Abelard McLaggen
Nazwisko matki: Howard
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: mugolska
Status majątkowy: ubogi; jego rodzina jest średniozamożna
Zawód: teoretyk magii, początkujący twórca zaklęć
Wzrost: 172 cm
Waga: 76 kg
Kolor włosów: ciemny brąz, wpadające w czerń
Kolor oczu: jak wyżej
Znaki szczególne: ma dystyngowaną, sugerującą pewność siebie postawę i lekki krok; zwykle pachnie szałwią
12,5 cala, dość sztywna. Drewno dębu, pazur wilkołaka.
Ravenclaw
Ważka
Moje martwe, bestialsko zamordowane ciało.
Talkiem, solą morską, świeżym atramentem, ziołowym mydłem.
Scenę z dzieciństwa: salon w domu rodzinnym, rodziców, trójkę rodzeństwa i on samego siebie, siedzących spokojnie dookoła kominka. Za oknem świeży śnieg i gwiazdy świecące na czystym, nocnym niebie.
Badaniem magii, astronomią, mugolską nauką, literaturą.
Nie kibicuję, ale często obstawiam mecze.
Tańczę swinga, gram w szachy, spaceruję.
Jazzu.
Anthony Perkins
Słodko-gorzki dym z fajki sunął wąską wstążką w górę, pod sufit, gdzie zdążył zgromadzić się w małą chmurkę, zasłaniając na chwilę wyjątkowo nieestetyczną plamę zawilgotniałego tynku, której właściciel mieszkania ciągle zapominał usunąć. Dochodziła piąta rano; ostre światło wschodzącego słońca zdążyło przesunąć się już w górę, wpadając przez nieosłonięte okna do pokoju i oświetlając drewnianą komodę, z powieszoną nad nią szczegółową mapą nieba, poznaczoną licznymi szpilkami i notatkami zapisanymi drobnym, gęstym pismem. Świat był jeszcze cichy; roznosiciele gazet dopiero odbierali poranne wydania, mugolskie poczty sortowały listy, by móc wypuścić listonoszy w nowy dzień, a mleczarze ładowali świeżo zabutelkowane mleko na wózki i do samochodów.
Abelard nie spał; siedział bez ruchu w nieco wytartym fotelu, w pomiętym i przesiąkniętym zapachem mugolskiego Londynu ubraniu, którego nie zdążył zmienić po powrocie do domu. Przetańczył kilka ostatnich nocy, próbując zapomnieć o nowinach, które napływały do niego dzień w dzień: kolejni czarodzieje mugolskiego pochodzenia zaginęli, kolejni mugole znalezieni martwi, kolejny pracownik ministerstwa pozwolił sobie nie tylko na publiczne użycie słowa „szlama”, ale również na jasną antagonizację osób, które uważał za nie w pełni magiczne… i nikt, nikt nie wydawał się wiedzieć, czemu świat nagle zaczął pogrążać się w szaleństwie.
Dobiegający trzydziestki czarodziej zwykle starał się nie myśleć o tym, jak niebezpiecznym aktem politycznym powoli stawało się jego proste postanowienie życia w zgodzie ze sobą, ale w tych na wpół realnych godzinach, gdy świat wydawał się zamrożony i bezludny, lęk i wątpliwości wypełzały z ukrycia i paraliżowały go. Może popełnił błąd? Może te kilkanaście lat temu, jeszcze w czasach szkolnych, popełnił błąd, wynikający z naiwnego zrozumienia świata? Młodzi mężczyźni wszak potrafią być tak niemądrzy…
Abelard McLaggen był trzecim dzieckiem swoich rodziców: czarodzieja półkrwi, pracującego dla Banku Gringotta, oraz niewładającej magią kobiety ze średniej klasy, którą do świata czarodziejstwa wprowadziła jej siostra, zdolna łamaczka klątw mugolskiego pochodzenia. Miał dwóch starszych braci, których ojciec zdążył obciążyć większością swoich ambicji, oraz młodszą siostrę, która skupiła na sobie większość matczynej czułości; tym samym Abelard w pewien naturalny sposób stał się tym dzieckiem, którym przejmowano się najmniej. Nie znaczy to, oczywiście, że kiedykolwiek brakowało w jego wychowaniu rodzicielskiej miłości czy dyscypliny, zdecydowanie nie. Posiadał natomiast nieco większą swobodę działania niż pozostałe dzieci, wynikającą z doświadczenia, które matka i ojciec zdołali wyciągnąć z wychowywania starszych synów. Postanowili dać małemu Abelardowi pole, w którym jego naturalna ciekawość świata mogłaby się rozwinąć, a jego nadaktywny umysł natychmiast z tej szansy skorzystał. Dorastał spokojnie, z niemowlęcia stając się grzecznym, radosnym i pilnym chłopcem, którego, zdawało by się, nic nie mogło wytrącić z równowagi.
