Wrzesień, 1948, Hogwart
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pierwszy września był dla Titusa wyjątkowym dniem - dniem, w którym miał wyruszyć na swoją pierwszą przygodę z daleka od domu i przede wszystkim z daleka od rodziców. Dzień, w którym oficjalnie stanie się uczniem Hogwartu. Przygotowywał się do tego już od kilku miesięcy, od czasu kiedy sowa przyniosła mu list, od kilku dni przeglądał nowiutkie, pachnące podręczniki, machał różdżką, z której co rusz leciały iskry i o niczym innym nie mówił! Za dwa dni będę już w Hogwarcie! Na pewnie zostanę Krukonem, tak jak ty, tatku. - powtarzał, a ojciec klepał go po przylizanych włosach, obdarzając delikatnym uśmiechem. Matka patrzyła na to wszystko z tym swoim łagodnym błyskiem w oczach, co rusz łkając, że jej syn dorasta...
Aktualnie cała trójka znajdowała się na peronie numer dziewięć i trzy czwarte - Titus wbiegł na niego jako pierwszy, pchając przed sobą wózek, zza którego wystawała mu tylko głowa - zwykle jasne policzki zaróżowione były od słodkiej ekscytacji, błękitne ślepia błyszczały jak nigdy dotąd. Niby obydwoje rodziców od małego raczyło go historiami o tej niezwykłej szkole, o parującej lokomotywie i wszystkich niesamowitościach kryjących się w murach zamku, ale i tak było to dla niego niezwykle podniecające i całkiem... nowe. Zatrzymał się tylko na moment, by odetchnąć i już miał pognać dalej wzdłuż pociągu, gdy poczuł jak czyjeś palce zaciskają się na jego kołnierzu. Odwrócił głowę, patrząc prosto w rozbawione oczy swojego ojca.
- Nie tak szybko, Titus. Nie pryśniesz nam przed samym odjazdem, musimy nacieszyć się twoją obecnością. - roześmiał się. Młody zmarszczył brwi. Już otworzył usta by coś powiedzieć, ale wtedy matka chwyciła go w ramiona, tuląc do okazałej piersi - widział łzy w jej oczach.
- Skarbie, tylko uważaj na siebie! Dużo jedz i bądź grzeczny. Pisz do nas codziennie i pamiętaj, żeby nosić czapkę jak tylko zaczną się przymrozki... - dziecko wywróciło oczami - Ale mamo... no weź, nie przy ludziach... O patrz! Tam jest Lyra! - wyrwał się z żelaznych objęć pani Ollivander, przystając na palcach i energicznie machając do rudej przyjaciółki. Zupełnie zapomniał o swoim wózku, w zamian biegiem zmierzając w kierunku dziewczynki. Poły dziecinnej szaty wirowały na wietrze, otaczając jego sylwetkę jak dwa wielkie skrzydła, a on gnał slalomem, uważając by nie wpaść na starszych uczniów.
- Dzień dobry pani Weasley! - zawołał, zatrzymując się tuż obok niej i kłaniając nisko jak na szlachcica przystało - Mam nadzieję, że wszystko u pani w porządku. - obdarzył ją szerokim uśmiechem, tym samym ukazując brak lewej, górnej dwójki - wczoraj wybił sobie ostatniego mleczaka, kiedy uciekając przed kuzynem wpadł do fontanny w ogrodzie. Zaraz jednak zwrócił twarz w kierunku Lyry, tym razem to jej posyłając uśmiech - znacznie jednak bardziej łobuzerski niż wcześniej.
- Dzień dobry, lady Weasley. - ukłonił się, zaraz za sprawą jednego, długiego susa znalazł się tuż obok niej. Pojawili się także państwo Ollivander, wraz z wózkiem, który młody zostawił pod ich opieką. Od razu zajęli się rozmową z mamą Lyry, podekscytowani faktem, że ich jedyne dziecko wyfrunie wreszcie z rodzinnego gniazda. Tymczasem Titus, niepostrzeżenie, by żaden dorosły tego nie zobaczył, pociągnął Lyrę za włosy.
