Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa
Choć Traversowie nie pochwalą się największą salą balową ze wszystkich rodów, kładą spory nacisk na aktywność fizyczną dzieci, dlatego pomieszczenie to jest dość często uczęszczane.
Magiczny fresk na suficie przedstawia podmorskie sceny z udziałem syren, trytonów oraz innych stworzeń i istot, zamieszkujących ocean.
Na czas organizowanych bankietów pod ścianami pojawiają się kanapy dla najbardziej zmęczonych, a gdy odbywają się tu recitale, miejsca zajmują rzędy wygodnych krzeseł.
Magiczny fresk na suficie przedstawia podmorskie sceny z udziałem syren, trytonów oraz innych stworzeń i istot, zamieszkujących ocean.
Na czas organizowanych bankietów pod ścianami pojawiają się kanapy dla najbardziej zmęczonych, a gdy odbywają się tu recitale, miejsca zajmują rzędy wygodnych krzeseł.
Gość
Gość
| 23.03
- Robi wrażenie – przyznała z podziwem Lyra, zadzierając głowę do góry i przyglądając się pięknie zdobionemu sufitowi. Chociaż już bywała w głównej posiadłości rodowej Traversów, zawsze robiła na niej spore wrażenie. Była większa i bardziej okazała niż dworek, który podarowano Glaucusowi jako prezent poślubny, i nawet sala balowa wydawała się znacznie większa niż ta, w której sama brała ślub.
Kroki jej i Cressidy poniosły się stłumionym echem, kiedy obie weszły do pomieszczenia, niosąc na rękach naręcza sukni w rodowych barwach. Drobniutka i niska Lyra podążała za smukłą, wysoką sylwetką półwili. Zdawała sobie sprawę, że Cressida potrafiłaby bez żadnego problemu przyćmić ją i sprawić, by pozostała niezauważona. To jednak było nieistotne; Lyra bardzo lubiła Cressidę, zresztą nie zależało jej na byciu zauważoną. Chyba że przez Glaucusa; chciała jak najlepiej pokazać się u boku męża, nie przynieść mu wstydu w obecności jego krewnych, z których pewnie wielu nie mogło się nadziwić, że Travers pojął za żonę pannę z Weasleyów. Kiedyś jeszcze im wszystkim pokaże, że wcale nie jest kimś gorszym, że jej ród także zasługuje na szacunek.
Położyły suknie na zdobionych krzesłach. Specjalnie z okazji tego spotkania Lyra wyciągnęła z szafy kilka własnych i zabrała je ze sobą do posiadłości Traversów. Była jednak pewna, że nie były tak okazałe, jak te należące do siostry jej męża.
- Jestem przekonana, że w każdej z nich będziesz wyglądać wspaniale i olśnisz wszystkich – powiedziała, patrząc to na Cressidę, to na przygotowane przez nią kreacje. Była naprawdę piękna i podobna do swojej matki, z którą Lyra również zamieniła parę słów po pojawieniu się w dworku. Zależało jej na dobrych stosunkach z rodziną męża, ale nie mogła nie zauważyć rzucanych jej spojrzeń; lady Travers zapewne liczyła na to, że usłyszy od Lyry wieść o rychłym powiększeniu się rodziny. Ale ta póki co powiększyła się tylko o kotka znalezionego w parku dwa tygodnie temu. Na pewno nie takie wieści chciała usłyszeć jej teściowa.
Lyra przybyła tutaj jednak przede wszystkim po to, żeby oderwać swoje myśli od wyjazdu Glaucusa, który miał odbyć się pod koniec marca i do którego jej mąż już się przygotowywał, a także przygotować się do zbliżającego się szlacheckiego ślubu, na którym miała pojawić się w towarzystwie małżonka. Kto lepiej by ją do tego przygotował, jak nie piękna, posiadająca obycie towarzyskie szlachcianka, w dodatku tak doskonale znająca Glaucusa i na pewno wiedząca, co mogło mu się podobać?
- To co, może pokażesz mi, co tutaj ciekawego masz? – zapytała, dłonią lekko gładząc delikatny materiał jednej z sukni. Jeszcze kilka miesięcy temu mogła pomarzyć o takich kreacjach, teraz sama również posiadała szafę pełną pięknych strojów i nie musiała czuć się już tak nieswojo, jak podczas swojego pierwszego sabatu (tak bardzo przełomowego, bo pokazującego dobitnie, jak wiele jej brakowało do innych dziewcząt), chociaż nadal unikała nadmiernie wystawnych sukien, preferując te skromniejsze, ale równie ładne kroje i zdobienia.
