Wydarzenia


Ekipa forum
Charles V. Rogers
AutorWiadomość
Charles V. Rogers [odnośnik]22.09.16 16:35

   
Charles Victor Rogers

   
Data urodzenia: 18 kwietnia 1921 rok
Nazwisko matki: Moody
Miejsce zamieszkania: Fleet Street 120/1
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: amnezjator
Wzrost: 1,83 m
Waga: 81 kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: papieros w ustach

   
   



- Usiądź – powiedziała kobieta wskazując ręką kwiecisty fotel. Charles bez większego sprzeciwu zajął miejsce. Musiał wyglądać co najmniej śmiesznie. No, ale jeśli chciał wrócić do pracy to nie miał wyjścia. Pani psycholog spojrzała na niego spod jaskrawo żółtych okularów. -To nie będzie długa rozmowa. Nie musisz się niczym stresować. Chce po prostu sprawdzić czy wszystko jest w porządku. - jej zapewnienia jakoś go nie przekonały. Nie był małym dzieckiem, a rosłym mężczyzną, który miał dość ciągłego sprawdzania czy wszystko u niego w porządku. Skinął głową. - Dobrze… w takim razie proszę odpowiedź mi coś o sobie. - powiedziała kobieta posyłając w jego stronę uśmiech.

- O sobie? - powtórzył bez większego zastanowienia. Przesunął się nerwowo na fotelu. Prychnął i potarł czoło. - No tak. Interesuje się… - zaczął.

- Nie nie nie… nie o zainteresowaniach. Wiem, że nie przyszedłeś tutaj rozmawiać o problemach, ale to pomaga. Po prostu opowiedz mi o swoim życiu. - wyjaśniła kobieta. Łatwo było zauważyć, że Charles nie jest typem mężczyzny, który pierwszej lepszej osobie opowiada o tym co go spotkało. Nawet jeżeli była to kobieta z dyplomem magicznej psychologii. Chciała czegoś się o nim dowiedzieć? Dobrze.

- Urodziłem się w Londynie przeszło trzydzieści pięć lat temu. Nie wyglądam co? No tak, ostatnio trochę się zaniedbałem. - parsknął śmiechem w ogóle się tym nie przejmując. Ostatnio wyglądał o wiele starzej. - Wraz z moją rodziną mieszkaliśmy w Dolnie Godryka. Moja mama pracowała w kwiaciarni, a ojciec prowadził własny warsztat stolarski. Jego ojciec był mugolem i także prowadził warsztat. Rodzinna rzecz. Mnie też paru rzeczy nauczył. Uważał, że mężczyzna nie może nie znać umiejętności swoich rąk. Od zawsze starał się wykładać swoim dzieciom to co jemu wykładano. Jego ojciec był mugolem więc i życie w mugolskim świecie jest mi znane. - przesunął nerwowo ręką po kolanie.

- Tobie się to nie podobało? - zapytała kobieta zainteresowana.

