Gabinet Adriena Carrowa
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Gabinet ordynatora
Tak jak wszystkie ściany Munga i tu można natrafić na nieprzyjemnie biały odcień farby z tą różnicą, że te są dookoła obstawione regałami ciągnącymi się od podłogi po sufit. Są one zasypane różnoraką literaturą medyczną, spisami, notatkami, zwojami, kartotekami, podaniami oraz innymi niezbędnymi pismami, których z przyczyn czysto praktycznych nie opłaca się trzymać w archiwum. Przynajmniej zdaniem Adriena.
Centrum gabinetu stanowi stół. Nie byle jaki stół. Wcześniej bowiem znajdował się tu stolik, lecz jako iż nic się na nim nie mieściło (zdaniem Adriena) to został wymieniony na stół przecinający niewielki gabinet niemal w całości w poprzek. Na nim na szczęście i ku uciesze ordynatora oddziału - mieści się wszystko! Jak się uprzeć i przesunąć ten dzyndzel, to i pacjenta idzie usadzić, o! Gdzieś jeszcze stoi krzesło dla potencjalnego petenta - zwyczajowo obłożone gazetami.
Centrum gabinetu stanowi stół. Nie byle jaki stół. Wcześniej bowiem znajdował się tu stolik, lecz jako iż nic się na nim nie mieściło (zdaniem Adriena) to został wymieniony na stół przecinający niewielki gabinet niemal w całości w poprzek. Na nim na szczęście i ku uciesze ordynatora oddziału - mieści się wszystko! Jak się uprzeć i przesunąć ten dzyndzel, to i pacjenta idzie usadzić, o! Gdzieś jeszcze stoi krzesło dla potencjalnego petenta - zwyczajowo obłożone gazetami.
Nie wiem co było gorsze.
Fakt, że nie wiedziałem, czym jest choroba weneryczna i musiałem zostać o tym poinformowany przez Archibalda Prewetta czy to, że zabrakło mi argumentów. No bo jak? Mam mu się przyznać, że jak to możliwe, skoro żyję w celibacie? To nie brzmiało wcale lepiej niż wyjście na rozwiązłego typa, którym wcale nie byłem. W moich żyłach może i płynęła błękitna krew (tfu), ale nie bałamuciłem z tego powodu panienek na prawo i lewo, tak jak czynił to każdy szanujący się arystokrata.
No to mina mi zrzedła. Stałem oniemiały, wpatrując się w rudzielca z rozdziawionymi ustami. I jak nigdy - zabrakło mi słów. Wymówek. Komentarzy. Docinek. I dlaczego akurat to przy Archibaldzie przyszło mi się tak skompromitować?
- Dwa tygodnie po zarażeniu. - Powtórzyłem za Prewettem z niedowierzaniem. - To niemożliwe. To na pewno skutek jakiejś anomalii. - Dodałem ze stuprocentową powagą, nie wiedząc jak bliski byłem prawdy. Szybka kalkulacja wykluczała bowiem, żebym miał w ogóle sposobność się tym... zarazić.
Ale to nie miał być koniec tego pasma nieporozumień. Albo źle odczytałem intencje uzdrowiciela, albo Archibald zwyczajnie odwracał kota ogonem. Mam żonę. Ha! Każdy arystokrata zasłaniał się w takich sytuacjach żoną. Niemniej, nawet jeśli próbował do mnie uderzać, cieszyłem się, że ostatecznie wolał się z tego wycofać. Choć w momencie, gdy obwieścił mi, że pióra należy wyrwać, zimny pot zalał moje plecy. Od razu do głowy przyszła my myśl, że wykorzystując okazję chciał się do mnie dobrać. Całe szczęście, że koniec końców wspomniał o pielęgniarce. Kamień spadł mi z serca.
Jak się później okazało - niesłusznie.
- Eee...y... tak, dziękuję. - Odebrałem świstek pergaminu, nawet nie patrząc już na Prewetta i prosząc Merlina, by to upokorzenie skńczyło się jak najszybciej.
Tak. Ja, Frederick Fox, zostałem upokorzony.
Przy Prewecie. Gorzej być nie mogło.
Ale kiedy w progu pojawiła się Miuriel, by dokonać ostatecznego dzieła, okazało się, że jednak mogło.
zt
Fakt, że nie wiedziałem, czym jest choroba weneryczna i musiałem zostać o tym poinformowany przez Archibalda Prewetta czy to, że zabrakło mi argumentów. No bo jak? Mam mu się przyznać, że jak to możliwe, skoro żyję w celibacie? To nie brzmiało wcale lepiej niż wyjście na rozwiązłego typa, którym wcale nie byłem. W moich żyłach może i płynęła błękitna krew (tfu), ale nie bałamuciłem z tego powodu panienek na prawo i lewo, tak jak czynił to każdy szanujący się arystokrata.
No to mina mi zrzedła. Stałem oniemiały, wpatrując się w rudzielca z rozdziawionymi ustami. I jak nigdy - zabrakło mi słów. Wymówek. Komentarzy. Docinek. I dlaczego akurat to przy Archibaldzie przyszło mi się tak skompromitować?
- Dwa tygodnie po zarażeniu. - Powtórzyłem za Prewettem z niedowierzaniem. - To niemożliwe. To na pewno skutek jakiejś anomalii. - Dodałem ze stuprocentową powagą, nie wiedząc jak bliski byłem prawdy. Szybka kalkulacja wykluczała bowiem, żebym miał w ogóle sposobność się tym... zarazić.
Ale to nie miał być koniec tego pasma nieporozumień. Albo źle odczytałem intencje uzdrowiciela, albo Archibald zwyczajnie odwracał kota ogonem. Mam żonę. Ha! Każdy arystokrata zasłaniał się w takich sytuacjach żoną. Niemniej, nawet jeśli próbował do mnie uderzać, cieszyłem się, że ostatecznie wolał się z tego wycofać. Choć w momencie, gdy obwieścił mi, że pióra należy wyrwać, zimny pot zalał moje plecy. Od razu do głowy przyszła my myśl, że wykorzystując okazję chciał się do mnie dobrać. Całe szczęście, że koniec końców wspomniał o pielęgniarce. Kamień spadł mi z serca.
Jak się później okazało - niesłusznie.
- Eee...y... tak, dziękuję. - Odebrałem świstek pergaminu, nawet nie patrząc już na Prewetta i prosząc Merlina, by to upokorzenie skńczyło się jak najszybciej.
Tak. Ja, Frederick Fox, zostałem upokorzony.
Przy Prewecie. Gorzej być nie mogło.
Ale kiedy w progu pojawiła się Miuriel, by dokonać ostatecznego dzieła, okazało się, że jednak mogło.
zt
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Strona 2 z 2 • 1, 2
Gabinet Adriena Carrowa
Szybka odpowiedź