Magia ujawniła się w nim stosunkowo wcześnie, bo już w wieku czterech lat, gdy udało mu się przywołać na ziemię swojego ulubionego pluszowego misia, którego jeden z braci wcześniej złośliwie umieścił na szczycie drzewa. Dla nikogo nie było więc zdziwieniem, gdy w dniu jedenastych urodzin otrzymał zaproszenie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Większym zdziwieniem, choć przyjętym bez nadmiernych emocji, był fakt przydzielenia go do Ravenclawu: rodzina spodziewała się raczej Gryffindoru, z uwagi na przejawiający się niekiedy upór Abelarda, bądź Hufflepuffu, z uwagi na jego pracowitość. Główny zainteresowany okazał się, przynajmniej początkowo, całkowicie niezainteresowany tym problemem; wolał skupić się na wiedzy, którą miał okazję zdobyć w szkole, niż na podobnych rozważaniach tożsamościowych.
Życie w Hogwarcie okazało się, mimo jego początkowych obaw, całkiem przyjemne. Był powszechnie lubiany i chociaż nie posiadał bliskich przyjaciół, nigdy o nich nie zabiegał – zwyczajnie nie czuł takiej potrzeby. Starsi bracia zdążyli przetrzeć dla niego ścieżkę, czego efektem starsi uczniowie i nauczyciele kojarzyli go dobrze, a dobre wyniki i sympatyczny sposób bycia Abelarda mogły jedynie polepszyć jego opinię.
Wszystko zmieniło się w piątym roku jego nauki.
Powiedzieć, że otwarcie Komnaty Tajemnic wstrząsnęło nim, to nie powiedzieć niczego.
Nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do faktu bycia mieszańcem. Nie miał powodu – wychowany był pośród magii. W gronie osób, z którymi miał najwięcej kontaktu, jedynie matka nie była czarodziejką, a przecież i ona sprawnie posługiwała się niektórymi czarodziejskimi przedmiotami i interesowała się stanem czarodziejskiego społeczeństwa na tyle, by móc komentować z ojcem nowe dekrety Ministerstwa Magii. Dopiero więc chaos, który zapanował po tragicznych wydarzeniach w Hogwarcie uświadomił mu wprost, że na świecie – a nawet w jego kręgu znajomych! – istniały osoby skłonne poniżyć, wykluczyć lub wręcz skrzywdzić go tylko dlatego, że jego okoliczności narodzin uznawali za haniebne…
Zareagował tak jak większość osób o korzeniach mugolskich: przestał opowiadać o rzeczach, które mogły zdradzić jego pochodzenie. Gdy rozmowa wpływała na niebezpieczne tematy, milczał lub odpowiadał zdawkowo, i chociaż udało mu się zachować opinię czarodzieja czystej krwi, z każdym kolejnym unikiem, który robił, jego stres i poczucie odseparowania od innych rosło. Przebywanie wśród ludzi stało się dla niego nie przyjemnością, a nieustającym sprawdzianem, na którym często nie istniały dobre odpowiedzi, a ceną za porażkę mogła być nawet śmierć, tak jak przytrafiło się tej biednej dziewczynce z młodszego roku… więc Abelard zrobił jedyną rzecz, którą jego zmęczony i przepełniony paniką umysł zdołał wymyślić: wycofał się z towarzystwa. Całymi dniami przesiadywał w bibliotece lub na błoniach, budził się i kładł się spać wcześnie, by uniknąć kontaktu z innymi Krukonami, na lekcjach, które wcześniej sprawiały mu tyle radości, siedział w milczeniu i tylko posłusznie wykonywał polecenia nauczycieli. Początkowo poczuł ulgę; dopiero później odkrył, jak głupim lekarstwem na samotność było odsunięcie się od innych ludzi. Stan jego ducha pogarszał się coraz bardziej, by w końcu stłumić nawet jego wrodzony talent do magii i zainteresowanie światem: do domu wrócił ledwo zaliczywszy SUMy, z najgorszym wynikiem spośród wszystkich uczniów Ravenclawu, rozczarowując wszystkich, którzy kiedykolwiek pokładali w nim nadzieje.
Z opowieści rodziny wie, że kilka pierwszych tygodni wakacji spędził w swoim pokoju, siedząc bezmyślnie przed biurkiem lub leżąc bez ruchu na łóżku... i musi im wierzyć na słowo, ponieważ cały ten czas jest dla niego białą plamą, zupełnie jakby padł ofiarą zaklęcia wymazywania pamięci. Stres, lęk i poczucie wyobcowania, nagromadzone w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy, spływały z niego powoli – a gdy w końcu spłynęły, Abelard odkrył uczucie, którego się nie spodziewał. Wstyd za samego siebie.
Z powodu strachu – uzasadnionego, oczywiście, ale i tak haniebnego – postanowił wyrzucić z pamięci osobę, która dała mu życie. Zwykły lęk wystarczył, by wszystko, co kiedykolwiek zrobiła dla niego matka, przestało się liczyć. Czy wydanie na świat czwórki dzieci nie było większą magią niż wszystko, co potrafił zrobić sam? Niż wszystkie zaklęcia, które zdoła opanować do śmierci? Więcej – czy wykluczając ją ze swojej tożsamości nie postąpił dokładnie tak samo, jak ludzie, których tak bardzo się bał? Wyrzuty sumienia wypełniły go jak trucizna, chciał cofnąć czas i zmusić swoje młodsze „ja” by postąpiło inaczej, ale nigdy nawet nie słyszał o magii, która mogłaby umożliwić coś takiego. Pozostało mu jedynie naprawić swój błąd i wyciągnąć z niego naukę, jak przystało na Krukona.
W ciągu ostatnich tygodni wakacji niemal nie opuszczał boku matki. Nigdy nie był z nią blisko (naturalnym porządkiem rzeczy, synowie McLaggenów spędzali więcej czasu z ojcem) i zaszokował go fakt, jak mało wiedział o jednej z najważniejszych osób w swoim życiu. Zaskoczona i uradowana nagłym wybuchem czułości ze strony Abelarda, kobieta otworzyła przed nim świat zamknięty dla większości czarodziejów czystej krwi: pokazała mu mugolską technologię i architekturę; opowiedziała historię swojego życia i historię niemagicznej części jego rodziny; wskazała mu literaturę, muzykę i sztukę, o których nawet nie słyszał, a których głębia poruszyła go; wreszcie nauczyła go tańczyć swinga, swój ulubiony taniec, i od tej pory zdarzało im się wspólnie wychodzić wieczorami w miasto, by popisać się umiejętnościami wśród innych par. Gdy pierwszego września ponownie przekroczył mury Hogwartu obiecał sobie, że nigdy nie zapomni tych doświadczeń i nie pozwoli sobie, ani nikomu innemu, przekłamać swojego pochodzenia i tożsamości.
Świat szybko pokazał mu, jak męczące i trudne było dotrzymanie wierności swojemu postanowieniu.
Pierwszym problemem, który napotkał, było przełamanie dyscypliny milczenia, którą konsekwentnie narzucał sobie przez cały poprzedni rok: słowa „moja matka jest mugolką” zwyczajnie nie przechodziły mu przez gardło. Uświadomił sobie, łatwo odzyskawszy wcześniej odrzuconych znajomych, że sam zapędzał się w pułapkę: jak łatwo było pominąć milczeniem niektóre uwagi! Jak łatwo było opowiedzieć wymijająco na niewygodne pytania! Co z tego, że jego umysł wymyślał ładnie sformułowane wyznania, gdy lęk po raz kolejny przejmował kontrolę nad jego ciałem i zmuszał go do przywołania na usta miłego, nieco skrępowanego uśmiechu, gdy tylko ktokolwiek rozpoczynał rozmowę o pochodzeniu? Uczucie osamotnienia powróciło, lecz tym razem Abelard wiedział, jak zdradzieckie mogło się okazać ulegnięcie mu. Po raz pierwszy w życiu zapragnął mieć prawdziwych, godnych zaufania przyjaciół i chociaż znalezienie ich okazało się jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie wykonał w życiu – gdy dwa lata później opuszczał Hogwart z ponadprzeciętnie zaliczonymi owutemami, mógł z całą pewnością stwierdzić, że nie był już sam. Znalazł zrozumienie u paru innych osób, pochodzących z najróżniejszych roczników, domów i klas społecznych, które jak on czuły głęboką niezgodę na zastany układ świata.