- Nie chodzi o to, że się nie podobało. To nie było dla mnie. Jestem czarodziejem. - oznajmił jakby to, że był czarodziejem wyjaśniało wszystko. - Oczywiście to nie było tak, że całkowicie oddaliłem się od swojej mugolskiej części rodziny. Wręcz przeciwnie. Bardzo mnie to interesowało. Mam dwójkę rodzeństwa. Starszego brata i młodszą siostrę. Razem uczęszczaliśmy do Hogwartu. W ogóle przez pewien czas wszystko robiliśmy razem. To trochę strasznie… być do kogoś tak przywiązanym. No, ale rodziny się nie wybiera. Wbrew pozorom nie byłem szkolnym rozrabiaką ani pilnym uczniem. W sumie raczej od zawsze wolałem trzymać się na uboczu chociaż zawsze miałem coś do powiedzenia. Ludzie lubili mnie słuchać tylko, że ja nie lubiłem z nimi rozmawiać. Jedyne w czym byłem dobry to Quidditch. Naprawdę to lubiłem. Jesteś psychologiem. Wiesz o co chodzi z tym całym przenoszeniem stresu. Trafiłem do Gryffindoru. Choć do dziś nie jestem przekonany czy to był dobry wybór. Rodzice zawsze naciskali nas na to by szukać nie tyle swojej co przyszłościowej ścieżki. Wiedziałem jednak, że znalezienie czegoś co nie znudzi mi się po chwili będzie graniczyło z cudem. Wbrew pozorom znałem własne możliwości. Najlepiej oprócz oczywiście latania na miotle czułem się podczas zajęć z mugoloznastwa. W tamtym czasie czytałem wiele książek. Mój dziadek zmarł kilka miesięcy później i zostawił ojcu sporą kolekcje książek i przedmiotów. Ojciec ich nie chciał, ale ja czułem, że chce dowiedzieć się więcej o swoich korzeniach. Później jednak na jakiś czas to ustało. Skupiłem się na wyborze ścieżki tak jak chcieli rodzice. Mój wujek przez lata pracował w Ministerstwie Magii jako Amnezjator. Powtarzał, że najważniejszy jest spokój. Więc na spokojnie, ale całkiem solidnie podszedłem do ostatnich lat nauki i egzaminów. Jeżeli nie miałem w przyszłości zostać gwiazdą Quidditcha to czemu nie? Ministerstwo nie było złą opcją. Ku zdziwieniu wielu egzaminy poszły mi naprawdę dobrze. To była alternatywa z którą mogłem żyć. Po szkole poznałem Aline. Zaraz obok miodowej nalewki i goździkowych petów była najważniejszym odkryciem owego czasu. Mądra, ładna, z charakterystyczną, ciemną plamką na policzku. - parsknął z rozbawieniem co raz bardziej pogrążając się w opowieści. - Wszyscy ciągle zwracali jej na to uwagę, a ona tylko chodziła zirytowania tłumaczeniem. No, ale… nie o tym mowa. Miało być o mnie, a nie o mojej żonie. Żoną tak szybko nie została choć tempo mieliśmy zaskakujące. Nie ukrywałem tego, że naprawdę w pewnym momencie stała się wszystkim co… - nie dokończył spuszczając wzrok. Przez chwile nie powiedział nic. Zagalopował się myśląc, że nadal opowiada najzabawniejszą historię miłosną jaką świat czarodziei widział. Zapomniał, że ostatnimi czasy zmieniło się to w komedię połączoną z dramatem. Odchrząknął wstając. Podszedł do okna. - Wtedy też zaczęły się problemy zdrowotne mojej matki. Przestała pracować, przestała wychodzić z domu, przestała pisać listy. Zmarła w tym samym roku, w którym dowiedziałem się, że zostanę ojcem. - odwrócił się do kobiety opierając się o parapet okna. - Ojcem. Wyobrażasz to siebie? To co miałem w głowie w tamtym okresie… kompletnie nie pokrywało się z rodzicielstwem. Tym bardziej, że nie było to coś czego się spodziewaliśmy. Nikt się nie spodziewał. Powinniśmy najpierw spotykać się prze długie lata, potem ślub,  a na koniec dziecko. Tylko, że już nie było odwrotu. Ja miałem zostać ojcem i nie można było tego cofnąć. Nie myśl, że nie stanąłem na wysokości zadania. Po prostu to trochę na mnie spadło. Straciłem matkę, musiałem częściej jeździć do domu. Dopilnować by ojciec nie zrobił niczego głupiego. Był taki… emocjonalny. Aly też nie przyszło to łatwo. Przez długi czas była z tym sama. Jej rodzice chcieli wyrzucić ją z domu, obiecałem, że się nią zajmę, ale ona nie chciała mnie. Chciała rodzinnego ciepła, o którym ja w tamtym momencie nie miałem pojęcia. Jakoś pół roku przed urodzinami Any wzięliśmy ślub. Bo tak powinniśmy postąpić. Nie był to tylko obowiązek. Kochałem ją. Wtedy zaczęła się największa sielanka. - powiedział i kącik jego ust uniósł się w uśmiechu na to wspomnienie. - Musiałem w bardzo krótkim czasie z gwiazdy szkolnego Quidditcha stać się ojcem, mężem i to najlepiej takim z perspektywą na przyszłość. Znalazłem pracę na Pokątnej. Jako sprzedawca. Nie zarabiałem dużo, ale to nam jakoś wystarczało przez pierwszy okres. Ojciec pomagał nam choć to była kropla w morzu tego czego potrzebowaliśmy.  Nie żebym prosił, ale czasami unoszenie się dumą nie przynosi pozytywnych rezultatów. Po pracy starałem się być jednocześnie ojcem i mężem. W międzyczasie szukałem jakiejś lepszej pracy, kursu, czegokolwiek.  Wiedziałem, że mogę zgłosić się do Ministerstwa, rozpocząć kurs, nabyć potrzebne mi umiejętności, ale chyba byłem jeszcze wtedy niedojrzały. Szukałem innego rozwiązania.  - dodał.

