Wydarzenia


Ekipa forum
Ophelia Greengrass
AutorWiadomość
Ophelia Greengrass [odnośnik]06.09.16 1:25

Ophelia Anne Greengrass

Data urodzenia: 01.07.1932 r.
Nazwisko matki: Bennett
Miejsce zamieszkania: Derbyshire, Dwór Greengrasów
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Młodszy uzdrowiciel (specjalizacja Magipsychiatrii)
Wzrost: 165cm
Waga: 49kg
Kolor włosów: Ciemny blond
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: Podkrążone oczy, dziecięca buzia.


Spójrz, me oczy są jedynie widmem.
Spójrz, twoja miłość zabrała biel mych dłoni
Z nich wyczytasz, że nigdy nie będziesz
Czymś więcej niż zawrotem w mojej trzeźwości



Ophelia.
Imię do Greengrassów, dumnych panów własnego zdania i jestestwa, całkowicie nie podobne. Imienniczka bohaterki jednej z wielu tandetnych sztuk mugolskiego grafomana - czyżby podświadomie, a może całkowicie jawnie, chciano wychować ją na mimozę, wariatkę, która straci rozum, odpłynie porwana przez wartkie nurty szaleństwa?
Okrągła, dziecięca buzia, falista eksplozja blond czupryny gorliwego aniołka oraz nieustannie zaabsorbowane niewinną, niczym nie skażoną, ciekawością świata, oczęta. Czy tak wyglądać miała przyszła, najwybitniejsza uzdrowicielka jaką zdołał spłodzić czarodziejski świat? Przynajmniej takimi oto marzeniami kroczyła wtedy przez życie, wtedy, gdy jeszcze los nie przysparzał zmartwień, a życie polegało wyłącznie na roztrwanianiu energii przy wiecznie lotnej, pstrokatej karuzeli beztroski. W przeciwieństwie do siostry bliźniaczki, nie odziedziczyła po matce daru metamorfomagii, co skutkować mogło w niczym innym jak szczerze okazywanej zazdrości i frustracji niesprawiedliwością świata. Jak to tak, obie dzieliły coś tak wyjątkowego, niespotykanego, a jej, bliźniaczce młodszej o sekundy, natura poskąpiła niecodziennych zdolności? Był płacz, niezadowolenie, smutne, wodzące za niekontrolowanymi przemianami siostry, spojrzenia, oraz pragnienie wyjątkowo wymagające - chęć zaimponowania matce w inny sposób. Czy to pełna świadomość swych czynów, dziecięca inspiracja, a może altruizm zrodzony z wolno fruwających cząsteczek? Chociaż pamięć Ophelii tak daleko nie sięga, to matka okazała się być jej sztampowym bohaterem wzorców jakie ponad wszystko idealizowała. Paradoksalnie, to młodsza z bliźniaczek okazała się być tą bardziej krnąbrną i niesforną, przełamując tym samym stereotyp spokojnej, marzycielskiej głowy, której fantazje przeplatały się z teraźniejszością. Usposobienie lawinowo nasączone ciekawością do świata, nieprzerwanie gnało ją ku przygodzie, ucieczce od monotonii i prozie życia codziennego malutkiej szlachcianki. Na próżno można było szukać w jej zachowaniu buńczuczności czy impertynencji, ba, w swych gestach ani trochę nie przypominała ekspresyjnej siostry. Zawsze grała instynktem, nie zaś rozsądkiem, co może niekoniecznie dawać pozytywne świadectwo na temat inteligencji tego dziewczęcia.
Stroniła od wielu zajęć fizycznych, latanie na miotle, szermierka, balet, każda z przytoczonych rzeczy okazywała się nużyć Ophelię, a i z jazdą na wierzchowcu było jej nie po drodze. Aktywna na swój sposób, ciekawość swą i predyspozycje ukierunkowała w stronę języka francuskiego, obowiązkowo wpajanej przez guwernantki historii magii, literatury wszelkiego rodzaju oraz… tańca! Rytm, melodia i możliwość wyrażenia w siebie sposób nieskrępowany - nauczyciele nie napotkali większych problemów z nakłonieniem Greengrassówny do przytoczonych nauk, co zresztą była w stanie zgrabnie prezentować w towarzystwie.  
Kochała dom rodzinny całym swym sercem, bezustanny wir przygód oraz psotów odprawianych wraz z siostrą i dzieciakiem Averych. Ponoć chorowała jako dziecię na Plagę Koszmarów, choć fakt ten utonął w odmętach zapomnienia, złe mary dręczyły ją bowiem w latach wczesnych i jak szybko się zjawiły, tak raptownie zginęły zmiażdżone przez niezachwiany obuch czasu.
Nastanie wojny okazało się być momentem zwrotnym w jej dotychczasowej idyllicznej bajce, chwilą, w której grząski grunt tempem podstępnym, zawalał się pod lekkimi niczym piórko łabędzia stópkami. Lady Greengrass, z domu Bennett, dusza najczystsza, kryształowa w swej istocie, ta która na froncie ratowała inne życia, odeszła z tego świata, pokonana przez chorobę wysysającą z niej ostatnie tchnienie.  
Zdaje się, że to właśnie wtedy Ophelia opuściła na dobre skarpę rzeczywistości, oddała się w ramiona barokowej zgnilizny, która zamiast odpychać, ciaśniej przypierała do piersi cuchnącej makabrą.



Babka powiadała, że to mugole pośrednio doprowadzili do śmierci matki. Podobną ideę nie trudno jest wplenić w umysł dziecka młodego, podatnego na wpływy osób z rodzinnym, niezaprzeczalnym autorytetem. Szukanie przyczyn, winnych czynników nie ominęło i w tej kwestii Ophelii. Nie kierowała nią agresywna wrogość wobec niemagicznych, stosunek jej nigdy nie wyszedł poza ramy powszechnej niechęci do ich gatunku; awersją swą jednakże nie potraktowała każdej przypadkowo napotkanej osoby, esencję swych uprzedzeń kierując mocniej w stronę ogółu, nacji, aniżeli jednostek pojedynczych.



Już od lat najmłodszych odznaczała się upośledzeniem, wadą niekoniecznie ukrytą, która doszczętnie uniemożliwiała dziewczynce przejrzysty, zdrowy odbiór świata. Nadmierna wrażliwość, chęć naprawiania, pomocy innym. Nasycania spragnionego ego, które musieć musiało spełniać się w taki, a nie w mniej problematyczny sposób.
W 1943, rok po otwarciu Komnaty Tajemnic i pomimo co najmniej dyskusyjnych nastrojów z tym związanych - zawitała do Hogwartu jako dziecko nieświadome, niewtajemniczone w mroczne uwarunkowania szkoły, która miała stać się jej domem.
Pchnięta przez ambicję zrodzoną z rzekomo dysponowanego altruizmu, postanowiła iść ścieżką zrealizowaną już przez jej zmarłą matkę, drogą uzdrowicielki Szpiala Świętego Munga. Zanim jednakże jej zasiedlone już w latach dziecięcych marzenia mogły stać się jak najprawdziwszą rzeczywistością, dziewczę to wraz ze swą siostrą bliźniaczką wylądowało w Gryffindorze, domu odważnych, mężnych, oraz prawych. Decyzja tiary dziwiła, wszak jeśli nie usposobienie ciekawskiego mola książkowego z predyspozycjami do domu Kruka, to może ambicja iście Ślizgonowska powinna pchnąć ją w szeregi dzieciaków podążającymi śladami Salazara Slytherina? Z powodów do tej pory nieodgadnionych, to właśnie sypialnia usłana gryfońskimi barwami stała się jej prozaicznym domem na kolejne siedem lat. Może to nie zdolności, barwa charakteru zdecydowały o jej umieszczeniu, a silna wola, szlachetność zamiarów, pragnienie czyste i prawdziwe, ulokowane głęboko pod wątłą klatką piersiową klasowego chucherka?
Skupiła się przede wszystkim na przyswajaniu oraz kształceniu umiejętności z zakresu rzucania zaklęć oraz obrony przed czarną magią - wobec zaleceń rodziny oraz zresztą samej siostry, która wagę do tych przedmiotów przykładała. Ophelia nie dbała znacząco o transmutację, częściowo zrażona swoim brakiem daru metamorfomagii, a w przypadku eliksirów... zawsze musiała poświęcać im dwa razy tyle czasu ile wymagało przygotowanie do reszty zajęć. Ale czego nie robi się dla kursu uzdrowicielskiego, prawda?
Niestety to, co interesowało dziewczynę najbardziej, czyli magia lecznicza, w Hogwarcie nauczane nie było, czego niezadowolenie wielokrotnie podkreślała.
Ta oderwana od rzeczywistości, dryfująca i stąpająca po bielutkich, puchowych chmurkach panna nie miała wbrew pozorom większych trudności ze znalezieniem szkolnych przyjaciół. Chociaż prawdę trzeba rzec - niewielu ją pojmowało, a do specyficznej mgiełki unoszącej się za dziewczyną wielu nigdy nie przywykło. Kolekcjonowała martwe owady, zajmując się również i tymi osobnikami, które potrzebowały pomocy - ileż to razy szukała domu dla zbłąkanej w jej sypialni biedronki, czy motyla o nadszarpniętym skrzydełku. Chciała pomagać, ratować, łatać swą niewidzialną igiełką ofiarności.
Dziwna, chodzący unikat, który niezdrowe fascynacje, obrzydliwie mroczne i spowite udręką opowieści wyciągał nieustannie z rękawa. Dzieliła się niestworzonymi, przyprawiającymi o dreszcze historiami, które na poczekaniu zmyślała, czas swój dzieląc między profesjonalne marzycielstwo, a pilną naukę - konieczność prowadząca do świecącego w oddali i obranego przez nią celu.
Głównym motywem twórczości Ophelii było wyidealizowane uczucie, którym darzyła postacie fantastycznych dziwaków i geniuszy,  mężczyzn o mrocznej przeszłości, którzy mocą najprawdziwszej miłości zeszli na prawą drogę dobra oraz przyzwoitości. Postacie te nierzadko zajmowały się eksperymentami magicznymi, mającymi na celu przywrócenie do świata żywych umarłych. Każdy ze stratą radzi sobie inaczej, młoda Greengrassówna obrała drogę beznadziejnej nadziei, światełka które nigdy miało nie zgasnąć.



Zagubiona w świecie baśni oraz fantazji, zdawała się nieustannie stawać po stronie czarnych, złowrogich charakterów. Próbowała pojąć ich naturę, zrozumieć istotę ich ukierunkowań oraz motywacji, co poniekąd zawsze wzbudzało niesmak otoczenia, osób mających tą wątpliwą przyjemność zasłyszenia jej gorliwych deklaracji, adwokackich monologów na rzecz szujowatych  jednostek. Choć uzdrowicielskie marzenia nigdy jej nie opuściły, to z czasem uświadomiła sobie, iż to nie mechanicznych, zewnętrznych zmian pragnie w ludziach wyrządzać, a tych mentalnych, głębszych i trudniejszych do uchwycenia. Wymyślone bajki przycichły, ale nierealne, iluzoryczne wizje towarzyszyć miały jej przez cały etap edukacyjny, włączając w to uzdrowicielskie staże odbywające się w Mungu.



Utrata i tak słabnącej więzi z ojcem bolała, drażniła koniuszki myśli spoczywających gdzieś z tyłu głowy. Mężczyzna po śmierci żony oddalał się od wszystkiego i wszystkich, kroczył przez życie niczym zamknięta, tajemnicza szkatułka, której otworzyć się nie dało. Ophelia desperacko szukała nowych wzorców, zażyłości, na które mogła przelać płynące w jej błękitnych żyłach, gorące emocje czułości i troskliwości. Siostra swą bliskością nigdy nie ustępowała, ale tęsknota za czymś nie spętanym rodzinnymi koneksjami, zawsze cudacznie przeszkadzała.
Ukończenie szkoły z zadowalającymi wynikami przypieczętowała przeprowadzką do Londynu oraz rozpoczęciem stażu w Szpitalu Świętego Munga. Większość szkolnych znajomości rozeszła się po kościach, siostra udała się w szaloną podróż z dala od smętnej rodziny, wspomnień naznaczonych gorzką nutą przeszłości. Ophelię pozostawiono sam na sam z własną wyobraźnią, nowymi obowiązkami oraz karierą, rzekomo klarującą się na dotąd przyćmionym horyzoncie. Nikt nie obiecywał jej gruszek na wierzbie, lecz nie tak wyglądała jej niedawna wizja spełnienia marzeń. Czegoś brakowało, coś, nieopisany element wykradał z jej serca szczęście oraz dawny entuzjazm. No właśnie - coś.



Niestabilność czasów nieznacznie wpływała na jej motywację, jednakże wydarzenia te już bardziej nie mogły obnażyć głęboko zaszytej hipokryzji, która mimowolnie w niej spoczywała. Dbała i przejmowała się losem, historią pojedynczych istot, lecz gdy tylko wojna okazała się nie dotknąć naocznie żadnej z bliskich jej osób, Ophelia zaczęła wykazywać apatyczną obojętność na ogrom strat. Brzemię oddechów, ciężkość duszy podczas śledzenia wzrokiem coraz to nowych bilansów w podrzucanych gazetach wcale jej nie zastanawiały, chociaż powinny - czy to była również jej wojna?  Nie poczuwała się, jej opinia stała z boku, nie ogłaszana nigdzie ani głośno, ani publicznie. Była zbyt zaślepiona indywidualnym celem, do którego niezmiennie dążyła. Celem, który migotał przedziwnie, ideę swą zatracając gdzieś po drodze.




Egzemplarz ekscentryczny, nadzwyczajnie naiwny oraz idealistyczny - jakim cudem tej pannie udało się wylądować w Mungu, na oddziale magipsychiatrii i to nie w roli pacjenta? Czy była to cierpliwość, dążenie do celu, hart ducha nienaruszony choćby najmniejszym draśnięciem, albo pyłem zapomnienia? Uzdrowiciel z powołania? Może to to?
W jej tęczówkach, pozornie trąconych letnimi, ciepłymi barwami, spowite było głęboko duszone pragnienie, zauroczenie nieznanym, mrocznymi odmętami ludzkiej świadomości oraz bytu.
Dziecięca aura nigdy nie zdołała jej na dobre opuścić, co dodatkowo raziło w oczy wszystkich zainteresowanych, acz niekoniecznie ze sprawą mającymi cokolwiek do czynienia. Geniusz teorii, z pamięci recytująca niekończące się peany bibliotecznych ksiąg i podręczników, początkowo nie radziła sobie z ogromem nowych obowiązków. Przytłaczającego nawału wymogów, roszczeń zasad, gwałtownego wciągania w padół dorosłości, tej którą do tej pory tak zgrabnie omijała ze wzajemnością. Rok dłużej niż jej rówieśnicy spędziła jako stażystka, psychicznie niegotowa do podjęcia obranej przez siebie specjalizacji. Powód do wstydu? Z pewnością mniejszy niżeli kompletna rezygnacja z dotychczasowych marzeń.
Uzdrowicieli oraz swych przełożonych traktowała z niezmiennie należytym im szacunkiem, konfliktem unikając również stażystów wraz z nią kształconych. Zdawała się obchodzić ze wszystkimi w sposób ugodowy oraz serdeczny, choć na tyle przyziemny, aby uniknąć zbędnej, uporczywej atencji. Przykładna i pomocna; czyniła również wiele, aby jak najwięcej przyswoić od tych dużo bardziej doświadczonych, oraz wykwalifikowanych.
Swoje małe mieszkanko wynajęte w centrum Londynu, ozdobiła niezliczoną ilością zielników, ususzonych kwiatów, owadów powkładanych w malutkie gablotki, ramki na ścianach. Osobliwe zainteresowania gotyckim rozkładem zaczęła przelewać zarówno na sztukę chłoniętą w wolnym czasie, oraz modę w prywatnych butikach obserwowaną - jakkolwiek nie zamierzała dzielić się z kimkolwiek swymi rosnącymi w randze zaawansowania, upodobań, ani tym bardziej wcielać w życie niecodziennej stylistyki. Podobnie jak ludzi, większość zjawisk, przedmiotów, które mrocznie ją do siebie przyciągały, śledziła z bezpiecznego dystansu.


W towarzystwie wysoko urodzonych, możnych lordów równych jej statusem, zawsze usilnie starała się stwarzać pozory zwyczajności, fasadę nudnego banału, którego odejścia od normy pilnowano z największą gorliwością. Sztywne ramy etykiety ją morzyły, lecz nigdy nie pozwalała sobie na odejścia od reguł z osobami spoza ścisłego kręgu rodzinnego, przyjacielskiego. Wiele z zasad uważała za zbędne marnowanie czasu oraz energii, która spożytkowana mogłaby zostać na czynności dużo bardziej produktywne.
Chociaż na sabatach, często widywano  ją uśmiechniętą, pogodną i tańczącą brawurowo z innymi kawalerami, to z każdym tam napotkanym nawiązywała jedynie płytkie, powierzchowne znajomości, utrzymując przy tym bezpieczny, dyskretny dystans. Wbrew pozorom nigdy wcale nie stroniła od brylowania na salonach tak, jakby jej usposobienie podpowiadało. Przypatrywanie się ludziom oraz pokuszenie się na ich powierzchowną analizę było czynnikiem decydującym w grze traktującej o niemalże wzorowej obecności dziewczyny pośród towarzyskich spotkań.



Na pozór kochliwa, choć rąbkiem swej sympatii, lekkim powiewem rzęsowego akordeonu, darzyła grupę mężczyzn nieodpowiednich, eufemistycznie rzekłszy. Zazwyczaj były to przelotne fascynacje, chwilowe obsesje, które udawało się jej trzymać w ryzach, lustrując obiekty zainteresowania z oddali. Ophelia jak dotąd nigdy nikogo głębszym uczuciem nie darzyła, w zniecierpliwieniu oczekując chwili, w której z białej mgły wyłoniłby się Książę na białym koniu, ktoś kto zaintrygowałby ją na dłużej niż tydzień, zawładnąłby kostniejącym sercem i przywrócił radość do życia. Czy w czasach tak okrutnych i bezdusznych, gdzie rodzina nierzadko wybierała za pannę małżonka, miała szansę na zaznanie choćby ociupiny szczęścia?
To trywialna biel szpitalnych ścian, nieprzespane, dyżurne noce i tęsknoty za spacerami po zmroku, stały się jej wiernym kochankiem. Wciąż brakowało jej pewności siebie w obranym fachu, nieustanną bolączką nie było dla dziewczyny diagnozowanie pacjentów, a wyzbycie się subiektywizmu, naiwnej cząstki, która Ophelii uciążliwie towarzyszyła. Czy była gotowa na pełnoprawne, samodzielne prowadzenie i wykonywanie zawodu? Wszak, wkrótce miała kończyć okres specjalizacji, świat raptownie zmierzał do przodu; każdy dookoła zdawał się dorastać, a ona jedna, ustała w spoczynku niecodziennego marazmu, stanu, z którego nawet niechybny ślub siostry bliźniaczki - zwiastun, paskudna przypominajka nieuniknionego marszu Zegarmistrza Purpury - nie byłby w stanie jej wybudzić.
Prywatnie nie dopuszczała do siebie zbyt wielu, a w pracy usilnie starała się okazywać pełen profesjonalizm, surowo oceniając własne myśli niezdyscyplinowania oraz przekory. Przy pacjentach odpoczywała, pomimo iż każda dodatkowa minuta spędzona w gabinecie nieodwracalnie i obłożnie zmieniała rzekomo altruizmem oraz czystymi intencjami wypełnione wnętrze. Zwierzenia, budujące się więzi, poznawanie najdelikatniejszych zakamarków ludzkiej duszy, oraz własne, niemoralne pragnienie chełpienia się rolą zbawicielki, powierniczki ich sekretów oraz nastrojów. W gabinecie to nie Ophelia była oceniana niczym koń wyścigowy na targach,a ku jej satysfakcji, role nareszcie mogły się odwrócić; była w stanie zbliżyć się do drugiego człowieka bez konieczności czynienia tego samego, bez obawy przed osądem, wytykiem palcami. Uderzająco mocno utożsamiała się z pacjentami, bolączki ich przyjmując być może aż nazbyt personalnie, czasem z udręką zbyt dużego zaangażowania emocjonalnego. Nie była zła w tym czym się zajmowała, niepewności czerpiąc z odłamów grząskich myśli błądzących w jej głowie. Satysfakcję największą z możliwych przysparzała dziewczynie praca z przypadkami najcięższymi, tymi o umysłach i duszach rozszczepionych, zionących enigmą do siebie wabiącą, co zresztą znajdowało odbicie w rzeczywistości poza szpitalnej.

Patronus:
Ćma, motyl, prowadzący nocny tryb życia. W przeciwieństwie do swych dziennych braci, ćmy nie uchodzą za symbol kruchego piękna,
wzbudzają nieuzasadnioną odrazę i pogardę - wszak to drobna, głupiutka istota, która wędruje za światłem. Poleci, wleci dla niego do każdej, nawet najpaskudniejszej jamy, nawet jeśli czyha tam na nią zguba.
Postać patronusa Ophelii nie jest zbyt wyrazista, możliwe iż wkrótce nie będzie już w stanie wyczarować tego zaklęcia - jedynie w pełni szczęśliwe wspomnienie jakim dysponuje pochodzi z czasów dzieciństwa, była to bowiem chwila banalna w swej prostocie i rzewnej formie. Ona, siostra i rodzice spędzający razem ciepłą, letnią noc w komnacie pokoju państwa Greengrass. Czytali wtedy kolorową, bajkową książkę z poruszającymi się, żywymi postaciami.







Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 Brak
Zaklęcia i uroki: 10 Brak
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 10 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 0 Brak
BiegłośćWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Język obcy: francuskiII6
AnatomiaV25
TaniecII3
Latanie na miotleI1
LiteraturaIII7
Siła woliIV13
KoncentracjaIII7
SpostrzegawczośćIII7
Historia MagiiI1
KłamstwoII3
ZielarstwoI1
Reszta: 1

Wyposażenie

Różdżka, teleportacja, sowa, 10 punktów statystyk

[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ophelia Greengrass [odnośnik]18.09.16 2:50

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Ophelia zawsze była tym wyjątkowym dzieckiem, pomimo że nie posiadała daru metamorfomagii tak jak jej bliźniaczka. Zakochana w literaturze, coraz to częściej oddawała się własnej rzeczywistości. Chciała pomagać innym, co dla niektórych stanowiło jej ewidentną wadę i czynnik popychający jej życie w kierunku magipsychiatrii. Kogóż lepiej naprawiać niż osoby rozbite i zbaczające na grząskie, aczkolwiek fascynujące ścieżki? W tej niezwykle delikatnej sztuce radzi sobie doskonale, oby tylko mroczne czasy nie popchnęły jej wrażliwej, podatnej natury.

OSIĄGNIĘCIA
Osobliwe istnienie
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[06.09.16] KP -800 pkt
Emery Parkinson
Emery Parkinson
Zawód : Projektantka mody
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Appear like the innocent flower, but be the deadly snake beneath it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ophelia Greengrass UEahsES
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2503-emery-parkinson#39082 https://www.morsmordre.net/t2633-poczta-lady-parkinson#41954 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f258-gloucestershire-dwor-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t2766-skrytka-bankowa-nr-684#44751 https://www.morsmordre.net/t2744-emery#44244
Ophelia Greengrass
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach