Matthew Bott
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci ludzkiej + 30PŻ pas: 262
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 212 - 235 |
71-80% | brak | -10 | 186 - 211 |
61-70% | brak | -15 | 159 - 185 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 133 - 158 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 107 - 132 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 81 - 106 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 55 - 80 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 54 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
Wartość żywotności postaci wilkołaczej (bez pasa): 382
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 309 - 343 |
71-80% | brak | -10 | 271 - 308 |
61-70% | brak | -15 | 233 - 270 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 194 - 232 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 156 - 193 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 118 - 155 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 80 - 117 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 79 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
Lato '55 | Larissa Macnair | Londyn | X
Śmiech, przytyki, głupie bajdurzenie. W tym wszystkim toasty małe i duże, głębokie i płytkie. Zderzające się ze sobą kufle i rozchlapujące się niedbale dookoła piana. Nierozsądna gra w karty o to, kto powinien postawić kolejną kolejkę w gronie znajomych i obcych. Znów przegrał, lecz śmiał się pozwalając by przyjaciel zachęcająco szturchał go łokciem by ruszył się w stronę lady.
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 05.07.24 9:51, w całości zmieniany 29 razy
- styczeń/luty 1956:
Styczeń/luty Styczeń 1956 początek stycznia | Pan Wścibski, a potem Tylda | Dziurawy Kocioł -> Pokój TyldyIle już tu siedział? Trzy? Cztery godziny? Coś koło tego będzie...Wskazówki zegara zdawały się wręcz gnać za sprawą doborowego towarzystwa przy którym momentami było go (i tych towarzyszy) słychać na całą salę.Luty 1956 7 | Botty | Ruera Bertiego- Lou - przedstawiłem się również. - Czarodziejskich dywanów też nie ma? - zagadnąłem. - Ostatnio jeden z nich na strychu stryja chciał mnie udusić - zmarszczyłem nos na to niezbyt miłe wspomnienie.27 | Lily | Chata Lily- Hej, Rudzielcu - Zawołał od progu posyłając jej złośliwy uśmiech po tym jak zlokalizował od której strony będzie na niego nacierać.29 | Grzmotołap | DokiMoże zachowywał się bezsensownie i głupio. Jakby nie wiedział co może, a czego nie. Taki typ człowieka który musi się unieść dumą bez względu czy ma to znaczenie. Do tego bez wątpienia był zarozumiały. Poradzić się na to wszytko nie dało. Ale spokojnie.29 | Cass | Chata doktorkaByło już grubo po 2, a nawet może i niewiele po 3 w nocy, kiedy Bott stanął pod kamienicą Morissona. Zadarł swoją rozkwaszoną twarz ku górze by zbadać czy światło w jego mieszkaniu się pali, czy też nie.
1 marca | Benjamin Wright | Biała Wywerna
...] Chwilę zajęło nim ponownie wróciliśmy do przerwanej rozmowy. W tym momencie wszedł też do Wiwerny jakiś kloc wysoki na dwa i prawie tak samo szeroki. Co zabawne - nie zauważyłbym go, gdyby któryś z chłopaków nie wytknął go swoim paluchem prawie pozbawiając mnie przy tym oka.
Połamany dwa dni temu nos ciągle wyglądał...cóż, tak jak wyglądał. Zwłaszcza, że wyszedł z pod różdżki najebanego w trzy dupy magomedyka. Nie żebym narzekał - grunt, że nie był rozmazany po całej mojej twarzy. Wystarczyło, że wyjątkowo obfity siniak rozlał się po niej, przykuwając spojrzenia przechodniów. Do tego drugi wylazł mi przez noc na krawędzi szczęki po prawej stronie - pamiątka po wczorajszej nocy spędzonej w Wiwernie. Wszystko to było dość nieprzyjemnie obrzęknięte. Łamałbym rączki, gdyby komuś przyszło do głowy próbować wyciągnąć je w stronę mojej twarzy.
I tak sobie pełzłem przez park w ponurym nastroju w sobie tylko wiadomym kierunku, kiedy kątem oka dostrzegłem ją.
Szlag.
I tak sobie pełzłem przez park w ponurym nastroju w sobie tylko wiadomym kierunku, kiedy kątem oka dostrzegłem ją.
Szlag.
3/4 marca | Mia | Biała Wiwerna
- Zrzuciłaś mnie mendo dwulicowa - teraz ja zawtórowałem pretensją i złością, ignorując przy tym jej rewelacje kierowany chęcią zemsty za ten klif. Nie myśląc wiele chwyciłem za wystający rąbek prześcieradła, a w drugiej chwili szarpnąłem nim mocno tak, by Mią targnęło, a w najlepszym wypadku również sprowadziło do parteru razem z połacią pościeli. Dopiero później dotarło do mnie sens jej wypowiedzi. Zmarszczyłem czoło i leżąc na podłodze podniosłem głowę by dojrzeć źródło dźwięku.
Co.
Że niby ja?
Prychnąłem.
- A może ty się dorobiłaś skoro najwyraźniej przybrało ci na wadze tyle, że potrzebujesz tak dużo miejsca w łóżku. - burknąłem, przecierając oczy, a potem zaśmiałem się parszywie - I co się przejmujesz. I tak tam nic nie chowasz. - żartuję, choć faktycznie jazgot nie pozwalał mi zebrać myśli i zrozumienia co się właściwie zadziało..
Co.
Że niby ja?
Prychnąłem.
- A może ty się dorobiłaś skoro najwyraźniej przybrało ci na wadze tyle, że potrzebujesz tak dużo miejsca w łóżku. - burknąłem, przecierając oczy, a potem zaśmiałem się parszywie - I co się przejmujesz. I tak tam nic nie chowasz. - żartuję, choć faktycznie jazgot nie pozwalał mi zebrać myśli i zrozumienia co się właściwie zadziało..
Wiele z osób, jakie dzisiaj przyjdą na imprezę było już w Ruderze i wiedziało, skąd wzięła się jej nazwa. Warto wspomnieć jednak, że od zakupu jej przez Bertiego minęły już ponad cztery miesiące i dom został całkiem-nieźle wyremontowany! Nie ma już wszechobecnego bałaganu, zniszczonych rupieci, opadających farb, niebezpiecznych schodów i innych atrakcji
6 marca | Bertie | Rudera
Złapałem go wzrokiem i się skrzywiłem widząc wyraz jego twarzy. Wypuściłem powoli z płuc powietrze wytrzymując jego spojrzenie. Cóż...na pewno nie zapowiadało się, że będzie lekko. Nie żebym oczekiwał czegoś innego.
- Hej - rzuciłem sucho bo nic innego nie przychodziło mi do głowy, a on się zbliżał. Nie wiem czemu, lecz założyłem, że jak coś powie to mi potem będzie łatwiej zdobyć się na jakieś wyjaśnienia, lecz Bertie chyba nie miał w planował paktować bo zanim się odezwał to się na mnie zamachną. Nie uchyliłem się. Nie miałem nawet ku temu możliwości bo po prostu się tego po nim nie spodziewałem. Moja głowa podążyła za ciosem. Zacisnąłem zęby i syknąłem z bólu. Nos ciągle nie był zagojony po moich ostatnich przygodach, a mi wcale nie podobało się to, że kuzyn postanowił mi o tym w ten sposób przypomnieć. Mimo wszytko nie oddałem mu. Po części dlatego, że faktycznie uważałem, że na to zasługiwałem. Po części dlatego, że nie po to tu przyszedłem. Zmrużyłem ślepia uśmiechając się podle. Próbowałem się powstrzymać, lecz nie mogłem. Mimo wszytko jakby ktoś mi powiedział, że Bertie sam z siebie się na mnie rzuci to bym wyśmiał, a teraz proszę. Zycie lubiło płatać figle.
- O nie, bawić to my się dopiero zaczniemy. Przykładowo od rozmowy o Jude. Lepiej siądź - nie sugerowałem mu tego tylko nakazywałem o czym świadczył ton mojego głosu. Próbowałem go trochę zastraszyć swoją postawą licząc, że straci przy tym na swoim wojowniczym zapale i przejdziemy do rzeczy nim stracę na cierpliwości.
- Hej - rzuciłem sucho bo nic innego nie przychodziło mi do głowy, a on się zbliżał. Nie wiem czemu, lecz założyłem, że jak coś powie to mi potem będzie łatwiej zdobyć się na jakieś wyjaśnienia, lecz Bertie chyba nie miał w planował paktować bo zanim się odezwał to się na mnie zamachną. Nie uchyliłem się. Nie miałem nawet ku temu możliwości bo po prostu się tego po nim nie spodziewałem. Moja głowa podążyła za ciosem. Zacisnąłem zęby i syknąłem z bólu. Nos ciągle nie był zagojony po moich ostatnich przygodach, a mi wcale nie podobało się to, że kuzyn postanowił mi o tym w ten sposób przypomnieć. Mimo wszytko nie oddałem mu. Po części dlatego, że faktycznie uważałem, że na to zasługiwałem. Po części dlatego, że nie po to tu przyszedłem. Zmrużyłem ślepia uśmiechając się podle. Próbowałem się powstrzymać, lecz nie mogłem. Mimo wszytko jakby ktoś mi powiedział, że Bertie sam z siebie się na mnie rzuci to bym wyśmiał, a teraz proszę. Zycie lubiło płatać figle.
