Klatka schodowa
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Klatka schodowa
Schody oraz krótki korytarz prowadzący do małej kawalerki zajmowanej przez rodzeństwo Skamander.
|15.03.1956r
Przyszedł w końcu. Musiał. Oni po prostu muszą porozmawiać i wiedział o tym od samego początku, właściwie to od lat, od samej tej kłótni, kiedy powiedzieli jednocześnie zbyt wiele i zbyt mało. Tylko teraz trudno było mu się zebrać. Nie był nawet pewien, gdzie jej szukać. Wziął głęboki oddech, bo wiedział, że będzie ciężko. Nawet nie był pewien, gdzie właściwie jej szukać. Mogła wynająć coś własnego, zamieszkać u rodziny, albo... no właśnie. Właściwie to wystarczyło podpytać znajomych. I liczyć, że trafi na nią pod nieobecność Sama, bo ten mógłby w tej chwili wszystko pięknie spieprzyć. Nie, żeby było wiele do psucia jeszcze, sami zrujnowali ten związek popisowo, bez niczyjej pomocy.
Serce tłukło mu się w piersi, kiedy wchodził na klatkę i w sumie to liczył, że wyjdzie Sam, przywali mu w nos i tyle z tego będzie. Ledwie jego twarz doszła do siebie, już tylko nad okiem dało się zobaczyć jakieś pozostałości po bójce z Mattem, a jednak perspektywa oberwania wydawała mu się milsza, niż perspektywa kłótni. Bo przecież to jasne, że to BĘDZIE awantura. Oni przecież nie potrafią inaczej.
Po co więc wchodzi do góry? Żeby porozmawiać. Jak zwykle w takiej sytuacji. On chce tylko porozmawiać. Dojść do porozumienia. I już dotarł na właściwe piętro, już stał przed drzwiami, już odetchnął głęboko i zapukał do drzwi. Odsunął się od nich i oparł o barierkę.
A może nikogo nie ma w domu?
Przyszedł w końcu. Musiał. Oni po prostu muszą porozmawiać i wiedział o tym od samego początku, właściwie to od lat, od samej tej kłótni, kiedy powiedzieli jednocześnie zbyt wiele i zbyt mało. Tylko teraz trudno było mu się zebrać. Nie był nawet pewien, gdzie jej szukać. Wziął głęboki oddech, bo wiedział, że będzie ciężko. Nawet nie był pewien, gdzie właściwie jej szukać. Mogła wynająć coś własnego, zamieszkać u rodziny, albo... no właśnie. Właściwie to wystarczyło podpytać znajomych. I liczyć, że trafi na nią pod nieobecność Sama, bo ten mógłby w tej chwili wszystko pięknie spieprzyć. Nie, żeby było wiele do psucia jeszcze, sami zrujnowali ten związek popisowo, bez niczyjej pomocy.
Serce tłukło mu się w piersi, kiedy wchodził na klatkę i w sumie to liczył, że wyjdzie Sam, przywali mu w nos i tyle z tego będzie. Ledwie jego twarz doszła do siebie, już tylko nad okiem dało się zobaczyć jakieś pozostałości po bójce z Mattem, a jednak perspektywa oberwania wydawała mu się milsza, niż perspektywa kłótni. Bo przecież to jasne, że to BĘDZIE awantura. Oni przecież nie potrafią inaczej.
Po co więc wchodzi do góry? Żeby porozmawiać. Jak zwykle w takiej sytuacji. On chce tylko porozmawiać. Dojść do porozumienia. I już dotarł na właściwe piętro, już stał przed drzwiami, już odetchnął głęboko i zapukał do drzwi. Odsunął się od nich i oparł o barierkę.
A może nikogo nie ma w domu?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie myślała o nim, już nie musiała. Rozmowa z Ollivander przyniosła tak potrzebny spokój. Niech Bertie żyje tak jak mu się podoba, przecież Londyn był dużym miastem i może nigdy nie będą musieli się spotkać. Jeśli nawet to może minęliby się na ulicy udając, że się nie rozpoznają. Przecież tysiące ludzi robiło tak każdego dnia, dla czego oni nie mogli?
Siedziała przy stole w kuchni próbując przesadzić wyjątkowo złośliwą roślinę do większej doniczki. Groziła jej właśnie, że odda ją Samowi pod opiekę i zobaczy jak to jest gdy codzienne podlewają cię resztą spalonej kawy. Przeklęty chwast za żadne skarby świata nie chciał współpracować ale mimo to Juidth miała wyjątkowo dobry humor. Żadnego alkoholu, żadnego dymu tytoniowego wypełniającego jej płuca była po prostu szczęśliwa. - Już idę - odkrzyknęła z kuchni słysząc pukanie do drzwi. Kątem oka spojrzała na zegar zastanawiając się czy to nie przypadkiem jej brat który zapomniał kluczy do mieszkania. Poniosła się z miejsca zrzucając z dłoni ochronne rękawice i podeszła do drzwi. Nawet nie pomyślała by spojrzeć przez judasza kto nadciąga. Gdyby to zrobiła otworzyłaby drzwi? Przecież już i tak ujawniła swoją obecność. W końcu pociągnęła za klamkę, po kilku uderzeniach serca po jej uśmiechu nie było już nawet śladu. Czuła jak krew odpływa z jej policzków, próbowała przywołać obojętny wyraz twarzy ale w tej sytuacji było to prawie niemożliwe. Miała ochotę zatrzasnąć drzwi i schować się w najdalszym kącie mieszkania. Wszystko byle by uniknąć tej rozmowy. Wzięła głęboki wdech prostując się. Pozycja bojowa, pięknie się zaczyna. Nie wpuściła go do środka, nie było nawet o tym mowy. Przeszła przez próg zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami związując dłonie na piersiach. Nie patrzyła na Botta, nie była wstanie się do tego zmusić. - Przepraszam, że pojawiłam się na twojej imprezie. Nie powinnam była i tego żałuje. - sądziła, że właśnie po to przyszedł i chciała zakończyć wszystko jak najszybciej. - Nie ja jedna zresztą - wypuściła powietrze ze świstem. Nie chciała nawiązywać do tego, że nazwał ją łatwą. Miał przecież prawo. - Tyle ci się ode mnie należało.- dodała po chwili mając oczywiście na myśli przeprosiny. - Do widzenia. - mruknęła odsuwając się od drzwi. Chciała wejść do środka, zatrzasnąć za sobą drzwi i udawać, że nic się nie stało.
