Lysandra Vablatsky
Nazwisko matki: Vablatsky
Miejsce zamieszkania: Śmiertelny Nokturn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Wzrost: 120 centymetrów
Waga: 19 kilogramów
Kolor włosów: bury, niemalże czarny
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: jest małym skrzatem przemykającym wśród mroków uliczek Nokturnu, brudzi pyłem szare sukienki, ma wzrok zbyt dojrzały jak na swój wiek
-
Nokturn
za wiele lat - wrona
śmierciotulę
ziołowym eliksirem, mokrą sierścią, miodem i agrestem
siebie i matkę, z daleka od Nokturnu, uśmiechnięte, w otoczeniu ptaków
swoimi wizjami, zwierzętami, bulgoczącymi kociołkami
-
ćwiczy z matką animagię
muzyki nocnych ptaków
Lisa Loring
Czarny wilk szczerzył kły, lecz przecież nie było tu owiec. Były one - dwie wrony wijące gniazdko w otchłaniach nocy, wyściełające je włosiem, nadbudowujące gliną. Lysa często śniła o wilku rozrywającym misternie splecione gałęzie na strzępy, o jego przekrwionym spojrzeniu śledzącym lot odlatujących ptaków, o burym pisklęciu trzepoczącym skrzydłami zbyt wolno, zbyt słabo, by nadążyć za rodzicem.
Wychowana w meandrach zagubionych w mroku uliczek nie znała innego świata - od zawsze otaczał ją wyłącznie Nokturn, mozaiki obcych, brzydkich twarzy i nieodłączne poczucie czyhającego za rogiem niebezpieczeństwa. Matka nauczyła ją, jak ostrożnie stawiać kroki, upominała, radziła, zabraniała; Śmiertelny Nokturn nigdy nie był miejscem dobrym dla małych dziewczynek, więc Lysandra swoje życie zawdzięczała wyłącznie trosce Cassandry. Starała się nie zawodzić oczekiwań matki - nie miała wszak bliższej od niej osoby w pełnym wrogów, skąpanym w cieniu półświatku, nikogo innego nie darzyła bezwarunkową miłością.
Prążkowany, ciemny kot strzygł ostrożnie uszami, szykując się do ataku - wśród wysokich traw rozlegały się paniczne piski gryzoni, drobne ciałka przedzierały szlaki wśród zieleniących się gąszczy. Odkąd Lysa pamiętała, w jej snach jawiła się przyszłość; niedosłownie, prawda kryła się za zwierzęcymi alegoriami, choć dziewczynka z nieznanych nikomu powodów i tak potrafiła je zrozumieć, dopasować symbole do otaczających ją twarzy. Razem z matką mieniły się metalicznym połyskiem skrzydeł wrony, niebezpieczeństwo przywdziewało krwawe maski szakali, hien, rozszalałych niedźwiedzi i jadowitych wężów, a bliskie oblicza barwiły się lisią rudością, skradały na długich, pajęczych nogach.
Choć matka nie pozwalała jej zbyt długo przebywać w lecznicy, nie wtedy, gdy pacjenci rozwierali powieki, Lysa niekiedy śniła o ich losie: o bólu, o smutku, cierpieniu, skradającej się śmierci. Jastrzębie pikowały w dół, by dokonać żywota, zestrzelone z kuszy; ryby przestawały tęsknić za wodą, gdy - wyrwane z jej otchłani - ginęły w uściskach wydrowych zębisk. Starała się pomóc najlepiej, jak tylko potrafiła; zdawała sobie sprawę z ogromu pracy matki, wielkości poświęcenia i dobrego serca skrytego przed obcymi za grubą zasłoną obojętności. Lubiła spędzać czas w lecznicy, nawet jeżeli jej praca ograniczała się do zamiatania wielką miotłą podłogi, domywania zakrzepłych resztek krwi i przynoszenia niedawno wypranych bandaży. Lysandrę najbardziej fascynowały jednak barwne eliksiry zamknięte w więzieniu szklanych kolb, ich zapachy - nieraz ziołowe, częściej jednak siarkowe, drażniące - i to, jak bardzo potrafiły wspomóc leczniczą magię jej matki. Jak łagodziły ból, sprawiały, że wykrwawiające się stworzenia w jej snach uciekały przed atakiem drapieżników i na nowo odzyskiwały siły.
Wrony wzbijały się do lotu, lecz bełty przeszywały je na wskroś. Warkot czarnego wilka przeistaczał się w skowyt, tym razem to nie przez niego tryskała krew; drapieżcy przegrywali w walce w żywiołem, jednak nie tylko oni. Ćmy mknęły do ognia, zwodzone powiewami lekkiego wiatru, lecz wyłącznie po to, by w kontakcie z powolnymi jęzorami płomieni spłonąć żywcem. W powietrzu wibrował niewypowiedziany ból, namiastka katastrofy, a Lysa budziła się z krzykiem. Była zbyt mała, by rozumieć polityczną burzę zasłaniającą kłębiącymi się chmurami błękitne niebo, ale przeczuwała, że zbliża się zło - zło spędzające jej sen z powiek, przekształcające marzenia w koszmary. Spokój odnajdowała u matki, oddychając powietrzem naznaczonym zapachem miodu i agrestu.
Nigdy nie miała nikogo poza nią, nie potrzebowała mieć - kilkakrotnie zganiona za pytania o ojca, nie drążyła tematu. Nie szukała obcej, męskiej ręki zaburzającej harmonię ich nokturnowego gniazdka, broniła się przed wilkiem bezczeszczącym świętość lepiącej się gliny i splecionych gałęzi. Miała matkę, miała ciotki, miała rzucającego olbrzymi cień trolla; w obliczu wszystkiego, co usłyszała na temat bezwzględności i okrucieństwa mężczyzn, nie potrzebowała żadnego w pobliżu. Wystarczył Umhra - wcześniej Gust, bo jego pierwotne imię plątało jej język - i chwile, które spędzili na rozmowach. Lub monologach; prawdopodobnie tylko przy nim Lysandra mówiła tak dużo, tak otwarcie, bez jakichkolwiek zawahań, odnajdując w trollu przyjaciela oraz powiernika tajemnic. Doceniała istnienie zwierząt i nieludzkich istot o wiele bardziej od innych dzieci. Widując je w snach jako symbole ludzi, których drogi krzyżowały się z jej życiową ścieżką, mimowolnie nadawała kotom, jaszczurkom, parchatym sowom i insektom cechy człowieczeństwa. Zdążyła się nauczyć, że niekiedy stworzenia okazują się bardziej ludzcy od samych ludzi.
Pohukiwania nastroszonej sowy bezlitośnie przerywały późnowieczorną ciszę - słała ostrzeżenie, choć nie mogła wiedzieć, czy ktokolwiek jej słucha. Zazwyczaj to one inicjowały polowania, dziś role mogły się odwrócić; brzmienie nocnej, ptasiej muzyki rozpierzchło się jednak bez odzewu, a leśne echo wygasło.
Pierwszy raz w jej krwi zawrzała magia, gdy nie skończyła jeszcze czterech lat. Tej nocy miała koszmar - koszmar o tyle rzeczywisty, że okazał się przepowiadać okrutną, bolesną śmierć jednego z pacjentów w lecznicy Cassandry. Pierwsza w życiu, tragiczna wizja zakrwawionych kłów czarnego wilka rozrywających truchło rudego, długouchego królika sprawiła, że Lysa obudziła się z panicznym krzykiem i histerycznym płaczem. Natłok negatywnych emocji sprawił, że i tak potłuczone szyby skruszyły się na drobny, szklany pył; znajdujące się w pomieszczeniu przedmioty zaczęły lewitować i chaotycznie się przemieszczać, z impetem oraz akompaniamentem głośnych stukotów strącając wszystko, na co tylko natrafiły po drodze.
Niedługo potem rozpoczęły ćwiczenia; Lysa nie rozumiała znaczenia słowa animagia ani sensu szlifowania umiejętności, które wciąż pozostawały dla niej tajemnicą. Nie sprzeciwiała się jednak matce - nie robiła tego przecież nigdy - i dokładała wszelkich starań, aby wypełniać jej wolę, troszczyć się o bezpieczeństwo, próbować (bo o sukcesach nie było mowy) przemienić się w zwierzę. Łatwo było zgadnąć, w jakie; przecież w wieszczych snach przywdziewała skąpane w czerni skrzydła ptasiego symbolu śmierci i wojny.
Lysandra nie pragnęła poznać świata innego od tonących w półmroku uliczek Nokturnu; matka nie zabierała jej na ulicę Pokątną zbyt często, wyłącznie w celu zatroszczenia się o najpilniejsze sprawunki, tłumacząc jednocześnie, że nie jest to miejsce dla takich, jak one - że w otoczeniu malowanych masek i woali sterylnych pozorów na dwie wrony padną wyłącznie przepełnione dezaprobatą spojrzenia. A choć Lysa drżała przed niebezpieczeństwami kryjącymi się w cieniach Śmiertelnego Nokturnu, mimo wszystko czuła się tam bezpieczniej - brudne, zatęchłe ulice do cna przepełnione kryminalistami, czarnoksiężnikami i mordercami, których potem łatała leczniczymi zaklęciami Cassandra, stanowiły jej dom. Gniazdo wyściełane włosiem, nadbudowane gliną, o misternie splecionych gałęziach.
Czarny wilk krył się w mroku. Spojrzenie przekrwionych oczu śledziło tor ruchu dwóch wron, których srebrzyste skrzydła mieniły się w blasku wczesnowiosennego słońca; mknęły dalej, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa czyhającego w gęstwinach drzew. Bure pisklę trzepotało skrzydłami zbyt wolno, zbyt słabo, by nadążyć za rodzicem, a czarny wilk, nie odwracając wzroku, znów wyszczerzył kły.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: trollański | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Wróżbiarstwo | II | 7 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Jasnowidz | - | 10(+20) |
Reszta: 1 |
Kryształowa kula (+5 do wywołania wizji)
Witamy wśród Morsów
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[29.06.17] Tworzenie postaci - aktualizacja, -100 PD
[12.11.17] Zdobycie osiągnięcia: Weteran +100PD;