- Chciałabym pozytywnie zaskoczyć Glaucusa. Zwłaszcza, że niedługo wyrusza na wyprawę – wygięła usta w podkówkę. Tym bardziej chciała, żeby wyjeżdżał z miłymi wspomnieniami i nie musiał podczas podróży rozpaczać, że młoda i niedoświadczona życiowo żona przyniosła mu wstyd.
- Jak myślisz, Cressido, czym mogę go zachwycić? – zapytała, bawiąc się kosmykiem rudych włosów i od niechcenia zmieniając jego kolory; pojedynczy pukiel na moment stał się jasny, jak włosy Cressidy, potem błękitny, jak suknia leżąca na wierzchu sterty, kolejno zabarwił się na fioletowo, różowo i czerwono, by potem wrócić do rudości.
- Robi wrażenie – przyznała z podziwem Lyra, zadzierając głowę do góry i przyglądając się pięknie zdobionemu sufitowi. Chociaż już bywała w głównej posiadłości rodowej Traversów, zawsze robiła na niej spore wrażenie. Była większa i bardziej okazała niż dworek, który podarowano Glaucusowi jako prezent poślubny, i nawet sala balowa wydawała się znacznie większa niż ta, w której sama brała ślub.
Kroki jej i Cressidy poniosły się stłumionym echem, kiedy obie weszły do pomieszczenia, niosąc na rękach naręcza sukni w rodowych barwach. Drobniutka i niska Lyra podążała za smukłą, wysoką sylwetką półwili. Zdawała sobie sprawę, że Cressida potrafiłaby bez żadnego problemu przyćmić ją i sprawić, by pozostała niezauważona. To jednak było nieistotne; Lyra bardzo lubiła Cressidę, zresztą nie zależało jej na byciu zauważoną. Chyba że przez Glaucusa; chciała jak najlepiej pokazać się u boku męża, nie przynieść mu wstydu w obecności jego krewnych, z których pewnie wielu nie mogło się nadziwić, że Travers pojął za żonę pannę z Weasleyów. Kiedyś jeszcze im wszystkim pokaże, że wcale nie jest kimś gorszym, że jej ród także zasługuje na szacunek.
Położyły suknie na zdobionych krzesłach. Specjalnie z okazji tego spotkania Lyra wyciągnęła z szafy kilka własnych i zabrała je ze sobą do posiadłości Traversów. Była jednak pewna, że nie były tak okazałe, jak te należące do siostry jej męża.
- Jestem przekonana, że w każdej z nich będziesz wyglądać wspaniale i olśnisz wszystkich – powiedziała, patrząc to na Cressidę, to na przygotowane przez nią kreacje. Była naprawdę piękna i podobna do swojej matki, z którą Lyra również zamieniła parę słów po pojawieniu się w dworku. Zależało jej na dobrych stosunkach z rodziną męża, ale nie mogła nie zauważyć rzucanych jej spojrzeń; lady Travers zapewne liczyła na to, że usłyszy od Lyry wieść o rychłym powiększeniu się rodziny. Ale ta póki co powiększyła się tylko o kotka znalezionego w parku dwa tygodnie temu. Na pewno nie takie wieści chciała usłyszeć jej teściowa.
Lyra przybyła tutaj jednak przede wszystkim po to, żeby oderwać swoje myśli od wyjazdu Glaucusa, który miał odbyć się pod koniec marca i do którego jej mąż już się przygotowywał, a także przygotować się do zbliżającego się szlacheckiego ślubu, na którym miała pojawić się w towarzystwie małżonka. Kto lepiej by ją do tego przygotował, jak nie piękna, posiadająca obycie towarzyskie szlachcianka, w dodatku tak doskonale znająca Glaucusa i na pewno wiedząca, co mogło mu się podobać?
- To co, może pokażesz mi, co tutaj ciekawego masz? – zapytała, dłonią lekko gładząc delikatny materiał jednej z sukni. Jeszcze kilka miesięcy temu mogła pomarzyć o takich kreacjach, teraz sama również posiadała szafę pełną pięknych strojów i nie musiała czuć się już tak nieswojo, jak podczas swojego pierwszego sabatu (tak bardzo przełomowego, bo pokazującego dobitnie, jak wiele jej brakowało do innych dziewcząt), chociaż nadal unikała nadmiernie wystawnych sukien, preferując te skromniejsze, ale równie ładne kroje i zdobienia.
- Chciałabym pozytywnie zaskoczyć Glaucusa. Zwłaszcza, że niedługo wyrusza na wyprawę – wygięła usta w podkówkę. Tym bardziej chciała, żeby wyjeżdżał z miłymi wspomnieniami i nie musiał podczas podróży rozpaczać, że młoda i niedoświadczona życiowo żona przyniosła mu wstyd.
- Jak myślisz, Cressido, czym mogę go zachwycić? – zapytała, bawiąc się kosmykiem rudych włosów i od niechcenia zmieniając jego kolory; pojedynczy pukiel na moment stał się jasny, jak włosy Cressidy, potem błękitny, jak suknia leżąca na wierzchu sterty, kolejno zabarwił się na fioletowo, różowo i czerwono, by potem wrócić do rudości.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ostatnio zmieniony przez Lyra Travers dnia 06.11.16 21:27, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiechnęłam się tylko, słysząc komentarz Lyry odnośnie sufitu w Sali balowej mego rodzinnego dworu. Rzeczywiście był bardzo okazały i oryginalny, jednak jeśli zrobił na rudowłosej wrażenie, to co powiedziałaby o wystroju u Nottów czy Rosierów, u których miałyśmy gościć już niebawem? Zastanowiłam się, czy moja bratowa miała już okazję wizytować choćby u zaprzyjaźnionych z Traversami rodzin, lecz w tej dziedzinie nie mogłam zastąpić Glaucusa, który to powinien pojawiać się z żoną u swojego boku.
Gdy rozmawiała z moją matką, przygotowałam wszystkie suknie, jakie chciałam jej pokazać. Mogłybyśmy zaszyć się w mojej sypialni i nie musiałabym teraz dźwigać naręcza materiałów, jednak w Sali balowej zamierzałam sprawdzić jak leży na mnie każda z przygotowanych kreacji, czy wygodnie mi w niej tańczyć i jak wygląda w ruchu – to ostatnie miała ocenić właśnie Lyra. Szkoda, że nasze figury były tak różne, przez to niemożliwą stała się wymiana ubrań. Bywały momenty, w których chciałam być taka drobniutka, jak rudowłosa, nie górować nad wszystkimi i nie czuć się niekomfortowo przez mój wzrost.
- Dziękuję. Ale nie bądź taka skromna, ty też na pewno będziesz wyglądać niesamowicie, nasze rodowe barwy cudownie pasują do twoich włosów. Gdybym mogła, pożyczyłabym ci jakieś pantofelki, ale obawiam się, że nie nosimy tego samego rozmiaru – zrobiłam smutną minę, układając każdą suknię po kolei na przygotowanych wcześniej krzesłach – Ale jeśli chcesz, możesz wybrać z mojej szkatułki jakieś kolczyki czy bransoletkę, nie krępuj się – wiedziałam, że mój brat obdarował już swoją żonę niezbędnymi błyskotkami, jednak byłam pewna, że moja kolekcja jest zdecydowanie większa i nie miałam absolutnie nic przeciwko temu, aby Lyra wystąpiła w czymś, co należałoby do mnie.
Gramofon stał już na swoim miejscu, wycelowałam więc w niego różdżką, a po chwili w sali rozległa się cicha, wolna melodia. Sięgnęłam po jedną z kreacji, bez skrępowania zrzucając przy bratowej swoją sukienkę i pantofelki. Miałam przecież halkę, którą zresztą szybko przykryła pierwsza suknia. Kolejne machnięcie różdżki pomogło zatrzasnąć w niej wszystkie zamki, a ja mogłam prezentować się na parkiecie i czekać na ocenę.
- Wydaje mi się, że zachwyciłaś go już dawno – powiedziałam, a na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek. Miałam nadzieję, że Lyra nie pociągnie mnie za język, w końcu byłam zobowiązana do dochowania wszystkich tajemnic, jakie powierzał mi brat – Jeśli chcesz sprawić mu przyjemność, możesz zaskoczyć go na parkiecie – obserwowałam, jak zmienia się kolor jej włosów i nie mogłam odgadnąć, czy jest zestresowana, czy po prostu znudzona – Dołącz do mnie i pokaż, co potrafisz.
