Hecate Rhea Valhakis
Nazwisko matki: Burke
Miejsce zamieszkania: rodzinna rezydencja u wybrzeży hrabstwa Durham
Czystość krwi: czysta
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: wróżbitka, okazjonalnie pomaga w sklepie z amuletami Valhakisów
Wzrost: 161 cm
Waga: 49 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: brąz
Znaki szczególne: cera nieznacznie ciemniejsza niż u innych mieszkańców Wysp; pieprzyk nad lewym obojczykiem; pełne usta; pobłażliwy uśmieszek; skromna biżuteria; ubrania w stonowanych kolorach.
13 i pół cala, dość sztywna, lipa srebrzysta, pióro pegaza
Slytherin
bóbr
pająka; ogromnego i owłosionego o obrzydliwie długich nogach
pomarańczami, świeżo skoszoną trawą, morską bryzą na Krecie, czymś nieokreślonym, co można po prostu nazwać domem
siebie podczas zabawy ze swoimi dziećmi oraz posiwiałą matką
wróżbiarstwem, w niewielkim stopniu lecznictwem, opieką nad niemagicznymi zwierzętami, językami obcymi
drużynie, która daje z siebie najwięcej
nurkuję z siostrami, jeżdżę konno, studiuję przyszłość
śpiewu Eufrozyne, fal odbijających się od wybrzeży, muzyki klasycznej oraz greckich instrumentów
Antoniny Vasylchenko
Dwie osoby. Potem jeszcze jedna osoba, jeszcze jedna i jeszcze jedna. Zielona, soczysta trawa, lekki wietrzyk, ciepłe (tak naprawdę trochę zimne, ale nadal przyjemne) powietrze. Jedenasty maja, mała rezydencja w okolicy hrabstwa Durham, piękna pogoda i pięć osób. Nie cztery, pięć. Już pięć. W końcu. Po dziewięciu miesiącach wyczekiwania oraz dwudziestu godzinach porodu.
To małe i zaróżowione stworzonko, które krzyczało wniebogłosy okazało się być dziewczynką. Bezbronną, ale jakże kochaną i słodką (tylko, gdy spała) o pomarszczonej skórze oraz chudziutkich kończynach, którymi wywijała na wszystkie strony. Hecate Rhea Valhakis była najmłodszą córką, nazwaną na cześć bogini czarów i magii, ażeby objęła ją ochroną oraz swoim błogosławieństwem. Natomiast druga boginka miała za zadanie patronować dziewczynce w sferach życia dorosłego, obdarować ją dziećmi i sprawić, że Hecate stanie się wspaniałą opiekunką.
I stało się tak, jak być powinno. A przynajmniej w niektórych aspektach życia dziewczynki.
Hecate od najmłodszych lat zdawała się być całkowicie bezproblemową istotą. Odkąd nauczyła się chodzić, zawsze stawiała kroki tam, gdzie szły jej starsze siostry. Starała się robić to, co robiły jej dwa wzory do naśladowania. Słuchała też guwernantek, to przecież oczywiste. Jakby miała tego nie robić, skoro Nemesis i Eufrosyne posłusznie robiły wszystko, co im kazano? Tak naprawdę, to one w ogóle były takie jakieś z innego świata. Obie zdawały się błyszczeć od najmłodszych lat, każda z nich tworzyła wokół siebie swój własny świat, układ słoneczny, w którym to każda jedna była słońcem. A Hecate stała pośrodku całkowicie nijaka, upajała się blaskiem i muzyką swoich ukochanych sióstr, będąc w stu procentach szczęśliwą, że jest po prostu sobą. Nigdy w życiu nie chciałaby przecież przyćmić tych dwóch słońc.
Istniała także jeszcze jedna osoba, która powtarzała, że Hecate powinna pozostać taka, jaka jest. Czyli stała jak ziemia, spokojna i bezproblemowa. Powinna być podwaliną, podporą dla swych sióstr. Tym kimś była matka panny Valhakis, z którą dziewczynka łapała najlepszy kontakt. Zawsze była złakniona uśmiechu i uścisku rodzicielki bardziej niż uwagi sióstr, pragnęła jej akceptacji i uwagi bardziej niż ojca. Zdawało się, że nikomu to nie przeszkadza, a przynajmniej nie wtedy, gdy Hecate wykonywała wszystkie swoje obowiązki młodej damy.
Najulubieńszą aktywnością najmłodszej z trzech latorośli była jazda konna oraz nurkowanie. Dziewczynka z chęcią oddawała się także innym rozrywkom (jeśli tak można nazwać naukę języków obcych), do których należał taniec wraz z siostrami oraz uprawa maleńkiego ogródka różanego. Białe, czerwone, herbaciane, różowe, żótłe. Hecate zawsze uwielbiała róże, ponieważ były tak bardzo dziewczęce, tak bardzo romantyczne. Delikatne, ale waleczne. Wymagały troskliwej opieki, ale świetnie same sobie radziły z drapieżnikami. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że te kwiaty nie imponowały pannie Valhakis. W końcu róże tak bardzo przypominały jej prywatne dwa słońca! Słońca, które, nie czarujmy się, nadal pozostawały tylko słońcami – ciałami niebieskimi oddalonymi od Hecate o miliardy kilometrów. Dlatego wielka była radość dziewczynki, gdy przez jeden moment to ona była gwiazdą na firmamencie. Przez krótką chwilę lśniła srebrzystym blaskiem porównywalnym do Gwiazdy Polarnej. W końcu wreszcie ujawniła swoje zdolności magiczne! Całkiem sama sprawiła, że drzewko pomarańczowe, które przywiozła ze sobą z wakacji na Krecie przyjęło się i pięknie zakwitło na ziemi angielskiej w mniej niż minutę.
Jednak mijały lata. Hecate uczyła się życia i wszystkich rzeczy z nim związanych. Między innymi tego, że ona nigdy nie będzie stała jak ziemia, ponieważ ziemia wcale nie jest taka, za jaką ją biorą. Hecate może być co najwyżej podporą, ale nigdy nie będzie niezmienna. W końcu wszystko się zmienia, każda rzecz musi ulec presji przemijającego czasu. Nic nigdy nie będzie takie samo; kwiaty usychały i ponownie kwitły na wiosnę, ziemię przykrywała śnieżna kołderka tylko po to, by za parę miesięcy się roztopić, ciało Hecate się zmieniało, zmieniały się także jej relacje z siostrami. Nie od razu, ale powoli i jednostajnie. Ciągle były słońcami na niebie dziewczynki, wciąż pozostawały jej wzorami do naśladowania, ale wtedy stało się coś. Nemesis otrzymała list z Hogwartu. Niby nie było to nic wielkiego, a jednak zaważyło na tym, że najmłodsza panna Valhakis oddała całe swoje serce (a przynajmniej tę jego część, która wciąż pozostawała pusta i wołała o kogoś, kto by ją przygarnął i wypełnił ciepłymi uczuciami) Eufrosyne. Można by się nawet pokusić, że Hecate zaczęła ją stawiać na równi z matką (chociaż nigdy nie zapomniała o tym, że Frozia jest tylko, chociaż raczej aż, siostrą). Podziwiała ją i w pewnym momencie zapragnęła zmonopolizować Eufrosyne, zagarnąć ją tylko dla siebie.
Hecate czuła nawet, że jej się udało, ale wtedy Eufrosyne również otrzymała list z Hogwartu, a wtedy zniknęła z rodzinnego domu, by podjąć naukę magii. Na szczęście dla Hecate, jej starsza siostra nigdy o niej nie zapomniała, więc często przysyłała jej długie listy, w których opisywała swoje szkolne życie. A pannie Valhakis nie pozostało nic innego, jak przeczekać te cztery lata, aż w końcu przyleci sowa, ale tym razem z jej własnym imieniem na kopercie.
