pusty pokój
AutorWiadomość
pusty pokój
potem będzie
Tutaj łóżko a tam szafa,
tutaj dzieje się zabawa
Kilka słów i zdanek kilka
i opisu jest linijka
nie bądź gałgan dodaj opis,
Daj nam wyobraźni popis
tutaj dzieje się zabawa
Kilka słów i zdanek kilka
i opisu jest linijka
nie bądź gałgan dodaj opis,
Daj nam wyobraźni popis
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
/ z wejścia
- Zapewne ma Pan rację. Proszę w takim razie przy najbliższym spotkaniu pozdrowić ode mnie Pana Costello. - powiedziała z uśmiechem. Nie chcąc dłużej przeciągać skinęła głową. Zawsze ceniła czyjś czas i tego też wymagała od innych. Nie lubiła, kiedy ktoś spóźniał się na spotkania z nią, a już szczególnie wtedy, kiedy ktoś prosił ją o pomoc. - Zapraszam. - zaczęła wskazując drzwi do nieużywanego pomieszczenia. - Jako, że wcześniej przez zawód jaki wykonywałam nie spędzałam zbyt dużo czasu w mieszkaniu. Dlatego też to pomieszczenie nie było mi do niczego potrzebne. Teraz jednak postanowiłam na dłuższy czas zostać w Londynie. - powiedziała przekraczając próg pomieszczenia. Wcześniej kiedy pokój był zastawiony skrzyniami nie wydawało jej się, że jest taki duży. - Dużo podróżuje. Z różnych zakątków Ziemi przywożę wiele przedmiotów, które nie zasługują na to by leżeć na dnie drewnianej skrzyni. To artefakty, które potrzebują czegoś szczególnego. - odparła, a jej głos odbił się echem od pustych ścian pokoju. - Dlatego chciałabym, żeby to miejsce było wyjątkowe. Ukoronowanie lat moich wypraw i… pracy. - skwitowała odwracając się twarzą do mężczyzny. Chociaż to mogła zrobić. Ponoć to boli bardziej. Kiedy machasz alkoholikowi przed nosem szklanką ognistej to wcale nie ma ochoty rzucić nałogu. Ten pociąga go jeszcze bardziej. Jednak nie chodziło o granie sobie samej na nosie. Chodziło o to by pokazać, że ten rozdział w jej życiu naprawdę coś znaczył. Więcej niż mogłaby przypuszczać. Uśmiechnęła się lekko. - Mam nadzieje, że potrafiłam wytłumaczyć to co zrodziło mi się w głowie. - powiedziała. - Proszę mi wybaczyć, zostawię Pana na chwile samego i pozwolę się skupić, a wrócę z herbatą. - uśmiechnęła się i wymknęła się do kuchni. Kiedy mieszkała sama nie potrzebowała służby. No bo niby po co? Przecież sama mogła zrobić sobie herbatę, zaścielić łóżku, ugotować obiad czy po prostu gdzieś wyjść i zjeść go w miłym towarzystwie. Teraz też nie czuła się gorsza. Minęło kilka minut zanim pojawiła się z filiżanką herbaty. - Spartańskie warunki, zdaje sobie z tego sprawę. Jednak przede wszystkim cenię sobie Pana czas. - powiedziała. Dzięki Merlinowi za magię. Zawsze można użyć zaklęcia lewitującego.
- Zapewne ma Pan rację. Proszę w takim razie przy najbliższym spotkaniu pozdrowić ode mnie Pana Costello. - powiedziała z uśmiechem. Nie chcąc dłużej przeciągać skinęła głową. Zawsze ceniła czyjś czas i tego też wymagała od innych. Nie lubiła, kiedy ktoś spóźniał się na spotkania z nią, a już szczególnie wtedy, kiedy ktoś prosił ją o pomoc. - Zapraszam. - zaczęła wskazując drzwi do nieużywanego pomieszczenia. - Jako, że wcześniej przez zawód jaki wykonywałam nie spędzałam zbyt dużo czasu w mieszkaniu. Dlatego też to pomieszczenie nie było mi do niczego potrzebne. Teraz jednak postanowiłam na dłuższy czas zostać w Londynie. - powiedziała przekraczając próg pomieszczenia. Wcześniej kiedy pokój był zastawiony skrzyniami nie wydawało jej się, że jest taki duży. - Dużo podróżuje. Z różnych zakątków Ziemi przywożę wiele przedmiotów, które nie zasługują na to by leżeć na dnie drewnianej skrzyni. To artefakty, które potrzebują czegoś szczególnego. - odparła, a jej głos odbił się echem od pustych ścian pokoju. - Dlatego chciałabym, żeby to miejsce było wyjątkowe. Ukoronowanie lat moich wypraw i… pracy. - skwitowała odwracając się twarzą do mężczyzny. Chociaż to mogła zrobić. Ponoć to boli bardziej. Kiedy machasz alkoholikowi przed nosem szklanką ognistej to wcale nie ma ochoty rzucić nałogu. Ten pociąga go jeszcze bardziej. Jednak nie chodziło o granie sobie samej na nosie. Chodziło o to by pokazać, że ten rozdział w jej życiu naprawdę coś znaczył. Więcej niż mogłaby przypuszczać. Uśmiechnęła się lekko. - Mam nadzieje, że potrafiłam wytłumaczyć to co zrodziło mi się w głowie. - powiedziała. - Proszę mi wybaczyć, zostawię Pana na chwile samego i pozwolę się skupić, a wrócę z herbatą. - uśmiechnęła się i wymknęła się do kuchni. Kiedy mieszkała sama nie potrzebowała służby. No bo niby po co? Przecież sama mogła zrobić sobie herbatę, zaścielić łóżku, ugotować obiad czy po prostu gdzieś wyjść i zjeść go w miłym towarzystwie. Teraz też nie czuła się gorsza. Minęło kilka minut zanim pojawiła się z filiżanką herbaty. - Spartańskie warunki, zdaje sobie z tego sprawę. Jednak przede wszystkim cenię sobie Pana czas. - powiedziała. Dzięki Merlinowi za magię. Zawsze można użyć zaklęcia lewitującego.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Doskonale ją rozumiał. Dlatego też nie kontynuuował tematu, który wcale nie byłby dla młodej szlachcianki zbyt przyjemny. Otóż jego dobry przyjaciel umarł kilka tygodni temu. Podobno chodziło o naturalne przyczyny, ale możliwe że zostało w to włączone osoby trzecie. Rodrick nie chciał wiedzieć, co się działo ostatnimi czasy. Śledził te morderstwa jak i zaginięcia kolejnych osób, najczęściej byli to jednak mugole i czarodzieje półkrwi. Mimo to nie było to nic dobrego ani przynoszącego spokój jego duszy. Gdyby był sam, nie bałby się. Ale w jego domu znajdowały się teraz dwie młode kobiety, które miał pod swoją protekcją. I niezależnie czy Odette była tylko jego krewną, był za nią odpowiedzialny, dlatego pomimo niezbyt wielkiej sympatii w stosunku do niej, zawsze martwił się, gdy wracała późno do domu.
- Rozumiem - odpowiedział głębokim głosem, gdy tylko wszedł za lady Selwyn do pomieszczenia. Ładne światło, ładne kolory, duża, prosta przestrzeń. Można było całkiem dobrze wykorzystać ten pokój. Zaczął chodzić i przyglądać się na razie pustym ścianom, słuchając słów gospodyni i właścicielki mieszkania, która miała naprawdę doskonały plan na wykorzystanie niewykorzystanego miejsca. - Sam mam słabość do staroci, więc doskonale rozumiem i czuję, że ten projekt będzie naprawdę niezwykle satysfakcjonujący - odparł na jej słowa, po czym obrócił się, by skinął lekko głową na znak, że podejmuje się pracy. Co było oczywiste już w samym liście. - Ależ oczywiście. Proszę się nie krępować! - dodał, po czym został sam na sam z pustym pomieszczeniem. Było to jak czysta kartka papieru. Można było z nim zrobić co się chciało. A on powoli zaczynał sobie wszystko układać i wyobrażać. Stare maski mogłyby być tutaj, biurko kapitańskie właśnie w tym miejscu... Można by połączyć pokój samej pracy z miłym, własnym kątem, który by odprężał i przywoływał wspomnienia. On by tak zrobił. Gdy wróciła kobieta, podziękował, po czym od razu spytał:
- Miała lady jakieś wymagania co do swojego pomysłu?
Uwagi klienta zawsze były bezcenne, chociaż nie zawsze trafne i pasujące. Jego zadaniem było jednak to wszystko załagodzić i sprawić, by złe pomysły stały się dobre. Chociaż co do blondynki nie miał takiego przeczucia.
- Rozumiem - odpowiedział głębokim głosem, gdy tylko wszedł za lady Selwyn do pomieszczenia. Ładne światło, ładne kolory, duża, prosta przestrzeń. Można było całkiem dobrze wykorzystać ten pokój. Zaczął chodzić i przyglądać się na razie pustym ścianom, słuchając słów gospodyni i właścicielki mieszkania, która miała naprawdę doskonały plan na wykorzystanie niewykorzystanego miejsca. - Sam mam słabość do staroci, więc doskonale rozumiem i czuję, że ten projekt będzie naprawdę niezwykle satysfakcjonujący - odparł na jej słowa, po czym obrócił się, by skinął lekko głową na znak, że podejmuje się pracy. Co było oczywiste już w samym liście. - Ależ oczywiście. Proszę się nie krępować! - dodał, po czym został sam na sam z pustym pomieszczeniem. Było to jak czysta kartka papieru. Można było z nim zrobić co się chciało. A on powoli zaczynał sobie wszystko układać i wyobrażać. Stare maski mogłyby być tutaj, biurko kapitańskie właśnie w tym miejscu... Można by połączyć pokój samej pracy z miłym, własnym kątem, który by odprężał i przywoływał wspomnienia. On by tak zrobił. Gdy wróciła kobieta, podziękował, po czym od razu spytał:
- Miała lady jakieś wymagania co do swojego pomysłu?
Uwagi klienta zawsze były bezcenne, chociaż nie zawsze trafne i pasujące. Jego zadaniem było jednak to wszystko załagodzić i sprawić, by złe pomysły stały się dobre. Chociaż co do blondynki nie miał takiego przeczucia.
Gość
Gość
Gdyby wiedziała, że mężczyzna, który jeszcze nie tak dawno remontował jej wnętrza zmarł na pewno by się zasmuciła. Lucinda bardzo szybko przywiązywała się do ludzi i chociaż właściwie z ów projektantem nie wiele ją łączyło to i tak w pamięci miała ciepły uśmiech tego starszego Pana i zapach farby unoszącej się całymi dniami w pustym jeszcze mieszkaniu. Wiedziała, że to wszystko to kolej rzeczy, która przecież spotka nas wszystkich. Jednak wolała nie zastanawiać się zbyt długo nad tym co niosła ze sobą strata. Ostatnimi czasy wiedziała to aż nadto. Na szczęście nie patrzyła już tak naiwnie w przyszłość. Nie czekała na lepszy dzień. Te myśli nie miały jednak przynieść jej dzisiejszego dnia żadnego pożytku dlatego skupiła się na tym co istotne. Pusty pokój, białe ściany, czysta kartka. Coś co warto zapełnić. Skoro nie mogła mieć tego o czym marzyła to chociaż mogła mieć namiastkę. Jeden procent. Wspomnienia, które w końcu i tak co chwile atakowały jej myśli. Kiedy mężczyzna rozglądał się po pomieszczeniu nic nie mówiła. Wiedziała jak to jest kiedy trzeba było wszystko przeanalizować. Zobaczyć oczami umiejętności, a nie czarodzieja. Uśmiechnęła się na wypowiedziane po chwili słowa mężczyzny. - Cieszę się, że Pan tak mówi. Szczerze przez chwile sama zastanawiałam się czy to dobry pomysł. - odparła. Wbrew pozorom nie była sentymentalna. Wszystko co ważne trzymała w myślach i raczej nie miała ochoty z nikim się tym dzielić. Jednak jakaś część jej chciała by to miało jakieś większe znaczenie. Nie tylko dla siebie, ale także dla osób, które kiedyś będą mogli zobaczyć te wszystkie rzeczy. Pomyśleć o miejscach jakie przyszło jej zwiedzić. Odetchnęła rozglądając się po pomieszczeniu. - Tak naprawdę nie mam realnej wizji tego pomieszczenia. - odpowiedziała wpatrując się w promyki słońca przenikające przez cienkie szkło. - Chciałabym, żeby komponowało się w resztą pomieszczeń, ale oczywiście w pewien sposób było szczególne. No i… nie chciałabym, żeby przypominało muzeum. Bardziej miejsce bez jakiejkolwiek etykiety. Co do tego jednak nie mam żadnych wątpliwości. - powiedziała wracając spojrzeniem do mężczyzny. Wiedziała, że nie musi mówić zbyt dużo. On sam najlepiej wiedział jak zmienić tą pustą przestrzeń w coś prawdziwie pięknego. Dlatego właśnie się tutaj znajdowali. - Na pewno będę zadowolona. - dodała. Nie mogła tego nie powiedzieć. Wiedziała to. Tak. Jakiś rodzaj wiary, a przecież ostatnimi czasy było z tym u niej dość ciężko.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Życie powoli się wykruszało i nikt nie mógł tego zmienić. A jeśli jeszcze jacyś szaleni alchemicy uważali, że są w stanie pokonać śmierć, byli w błędzie. Nic nie mogło jej zatrzymać, a ci którzy wierzyli inaczej byli głupcami. Mogli jedynie marnować lata w ciemnych pracowniach, snując marzenia o powstrzymaniu procesu starości. A przecież czarodzieje żyli już o wiele dłużej od mugoli. Chęć posiadania więcej była zdradliwa. Rodrick po prawie pięciu dekadach życia wiedział o czym mówił.
- Trzeba nadawać swoim domom własny charakter, bo to ma być nasz dom - odparł krótko i zwięźle. Nie kryło się za tym jedynie architektoniczne rady czy wizje. Chodziło o coś więcej. I mimo że Rodrick był poświęcony swojej pracy jak mało kto, ci, którzy znali go dłużej mogli spokojnie wyczuwać w każdym zdaniu drugie dno. Taki właśnie był, a teraz mało pozostało jego dobrych przyjaciół, z którymi mógł mówić wprost. A przecież świat się zmieniał i potrzebowali swojego wsparcia, chociaż dobrzy i znani magiarchitekci byli rozrywani. Wciąż korespondował z przyjaciółmi, którzy wyjechali do Ameryki Północnej czy Południowej, Indii, Afryki... Byli wszędzie, doradzając sobie i wymieniając doświadczeniami. Każda kultura miała w swojej architekturze coś niezwykłego, co urozmaicało budowle innych. Baudelaire właśnie w pokoju lady Selwyn widział naleciałości krajów Wschodu ze stonowanymi akcentami surowej angielskiej ziemi. - Rozumiem - powtórzył, słysząc jej wypowiedź. Doskonale rozumiał, o co jej chodziło. - Jeśli mógłbym... - mruknął, wyciągając różdżkę, by pergamin wyleciał w powietrze gotowy do rysunku. Mężczyzna zamierzał początkowo rozrysować ów plan i zademonstrować go pani domu. Magia była niezwykle przydatna w takich chwilach.
- Trzeba nadawać swoim domom własny charakter, bo to ma być nasz dom - odparł krótko i zwięźle. Nie kryło się za tym jedynie architektoniczne rady czy wizje. Chodziło o coś więcej. I mimo że Rodrick był poświęcony swojej pracy jak mało kto, ci, którzy znali go dłużej mogli spokojnie wyczuwać w każdym zdaniu drugie dno. Taki właśnie był, a teraz mało pozostało jego dobrych przyjaciół, z którymi mógł mówić wprost. A przecież świat się zmieniał i potrzebowali swojego wsparcia, chociaż dobrzy i znani magiarchitekci byli rozrywani. Wciąż korespondował z przyjaciółmi, którzy wyjechali do Ameryki Północnej czy Południowej, Indii, Afryki... Byli wszędzie, doradzając sobie i wymieniając doświadczeniami. Każda kultura miała w swojej architekturze coś niezwykłego, co urozmaicało budowle innych. Baudelaire właśnie w pokoju lady Selwyn widział naleciałości krajów Wschodu ze stonowanymi akcentami surowej angielskiej ziemi. - Rozumiem - powtórzył, słysząc jej wypowiedź. Doskonale rozumiał, o co jej chodziło. - Jeśli mógłbym... - mruknął, wyciągając różdżkę, by pergamin wyleciał w powietrze gotowy do rysunku. Mężczyzna zamierzał początkowo rozrysować ów plan i zademonstrować go pani domu. Magia była niezwykle przydatna w takich chwilach.
Gość
Gość
Lucinda uwielbiała sztukę. Mogłaby godzinami wpatrywać się w obrazy wywieszone w Galerii Sztuki. Mogła przyglądać się długim pociągnięciom pędzla, analizować powstawanie barw, czerpać radość z wypatrywania wpływu czasu na ów dzieła. Szczerze zazdrościła artystom tego, że wszystko co robili było lekkie. Naturalne. Podchodzące z krwi. Jej matka bardzo chciała by Lynn została artystką. Wmawiała jej, że talent nie jest najważniejszy i tych umiejętności można się nauczyć. Wiedziała, że można jednak to nie przynosiło jej żadnej przyjemności. Wiedziała, że architektura również jest sztuką. Inną. Uruchamiającą inne obszary wyobraźni. Wymagającą innych umiejętności, ale wciąż sztuką. Dlatego równie mocno podziwiała to czym ludzie tacy jak Pan Baudelaire się zajmowali. Było to rzemiosło do którego kreatywność i wyobraźnia były niezbędne. Cenione jak nic innego. Widząc jak mężczyzna przygląda się każdej ścianie, każdemu elementowi pustego jeszcze pomieszczenia wiedziała, że ten ma już pewien obraz tego miejsca. Obraz, który z łatwością zrealizuje. W końcu najbardziej liczy się pomysł. Moment refleksji. Przeniesienie pomysłu na płótno jest już tylko formalnością, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nigdy nie miała tak delikatnego umysłu. Wszystko w niej krzyczało. Była jednym wielkich chaosem. Burzą, która jeszcze się nie wyładowała. Brakowało jej tego spokoju. Skinęła głową z uśmiechem, kiedy mężczyzna wyciągnął różdżkę, a później pergamin i zaczął rysować. Oparta o framugę drzwi przyglądała się temu chcąc jednocześnie nie przeszkadzać, ale także zaspokoić swoją ciekawość. Widząc kontury, delikatne kreski, mocne pociągnięcia w miejscu, w którym podłoga przechodziła w ścianę czuła, że doskonale się w tym temacie zrozumieli. Nie żałowała, że wysłała do mężczyzny list. Wiedziała, że nie będzie żałować, ale dopiero, kiedy widziało się to materialnie, miało się niemalże na wyciągnięcie ręki można było poczuć talent, kompetencje i doświadczenie. - Niewiarygodne. - mruknęła tylko ze szczerym podziwem w głosie.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Rodrick nie uważał się za artystę i nigdy nie postrzegał dziedziny swojej pracy za sztukę. Bardziej za odtwórcę tego, co miał do dyspozycji. Dla przykładu pokój był do ozdobienia, zagospodarowania, urządzenia. Był jak sprzątaczka, która czyniła z najgorszego gratowiska coś pięknego i czystego. Teraz miał zapełnić pomieszczenie, dać mu wyraz i właśnie to zamierzał zrobić. Rysował dość szybko i precyzyjnie, ale w końcu były to lata doświadczenia i szlifowania swojego talentu. A że był wytrwały szło mu naprawdę dobrze. Teraz bez problemu mógł nie zajmować klientowi dłużej niż czterdzieści, no sześćdziesiąt minut. Tyle powinno starczyć, ale tutaj uwinął się w pół godziny.
- To tylko początek. Szkic. Nic do podziwiania, madam - odparł krótko Rodrick, pokazując pierwszy projekt lady Selwyn. Machnął różdżką ponownie i rysunek znajdował się w dwóch kopiach. Podarował jeden z nich młodej arystokratce. - Proszę nanosić na niego swojego uwagi, a pojawią się od razu na moim. Sugestie, wszelakie przemyślenia. Działa to też w drugą stronę. To niezwykle przydatne narzędzie - wyjaśnił, po czym zwinął swój w rulon i wsadził do specjalnej tuby, która wślizgnęła się pod poły jego długiego płaszcza. Na dziś skończył tutaj swoją pracę. Jeśli blondynka chciała się czegoś dowiedzieć, mogła wysłać w każdej chwili list. Oboje jeszcze wymienili parę uwag dotyczących wyglądu pokoju, a chwilę później Rodrick zniknął za drzwiami domu mieszkania na Pokątnej, by wrócić do siebie i swojej rudowłosej Emmie.
|zt x2
- To tylko początek. Szkic. Nic do podziwiania, madam - odparł krótko Rodrick, pokazując pierwszy projekt lady Selwyn. Machnął różdżką ponownie i rysunek znajdował się w dwóch kopiach. Podarował jeden z nich młodej arystokratce. - Proszę nanosić na niego swojego uwagi, a pojawią się od razu na moim. Sugestie, wszelakie przemyślenia. Działa to też w drugą stronę. To niezwykle przydatne narzędzie - wyjaśnił, po czym zwinął swój w rulon i wsadził do specjalnej tuby, która wślizgnęła się pod poły jego długiego płaszcza. Na dziś skończył tutaj swoją pracę. Jeśli blondynka chciała się czegoś dowiedzieć, mogła wysłać w każdej chwili list. Oboje jeszcze wymienili parę uwag dotyczących wyglądu pokoju, a chwilę później Rodrick zniknął za drzwiami domu mieszkania na Pokątnej, by wrócić do siebie i swojej rudowłosej Emmie.
|zt x2
Gość
Gość
pusty pokój
Szybka odpowiedź