Rzuciłam jej wyzwanie, a sama wirowałam już w rytm muzyki. Suknia była cudowna, jednak zbyt wąska w biodrach na tego typu zabawę. Nie będę przecież cały wieczór podpierać ścian, dlatego moją uwagę przykuła już inna, leżąca na krześle nieopodal Lyry.
Gdy rozmawiała z moją matką, przygotowałam wszystkie suknie, jakie chciałam jej pokazać. Mogłybyśmy zaszyć się w mojej sypialni i nie musiałabym teraz dźwigać naręcza materiałów, jednak w Sali balowej zamierzałam sprawdzić jak leży na mnie każda z przygotowanych kreacji, czy wygodnie mi w niej tańczyć i jak wygląda w ruchu – to ostatnie miała ocenić właśnie Lyra. Szkoda, że nasze figury były tak różne, przez to niemożliwą stała się wymiana ubrań. Bywały momenty, w których chciałam być taka drobniutka, jak rudowłosa, nie górować nad wszystkimi i nie czuć się niekomfortowo przez mój wzrost.
- Dziękuję. Ale nie bądź taka skromna, ty też na pewno będziesz wyglądać niesamowicie, nasze rodowe barwy cudownie pasują do twoich włosów. Gdybym mogła, pożyczyłabym ci jakieś pantofelki, ale obawiam się, że nie nosimy tego samego rozmiaru – zrobiłam smutną minę, układając każdą suknię po kolei na przygotowanych wcześniej krzesłach – Ale jeśli chcesz, możesz wybrać z mojej szkatułki jakieś kolczyki czy bransoletkę, nie krępuj się – wiedziałam, że mój brat obdarował już swoją żonę niezbędnymi błyskotkami, jednak byłam pewna, że moja kolekcja jest zdecydowanie większa i nie miałam absolutnie nic przeciwko temu, aby Lyra wystąpiła w czymś, co należałoby do mnie.
Gramofon stał już na swoim miejscu, wycelowałam więc w niego różdżką, a po chwili w sali rozległa się cicha, wolna melodia. Sięgnęłam po jedną z kreacji, bez skrępowania zrzucając przy bratowej swoją sukienkę i pantofelki. Miałam przecież halkę, którą zresztą szybko przykryła pierwsza suknia. Kolejne machnięcie różdżki pomogło zatrzasnąć w niej wszystkie zamki, a ja mogłam prezentować się na parkiecie i czekać na ocenę.
- Wydaje mi się, że zachwyciłaś go już dawno – powiedziałam, a na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek. Miałam nadzieję, że Lyra nie pociągnie mnie za język, w końcu byłam zobowiązana do dochowania wszystkich tajemnic, jakie powierzał mi brat – Jeśli chcesz sprawić mu przyjemność, możesz zaskoczyć go na parkiecie – obserwowałam, jak zmienia się kolor jej włosów i nie mogłam odgadnąć, czy jest zestresowana, czy po prostu znudzona – Dołącz do mnie i pokaż, co potrafisz.
Rzuciłam jej wyzwanie, a sama wirowałam już w rytm muzyki. Suknia była cudowna, jednak zbyt wąska w biodrach na tego typu zabawę. Nie będę przecież cały wieczór podpierać ścian, dlatego moją uwagę przykuła już inna, leżąca na krześle nieopodal Lyry.