- O nie, bawić to my się dopiero zaczniemy. Przykładowo od rozmowy o Jude. Lepiej siądź - nie sugerowałem mu tego tylko nakazywałem o czym świadczył ton mojego głosu. Próbowałem go trochę zastraszyć swoją postawą licząc, że straci przy tym na swoim wojowniczym zapale i przejdziemy do rzeczy nim stracę na cierpliwości.
7 marca | Eillen | Rudera
Znalawszy się na piętrze, co prawda zauważyłem przez szparę framugi zamkniętych drzwi światło, lecz to mnie nie zniechęciło do położenia reki na klamce. Cząstka budzącej się we mnie świadomości dawała mi cynk, że chyba wanna szumi więc kibel wolny to se żem wszedł. Zmrużyłem oczy, gdy naparła na nie jasność. Dopiero po chwili zarejestrowałem obecność Eli w wannie. Trochę jeszcze nieobecnym spojrzeniem powiodłem po niej (Ellie, nie wannie), unosząc niemrawo jedną rękę ku górze w geście powitania.
- Umghm - sapnąłem niewyraźnie, co miało znaczyć 'cześć', a potem dałem jej znak ręką by sobie nie przeszkadzała. Drzwi za sobą nie domknąłem, jak mi się początkowo wydawało, lecz nawet tego nie zauważyłem i zacząłem sunąć w stronę kibla drapiąc się po głowie i przeciągle ziewając. Stopą uniosłem deskę do góry i zacząłem bawić się w jeno osobową fontannę czując z każą chwilą rosnącą na swym prywatnym zbiorniku ulgę.
- Umghm - sapnąłem niewyraźnie, co miało znaczyć 'cześć', a potem dałem jej znak ręką by sobie nie przeszkadzała. Drzwi za sobą nie domknąłem, jak mi się początkowo wydawało, lecz nawet tego nie zauważyłem i zacząłem sunąć w stronę kibla drapiąc się po głowie i przeciągle ziewając. Stopą uniosłem deskę do góry i zacząłem bawić się w jeno osobową fontannę czując z każą chwilą rosnącą na swym prywatnym zbiorniku ulgę.
W pewnym momencie do moich uszu dobiegł głos kobiety, upadku i ucieczki. Oczywistym dla mnie było co się nieopodal mnie wydarzyło i szczerze mówiąc miałem to w głębokim poważaniu. Przynajmniej do moment w którym zdałem sobie sprawę, że głos ten brzmiał znajomo. Zatrzymałem się, zmarszczyłem w zastanowieniu czoło. W kościach poczułem, że mimo wszystko nie chcę się upewniać co to tożsamości właścicielki. Bo podejrzewałem kim mogła być, lecz trochę nie dowierzałem. Mimo to niechętnie się wychyliłem z pomiędzy budynków i spojrzałem na tą kobiecą sylwetkę udającą wyrzuconą na bruk rybę. Zakląłem pod nosem, a potem zrobiłem to jeszcze raz gdy zdałem sobie sprawę, że to faktycznie ona...
10 marca | Cece | Rudera
Po wytelepaniu, Rycerz wypluł mnie niemal przed Ruderą. Całe szczęście bo inaczej to bym się chyba przekręcił trzy razy, a tak to udało mi się przewlec przez prób i niewyobrażalną przyjemnością padłem w salonie na jednym z krzeseł. Miałem wrażenie, że zamiast nogi mam jeden, wielki bal drewna. Cholernie się o sobie przypominający przy każdym kroku. Miałem nadzieję, że nikt w tym momencie nie był w ruderze i nikogo nie będzie. Choć z drugiej strony dałbym wiele by ktoś mi podał butelkę ognistej.
11 marca, wieczór | Raiden | Port
Zaraz byłem w drodze na arenę. Podniosła się wrzawa o mniej lub bardziej pozytywnym wydźwięku i po chwili wszystko się zaczęło - stanąłem na przeciwko Jankesa, którego moja twarz dobrze zapamiętała. Uśmiechnąłem się pod nosem i nauczony doświadczeniem postanowiłem być tym razem szybszy od swojego przeciwnika. Wyprowadziłem cios na jego twarz [...] Jankes dogonił mnie, właściwie wyrósł niewiadomo skąd, złapał. Próbowałem się wyrwać, lecz zaskoczony zareagowałem zbyt instynktownie. Kurwa mać. Przygwoździł mnie, a na moje nadgarstki już po chwili były ozdobione magicznymi kajdankami. Przekląłem siarczyście pod nosem czując jak rozlewa się po mnie wkurwiająca mnie bezradność, a w myślach przewijała mi się najpierw zmartwiona twarz Lily, a zaraz potem ciotki. Czemu jak trzeba to nie mogę mieć tej pieprzonej różdżki przy sobie...?!
12 marca | Artis | Kwatera aurorów
[...] Powiedzieć, że było ciasno to mało. Wspomnieć, że część z części musiała okazywać swoje niezadowolenie z tytułu swej bytności w Tower to też mało. Ogólnie więc noc była bardzo wesoła - oka nie zmrużyłem i sam się sobie dziwię, że nikogo przez ten czas nie zabiłem. Z radością udałem się wraz ze strażnikami, którzy koło południa przyszli po mnie i po kliku takich. Teleportowali nas do Ministerstwa i przestało mi być tak wesoło gdy weszliśmy na wydział aurorów. No bo no...ja nawet kurwa różdżki swojej od dwóch dni nie miałem przy sobie, więc...o co tu do cholery chodziło? Nie podobało mi się to.
Po chwili znalazłem się w pokoju przesłuchań. Usadzono mnie przy jednym z krzeseł. Ciągle byłem skuty, ciągle nikt mnie nie zaopatrzył w jakąkolwiek koszulę. Pociecha w tym, że tu przynajmniej było cieplej tylko co dalej...?
Po chwili znalazłem się w pokoju przesłuchań. Usadzono mnie przy jednym z krzeseł. Ciągle byłem skuty, ciągle nikt mnie nie zaopatrzył w jakąkolwiek koszulę. Pociecha w tym, że tu przynajmniej było cieplej tylko co dalej...?
12 marca, popołudnie | Raiden | Cela
Z półsnu wyrwał mnie strażnik wypowiadający moje nazwisko. Chyba źle zniosłem niechcianą pobudkę bo w powietrzu zawisła kierowana ku mnie groźba. Nie stawiałem oporu, byłem jeszcze półprzytomny, a więc byłem jak potulne zombie. Przez chwilę pomyślałem, że może przydzielono mi prywatny apartament - ucieszyłbym się, bo osobiście nie chciałem myśleć o tym, że jak na potrzymają w zbiorowej jeszcze kilka ni to pływać będziemy we własnej urynie. Ale nie. Co prawda prowadzono mnie do oddzielnego pomieszczenia, znalazłem się w jego wnętrzu...a potem zobaczyłem JEGO. Momentalnie moją senność szlag trafił, a mięśnie twarzy stężały.
- Ty chuju - warknąłem, a potem splunąłem ku niemu. Co z tego, że teoretycznie sam sobie byłem winny. Praktycznie jednak to właśnie on był bezpośrednim powodem mojej obecności w tym chlewie.
- Ty chuju - warknąłem, a potem splunąłem ku niemu. Co z tego, że teoretycznie sam sobie byłem winny. Praktycznie jednak to właśnie on był bezpośrednim powodem mojej obecności w tym chlewie.
12 marca, wieczór| Brendan Weasley | Cela zbiorowa
- Brendan... - wycedziłem, krzywiąc się jeszcze bardziej jakbym właśnie mielił w ustach coś obrzydliwego. Tak właśnie zresztą było. Z poziomu podłogi zmierzyłem go niechętnie. Zignorowałem jego pierwsze słowa. Ponownie go słysząc zacisnąłem ręce w pięści i pociągająco się podniosłem do pionu. Pozwoliłem sobie przy tym ostentacyjnie, leniwie wytrzepać ubranie by ostatecznie nie śpiesznie stanąć na przeciwko aurora. Drażnił mnie ton jego głosu.
- Czego chcesz, Weasley? - fuknąłem patrząc gdzieś w bok.
- Czego chcesz, Weasley? - fuknąłem patrząc gdzieś w bok.
21 marca | Thilda | Trybuny
Nie byłem fanem tego sportu. Siedzenie na latającym kiju i fruwanie za piłkami - co w tym takiego emocjonującego? Już większej adrenaliny szło doznać zamawiając w Wywerie taniego drinka, a jednak byłem tutaj, a nie na swoich nokturnowych śmiechach. Dlaczego?
Przemierzając uliczki nie rozglądałem się jednak za nią zbyt nachalnie. Zawsze jeśli jej nie spotkam to dzień okazać się może trochę bardziej szczęśliwy, a i przecież pustakiem nie była - postoi trochę to ogarnie sama że coś jest nie tak i wróci do sklepu. Nie miałem więc szczególnego parcia by koniecznie ją dojrzeć, lecz niestety to zrobiłem. Przekląłem pod nosem i skierowałem ku niej kroki. Gdy jej sylwetka stała się wyraźniejsza, a odległość mniejsza - odezwałem się
- Gówniarz przyszedł do sklepu, Burke chce byś wróciła bo coś chce - gdy przystanąłem zauważyłem że Sam stoi na przeciwko czegoś mizernego. Zmarszczyłem czoło - Nie no serio, Wesley...? Masz tak niską stawkę, że musisz od dzieciaków galeony wyłudzać? - prychnąłem złośliwie nieco rozbawiony tym co widziałem, a przynajmniej tym jak to dla mnie wyglądało. Zaraz jednak nie było mi wcale tak do śmiechu. Ściągnąłem kaptur swojej peleryny - Lil...?
- Gówniarz przyszedł do sklepu, Burke chce byś wróciła bo coś chce - gdy przystanąłem zauważyłem że Sam stoi na przeciwko czegoś mizernego. Zmarszczyłem czoło - Nie no serio, Wesley...? Masz tak niską stawkę, że musisz od dzieciaków galeony wyłudzać? - prychnąłem złośliwie nieco rozbawiony tym co widziałem, a przynajmniej tym jak to dla mnie wyglądało. Zaraz jednak nie było mi wcale tak do śmiechu. Ściągnąłem kaptur swojej peleryny - Lil...?
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:45, w całości zmieniany 40 razy
3-5 kwietnia +| Lily | Dom jej rodziców
Lily nadal miała klucze z domu. Otworzyła więc drzwi i już po chwili czteroosobowy tłumek przyszedł witać ich w salonie zwołany dźwiękiem klucza. Bracia pozostali przy osiadnięciu na kanapach i machnięciu przybyłej dwójce, kiedy mama domu, dość drobna kobieta po której Lily odziedziczyła olbrzymią część urody ściskała córkę jakby chciała wydusić z niej wnętrzności. Kiedy postanowiła, że dziewczynie już wystarczy, przygarnęła także Matta.
- Ciebie też dawno tu nie było! Wyrośliście oboje niesamowicie. Czyj to był pomysł, żeby pozwalać tej dziewczynie wyjeżdżać aż do Anglii! - pani MacDonald pokręciła głową, choć mówiła bardzo miłym tonem. Zaraz ruszyła do kuchni, żeby przygotować nowo przybyłym po kubku herbaty. Dopiero w tej chwili do powitania został dopuszczony oficjalny pan domu, który zaraz zasiadł w swoim-i-tylko-swoim fotelu, kiedy Lily i Matt mogli się wreszcie porozpłaszczać.
- Was się tu nie podziewałam! Jak rozumiem, Matt śpi u któregoś z was.
5 kwietnia +| Florka | Jej dom
To nie tak, że spodziewałem się radosnego rzucenia się na szyję, śmiechów, kąśliwej odpowiedzi i zaproszenia do wnętrza na ciastka i herbatkę - na samą myśl tej alternatywnej rzeczywistości czułem nieprzyjemny dreszcz niepokoju. Nie byłem więc bardzo zaskoczony, gdy mnie smagnęła po twarzy - zakładałem, że i tak do tego dojdzie, lecz dopiero po tym, jak przekroczę próg mieszkania. Stałem więc przed tymi drzwiami poruszając szczęka i rozmasowując nieprzyjemną spiekotę ręką. Nie zdążyłem westchnąć, a już byłem ciągnięty przez korytarz mieszkania by zaraz wylądować w kuchni.
6 kwietnia +| Bertie, Titus | Rudera ->Wyścig mioteł
- Że co, jakie zlatywanie z miotły...? Umawialiśmy się na coś...? - pytam, udając, że ja sam przecież pierwszy raz o jakichś miotłach od miesięcy słyszę. Nie pamiętam też bym mu o czymkolwiek wspominał, choć czający się pod skórą niepokój zdawał się świadczyć o czymś kompletnie innym. Jakby tego wszystkiego było mało do mieszkania wparował Tito zupełnie, jakby on też był w mieszany...
Zastygłem. Iskra przeskoczyła ze styku na styk. Mentalna żarówka rozbłysła.
- Nie...- zacząłem patrząc to na Bertiego, to na Titusa, to znów na kuzyna - Nie. - poprawiłem swój ton na bardziej stanowczy, obdarzając Młodego znaczącym spojrzeniem - Mowy nie ma. Zostajesz tu z kumplem i udajesz, że niczego nie wiesz.
Zastygłem. Iskra przeskoczyła ze styku na styk. Mentalna żarówka rozbłysła.
- Nie...- zacząłem patrząc to na Bertiego, to na Titusa, to znów na kuzyna - Nie. - poprawiłem swój ton na bardziej stanowczy, obdarzając Młodego znaczącym spojrzeniem - Mowy nie ma. Zostajesz tu z kumplem i udajesz, że niczego nie wiesz.
X kwietnia +| Peony Sprout | Rudera
- Że co...? - chciałem by powtórzyła bo czegoś chyba nie zrozumiałem i wtedy, gdy spojrzałem na piersiówkę...to na mnie spłynęło - olśnienie. Części zamglonej układanki zaczęły się klarować i do siebie dopasowywać. Ja, plac, piersiówka, gówniak - wizje z przeszłości, z wczoraj raz po raz atakowały mnie zdjęciami kolejnych chwil. Już wszystko wiedziałem. Podniosłem na nią spojrzenie w którym było widać - ŻE WIEM. Usta zacisnęły się w wąską kreskę. Sekunda trwająca godzinę. Chrząknąłem wracając do rzeczywistości.
10 kwietnia | Oliver Bott, Eilen Wilde | Przed Ruderą
Unosząc jedną brew odchyliłem się w poziomie by spojrzeć przez drzwi zupełnie,jakbym miał cokolwiek przez nie zobaczyć. Niestety tak uzdolniony nie byłem. Odłożyłem chochlę na blat i uchyliłem drzwi frontowe, by zobaczyć go - Botta Marnotrawnego. Jego to tu się nie spodziewałem. Patrzyłem na niego z pewnym skonsternowaniem na twarzy czekając, aż mozg wyśle dalej odpowiedni sygnał.
- Matt...? - spytał się, a ja zupełnie jak gdyby miał być to jakiś sygnał sprzedałem mu solidną bulwę na twarz.
- Tylko. Mi. Tu. Nie. Mattuj. - wycedziłem
- Matt...? - spytał się, a ja zupełnie jak gdyby miał być to jakiś sygnał sprzedałem mu solidną bulwę na twarz.
- Tylko. Mi. Tu. Nie. Mattuj. - wycedziłem
13 kwietnia +| Craig Burke | Borgin&Burke, Cela
Ten dzień w pracy był gorszy od wszystkich innych do tej pory. Świat wydawał się być przeciwko Matthew, przeklęty los rzucał mu kłody pod nogi, a wyjątkowo wyrachowana i wybredna klientela pogarszała jego sytuację z godziny na godzinę. W sklepie dawno nie było takiego ruchu, a to wszystko za sprawą nowego, niezwykłego artefaktu, o którym plotki rozniosły się wśród stałych bywalców Borgina&Burke'a. N
15 kwietnia +| Alan | Ulica
Pożegnałem go i sobie tak dopalałem w spokoju mugolskiego papierosa, gdy w ten dostrzegłem znajomą mi sylwetkę. Zmrużyłem ślepia.
- Alan...? - szepnąłem sam do siebie w zamyśleniu, a po kilku kolejnych sekundach byłem już pewny - to był Alan.
- Ej, Alan! - podniosłem rękę w której trzymałem końcówkę papierosa wychylając się mocniej z pomiędzy budynków. Trudno było mnie nie zauważyć. Wyszczerzyłem się i gdy byłem pewny, że mnie dostrzegł i ku mnie się zbliża (niech tylko spróbuje mnie nie rozpoznać) odrzuciłem niedopałek na wilgotny bruk by móc uścisnąć mu rękę
- Alan...? - szepnąłem sam do siebie w zamyśleniu, a po kilku kolejnych sekundach byłem już pewny - to był Alan.
- Ej, Alan! - podniosłem rękę w której trzymałem końcówkę papierosa wychylając się mocniej z pomiędzy budynków. Trudno było mnie nie zauważyć. Wyszczerzyłem się i gdy byłem pewny, że mnie dostrzegł i ku mnie się zbliża (niech tylko spróbuje mnie nie rozpoznać) odrzuciłem niedopałek na wilgotny bruk by móc uścisnąć mu rękę
16 kwietnia +| Edgar | Borgin&Burke
Odwlekałem sprawę. Może nie jakoś przesadnie, lecz mimo iż wypuścili na wolność wczoraj to dopiero dziś niechętnie zdałem sobie sprawę z tego, że dodatkowy dzień zwłoki mógłby mnie kosztować więcej niż tylko własne zdrowie. Niespiesznie przemieszczałem się więc brukowanymi, ciemnymi uliczkami Nokturnu. W głowie mi jeszcze szumiało po nocy spędzonej w Kotle i kilku innych przybytkach (wolność trzeba opijać, objadać i obijać). Ale to może i dobrze. Może na swój sposób sprawi to, że będzie trochę łatwiej przez to przebrnąć, na takim jakby znieczuleniu, prawda...?
- Cholera jasna - kogo ja oszukiwałem.
- Cholera jasna - kogo ja oszukiwałem.
17 kwietnia +| Chinka | Pokątna
Nie śpieszyłem się. Wgryzłem się owoc który z pozoru normalny posiadał ciepły, cierpko-słodki miąższ zupełnie taki sam, jaki posiadają jabłka pieczone nad ogniskiem, obsypane mieszanką cukru i cynamonu. I właściwie dzień byłby udany...gdyby ktoś nagle nie trzepnął mnie po twarzy. Mój już dwukrotnie składany w tym miesiącu nos nie widział żadnych przeciwwskazań przed wydaniem po raz kolejny niepokojącego, znienawidzonego przeze mnie dźwięku. Nieprzyjemny ból za świdrował wgłąb twarzy, a krew załaskotała mnie pod nosem. Będąc ciągle zamroczony wydałem z siebie bolesne:
- Cholerszlagbytojegokurwaagrrr...
- Cholerszlagbytojegokurwaagrrr...
18 kwietnia +| Lily | Jej dom
Po powrocie do domu znów trzymałem w ręku list od Lily. Znów nakreślony tą samą nerwową linią, o treści podobnej do tej, jaka widniała na kilku wcześniejszych listach, które napływały do mnie niezmiennie od tygodnia - bała się i potrzebowała mnie. Nie cieszyło mnie to jednak, tak jak powinno. Nieprzyjemnie wręcz ciążyło niczym ponury obowiązek. Takie to mało przyjemne było, że po tym wszystkim co mi mówiła w Tower, co mi powiedziała o Duncanie chodziła na spacery z Floreanem... Czemu więc pisała do mnie skoro mnie nie dostrzegała? Frustrujące. Bardzo. Niemniej nie potrafiłem zignorować jej wezwania. Odświeżyłem się i użyłem kominka w Ruderze, by zaraz pojawić się w domu Lily, który był nieco niższy toteż zaraz przydzwoniłem głowa o kant.
- Cholera - skrzywiłem się przykładając zaraz rękę do głowy i rozmasowując obolałe miejsce - Tak się wita gości? - rzuciłem żartobliwie widząc, jak celuje we mnie różdżką zza szafy. Cieszyłem się, że udało mi się na chwilę zdystansować od swych myśli.
- Cholera - skrzywiłem się przykładając zaraz rękę do głowy i rozmasowując obolałe miejsce - Tak się wita gości? - rzuciłem żartobliwie widząc, jak celuje we mnie różdżką zza szafy. Cieszyłem się, że udało mi się na chwilę zdystansować od swych myśli.
18 kwietnia | Mathilda | Dziurawy Kocioł
Ktoś, kto mnie znał i usłyszałby, że tak właściwie to miałem inne plany na wieczór niż wałęsanie się po melinach i barach uznałby, że żartuję. Sam się uśmiechałem do tej myśli kiwając niedowierzająco głową, zupełnie jakbym oceniał nieprzychylnie trzymane w dłoni karty - te jednak były po mojej stronie. Już trzecie rozdanie z rzędu. Być może właśnie to zraziło moich chwilowych towarzyszy, którzy po skończeniu partii postanowili z kilkoma bluzgami na ustach opuścić mój stolik. Nie było mi z tego powodu smutno. Zaczepiłem przechodzą obok kelnerkę za rąbek spódnicy, domagając się uzupełnienia szklanki ognistą. Nie przejmowałem się tym, że mógłbym spotkać tu Lily. Przynajmniej nie po tych dwóch piwach, które wypiłem w Parszywym nim mnie stamtąd wyrzucili. Ciągle też nie byłem pewien czy się na to zdecydowała, czy ją zatrudnili. Poza tym - najpewniej noc zleci jej na wpłukiwaniu się w poduszkę. Tak sądziłem. Co prawda męczyło mnie z tego powodu sumienie, lecz jeszcze dwie, trzy szklanki i będzie...wygodniej. Miałem taką nadzieję.
Upiłem zawartości uzupełnionego naczynia. Tasowałem w tym momencie karty, co jakiś czas przenosząc nieobecne spojrzenie na salę. Miałem wrażenie, że spadam w przepaść na trzeźwo w sposób nieprzyjemnie powolny.
19 kwietnia +| Bertie | Rudera
- Nie poddali. Zrozumieli. Może też powinieneś dla własnego dobra w końcu zrozumieć, że świat nie jest taki różowy, jaki chciałbyś by był - nie zdawałem sobie nawet sprawy, że mógłbym być w stosunku do niego taki szorstki, a jednak. Zakleszczoną na jego ramieniu rękę puściłem dopiero po wypowiedzeniu tych, a nie innych słów, nie pozwalając mu wcześniej się odsunąć.
- Rób co chcesz. Może wyjdzie ci to na dobre. W końcu skoro nie potrafisz zrozumieć co się do ciebie mówi najwyraźniej sam musisz się przekonać jak naiwny jesteś - syknąłem w gniewie do którego zachęcała mnie bezsilność. Nie mogłem przecież przywiązać go do krzesła, nie przemówię mu do rozsądku, nie powiem prawdy... - Nie może. - poprawiłem go.
- To bardzo, baaardzo, baaaardzo zły czas, Ari na proszenie mnie o takie rzeczy. Tym bardziej, że moja wizja zostania tutaj nie obejmuje w tym momencie twojego zasypiania, a do tego twoja deklaracja łagodności bardzo się z nią kłóci - popatrzyłem na nią nieodpowiednio, pożądliwie, mimowolnie unosząc nieznacznie kącik ust. Wyłożyłem karty na stół, bo przecież nie zamierzałem się czaić z zamiarami, które i tak wprowadziłbym z premedytacją w życie, jeśli tylko zamierzała pozwolić mi przebywać w tym momencie bliżej i dalej spoglądać na mnie tymi kokieteryjnymi, błyszczącymi od alkoholu ślepiami. Niech wie.
21 kwietnia | Just | Dom brata Just
Dlatego po skończonej robocie pojawiłem się niedługo potem pod domem brata Just. Już od jakiegoś czasu (trochę już zleciało od tego lutego...) podpytywała mnie o to, kiedy znajdę czas dla jej garbusa. Ciekawe czy była zaskoczona, że dzień wcześniej to ja się do niej odezwałem w tej sprawie? Machnąłem jej ręką na powitanie, gdy dostrzegłem ją wyglądającą przez okno w moim kierunku.
- Hej! - odezwałem się, unosząc lekko kąciki ust - Nie będę wchodził do środka. Poczekam na ciebie pod twoim małym. Weź kluczyki, a i przydałyby się jakieś ścierki
- Hej! - odezwałem się, unosząc lekko kąciki ust - Nie będę wchodził do środka. Poczekam na ciebie pod twoim małym. Weź kluczyki, a i przydałyby się jakieś ścierki
23 kwietnia +| Aria| Rudera, kuchnia
Jej sylwetka się napięła, lecz uznałem to za gest zaskoczenia. Na swój sposób było to pocieszne
- Nie cykaj. Razem z Bertim nałożyliśmy na Ruderę tyle zaklęć ochronnych, że nawet kurz musi prosić o pozwolenie na lądowanie. Nie chwalił się?
- Nie cykaj. Razem z Bertim nałożyliśmy na Ruderę tyle zaklęć ochronnych, że nawet kurz musi prosić o pozwolenie na lądowanie. Nie chwalił się?
24 kwietnia =| Aria | Most nad Tamizą
Ster i tej nocy wypuściłem z dłoni oddając się beztroskiej zabawie. Pochylając kolejne kieliszki powtarzałem sobie przekonywując, że co ma być to będzie, jak coś - mnie znajdą wszędzie. I właściwie z rozbawieniem musiałem przyznać sobie, że to niekoniecznie musiała być przenośnia bo towarzyszyła mi Ari. Przypadkowe spotkanie, przypadkowa szklanka ognistej, druga, piąta...
25 kwietnia +| Jud | Wygwizdów
Świat zdawał się na chwilę spowolnić. Sekundy zmieniły się w minuty, gdy uświadomiłem sobie, że jestem za wolny, że nie zniknę za drzewem. Prócz strachu poczułem nieprzyjemne uczucie bezradności wobec tego co miało nastąpić. Już po chwili poczułem bowiem na sobie ciężar zwierzęcia napierającego na mnie i przyciskającego do ziemi. Rzuciło się na mnie z impetem. W akcie zawziętości i swego rodzaju desperacji wyciągnąłem przed siebie lewe ramię tak, że dzieliło ono bestię od mojego gardła i to właśnie w nim zatopiło swoje szczęki. Boleśnie, głęboko. Skręciło mnie z bólu do tego stopnia, że ie byłem w stanie zdławić dźwięku, który o tym świadczył. W zamian zacisnąłem mocniej dłoń na różdżce. Wątpiłem bym w pojedynkę podołał konfrontacji tym bardziej, że większość zaklęć ofensywnych jakie znałem nie nadawała się do użycia z takiej odległości. Potrzebowałem czegoś co odsunie ode mnie potwora. Da mi szansę na ucieczkę.
Levicorpus
Levicorpus
Czułem, jak jej wzrok prześlizgiwał się metodycznie po mojej ranie. Wiedziałem, że w ten sposób nie jest w stanie wywnioskować za wiele, a jednak czułem niepewność co do tego, czy mimo wszystko powinienem skorzystać z jej umiejętności. Nie była kimś kogo znałem, komu ufałem, nie wiedziałem co zrobi jeśli rozpozna pochodzenie rany? Jeszcze mogłem się ze wszystkiego wycofać. Tylko co dalej? Nie mogłem się oszukiwać - nie było szans na to bym sobie tak po prostu z tym poradził sam. Koniec końców rozsądek wygrał. Nie oznaczało to jednak, że nie irytowała mnie sytuacja, a ja nie zacząłem się zastanawiać co zrobię jeśli dziewczyna czegoś się dowie. Istniało w końcu ryzyko.
X kwietnia +| Mia | Balkon
- Erniemu to pewnie teraz łyso...o ile bardziej można być łysym niż Erni - Uśmiechnąłem się szeroko, pijacko na same wspomnienie barmana, który po raz kolejny (daj Merlinie, że nie ostatni!) dał się podejść i sprowokować do zakładu. Jego owocem (tego zakładu) była skrzynia piwa niesiona w moich ramionach. Szkło samo z siebie zdawało się nawet z dumą szemrzeć przy każdym moim kolejnym kroku. Muzyka dla uszu
28 kwietnia +| Demony | Przedmieścia LondynuDom
- Niedługo zamykamy - Noel odezwał się ciężkim barytonem, lustrując przerzedzoną, ale wciąż obecną widownię karczmy. I byłby dodał coś więcej, zerkając na dwóch ochroniarzy siedzących przy drzwiach, ale względną ciszę przebiło najpierw potężne grzmotniecie - na zewnątrz rzeczywiście zbierała się burza - a potem coraz głośniejszy, przybliżający się tętent końskich kopyt i stukot pędzących ..kół? Kilka spojrzeń, jak na komendę zwróciła twarz ku wejściu, a w oczach łatwo można było dostrzec rosnący lęk. Wszystko umilkło, przecinane tylko szumem deszczu za ścianą i trzaskaniem ognia w kominku.
29 kwietnia +| Flo | Mung
Przeciągnąłem po zmęczonej twarzy ręką czując ciężar podjętych przeze mnie decyzji, zawodu jaki prawdopodobnie sprawiłem, rozczarowania...Co u Lily, jak sobie radziła? Co z Flo? Jak się tu znalazła? Ostatecznie ciekawość tkwiąca we mnie przezwyciężyła niepewność i sprawiła, że ostatecznie znalazłem się po drugiej stronie szyby.
- Hej - uniosłem w jej stronę rękę, i uśmiechnąłem się krzywo, gdy mnie zza tej szyby spostrzegła
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:15, w całości zmieniany 17 razy
1 maj +| uzdrowiciele | cmentarz
W nocy, z ostatniego dnia kwietnia na maj, niespodziewanie poczułeś przeraźliwy ból głowy; nagły, rwący, tak silny, że powalił cię na kolana. Nagle obraz przed twoimi oczyma zaszedł jasną, śnieżną bielą, która całkowicie cię oślepiła. Nic nie widzisz. Potrzebujesz eliksiru, który przywróci ci wzrok - i czasu, żeby przyzwyczaić się do otaczającej cię mgły. Zapachy wokół przestały być znajome, prawdopodobnie nie znajdowałeś się już w swoim domu. Nie miałeś jednak pojęcia, co się stało, ani gdzie mogłeś się znajdować.
1 maj +| wszyscy | Rudera
Ulga i wdzięczność, że nic jej nie jest. Jeszcze do mnie nie dotarło to jak wyglądała, czy coś jej dolegało - stała tu i to na ten moment było ważne. Przygarnąłem ją do siebie. Drżała, była brudna, głos jej się łamał i tu zaczęła rodzić się złość
- Co ci się stało Just? - To przez magię? Ktoś ci to zrobił? Gdzie się podziewałaś...? Gdy się odsunęła jeszcze lepiej widziałem jej twarz dostrzegając na jej twarzy smugi rynsztokowego brudu zmieszane z krwią. Merlinie, Just...
2 maj | Botty ++| Rudera
Czemu on musiał taki być?! Taki...taki...ech. Cholera jasna! Czasami gubiłem się w tym czy on był taki głupi czy jednak przez te wszystkie lata coś tam się jednak zdołało zagnieździć. Potem jednak myślałem o tym, jakie miał szczęście, że jeszcze chodził po tej planecie. Albo nieszczęście...? To jak go potraktowała ta anomalia...Może nie powinienem tak na niego naskakiwać. Przecież to nie tak, że doprowadził się do takiego stanu bo tego chciał. Tamtej nocy nikt nie wybierał.
5 maj +| Lily | Dom Prewettów
Na szczęście (a może niekoniecznie?) myślałem jedno, a robiłem zwyczajowo drugie i ostatecznie przełamałem się nad samym sobą przenosząc się do posiadłości Prewettów. Otrzepałem ubranie z resztek popiołu i uważnie się rozejrzałem czując jak wszystkie moje mięśnie się spinają. Jak na razie nie miałem zbyt dobrego zdania o jakiejkolwiek arystokratycznej rodzinie, a właśnie w budynku jednej się znajdowałem.
7 maj +| Lily ++| Rudera
A jednak nie mogłem zaprzeczyć, że nie czerpałem z tej sytuacji żadnych korzyści. Bo tak w sumie to nie było złe - wstać, zajść do kuchni, patrzeć jak ona się po niej krząta. To było coś nowego. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że poruszałem się ciszej chcąc się tym nasycić. Cierpka była jednak myśl, że ani kuchni, ani będącej w niej kobiety nie mogłem nazwać swoją - z tego też powodu do głowy mi nie przyszło nawet chcieć tak zawsze.
9 maj | Lily | Rudera
Wyszedłem z domu na chwilę by rozmówić się ze znajomym i umówić się na jutrzejsze wyjście do Rosiera. Gdy wróciłem - jej nie było. Uspokoiła(?) mnie dopiero Lana uśmiechając się trochę parszywie. Wyszła z przyjacielem. Trochę niskim ale szarmanckim. Czekał na nią z kwiatami. Mówiła, a widząc mój grymas niezadowolenia od razu spróbowała mi dokuczyć.
10 maj | Bertie | Rudera
- Piwnica już i tak pewnie jest basenem, ale może warto spróbować ją poratować póki ściany w miarę się trzymają. Pozostali dają radę ze wzmacnianiem zaklęć. - nie było sensu, żeby wszyscy robili to samo. I tak panował tu chaos, choć wszystko o dziwo szło ku dobremu. Dawali radę. Będzie dobrze. Musi być dobrze.
10 maj +| Olie, Rosier | Rezerwat
- Idziemy, nie wkurwiamy nikogo, uzgadniamy szczegóły i znikamy - powtórzyłem plan w skrócie po raz szósty tego dnia zupełnie jak dybym sam próbował się przekonać, że to właśnie tak to będzie wyglądało.
Chyba nie bardzo w to wierzyłem.
Chyba nie bardzo w to wierzyłem.
13 maj | Lily | Rudera
Właśnie - rana. Zmarszczyłem w konsternacji czoło przypominając sobie, że coś było nie tak. Budzące się do życia zmysły wykryły w piątej bądź siódmej chwili upierdliwy hałas w której rozpoznałem znaną melodię.
13 maj | Serż | Somerset
Trzynaście razy przemyślałem sprawę ostatecznie decydując się jednak podjąć się tego, co chodziło mi w zamiarze przez ostatnich kilka dni. Tak sobie bowiem myślałem, że anomalie dotykały swym zasięgiem również mugolski świat. Przebłyski niekontrolowanej magii przenikały przez zwyczajność codzienności mugoli siejąc w co niektórych przestrach i powody do opuszczenia Londynu, a momentami nawet kraju.
14 maj | Flo ++| Ulica
Tym samym Florence znalazła się na Pokątnej... ale dojście do domu stanowiło już bardzo konkretne wyzwanie, bo ziemia kołysała się niemiłosiernie. Florence poprawiła jednak okropnie potargane włosy i podjęła wędrówkę. Będzie chyba musiała wymyślić jakąś wymówkę dla Floreana... ale to później... później... Teraz tak bardzo chciało jej się spać...
16 maj | Lunara | Ulica
Przebrnąłem przez alchemie, numerologie, ekonomie...gdzie oni kurwa mają coś o zwierzętach?
7 Czerwiec | Bertie ++| Rudera
To jest trudne, Bertie.