- Usiądziesz ze mną w przedziale, co? - zapytał, tym razem szturchając ją w bok.
Pierwszy września był dla Titusa wyjątkowym dniem - dniem, w którym miał wyruszyć na swoją pierwszą przygodę z daleka od domu i przede wszystkim z daleka od rodziców. Dzień, w którym oficjalnie stanie się uczniem Hogwartu. Przygotowywał się do tego już od kilku miesięcy, od czasu kiedy sowa przyniosła mu list, od kilku dni przeglądał nowiutkie, pachnące podręczniki, machał różdżką, z której co rusz leciały iskry i o niczym innym nie mówił! Za dwa dni będę już w Hogwarcie! Na pewnie zostanę Krukonem, tak jak ty, tatku. - powtarzał, a ojciec klepał go po przylizanych włosach, obdarzając delikatnym uśmiechem. Matka patrzyła na to wszystko z tym swoim łagodnym błyskiem w oczach, co rusz łkając, że jej syn dorasta...
Aktualnie cała trójka znajdowała się na peronie numer dziewięć i trzy czwarte - Titus wbiegł na niego jako pierwszy, pchając przed sobą wózek, zza którego wystawała mu tylko głowa - zwykle jasne policzki zaróżowione były od słodkiej ekscytacji, błękitne ślepia błyszczały jak nigdy dotąd. Niby obydwoje rodziców od małego raczyło go historiami o tej niezwykłej szkole, o parującej lokomotywie i wszystkich niesamowitościach kryjących się w murach zamku, ale i tak było to dla niego niezwykle podniecające i całkiem... nowe. Zatrzymał się tylko na moment, by odetchnąć i już miał pognać dalej wzdłuż pociągu, gdy poczuł jak czyjeś palce zaciskają się na jego kołnierzu. Odwrócił głowę, patrząc prosto w rozbawione oczy swojego ojca.
- Nie tak szybko, Titus. Nie pryśniesz nam przed samym odjazdem, musimy nacieszyć się twoją obecnością. - roześmiał się. Młody zmarszczył brwi. Już otworzył usta by coś powiedzieć, ale wtedy matka chwyciła go w ramiona, tuląc do okazałej piersi - widział łzy w jej oczach.
- Skarbie, tylko uważaj na siebie! Dużo jedz i bądź grzeczny. Pisz do nas codziennie i pamiętaj, żeby nosić czapkę jak tylko zaczną się przymrozki... - dziecko wywróciło oczami - Ale mamo... no weź, nie przy ludziach... O patrz! Tam jest Lyra! - wyrwał się z żelaznych objęć pani Ollivander, przystając na palcach i energicznie machając do rudej przyjaciółki. Zupełnie zapomniał o swoim wózku, w zamian biegiem zmierzając w kierunku dziewczynki. Poły dziecinnej szaty wirowały na wietrze, otaczając jego sylwetkę jak dwa wielkie skrzydła, a on gnał slalomem, uważając by nie wpaść na starszych uczniów.
- Dzień dobry pani Weasley! - zawołał, zatrzymując się tuż obok niej i kłaniając nisko jak na szlachcica przystało - Mam nadzieję, że wszystko u pani w porządku. - obdarzył ją szerokim uśmiechem, tym samym ukazując brak lewej, górnej dwójki - wczoraj wybił sobie ostatniego mleczaka, kiedy uciekając przed kuzynem wpadł do fontanny w ogrodzie. Zaraz jednak zwrócił twarz w kierunku Lyry, tym razem to jej posyłając uśmiech - znacznie jednak bardziej łobuzerski niż wcześniej.