Gość
Gość
Na Lyrze wcale nie tak trudno było zrobić wrażenie. W końcu wychowywała się bez szlacheckiego blichtru i przepychu. Na suficie małego pokoiku, który należał do niej przez pierwsze lata życia, zamiast pięknych malunków mogła znaleźć co najwyżej pęknięcia i plamy. W tej sali zmieściłoby się kilka domków takich jak ten, w którym się wychowała. Może też dlatego ten szlachecki świat wydał jej się tak wspaniały, gdy po raz pierwszy zetknęła się z pełnymi przepychu wnętrzami i dziewczętami w pięknych strojach. Ale nie miała jeszcze wielu okazji do pokazywania się w towarzystwie u boku męża, ale nadal mieli okazję, żeby to nadrobić, w końcu mieli za sobą dopiero trzy miesiące małżeństwa.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytała Lyra. Brakowało jej śmiałości, więc czasami trudno było jej uwierzyć w siebie. Wydawało jej się, że przy innych dziewczętach wyglądała bardzo niepozornie, a przy Cressidzie równie dobrze mogłaby być niewidzialna. Obie różniły się od siebie dosyć mocno, a z powodu znacznej różnicy wzrostu nie mogłyby pożyczać od siebie sukienek. Dla Lyry, o głowę niższej od siostry swojego męża, wszystkie jej sukienki byłyby zbyt długie, dlatego przyniosła kilka ze swoich, ale nie była pewna, w której pójdzie na ślub Rosiera.
- Nie chcę robić ci kłopotu – zarumieniła się lekko; mimo zostania Traversem, nadal odczuwała spore kompleksy na punkcie biedy i zaznanych niedostatków, chociaż Glaucus zapewne zadbał o to, żeby w jej pokoju znalazły się nie tylko piękne ubrania, ale także biżuteria i inne dodatki. – Ale może pożyczę sobie coś ładnego. Twój zbiór błyskotek jest naprawdę okazały. Wiele z nich to pewnie pamiątki z odległych wypraw?
Patrzyła, jak Cressida włącza muzykę, a następnie zdejmuje swoją sukienkę i wkłada jedną z tych przygotowanych.
- Jest przepiękna! – stwierdziła, patrząc na granatową, połyskującą tkaninę, która wydawała się niemal spływać z ciała półwili niczym morska fala, rozszerzając się ku dołowi. Sama po chwili także zrzuciła z siebie codzienną sukienkę, zostając w samej halce, na którą po chwili założyła jedną ze swoich wyjściowych sukien, długą i ciemnoniebieską, kłócącą się z intensywnie zielonym kolorem jej tęczówek.
Pozwoliła długim, już w całości rudym włosom ponownie spłynąć na plecy i obróciła się lekko w miejscu, po chwili znowu zwracając się w stronę Cressidy.
- Uważasz, że mu się... podobam? – zapytała, rumieniąc się. Chciała być atrakcyjna dla swojego męża, ale mówienie o tym budziło w niej zawstydzenie. – Oczywiście, że chcę, ale... chyba nie umiem zbyt dobrze tańczyć. Kiedy w październiku byliśmy razem na balu u Averych, co chwilę go deptałam. Podczas ślubu było już lepiej, ale... i tak nie nazwałabym swoich umiejętności dobrymi.
Lyra pamiętała dobrze tamten dzień, miało to miejsce zaledwie kilka dni po feralnych podekretowych łapankach, a podczas balu skupiała się bardziej na tym, by ukryć przed wtedy jeszcze narzeczonym swoje siniaki. Na sam koniec zemdlała, a Glaucus zabrał ją do swojego mieszkania, w którym przenocowała, mimo że przed ślubem samo spanie w sypialni narzeczonego (nawet jeśli samotne, bo Glaucus spędził tamtą noc na kanapie w salonie) mogło być postrzegane jako coś niestosownego, dlatego nie opowiedziała Cressidzie szczegółów tamtego dnia.
Miała jednak nadzieję, że to wyjście, w przeciwieństwie do tamtego balu oraz sabatu, nie zakończy się jej zasłabnięciem i koniecznością zabrania jej przez Glaucusa i tym samym popsucia dobrej zabawy także jemu. Poza tym, jeszcze byłby gotów naprawdę uwierzyć, że oddano mu wadliwą małżonkę. Sama ta myśl przeraziła Lyrę.
Podeszła do Cressidy, nieco nieporadnie próbując pokazać, jak tańczy. Na szczęście jednak, za sprawą rad Rosalie Yaxley, jeszcze przed ślubem ćwiczyła odpowiednie poruszanie się, więc jej ruchy nie były już tak niezgrabne i miała szansę nauczyć się kiedyś tańczyć jak prawdziwa szlachcianka.
- Myślisz, że ta jest dobra, czy chcesz zobaczyć jeszcze inne? – zapytała, znowu zerkając na suknię. Na krześle czekały jeszcze trzy inne, gotowe do przymierzenia. Wszystkie swoim kolorem pasowały do barw rodowych Traversów.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytała Lyra. Brakowało jej śmiałości, więc czasami trudno było jej uwierzyć w siebie. Wydawało jej się, że przy innych dziewczętach wyglądała bardzo niepozornie, a przy Cressidzie równie dobrze mogłaby być niewidzialna. Obie różniły się od siebie dosyć mocno, a z powodu znacznej różnicy wzrostu nie mogłyby pożyczać od siebie sukienek. Dla Lyry, o głowę niższej od siostry swojego męża, wszystkie jej sukienki byłyby zbyt długie, dlatego przyniosła kilka ze swoich, ale nie była pewna, w której pójdzie na ślub Rosiera.
- Nie chcę robić ci kłopotu – zarumieniła się lekko; mimo zostania Traversem, nadal odczuwała spore kompleksy na punkcie biedy i zaznanych niedostatków, chociaż Glaucus zapewne zadbał o to, żeby w jej pokoju znalazły się nie tylko piękne ubrania, ale także biżuteria i inne dodatki. – Ale może pożyczę sobie coś ładnego. Twój zbiór błyskotek jest naprawdę okazały. Wiele z nich to pewnie pamiątki z odległych wypraw?
Patrzyła, jak Cressida włącza muzykę, a następnie zdejmuje swoją sukienkę i wkłada jedną z tych przygotowanych.
- Jest przepiękna! – stwierdziła, patrząc na granatową, połyskującą tkaninę, która wydawała się niemal spływać z ciała półwili niczym morska fala, rozszerzając się ku dołowi. Sama po chwili także zrzuciła z siebie codzienną sukienkę, zostając w samej halce, na którą po chwili założyła jedną ze swoich wyjściowych sukien, długą i ciemnoniebieską, kłócącą się z intensywnie zielonym kolorem jej tęczówek.
Pozwoliła długim, już w całości rudym włosom ponownie spłynąć na plecy i obróciła się lekko w miejscu, po chwili znowu zwracając się w stronę Cressidy.
- Uważasz, że mu się... podobam? – zapytała, rumieniąc się. Chciała być atrakcyjna dla swojego męża, ale mówienie o tym budziło w niej zawstydzenie. – Oczywiście, że chcę, ale... chyba nie umiem zbyt dobrze tańczyć. Kiedy w październiku byliśmy razem na balu u Averych, co chwilę go deptałam. Podczas ślubu było już lepiej, ale... i tak nie nazwałabym swoich umiejętności dobrymi.
Lyra pamiętała dobrze tamten dzień, miało to miejsce zaledwie kilka dni po feralnych podekretowych łapankach, a podczas balu skupiała się bardziej na tym, by ukryć przed wtedy jeszcze narzeczonym swoje siniaki. Na sam koniec zemdlała, a Glaucus zabrał ją do swojego mieszkania, w którym przenocowała, mimo że przed ślubem samo spanie w sypialni narzeczonego (nawet jeśli samotne, bo Glaucus spędził tamtą noc na kanapie w salonie) mogło być postrzegane jako coś niestosownego, dlatego nie opowiedziała Cressidzie szczegółów tamtego dnia.
Miała jednak nadzieję, że to wyjście, w przeciwieństwie do tamtego balu oraz sabatu, nie zakończy się jej zasłabnięciem i koniecznością zabrania jej przez Glaucusa i tym samym popsucia dobrej zabawy także jemu. Poza tym, jeszcze byłby gotów naprawdę uwierzyć, że oddano mu wadliwą małżonkę. Sama ta myśl przeraziła Lyrę.
Podeszła do Cressidy, nieco nieporadnie próbując pokazać, jak tańczy. Na szczęście jednak, za sprawą rad Rosalie Yaxley, jeszcze przed ślubem ćwiczyła odpowiednie poruszanie się, więc jej ruchy nie były już tak niezgrabne i miała szansę nauczyć się kiedyś tańczyć jak prawdziwa szlachcianka.
- Myślisz, że ta jest dobra, czy chcesz zobaczyć jeszcze inne? – zapytała, znowu zerkając na suknię. Na krześle czekały jeszcze trzy inne, gotowe do przymierzenia. Wszystkie swoim kolorem pasowały do barw rodowych Traversów.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Sala balowa
Szybka odpowiedź