10 Czerwiec | Wszyscy | Bitwa na śnieżki w Dolinie
Po tym duchowym wyciu postanowiłem skorzystać z darmowego żarcia. Zdjąłem czapkę zręcznym ruchem przedramienia zsunąłem sobie do jej wnętrza sutą porcję babeczek. Tych pozbawionych jakichś dodatków by mi się breja jakaś nie zrobiła. Zaopatrzony podszedłem do miejsca w którym mnie nawoływano.
12 czerwca | Czara Ognia, Bojczuk | Pod Bazyliszkiem
- Ty i ty, nie siedźcie tak, spróbujcie! - zawołała wyjątkowo ładna czarownica w tiarze z wyszytymi gwiazdkami, dłonią wskazując najpierw na Matthew, potem na Johnatana; tonem głosu i spojrzeniem wyraźnie rzucała im wyzwanie, by nie siedzieli tak dalej nad swoimi kuflami, a spróbowali swoich sił.
14 czerwca | Lily ++| Sklep Olivanderów
- No weź się już... zachowujesz się jakbym zmuszał cie do wciągnięcia nosem akromantuli, czy co - szturchnąłem ją łokciem
15 czerwca | Sigi ++| Wywern
- Zastanawiałeś się kiedyś, czemu akurat Biała Wywerna? Czemu nie pomarańczowa lub zielona? Albo Brązowa. Brązowy to też klawy kolor - Biały był bezsensu. Zwłaszcza na Nokturnie, gdzie wszystko było czarne. Począwszy od bruku pod nogami po interesy i hah - w tym momencie również w pewnym sensie spopieloną Wywenę.
18 czerwca | Mała Tonks ++| Garbus
Samochód pewnie tkwił w garażu - przynajmniej miałem nadzieję, że nie znajduje się pod któraś ze śnieżnych zasp. Przez chwilę pomyślałem o tym, by się włamać po koleżeńsku do tegoż i zrobić taką niespodziankę.
20 czerwca | Bertie | Garaż
- Choleraaaaa... - syczałem zupełnie jakby miało to sprawić, że miałem dzięki tej inkantacji mocniej napierać na ten psidwaczy klucz, który miał wykręcić tą parszywą, chędożona przez zastęp goblinów śrubę! Może bym się tak nie irytował gdybym był słaby, lecz nie byłem i poświadczyć o tym była gotowa połowa Nokturnu.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:16, w całości zmieniany 6 razy
28 czerwca | Lily | Rudera
– Coś świętujesz? Może bym dołączył - Spytałem nie kryjąc rozbawienia. Pijane kobiety były rozkoszne. Ona nie była wyjątkiem – No całkiem, całkiem ale widzę że u ciebie zabawniej. Testujesz czy powódź nie rozwodniła Bertiemu gorzały?
29 czerwca | Lily | Rudera
- No już, już. Wiem, że ci ciężko, lecz wierz mi - chcesz zjeść coś póki wszyscy są jeszcze w pracy i nie będą widzieli jaką kupką jesteś albo myśleli patrząc na ciebie o tym, jak coś tak małego może zrobić coś tak strasznego z łazienką
1 lipca| Rain | Parszywy Pasażer
– Zostało mi po niej obdrapana kawalerka na Nokturnie i cholerna fobia do, kurwa, psów. O ja pierdole, jak ja ich nienawidzę. Opowiadałem ci o tym...?
10 lipca| Clare | Parszywy Pasażer
Opis
- Pomyśl sobie może, że przynajmniej te ostatnie minuty pracy zlecą ci szybciej, dzięki... mnie? - taki ze mnie dziś pacjent na medal. Nie wydziwiam, nie buntuję się tylko siedzę grzecznie rozciągając szerzej usta w nieco szelmowskim uśmiechu
11 lipca | Bert | Rudera
- Jesteś popierdolony, Bert. Weź może zastanów się nad przebranżowieniem, co? Za lizanie śledzi ktoś na pewno by płacił. Lily miała takiego menadżera, może byście się dogadali. Albo te wycieczki mugolskie. Nie wiem jak to się stało, lecz - halo bert - szlachta ci płaci za mugolskie wrażenia. Może to jest warte zastanowienia, co?
18 lipca | Bert i mugolonieogarniacze | Las
Pogoda dopisała obozowiczom wspaniale. Pod niebem znajdowało się tego dnia zaledwie kilka chmurek, jednocześnie słońce przyjemnie grzało i przybarwiało blade twarze na ciemniejsze barwy. Tegoż pięknego dnia lekko za miastem pewien Bott czekał na zbiór osób bardziej mniej lub wcale sobie nie znanych by zabrać wszystkich w otchłanie mugolskiej dziczy.
30 lipca| Sam | Dom Sama
- Dalej, dalej. Noc nam ucieka, panie Skamander... - stukam, pukam, podpierając skroń na drzwiach.
3 sierpnia| Bertie, Brendan | Tower
- A co tam u ciebie Weasley? Przygruchałeś sobie jakąś rdzawą gołębicę, że tak ci zależało na wyeliminowaniu przeciwników? Winszuję w ogóle umiejętności. Pierwszy raz widziałem by za pomocą serpensortii wyczarować na raz tyle węży.
4 sierpnia| Inara | Wianki
Odrzuciłem niedopałek w piach. Otrzepałem z niego tyłek po tym jak wstałem i ruszyłem w toń. Nim zmoczyłem kostki prócz przesadnie ozłoconych i wymuskanych wykreśliłem w przedbiegach również wszystkie rude. Bo tak. Przyjaciółki też odpadały - to by było trochę żałosne. Popatrzmy... o. Uśmiechnąłem się diabolicznie pod nosem sięgając po wianek wypuszczony przez Inarę Nott.
- Nie wiedziałem, że driady zapuszczają się tak daleko na żer
- Nie wiedziałem, że driady zapuszczają się tak daleko na żer
7 sierpnia| Zawodnicy | Mecz
Mecz się jeszcze nie rozpoczął, nigdzie nie było też widać sędziego (choć w tłumie pojawiały się szepty, że do sędziowania meczu honorowo zaproszono sławną Jocundę Sykes); kapitanowie mieli więc okazję do przekazania kilku słów swoim drużynom oraz podjęcie decyzji o barwach, w jakich będą grać.
15 sierpnia| Neala | KamieniceDom Weasley'ów
- Masz ty coś w tej głowie? Źle jest tedy łazić o tej porze. Z Nokturnu się rozlewają męty i łatwo sobie guza zrobić. Powinnaś się trzymać Pokątnej. - mówię jej, chociaż nie do końca mam pojęcie co tu robi. Książka sobie dalej wesoło gdzieś za plecami skwierczała bądź się już tylko żarzyła - Co tu robisz? Brat wie gdzie się szlajasz...?
21 sierpnia, pełnia| Bertie | Jezioro
- Dłużej się nie dało, co? - burknąłem przyciskając do ust papierosa którym zaciągnąłem się na tyle mocno by powstrzymać się od kolejnych komentarzy które aż się prosiły o uwolnienie. Ma szczęście, że miałem przy sobie całą, jeszcze nie ruszoną paczkę fajek to byłem w trochę lepszym nastroju niż byłbym bez nich. Chyba.
25 sierpnia| Just | Nokturn
- Nie miałem cie tu jeszcze, prawda? - uśmiechnąłem się zdając sobie sprawę z tego, że pierwszy raz ją tu chyba gościłem. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że byłem zbyt pijany by coś podobnego zapamiętać - Nie zdejmuj butów. Weź koc z kanapy. To co na nim będzie możesz strzepać na ziemię
25 sierpnia| Lily | Jej dom
Kolejne jej słowa zaczynały poruszać do życia zawadiacką część mnie bo jakoś tak zadziwiająco dużo prawdy było w tym co mówiła - faktycznie w jednym i drugim miejscu można było walić i zachowywać się głośno. Jakoś nigdy w ten sposób o tym nie pomyślałem.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:16, w całości zmieniany 5 razy
7 września | Bertie | Badania Śmietnisko
Zaraz jednak przerwał. Gadanie o takich rzeczach nic nie daje. Dlatego Bertie w sumie mało kiedy narzekał. A jednak chyba w tej chwili był zwyczajnie zmęczony, zestresowany i podziałało to na niego inaczej. Już zamierzał wziąć się w garść, kiedy zobaczył, że Matt rozpoczyna włamanie.
- Poważnie?
- Poważnie?
8 września | Lily Jej dom
Gdy zauważyłem ruch podfrunąłem bliżej odpowiedniego okna nie wyjawiając się jednak ze swoją obecnością obserwując co robi przez półprzezroczyste zasłonki. Jeżeli mnie dostrzegła pomachałem jej uśmiechając się wilczo, a jeśli nie uczyniłem to samo po tym, jak zapukałem w szybę.
10 września | Just | Badania Mugolski Londyn
- Wszelakiego rodzaju uszczelki, gumy, wszystko co jest związane z elektrycznością - świece, kable, bezpieczniki, akumulator, światła do lamp. Niby pierdoły ale dużo ich się nazbierało i stąd też może to trochę wynieść. A i do tego panewka do łożyska. Byłem z Bertim na złomowisku, lecz nie udało nam się wyhaczyć takiej jakiej nam trzeba - cóż, staraliśmy się
12 września | Elorka | Prackowy Kocioł
- Ja to nie Bertie - z cukru nie jestem - zapewniłem żartobliwie nic sobie nie robiąc z pogody. Byłem w końcu Anglikiem. Nie mogłem się przejmować bycia nieco mokrym - Jakieś meble do przestawienia czy chłopak do ustawienia?
13 września | Gwen | Prackowy Galeria
Wszyscy czarodzieje byli przyzwyczajeni do naprawiania wszystkiego magią, lecz teraz kiedy groziło to pogłębieniem uszkodzeń pojawiałem się ja. Kto by pomyślał, że niemagiczny epizod mojego życia będzie kiedyś nieszykanowany, a pożądany. Heh.
16 września | Lily | Jej dom
- Zjedzmy na mieście, Stokrotko. Poseplenisz sobie o niegodziwości szkockiej kuchni w angielskim wydaniu nad jakąś rybą z frytkami - podsuwam genialny pomysł pozwalając sobie przy tym wstać i się z rozleniwieniem rozciągnąć by zadeklarować tym samym swoją gotowość do wyjścia. I tak, wciąż miałem w głowie ją w tej niewinnej piżamie tamtej nocy
19 września, PEŁNIA | KTO? | GDZIE?
Do you wanna stick around to see
How bad can I be?
How bad can I be?
Jak początkowo wydawał mi się to doskonały pomysł i po przedyskutowaniu sprawy z Bertim doszliśmy do wniosku, że warto spróbować, tak teraz nie byłem co do tego przekonany.
Nie, kiedy wiedziałem jakimi kolorami Bertie zamierzał zbrukać lokal, który kupił za jakąś powaloną ilość galeonów - z tego trzeba było go leczyć, a nie z sinicy. To prawie jak kupowanie smoczego jaja by se pierdolnąć jajecznicę. Niby można ale po co.
14 Października | Percival | Dziurawy Kocioł
Teraz jednak toczyłem swój żywot parobka chcącego by być może mój przyszły pan nie okazał się skąpym chujem.
- Matt wystarczy - odwróciłem się do lady plecami, a twarzą do rozmówcy wyciągając do niego rękę z zamiarem sprzedania mu porządnego uścisku, a nie jakiegoś martwego śledzia
- Matt wystarczy - odwróciłem się do lady plecami, a twarzą do rozmówcy wyciągając do niego rękę z zamiarem sprzedania mu porządnego uścisku, a nie jakiegoś martwego śledzia
15 Października | Event Jezioro
Zbliżała się godzina siedemnasta. Przy łuku stało już wtedy dwóch czarodziejów w ciemnych szatach. Jeden wysoki, o pociągłej twarzy i czujnym, chytrym spojrzeniu; drugi niższy, za to barczysty i krępy, to jego kojarzyło kilkoro z wybranych śmialków - nazywał się z Ormund i mówiono o nim, że jest prawą ręką Delaneya.
17 Października | Sam | Tamiza
- Posłuchajcie opowieści - hej heja ho, co ładunek grozy mieści - hej heja ho... - szarpałem w zadowoleniu przepite tej nocy gardło starając się odtworzyć piosenkę, która wbiła mi się w głowę w tamtej portowej knajpie. Ah, ja to jednak lubiłem świętować właśnie tam swoje życiowe powodzenie.
19 października, PEŁNIA | KTO? | GDZIE?
Do you wanna stick around to see
How bad can I be?
How bad can I be?
X października | Lily | Świat Dyń
Myślisz, że będziemy mogli zabrać je ze sobą skrawki? Bert by je jakoś sensownie przetworzył - no ej,w sumie darmowe warzywo i kucharz który za darmo by je przyrządził. Brzmiało jak trochę cebulacka nagroda pocieszenia w razie co.
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:16, w całości zmieniany 5 razy
10 listopada | Jackie | Kocioł
- Siedź - zaśmiałem dopijając resztkę piwa z butelki, która praśnie stuknęła o stół - Nagonię ci twoją Julię, Romeo. Podziękujesz we wnukach - poklepałem go mordzie podskakując frywolnie brwiami, zarechotałem, a potem czy chciał czy nie ruszyłem.
15 listopada | Michael Tonks | Jego dom
Jak zwykle niechętnie i ociężale stoczyłem się na krawędź łóżka wydobywając z siebie agonalny jęk jak sobie myślałem, że muszę dostać się do tego głupiego rezerwatu.
18 listopada, PEŁNIA | KTO? | Las
Pierwszy raz postanowiłem samemu zająć się sobą wiedząc, że nie mogę (a może nie chcąc?) przyzwyczajać się do tego, że zawsze będę mógł na kimś polegać. Nie było tych osób wiedzących o mojej przypadłości tak wiele - ledwie dwie.
21 listopada | Marcela | Praca, Rezerwat smoków
Na razie jednak nie widziała żadnego smoka. Akurat mogły być w zupełnie innym miejscu, prawda? W końcu smoki latają, więc raczej nie łatwo jest je złapać w jednym miejscu czy coś. Nie miała o tym zielonego pojęcia! Za to usłyszała za sobą kroki... Kolejny odwiedzający?
2 grudnia | Wyprawa | Praca, Szkocja
- Jo - skinąłem głową powitalnie w stronę zbliżającej się sylwetki, która z każdym kolejnym krokiem była coraz bardziej rozpoznawalna - fajka, szefie?
3 grudnia | Wyprawa - ustalenia | Praca, Szkocja
Poranek, który rozciągnął się nad rozstawionym w pobliżu jeziora obozowiskiem, wstał ciemny i zimny: niebo, choć nie do końca zachmurzone, pokryte było szarą mgiełką, przyćmiewającą słoneczne promienie i sprawiającą, że płócienne namioty tonęły w szarówce, a po wyjściu na zewnątrz oddech zaczynał zamieniać się w parę.
3 grudnia | Wyprawa - teren | Praca, Szkocja
Tym razem nic nie zagrodziło wam jednak drogi, i po kilkudziesięciu minutach marszu udało wam się wyjść na otwarty teren: tuż nad waszymi głowami rozciągało się ciemne, zakryte burzowymi chmurami niebo, majaczący na północnym-wschodzie wierzchołek Ben Nevis zasnuty był w mlecznobiałych oparach, a ścieżka mknąca dalej na południe zaczynała opadać w dół – z powrotem w dolinę.
17 grudnia, PEŁNIA | KTO? | GDZIE?
Do you wanna stick around to see
How bad can I be?
How bad can I be?
23 grudnia | Anna | Rudera
Świąteczna atmosfera wylewała się hektolitrami. Powiedzmy, że z odrobiną samozaparcia i po kilku głębszych udało mi się wejść w ten stan w którym Johny denerwował mnie mniej, a Lodziarz momentami przestawał dla mnie istnieć.
26 grudnia | Bertie | Cukiernia Bertiego
- To w końcu bezowy czy biszkoptowy? Ten spód - powtórzyłem z lekkim zniecierpliwieniem gapiąc się wyczekująco na kobietę chyba nieco starszą od cioci z którą od dobrej minuty tkwiłem w miejscu.
29 grudnia | Nieznajomy | Wywerna
Święta, święta i po świętach. Szaleństwo rodzinnego spędu powoli przechodziło do przeszłości, a po chwilowym wolnym czasie należało znów wracać do typowego rytmu życia. Tym dla mnie było przeskakiwanie między pracą za dnia, Lily wieczorami oraz barem nocą.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:17, w całości zmieniany 2 razy
31 grudnia / 1 stycznia | Szukanie Skarbu | Trakt kolejowy, Studnia
Balowa marynarka podszyta pstrokatym materiałem jak i wierzchnia szata robiąca za zimowy płaszcz były więc porozpinane, tak, że jasna koszula w kąsające, drobne, różnokolorowe, migoczące wzorki przyciągała spojrzenia pełne zazdrości. Cóż, nie każdemu było twarzowo w odwadze.
31 Grudnia/ 1 stycznia | Lily | Plac główny, Ulica
Do you wanna stick around to see
How bad can I be?
How bad can I be?
Poszurałem jedną dłonią po przyciskanym do barku udku w głaskająco-uspokajającym geście. Nie ma co się martwić! Inna sprawa, że w ogóle nie brałem pod uwagę opcji w której to ja się wywracam i ciągnę ją za sobą ku ziemi bo przecież jak to - ja miałbym się przewrócić? Ja?!
16 stycznia, pełnia| KTO? | Gdzie?
Do you wanna stick around to see
How bad can I be?
How bad can I be?
20 stycznia | Jackie | Rezerwat Smoków
Nie lubiła, nie cierpiała wręcz, roboty papierkowej – jak wszyscy aurorzy pewnie – ale od kiedy działania Biura Aurorów zostały ograniczone, miała więcej czasu, żeby po prostu siadać z kubkiem kawy przy swoim biurku i zajmować się nieuzupełnionymi pergaminami.
14 luty, pełnia| Sigi | Las
Bez większego zastanowienia rzuciłem się biegiem przed siebie. To nie mogło wróżyć nic dobrego, a jeśli nawet się myliłem - ja dla tego kogoś mogłem nie wróżyć nic dobrego.
20 luty | Remi | Smoczy Zagajnik
Głupio byłoby dostać delegacje na pochwycenie jakiegoś gada, nie wiem... przykładowo w Rosji i nigdy stamtąd już nie wrócić bo nie wiedziałem na jaki zasięg pluje ogniem taki czy inny gatunek. Nie uczyłem się więc z pasji, a potrzeby. Nie wiem, chyba mi jedynemu tu nie stawał na myśl o smokach tylko o wypłacie.
17 marca | Bertie | Rudera
Bertie wybrał nieco niefortunny moment do natknięcia się na Daniela, który swoją drogą chyba trochę gorzej się poczuł. To był dzień przed pełnią - byłem więc ostatnią osobą którą w tym czasie można było prosić o rozwiązanie jakiegokolwiek konfliktu nie ryzykując pogorszeniem sprawy.
24 marca | Hjarmar | Portowy skwer
Co jakiś czas z ciekawością więc na niego zerkałem widząc, że coś kombinuje. Trochę może nieporadnie, lecz na tyle bym potrafił powiedzieć, że mała męta doskonale wiedziała czego tu szuka i zdecydowanie nie była to zabawa z liśćmi. Aż uśmiechnąłem się półgębkiem wspominając siebie samego za gówniaka.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:17, w całości zmieniany 2 razy
13 maja | Shanon | Biała Wywerna | ZT
Idąc brukowanymi, ciemnymi uliczkami czułem się więc względnie bezpiecznie chociaż czujne spojrzenie niemalże pełnej tarczy księżyca wiszącej na niebie pilnowała bym za bardzo pewny swego nie był. Skrzywiłem się ku niej chowając się pod dachem ponurego lokalu.
18 maja | Bertie | Mój dom | ZT
- Jak to nie miałeś gdzie go dać - nie rozumiałem - ćpałeś coś...? - nachyliłem się i zacząłem go skanować spojrzeniem tak na poważnie bo gadał jakby oderwał się od rzeczywistości - Masz jebaną kamienicę, Bert - przypomniałem mu bo najwyraźniej zapomniał, że mieścił w niej siebie, Erniego i królika. Na kij mi się zwalał z tym na głowę. Na Nokturn. W środku nocy.
18/19 maja | Awanturnicy | Port, Portiernia | ZT
- Salut szuje! - zawołałem dziarsko niosąc głos po niewielkim pomieszczeniu. Rozłożyłem w witającym geście łapy tak by zwrócono na mnie uwagę co nie było takie trudne - załechtana pstrokata koszula przykryta sfatygowaną lecz dodającej charyzmy czerwoną szatą aż krzyczała, że w tym burdelu to ja będę pociągał za jaja i w cale nie musiała być to przenośnia, jeżeli ktoś zamierzał coś odpierdolić
1 czerwca | Sia | Zniszczone wagony
Czułem, że wracałem ponownie do punktu wyjścia. Znów wracałem na portowe salony, nokturnowe śmiecia, kiedy to chwilę temu zastanawiałem się nad zbieraniem pieniędzy na dom w jakiejś spokojniejszej okolicy. Siedziałem na dachu kamienicy sam zastanawiając się jak wielu przyjaciół nie odzywało się do mnie dlatego, że zwyczajnie już gryźli piach.
10 czerwca | Borgia | Park, Jej gabinet
Odrzuciłem fajka na ziemię i wypolerowanym, butem ruszyłem w dalszą przeprawę starając przemieszczać się mało uczęszczanymi uliczkami. W pogotowiu trzymałem w ręce różdżkę choć tak właściwie nie czułem, że jest to coś na czym mógłbym polegać - starałem się bardziej ufać swojej intuicji i szczęściu. To ostatnie chyba wciąż mi chyba dopisywało...?
- Hej skarbie, co powiesz na trochę ruchu - tyle tylko powiedziałem chwytając ją pewnie za przedramię. Nie czekając na odpowiedź pociągnąłem ją za sobą w głąb ruin, które zdążyłem już poznać. Oddychałem niespokojnie prowadząc ją przez wyrwę w ścianie do wnętrza czegoś co trudno było nawet nazwać pomieszczeniem
20 czerwca | Francesca | Jej dom
Zatrzymałem się w chwili w której odnalazłem poszukiwaną kamienicę. Ostrożnie, zwisając do góry nogami na miotle wychylałem swoją głowę poza górną krawędź okien w których jarzyło się światło w poszukiwaniu dawnej znajomej, a może nawet przyjaciółki z którą relacja mi się urwała z powodu sił wyższych.
22 czerwca | Jade | U Bobbiego
Nie patrząc na drogę stawiałem niepewne kroki utrzymując tym samym jako-taki kurs przed siebie w formie jakiegoś tam szlaczka. To się aż prosiło bym się o coś potkną i wykurwił na ten głupi ryj. Oczywiście, nie musiałem długo czekać by myśl faktem się stała...
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:17, w całości zmieniany 6 razy
6 lipca | Rain | Mój dom | X
Dla niego zawsze była dostępna. Nawet nie musiał jej płacić (chociaż każdą gotówkę przyjmowała chętnie), w końcu był jej przyjacielem niemal od zawsze.
7 lipca | Justine | Bazyliszek | X
Dzyń. Dzyń. Zapierając się łokciem o zaniedbany blat stolika podpierałem ciążącą mi głowę na ręce. Palce, jak wielkie pajęcze odnóża zachodziły mi częściowo na twarz, częściowo topiły się we włosach
10 lipca | Jade | Biały Most | X
- Rozpraszasz mnie, Bott. Ja tu mam zamiar pracować - Zagadałam do niego impertynencko, tak, jak zwykle on sam miał w zwyczaju witać się ze mną.
21 lipca, Pełnia | Majkel | Purpurowa Knieja | X
Nie dziś. Dziś się też nie bałem. Byłem zły. Zły, rozżalony, pogrążony w żałobie, a zaraz potem bólu który zdawał się zmyć ze mnie całą tą resztę. Chwila nieświadomości zawładnęła mną całym. Tak też zostanie...?
3 października | Rain | Jej dom | X
Nie wiem czemu, lecz kiedy wyczekiwałem na powitanie, doskwierało mi dziwne zniecierpliwienie wymieszane z podenerwowaniem. Czy było to spowodowane treścią listu, czy zbliżająca się pełnią - nie wiedziałem.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 01.07.24 20:39, w całości zmieniany 5 razy
18 października | Cygan | Parszywy Pasażer | X
Patrzył na dzieciaka i szczerze był zaskoczony arogancką postawą. Może kiedyś groźnie zmarszczyłby czoło i powiedział coś sprowadzającego do parteru, lecz teraz kiedy minęło zaskoczenie to pojawiło się rozbawienie. Rechocząc i kiwając niedowierzająco głową poprawił swoją postawę odwracając się do młodzieńca plecami.
18 października | Thalia | Bar Ponurak | X
Zatrzymał się patrząc na zaczepnie wyciągniętą nogę blokującą dalszą przechadzkę. Odjąłem od ust jarzącego się skręta wyduszając trującą chmurkę. Przeciągną pytającym spojrzeniem po jej długości docierając do ciemnozielonych oczu. Znajomych, bezczelnych, pełnych kpiny. Objawienie przyszło z lekkim opóźnieniem.
- Na twoje szczęście co się zobaczyło nie zostanie odzobaczone
- Na twoje szczęście co się zobaczyło nie zostanie odzobaczone
19 października | Rain | Bar Królicza Łapka | X
. Takich kobiet było wiele ale jemu kojarzyła się tylko z jedną więc nawet jeżeli życie płatało mu figla nie czuł krzty zażenowania i oporu by podejść bliżej, oprzeć się nonszalancko na blacie ramieniem niczym dumny, przemoczony do suchej nitki kur.
- Co prawda leje na zewnątrz ale kiedy patrzę na ciebie to mam wrażenie, że i pod dachem nie mogę czuć się bezpiecznie - moje serce właśnie pada ci do stóp
- Co prawda leje na zewnątrz ale kiedy patrzę na ciebie to mam wrażenie, że i pod dachem nie mogę czuć się bezpiecznie - moje serce właśnie pada ci do stóp
20 października | Bartemius Crouch | Dziurawy Kocioł | X
Siedział więc teraz tutaj. Włosy miał zaczesane do tyłu, twarz ogoloną. Wcisną się w przyzwoitą szatę, lecz wyraźnie nie skrojoną na niego - dość wyraźnie opinała się na muskularnych brakach i ramionach podkreślając chuligańską naturę noszącego. Parszywe spojrzenie było tylko wisienką na torcie.
2 listopada | Melisandre Rosier | Londyn, główna ulica | X
- Hej... kociaki - zaczął uśmiechając się filuternie przeskakując spojrzeniem między wielkookim stworem kręcącym się pod nogami, a ciemnymi oczami właścicielki
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Matthew Bott
Szybka odpowiedź