- Żałowałeś? -zapytała. Zdezorientowany uniósł brew.

- Czego? Dziecka? Nigdy. Wypruwałem sobie żyły to prawda, ale robiłbym to całymi dniami i nocami by poczuć to… masz dzieci? -zapytał w końcu. Kobieta pokręciła głową. - Widzisz… to jest tak, że na początku nie wierzysz, że to się dzieje naprawdę, nie dopuszczasz do siebie myśli, że to będzie dziecko. Człowiek.  Ale kiedy już się pojawi. Nie ma nic innego. Zaczynam się robić ckliwy więc idziemy dalej. Żałuje tylko jednego. Że to było za szybko. Nie tak jak powinno. Nie tak jak zostaliśmy wychowani. Później poszedłem po rozum do głowy i stwierdziłem, że nie mogę tkwić w miejscu. Muszę znaleźć coś w czym będę się dobrze czuł i zarabiał chociaż tyle by utrzymać rodzinę. Zaczęło się od oferty nauki numerologii w Proroku Codziennym. Mężczyzna uczył tego potrzebnego mi fachu od podstaw. Oczywiście łączyło się to z wydatkami, ale w gruncie rzezy był doświadczony i mi się to opłaciło. Poszedłem na kurs. Bycie sprzedawcą w sklepie już nie było dla mnie taką katorgą. Nawet to polubiłem. Wiele się wtedy nauczyłem. Przez to bywałem jeszcze mniej w domu. Praca, kurs, ojciec, który zaczął zapominać. Chyba nie żyjemy ekstremalnie długo. Mój brat wyjechał badać jakieś magiczne stworzenia, siostra wyszła za mąż za Francuza i też ślad po niej na długi czas zaginął. Byłem wyczerpany choć szczęśliwy. Mała rosła, Aly chciała zostać Aurorem więc w domu pomiędzy zmienianiem pieluch starała się przygotować do kursu aurorskiego. Wtedy też rodzice Aly trochę złagodnieli. Opiekowali się wnuczką by żona mogła prawidłowo przygotować się do kursu. W szkole była jedną z najlepszych uczennic. Od zawsze wiedziała, że to jest to czym chce się zająć, ale ciąża zniweczyła jej te plany. Na daną chwile było tego trochę za dużo. Testy sprawnościowe udało jej się zdać dopiero za trzecim razem, a ogólne egzaminy zdała dopiero za drugim. Nie poddała się i zawsze ją za to podziwiałem. Starałem się jej pomagać jak tylko mogłem. Z zaklęć zawsze byłem dobry w szkole i ich nauka nie była dla mniej trudnością, a Aly z niektórymi zaklęciami problem miała. Wierzyłem, że o to chodzi w małżeństwie. Dzieleniem się ze sobą tym co mamy. Mój ojciec zmarł kiedy Ann miała trzy lata. Poznała dziadka i bardzo go pokochała. Ojciec całe domostwo, działki, las, który od pokoleń należał do rodziny matki zapisał mi. Nie wiem w sumie dlaczego. Może dlatego, że byłem najbliżej, że się nim opiekowałem? Moje rodzeństwo nie przejmowało się tym. Jeden obowiązek mniej. Po śmierci ojca zamieszkaliśmy tam. Kurs kończył się egzaminami, których piekielnie się bałem. Miałem mało czasu na przygotowanie się, ale widocznie człowiek w sytuacjach kryzysowych radzi sobie najlepiej. Tylko, że egzamin nie wystarczył. Musiałem się skonfontować z tym zawodem w praktyce. Sprawdzić czy na pewno sobie  poradzę. Zacząłem pracę w Ministerstwie Magii. Właściwie odbywałem tu jeszcze staż, ale można było powiedzieć, że oficjalnie zacząłem pracować jako Amnezjator. Jako, że moja praca skupiała się na usuwaniu wspomnień mugolom chciałem ich poznać. Naprawdę poznać. Znowu wróciłem do zainteresowania sprzed lat. Ministerstwo dawało mi więcej możliwości i tak nauczyłem się o nich całkiem dużo. Przez lata żyliśmy w zgodzie, szczęściu… tak przynajmniej mi się wydawało.  - powiedział jakby zapowiadał najciekawszy, najzabawniejszy, najbardziej entuzjastyczny numer Proroka Codziennego, a tymczasem…- To zaczęło się jakiś rok temu. Niby dzień jak co dzień. Niby nic szczególnego. Ann była w Hogwarcie, ja zacząłem zbierać się do pracy. Kawka, gazeta, chwila dla samego siebie. Aline zachowywała się całkowicie normalnie. Uśmiechnięta zrobiła śniadanie, zaczęła opowiadać o tym ile pracy ją czeka. Wspomniała nawet o liście zakupów i że muszę pamiętać o farbie ochronnej na płotki przy tarasie. Pożegnaliśmy się i wyszedłem do pracy. Kiedy wróciłem do domu było jeszcze wcześnie. Aly zostawała często do nocy by następnego dnia móc sobie trochę odpuścić. Myślałem, że tak właśnie się stało. Zasnąłem na kanapie w salonie. Kiedy się obudziłem jej nadal nie było. Nie trzeba było być geniuszem by stwierdzić, że nie wróciła do domu. Pierwsza moja myśl skupiła się na Ministerstwie. Pojechałem tam, ale jej znajomi powiedzieli, że wyszła o dwudziestej pierwszej i nie mówiła, żeby gdzieś się wybierała. Zacząłem się martwić. Była aurorem. To był niebezpieczny zawód i mogło się stać wszystko. Mijały dni, a ja nadal nie miałem z nią kontaktu. Zgłosiłem sprawę do magicznej policji, ale Ann nic nie powiedziałem. Można powiedzieć, że odchodziłem od zmysłów. Policja przeszukała dom, szukali jej wszędzie, badali wszystkie możliwe scenariusze. Minęły tygodnie. Anna miała wrócić do domu na przerwę świąteczną. Zastała mnie w dość opłakanym stanie. Byłem wrakiem człowieka. Spałem po parę godzin by wstać i znowu jej szukać. Ona już wiedziała. W świecie magii huczało od plotek. Tego nie przewidziałem. Była wściekała, smutna, przerażona. Trzynastolatka, której matka zaginęła. To się ciągnęło przez wiele miesięcy aż policja w końcu zamknęła sprawę jako niewyjaśnioną. Mówili, że nie żyje, mówili, że mogła zostać uprowadzona, albo po prostu mogła się w coś wpakować. Zacząłem w to wierzyć. Chyba musiałem w to wierzyć by ruszyć dalej. Oczywiście Ann nie miała zamiaru tego zrobić.  Robiłem wszystko, wiesz? Wszystko. Choć ona wcale tego ode mnie nie potrzebowała. Chciała odzyskać matkę. Na pewien czas wszystko stanęło w miejscu. Ministerstwo widząc w jakim jestem stanie odesłało mnie na przymusowy urlop. Nie chciałem tego. Musiałem pracować, jednak nie miałem wyboru. Były lepsze i gorsze dni. Mówi się, że w takich momentach tylko nadzieja trzyma nas na nogach. Nie wiedziałem, że tak jest dopóki jej nie zobaczyłem. Wyszedłem po zakupy. Zwykle robiłem je w Dolnie Godryka, ale naprawdę miałem już dość ciągłych spojrzeń, pytań, współczucia. Udałem się do Londynu by wtopić się między Mugoli, którzy nie mieli o niczym pojęcia. Zobaczyłem ją w aptece. Tylko przez szybę, ale to było coś. Chciałem tam wejść, ale kobieta zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Nie wiem co tam robiła. Zawsze miała słabość do Londynu i Anglii. Może chciała ostatni raz zobaczyć stare miejsca bez konsekwencji spotkania się ze mną? Może myślała, że los nas ze sobą więcej nie połączy? Powiesz, że to psychika płatała mi figle, ale wiedziałem co widzę. Nikomu o tym nie powiedziałem. Wynająłem mugolskiego detektywna. Szukał jej, a ja mu płaciłem. W tamtym czasie straciłem kompletnie wiarę w magiczną policję. Nawet w magię zwątpiłem. Czułem, że to ograniczenie, którego nie mogę znieść. Nie chodziłem do pracy, a on przynosił mi fakty i żądał więcej pieniędzy. Gdybym nie poznawał tych elementów, gdybym nie widział w tym logiki nie zapłaciłbym mu, ale to było to. Przełom. Wierzyłem, że ją porwali, że ją przetrzymują. Byłem zmuszony sprzedać dom. Tylko czym jest dom w porównaniu z odzyskaniem żony, matki mojego dziecka, prawdziwego życia? Nie przewidziałem jednego. Wiesz… ona tego właśnie chciała. Nie zniknęła, nikt jej nie zabił ani nie porwał. Ona chciała uciec. Zacząć od początku. Detektyw ją znalazł w Szwajcarii. Byłem zaskoczony. Tak daleko od domu? Już rozumiałem dlatego nie mogli jej znaleźć. Zobaczyłem świecące się światła, taras, światełka przy wejściu. Zadzwoniłem dzwonkiem zdenerwowany. Otworzył mi mężczyzna. Niewiele myśląc uderzyłem go w twarz. Okładałem go aż usłyszałem znajomy głos. „Charles… na Merlina! Puść go!” powiedziała. Zaskoczony spojrzałem na nią. To była Aline. Moja Aline. Chciałem podbiec do niej, zabrać ją stąd. Uratować. Tylko, że ona nie wyglądała na kogoś potrzebującego pomocy. Spojrzałem na nią. Na jej oczy, uśmiech, włosy… brzuch. Była w ciąży. Mężczyzna, którego jedną ręką ciągle trzymałem za gardło zaczął się wyrywać. Wstałem i zacząłem się wycofywać. Wyszła za mną. „Charles. Nie możesz powiedzieć Anne”. Nie mogę powiedzieć Anne? Co ona sobie wyobrażała? Jak mogłem nie powiedzieć Anne? Teraz pewnie mógłbym powiedzieć jej wiele rzeczy, zapytać o wiele rzeczy. Nie rozumiem tego wszystkiego nadal, ale wtedy chciałem jedynie wiedzieć dlaczego. Co zrobiliśmy źle? Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na dom za swoimi plecami, położyła rękę na brzuchu i przymknęła oczy. „Przeproś ją ode mnie” powiedziała i weszła do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Na Merlina… co ja wtedy przeżyłem. Z jednej strony chciałem tam wrócić i zaprowadzić ją do córki by to ona jej wszystko wyjaśniła. Z drugiej strony wiedziałem, że muszę wrócić do domu. Nie zrobiłem ani jednego ani drugiego. Zalałem się w trupa. Do domu wróciłem po trzech dniach zostawiając córkę z moim bratem, który na moją prośbę wrócił na klika dni do domu. Musiałem odreagować. Po powrocie do domu powiedziałem wszystko córce. Musiałem. Nie mogłem jej okłamywać. Zaczęła mnie o to obwiniać. Nie wiem czemu. Chyba w pewnym momencie ja sam zacząłem się o to obwiniać. Miesiąc temu sprzedałem działki i las by kupić mieszkanie dla mnie i dla Ann. Może to nie jest dworek w Dolinie Godryka, ale to zawsze jakiś świeży start nie? - zapytał wzruszając ramionami. Kobieta spojrzała na niego, a w jej oczach nie widział współczucia..