Siedziała przy stole w kuchni próbując przesadzić wyjątkowo złośliwą roślinę do większej doniczki. Groziła jej właśnie, że odda ją Samowi pod opiekę i zobaczy jak to jest gdy codzienne podlewają cię resztą spalonej kawy. Przeklęty chwast za żadne skarby świata nie chciał współpracować ale mimo to Juidth miała wyjątkowo dobry humor. Żadnego alkoholu, żadnego dymu tytoniowego wypełniającego jej płuca była po prostu szczęśliwa. - Już idę - odkrzyknęła z kuchni słysząc pukanie do drzwi. Kątem oka spojrzała na zegar zastanawiając się czy to nie przypadkiem jej brat który zapomniał kluczy do mieszkania. Poniosła się z miejsca zrzucając z dłoni ochronne rękawice i podeszła do drzwi. Nawet nie pomyślała by spojrzeć przez judasza kto nadciąga. Gdyby to zrobiła otworzyłaby drzwi? Przecież już i tak ujawniła swoją obecność. W końcu pociągnęła za klamkę, po kilku uderzeniach serca po jej uśmiechu nie było już nawet śladu. Czuła jak krew odpływa z jej policzków, próbowała przywołać obojętny wyraz twarzy ale w tej sytuacji było to prawie niemożliwe. Miała ochotę zatrzasnąć drzwi i schować się w najdalszym kącie mieszkania. Wszystko byle by uniknąć tej rozmowy. Wzięła głęboki wdech prostując się. Pozycja bojowa, pięknie się zaczyna. Nie wpuściła go do środka, nie było nawet o tym mowy. Przeszła przez próg zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami związując dłonie na piersiach. Nie patrzyła na Botta, nie była wstanie się do tego zmusić. - Przepraszam, że pojawiłam się na twojej imprezie. Nie powinnam była i tego żałuje. - sądziła, że właśnie po to przyszedł i chciała zakończyć wszystko jak najszybciej. - Nie ja jedna zresztą - wypuściła powietrze ze świstem. Nie chciała nawiązywać do tego, że nazwał ją łatwą. Miał przecież prawo. - Tyle ci się ode mnie należało.- dodała po chwili mając oczywiście na myśli przeprosiny. - Do widzenia. - mruknęła odsuwając się od drzwi. Chciała wejść do środka, zatrzasnąć za sobą drzwi i udawać, że nic się nie stało.
Wyszła. W sumie nie myślał o tym, ale raczej nie oczekiwał, że wpuści go do środka. Przyglądał jej się i przez chwilę kompletnie nie wiedział, co powiedzieć. Oboje zmienili się przez te dwa lata. Sporo się stało. Pewnie u każdego z nich.
- Nie po to przyszedłem.
Owszem, nie powinna była przychodzić. Nadal sądził, że to miała być jakaś zemsta, odegranie? Chciała mu dokopać za tę zdradę? Nie ważne z resztą. Ale to nie miało teraz znaczenia, chciał po prostu wyjaśnić całą tę popieprzoną sytuację.
- Chciałem... pogadać? Na spokojnie. - nie wiedział, czego chce. Najchętniej by ją teraz, tutaj przyciągnął do siebie i pocałował. I nie puszczał nigdy więcej. Jeszce kilka lat temu by tak zrobił, bez zbędnego gadania. Ale teraz? Teraz to poszło za daleko. To się skończyło, mówiąc dokładniej. Trzeba ruszyć dalej. - Byliśmy przyjaciółmi. Poza tym wszystkim, Jude.
Na prawdę tak uważał. Była jego dziewczyną, najlepszą na świecie, ale też byli przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie chyba wszystko, spędzali razem masę czasu, świetnie się ze sobą bawili. I chyba liczył, że to może odzyskać. A jeśli nawet nie to przynajmniej nie wzbudzać w niej niechęci. Tylko myślał teraz, ile może jej powiedzieć. Żeby nie zranić jej bardziej. Nie miał pojęcia, co jej siedzi w głowie, choć wiele by za to dał.
- Nie zdradziłem cię. - wypalił w końcu, patrząc jej prosto w oczy. Zależało mu, żeby uwierzyła. Nie ważne, dlaczego. Niedawne spięcie nie miało dla niego większego znaczenia. Ona zrobiła coś, czego nie powinna, on powiedział za wiele. Ale wszystko leżało głębiej. - To prawda, nie miałem czasu. Dopiero skończyłem Hogwart i skakałem z jednej pracy w inną. Potrzebowałem współlokatorki. Ale nic się między nami nie działo. Źle zareagowałem, jak mi to zarzuciłaś, nerwy. Z resztą, czy któraś z naszych kłótni się obyła bez głupot mówionych w nerwach?
Odetchnął. To było ciężkie. Rozgrzebywanie tego. Ale... no, po prostu chciał, żeby wiedziała. Ciekawe tylko, czy mu uwierzy.
- Nie po to przyszedłem.
Owszem, nie powinna była przychodzić. Nadal sądził, że to miała być jakaś zemsta, odegranie? Chciała mu dokopać za tę zdradę? Nie ważne z resztą. Ale to nie miało teraz znaczenia, chciał po prostu wyjaśnić całą tę popieprzoną sytuację.
- Chciałem... pogadać? Na spokojnie. - nie wiedział, czego chce. Najchętniej by ją teraz, tutaj przyciągnął do siebie i pocałował. I nie puszczał nigdy więcej. Jeszce kilka lat temu by tak zrobił, bez zbędnego gadania. Ale teraz? Teraz to poszło za daleko. To się skończyło, mówiąc dokładniej. Trzeba ruszyć dalej. - Byliśmy przyjaciółmi. Poza tym wszystkim, Jude.
Na prawdę tak uważał. Była jego dziewczyną, najlepszą na świecie, ale też byli przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie chyba wszystko, spędzali razem masę czasu, świetnie się ze sobą bawili. I chyba liczył, że to może odzyskać. A jeśli nawet nie to przynajmniej nie wzbudzać w niej niechęci. Tylko myślał teraz, ile może jej powiedzieć. Żeby nie zranić jej bardziej. Nie miał pojęcia, co jej siedzi w głowie, choć wiele by za to dał.
- Nie zdradziłem cię. - wypalił w końcu, patrząc jej prosto w oczy. Zależało mu, żeby uwierzyła. Nie ważne, dlaczego. Niedawne spięcie nie miało dla niego większego znaczenia. Ona zrobiła coś, czego nie powinna, on powiedział za wiele. Ale wszystko leżało głębiej. - To prawda, nie miałem czasu. Dopiero skończyłem Hogwart i skakałem z jednej pracy w inną. Potrzebowałem współlokatorki. Ale nic się między nami nie działo. Źle zareagowałem, jak mi to zarzuciłaś, nerwy. Z resztą, czy któraś z naszych kłótni się obyła bez głupot mówionych w nerwach?
Odetchnął. To było ciężkie. Rozgrzebywanie tego. Ale... no, po prostu chciał, żeby wiedziała. Ciekawe tylko, czy mu uwierzy.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdy się odezwał miała wrażenie, że coś ciężkiego przygniotło jej płuca i nie pozwala oddychać. Zacisnęła powieki i usta próbując walczyć z fizycznym bólem jaki w tej chwili czuła. W końcu odwróciła się w jego stronę. Musiała się pozbierać, trzeba było to wszystko zakończyć bo ile można żyć przeszłością? na spokojnie te słowa sprawiły, że jej usta drgnęły w ironicznym uśmiechu. Naprawdę wierzył, że to możliwe? Niby kiedy potrafili ze sobą spokojnie rozmawiać? - Byliśmy- przyznała mu racje kładąc spory nacisk na to słowo. Przecież ta sama myśl przyświecała jej gdy postanowiła przyjść na jego przyjęcie. Teraz wydawało jej się to takie żałosne. I niby co z tego, że byli przyjaciółmi, że znali się na wylot? Spodziewał się, że teraz będą spotkać się na kawie czy herbacie i ona będzie mu opowiadać o nowym partnerze albo pomagać wybierać prezenty dla kolejnych dziewczyn? Nie, trzeba było wszystko skończyć raz na zawsze. - Lepiej nie niszczyć tych wspomnień - miała nadzieje, że zrozumie. Miał uszanować pamięć o ich przyjaźni i nie próbować wskrzesić tego co było już martwe. Uniosła dumnie brodę, w końcu udało jej się przybrać upragniony wyraz obojętności chłodu. Już nawet w szarych oczach ciężko było dostrzec coś więcej poza skrzącymi się kryształkami lodu. A może to był początek łez albo i gniewu. Tak, przecież miała ochotę zacząć na niego krzyczeć gdy rozdrapywał stare rany. Milczała, dała mu mówić. Ta chwila była jej potrzeba na pozbieranie własnych myśli i zastanowienie się co powinna dalej zrobić. Przymknęła na chwilę oczy, miała wrażenie, że obserwowała całą scenę z zewnątrz. Nie panowała nad swoim ciałem czy językiem a przyświecała jej tylko jedna myśl. Trzeba to wszystko zakończyć . Usłyszała swój cichy śmiech, cichy wesoły śmiech, miliony dzwoneczków rozbrzmiało wzdłuż całego korytarza. Jeszcze ten niewinny i słodki uśmiech, ten sam który stosowała gdy chciała przyciągnąć do siebie mężczyzn. Oh Bertie - w końcu zdołał opanować śmiech. - Jakie to ma teraz znaczenie?- spytała retorycznie bo przecież nie miało żadnego. Byliśmy dzieciakami a to było tylko niewinne zauroczenie. W jakiś sposób musiało się zakończyć. Minęło już tyle czasu - wzruszyła lekko ramionami. Były takie momenty w który przyznawała się przed sobą, że uwierzenie w zdradę Beriego było po prostu łatwiejsze. - Nie mam żalu, naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć. - Ciesz się z tego co dostałeś Bertie i po prostu stąd wyjdź. Nie waż się oglądać się za siebie. Po prostu wyjdź
Poczuł się... głupio? Z jakiejś przyczyny spodziewał się, że Judith nadal czuje to samo. Że tak jak on czasem myślała o tym, co było. Że czasem tęskniła. Że czasem nadal w najgłupszych myślach wyobrażała sobie, że to może mieć jeszcze jakikolwiek sens. Że... może też nadal go kochała? Bo nie chciał tego powiedzieć. Nie przeszło mu to przez gardło w ostatnim czasie i pewnie szybko się to nie zmieni. Liczył, że zmienią się co najwyżej jego uczucia. Przecież ma wspaniałą Polly, przecież jest nią zauroczony. Potrzebuje tylko czasu. Judy zjawiła się w złym momencie, ale przecież to nic tak na prawdę nie zmieniało.
Judy potrafi kłamać. Kilka razy jej uwierzył w podobną sytuację. Tylko wtedy one były mniej rzeczywiste. A teraz? Byli dzieciakami. Minęły dwa lata. Oboje mieli swoje życie. Wszystko się zmieniło.
Co do jednego tylko nie mógł jej przyznać racji.
- To ma znaczenie. Właśnie dlatego, że nie chcę psuć tych wspomnień.
Nie było mu do śmiechu. On nie potrafił kłamać. Uśmiechnął się tylko cierpko i o ile zwykle lubił fakt, że ludzie czytają z niego jak z otwartej książki, o tyle bardzo tę swoją cechę przeklinał. Nie było jednak sensu tego przeciągać. Może niepotrzebnie zawraca jej głowę.
- Niewinne zauroczenia nie trwają tyle czasu. - dodał tylko, zanim zdążył się powstrzymać. Za wiele się stało, żeby nazywać to zauroczeniem. Chyba miał nadzieję, że to jej kolejne głupie kłamstwo. Tylko jeśli tak to co wtedy? - Ale może i masz rację. Po prostu nie chciałem, żeby to wszystko skończyło się w taki sposób. Nie ważne.
Pokręcił głową. Pójdzie. Po prostu sobie pójdzie. Ona znajdzie jakiegoś faceta idealnego. Pewnie z niezłą karierą, bo to dla niej ważne. Pewnie inteligentnego, rozgarniętego, spokojnego. Takiego, jakiego zawsze chciała. A może już ma?
- Narazie, gremlinie.
Uśmiechnął się do niej nieznacznie, bo już prawie zapomniał, jak urocze potrafi być to słowo, kiedy ją opisuje i chciał ją poczochrać zanim odejdzie, ale to by było zbyt niezręczne. Wsadził więc ręce do kieszeni i po prostu ruszył na dół.
Judy potrafi kłamać. Kilka razy jej uwierzył w podobną sytuację. Tylko wtedy one były mniej rzeczywiste. A teraz? Byli dzieciakami. Minęły dwa lata. Oboje mieli swoje życie. Wszystko się zmieniło.
Co do jednego tylko nie mógł jej przyznać racji.
- To ma znaczenie. Właśnie dlatego, że nie chcę psuć tych wspomnień.
Nie było mu do śmiechu. On nie potrafił kłamać. Uśmiechnął się tylko cierpko i o ile zwykle lubił fakt, że ludzie czytają z niego jak z otwartej książki, o tyle bardzo tę swoją cechę przeklinał. Nie było jednak sensu tego przeciągać. Może niepotrzebnie zawraca jej głowę.
- Niewinne zauroczenia nie trwają tyle czasu. - dodał tylko, zanim zdążył się powstrzymać. Za wiele się stało, żeby nazywać to zauroczeniem. Chyba miał nadzieję, że to jej kolejne głupie kłamstwo. Tylko jeśli tak to co wtedy? - Ale może i masz rację. Po prostu nie chciałem, żeby to wszystko skończyło się w taki sposób. Nie ważne.
Pokręcił głową. Pójdzie. Po prostu sobie pójdzie. Ona znajdzie jakiegoś faceta idealnego. Pewnie z niezłą karierą, bo to dla niej ważne. Pewnie inteligentnego, rozgarniętego, spokojnego. Takiego, jakiego zawsze chciała. A może już ma?
- Narazie, gremlinie.
Uśmiechnął się do niej nieznacznie, bo już prawie zapomniał, jak urocze potrafi być to słowo, kiedy ją opisuje i chciał ją poczochrać zanim odejdzie, ale to by było zbyt niezręczne. Wsadził więc ręce do kieszeni i po prostu ruszył na dół.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nienawidzę cię Bertie za wszystko co mi zrobiłeś. Kocham cię Bertie przecież dobrze o tym wiesz. Pewnie wiedziałeś o tym szybciej niż się ci do tego przyznałam. Ale nie myślałam o tobie przez te dwa lata. Nie wierzyłam, że jeszcze cię kiedyś zobaczę. I tak nigdy nie będziemy razem. Bo co miesiąc zmieniam się w dziką bestie a to nie pasuje do twojego przeklętego wesołego świata. Nie zrozumiałbyś jak to jest. Może nawet byś spróbował ale jakie życie miałbyś ze mną? Nigdy nie dałabym ci dzieci, nie byłoby żadnej rodziny żyjące w domu z piernika. Ale przecież..
Nic się nie zmienił, wciąż nie potrafił ukrywać swoich uczuć. Judith widziała jego zakłopotanie, to, że jej słowa go dotknęły. Miała mu za złe, że się nie broni. To znowu ona musiała być tą złą i okrutną która znęca się nad biedną owieczką. Ogromną ilość samokontroli zużyła na to by nie dać mu w twarz. I to ona była sadystką gdy Bertie bezczelnie przywołuje duchy przeszłości?! Zagryzła zęby byle tylko nie zacząć krzyczeć. Powiedzieć mu wszystko i jeszcze oskarżyć o to, że powinien być jej wdzięczny za to, że mógł żyć w swoim kolorowym landzie.
- Miało dwa lata temu- wywarczała przez zaciśnięte zęby. Czemu on nie widzi,że się nad nią znęca. Które z nich miało większe prawo do żalu? Tak, minęły dwa lata i co z tego…podobne uczucie zdarza się tylko raz w życiu. Odwróciła od niego spojrzenie gdy przypomniał jej ile lat ze sobą spędzili. Porządnie ugryzła się w język zanim przypomniała mu o wszystkich rozstaniach. Zawsze szły za nimi te momentu w który znowu ukrywa się w jego ramionach. Mówił coś jeszcze ale Judith już go nie słuchała. Widziała jak się odwraca i odchodzi. Tak właśnie powinno być. Sama chciała wrócić do mieszkania ale wtedy doszło do niej ostatnie słowo.
- Gnomie- poprawiła go i zamiast ugryźć się w język kontynuowała. - Głupi ośle nie pamiętasz przezwiska którego sam wymyśliłeś- wpatrywała się w ziemie obejmując się ramionami ale kącik jej ust i tak drgnął lekko ku górze. Nie była pewna czy w ogóle ją usłyszał.
..ja cię kocham Bertie.
Poszła za nim jeszcze nie wiedząc co dokładnie chce powiedzieć. Gdyby go uderzyła pewnie nawet by się nie zdziwił. Gdyby go pocałowała pewnie odsunął od siebie bo przecież nie ma prawa do podobnych gestów. To zresztą nie miało najmniejszego znaczenia. Kilka sekund później poślizgnęła się na stopniu ( efekt wyjścia na korytarz boso) i zjechała na pupie po kilku stopniach. Tyle jeśli chodzi o wyniosłą i dumną Judith Skamander. Ostatni raz zrobiła coś takiego na piątym roku. Była pewna, że już wyrosła z niezdarności i tendencji do robienia głupot. Ukryła twarz w dłoniach maskując w ten sposób własne zażenowanie.
- Nic mi nie jest - burknęła odruchowo choć nawet nie wiedziała czy się zatrzymał. Gdy była pewna, że pąsowa barwa zaczęła schodzić z jej policzków podniosła się z miejsca. - Bertie ja - przerwała na chwilę szukając odpowiednich słów. Mijały sekundy a ona nie miała pojęcia co mu powiedzieć. - Rozmawiałam z Titusem - wypaliła bez sensu. - to znaczy…ja…nie chce ci tego spieprzyć Bertie. - wydusiła w końcu.
Nic się nie zmienił, wciąż nie potrafił ukrywać swoich uczuć. Judith widziała jego zakłopotanie, to, że jej słowa go dotknęły. Miała mu za złe, że się nie broni. To znowu ona musiała być tą złą i okrutną która znęca się nad biedną owieczką. Ogromną ilość samokontroli zużyła na to by nie dać mu w twarz. I to ona była sadystką gdy Bertie bezczelnie przywołuje duchy przeszłości?! Zagryzła zęby byle tylko nie zacząć krzyczeć. Powiedzieć mu wszystko i jeszcze oskarżyć o to, że powinien być jej wdzięczny za to, że mógł żyć w swoim kolorowym landzie.
- Miało dwa lata temu- wywarczała przez zaciśnięte zęby. Czemu on nie widzi,że się nad nią znęca. Które z nich miało większe prawo do żalu? Tak, minęły dwa lata i co z tego…podobne uczucie zdarza się tylko raz w życiu. Odwróciła od niego spojrzenie gdy przypomniał jej ile lat ze sobą spędzili. Porządnie ugryzła się w język zanim przypomniała mu o wszystkich rozstaniach. Zawsze szły za nimi te momentu w który znowu ukrywa się w jego ramionach. Mówił coś jeszcze ale Judith już go nie słuchała. Widziała jak się odwraca i odchodzi. Tak właśnie powinno być. Sama chciała wrócić do mieszkania ale wtedy doszło do niej ostatnie słowo.
- Gnomie- poprawiła go i zamiast ugryźć się w język kontynuowała. - Głupi ośle nie pamiętasz przezwiska którego sam wymyśliłeś- wpatrywała się w ziemie obejmując się ramionami ale kącik jej ust i tak drgnął lekko ku górze. Nie była pewna czy w ogóle ją usłyszał.
..ja cię kocham Bertie.
Poszła za nim jeszcze nie wiedząc co dokładnie chce powiedzieć. Gdyby go uderzyła pewnie nawet by się nie zdziwił. Gdyby go pocałowała pewnie odsunął od siebie bo przecież nie ma prawa do podobnych gestów. To zresztą nie miało najmniejszego znaczenia. Kilka sekund później poślizgnęła się na stopniu ( efekt wyjścia na korytarz boso) i zjechała na pupie po kilku stopniach. Tyle jeśli chodzi o wyniosłą i dumną Judith Skamander. Ostatni raz zrobiła coś takiego na piątym roku. Była pewna, że już wyrosła z niezdarności i tendencji do robienia głupot. Ukryła twarz w dłoniach maskując w ten sposób własne zażenowanie.
- Nic mi nie jest - burknęła odruchowo choć nawet nie wiedziała czy się zatrzymał. Gdy była pewna, że pąsowa barwa zaczęła schodzić z jej policzków podniosła się z miejsca. - Bertie ja - przerwała na chwilę szukając odpowiednich słów. Mijały sekundy a ona nie miała pojęcia co mu powiedzieć. - Rozmawiałam z Titusem - wypaliła bez sensu. - to znaczy…ja…nie chce ci tego spieprzyć Bertie. - wydusiła w końcu.
Uśmiechnął się lekko, kiedy go poprawiła. Tak. Gnomie. Tylko dlaczego to ma dla niej jakiekolwiek znaczenie? Nie powinno mieć. Stanął i odwrócił się akurat w chwili, kiedy Judy z pełnią gracji zjechała ze schodków. Podszedł do niej, złapał ją za oba nadgarstki i pociągnął, żeby podniosła się do pionu. Jeśli da jej się zwodzić, będzie tak schodził po kilka schodków i znów się zatrzymywał. Znowu poczuł się jak idiota, ale to dlatego, że jej wcześniej uwierzył, a nie powinien. Gdyby mówiła prawdę, już dawno zniknęłaby za drzwiami i dała mu odejść, ale ona nie potrafiła dać mu odejść. Sama zniknąć? Oh, w tym była mistrzynią, to już odkrył.
Teraz nie pozwolił jej się odsunąć. Oparł ją o ścianę, żeby mu nie uciekła, a przynajmniej, żeby było trudniej w razie czego. A, niech da mu w twarz, nie darowałby sobie chyba, gdyby teraz tak po prostu stąd wyszedł dalej próbować o niej zapominać.
- Już spieprzyłaś. Przez cholerne dwa lata nie wytrzymałem w żadnym związku dłużej, niż pieprzone trzy miesiące. Jakieś były za nudne, za spokojne, jakieś to nie moje zołzy. - uśmiechnął się krzywo, patrząc jej w oczy. Kocham cię, mały gnomie. - I nie wmawiaj mi, że chcesz, żebym sobie poszedł. Przed chwilą przegrałaś tę rozgrywkę.
Dodał i pochylił się lekko, zanim zdążyła odpowiedzieć. Najwyżej zacznie krzyczeć, bić, wyrwie się i ucieknie i nie będzie go chciała już widzieć. Najwyżej naśle na niego swojego brata i Bertie straci życie, czy przynajmniej zostanie połamany.
Pocałował mocno jej usta, za którymi tęsknił jak jasna cholera przez cały ten czas. I niech się dzieje co chce, on nie miał najmniejszej ochoty się odsuwać, chciał, żeby to trwało i trwało. Puścił jej ręce i jedną dłonią pogładził jej policzek.
I gdzieś w głębi serca była ta myśl, że właśnie robi coś bardzo podłego bardzo kochanej dziewczynie. Ale tę myśl wypuści na przód, kiedy własne serce wyleczy.
Teraz nie pozwolił jej się odsunąć. Oparł ją o ścianę, żeby mu nie uciekła, a przynajmniej, żeby było trudniej w razie czego. A, niech da mu w twarz, nie darowałby sobie chyba, gdyby teraz tak po prostu stąd wyszedł dalej próbować o niej zapominać.
- Już spieprzyłaś. Przez cholerne dwa lata nie wytrzymałem w żadnym związku dłużej, niż pieprzone trzy miesiące. Jakieś były za nudne, za spokojne, jakieś to nie moje zołzy. - uśmiechnął się krzywo, patrząc jej w oczy. Kocham cię, mały gnomie. - I nie wmawiaj mi, że chcesz, żebym sobie poszedł. Przed chwilą przegrałaś tę rozgrywkę.
Dodał i pochylił się lekko, zanim zdążyła odpowiedzieć. Najwyżej zacznie krzyczeć, bić, wyrwie się i ucieknie i nie będzie go chciała już widzieć. Najwyżej naśle na niego swojego brata i Bertie straci życie, czy przynajmniej zostanie połamany.
Pocałował mocno jej usta, za którymi tęsknił jak jasna cholera przez cały ten czas. I niech się dzieje co chce, on nie miał najmniejszej ochoty się odsuwać, chciał, żeby to trwało i trwało. Puścił jej ręce i jedną dłonią pogładził jej policzek.
I gdzieś w głębi serca była ta myśl, że właśnie robi coś bardzo podłego bardzo kochanej dziewczynie. Ale tę myśl wypuści na przód, kiedy własne serce wyleczy.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czuła jak jej plecy opierają się o ścianę. Czuła jak zaciska palce na drobnych nadgarstkach. Przyznawał, że wciąż ją kocha, żadna nie miała być dla niego tak ważna jak Judith. Dziewczyna czuła jak uginają się pod nią kolana. Nie potrafiła być na niego zła, nie potrafiła go nienawidzić. Oddałaby wszystkie galeony świata by nic już do niego nie czuć albo przynajmniej za możliwość wyznania mu tego co czuje. Przecież on wciąż był zdrajcą a ona nie było już dziewczynką w której się zakochał.
Mogła coś powiedzieć. Mogła pogrzebać jego nadzieję i zrzucić swoje zachowanie na karb dawnej przyjaźni. Ale milczała bo wiedziała co się zaraz stanie. Wiedziała, że to było błędem ale obiecał sobie, że to ostatni raz. Nawet nie pamiętała ich ostatniego pocałunku. Odwzajemniła gest obejmując go za szyje. W tej jeden chwili wydawało się, że przeszłość nie ma znaczenia. Byli tylko oni i na zawsze będą już razem. Przyciągnęła go mocniej do siebie bojąc się, że go straci. W każdej chwili mógł się odsunąć od niej, zejść po schodach i zniknąć za drzwiami. Zrobiłby tak gdyby chciał ją skrzywdzić, ona by tak zrobiła… Teraz naprawdę poczuła jak bardzo za nim tęskniła. Każdy dotyk, każdy pocałunek był czymś bezcennym. Nawet jeśli to on złamał jej serce. Właśnie wtedy, gdy iskierki radość zaczęły wypełniać ciało Judith poczuła jakby ktoś przypalał skórę rozżarzonym węglem. Koniec bajki, świat musiał o sobie przypomnieć. Odepchnęła go od siebie by zaraz poczuć jak jej dłoń uderza o jego twarz. - Co ty wyrabiasz Bertie?!- zaczęła na niego krzyczeć - Mówisz, że nigdy mnie nie zdradziłeś a potem coś takiego- odwróciła wzrok wiedząc, że to po części jej wina, przecież odwzajemniła pocałunek. Ale ona nikogo nie oszukiwała…tego jednak nie musiał wiedzieć. - Wracaj do niej Bertie i na kolanach błagaj żeby nigdy cię nie zostawiała - warknęła. Była wściekła ale tylko na siebie, że dopuściła do podobnej sytuacji. Nie oglądając się za siebie ruszyła w stronę mieszkania. Teraz i tak za nią nie pójdzie. To ona wiecznie uciekała Merlinie błagam niech zniknie, znajdzie sobie kogoś albo to z tą dziewczyną założy domek z piernika i jak ciastka będą robili dzieci. Czemu ta myśl tak przeraźliwie bolała?
Mogła coś powiedzieć. Mogła pogrzebać jego nadzieję i zrzucić swoje zachowanie na karb dawnej przyjaźni. Ale milczała bo wiedziała co się zaraz stanie. Wiedziała, że to było błędem ale obiecał sobie, że to ostatni raz. Nawet nie pamiętała ich ostatniego pocałunku. Odwzajemniła gest obejmując go za szyje. W tej jeden chwili wydawało się, że przeszłość nie ma znaczenia. Byli tylko oni i na zawsze będą już razem. Przyciągnęła go mocniej do siebie bojąc się, że go straci. W każdej chwili mógł się odsunąć od niej, zejść po schodach i zniknąć za drzwiami. Zrobiłby tak gdyby chciał ją skrzywdzić, ona by tak zrobiła… Teraz naprawdę poczuła jak bardzo za nim tęskniła. Każdy dotyk, każdy pocałunek był czymś bezcennym. Nawet jeśli to on złamał jej serce. Właśnie wtedy, gdy iskierki radość zaczęły wypełniać ciało Judith poczuła jakby ktoś przypalał skórę rozżarzonym węglem. Koniec bajki, świat musiał o sobie przypomnieć. Odepchnęła go od siebie by zaraz poczuć jak jej dłoń uderza o jego twarz. - Co ty wyrabiasz Bertie?!- zaczęła na niego krzyczeć - Mówisz, że nigdy mnie nie zdradziłeś a potem coś takiego- odwróciła wzrok wiedząc, że to po części jej wina, przecież odwzajemniła pocałunek. Ale ona nikogo nie oszukiwała…tego jednak nie musiał wiedzieć. - Wracaj do niej Bertie i na kolanach błagaj żeby nigdy cię nie zostawiała - warknęła. Była wściekła ale tylko na siebie, że dopuściła do podobnej sytuacji. Nie oglądając się za siebie ruszyła w stronę mieszkania. Teraz i tak za nią nie pójdzie. To ona wiecznie uciekała Merlinie błagam niech zniknie, znajdzie sobie kogoś albo to z tą dziewczyną założy domek z piernika i jak ciastka będą robili dzieci. Czemu ta myśl tak przeraźliwie bolała?
I przez chwilę wszystko było idealne, a przynajmniej mógł sobie wmawiać, że jest. Mógł ją całować, a ona mu nie uciekała i znowu była zaraz obok i chciała jego bliskości. Trochę pogrywała na jego emocjach, ale czy i on nie robił tego samego? Oczywiście jednak ta chwila musiała zostać przerwana. Już po chwili policzek zapiekł go od uderzenia, ale nie pozwolił jej odejść, ani uciec. Znowu łapał jej ręce, nie pozwoli jej tak po prostu zniknąć, kiedy już wie, że znowu głupio kłamała. Kiedy wie, że o nim nie zapomniała.
- Nie zdradziłem. - powtórzył spokojnie, przyciągając ją do siebie. - Wiem, że to podłe względem Polly, ale nic na to nie poradzę. To już nie ma dla mnie jakiegokolwiek sensu. Jest świetna, cudowna, ale nie czuję tego.
Mówił z ciężkim sercem. To raczej nie da rady dłużej trwać, kiedy wie, że Judith o nim nie zapomniała, że nadal jej na nim zależy. To by było podłe patrzeć wciąż na Polly, ale myśleć o kimś zupełnie innym, kimś, kto jest tak niedaleko.
- To miało szansę zanim wróciłaś.
Wierzył w to. Wierzył, że w końcu zakochałby się w kimś na nowo, na pewno nie w taki sam sposób, na pewno wszystko byłoby inne, bo tę jedną miłość już komuś oddał, ale a tej chwili jego wiara nie ma sensu, bo wszystko, co działo się długie lata temu tak po prostu wróciło i porządnie dało mu w twarz. I nagle wszystko się zmieniło. I mimo, że nie oszukiwał Polly, czuł się jak oszust. Nie chciał jej ranić, ale przecież prędzej, czy później by to zrobił. W końcu skończyłoby się to rozstaniem, tylko bardziej bolesnym. W tych kilka sekund stało się to dla niego jasne.
- Nie pozwolę ci znowu zniknąć.
Już dawno nie powiedział czegokolwiek równie pewnym tonem.
- Nie zdradziłem. - powtórzył spokojnie, przyciągając ją do siebie. - Wiem, że to podłe względem Polly, ale nic na to nie poradzę. To już nie ma dla mnie jakiegokolwiek sensu. Jest świetna, cudowna, ale nie czuję tego.
Mówił z ciężkim sercem. To raczej nie da rady dłużej trwać, kiedy wie, że Judith o nim nie zapomniała, że nadal jej na nim zależy. To by było podłe patrzeć wciąż na Polly, ale myśleć o kimś zupełnie innym, kimś, kto jest tak niedaleko.
- To miało szansę zanim wróciłaś.
Wierzył w to. Wierzył, że w końcu zakochałby się w kimś na nowo, na pewno nie w taki sam sposób, na pewno wszystko byłoby inne, bo tę jedną miłość już komuś oddał, ale a tej chwili jego wiara nie ma sensu, bo wszystko, co działo się długie lata temu tak po prostu wróciło i porządnie dało mu w twarz. I nagle wszystko się zmieniło. I mimo, że nie oszukiwał Polly, czuł się jak oszust. Nie chciał jej ranić, ale przecież prędzej, czy później by to zrobił. W końcu skończyłoby się to rozstaniem, tylko bardziej bolesnym. W tych kilka sekund stało się to dla niego jasne.
- Nie pozwolę ci znowu zniknąć.
Już dawno nie powiedział czegokolwiek równie pewnym tonem.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zacisnęła mocno powieki gdy ją powstrzymał przed ucieczką. Łudziła się jeszcze nadzieją, że to wszystko jest snem. Koszmarem zesłanym za wszystkie popełnione grzechy. Znów była blisko niego. Nie mogła spojrzeć w te przeklęte niebieskie oczy i znów zacząć kłamać. Opowiedzieć mu jak bardzo go nienawidzi. Ale blizna na ramieniu nie pozwalała o sobie zapomnieć. Był już tylko ból.
Znów to samo. Znów powtarzał, że nigdy jej nie zdradził a ona nie miała siły by przynajmniej przewrócić oczami. Mogła tylko stać, słuchać go i z trudem łapać każdy oddech. Skrzywiła się gdy przyznał, że mógł być szczęśliwy za nim wróciła. Dawała mu fałszywą nadzieję…perfekcyjna tortura. I dalej będzie się nad nim znęcała i w końcu jego serce zamieni się w pył. Wszystko dzięki małej dziewczynce które przed tysiącami lat zniszczył książkę. Dłoń Judith powoli sunęła wzdłuż jego ramienia by w końcu opuszkami palców pogładzić go po policzku. Uniosła na niego przerażone spojrzenie. - Bertie ja przepraszam - wiedziała, że mógł to zinterpretować na tysiące sposobów. Ale ona przepraszam tylko za ten jeden grzech, że ośmieliła się wrócić do jego życia. W pewnym momencie cofnęła rękę zaciskając kruchą dłoń w pięść. Nie, nie miała zamiaru go uderzyć. I tak już się dość wycierpiał. Słyszała powagę w jego głosie. Ile by dała by był taki uparty gdy wiedzieli się po raz ostatni. Kiwnęła przecząco głową wpatrując się w niego z niegasnącym przerażeniem. - Nie - wydusiła z ogromnym trudem. - Nie możesz sobie rościć żadnych praw do mnie i ja również- zamknęła powieki biorąc głęboki oddech. - Nas związek skończył się dwa lata temu i lepiej żeby tak zostało - powtórzyła niczym mantrę dalej nie otwierając oczu. Gdy w końcu je uchyliła strach powoli znikał pod wpływem pewności siebie i wiary w słuszność własnych słów. - Bez względu na to czy cokolwiek jeszcze jest pomiędzy nami my nie będziemy nigdy razem. Nie pozwolę na toby kiedykolwiek doszło do podobnej sytuacji jak ta - wypuściła powietrze z płuc. Czuła jak jej dłonie zaczynają nerwowo drgać. Jeszcze chwilę a łzy wypełnią sarnie oczy Judith i co wtedy? - Przywitamy się jak kiedy spotkam cię na ulicy. Będziemy się śmiać na spotkaniu z przyjaciółmi ale to wszystko Bertie. - koniec, już po wszystkim. [b]- Puść mnie[ /b]- poprosiła w końcu wciąż czując jego dłonie na coraz mocniej drżącym ciele.
Znów to samo. Znów powtarzał, że nigdy jej nie zdradził a ona nie miała siły by przynajmniej przewrócić oczami. Mogła tylko stać, słuchać go i z trudem łapać każdy oddech. Skrzywiła się gdy przyznał, że mógł być szczęśliwy za nim wróciła. Dawała mu fałszywą nadzieję…perfekcyjna tortura. I dalej będzie się nad nim znęcała i w końcu jego serce zamieni się w pył. Wszystko dzięki małej dziewczynce które przed tysiącami lat zniszczył książkę. Dłoń Judith powoli sunęła wzdłuż jego ramienia by w końcu opuszkami palców pogładzić go po policzku. Uniosła na niego przerażone spojrzenie. - Bertie ja przepraszam - wiedziała, że mógł to zinterpretować na tysiące sposobów. Ale ona przepraszam tylko za ten jeden grzech, że ośmieliła się wrócić do jego życia. W pewnym momencie cofnęła rękę zaciskając kruchą dłoń w pięść. Nie, nie miała zamiaru go uderzyć. I tak już się dość wycierpiał. Słyszała powagę w jego głosie. Ile by dała by był taki uparty gdy wiedzieli się po raz ostatni. Kiwnęła przecząco głową wpatrując się w niego z niegasnącym przerażeniem. - Nie - wydusiła z ogromnym trudem. - Nie możesz sobie rościć żadnych praw do mnie i ja również- zamknęła powieki biorąc głęboki oddech. - Nas związek skończył się dwa lata temu i lepiej żeby tak zostało - powtórzyła niczym mantrę dalej nie otwierając oczu. Gdy w końcu je uchyliła strach powoli znikał pod wpływem pewności siebie i wiary w słuszność własnych słów. - Bez względu na to czy cokolwiek jeszcze jest pomiędzy nami my nie będziemy nigdy razem. Nie pozwolę na toby kiedykolwiek doszło do podobnej sytuacji jak ta - wypuściła powietrze z płuc. Czuła jak jej dłonie zaczynają nerwowo drgać. Jeszcze chwilę a łzy wypełnią sarnie oczy Judith i co wtedy? - Przywitamy się jak kiedy spotkam cię na ulicy. Będziemy się śmiać na spotkaniu z przyjaciółmi ale to wszystko Bertie. - koniec, już po wszystkim. [b]- Puść mnie[ /b]- poprosiła w końcu wciąż czując jego dłonie na coraz mocniej drżącym ciele.
Pokręcił głową i nie zamierzał odpuszczać. Nie będzie dla niej obcy, nie będzie kolegą, czy znajomym, nie pozwoli jej wymazywać jakąś cholerną gumką wszystkiego, co ich łączyło, nie pozwoli jej mówić z pewnością rzeczy, które nie są prawdą, bo to wszystko brzmi, jakby ona w nie wierzyła. Tylko, że one nie mają sensu. Zbyt długo nie mógł sobie darować, że raz dał jej uciec i nie pobiegł za nią. Nie dopuści do tego po raz drugi. Okazuje się, że nawet taki Bertie potrafi choć trochę uczyć się na błędach.
- Jude, przecież ty bredzisz. Nie słyszysz tego?
Spytał wprost i dalej trzymał jej rękę, nie zamierzając jej wypuścić, dopóki nie wyjaśnią sobie wszystkiego, od początku do końca, dopóki znowu nie będzie mógł jej przygarnąć i nazwać swoją. Jeszcze kilka chwil temu chciał się jedynie pogodzić, a teraz? Chyba tęsknił za tą pieprzoną karuzelą emocjonalną. Tęsknił za wszystkim, co tylko wiąże się z tą zołzą.
- Nie dam się więcej oszukać. Tobie też nadal zależy. Nie zapomniałaś. Przecież to wiem, widzę. - wolną ręką pogładził lekko jej policzek. A i owszem, on ma do niej prawa i ona ma je do niego. W tej chwili ma, kiedy jest tak bardzo pewien, że ona by mu je dała. Gdyby tylko nie... - Co się dzieje?
Widział, że się boi. Jest przerażona. Tylko czym? Boi się, że zostanie zdradzona? Zastąpiona inną? A może ona też kogoś ma, może o to chodzi? Możliwości była cała masa i Bertie nawet nie próbował się domyślać. Widział, czuł jak jej smukłe, delikatne dłonie drżą z nerwow, które kotłowały się w tym drobnym ciele, ale nie odpuszczał. Nie darowałby sobie, gdyby w tej chwili pozwolił jej tak po prostu uciec.
- Jude, przecież ty bredzisz. Nie słyszysz tego?
Spytał wprost i dalej trzymał jej rękę, nie zamierzając jej wypuścić, dopóki nie wyjaśnią sobie wszystkiego, od początku do końca, dopóki znowu nie będzie mógł jej przygarnąć i nazwać swoją. Jeszcze kilka chwil temu chciał się jedynie pogodzić, a teraz? Chyba tęsknił za tą pieprzoną karuzelą emocjonalną. Tęsknił za wszystkim, co tylko wiąże się z tą zołzą.
- Nie dam się więcej oszukać. Tobie też nadal zależy. Nie zapomniałaś. Przecież to wiem, widzę. - wolną ręką pogładził lekko jej policzek. A i owszem, on ma do niej prawa i ona ma je do niego. W tej chwili ma, kiedy jest tak bardzo pewien, że ona by mu je dała. Gdyby tylko nie... - Co się dzieje?
Widział, że się boi. Jest przerażona. Tylko czym? Boi się, że zostanie zdradzona? Zastąpiona inną? A może ona też kogoś ma, może o to chodzi? Możliwości była cała masa i Bertie nawet nie próbował się domyślać. Widział, czuł jak jej smukłe, delikatne dłonie drżą z nerwow, które kotłowały się w tym drobnym ciele, ale nie odpuszczał. Nie darowałby sobie, gdyby w tej chwili pozwolił jej tak po prostu uciec.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pokręciła przecząco głową. Dla czego do jasnej cholery w ogóle za nim poszła. Nie chciała tego, nie chciała by znów patrzyła na nią w taki sposób. Przeklinała własną głupotę i naiwność. Między nimi nic nigdy nie mogło być proste i klarowne. Dała mu możliwość…bądź przyjacielem Bertie ale on nie chciał. - Nigdy nie będziemy razem - powtórzyła kładąc nacisk na pierwsze słowo. Głos się jej łamał a po policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. Mimo to próbowała wyglądać na dumną i pewną siebie. Wolną dłonią szybko otarła twarz. Najchętniej ukryłaby się w jego ramionach i w końcu pozwoliłaby sobie na chwilę wytchnienia. Płakałaby a on delikatnie gładził ją po włosach i zapewniał, że już wszystko będzie w porządku. Nie będzie…
Wiedziała, że została jej już tylko prawda. Tylko ona mogła sprawić, że zjedzie po tych schodach i zniknie z jej świata. - Dla czego ty nigdy nie chcesz nic zrozumieć- zarzuciła mu próbując opanować drżenie własnego ciała. - Trzy miesiące z jakąś wesołą i miłą dziewczyną to lepsze niż jeden dzień ze mną- oboje wiedzieli, że to prawda. - Ze mną nigdy nie będziesz szczęśliwy - bo przecież nikt nie potrafił tak ranić jak Judith Skamander. - Oddaje cię jakieś blondynce z cukierkowym uśmiech - znowu zaczęła płakać. Szybko otarła policzki. Teraz nie było na to czasu. Trzeba było go dobić w jedyny znany jej sposób za nim jeszcze zdąży wtrącić choć słów.
- Zmieniłam się- nawet nie mógł przypuszczać jak bardzo. - Gdybyś wiedział o wszystkich moich grzechach nigdy więcej byś mnie nie dotknął-spojrzała na niego próbując przybrać kpiący wyraz twarzy. Oto i zła czarownica i Jaś który za bardzo lubił słodycze. - Wystarczy, że tylko raz zobaczyłbyś gdy jakiś mężczyzna wyciąga mnie z baru by później obłapiać w ciemnym kącie… i wymazałbyś mnie ze swojego życia raz na zawsze. -Specjalnie położyła nacisk na „tylko raz” dając jednocześnie do zrozumienia, że podobny scenariusz miał miejsce wielokrotnie. Niech ta myśl pojawi się w jego głowie. Niech wyobrazi sobie, że obcy mężczyzna wisi nad nią w końcu przygniatając drobne ciało własnym ciężarem. Miała nadzieje, że poczuje do niej obrzydzenie, to była ostatnia deska ratunku. Nie ważne, że to ją zabije. -A teraz wracaj do swojego cukierkowego świata Bertie. Uciekaj za nim będzie za późno - usta Judith drgnęły w ironicznym uśmiechu. Nareszcie koniec łez i znów sumienie zniknęło gdzieś pod stertą pustych paczek po papierosach.
Wiedziała, że została jej już tylko prawda. Tylko ona mogła sprawić, że zjedzie po tych schodach i zniknie z jej świata. - Dla czego ty nigdy nie chcesz nic zrozumieć- zarzuciła mu próbując opanować drżenie własnego ciała. - Trzy miesiące z jakąś wesołą i miłą dziewczyną to lepsze niż jeden dzień ze mną- oboje wiedzieli, że to prawda. - Ze mną nigdy nie będziesz szczęśliwy - bo przecież nikt nie potrafił tak ranić jak Judith Skamander. - Oddaje cię jakieś blondynce z cukierkowym uśmiech - znowu zaczęła płakać. Szybko otarła policzki. Teraz nie było na to czasu. Trzeba było go dobić w jedyny znany jej sposób za nim jeszcze zdąży wtrącić choć słów.
- Zmieniłam się- nawet nie mógł przypuszczać jak bardzo. - Gdybyś wiedział o wszystkich moich grzechach nigdy więcej byś mnie nie dotknął-spojrzała na niego próbując przybrać kpiący wyraz twarzy. Oto i zła czarownica i Jaś który za bardzo lubił słodycze. - Wystarczy, że tylko raz zobaczyłbyś gdy jakiś mężczyzna wyciąga mnie z baru by później obłapiać w ciemnym kącie… i wymazałbyś mnie ze swojego życia raz na zawsze. -Specjalnie położyła nacisk na „tylko raz” dając jednocześnie do zrozumienia, że podobny scenariusz miał miejsce wielokrotnie. Niech ta myśl pojawi się w jego głowie. Niech wyobrazi sobie, że obcy mężczyzna wisi nad nią w końcu przygniatając drobne ciało własnym ciężarem. Miała nadzieje, że poczuje do niej obrzydzenie, to była ostatnia deska ratunku. Nie ważne, że to ją zabije. -A teraz wracaj do swojego cukierkowego świata Bertie. Uciekaj za nim będzie za późno - usta Judith drgnęły w ironicznym uśmiechu. Nareszcie koniec łez i znów sumienie zniknęło gdzieś pod stertą pustych paczek po papierosach.
Mówiła dużo i szybko. I chyba nie chciał słyszeć tego wszystkiego i nie chciał w to wierzyć, bo to przecież jego Jude. Jego mały, słodki, niewinny gnom. Jego przyjaciółka i partnerka. Trudno było mu przyjąć do wiadomości, że ktokolwiek więcej jej dotykał. Nie powinien. I faktycznie, wzbudziło to w nim trochę obrzydzenie. Ale na pewno nie takie, żeby pozwolić jej odejść. Nadal trzymał jej rękę i znowu patrzył na jej łzy. I nadal uważał, że to najgorszy widok świata.
Przygarnął ją do siebie i po prostu przytulił czując, jak to wszystko mocno ciąży mu na sercu. Wiedział, że nie jest lepszy. A jednak zamiana ról nie była przyjemna. To on miewał inne, kiedy się rozstawali. Jasne, byli dzieciakami i do niczego poważnego nie dochodziło, ale dla niego miało to podobną wagę. Z resztą z iloma kobietami był od ich cholernego rozstania? A jednak coś sprawia, że na kobiety patrzy się inaczej i Bertiemu trudno było się pogodzić z tym, że jakiś byle kto mógł dotykać tego ciała.
- Nie powinienem był pozwalać ci wtedy uciec. Próbowałem cię znaleźć, ale nigdzie cię nie było. pogłaskał jej plecy. Delikatnie. - Nie pozwolę ci znowu zniknąć, rozumiesz? Nie wiem, co musiałabyś zrobić, żebym cię przy sobie więcej nie chciał.
Gdyby zrobiła coś takiego, kiedy byli razem, pewnie by jej nie wybaczył. Ale wiedział, że nie zrobiłaby tego. Nie sądziła, że jeszcze się w ogóle zobaczą. Jak i on. Uśmiechnął się teraz krzywo i pokręcił głową.
- Nie ma cukierkowego świata bez wiedźmy o sarnich oczach, nie wiedziałaś? Bajki byłyby nudne, gdyby nie istniały szalone zołzy, które człowiek może pokochać całym sercem. - Czuł, jak ona drży, czuł jej ciepło przy sobie i miał tylko nadzieję, że już tak zostanie. Przecież ona nie może uciec.
Przygarnął ją do siebie i po prostu przytulił czując, jak to wszystko mocno ciąży mu na sercu. Wiedział, że nie jest lepszy. A jednak zamiana ról nie była przyjemna. To on miewał inne, kiedy się rozstawali. Jasne, byli dzieciakami i do niczego poważnego nie dochodziło, ale dla niego miało to podobną wagę. Z resztą z iloma kobietami był od ich cholernego rozstania? A jednak coś sprawia, że na kobiety patrzy się inaczej i Bertiemu trudno było się pogodzić z tym, że jakiś byle kto mógł dotykać tego ciała.
- Nie powinienem był pozwalać ci wtedy uciec. Próbowałem cię znaleźć, ale nigdzie cię nie było. pogłaskał jej plecy. Delikatnie. - Nie pozwolę ci znowu zniknąć, rozumiesz? Nie wiem, co musiałabyś zrobić, żebym cię przy sobie więcej nie chciał.
Gdyby zrobiła coś takiego, kiedy byli razem, pewnie by jej nie wybaczył. Ale wiedział, że nie zrobiłaby tego. Nie sądziła, że jeszcze się w ogóle zobaczą. Jak i on. Uśmiechnął się teraz krzywo i pokręcił głową.
- Nie ma cukierkowego świata bez wiedźmy o sarnich oczach, nie wiedziałaś? Bajki byłyby nudne, gdyby nie istniały szalone zołzy, które człowiek może pokochać całym sercem. - Czuł, jak ona drży, czuł jej ciepło przy sobie i miał tylko nadzieję, że już tak zostanie. Przecież ona nie może uciec.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie potrafiła się opanować. Gdy tylko poczuła jak obejmują ją znajome ramiona od razu mocniej się w niego wtuliła. Ukryła się przed światem czując jak jej łzy zaczynają moczyć ubranie Bertiego. Teraz już przecież wszystko będzie dobrze…ale przecież nie może być. - Wiem, że mnie szukałeś - przyznała się w końcu cichym głosem. Bo to przecież prawda. Ile razy dostawała list w którym gdzieś po między wierszami ukrywało się ”On znowu o ciebie pytał. Co mamy powiedzieć? „ Czuła jak ją głaszcze, w tych drobnych gestach było coś przeraźliwie dobrego. Judith mogła zaprzeczać całymi godzinami ale ta dobroć i miłość…to właśnie tego najbardziej obecnie potrzebowała. Nie odtrącała tylko Botta…obrywał każdy kto próbował się do niej zbliżyć. Ale to jego stara miała boleć najbardziej. Słuchała tych zapewnień i obietnic ale nie potrafiła się z nich cieszyć. Nie budziły już łez czy strachu. Bertie mówił o miłości a ona myślała o łańcuchach ukrytych pod podłogą w mieszkaniu brata. O tym, że za parę dni zacisną się na jej kostkach i dłoniach, bólu i tej przeraźliwej nadziei że obudzi się w tym samym miejscu w którym przestała być człowiekiem. Zacisnęła dłonie w pięści. Trzeba było jakoś od niego uciec. Uwolnić się od tego przeklętego cukierkowego świata. Skupiła się na bólu, fizycznym bólu. Nie wiele trzeba było by zaraz za nim pojawiła się złość, pół dzika wściekłość. - Głupie sentymenty-mruknęła odpychając go od siebie. Po krótkiej przepychance w końcu udało jej się oswobodzić z jego ramion. - Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Nie masz do tego żadnego prawa. - warknęła sięgając po swoją różdżkę i celując nią prosto w niego. Tak na wszelki wypadek gdyby próbował czegoś jeszcze. Wiedział, że użyje magii jeśli ją do tego zmusi. - Nie będziemy razem. Nie chce nigdy do tego wracać. Koniec Bertie. Raz na zawsze. Zaakceptuj to ale nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy.- była śmiertelnie poważna, praktycznie mu groziła. Nie dała mu jednak szans na odpowiedź. Zbiegła czym prędzej po schodach i gdzieś w połowie drogi teleportowała się. Niech to wszystko zniknie. Niech świat zapomni. Niech to się okaże tylko złym snem.
/zt
/zt
Strona 1 z 2 • 1, 2
Klatka schodowa
Szybka odpowiedź