Przyjaźń dała mu oparcie, którego potrzebował do otworzenia się wobec obcych ludzi. Każdy kolejny raz, w którym wyjawiał swoją sytuację rodzinną, sprawiał, że coraz łatwiej znajdywał potrzebne słowa i siłę konieczną do wypowiedzenia ich. Reakcje bywały różne: od deklaracji wsparcia, przez wzruszenie ramionami, do kilku niemiłych incydentów, w których zarówno on, jak i jego bliscy zostali zmieszani z błotem, niemniej Abelard po raz pierwszy od dawna czuł, jakby zrzucił z pleców ogromny ciężar, mimo energii i nerwów, których wymagało dźwiganie konsekwencji swojej otwartej postawy. Zainspirowany zyskaną ulgą i wsparciem, spróbował pomóc innym ludziom o mugolskich korzeniach uwierzyć w zbawcze działanie bezkompromisowego życia w zgodzie z sobą, tylko po to, by odkryć w swoim charakterze niemożliwą do przeskoczenia ułomność. Troska o innych i angażowanie się emocjonalne w życie innych wymagało od niego więcej energii, niż sam posiadał. Wypalał się zbyt szybko i zaledwie po paru miesiącach odkrył z przerażeniem, że z czystego wyczerpania zaczął ponownie unikać trudniejszych rozmów i dzielenia się wiedzą o świecie niemagicznym, w tym - informacją o swoim statusie krwi. W obliczu coraz ostrzej zawiązującego się konfliktu politycznego musiał podjąć wybór: żyć w zgodzie z sobą, ale nie angażując się w pomoc innym, czy pomagać innym kosztem samego siebie i… wybrał pierwszą opcję, mimo ciężaru na sercu i wyrzutów sumienia. Czasem próbował pocieszać się myślą, że we współczesnym świecie nawet istnienie kogoś takiego jak on, nie tylko nie wstydzącego się swojego pochodzenia, ale kreatywnie wykorzystującego je w badaniach magii, mogło kogoś uratować: dać nadzieję, zainspirować, podnieść na duchu... lecz w obliczu tak częstych teraz wiadomości o kolejnych porwaniach, atakach i morderstwach, jego wybory wydawały mu się coraz bardziej samolubne i puste.
Już w ostatnim roku nauki postanowił, że chce poświęcić swoje życie badaniom magii. Rodzina przyjęła jego postanowienie z mieszanką troski i zaintrygowania: wiedzieli, że Abelard posiadał talent do rozumienia skomplikowanych struktur wpływów i zależności wewnątrz sztuki czarodziejskiej, lecz ostrzegali go, że tym wyborem skazywał samego siebie na wyjątkowo niestabilne życie. Początkowo wspierali go jak mogli – finansowo, przede wszystkim – wkrótce jednak stracili cierpliwość, nie widząc wymiernych efektów jego pracy, i odcięli najmłodszego syna od pieniędzy, sugerując, by znalazł sobie pewniejszą pracę.
Nie podziałało; może dlatego, że sytuacja polityczna i tak skutecznie utrudniłaby osobie jawnie nieczystej krwi karierę w Ministerstwie, a może dlatego, że mimo bycia dość materialistyczną osobą, możliwość samodoskonalenia się i poszerzania swojej wiedzy była dla Abelarda ważniejsza.
Początkowo próbował swoich sił w astronomii, dziedzinie, do której zapałał szczerą miłością już w pierwszym roku nauki w Hogwarcie. Spędził nad nią kilka lat, na zmianę ślęcząc nad mapami nieba i wykresami ruchu planet, oraz nie wysypiając się, by w chłodnym, wilgotnym powietrzu nocy obserwować gwiazdy. Zdobył się nawet na rzadkie wśród badaczy ruchy, jak zapewnienie sobie wstępu do mugolskiego planetarium, oraz nauczenia się podstaw języka staroarabskiego, dla lepszego zrozumienia starodawnych tekstów kosmologicznych... aż pewnego dnia, siedząc nad wyliczaniem zależności między orbitą i rotacją Merkurego w roku 1877 i ich wpływu na zanotowane wtedy przepowiednie, Abelard poczuł, że doszedł do ściany. Chciał szukać odpowiedzi na poważne pytania, odkryć rzeczy, których nikt przed nim nie wiedział, a tymczasem ślęczał kolejny dzień nad odtwórczym zajęciem, fascynującym oczywiście, ale nieprowadzącym w zasadzie do niczego. Więcej – kolejny dzień przymuszał się do tych wyliczeń! Gdzie zniknęła jego wcześniejsza radość z poznawania świata? Czemu tak trudno było mu skupić się na ukochanej wcześniej astronomii?
Nie musiał długo szukać odpowiedzi: leżała tuż przed nim, w postaci jednej z książek, z którymi ostatnio zdradzał astronomię. Teoria magii Wafflinga, wydana zaledwie rok wcześniej… Tworząca, w zasadzie, całkowicie nową dziedzinę, w której każde odkrycie było przełomem… kusząca tym ścisłym pojmowaniem magii, które przejawiało się również w transmutacji, w której Abelard zawsze czuł się pewnie, oraz bazująca na numerologii, przedmiocie, z którego nie bez powodu dostał W na owutemach…
Dokładnie tydzień później Abelard wyprzedał większość swoich książek traktujących o kosmosie, w zamian prenumerując nową gazetę poświęconą teorii magii (książek nie mógł; dziedzina była jeszcze zwyczajnie zbyt nowa, by takowe istniały) i chociaż dla kogokolwiek z zewnątrz jego decyzja mogła wydać się pochopna i nieprzemyślana, młody McLaggen wierzył, że podążanie za pragnieniem zdobycia wiedzy nie mogło okazać się zgubne.
Parę niewielkich, acz przenikliwych artykułów zapewniło mu opinię wschodzącego talentu w dziedzinie teorii transmutacji, lecz dopiero gdy zdecydował się włączyć do swoich rozważań zdobycze mugolskiej nauki, zdołał prawdziwie wypracować dla siebie miejsce w środowisku teoretyków. Szkic Perspektywy badań nad transmutacją w epoce atomu wzbudził skrajne emocje, prowokując niektórych do głośnego kwestionowania kompetencji oraz poczytalności Abelarda, innych zaś skłaniając do rozpoczęcia z nim intensywnej korespondencji i zapraszania go do przyszłej współpracy.
Aktualnie – Abelard próbuje zrobić wszystko, by przeżyć ten czas niepokojów i nie stracić wewnętrznego spokoju. Rzadko wychodzi z domu (położonego w mugolskiej dzielnicy – głównie z powodów finansowych), a jeśli już musi, stara się trzymać zatłoczonych miejsc, wierząc, że w tłumie jest bezpieczniejszy niż w samotności. Zmusza się do skupienia na pracy, by odgonić lęk i przekonanie o osaczeniu, a jeśli nie jest w stanie – wychodzi odwiedzić te kilka miejsc w niemagicznym Londynie, gdzie wciąż można zatańczyć swinga. Próbuje regularnie widywać się z przyjaciółmi, pamiętając jak źle skończyło się dla niego zaniedbanie relacji z innymi… a poza tym i tak prawdopodobnie któregoś dnia zostanie zamordowany we własnym mieszkaniu, więc czemu miałby sobie odmawiać tej drobnej przyjemności życia?
Zwykle przywołuje patronusa przypominając sobie pewien leniwy, letni dzień z dzieciństwa. Ciotka powróciła do kraju z podróży i zaprosiła ich do swojego domu, w małym miasteczku otoczonym szkockimi lasami i jeziorami. Woda lśniła w jaskrawych promieniach słońca, pszczoły powoli bzyczały nad słodką lemoniadą i słodkimi bułeczkami z lukrem; dom ciotki jak zwykle pachniał orientem, tajemnicami i jedwabnymi zasłonami, za którymi jego starszy brat chował się, by przestraszyć jego lub ich siostrę; wiatr porwał matce kapelusz i ojciec biegł po trawie z różdżką uniesioną ku niebu, zupełnie jakby próbował rozpędzić latawiec, a śmiechy obu kobiet wtórowały jego staraniom. Cała scena wydaje się Abelardowi zaklęta w bursztynie, przypominając o dawnym spokoju i bezpieczeństwie, które utracił.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 6 | brak |
Zaklęcia i uroki: | 8 | brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 10 | brak |
Eliksiry: | 1 | Brak |
Sprawność: | 4 | Brak |
Biegłość | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: staroarabski | I | 2 |
Numerologia | V | 25 |
Astronomia | IV | 13 |
Runy | III | 7 |
Mugoloznastwo | III | 7 |
Historia magii | II | 3 |
Aktywność: taniec (głównie swing) | III | 7 |
Aktywność: lot na miotle | I | 1 |
Retoryka | III | 7 |
Literatura | II | 3 |
Reszta: 0 |
Różdżka (100), 10 punktów statystyk (600), teleportacja (50), sowa (50).