- Dzień dobry, lady Weasley. - ukłonił się, zaraz za sprawą jednego, długiego susa znalazł się tuż obok niej. Pojawili się także państwo Ollivander, wraz z wózkiem, który młody zostawił pod ich opieką. Od razu zajęli się rozmową z mamą Lyry, podekscytowani faktem, że ich jedyne dziecko wyfrunie wreszcie z rodzinnego gniazda. Tymczasem Titus, niepostrzeżenie, by żaden dorosły tego nie zobaczył, pociągnął Lyrę za włosy.
- Usiądziesz ze mną w przedziale, co? - zapytał, tym razem szturchając ją w bok.
Nie wiadomo jeszcze, co takiego gryfońskiego Tiara zobaczyła w Lyrze, ale na pewno nie było to zamiłowanie do ryzyka i celowe szukanie problemów ledwie zaczęła Hogwart. Za kilka lat okaże się, że kłopoty i tak potrafią znaleźć Lyrę nawet wtedy, kiedy ich nie szuka, ale teraz była po prostu grzecznym, nieśmiałym dziewczęciem wzdrygającym się na samą myśl o tak poważnym naruszeniu zasad i zapuszczenie się w odmęty nieznanego sobie zamczyska już pierwszego dnia.
Ale Titus w końcu odpuścił.
- Ja też – powiedziała, odwzajemniając lekki uścisk jego ręki. – Dobranoc, Titusie.
Pożegnała się z nim i wspięła się po schodkach do części sypialnej dziewcząt, szybko odnajdując dormitorium pierwszego roku. Było tam już parę innych młodych Gryfonek szykujących się do snu, więc Lyra przywitała je nieśmiało i odnalazła łóżko, przy którym stał jej stary, podniszczony kufer po bracie, i jakiś czas później, już po tych pierwszych rozmowach zapoznawczych położyła się spać, zasypiając niemal od razu.
Gdy obudziła się rano, przez okna wdzierał się już blask porannego słońca, docierającego do niej przez niedokładnie zasuniętą kotarę wokół łóżka. Mała poruszyła się w pościeli, szybko uświadamiając sobie, gdzie się znajduje. Hogwart. Była w Hogwarcie! Ta myśl wprawiła ją w taką ekscytację, że już nie potrafiłaby znowu zasnąć. Wysunęła się spod kołdry i z kufra wygrzebała jakieś ubrania oraz szatę i już po chwili była gotowa do opuszczenia sypialni. Musiała w końcu odnaleźć Titusa! Ciekawe, czy jeszcze spał, czy może już na nią czekał, by jeszcze przed śniadaniem znaleźć sowiarnię i wysłać listy?
Wyszła z dormitorium i odnalazła schodki prowadzące do pokoju wspólnego, tyle że ledwie stanęła na ich szczycie, zdała sobie sprawę, że tam, gdzie wczoraj się znajdowały, teraz widniała pochyła powierzchnia, na której straciła równowagę i zjechała na sam dół... spadając prosto na Titusa. Jej drobne ciałko przygniotło chłopca do ziemi, a jej rude włosy połaskotały go po twarzy.
- Och, Titusie, wybacz! – powiedziała, szybko się podnosząc i rumieniąc się pod piegami. – Nie wiem, co się stało z tymi schodami, naprawdę! – Bo przecież nie wiedziała jeszcze, że to jego próby wejścia na górę spowodowały ten stan rzeczy. – Dawno wstałeś? Ja dopiero przed chwilą i od razu postanowiłam cię znaleźć... Nie musiałam długo szukać – uśmiechnęła się do niego lekko i rozejrzała się.
Za dnia pokój wspólny wyglądał jeszcze bardziej interesująco niż wieczorem. Dopiero teraz mogła zobaczyć go w całej okazałości, łącznie z widokami z okna, które były naprawdę zachwycające i zupełnie inne niż okolice skromnego domku jej matki. Było stąd widać wysokie góry, jakich jeszcze nigdy przedtem nie widziała oraz fragment błoni z przylegającym do nich jeziorem.
- Myślisz, że uda nam się znaleźć sowiarnię przed śniadaniem? Może lepiej zapytajmy kogoś, jak tam dotrzeć? – zaproponowała po chwili, odwracając wzrok od okna i wpatrując się w twarz przyjaciela, z którym po chwili opuściła wieżę Gryffindoru, przekonując się, że sam zamek też za dnia wyglądał zupełnie inaczej niż kiedy wieczorem szli do wieży po kolacji.
- Teraz wydaje się jeszcze bardziej niesamowity – westchnęła z podziwem.
Ale Titus w końcu odpuścił.
- Ja też – powiedziała, odwzajemniając lekki uścisk jego ręki. – Dobranoc, Titusie.
Pożegnała się z nim i wspięła się po schodkach do części sypialnej dziewcząt, szybko odnajdując dormitorium pierwszego roku. Było tam już parę innych młodych Gryfonek szykujących się do snu, więc Lyra przywitała je nieśmiało i odnalazła łóżko, przy którym stał jej stary, podniszczony kufer po bracie, i jakiś czas później, już po tych pierwszych rozmowach zapoznawczych położyła się spać, zasypiając niemal od razu.
Gdy obudziła się rano, przez okna wdzierał się już blask porannego słońca, docierającego do niej przez niedokładnie zasuniętą kotarę wokół łóżka. Mała poruszyła się w pościeli, szybko uświadamiając sobie, gdzie się znajduje. Hogwart. Była w Hogwarcie! Ta myśl wprawiła ją w taką ekscytację, że już nie potrafiłaby znowu zasnąć. Wysunęła się spod kołdry i z kufra wygrzebała jakieś ubrania oraz szatę i już po chwili była gotowa do opuszczenia sypialni. Musiała w końcu odnaleźć Titusa! Ciekawe, czy jeszcze spał, czy może już na nią czekał, by jeszcze przed śniadaniem znaleźć sowiarnię i wysłać listy?
Wyszła z dormitorium i odnalazła schodki prowadzące do pokoju wspólnego, tyle że ledwie stanęła na ich szczycie, zdała sobie sprawę, że tam, gdzie wczoraj się znajdowały, teraz widniała pochyła powierzchnia, na której straciła równowagę i zjechała na sam dół... spadając prosto na Titusa. Jej drobne ciałko przygniotło chłopca do ziemi, a jej rude włosy połaskotały go po twarzy.
- Och, Titusie, wybacz! – powiedziała, szybko się podnosząc i rumieniąc się pod piegami. – Nie wiem, co się stało z tymi schodami, naprawdę! – Bo przecież nie wiedziała jeszcze, że to jego próby wejścia na górę spowodowały ten stan rzeczy. – Dawno wstałeś? Ja dopiero przed chwilą i od razu postanowiłam cię znaleźć... Nie musiałam długo szukać – uśmiechnęła się do niego lekko i rozejrzała się.
Za dnia pokój wspólny wyglądał jeszcze bardziej interesująco niż wieczorem. Dopiero teraz mogła zobaczyć go w całej okazałości, łącznie z widokami z okna, które były naprawdę zachwycające i zupełnie inne niż okolice skromnego domku jej matki. Było stąd widać wysokie góry, jakich jeszcze nigdy przedtem nie widziała oraz fragment błoni z przylegającym do nich jeziorem.
- Myślisz, że uda nam się znaleźć sowiarnię przed śniadaniem? Może lepiej zapytajmy kogoś, jak tam dotrzeć? – zaproponowała po chwili, odwracając wzrok od okna i wpatrując się w twarz przyjaciela, z którym po chwili opuściła wieżę Gryffindoru, przekonując się, że sam zamek też za dnia wyglądał zupełnie inaczej niż kiedy wieczorem szli do wieży po kolacji.
- Teraz wydaje się jeszcze bardziej niesamowity – westchnęła z podziwem.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Łup! Coś, a raczej ktoś całkowicie udaremnił jego próby dalszej wspinaczki i Titus szybko stwierdził, że tym kimś był nie kto inny a sama...
- Lyra! - ucieszył się, kompletnie nie przejmując faktem, że tarzają się po podłodze, sprawiając, że czyste mundurki robią się coraz bardziej zakurzone. Zmrużył tylko oczy, bo rude kosmyki połaskotały go po nosie i powiekach, natomiast gdy panna Weasley wstała i on dźwignął się na równe nogi.
- Ja też, próbowałem tam wejść i nagle one zniknęły, ale i tak próbowałem i nagle się pojawiłaś. - roześmiał się, energicznie przy tym gestykulując - W sumie to też przed chwilą, trochę się powłóczyłem w kółko. - wzruszył ramionami, bo taka była prawda. Wygładził szatę, kiwając głową na jej słowa - Po drodze kogoś znajdziemy. - a jak nie to podczas poszukiwań będą mieli okazję zwiedzić trochę zamku. Może natkną się na jakiegoś ducha? Titus dużo słyszał o rezydentach czterech domów, wczoraj przy stoliku widział sir Nicholasa, ale ze względu na swój marny humor jakoś nie miał ochoty z nim rozmawiać. Teraz jak trochę ochłonął i nie wiedział jeszcze, że wysłany niedługo list całkowicie odmieni jego stosunki z ojcem, nie był już taki markotny. Wręcz przeciwnie! Żywił nadzieję, że po zakończonych zajęciach będą mieli tyle czasu by chociaż troszeczkę poznać zamek - bo mniemał, że wszystkich jego tajemnic nie odkryje nawet w ciągu tych siedmiu lat nauki.
- Tak, to prawda. - przyznał jej rację kiedy wreszcie opuścili wieżę Gryffindoru, po czym zacisnął palce na jej drobnej dłoni i pociągnął ją za sobą wzdłuż korytarza, ku niezbadanym zakątkom szkoły.
/ztx2
- Lyra! - ucieszył się, kompletnie nie przejmując faktem, że tarzają się po podłodze, sprawiając, że czyste mundurki robią się coraz bardziej zakurzone. Zmrużył tylko oczy, bo rude kosmyki połaskotały go po nosie i powiekach, natomiast gdy panna Weasley wstała i on dźwignął się na równe nogi.
- Ja też, próbowałem tam wejść i nagle one zniknęły, ale i tak próbowałem i nagle się pojawiłaś. - roześmiał się, energicznie przy tym gestykulując - W sumie to też przed chwilą, trochę się powłóczyłem w kółko. - wzruszył ramionami, bo taka była prawda. Wygładził szatę, kiwając głową na jej słowa - Po drodze kogoś znajdziemy. - a jak nie to podczas poszukiwań będą mieli okazję zwiedzić trochę zamku. Może natkną się na jakiegoś ducha? Titus dużo słyszał o rezydentach czterech domów, wczoraj przy stoliku widział sir Nicholasa, ale ze względu na swój marny humor jakoś nie miał ochoty z nim rozmawiać. Teraz jak trochę ochłonął i nie wiedział jeszcze, że wysłany niedługo list całkowicie odmieni jego stosunki z ojcem, nie był już taki markotny. Wręcz przeciwnie! Żywił nadzieję, że po zakończonych zajęciach będą mieli tyle czasu by chociaż troszeczkę poznać zamek - bo mniemał, że wszystkich jego tajemnic nie odkryje nawet w ciągu tych siedmiu lat nauki.
- Tak, to prawda. - przyznał jej rację kiedy wreszcie opuścili wieżę Gryffindoru, po czym zacisnął palce na jej drobnej dłoni i pociągnął ją za sobą wzdłuż korytarza, ku niezbadanym zakątkom szkoły.
/ztx2
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Strona 2 z 2 • 1, 2
Wrzesień, 1948, Hogwart
Szybka odpowiedź