Wyspa Rzeźb
Strona 1 z 26 • 1, 2, 3 ... 13 ... 26
AutorWiadomość
Wyspa Rzeźb
Ta bardzo mała wyspa mieszcząca tylko jedno niewielkie, czarodziejskie miasteczko oraz zabytkowy zamek na wzgórzu jest wyjątkowo urokliwym miejscem, które bez większego problemu można zwiedzić w kilka godzin. Nie trudno zobaczyć nad wodą ludzi zbierających mule czy też statki rybackie gotowe do wyruszenia. To właśnie rybołówstwo jest głównym środkiem utrzymania tutejszej ludności, nieliczni przyjmują także gości w malutkich pensjonatach. O tym, jak magiczne jest to miejsce, zwiedzający mogą przekonać się dopiero wieczorem, kiedy ciała gospodarzy oraz wszystkich innych mieszkańców wyspy zaczynają twardnieć i przybierać szary odcień - w ciągu kilku minut ludzie nieruchomieją i zmienieni w kamień trwają, aż do życia nie przywrócą ich ponownie promienie wschodzącego słońca. Dotyczy do wszystkich, zarówno niemowląt, dzieci, dorosłych, jak i osób w podeszłym wieku, każda osoba urodzona na wyspie nocą staje się kamienną figurą. Nigdy nie śpią, lecz nie odczuwają zmęczenia. Gdy próbują odejść, tuż na granicy wyspy kamienieją, niezależnie od pory dnia i dochodzą do siebie dopiero po przeniesieniu ich z powrotem w głąb lądu. Podobno dawno temu na wyspę rzucono klątwę, aby zapobiec emigracji do dużych miast i stopniowemu wyludnieniu. Odwiedzającym nie grozi jednak żadne niebezpieczeństwo. Warto wspomnieć także o dość niezwykłej komunikacji z wyspą. Nad ranem, w porze odpływu, można tu dotrzeć pieszo, ścieżką - wieczorem jednak przypływ odcina dostęp do lądu, tworząc z Wyspy Rzeźb faktyczną wyspę i zmuszając odwiedzających do korzystania z magicznych środków transportu lub łodzi.
|06.04.1956r
Bertie kiedyś słyszał plotki o tym miejscu. Nie był wcale pewien, czy są prawdziwe, jednak nawet gdyby nie były, sama wyspa wydawała się idealnym miejscem. Dlatego kiedy tylko Jud wyszła ze szpitala i stwierdziła, że czuje się na siłach, podjechał pod jej dom jak zapowiedział, motorem. Był wieczór, bo i Bertie nie zamierzał trzymać się drogi - w ten sposób sama podróż zajęłaby im zdecydowanie więcej czasu. No i przecież obiecał Jud, że przeżyje z nim lot!
- Gotowa?
Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją krótko na powitanie. Długo czekał na ten wypad. Nie miał nic przeciwko szpitalowi, spędził w nim dość pokaźną część swojego życia za sprawą wrodzonej fajtłapowatości, więc i te około dwa tygodnie nie były dla niego wielkim problemem, jednak... no dobra, chciał w końcu wyciągnąć Jud gdziekolwiek indziej.
Cieszył się jak głupek w końcu widząc ją w nie-szpitalnym stroju, na dworze, idącą w jego stronę.
- Tylko trzymaj się mnie mocno. - polecił, kiedy dziewczyna znalazła się za nim. Pogładził poturbowaną niedawno rękę i kiedy poczuł uścisk, ruszył. W drodze nie bardzo mieli szansę porozmawiać przez hałas motoru i szum wiatru, jednak sama jazda też była przyjemna. Serce tłukło mu w piersi radośnie na myśl, że ona na nowo jest obok niego, że ją odzyskał. Jakby te dwa lata, tamta koszmarna awantura nigdy nie miała miejsca. Wszystko już było po prostu dobrze.
Kiedy wyjechali z Londynu i znaleźli się na mniej uczęszczane drogi, przyspieszył, a motor zaczął się unosić. Chwila w której koła odrywają się od jezdni zawsze szczególnie mu się podobała, jakby nagle zarówno oni, jak i kilkuset kilowa maszyna stawali się lekcy jak piórko.
Wszystko, co pod nimi powoli malało, widoczne pozostawały jedynie światła ulicznych latarni. Z czasem w oddali zaczęli widzieć morze w dość opustoszałej okolicy, a trochę dalej malutką wyspę. O dziwo Bertie nie był zmęczony. Ekscytacja, jaka zawsze wiązała się z lotem i ta związana z obecnością jego odzyskanej miłości sprawiały, że nie chciało mu się spać. Nie była to z resztą jego pierwsza zarwana noc.
Powoli robiło się coraz jaśniej, a oni lądowali. Po stronie lądu, żeby patrzeć na wyspę jeszcze z oddali, choć woda wyraźnie powoli się cofała i wody przed nią było coraz mniej. Pojawiała się wyraźna ścieżka.
- Idealnie na czas. - powiedział zadowolony, wyłączając silnik i chowając kluczyk do kieszeni. Złapał jedną z trzymających go dłoni i ucałował ją lekko. - Bardzo zmęczona?
Bertie kiedyś słyszał plotki o tym miejscu. Nie był wcale pewien, czy są prawdziwe, jednak nawet gdyby nie były, sama wyspa wydawała się idealnym miejscem. Dlatego kiedy tylko Jud wyszła ze szpitala i stwierdziła, że czuje się na siłach, podjechał pod jej dom jak zapowiedział, motorem. Był wieczór, bo i Bertie nie zamierzał trzymać się drogi - w ten sposób sama podróż zajęłaby im zdecydowanie więcej czasu. No i przecież obiecał Jud, że przeżyje z nim lot!
- Gotowa?
Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją krótko na powitanie. Długo czekał na ten wypad. Nie miał nic przeciwko szpitalowi, spędził w nim dość pokaźną część swojego życia za sprawą wrodzonej fajtłapowatości, więc i te około dwa tygodnie nie były dla niego wielkim problemem, jednak... no dobra, chciał w końcu wyciągnąć Jud gdziekolwiek indziej.
Cieszył się jak głupek w końcu widząc ją w nie-szpitalnym stroju, na dworze, idącą w jego stronę.
- Tylko trzymaj się mnie mocno. - polecił, kiedy dziewczyna znalazła się za nim. Pogładził poturbowaną niedawno rękę i kiedy poczuł uścisk, ruszył. W drodze nie bardzo mieli szansę porozmawiać przez hałas motoru i szum wiatru, jednak sama jazda też była przyjemna. Serce tłukło mu w piersi radośnie na myśl, że ona na nowo jest obok niego, że ją odzyskał. Jakby te dwa lata, tamta koszmarna awantura nigdy nie miała miejsca. Wszystko już było po prostu dobrze.
Kiedy wyjechali z Londynu i znaleźli się na mniej uczęszczane drogi, przyspieszył, a motor zaczął się unosić. Chwila w której koła odrywają się od jezdni zawsze szczególnie mu się podobała, jakby nagle zarówno oni, jak i kilkuset kilowa maszyna stawali się lekcy jak piórko.
Wszystko, co pod nimi powoli malało, widoczne pozostawały jedynie światła ulicznych latarni. Z czasem w oddali zaczęli widzieć morze w dość opustoszałej okolicy, a trochę dalej malutką wyspę. O dziwo Bertie nie był zmęczony. Ekscytacja, jaka zawsze wiązała się z lotem i ta związana z obecnością jego odzyskanej miłości sprawiały, że nie chciało mu się spać. Nie była to z resztą jego pierwsza zarwana noc.
Powoli robiło się coraz jaśniej, a oni lądowali. Po stronie lądu, żeby patrzeć na wyspę jeszcze z oddali, choć woda wyraźnie powoli się cofała i wody przed nią było coraz mniej. Pojawiała się wyraźna ścieżka.
- Idealnie na czas. - powiedział zadowolony, wyłączając silnik i chowając kluczyk do kieszeni. Złapał jedną z trzymających go dłoni i ucałował ją lekko. - Bardzo zmęczona?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 11.01.17 21:29, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Udawała, że nie czuje na sobie wzroku brata gdy zamykała drzwi do mieszkania życząc mu jednocześnie miłego wieczoru. Czuła się dziwnie podniecona, zupełnie tak jakby szła na pierwsza randkę. Dowodem było pobojowisko które zostawiła po sobie w mieszkaniu. Musiała albo po prostu chciała wyglądać perfekcyjnie w każdym calu. Nareszcie będą sami. Wzięła jeden głęboki oddech na uspokojenie i zbiegła po schodach by w końcu stanąć przed Bottem. Nie byłaby sobą gdyby nie spojrzała na ten jego wehikuł z lekkim powątpiewaniem a i tak gdy spytał ją czy jest gotowa kiwnęła potakująco głową. - Tylko pamiętaj, że ja dopiero wyszłam ze szpitala - przypomniała mu próbując mu dać do zrozumienia żeby nie przesadzał z wygłupami i popisywaniem się.
Wciąż niezbyt przekonana do takiego środka transportu trochę niechętnie zajęła swoje miejsce. - Ale obiecujesz, że przeżyjemy? - spytała wbijając brodę w jego plecy. Chwilę później objęła go nie do końca przekonana ile to rzeczywiście ma wspólnego z jej bezpieczeństwem. Kącik jej ust uniósł się lekko w geście rozbawienia gdy wyobraziła sobie brata stojącego przy oknie i przyglądającego się całej scenie. Już miała ochotę obejrzeć się za siebie gdy Sally ruszyła. Judith automatycznie mocniej wtuliła się w plecy Botta. Dodatkowo w myślach zaczęła potarzać wszystkie znane jej modlitwy do mugolskich bogów. Jednak w pewnym momencie i ona poczuła zastrzyk adrenaliny i przestała już tak wczepiać się w Bertiego. Nigdy mu się do tego nie przyzna ale jazda była naprawdę przyjemna.
Zauważyła, że wyjechali z Londynu i zaraz motor zaczął się unosić. Serce Judith zaczęło mocno dudnić w drobnej piersi. Znowu latała, znowu unosiła się w powietrzu. Co prawda nie miała pod sobą żywego stworzenia ale i tak…już zapomniała jakie to cudowne uczucie. Szare oczy zaczęły błyszczeć z zachwytu chłonąc każdy element rozciągającego się pod nimi krajobrazu. Bertie nie miał pojęcia jak wiele w tej chwili dla niej robił. Oparła policzek o jego plecy dłonie kładąc na jego ramionach. Już się nie bała, przepełniał ją dziwny spokój zmieszany z radością.
Widok pierwszych promieni słońca powoli wpełzających na kwietniowe niebo obudził w niej głęboko ukryte pokłady nadziei. Nawet gdy już wylądowali z twarzy panny Skamander nie mógł zejść lekki uśmiech. Wyrwała się z rozmarzenia dopiero gdy poczuła jak Bertie całuję jej dłoń. - Nie-- zapewniła go żywo. Podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do niego tylko po to by móc go swobodnie pocałować. - Dziękuję Bertie - uśmiechnęła się jeszcze i zaraz przeniosła wzrok na okolicę. Niech sobie myśli, że dziękuje mu za to, że przeżyli podróż. Przecież nie musi od razu wszystkiego wiedzieć. - Gdzie my jesteśmy? - spytała wciąż nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu.
Wciąż niezbyt przekonana do takiego środka transportu trochę niechętnie zajęła swoje miejsce. - Ale obiecujesz, że przeżyjemy? - spytała wbijając brodę w jego plecy. Chwilę później objęła go nie do końca przekonana ile to rzeczywiście ma wspólnego z jej bezpieczeństwem. Kącik jej ust uniósł się lekko w geście rozbawienia gdy wyobraziła sobie brata stojącego przy oknie i przyglądającego się całej scenie. Już miała ochotę obejrzeć się za siebie gdy Sally ruszyła. Judith automatycznie mocniej wtuliła się w plecy Botta. Dodatkowo w myślach zaczęła potarzać wszystkie znane jej modlitwy do mugolskich bogów. Jednak w pewnym momencie i ona poczuła zastrzyk adrenaliny i przestała już tak wczepiać się w Bertiego. Nigdy mu się do tego nie przyzna ale jazda była naprawdę przyjemna.
Zauważyła, że wyjechali z Londynu i zaraz motor zaczął się unosić. Serce Judith zaczęło mocno dudnić w drobnej piersi. Znowu latała, znowu unosiła się w powietrzu. Co prawda nie miała pod sobą żywego stworzenia ale i tak…już zapomniała jakie to cudowne uczucie. Szare oczy zaczęły błyszczeć z zachwytu chłonąc każdy element rozciągającego się pod nimi krajobrazu. Bertie nie miał pojęcia jak wiele w tej chwili dla niej robił. Oparła policzek o jego plecy dłonie kładąc na jego ramionach. Już się nie bała, przepełniał ją dziwny spokój zmieszany z radością.
Widok pierwszych promieni słońca powoli wpełzających na kwietniowe niebo obudził w niej głęboko ukryte pokłady nadziei. Nawet gdy już wylądowali z twarzy panny Skamander nie mógł zejść lekki uśmiech. Wyrwała się z rozmarzenia dopiero gdy poczuła jak Bertie całuję jej dłoń. - Nie-- zapewniła go żywo. Podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do niego tylko po to by móc go swobodnie pocałować. - Dziękuję Bertie - uśmiechnęła się jeszcze i zaraz przeniosła wzrok na okolicę. Niech sobie myśli, że dziękuje mu za to, że przeżyli podróż. Przecież nie musi od razu wszystkiego wiedzieć. - Gdzie my jesteśmy? - spytała wciąż nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu.
Wyglądała... radośnie. Przez chwilę tylko się w nią wpatrywał, a w jego oczach błyszczały iskierki szczęścia. Uśmiechał się przy tym, jak to on i po prostu cieszył, że ona tu jest, że się cieszy, że jest zadowolona. Wszystko wreszcie było po prostu idealne. Wszystko się układało. Jakim cudem tak nie było zawsze? To aż nienaturalne, że ona mogła nie być przy nim.
- Właściwie to nie wiem. - przyznał szczerze. - Nazywają to miejsce wyspą rzeźb. Podobno z odpływem pojawia się dróżka. To z tego co widać nie jest plotka. Znaczy, możemy tam pójść, ale droga się zamknie z przypływem. - zsiadł z motoru i złapał tę dłoń, którą dopiero co pocałował, ruszając w stronę wyspy. - Gdzieś słyzałem, że na tę wyspę rzucono kiedyś klątwę i ludzie nocą zmieniają się w rzeźby. No... zobaczymy. W każdym razie miejsce wydaje się w porządku. Wynająłem nam pokój.
Ruszył powoli ścieżką prowadzącą w stronę wyspy. Zostawienie tu motoru wydawało mu się dobrą decyzją. Jeśli się do wieczora pokłócą istnieje szansa, że chociaż nie postanowią od razu wracać! Poza tym ten spacer był zbyt kuszący.
Na wyspie nie ma zbyt wielu pensjonatów, dzięki temu nie powinno tam być wielu turystów. Nie jest to z resztą bardzo popularne miejsce, do tego ludzie robią sobie podobne wycieczki raczej latem. Chyba jest szansa, że kiedy ci ludzie - jeśli dzieje się to na prawdę - skamienieją, oni pozostaną na wyspie właściwie całkiem sami!
- Może jutro udałoby się nam wynająć jakąś łódkę. - zaproponował jeszcze. Nie był wybitnym pływakiem, ale chyba nie trzeba wielkich zdolności, żeby pomachać trochę wiosłami. To też może być w porządku.
- W każdym razie w pensjonacie trzeba coś zjeść. - dodał, bo jego żołądek już na poważnie domagał się jakiegoś śniadania.
- Właściwie to nie wiem. - przyznał szczerze. - Nazywają to miejsce wyspą rzeźb. Podobno z odpływem pojawia się dróżka. To z tego co widać nie jest plotka. Znaczy, możemy tam pójść, ale droga się zamknie z przypływem. - zsiadł z motoru i złapał tę dłoń, którą dopiero co pocałował, ruszając w stronę wyspy. - Gdzieś słyzałem, że na tę wyspę rzucono kiedyś klątwę i ludzie nocą zmieniają się w rzeźby. No... zobaczymy. W każdym razie miejsce wydaje się w porządku. Wynająłem nam pokój.
Ruszył powoli ścieżką prowadzącą w stronę wyspy. Zostawienie tu motoru wydawało mu się dobrą decyzją. Jeśli się do wieczora pokłócą istnieje szansa, że chociaż nie postanowią od razu wracać! Poza tym ten spacer był zbyt kuszący.
Na wyspie nie ma zbyt wielu pensjonatów, dzięki temu nie powinno tam być wielu turystów. Nie jest to z resztą bardzo popularne miejsce, do tego ludzie robią sobie podobne wycieczki raczej latem. Chyba jest szansa, że kiedy ci ludzie - jeśli dzieje się to na prawdę - skamienieją, oni pozostaną na wyspie właściwie całkiem sami!
- Może jutro udałoby się nam wynająć jakąś łódkę. - zaproponował jeszcze. Nie był wybitnym pływakiem, ale chyba nie trzeba wielkich zdolności, żeby pomachać trochę wiosłami. To też może być w porządku.
- W każdym razie w pensjonacie trzeba coś zjeść. - dodał, bo jego żołądek już na poważnie domagał się jakiegoś śniadania.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdy przyznał, że nie wie gdzie są od razu skupiła na nim całą swoją uwagę. Bajkowa bańka trochę zmalała a Jude znów zaczęła się martwić o to co on też znowu wymyślił. Słuchała dalej a jej niepewność wcale nie zniknęła. Nigdy nie słyszała o takim miejscu jak wsypa rzeźb. Opcja tym, że droga powrotna pojawia się od czasu do czasu też nie bardzo się jej podobała. Szare tęczówki przesunęły się wzdłuż horyzontu by w końcu zatrzymać się na zarysie wyspy. Po krótkiej chwili stwierdziła, że to może i dobre rozwiązanie. Nie będą mogli od siebie zbyt szybko uciec. Gdy Bertie chwycił ją za dłoń zbliżyła się do niego tak by móc wpleść dłoń pod jego ramię. Chciała być blisko niego albo nieświadomie starała się wynagrodzić jakoś te miesiąc podczas których żyli osobno. Słuchała go dalej idąc za nim krok w krok a gdy skończ zaczęła się cicho śmiać. - To może oznaczać, że wieczorem będziemy mieć całą wyspę dla siebie - Jude była wstanie uwierzyć w klątwę, przecież o dziwniejszych rzeczach dowiadywali się niemal każdego dnia. Ale jakoś nie była wstanie współczuć tym biednym ludziom. Myśli panny Skamander krążyły tylko wokół tego co mogliby wtedy robić. Sami w tak pięknym miejscu.- Jest wspaniałe - przyznała szczerze choć na razie widziała przecież tak niewiele.- Obiecuję już nigdy w ciebie nie wątpić. - zatrzymała się na chwilę i musnęła jego policzek. Jakaś mała część jej podświadomości właśnie marudziła, że zachowuje się jak zakochana nastolatka ale sama Jude była tak szczęśliwa, że było jej to obojętne. Kto wie, może i obędzie się bez zgrywania wrednej zołzy. Nie, jeszcze zrobiłoby się nudno.
- Dobry pomysł, pod warunkiem, że mi obiecasz że nie wrzucisz mnie do wody - posłała mu bardzo poważne spojrzenie. Przecież nie po to stara się ładnie wyglądać by potem skończyć jak mokra kura. Zaraz jednak znów się uśmiechnęła. - Śniadanie też nam się przyda - przyznała mu rację napawając się przy tym pięknem okolicy. - Co dalej?- spytała po chwili ciszy. - Powinniśmy chyba obejrzeć wyspę - dodała dostrzegając już koniec drogi.
- Dobry pomysł, pod warunkiem, że mi obiecasz że nie wrzucisz mnie do wody - posłała mu bardzo poważne spojrzenie. Przecież nie po to stara się ładnie wyglądać by potem skończyć jak mokra kura. Zaraz jednak znów się uśmiechnęła. - Śniadanie też nam się przyda - przyznała mu rację napawając się przy tym pięknem okolicy. - Co dalej?- spytała po chwili ciszy. - Powinniśmy chyba obejrzeć wyspę - dodała dostrzegając już koniec drogi.
- Byłoby super, co?
Bertie uśmiechnął się szeroko. Nie dostrzegał w całej tej sytuacji wielkiego dramatu. Oczywiście, musiało się to wiązać z niedogodnościami, ludzie tracili część życia, byli w tym miejscu uwięzieni i byli pewnie łatwym łupem dla złodziei, ale jeśli spojrzeć na to inaczej, noce i tak się przesypiało, a większość może nie chciała opuszczać wyspy? Miał taką nadzieję, przynajmniej z oddali wydawała się piękna i wolał myśleć o tym miejscu jako o po prostu przyjemnym.
Widział też, że z początku jego pomysł nie przypadł Judy do gustu, jednak wcale się tym nie zrażał. Oto jego gnom-sceptyk, co zrobi, co poradzi? I tak na pewno zaraz się w tym miejscu zakocha. oby!
Niechęć nie trwała z resztą długo. Tak jak sądził.
- Będziesz we mnie wątpić jeszcze milion razy, a ja jeszcze pół miliona razy pokażę ci, że nie warto. - puścił jej oczko, ciesząc się tą radością, jaką dostrzegał. Nie było sensu obiecywać jej, że będzie dla niej ideałem. Nie będzie, nie umiał być idealny, po prostu nie był i trzeba się z tym pogodzić. Jego plany po prostu czasem się nie udają, lub okazują się wcale nie takie świetne, jak wcześniej sądził.
- Dlaczego po prostu nie pogodzisz się z tym i nie ubierzesz w coś, co nadaje się do pływania? - posłał jej szeroki uśmiech, bo przecież nie mógł jej obiecać czegoś takiego! Jasne, odpłyną od wyspy, będzie fajnie, będą sami, poleżą sobie na niewygodnych deskach, pokołyszą na wodzie, pogapią się w niebo, ale jak już się znudzi relaksowaniem to czemu odmówić sobie tej klasycznej, jakże przedniej formy rozrywki?
Szli dość długo, ale w końcu koniec ścieżki zrobił się widoczny. I dobrze, bo woda już wracała i ścieżka była coraz cieńsza. W pewnym momencie zatrzymał się i wziął Judy na ręce, by zaraz iść z nią i kompletnie nie martwić się faktem, że podłoże pod nim robi się coraz bardziej mokre. Postawił ją dopiero, kiedy wyszli na wyspę, znów wziął ją na rękę i ruszył ku wzgórzu, gdzie prowadziła ścieżka.
-Możemy się przejść. Pewnie obejdziemy wszystko do wieczora. - objął ją tym razem lekko w talii, rozglądając się za właściwym domkiem, kiedy dotarli na miejsce. Numer czternasty był na początku drogi, dość dobrze widoczny. Weszli więc do środka, Bertie odebrał klucze do pokoju, w którym mogli zostawić rzeczy, by zaraz zejść do stołówki na porządne śniadanie.
Bertie uśmiechnął się szeroko. Nie dostrzegał w całej tej sytuacji wielkiego dramatu. Oczywiście, musiało się to wiązać z niedogodnościami, ludzie tracili część życia, byli w tym miejscu uwięzieni i byli pewnie łatwym łupem dla złodziei, ale jeśli spojrzeć na to inaczej, noce i tak się przesypiało, a większość może nie chciała opuszczać wyspy? Miał taką nadzieję, przynajmniej z oddali wydawała się piękna i wolał myśleć o tym miejscu jako o po prostu przyjemnym.
Widział też, że z początku jego pomysł nie przypadł Judy do gustu, jednak wcale się tym nie zrażał. Oto jego gnom-sceptyk, co zrobi, co poradzi? I tak na pewno zaraz się w tym miejscu zakocha. oby!
Niechęć nie trwała z resztą długo. Tak jak sądził.
- Będziesz we mnie wątpić jeszcze milion razy, a ja jeszcze pół miliona razy pokażę ci, że nie warto. - puścił jej oczko, ciesząc się tą radością, jaką dostrzegał. Nie było sensu obiecywać jej, że będzie dla niej ideałem. Nie będzie, nie umiał być idealny, po prostu nie był i trzeba się z tym pogodzić. Jego plany po prostu czasem się nie udają, lub okazują się wcale nie takie świetne, jak wcześniej sądził.
- Dlaczego po prostu nie pogodzisz się z tym i nie ubierzesz w coś, co nadaje się do pływania? - posłał jej szeroki uśmiech, bo przecież nie mógł jej obiecać czegoś takiego! Jasne, odpłyną od wyspy, będzie fajnie, będą sami, poleżą sobie na niewygodnych deskach, pokołyszą na wodzie, pogapią się w niebo, ale jak już się znudzi relaksowaniem to czemu odmówić sobie tej klasycznej, jakże przedniej formy rozrywki?
Szli dość długo, ale w końcu koniec ścieżki zrobił się widoczny. I dobrze, bo woda już wracała i ścieżka była coraz cieńsza. W pewnym momencie zatrzymał się i wziął Judy na ręce, by zaraz iść z nią i kompletnie nie martwić się faktem, że podłoże pod nim robi się coraz bardziej mokre. Postawił ją dopiero, kiedy wyszli na wyspę, znów wziął ją na rękę i ruszył ku wzgórzu, gdzie prowadziła ścieżka.
-Możemy się przejść. Pewnie obejdziemy wszystko do wieczora. - objął ją tym razem lekko w talii, rozglądając się za właściwym domkiem, kiedy dotarli na miejsce. Numer czternasty był na początku drogi, dość dobrze widoczny. Weszli więc do środka, Bertie odebrał klucze do pokoju, w którym mogli zostawić rzeczy, by zaraz zejść do stołówki na porządne śniadanie.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przytaknęła ale przecież nie byłaby sobą gdyby nie dodała drobnego ale . - Już sobie wyobrażam twój wyraz twarzy jak to okaże się prawdą - zaczęła się z niego naśmiewać. Prawda była jednak taka, że pewnie będzie wyglądała równie głupio gdy okaże się, że po zachodzie słońca otaczają ich tylko kamienne postacie. Szybko jej przejdzie…ale jednak.
Przewróciła oczami uśmiechając się przy tym w dość dobrotliwy sposób.- Mówisz, że wybrniesz z połowy takich sytuacji? Bott chyba trochę się przeceniasz - wytknęła mu cmokając przy tym z jawną dezaprobatą. Zaraz jednak znów zaczęła się uśmiechać. Nie umiałaby wyjaśnić czy na ten radosny humor wpływa bliskość Bertiego czy miejsce w którym się znaleźli. Im bliżej wyspy się znajdowali tym Jude coraz mocniej przychylała się do opinii, że jej mieszkańcom nie należy współczuć ale zazdrościć. Mieli swoje miejsce na ziemi a to więcej niż nie jeden człowiek mógłby chcieć.
Jude westchnęła ciężko już będąc pewną tego, że w końcu wyląduje w wodzie. - Wiesz, najlepiej pływa się bez ubrań - wzruszyła obojętnie ramionami kątem oka spoglądając na Botta. Ciekawiła ją jego reakcja na podobny scenariusz. - Skończy się pewne tym, że resztę wyjazdu spędzę skulona pod kołdrą kichając sto razy na minutę a ty będziesz sobie biegał merlin wie gdzie bo przecież złego diabli nie biorą - nie ma to jak roztaczać czarne wizję zanim jeszcze przekroczyli granicę wyspy ale może to powstrzyma Bertie przed wrzuceniem jej do wody. Nadzieja umiera przecież ostatnia.
Jude była tak zaaferowana widokiem dokoła, że zupełnie nie zwracała uwagi na znikającą ścieżkę. Gdy nagle uniosła się w powietrzu przez chwilę nie wiedziała co się dzieję. - Książę w lśniącej zbroi co? - spytała gdy już się okazało, że Bertie postanowił się zachować w iście rycerski sposób. - To tylko trochę wody - zwróciła mu uwagę a na bladych policzkach zaczęły się pojawiać pierwsze zaróżowienia. Mało prawdopodobne by ktoś ich tu widział ale i tak. Gdy w końcu postawił ją na ziemi szybko poprawiła swój wygląd ruszyła za nim.
- Nigdy nie wiadomo jakie jeszcze tajemnica skrywa ta wyspa - dodała jeszcze gdy wchodzili do domku. Po tym jak zeszli do stołówki Jude zabrała spory kubek kawy i popielniczkę, idealny zestaw śniadaniowy każdego Skamandera. Zanim jednak usiała naprzeciwko Bertiego przyniosła jeszcze niewielkie pudełko i szachownicę. - Patrz co znalazłam - nie musieli w sumie grać ale przecież od szachów wszystko się zaczęło. Od szachów i zniszczonego zielnika. - Kto przegra śpi na ziemi? - zajęła w końcu swoje miejsce. Upiła spory łyk kawy i zaraz sięgnęła po papierośnicę. Zaciągnęła się parę razy wypuszczając dym gdzieś w bok. Nadrabiając brak kofeiny co jakiś czas zerkała na Bertiego pewnie zajmującego się swoim śniadaniem.
Przewróciła oczami uśmiechając się przy tym w dość dobrotliwy sposób.- Mówisz, że wybrniesz z połowy takich sytuacji? Bott chyba trochę się przeceniasz - wytknęła mu cmokając przy tym z jawną dezaprobatą. Zaraz jednak znów zaczęła się uśmiechać. Nie umiałaby wyjaśnić czy na ten radosny humor wpływa bliskość Bertiego czy miejsce w którym się znaleźli. Im bliżej wyspy się znajdowali tym Jude coraz mocniej przychylała się do opinii, że jej mieszkańcom nie należy współczuć ale zazdrościć. Mieli swoje miejsce na ziemi a to więcej niż nie jeden człowiek mógłby chcieć.
Jude westchnęła ciężko już będąc pewną tego, że w końcu wyląduje w wodzie. - Wiesz, najlepiej pływa się bez ubrań - wzruszyła obojętnie ramionami kątem oka spoglądając na Botta. Ciekawiła ją jego reakcja na podobny scenariusz. - Skończy się pewne tym, że resztę wyjazdu spędzę skulona pod kołdrą kichając sto razy na minutę a ty będziesz sobie biegał merlin wie gdzie bo przecież złego diabli nie biorą - nie ma to jak roztaczać czarne wizję zanim jeszcze przekroczyli granicę wyspy ale może to powstrzyma Bertie przed wrzuceniem jej do wody. Nadzieja umiera przecież ostatnia.
Jude była tak zaaferowana widokiem dokoła, że zupełnie nie zwracała uwagi na znikającą ścieżkę. Gdy nagle uniosła się w powietrzu przez chwilę nie wiedziała co się dzieję. - Książę w lśniącej zbroi co? - spytała gdy już się okazało, że Bertie postanowił się zachować w iście rycerski sposób. - To tylko trochę wody - zwróciła mu uwagę a na bladych policzkach zaczęły się pojawiać pierwsze zaróżowienia. Mało prawdopodobne by ktoś ich tu widział ale i tak. Gdy w końcu postawił ją na ziemi szybko poprawiła swój wygląd ruszyła za nim.
- Nigdy nie wiadomo jakie jeszcze tajemnica skrywa ta wyspa - dodała jeszcze gdy wchodzili do domku. Po tym jak zeszli do stołówki Jude zabrała spory kubek kawy i popielniczkę, idealny zestaw śniadaniowy każdego Skamandera. Zanim jednak usiała naprzeciwko Bertiego przyniosła jeszcze niewielkie pudełko i szachownicę. - Patrz co znalazłam - nie musieli w sumie grać ale przecież od szachów wszystko się zaczęło. Od szachów i zniszczonego zielnika. - Kto przegra śpi na ziemi? - zajęła w końcu swoje miejsce. Upiła spory łyk kawy i zaraz sięgnęła po papierośnicę. Zaciągnęła się parę razy wypuszczając dym gdzieś w bok. Nadrabiając brak kofeiny co jakiś czas zerkała na Bertiego pewnie zajmującego się swoim śniadaniem.
- To też da się załatwić. - uśmiechnął się szeroko na słowa Jud. Czego z resztą oczekiwała, że się oburzy, że jej zabroni? - Musimy tu wrócić jak będzie cieplej. Choć nie wiem, w sumie mam wiarę w twoją odporność. - puścił jej oczko, kiedy swoim napomknieniem zrujnowała mu przyjemne wizje. Choć nie wątpił, że dadzą radę się świetnie bawić i bez skakania do wody. Choć nie mogło biecać, że jednak nie spróbuje. Nawet on do końca nigdy nie wie, co mu się w głowie podzieje.
- Oto ja. - puścił jej oczko, kiedy nazwała go księciem. Miał ochotę na czułości, noszenie jej, dbanie o nią sprawiało mu przyjemność. W końcu Judy pewnie zacznie rzygać lukrem i słodyczą, może zacznie mieć dość, może po trosze poczuje się zagłaskiwana. Ale spokojnie, dla równowagi od czasu do czasu wrzuci ją do jeziora.
W końcu siedli w kuchni, a Judy przyniosła szachy. Bertie w tym czasie zamówił dla nich jajka na bekonie z chlebem i także dla siebie kawę. Nie ma mowy, żeby pozwolił Judy zostać przy papierosie i kawie, jak ona może nie być głodna po całonocnej podróży?! Na papierosa uniósł lekko brwi, zdziwił go ten widok.
- Coraz mniej o tobie wiem, hm? - skrzywił się odrobinę. Nie zamierzał jej teraz wyrzucać, choć nie podobały mu się kobiety z papierosami. Sam popalał jedynie w nerwach, z resztą przecież on to co innego, na siebie nie patrzy, siebie nie wącha, siebie nie ma ochoty całować. - Jeśli przegrasz, do wyjazdu nie wypalisz ani jednego więcej. Jeśli ja przegram, mogę spać na ziemi, choć oboje wiemy, że długo to nie potrwa, więc możesz wymyślić coś innego jeśli chcesz. - posłał jej znów wesoły uśmiech, by zaraz porozkładać szachy i postawić między nimi. Stolik był na tyle szeroki, że nie przeszkadzały nawet, kiedy przed każdym z nich pojawił się talerz ze śniadaniem.
- Pionek na F6.
Zaczął. I zamierzał tę rozgrywkę wygrać!
/może opisujmy ogólnie, że cośtam przesuwają, nie musimy podawać która figura na które pole. Rzucamy k100, kto pierwszy dobije do 200 wygrywa?
- Oto ja. - puścił jej oczko, kiedy nazwała go księciem. Miał ochotę na czułości, noszenie jej, dbanie o nią sprawiało mu przyjemność. W końcu Judy pewnie zacznie rzygać lukrem i słodyczą, może zacznie mieć dość, może po trosze poczuje się zagłaskiwana. Ale spokojnie, dla równowagi od czasu do czasu wrzuci ją do jeziora.
W końcu siedli w kuchni, a Judy przyniosła szachy. Bertie w tym czasie zamówił dla nich jajka na bekonie z chlebem i także dla siebie kawę. Nie ma mowy, żeby pozwolił Judy zostać przy papierosie i kawie, jak ona może nie być głodna po całonocnej podróży?! Na papierosa uniósł lekko brwi, zdziwił go ten widok.
- Coraz mniej o tobie wiem, hm? - skrzywił się odrobinę. Nie zamierzał jej teraz wyrzucać, choć nie podobały mu się kobiety z papierosami. Sam popalał jedynie w nerwach, z resztą przecież on to co innego, na siebie nie patrzy, siebie nie wącha, siebie nie ma ochoty całować. - Jeśli przegrasz, do wyjazdu nie wypalisz ani jednego więcej. Jeśli ja przegram, mogę spać na ziemi, choć oboje wiemy, że długo to nie potrwa, więc możesz wymyślić coś innego jeśli chcesz. - posłał jej znów wesoły uśmiech, by zaraz porozkładać szachy i postawić między nimi. Stolik był na tyle szeroki, że nie przeszkadzały nawet, kiedy przed każdym z nich pojawił się talerz ze śniadaniem.
- Pionek na F6.
Zaczął. I zamierzał tę rozgrywkę wygrać!
/może opisujmy ogólnie, że cośtam przesuwają, nie musimy podawać która figura na które pole. Rzucamy k100, kto pierwszy dobije do 200 wygrywa?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 09.01.17 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Aż sama zapomniałam rzucić!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Gdy zorientowała się, że Bertie zamówił dla niej normalny posiłek spojrzała na niego z lekkim powątpiewaniem. Nie chciała się jednak kłócić, ludzie potrafią być strasznie przeczuleni na punkcie głupiego jedzenia. Jeśli chodzi o papierosa to w pierwszej chwili nie miała pojęcia co mu właściwie chodzi. Zaciągnęła się jeszcze raz i wypuściła obłoczek dymu w jego stronę. Chciała się trochę z nim podrażnić. - Trochę przesadzasz-widziała po jego wyrazie twarzy, że mu się to nie podoba. Ale to przecież nie oznacza, że od razu zacznie rzucać. Nie da sobie odebrać małych przyjemności! - Zresztą to wina mojego brata. Zawsze kurzył jak smok, pewnie chciałam być do niego podobna - wzruszyła ramionami uśmiechając się z lekkim rozbawienie. Na chwilę odłożyła papierosa do popielniczki by wziąć spory łyk kawy. - Zresztą powinieneś się cieszyć, że jestem pełna niespodzianek - posłała mu zawadiacki uśmiech. - Przynajmniej szybko się nie znudzisz.- Chwyciła papieros między palce i zaciągnęła się jeszcze raz. Nie wierzyła, że trochę dymu mogłoby go odstraszyć. A może jednak?
Zmarszczyła brwi gdy usłyszała czego żąda w ramach wygranej. - Dobrze - zgodziła się po krótkiej chwili. Oczami wyobraźni już widziała jak gdzieś nad ranem wymyka się z pokoju żeby uciec od jego niezadowolonej miny. Kopnęła go w piszczel słysząc dalszą cześć wypowiedzi. - Trochę za dużo sobie wyobrażasz Bott- mruknęła udając oburzenie. Przecież to nie ona proponowała przed kilkudziesięcioma minutami kąpiel nago. Patrzyła jak rozkłada pionki i sama dość szybko skapitulowała - Jeśli wygram nauczysz mnie jeździć na motorze - zaproponowała a w szarych oczach pojawiła się bardzo niebezpieczna iskierka. Ciekawe kto najgorzej wyszedłby na tych lekcjach motor, Judith czy może jednak Bertie. Gdy obok szachownicy pojawiły się talerze z jedzeniem Jude miała bardzo wymowny wraz twarzy ale i tak skubnęła trochę jajecznicy. Wiedziała, że przypomina wieszak i nikt nie musiał jej o tym przypominać.
Przesunęła swój pionek o kilka pól i ze złowieszczym uśmiechem patrzyła jak pionek Bertiego zmienia się w kupkę skorup. - Czuje przegraną-zanuciła pod nosem sięgając po kawę.
Zmarszczyła brwi gdy usłyszała czego żąda w ramach wygranej. - Dobrze - zgodziła się po krótkiej chwili. Oczami wyobraźni już widziała jak gdzieś nad ranem wymyka się z pokoju żeby uciec od jego niezadowolonej miny. Kopnęła go w piszczel słysząc dalszą cześć wypowiedzi. - Trochę za dużo sobie wyobrażasz Bott- mruknęła udając oburzenie. Przecież to nie ona proponowała przed kilkudziesięcioma minutami kąpiel nago. Patrzyła jak rozkłada pionki i sama dość szybko skapitulowała - Jeśli wygram nauczysz mnie jeździć na motorze - zaproponowała a w szarych oczach pojawiła się bardzo niebezpieczna iskierka. Ciekawe kto najgorzej wyszedłby na tych lekcjach motor, Judith czy może jednak Bertie. Gdy obok szachownicy pojawiły się talerze z jedzeniem Jude miała bardzo wymowny wraz twarzy ale i tak skubnęła trochę jajecznicy. Wiedziała, że przypomina wieszak i nikt nie musiał jej o tym przypominać.
Przesunęła swój pionek o kilka pól i ze złowieszczym uśmiechem patrzyła jak pionek Bertiego zmienia się w kupkę skorup. - Czuje przegraną-zanuciła pod nosem sięgając po kawę.
The member 'Judith Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
- Nie przesadzam, po prostu papieros wyjątkowo źle wygląda i pachnie w kobiecej dłoni. - stwierdził. To może i nie jest moment, żeby kazać jej rzucać, ale może uda mu się wygrać u niej przerwę. A z czasem ją przekona, lub przyciśnie w jakiś sposób. Nie chciał jej sobą dusić już na starcie i nie chciał awantury, a im spokojnie wystarczy podobna błahostka żeby się pożreć. Niech tych kilka dni będzie cudowne.
- Tobą nie da się znudzić, Jud. - pokręcił głową z niedowierzaniem, że w ogóle jej to wpadło do głowy. Są przecież dobrani idealnie, żeby nie zaznać zbyt wiele nudy. Może są dla siebie stworzeni?
Zaraz przyglądał się planszy i zdecydowanie zamierzał wygrać. Nie miał nic przeciwko uczeniu Judy jazdy. Trochę dobrej zabawy, przecież nic jej się nie stanie. Znajdą bezpieczne miejsce, na początek nie będzie się rozpędzać, może być nawet śmiesznie. Potem najwyżej Sam podbije mu oko.
- Skąd wiesz, co sobie wyobrażam? - zaśmiał się tylko i uśmiechnął się do niej zaczepnie. - Umowa stoi. Przegrasz z kretesem.
Pionki pod wpływem ich poleceń sunęły po planszy, co chwila któryś atakował, a któreś z nich jak dawniej po prostu strzepywało resztki, wolną ręką jedząc śniadanie i popijając kawę.
- Tobą nie da się znudzić, Jud. - pokręcił głową z niedowierzaniem, że w ogóle jej to wpadło do głowy. Są przecież dobrani idealnie, żeby nie zaznać zbyt wiele nudy. Może są dla siebie stworzeni?
Zaraz przyglądał się planszy i zdecydowanie zamierzał wygrać. Nie miał nic przeciwko uczeniu Judy jazdy. Trochę dobrej zabawy, przecież nic jej się nie stanie. Znajdą bezpieczne miejsce, na początek nie będzie się rozpędzać, może być nawet śmiesznie. Potem najwyżej Sam podbije mu oko.
- Skąd wiesz, co sobie wyobrażam? - zaśmiał się tylko i uśmiechnął się do niej zaczepnie. - Umowa stoi. Przegrasz z kretesem.
Pionki pod wpływem ich poleceń sunęły po planszy, co chwila któryś atakował, a któreś z nich jak dawniej po prostu strzepywało resztki, wolną ręką jedząc śniadanie i popijając kawę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Przewróciła oczami zaciągając się po raz ostatni i w końcu zgasił niedopałek w popielniczce. - Przyzwyczaisz się - zapowiedziała nie biorąc pod uwagę innego scenariusza. - Biegałbyś za mną nawet gdybym wypalała paczki dziennie -posłała mu zadziorny uśmiech. Miała ochotę podnieść się z miejsca i go pocałować ale głupek pewnie zacząłby się specjalnie krztusić albo marszczyć nos. - To się dopiero nazywa uzależnienie - dodała po chwili zwracając się bardziej do siebie niż do Botta. Oczywiście, że chodziło jej o te 3 paczki no bo niby o co innego? Ale i tak musiała ukryć uśmiech za kubkiem kawy. Zakrztusiła gdy usłyszała kolejną głupotę która padła z ust chłopaka. Gdy w końcu udało się jej się złapać oddech. - Żebyś tego w złą godzinę nie powiedział. - zganiła go ledwo panując nad uśmiechem. - Powinnam to nagrać i puszczać ci w odpowiednich momentach - mruknęła odstawiając w końcu kubek na stole. Chciała sięgnąć po jeszcze jednego papierosa ale już niemal czuła na sobie niezadowolone niebieskie ślepia. Westchnęła ciężko i wrzuciła papierośnice do kieszeni. Może Bertie nie zdawał sobie sprawy z tego jak nerwowa będzie bez swoich drogich najlepszych przyjaciół (czytaj: papierosów) i trzeba go w tym uświadomić? Przecież tak normalnie jest bardzo radosnym i pozytywnie nastawionym do życia człowiekiem.
- Stary a głupi - burknęła w odpowiedzi na jego pytanie. -Ile to lat się już znamy? Dziesięć może? - uniosła na niego sarnie oczy a kącik jej ust powoli drgnął ku górze układając się w coś na kształt pół uśmiechu. Dziesięć długich lat dzięki którym Jude mogła pokusić się o stwierdzenie, że zna go lepiej niż ktokolwiek inny. Chociaż z drugiej strony Bertie nie był zbyt skomplikowaną osobą…potrafił być za to wyjątkowo nieprzewidywalny.
Trochę zaskoczyło ją to jak szybo Bertie zgodził się na jej propozycje. Chyba jednak nie kochał swojej maszyny tak mocno jak się Judith wydawało. Albo biedak nie wiedział w co się pakuje. Oczywiście to wciąż nie oznaczało, że Judith nie wyrzuci go na podłogę a jak będzie chrapał to nawet i na korytarz. Jęknęła rozpaczliwie gdy zdała sobie sprawę, że jest bliska przegranej. Przeniosła wzrok z planszy na Botta posyłając mu oburzone spojrzenie -No i gdzie ten twój rycerski honor gdy jest potrzebny? - przesuwała kolejne pionki uważnie śledząc każdy ich ruch. Nie, korytarz to zły pomysł jeszcze usłyszy gdy będzie się wymykać z pokoju.
- Stary a głupi - burknęła w odpowiedzi na jego pytanie. -Ile to lat się już znamy? Dziesięć może? - uniosła na niego sarnie oczy a kącik jej ust powoli drgnął ku górze układając się w coś na kształt pół uśmiechu. Dziesięć długich lat dzięki którym Jude mogła pokusić się o stwierdzenie, że zna go lepiej niż ktokolwiek inny. Chociaż z drugiej strony Bertie nie był zbyt skomplikowaną osobą…potrafił być za to wyjątkowo nieprzewidywalny.
Trochę zaskoczyło ją to jak szybo Bertie zgodził się na jej propozycje. Chyba jednak nie kochał swojej maszyny tak mocno jak się Judith wydawało. Albo biedak nie wiedział w co się pakuje. Oczywiście to wciąż nie oznaczało, że Judith nie wyrzuci go na podłogę a jak będzie chrapał to nawet i na korytarz. Jęknęła rozpaczliwie gdy zdała sobie sprawę, że jest bliska przegranej. Przeniosła wzrok z planszy na Botta posyłając mu oburzone spojrzenie -No i gdzie ten twój rycerski honor gdy jest potrzebny? - przesuwała kolejne pionki uważnie śledząc każdy ich ruch. Nie, korytarz to zły pomysł jeszcze usłyszy gdy będzie się wymykać z pokoju.
Strona 1 z 26 • 1, 2, 3 ... 13 ... 26
Wyspa Rzeźb
Szybka odpowiedź