W ciągu tych czterech lat, podczas których starsze siostry witały progi rodzinnej rezydencji tylko podczas świąt oraz wakacji, powoli zaczęła wychodzić na wierzch prawdziwa osobowość tej pozornie bezproblemowej istoty, którą była Hecate. I kto wie? Może nadal była w jakimś stopniu bezproblemowa? Może nawet to dobrze, że była taka, a nie inna? W końcu niewiele osób chce mieć cokolwiek do czynienia z rozkapryszonymi pannicami, które zmieniają zdanie równie często, co stroje. Bo mimo wszystko, panna Valhakis miała w sobie coś z ziemi. Rzadko zmieniała swoje przekonania, była raczej ugodowa i spokojna, ale właśnie wtedy wyszło na jaw, że na tym się nie kończy. Niczym ziemskie jądro, w niej zaczynały się kształtować myśli, powstawały rozterki i pragnienia buntu, którym nie mogła dać upustu. Po prostu nie potrafiła. Jednocześnie, odkąd jej jedyną godną uwagi towarzyszką rozmów była matka, Hecate zaczęła zamykać się w sobie. Tęskniła, ach jak bardzo ona tęskniła za śpiewem Frozi! Za wszystkimi wygłupami, za szczebiotaniem i chichotami, za wywodami na temat książek, za domowym teatrem, zgiełkiem, stukotem pantofli i ostrzeżeniami guwernantek.
Po wyjeździe starszych sióstr, dom zrobił się jakiś taki duży. Zbyt duży, zbyt cichy, zbyt zimny, zbyt bezduszny, zbyt obcy. Za bardzo „zbyt”, by móc w nim normalnie mieszkać i żyć.
Nie ma jednak złego, co by na dobre nie wyszło. Ponieważ dzięki temu, że rodzinna rezydencja stała się za bardzo „zbyt”, Hecate rozwinęła swój naturalny talent obserwacji, który wcześniej był tłumiony przez dwa oślepiające słońca. Poznała zwyczaje guwernantek, o których wcześniej nie miała pojęcia, zauważyła tak dużo rzeczy dotyczących jej rodziców, a także zaczęła zauważać subtelne zmiany u swoich sióstr, gdy wracały do domu.
Cztery lata pełne tej dziwnej, nieprzyjemnej pustki w końcu minęły, a Hecate w dniu swoich jedenastych urodzin otrzymała własny list z Hogwartu, by we wrześniu w towarzystwie starszych sióstr stawić się na odpowiednim peronie. Dziewczynka, oczywiście, bardzo dużo nasłuchała się o tym, co miało się dziać, ale była zadziwiająco spokojna. Uśmiechała się tylko pobłażliwie do panikujących koleżanek w przedziale, którym wydawało się, że Ceremonia Przydziału jest walką na śmierć i życie. Hecate również w spokoju słuchała, do jakiego domu, kto będzie przynależeć, chociaż sama się nie odzywała. Po prostu, gdy nadszedł odpowiedni moment, w pełnym skupieniu podeszła do stołka i cierpliwie czekała, aż zostanie jej przydzielony dom.
Spokój panny Valhakis został zmącony dopiero w chwili, gdy podszepty Tiary zaczęły sugerować, że Hecate idealnie pasuje do domu Godryka Gryffindora. A to przecież były bzdury wierutne! Kłamstwa i oszczerstwa! Jak ona, Hecate Valhakis mogła trafić do Gryffindoru, skoro jej siostry były dumnymi Ślizgonkami? Jak mogłaby spojrzeć Frozi w oczy, gdyby się okazało, że tak bardzo się różnią? Przecież wtedy jej życie już nigdy nie byłoby takie samo! To było nie do pomyślenia!
Ostatecznie Hecate po prostu zacisnęła usta w wąską kreskę i przymknęła oczy, by w niczym niezmąconej ciszy spróbować wyperswadować tej nic niewiedzącej czapce, tę wielką pomyłkę. Finalnie panna Valhakis uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła, wsłuchując się w okrzyk na całą Wielką Salę: „Slytherin!”.
Jeszcze tego samego roku Hecate usłyszała o czymś, co (w jej mniemaniu) nie powinno się nigdy wydarzyć – matka zaszła w ciążę; nienarodzone dziecko zaczęło powoli odbierać dziewczynce jej tytuł najmłodszej z sióstr. Tak naprawdę panna Valhakis przez dłuższy okres czasu nie miała pojęcia, co takiego się dzieje – nie widywała swojejrodzicielki, więc nie potrafiła sobie nawet wyobrazić ciąży i faktu, że w organizmie kobiety rozwija się kolejne stworzenie. Dlatego po prostu zanotowała obecny stan rzeczy gdzieś w czeluściach swojego umysłu, by tam przepadł.
