Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk
Kasyno
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kasyno
Kasyno znajduje się na głównej ulicy Cliodny, niedaleko pubu Siwy Dym. Taka lokalizacja nie jest przypadkowa - wszak pijani klienci przynoszą największe zyski. W tym miejscu nie gra się w Eksplodującego Durnia, lecz nawet nieletni mogą obstawiać zakłady, o ile zostaną na ulicach do otwarcia lokalu. Toczy się tu nocne życie; oprócz rozrywki z zawierania zakładów, można także zażyć rozkoszy alkoholowych (a nieoficjalnie również cielesnych), przez co zdarza się, że w ruch idą pięści niepoprawnych hazardzistów. W kasynie gra się przede wszystkim w pokera, black jacka, a także w kości kłamców. Wśród miejscowych chodzą plotki, że stali bywalcy kasyna gromadzą się raz w tygodniu w pomieszczeniu nieudostępnionym przez właściciela, gdzie razem grają w rosyjską ruletkę.
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, kościanego pokera
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:36, w całości zmieniany 4 razy
Nie był tym samym, co badali z Lupusem - tamten człowiek nie miał zewnętrznych obrażeń. Naszła ją pokusa rozkrojenia tego człowieka i obejrzenia go od środka, podobny proces jednak trudno byłoby odwrócić - odczekała więc z tym, oddając pola krasomówcom. Zmarszczyła brew, przyglądając się bliznom - pochodziły faktycznie od ognia? Nie... od kwasu? Czy ten człowiek też gotował się w kotle?
Dopiero teraz dotarło do niej, że w istocie stali na wulkanie. Pomijając magię, którą przebudziło jej zaklęcie - ten człowiek po prostu wszedł tutaj i spłonął. Przyszedł znikąd, ze statku... Cassandra spojrzała na barek, ostrożnie odsuwając się od jego okolic - nie odejmując od niego spojrzenia i wsłuchując się w pamięć o wydarzeniach dziejących się w tym miejscu. Niech to szlag. Uniosła spojrzenie na Lupusa, który podjął tematu alkoholu.
- Anomalia - wyjaśniła na głos - Znalazłeś alkohol, prawda? Nie ruszajcie żadnych butelek. Dokładnie to działo się tu wcześniej. - Interesowała się miejscami zainfekowanymi czarną magią, były ważne - dla Lysandry. - Alkohol płonął - stwierdziła w skupieniu, szukając odpowiednich myśli w odmętach pamięci - czarodzieje, którzy zbiegli z miejsc zainfekowanych anomalią lubili o nich rozpowiadać. A ona - była uzdrowicielką, która wielu z nich leczyła. Upewniła się, że w jej pobliżu nie było naczyń z trunkiem. - Wybuchał płomieniem, ale nie niósł ze sobą popiołów. Niczego nie niszczył, ale ranił ludzi. - To właśnie się wydarzyło, prawda? - To dziwne - Zatrzymała spojrzenie na rannym żeglarzu - Ramsey i Deirdre uzdrowili to miejsce - Widocznie jednak nie. Anomalia była zbyt silna, czy oni zbyt słabi? - Nie było popiołów - powtórzyła, przecierając palcem po błyszczącym pyle - i wraz z nim przysunęła się do żeglarza. Jego wyznanie tylko w jednym odbiegało od tego, o czym słyszeli. - Mówisz o tym?
Dopiero teraz dotarło do niej, że w istocie stali na wulkanie. Pomijając magię, którą przebudziło jej zaklęcie - ten człowiek po prostu wszedł tutaj i spłonął. Przyszedł znikąd, ze statku... Cassandra spojrzała na barek, ostrożnie odsuwając się od jego okolic - nie odejmując od niego spojrzenia i wsłuchując się w pamięć o wydarzeniach dziejących się w tym miejscu. Niech to szlag. Uniosła spojrzenie na Lupusa, który podjął tematu alkoholu.
- Anomalia - wyjaśniła na głos - Znalazłeś alkohol, prawda? Nie ruszajcie żadnych butelek. Dokładnie to działo się tu wcześniej. - Interesowała się miejscami zainfekowanymi czarną magią, były ważne - dla Lysandry. - Alkohol płonął - stwierdziła w skupieniu, szukając odpowiednich myśli w odmętach pamięci - czarodzieje, którzy zbiegli z miejsc zainfekowanych anomalią lubili o nich rozpowiadać. A ona - była uzdrowicielką, która wielu z nich leczyła. Upewniła się, że w jej pobliżu nie było naczyń z trunkiem. - Wybuchał płomieniem, ale nie niósł ze sobą popiołów. Niczego nie niszczył, ale ranił ludzi. - To właśnie się wydarzyło, prawda? - To dziwne - Zatrzymała spojrzenie na rannym żeglarzu - Ramsey i Deirdre uzdrowili to miejsce - Widocznie jednak nie. Anomalia była zbyt silna, czy oni zbyt słabi? - Nie było popiołów - powtórzyła, przecierając palcem po błyszczącym pyle - i wraz z nim przysunęła się do żeglarza. Jego wyznanie tylko w jednym odbiegało od tego, o czym słyszeli. - Mówisz o tym?
bo ty jesteś
prządką
prządką
Coś dziwnego się zadziało w powietrzu. Dolohov poczuł na sobie pytające spojrzenie Qentina. Ten nie musiał nic mówić. Rosjann wyczuł te gwałtowne wzbierające się przy nich wibracje.
- Anomalia przyciągnięta prawdopodobnie przez caume sanavi. Zgromadziła się tu...dokładnie tu - stuknął palcem w podłoże przy którym przykucnął - w coś w rodzaju uśpionego jeszcze expulso - Przełknął ślinę uśmiechając się bezgłośnie, lecz w wyraźnym nerwowym geście. Siedzieli na magicznej bombie.
Słysząc sugestię Lupusa i czując bijące od magii ciało tego człowieka Dolohov spojrzał na Cassandrę znacząco - Sądzę, że człowiek ten potrzebuje dokładniejszej uwagi oraz pomocy jaką możemy mu tu zapewnić. Weźmy go do lecznicy. Będzie pan w stanie ustać? - spodziewał się, że mężczyzna ucieszy się na wieść o pomocy i być może ułatwi im robotę. Natomiast Cassandra ucieszy się gdy zrozumie, że ciało tego mężczyzny skrywa dziwną tajemnicę w którą należało się zagłębić. Było to też trochę lepsze wyjście z sytuacji w której musiałby upuszczać z półmartwego, śmierdzącego człowieka krew. Czułby się w tej sytuacji co najmniej jak wampir chociaż tak właściwie przyszłość nie malowała się o wiele lepiej - był jedynym nieszlachetnym mężczyzną w tej grupie. Doskonale zdawał sobie zatem sprawę z tego kto będzie robił w razie konieczności za podporę dla rybaka czy tam marynarza.
- Anomalia przyciągnięta prawdopodobnie przez caume sanavi. Zgromadziła się tu...dokładnie tu - stuknął palcem w podłoże przy którym przykucnął - w coś w rodzaju uśpionego jeszcze expulso - Przełknął ślinę uśmiechając się bezgłośnie, lecz w wyraźnym nerwowym geście. Siedzieli na magicznej bombie.
Słysząc sugestię Lupusa i czując bijące od magii ciało tego człowieka Dolohov spojrzał na Cassandrę znacząco - Sądzę, że człowiek ten potrzebuje dokładniejszej uwagi oraz pomocy jaką możemy mu tu zapewnić. Weźmy go do lecznicy. Będzie pan w stanie ustać? - spodziewał się, że mężczyzna ucieszy się na wieść o pomocy i być może ułatwi im robotę. Natomiast Cassandra ucieszy się gdy zrozumie, że ciało tego mężczyzny skrywa dziwną tajemnicę w którą należało się zagłębić. Było to też trochę lepsze wyjście z sytuacji w której musiałby upuszczać z półmartwego, śmierdzącego człowieka krew. Czułby się w tej sytuacji co najmniej jak wampir chociaż tak właściwie przyszłość nie malowała się o wiele lepiej - był jedynym nieszlachetnym mężczyzną w tej grupie. Doskonale zdawał sobie zatem sprawę z tego kto będzie robił w razie konieczności za podporę dla rybaka czy tam marynarza.
—Nie... nie wiem... Nagle ogień...Wszedłem, nagle ogień.— Spojrzał na Lupusa dziwnym, mglistym spojrzeniem. Uzdrowiciel najwyraźniej wymagał od niego odpowiedzi, których nie znał. Po chwili przeniósł wzrok na Cassandrę.— Dziękuję — ulżyła mu swoją magią, dała mu nadzieję na więcej. Widziała to w jego oczach, pragnął być uzdrowiony, przywrócony do życia. — Tak— szepnął, gdy wskazała na pył. Próbował sobie przypomnieć wszystko, co widział, kiedy tu wszedł, chciał coś powiedzieć jeszcze, ale mówienie sprawiało mu ból. Zaprzestał więc, może za chwilę, gdy poczuje się lepiej. — Tak— powtórzył cicho, patrząc na kobietę, a później przeniósł słabe spojrzenie na Valerija. Wszyscy widzieli — nie mógł się ruszać, ledwie oddychał, ledwie mówił. Nie był w stanie się podnieść.
Rany mężczyzny, te zaleczone przez Cassandrę, nagle i niespodziewanie zaczęły się otwierać. Skóra pękała w miejscach, w których została ze sobą zespolona, tkanki rozrywały się, jakby zaklęcie uzdrawiające było nieskuteczne, choć uzdrowicielka mogła mieć pewność, że było, nie była amatorką. Oparzenia stały się rozleglejsze, a z ran wypłynęła dziwna maź zmieszana z ciemną krwią. Nie przypominała ani ropy, ani osocza, ani żadnych znanych uzdrowicielom płynów ustrojowych. Alchemikom zaś mogła przywodzić na myśl jakiś gęsty eliksir. Mężczyzna zawył z bólu chrapliwie, a jego okrzyk rozniósł się echem po spalonym kasynie. Bardzo cierpiał i wymagał pilnej interwencji.
| Na odpis macie czas do pt. 22:00
Rany mężczyzny, te zaleczone przez Cassandrę, nagle i niespodziewanie zaczęły się otwierać. Skóra pękała w miejscach, w których została ze sobą zespolona, tkanki rozrywały się, jakby zaklęcie uzdrawiające było nieskuteczne, choć uzdrowicielka mogła mieć pewność, że było, nie była amatorką. Oparzenia stały się rozleglejsze, a z ran wypłynęła dziwna maź zmieszana z ciemną krwią. Nie przypominała ani ropy, ani osocza, ani żadnych znanych uzdrowicielom płynów ustrojowych. Alchemikom zaś mogła przywodzić na myśl jakiś gęsty eliksir. Mężczyzna zawył z bólu chrapliwie, a jego okrzyk rozniósł się echem po spalonym kasynie. Bardzo cierpiał i wymagał pilnej interwencji.
| Na odpis macie czas do pt. 22:00
Valerij przeraził się kompletnie szczerze w chwili w której skóra człowieka zaczęła pękać, a z ran zaczeła wypływać nie krew, nie ropa. Dolohov momentalnie wstał i odsunął się spłoszony kilka kroków w tył. To nie wyglądało dobrze. Patrzył jednak zaciskając usta w wąską kreskę, starając się odsunąć od siebie obrzydzenie. Przypominał sobie po raz kolejny raz z rzędu czemu to nie pociągała go myśl o zostaniu uzdrowicielem. Patrzył jednak na zachodzące dziwne zjawisko próbując czytać towarzyszącą mu magię i analizować to co widział.
|numerologia
|numerologia
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
No tak. Rozmasowałem skronie starając się mocniej skupić na wiedzy jaką posiadaliśmy. I jaką mogliśmy zdobyć. Cassandra zrobiła porządny wywiad przed przybyciem tutaj i dzięki temu wszystko stało się łatwiejsze. Ogień wybuchał w naczyniach wypełnionych alkoholem. Jakoś tak momentalnie odsunąłem się od baru, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak magia postanowiła znów się przebudzić.
Zacząłem się zastanawiać. To, o czym mówiła uzdrowicielka, miało sens i nie miało zarazem. Ogień mógł wybuchać, ale ranić, a nie popielić rzeczy? Coś dziwnego. Nie powinno jednak mnie to zastanawiać, ostatnio działo się tak wiele niemożliwego, że już nic nie mogło wyglądać na nieprawdopodobne. Wręcz przeciwnie, im bardziej groteskowa sytuacja, tym bardziej realna.
Wtem z rozmyślań wyrwał mnie krzyk mężczyzny. Rany zaczęły otwierać się na nowo, sącząc krew oraz powodując ból, na pewno. Wzdrygnąłem się lekko, ale widziałem już wiele agonii. Domyślałem się, że to czarna magia spalała go od środka. Czy tamten trup z Azkabanu mógł przeżywać to samo? Być może. Koniec poszkodowanego był bliski, a wystarczyło wychwycić spojrzenie Dolohova oraz Vablatsky, by wiedzieć co zamierzali zrobić. Czy raczej nie zrobić niczego. Może trochę było mi szkoda tego czarodzieja, ale ostatecznie chyba faktycznie lepiej mieć go martwego. Łatwiej będzie go przenieść, tak jak tamtego zmarłego. I pozyskamy oczywiście więcej surowca do badań, dlatego po prostu stałem obserwując powolne konanie ofiary anomalii.
Zacząłem się zastanawiać. To, o czym mówiła uzdrowicielka, miało sens i nie miało zarazem. Ogień mógł wybuchać, ale ranić, a nie popielić rzeczy? Coś dziwnego. Nie powinno jednak mnie to zastanawiać, ostatnio działo się tak wiele niemożliwego, że już nic nie mogło wyglądać na nieprawdopodobne. Wręcz przeciwnie, im bardziej groteskowa sytuacja, tym bardziej realna.
Wtem z rozmyślań wyrwał mnie krzyk mężczyzny. Rany zaczęły otwierać się na nowo, sącząc krew oraz powodując ból, na pewno. Wzdrygnąłem się lekko, ale widziałem już wiele agonii. Domyślałem się, że to czarna magia spalała go od środka. Czy tamten trup z Azkabanu mógł przeżywać to samo? Być może. Koniec poszkodowanego był bliski, a wystarczyło wychwycić spojrzenie Dolohova oraz Vablatsky, by wiedzieć co zamierzali zrobić. Czy raczej nie zrobić niczego. Może trochę było mi szkoda tego czarodzieja, ale ostatecznie chyba faktycznie lepiej mieć go martwego. Łatwiej będzie go przenieść, tak jak tamtego zmarłego. I pozyskamy oczywiście więcej surowca do badań, dlatego po prostu stałem obserwując powolne konanie ofiary anomalii.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozkruszyła popiół pomiędzy palcami, słysząc przytaknięcie żeglarza, po czym łypnęła okiem na Valerija - wiedząc, że tak naprawdę nie oferował mu wcale pomocy. Przebadanie tego człowieka w spokojnych warunkach mogło mieć sens, szybko jednak okazało się, że nie będzie im to dane. Przyglądała się temu, co działo się z rannym w skupieniu, nie plując sobie w brodę za źle rzucone zaklęcie, bo przecież wiedziała, że rzucone zostało poprawnie - raczej obserwując zmiany, usiłując pojąć, co działo się z tym człowiekiem.
- Ciało, które wzięliśmy z sierocińca, było wypełnione krwią. Nie jak trup, jak balon - podjęła, szukając analogii pomiędzy pierwszym a drugim. - Poddaliśmy krew badaniom - zdawała się mieć ogromną moc. Mogła by stać się bazą potężnych eliksirów. Zebraliśmy jej tyle, ile się dało - zerknęła na Lupusa - jeśli jego wydzieliny mają podobną moc, powinniśmy to sprawdzić - Kiedy ten dziwny proces ulegnie zakończeniu. Umierał - i miała nadzieję, że umierał, a nie przeobrażał się właśnie w przerażającą poczwarę, w paszczy której zginą wszyscy. Jego życie nie znaczyło wiele, ale obserwacja tego, co się z nim działo, mogła rozjaśnić kilka tajemnic.
anatomia - patrzę
- Ciało, które wzięliśmy z sierocińca, było wypełnione krwią. Nie jak trup, jak balon - podjęła, szukając analogii pomiędzy pierwszym a drugim. - Poddaliśmy krew badaniom - zdawała się mieć ogromną moc. Mogła by stać się bazą potężnych eliksirów. Zebraliśmy jej tyle, ile się dało - zerknęła na Lupusa - jeśli jego wydzieliny mają podobną moc, powinniśmy to sprawdzić - Kiedy ten dziwny proces ulegnie zakończeniu. Umierał - i miała nadzieję, że umierał, a nie przeobrażał się właśnie w przerażającą poczwarę, w paszczy której zginą wszyscy. Jego życie nie znaczyło wiele, ale obserwacja tego, co się z nim działo, mogła rozjaśnić kilka tajemnic.
anatomia - patrzę
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Och tak, na Nokturnie znajdzie się dla tego jegomościa miejsce. To zresztą uważam chyba nie tylko ja, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie, nie mam nadzwyczajnych zdolności. Przebywając jednak wśród nokturnowej uzdrowicielki oraz mieszkającego tam alchemika lubującego się w piwnicznych eksperymentach. Nie, żebym ja był jakiś inny, wręcz przeciwnie, chociaż ja mieszkam w zamku akurat. To nieważne, ważne, że łączy nas wszystkich pasja do nauki. A leżący na ziemi mężczyzna jest idealnym obiektem do badań. Niestety, jako martwy ktoś. Jednak nie powiem tego na głos, chociaż facet raczej nie dałby rady się ruszyć czy wierzgać, żeby utrudnić nam zadanie. Wciąż może wrzeszczeć, co zresztą robi.
Musi go piekielnie boleć. To naprawdę niemiły widok. Mogłem to być zresztą ja. Dobrze, że nie pijam alkoholu. Zwykle. To mogło mi uratować życie nawet! Zaczynam doceniać swoje sztywne zasady. Ale nie zamierzam o nich teraz rozważać. Po prostu zerkam na twarze pozostałych badaczy nie wiedząc co zrobić. W pierwszym odruchu mam ochotę wspomóc jegomościa jakimś paskudnym zaklęciem, żeby przyspieszyć proces, ale magia wciąż jest niespokojna, a jemu nie zostało wiele czasu, dlatego po prostu cofam się parę kroków. Starając się za bardzo nie patrzeć na ohydny widok eskalacji magii w ciele mężczyzny. Zamiast tego przenoszę wzrok na Cass. Potężne eliksiry, to brzmi jak worek pełen wspaniałości, który chciałoby się od razu otworzyć.
Musi go piekielnie boleć. To naprawdę niemiły widok. Mogłem to być zresztą ja. Dobrze, że nie pijam alkoholu. Zwykle. To mogło mi uratować życie nawet! Zaczynam doceniać swoje sztywne zasady. Ale nie zamierzam o nich teraz rozważać. Po prostu zerkam na twarze pozostałych badaczy nie wiedząc co zrobić. W pierwszym odruchu mam ochotę wspomóc jegomościa jakimś paskudnym zaklęciem, żeby przyspieszyć proces, ale magia wciąż jest niespokojna, a jemu nie zostało wiele czasu, dlatego po prostu cofam się parę kroków. Starając się za bardzo nie patrzeć na ohydny widok eskalacji magii w ciele mężczyzny. Zamiast tego przenoszę wzrok na Cass. Potężne eliksiry, to brzmi jak worek pełen wspaniałości, który chciałoby się od razu otworzyć.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Żaden z Rycerzy nie zdecydował się pomóc konającemu mężczyźnie, a jego krzyki jeszcze przez chwile — choć gardłowe i drżące — niosły się echem jeszcze przez chwili po wnętrzach zrujnowanego kasyna.
Valerij odsunął się od niego, przyglądając mu wnikliwie. Czuł, że rany zioną czarną magią, że bije ona od mężczyzny, szczególnie teraz, kiedy rany znów się otwarły. Otoczenie wokół nie było ustabilizowane, wciąż magia wydawała się drżeć, pulsować. Było spokojnie, lecz to pozorne wrażenie mogło w każdej chwili zaniknąć. Rosjanin mógł podejrzewać, że jeśli mężczyzna wypełniony był w jakiś sposób czarodziejską mocą, to ona nie pozwoliła mu zasklepić tych ran - być może sama je spowodowała, od środka lub od zewnątrz. Alchemik mógł mieć też wrażenie, że ta moc, nie mogła zostać zamknięta w ciele biednej ofiary. Potrzebowała ujścia, wydostania się na zewnątrz, wyeksponowania.To, co wypływało z niego też było przesiąknięte mocą, ale nie był w stanie powiedzieć o tym nic więcej. Do tego potrzebował kociołka i paleniska, mógł spróbować poeksperymentować na tym, co zawierał w sobie umierający człowiek. Cassandra widziała, jak rany otwierają się. Magia lecznicza była skuteczna, lecz nie była w stanie powstrzymać postępujących w ciele procesów, zupełnie jak w przypadku bakterii, czy wirusów, które przenosząc się po organizmie infekują kolejne tkanki, narządy, niszczą je, doprowadzają do rozkładu. Mężczyzna przed nimi cierpiał, a jego ciało nieustannie, odkąd zaczęło snów się otwierać, zostało poddawane niszczycielskiej sile, tak jakby jego zamknięcie uaktywniało jakiś proces, który znów je psuł. Wypływająca posoka, czymkolwiek była przywodziła jej na myśl kipiące mleko, jego objętość znacznie przewyższała naczynie, w którym się gotowało. Podobnie było tu — dziwnych substancji było zbyt wiele, by mogły być zatrzymane w tym ciele. Na podstawie zgromadzonych wcześniej informacji mogła podejrzewać, że na ciało tego człowieka owa magia oddziaływała gorzej. Jakkolwiek stał się jej posiadaczem i cokolwiek się wydarzyło, że zamknęła się w nim, siała o wiele większe spustoszenie niż w poprzednim truchle.
Po kilku chwilach krzyk ustał, a wokół znów zalęgła się pozorna cisza. Mężczyzna rzucił się jeszcze w konwulsjach, a potem bezwładnie się rozłożył na zgliszczach. Ofiara przestała się ruszać, oddychać — już na pierwszy rzut oka wyglądała uzdrowicielom na martwą. Nie musieli tego badać, ani sprawdzać, wiedzieli, że śmierć go zabrała.
Kiedy Lupus i Quentin przyglądali się ostatim tchnieniom, Cassandra poczuła obcą obecność, tuż obok siebie, jakby ktoś szeptał jej przerażające słowa do ucha. Na karku pojawił się chłód, objął całe jej ciało, zacisnął w szczelnym uścisku na moment — puściło po chwili, odeszło wraz z chłodem. Nie opuszczało jej jednak przypuszczenie, że ktoś lub coś, bardzo wnikliwie jej się przygląda.
| Na odpis macie 24h.
Valerij odsunął się od niego, przyglądając mu wnikliwie. Czuł, że rany zioną czarną magią, że bije ona od mężczyzny, szczególnie teraz, kiedy rany znów się otwarły. Otoczenie wokół nie było ustabilizowane, wciąż magia wydawała się drżeć, pulsować. Było spokojnie, lecz to pozorne wrażenie mogło w każdej chwili zaniknąć. Rosjanin mógł podejrzewać, że jeśli mężczyzna wypełniony był w jakiś sposób czarodziejską mocą, to ona nie pozwoliła mu zasklepić tych ran - być może sama je spowodowała, od środka lub od zewnątrz. Alchemik mógł mieć też wrażenie, że ta moc, nie mogła zostać zamknięta w ciele biednej ofiary. Potrzebowała ujścia, wydostania się na zewnątrz, wyeksponowania.To, co wypływało z niego też było przesiąknięte mocą, ale nie był w stanie powiedzieć o tym nic więcej. Do tego potrzebował kociołka i paleniska, mógł spróbować poeksperymentować na tym, co zawierał w sobie umierający człowiek. Cassandra widziała, jak rany otwierają się. Magia lecznicza była skuteczna, lecz nie była w stanie powstrzymać postępujących w ciele procesów, zupełnie jak w przypadku bakterii, czy wirusów, które przenosząc się po organizmie infekują kolejne tkanki, narządy, niszczą je, doprowadzają do rozkładu. Mężczyzna przed nimi cierpiał, a jego ciało nieustannie, odkąd zaczęło snów się otwierać, zostało poddawane niszczycielskiej sile, tak jakby jego zamknięcie uaktywniało jakiś proces, który znów je psuł. Wypływająca posoka, czymkolwiek była przywodziła jej na myśl kipiące mleko, jego objętość znacznie przewyższała naczynie, w którym się gotowało. Podobnie było tu — dziwnych substancji było zbyt wiele, by mogły być zatrzymane w tym ciele. Na podstawie zgromadzonych wcześniej informacji mogła podejrzewać, że na ciało tego człowieka owa magia oddziaływała gorzej. Jakkolwiek stał się jej posiadaczem i cokolwiek się wydarzyło, że zamknęła się w nim, siała o wiele większe spustoszenie niż w poprzednim truchle.
Po kilku chwilach krzyk ustał, a wokół znów zalęgła się pozorna cisza. Mężczyzna rzucił się jeszcze w konwulsjach, a potem bezwładnie się rozłożył na zgliszczach. Ofiara przestała się ruszać, oddychać — już na pierwszy rzut oka wyglądała uzdrowicielom na martwą. Nie musieli tego badać, ani sprawdzać, wiedzieli, że śmierć go zabrała.
Kiedy Lupus i Quentin przyglądali się ostatim tchnieniom, Cassandra poczuła obcą obecność, tuż obok siebie, jakby ktoś szeptał jej przerażające słowa do ucha. Na karku pojawił się chłód, objął całe jej ciało, zacisnął w szczelnym uścisku na moment — puściło po chwili, odeszło wraz z chłodem. Nie opuszczało jej jednak przypuszczenie, że ktoś lub coś, bardzo wnikliwie jej się przygląda.
| Na odpis macie 24h.
Stan agonalny. Nieprzyjemnie było na to patrzeć kiedy magia siłą próbowała się wydostać z ciała mężczyzny. Wkrótce przypominającego jedną, wielką padlinę. Cuchnącą oraz odrażającą, ale nie mogłem przestać się wpatrywać w jątrzące się wybroczyny oraz ulatujące z niego życie. W tym brutalnym akcie było coś hipnotyzującego. Rzadko obserwowałem aż takie makabryczne widoki na łożu śmierci, ale zdarzało się. Tymczasem tutaj zachodziły dziwne, niepokojące rzeczy, o których nie mieliśmy nawet pojęcia, że mogą się tak dziać. Zerknąłem ponownie na Cassandrę będąc ciekaw czy dostrzegła jakieś analogie między oboma denatami.
Ja skupiłem się na tym, że ofiara anomalii wreszcie wyzionęła ducha. Ostatecznie. Nie podjęliśmy żadnej inicjatywy, by stało się inaczej. Wiedzieni chłodną kalkulacją, że jednak warto mieć mężczyznę w wersji maksymalnej eksploatacji podjęliśmy decyzję. Nie było już od niej odwrotu. Trudno, poszkodowany nie był nikim istotnym dla nikogo.
- Reducio – spróbowałem, wyciągając przed siebie różdżkę oraz kierując jej koniec na nieżywe już ciało. Nie byłem biegły z transmutacji, a dodatkowo wokół nas wciąż drżała magia, ale stanie i gapienie się nie wchodziło już w grę. Straciliśmy na to sporo czasu. Teraz należało działać, przynajmniej podjąć jakieś ryzyko. Musieliśmy zabrać truchło do Vablatsky lub któregoś z alchemików, gdzieś, gdzie mogliśmy wykorzystać jego magiczne właściwości do celów naukowych.
Ja skupiłem się na tym, że ofiara anomalii wreszcie wyzionęła ducha. Ostatecznie. Nie podjęliśmy żadnej inicjatywy, by stało się inaczej. Wiedzieni chłodną kalkulacją, że jednak warto mieć mężczyznę w wersji maksymalnej eksploatacji podjęliśmy decyzję. Nie było już od niej odwrotu. Trudno, poszkodowany nie był nikim istotnym dla nikogo.
- Reducio – spróbowałem, wyciągając przed siebie różdżkę oraz kierując jej koniec na nieżywe już ciało. Nie byłem biegły z transmutacji, a dodatkowo wokół nas wciąż drżała magia, ale stanie i gapienie się nie wchodziło już w grę. Straciliśmy na to sporo czasu. Teraz należało działać, przynajmniej podjąć jakieś ryzyko. Musieliśmy zabrać truchło do Vablatsky lub któregoś z alchemików, gdzieś, gdzie mogliśmy wykorzystać jego magiczne właściwości do celów naukowych.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Krzyknęła, gwałtownie odwracając się za siebie - lecz nigdzie nie dostrzegła już cienia kostuchy.
Wiedziała, że ten towarzyszył im od wejścia tutaj, toteż kiedy tylko upewniła się, że nie widziała jej nigdzie indziej, zacisnęła powieki, koncentrując się na szczegółach widzianej - przed momentem - wizji. Pamiętała srebrna krew - ta nie była srebrna, jednak jak ona wydawała się... szczególna. W tych okolicznościach trudno było zebrać myśli - nerwowo szukała migoczących na ścianach cieni, ich własnych, a jednak tak potwornie przerażających. Milczała dłuższą chwilę, nie chciała tu dłużej zostać. Ani chwili dłużej, niż było to konieczne.
- Bierzmy go i wynośmy się. Widziała nas, nie możemy tutaj zostać - stwierdziła w głos, nie będąc w stanie skupić myśli na czymkolwiek innym, niż otaczające ją strachy gnające wewnątrz trzeciego oka. - Prześlę wam krew pierwszego człowieka dla porównania.
Wiedziała, że ten towarzyszył im od wejścia tutaj, toteż kiedy tylko upewniła się, że nie widziała jej nigdzie indziej, zacisnęła powieki, koncentrując się na szczegółach widzianej - przed momentem - wizji. Pamiętała srebrna krew - ta nie była srebrna, jednak jak ona wydawała się... szczególna. W tych okolicznościach trudno było zebrać myśli - nerwowo szukała migoczących na ścianach cieni, ich własnych, a jednak tak potwornie przerażających. Milczała dłuższą chwilę, nie chciała tu dłużej zostać. Ani chwili dłużej, niż było to konieczne.
- Bierzmy go i wynośmy się. Widziała nas, nie możemy tutaj zostać - stwierdziła w głos, nie będąc w stanie skupić myśli na czymkolwiek innym, niż otaczające ją strachy gnające wewnątrz trzeciego oka. - Prześlę wam krew pierwszego człowieka dla porównania.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Człowiek konał w agonii. Nie było to zdecydowanie nic przyjemnego. Ostatnie tchnienia i cisza. Valerij sam wypuścił jak gdyby wstrzymywane w napięciu powietrze ciesząc się z tego, że był to koniec. Ludzkie cierpienie było obrzydliwe, wywoływało jakiś dziwny niepokój, strach. Nie lubił tego uczucia.
- On cały...Przepełniony był magią. Szczególną magią bo silną na tyle, że jej moc nie mogła zostać przez niego utrzymana, przyswojona. Wydostała się więc...sama - trochę upiorne to było, tak jak zachowanie uzdrowicielki. Do tego w powietrzu zabrzmiała inkantacja - reducio. Dolohov już wiedział, że to on miał zająć się ciałem. Wcale się do tego nie palił. Tym bardziej że zwłok błyszczał wypływającą mazią, która budziła jakiś popłoch. Bo co jeżeli zaatakuje samego alchemika? Rosjanin nie znał jeszcze jej natury. Trochę się więc bał. Mniej jednak niż Cassandry, a przede wszystkim Czarnego Pana. Pokracznie lecz jednak owinął ciało w wierzchnią część swojej szaty i dźwignął zwłok będąc gotowym zabrać się stąd w stronę lecznicy będącą bazą.
|zt wszyscy, jeśli można...? Jak coś Qentin mówił że rano dorzuci jeszcze od siebie post
- On cały...Przepełniony był magią. Szczególną magią bo silną na tyle, że jej moc nie mogła zostać przez niego utrzymana, przyswojona. Wydostała się więc...sama - trochę upiorne to było, tak jak zachowanie uzdrowicielki. Do tego w powietrzu zabrzmiała inkantacja - reducio. Dolohov już wiedział, że to on miał zająć się ciałem. Wcale się do tego nie palił. Tym bardziej że zwłok błyszczał wypływającą mazią, która budziła jakiś popłoch. Bo co jeżeli zaatakuje samego alchemika? Rosjanin nie znał jeszcze jej natury. Trochę się więc bał. Mniej jednak niż Cassandry, a przede wszystkim Czarnego Pana. Pokracznie lecz jednak owinął ciało w wierzchnią część swojej szaty i dźwignął zwłok będąc gotowym zabrać się stąd w stronę lecznicy będącą bazą.
|zt wszyscy, jeśli można...? Jak coś Qentin mówił że rano dorzuci jeszcze od siebie post
Wzdrygam się słysząc krzyk. Tym razem nienależący do wykrwawiającego się mężczyzny. Zerkam przerażony na Cassandrę, która nie wygląda coraz lepiej, zatem coś złego musi się dziać. Marszczę brwi. - Wszystko w porządku? - dopytuję. To pewnie ma związek z napadem w momencie, w którym tu weszliśmy. Bardzo mi się to nie podoba, potrzebujemy Vablatsky o trzeźwym umyśle, jest przecież inteligentna i uzdolniona, zaś na osłabienie składu nie możemy sobie pozwolić, tak sądzę.
Zaraz jednak koncentruję się na konającym mężczyźnie wydającym ostatnie tchnienie. Ta śmierć jest dość obrzydliwa i naprawdę nie chciałbym dotykać tego kogoś swoimi rękoma. Z opresji znów ratuje nas Valerij, chociaż trochę mu przy tym współczuję. Kiwam wszystkim głową, obserwując jeszcze jak ciało zmienia swój rozmiar. Nic tu po nas, w istocie. Upewniwszy się, że mam przy sobie fiolkę z pyłem, ruszam za pozostałymi. Jestem ciekaw jak wrócimy z tym przerażającym zawiniątkiem. Magia jako pasożyt, to chyba wspaniałe źródło do badań. Tak jak oba truchła oraz ich krew. To mnie chyba interesuje w tej chwili najbardziej.
Zaraz jednak koncentruję się na konającym mężczyźnie wydającym ostatnie tchnienie. Ta śmierć jest dość obrzydliwa i naprawdę nie chciałbym dotykać tego kogoś swoimi rękoma. Z opresji znów ratuje nas Valerij, chociaż trochę mu przy tym współczuję. Kiwam wszystkim głową, obserwując jeszcze jak ciało zmienia swój rozmiar. Nic tu po nas, w istocie. Upewniwszy się, że mam przy sobie fiolkę z pyłem, ruszam za pozostałymi. Jestem ciekaw jak wrócimy z tym przerażającym zawiniątkiem. Magia jako pasożyt, to chyba wspaniałe źródło do badań. Tak jak oba truchła oraz ich krew. To mnie chyba interesuje w tej chwili najbardziej.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kasyno
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk