrzałby do nich bez uprzedzenia. W obecnych czasach byłoby to nierozsądne. Nie chciał zostać uznanym za intruza. Powszechne stało się zakładanie magicznych pułapek. — Z tego, co mówisz wnioskuję, że dobrze mu się powodzi nawet pomimo obecnej sytuacji — Zaryzykował takie właśnie stwierdzenie. Nawet w czasie wojny i panującego kryzysu ekonomicznego dobrze było mieć w miarę stabilną sytuację materialną.
— Chciałoby się być takim smokiem. Jesteśmy jednak ludźmi i bardzo często uleganie własnej naturze nie oznacza to nic dobrego — Zastanowił się nad tym w przypływie lekkiego rozmarzenia. Czasem naprawdę chciałby mieć taką możliwość przemiany w tak majestatyczne i potężne stworzenie, jakim był smok. Nie było ro możliwe. Nigdy nie starał się opanować animagii, która okazywała się w ogólnej perspektywie bardzo przydatną umiejętnością. Smoki i inne zwierzęta były wolne od typowych ludzkich przywar.
— Na mnie również — Rzekł, również uznając, że to spotkanie dobiegło już końca. Ponadto nie przełknie kolejnego łyku tego chrzczonego piwa. Powoli podniósł się z krzesła, przysuwając ten mebel ku stolikowi. — Ciebie również. Do zobaczenia — Pożegnał przyjaciela, odwzajemniając ten uścisk i po uiszczeniu ewentualnej zapłaty za siebie opuścił lokal.
[zt]
— Chętnie was odwiedzę — Odrzekł po tym zapewnieniu będącym również zaproszeniem. Nie zajrzałby do nich bez uprzedzenia. W obecnych czasach byłoby to nierozsądne. Nie chciał zostać uznanym za intruza. Powszechne stało się zakładanie magicznych pułapek. — Z tego, co mówisz wnioskuję, że dobrze mu się powodzi nawet pomimo obecnej sytuacji — Zaryzykował takie właśnie stwierdzenie. Nawet w czasie wojny i panującego kryzysu ekonomicznego dobrze było mieć w miarę stabilną sytuację materialną.
— Chciałoby się być takim smokiem. Jesteśmy jednak ludźmi i bardzo często uleganie własnej naturze nie oznacza to nic dobrego — Zastanowił się nad tym w przypływie lekkiego rozmarzenia. Czasem naprawdę chciałby mieć taką możliwość przemiany w tak majestatyczne i potężne stworzenie, jakim był smok. Nie było ro możliwe. Nigdy nie starał się opanować animagii, która okazywała się w ogólnej perspektywie bardzo przydatną umiejętnością. Smoki i inne zwierzęta były wolne od typowych ludzkich przywar.
— Na mnie również — Rzekł, również uznając, że to spotkanie dobiegło już końca. Ponadto nie przełknie kolejnego łyku tego chrzczonego piwa. Powoli podniósł się z krzesła, przysuwając ten mebel ku stolikowi. — Ciebie również. Do zobaczenia — Pożegnał przyjaciela, odwzajemniając ten uścisk i po uiszczeniu ewentualnej zapłaty za siebie opuścił lokal.
[zt]
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stoliki na środku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade :: Gospoda pod Świńskim Łbem