Kolejnym niemożliwym do zaakceptowania stanem rzeczy okazała się być Febe, która wraz z nadejściem czerwca przyszła na świat oraz wiadomość, że matka odeszła. Najbliższa Hecate osoba umarła, a dziewczynka nie była w stanie nawet się z nią pożegnać. I jeśli wcześniej zdawała się robić nieprzystępna, tak w tym czasie naprawdę trudno było się do niej zbliżyć, a jedynej osobie, której się to udawało, była Eufrosyne. Pomijając ją, Hecate odtrącała wszystkich.
W czasie, gdy Hecate wróciła do rodzinnej rezydencji i skonfrontowała się z pustką oraz niedokończonymi sprawami, które pozostawiła po sobie jej matka, a także z nowonarodzoną Febe, w dziewczynce coś pękło. Wtedy miała wrażenie, że kończy się pewna epoka w jej życiu i zaczyna kolejna – dużo bardziej znienawidzona.
To był pierwszy raz w całym dwunastoletnim życiu Hecate, gdy doświadczyła tak silnych emocji, zmieniających się jak w kalejdoskopie. Była w szoku, ogarnęły nią przerażenie i zdenerwowanie, a po niedługim czasie dołączyła jeszcze wściekłość. Realna furia, która niemal sprawiała, że Hecate widziała cały świat na czerwono.
Po prostu w jednej chwili ukrywała się pod kołdrą, próbując przełknąć słone łzy i gorycz nagłego osamotnienia, a w następnym momencie była… gdzieś indziej. Tylko jakimś niewyjaśnionym sposobem Hecate wiedziała, że znajduje się na ulicy Pokątnej pod koniec sierpnia. Nie miała pojęcia, czemu, ale jej wzrok automatycznie kierował się w stronę młodej pary czarodziejów, mimo że dookoła grasowały tłumy, załatwiające ostatnie sprawunki przed początkiem roku szkolnego. Panna Valhakis momentalnie znienawidziła to uczucie, gdy wraz z działaniami pary, dziewczynka poczuła, że wściekłość i strach ustępują pod naporem bezgranicznej miłości, szczęścia i wiary w nowe, lepsze jutro. Nienawidziła tego, że wraz z zakończeniem wizji, nadal czuła euforię z powodu czyichś zaręczyn.
Wbrew pozorom, Hecate doskonale wiedziała, co takiego się wydarzyło. Otóż odezwała się w niej ta gorąca, grecka krew, jakby miała zostać nową wyrocznią delficką. A ten stan rzeczy zdecydowanie jej nie odpowiadał. Nie chciała czuć tego, co czują inni. Nie chciała bać się momentu, gdy straci kontrolę nad własnymi emocjami i nawiedzi ją kolejna wizja.
Zdarzyło się tak, że po oswojeniu się ze stratą matki, Hecate próbowała pokochać małą Febe. Tłumaczyła sama sobie, że najmłodsza latorośl nie jest przecież niczemu winna, że stało się. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jednakże nie wszystko dało się tak prosto wytłumaczyć. Uczuć Hecate nie dało się zmienić jakimiś wymówkami. To było po prostu niemożliwe.
Strata matki na rzecz kolejnej siostry, której nie potrafiła zaakceptować oraz niewątpliwy zaszczyt uzyskania daru jasnowidzenia, sprawiły, że Hecate stała się osobą sprzeczną. W ciągu dalszych lat nauki w Hogwarcie zdała sobie sprawę z tego, że jeśli coś ma być porządnie zrobione, musisz to wykonać sama, ale jednocześnie panna Valhakis zwykle pierwsza oferowała się z pomocą, nigdy nie chcąc tego samego w zamian. Była powszechnie znana ze swojej odmienności na tle starszych sióstr; nigdy nie błyszczała tak jasno jak one, nie miała żadnych pasji, czy ukrytych talentów. Z czasem zaczęła mocno nadinterpretowywać fakty (szczególnie, jeśli były to pogłoski dotyczące jej samej) oraz (jak sama to określała) bawić się faktami, niejednokrotnie manipulując prawdą. Mimo to nigdy nie wypowiedziała fałszywego słowa, więc kategorycznie odmawiała nazywania się kłamczuchą. Wiadomym było, że jeśli ktoś ją uraził, Hecate potrafiła wybaczyć już w następnej minucie, ale tak samo łatwo była w stanie rozpamiętywać tę urazę nawet przez lata. Po prostu to, co pokazywała innym, było całkowitym przeciwieństwem tego, co działo się we wnętrzu dziewczyny.
Znakiem rozpoznawczym panny Valhakis stał się jej pobłażliwy uśmieszek oraz to, że chyba nic nie potrafi nią wstrząsnąć, ale prawda była zgoła inna. W umyśle Hecate rozpętywała się wtedy prawdziwa bitwa, w której chęć całkowitego odcięcia się od uczuć, które mogłyby zesłać na nią kolejną wizję, spierała się z tym jak bardzo emocjonalną jest osobą. To właśnie dlatego te utrudniające normalne życie widzenia, po których przejmowała uczucia występujących w nich osób, tak często się powtarzały. I może samo przepowiadanie przyszłości nie byłoby takie złe. W końcu Hecate bardzo lubiła wróżbiarstwo, kochała zgłębiać tajniki przyszłości, ale cały urok tych działań niszczył fakt, że uczucia osób, które widziała przechodziły na nią samą i niejednokrotnie utrzymywały się bardzo długo. A nie zawsze była to euforia, czasem widziała tak koszmarne rzeczy, że po prostu trudno było jej się potem z tego otrząsnąć. Po prostu zawsze w wizjach ukazywał się moment w życiu człowieka, który w jakimkolwiek sensie mocno wpływał na jego stan emocjonalny.
Z nauką Hecate radziła sobie niezgorzej. Perfekcyjnie opanowała język grecki oraz w mniejszym stopniu francuski, astronomia nie stwarzała jej większego problemu, zawsze radziła sobie równie świetnie na wróżbiarstwie, obronie przed czarną magią oraz transmutacji, a trochę gorzej jej szło z zaklęciami i urokami. Udało jej się również posiąść umiejętność teleportacji. Niegdyś panna Valhakis wymarzyła sobie pracę jako uzdrowicielka, jednak czując swego rodzaju presję (nie miała pojęcia, czy pochodziła od strony rodziny, czy też sama ją na siebie nałożyła) zdecydowała się poświęcić życiu wróżbiarstwu. Dzięki temu po ukończeniu Hogwartu Hecate zaczęła pracować jako jasnowidz. Nie posiada żadnego własnego sklepiku, więc po prostu odwiedza umówionych na wizytę klientów w ich własnych domach lub miejscach, gdzie ci czują się komfortowo, zdarza się jednak, że Hecate pomaga w rodzinnym sklepie z amuletami. Często wymienia się listami z klientami za pomocą swojej sowy śnieżnej o imieniu Atena i nigdy nie rozstaje się z talią kart tarota oraz podręcznikiem do wróżbiarstwa.
Podczas przywoływania patronusa Hecate wspomina pewien deszczowy wieczór, który spędziła sama jedna w towarzystwie matki. Przypomina sobie jej ciepły głos, gdy czytała dziewczynce książkę, jej dłonie, które co chwilę gładziły ciemne włosy córki oraz nierzadkie uśmiechy.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 11 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 3 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 1 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Biegłość | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: grecki | II | 6 |
Język obcy: francuski: | I | 2 |
Astronomia | II | 2 |
Wróżbiarstwo | V | 27 |
Jeździectwo | III | 4 |
Pływanie, nurkowanie | II | 2 |
Kłamstwo | I | 1 |
Spostrzegawczość | IV | 6 |
Jasnowidzenie | XL | 40 |
Reszta: 0 |
Różdżka, sowa Atena, punkty biegłości i statystyki, Demaskowanie przyszłości, karty tarota, teleportacja.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Hecate Valhakis dnia 22.10.16 21:23, w całości zmieniany 2 razy