- Dlaczego chcesz wrócić już do pracy? Nie chcesz zostać jeszcze w domu? -zapytała czytając jedno z pytań obowiązkowych.

- Nie chce. - odpowiedział od razu. - Widzisz… musiałem znaleźć czas dla córki, musiałem znaleźć czas dla samego siebie, ale muszę pracować. Powietrzem córki nie nakarmię - odparł.

- Dziękuje Ci bardzo Charlesie. Cieszę się, że tak sobie dobrze radzisz i widzisz to w tak optymistyczny sposób. - powiedziała podając mu podpisaną przez nią kartkę na której widniał zapis „zdolny do wykonywania zawodu”. Mężczyzna czytając nagłówek uśmiechnął się lekko. Skinął głową w podziękowaniu i wyszedł.

To pięknie opowiedziana historia, która obrazuje to co przydarzyło się w jego życiu, ale nie odzwierciedla tego jak naprawdę czuje się Charles. Daleko mu do radzenia sobie dobrze, daleko mu do bycia dobrym ojcem i daleko mu do widzenia czegokolwiek w optymistyczny sposób. Aline opuszczając rodzinę zabrała ze sobą tego dobrego, ułożonego człowieka. Zostawiła mężczyznę, którego przeraża dno butelki i jeden papieros w paczce. Zostawiła mężczyznę, który o wychowaniu nastoletniej córki dowiaduje się z poradników o kotach, a w pracy uchodzi za prawdziwego palanta. Czasami wraca wspomnieniami do tego co było i zastanawia się dlaczego, a czasami ma ochotę skorzystać z własnych umiejętności i usunąć sobie pamięć.




   
Patronus: Wilk szary: Charles nigdy nie był pilnym uczniem chociaż nauka zaklęć zwykle przychodziła mu z łatwością. Z nauką zaklęcia Patronusa było jednak inaczej. Dopiero pod koniec swojej nauki w Hogwarcie udało się mu przełamać i nauczył się owego zaklęcia. Wszystko dzięki przyjaciółce, która nie dość, że poświęciła wiele godzin znoszenia jego ciągłych porażek i marudzenia to dodatkowo miała do tego prawdziwy dar. Przed wyczarowaniem Patronusa przywołuje wspomnienie narodzin swojej siostry. Nie wiedzieć czemu tylko ono było wystarczająco silne by obudzić w nim magię tego zaklęcia. 


             
Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 6 Brak
Zaklęcia i uroki: 12 +4 (różdżka)
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja:3 +1 (różdżka)
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 6 Brak
BiegłośćWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
NumerologiaIV13
RetorykaIV13
MajsterkowanieIII7
KoncentracjaIV13
Latanie na miotleIV13
ZarządzanieIII7
MugoloznastwoIII7
Reszta: 3

   Wyposażenie
   

7 pkt statystyk, różdżka, sowa, teleportacja, piersiówka "bezdna"



Ostatnio zmieniony przez mrałmrałmrał dnia 04.10.16 22:47, w całości zmieniany 5 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Charles V. Rogers [odnośnik]07.11.16 16:13

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Życiem Charlesa rządziło uczucie, jakim obdarzał kobietę - kobietę, która wstrząsnęła rzeczywistością Rogersa, gdy zjawiła się u jego boku, kobietę, z którą spędził niezliczoną ilość szczęśliwych chwil, kobietę, która nagle zniknęła, pozostawiając go pogrążonego w rozgoryczeniu i tęsknocie. Odkrywanie prawdy na temat okoliczności jej zniknięcia - a raczej ucieczki - niemalże zwiodło Charlesa na krawędź zdrowia psychicznego; czasowo odszedł od pracy, zaniedbał córkę, a wszystko po to, by gnać za własną obsesją oraz paranoją. Teraz, gdy Rogers powoli wraca do życia, musi na nowo je zbudować - swoją karierę, relację z córką; musi znów nauczyć się ufać. Czy zdoła zapomnieć o dawnej miłości i... ruszyć dalej?

OSIĄGNIĘCIA
Demony przeszłości
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa, piersiówka "bez dna"
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[22.09.16] Karta postaci -645 pkt
[14.01.17] Wsiąkiewka (marzec): +30 PD, +1 pkt biegłości


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Charles V. Rogers Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Charles V. Rogers
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach