Wydarzenia


Ekipa forum
Kolorowy skwerek
AutorWiadomość
Kolorowy skwerek [odnośnik]04.12.16 0:46
First topic message reminder :

Kolorowy Skwerek

Niewielki skwerek w magicznej części Londynu. Liście tutejszych drzew przybierają wszelkie możliwe kolory. Nie sposób wyodrębnić spośród roślin konkretnych gatunków, odróżniają się od siebie jedynie kształtami i odcieniami - jedne są bardziej jaskrawe, inne pastelowe. Barwne powierzchnie delikatnie mienią się na wietrze. Jest to bardzo popularne miejsce schadzek, często można tu zobaczyć parę leżącą na kocu i cieszącą oczy pięknymi widokami czy spacerującą po okolicy, jeśli pogoda dopisuje. Jesienią liście opadają, jednak szybko zastępują je kolejne, zimą drzewa znów są kolorowe, choć często częściowo przykryte śniegiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:29, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kolorowy skwerek - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]28.05.21 17:39
Idylla płynąca z tego głośnego otoczenia dawała się jej we znaki. Mało czasu spędzała w towarzystwie tylu śmiechów i pomazanych różem twarzy. Zwykle była to krew. Ewentualnie bladość, sina skóra zadręczona mnogością krzywdy. Być może Irina liczyła, że artyści pracowali przy włosach ludności odwiedzającej zimowy jarmark w skupieniu i ciszy. Że pod szerokimi skrzydłami namiotu dało się odnaleźć relaks. Czy nie o to chodziło w tych pielęgnacyjnych praktykach? Tymczasem zawiodła się. To tylko upewniło ją, że ciszę znajdzie wyłącznie we własnych komnatach i poważnym pogrzebowym domu. Kiedy sama sięgała po dłuto i kamień, kiedy różdżką modelowała kawałek bezkształtnej skały, działała w bezgłosie, ponurym i pozwalającym wsłuchać się we własne artystyczne wizje. Śmierć lubiła wyłącznie odgłos bolesnych krzyków i ostatnie chaotyczne oddechy. Irina jako jej sojuszniczka miała dość zbliżone preferencje. Nigdy nie lubiła tych drogich bankietów u Karkarowów. Biznes jednak wymagał wielu poświęceń. Dziś odczuwała to dotkliwie na własnej skórze. Nie marudziła jednak jak podlotek, któremu ktoś kazał się bardziej wysilić. Wybrała taką branżę, która spełniała jej wszystkie potrzeby. Idealnie wyczuła rynek. Rozwijający się konflikt sam wpychał pod jej drzwi nowe trupy. A Igor? Liczby nie były mu bliskie. Podobnie jak Drew. Szedł jego śladem. Śladem klątw. Wcale się temu nie dziwiła. Krew Macnairów wabiła ich wszystkich. Tylko Irina skręciła w zupełnie innym kierunku, ale zamierzała któregoś dnia nadrobić pewne braki. Wiedziała, że nieznajomość starożytnych znaków może kiedyś okazać się bardzo kłopotliwa.
– Podaruję sobie. Nie sądzę, by… tutejsi mistrzowie odpowiadali moim wymaganiom – zarzuciła otwarcie, niespecjalnie też przyglądała się pracującym artystom. Rozumiała ideę ich sztuki, ale nie zamierzała wyglądać jak jedna z tych choinek rozstawionych między straganami. Nie miała już dwudziestu lat. Co innego Igor. Ostatnie miesiące wiązały się ze zmianami. Wyrwała go z rodzinnego gniazda, zmusiła do zupełnie innego życia. Mogła się ugiąć? Jej spojrzenie jasno dawało młodemu Bułgarowi do zrozumienia, że nie było mowy o podobnym zdarzeniu. Surowa, mroczna klasyka i nieprzesadzona elegancja. To była Irina. Miała wyglądać dojrzale i poważnie. Tak jak wszystko to, czym zajmowała się codziennie. – Tak ci spieszno, by wydać matkę, Igorze? – zakpiła, dłoń mocno zaciskając na skórzanym oparciu fotela. Wciąż na nim nie usiadła. Nie chciała loków. Nie chciała kokard i wymyślnych warkoczy. – Nie doczekasz tego – mruknęła gdzieś na granicy soczystej groźby. Skinieniem wyraźnie nakazała, by sam spoczął i przestał rozprawiać na ten temat. To niepotrzebne. Ledwie co pogrzebała męża. Powinna przywdziać czerń. Zupełnie jakby na co dzień jej nie nosiła. Niemniej nie tęskniła i nie żałowała. Cierpienie wypleniła jak chwast. Ból zaleczyła wyjątkowo udaną zemstą. Jego krzyk do tej pory pieścił ją do snu. Nie usiadła więc zgodnie z prośbą syna. Jego samego usadziła jednak naciskiem własnych rąk. Nie powinien stawiać oporu. Podano mu wzorniki, zapewne te same, które rozstawione były wokół fryzjerskich stanowisk. Nożyczki w dłoni milczącego póki co rzemieślnika błysnęły. Miała nadzieję, że używać będzie mimo wszystko różdżki, a nie jakiś niewiadomych wynalazków. Stanęła za plecami syna i pochyliła się. Pachniała ostrą, intensywną wonią. Kwiaty z pogrzebów, zapach nocy. Palcami przeczesała jego włosy. Intensywna barwa, miękkie, przygładzone do wyjścia.
– Zawsze będzie ktoś, kto zawodzi, świat pełen jest skaz. Londyn jednak kwitnie. Nawet w środku zimy – skomentowała jego odpowiedź. – Na całe szczęście ty przynosiłeś chwałę, a nie wstyd – wyraziła pochwałę, przelotną, niezbyt ubarwioną. Choć jako doświadczona wieloma scenami matka wiedziała dobrze, że świat bywał zupełnie różny od opisów dziecka. Igor mówił to, co usłyszeć chciała Irina. Prawda? – Piąta, Igorze  – obwieściła, wciąż stojąc za nim. – Jesteś zbyt młody na wąsa – wydała osąd, z którym nikt w tym namiocie nie powinien się kłócić. – Odebrałbyś sobie młodzieńczy widok. A przecież nie na tym ci zależy. Czy się mylę? – zapytała, obchodząc krzesło tak, by mógł dobrze ją ujrzeć. Rękawice zdjęła i ułożyła na stoliku. Przeszkadzały jej. Pod nimi dziesięć chudych palców i żadnej ozdoby. Jedynie klejnot Macnairów. Jej panieński, symboliczny i najważniejszy. – Wuj ma dwa razy tyle lat co ty, synu – zauważyła, niezbyt chętnie reagując na to wspomnienie. Wiedziała jednak, że Karkarow lubił się z jej synem. Może wybrała nie tego mężczyznę. Skinęła głową fryzjerowi. Niech zacznie pracować.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]30.05.21 12:36
Miałem wrażenie, że całe moje ciało odetchnęło z ulgą, kiedy matka odrzuciła pomysł robienia sobie współczesnej, ekstrawaganckiej fryzury, a na dodatek wykpiła wizję własnego, ponownego zamążpójścia. O to chodziło! Choć mój nieostrożny język sugerował wcześniej inaczej, wcale nie chciałem by matka z kimkolwiek się wiązała, niezależnie od tego, czy byłby to jakiś pierwszy lepszy angielski szlachcic, Czarny Pan czy nawet brat mojego ojca. Nikt nie był godny mojej matki, nikt wystarczająco. Ona od zawsze była moja i Yavora. Nasza.
Podniosłem spojrzenie na matkę i wcale nie mogła dostrzec na niej zmieszania czy potulności. Wręcz przeciwnie, zagościł na mej twarzy uśmiech, ten naiwny, młodzieńczy, pełen radości i wdzięczności.
- Przyznam, że cieszę się bardzo na twe wyznanie, matko. Nie potrzebujemy nikogo. Mamy siebie - odparłem przekonany o tych słowach, choć gdzieś tam z tyłu głowy zaświtała myśl, że przydałaby nam się jeszcze fortuna Karkaroffów. Wyniosłem z matką wiele kosztowności z posiadłości rodzinnej, ale to byłem jedynie skrawek, niewielkie ziarenko tego, czego dorobiliśmy się na złocie i handlu nielegalnymi przedmiotami. Czułem, że należało mi się to bogactwo, ale też wiedziałem, że ucieczka z matką przekreśliła wszelkie moje możliwości moje na roszczenie sobie praw do tego spadku. Czy postąpiłbym inaczej, gdybym mógł cofnąć czas? Niewykluczone. Choć ciężko byłoby mi również zostawić matkę samej sobie... Przekonywałbym ją do pozostania? Powiedziała wyraźnie, że nie jesteśmy, MY, tam dłużej bezpieczni. Zapewne wiedziała więcej, niechybnie wiedziała więcej, więc nie mogłem z tym dyskutować. Zrobiła to dla naszego dobra. Bo byliśmy duetem. Mieliśmy siebie.
Dobrowolnie pozwoliłem się pokierować na krzesło tortur. Miałem przeogromną nadzieję, że tutejszy mistrz nie zepsuje mojego wizerunku jakąś marną karykaturą fryzury ze wzornika. Matka wybrała numer piąty... Sam nie wiedziałem, co o nim sądzić. Miałem uprzedzenia do angielskości, do tego kraju i wszystkiego co z nim związane, ale myślę, że przywyknę. Musiałem dać sobie nieco więcej czasu, rezerwy. Przede wszystkim powinienem przestać krytykować i doszukać się zalet - nie będę od teraz tak odstawał na tle Anglików, nie? Tylko... czy faktycznie chciałem wyglądać młodo?
- Mam wrażenie, że młodość jest zbyt okrzyczana... Nikt młodych nie uważa za poważnych, za godnych wysłuchania, wręcz odnoszą się do nas z lekceważeniem, protekcją. Podobnie było w szkole. Najpiękniejsze lata nauki to ostatnie klasy, kiedy królowaliśmy, byliśmy najważniejsi - stwierdziłem, pozwalając sobie właściwie na narzekanie i nostalgię. Patrzyłem przed siebie, bowiem balwierz w tym czasie zaczął swoje dzieło. Błagałem Merlina o wsparcie, bym na koniec nie musiał się wstydzić swojej prezencji. Co by powiedział ojciec na tę awangardę? Czy w ogóle obdarzyłby mnie spojrzeniem? Był Bułgarem z krwi i kości.
Igor X. Karkaroff
Igor X. Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym matki; początkujący zaklinacz
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
spędzam zimne noce w czarnej trumnie z cedru
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9899-igor-karkaroff#299444 https://www.morsmordre.net/t9934-polaris#300363 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f301-smiertelny-nokturn-13-16 https://www.morsmordre.net/t9937-igor-karkaroff
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]01.06.21 19:21
Niestety Igor nie miał do końca racji. Irina należała do samej siebie. Mogła co najwyżej wybrać tego, komu przysięgnie lojalność. Dziś byli to członkowie rodziny Macnair oraz Czarny Pan. Przy synu przystawała – jak matka przy dziecku – ale nie zamierzała pozwalać, by rządził jej światem. Jawna słabość powoduje, że silny charakter kruszeje, a to wewnętrzna siła każdej jednostki czyni ich jako grupę niesamowitą potęgą. Wiedziała o tym. Nie wstępowałaby do grona sojuszników, nie obiecywałaby swojej mocy, gdyby tylko czuła, że zawiedzie. Może pewne sprawy musiała nadrobić, ale nie była laikiem, nie bała się przelać krwi w imię chwały wielkiego czarnoksiężnika, dla rodziny, dla siebie. Ku czci śmierci. Cokolwiek sądził Igor na temat jej zobowiązań i planów matrymonialnych, powinien przestać się tym interesować. W tej chwili ze wszystkich dusz pozostawał jej najbliższy. Nie miała czasu zajmować się budowaniem zbędnych relacji. Na samą myśl o Yavorze czuła mdłości.
Wyglądało jednak na to, że syn tylko próbował z nią igrać. Zmierzyła go z dezaprobatą, a potem jej twarz nieco złagodniała. Ktoś obcy nie zauważyłby różnicy, ale nastolatek był z matczynymi rysami zdecydowanie bardziej oswojony. Mimo głęboko pielęgnowanej tajemnicy. Nie mogła jednak przyjąć tego wszystkiego tak po prostu. – Doskonale. Tylko nie lekceważ rodziny, Igorze. To także twoi krewni. I są nam potrzebni, tak jak my im – zwróciła mu uwagę. Dobrze wiedział, kogo miała w tym momencie na myśli. Macnairowie. To była przyszłość, jej pisana od pierwszego świstu różdżki przyszłość i przeszłość. Albo i jeszcze wcześniej, kiedy jako kilkulatka spędzała całe dnie na przydomowym cmentarzu, czcząc pamięć o zmarłej matce. Zapamiętaj, mówiło wyraźne spojrzenie. Wiedziała, że nie musi wpajać mu tego z nużącą powtarzalnością. Wiedział. W Anglii to właśnie z nimi pozostawali najbardziej złączeni. Bułgaria i złote kopalnie należało pozostawić za sobą. Wiedziała, że Igor miał prawa do dziedzictwa, dlatego tym bardziej nie wahała się odebrać im tego, co mu się należało. Co jej się należało po zmarłym mężu. Nie wiązała jednak żadnych nadziei z tamtą rodziną. Obejmowała ich przekleństwem. Z jej syna zrobiliby swoją kopię i wypleniliby z niego resztki angielskości, odebraliby mu pamięć o matce i uformowali brutalnie na złotego księcia. Był nim, nawet bez tej fortuny.
Rzadko pozwalała na kompromisy. W biznesie interesowało ją zwycięstwo, ale znała wagę dobrych negocjacji. Niestety los nie zawsze bywał przychylny. Pielęgnowała w sobie to, co potrafiło ją wzmocnić i zbliżyć do celu. Swą siłę chciała ujrzeć w Igorze. Jeśli jednak miał tu rozkwitnąć, musiał najpierw  poczuć Anglię, dotknąć jej. Dać się jej uwieść. Udział w miejskim wydarzeniu był kolejnym krokiem. Nie mogli tkwić wyłącznie na Nokturnie lub doglądać trumien. Nie wyrwała go stamtąd po to, by trzymać w klatce. Czujne oczy pani Macnair ściemniały, kiedy rzemieślnik przeszedł do czynu. Instrukcje były jasne. To jak szkic rzeźby i nieukształtowany kamień, który należało według wzoru wykonać. Kilka kosmyków upadło. Jak pokruszone skały, niepotrzebne i psujące efekt. Obserwowała to, choć pozwoliła sobie na pewną odległość. Inni jej nie interesowali. Słyszała gdzieś w tle przesadzoną ekspresję jakiejś panny. Igor mówił, ale balwiarz wydawał się nieporuszony. Wiedziała, że go peszy. Być może bez jej obecności zdecydowałby się porozmawiać z paniczem o włosach, fryzurach i zimowym jarmarku. Wzrok Iriny był ostry jak nóż. Ponad głową chłopca ręce więc musiały sobie pozwolić na całkowite skupienie. Za błędy się płaciło. Kara bywała jednak różna. – Możesz być młody i genialny. Możesz być młody i budzić powagę. Pracuj nad tym – obwieściła, żałując, że nie ma tu pod nosem kieliszka wina. Potrząsnęła lekko nadgarstkiem owiniętym w gęstą czerń, jakby czegoś jej brakowało. Budź strach. – To twój czas, Igorze – odrzekła, robiąc krok w jego stronę. Balwiarz z wprawą zagarniał włos do tyłu, kiedy już pozbył się zbędnej długości. – Czerp z możliwości, jakie daje ci Londyn. I twoja wspaniała krew – oświadczyła, przyłapując zastygłe nieco dłonie mistrza. Spojrzenie również skierował w jej stronę. Dumny głos Iriny zadrapał lico artysty. A Igor? Dobrze wiedział, co miała na myśli.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]13.06.21 11:58
To był świat mojej matki; nie mój. Wrzucony w świat, gdzie angielszczyzną ociekało wszystko od nieba począwszy do głębokich grobów razem wziętych, gubiłem się, tkwiłem poniekąd przerażony, poniekąd zawiedziony czy podirytowany. Starałem się by przed obliczem swojej matki nie dawać po sobie tego poznać - kochała to wszystko, a ja...? Kochałem ją i wierzyłem wciąż w zaparte, że ona kochała mnie i że była gotowa na wszystko w mej obronie, że faktycznie byliśmy MY na miłość i śmierć, dziś i na zawsze. Stąd przelotna nagana w jej oczach sprawiła, że poczułem lekki dyskomfort. Szybko jednak minął, kiedy usłyszałem ponownie o Macnairach. No tak.
Kiedy w matce dopatrywałem się oddania, tak nie sądziłem bym mógł w zaparte wierzyć w pomoc ze strony rodu Macnair. Nie sądziłem również bym był im do czegokolwiek potrzebny. Raczej jawiłem się w ich obliczach jako kolejna gęba, która przyjechała z jakichś odległych krain i zadomowiła się tu na zbyt długo... Nie ufałem im. Niektórych miałem okazję poznać już wcześniej, kiedy byli u nas w Bułgarii z wizytą, ale jak częste były to odwiedziny? Jak dawno? Nie byli ze mną niemalże na co dzień jak wuj Karkaroff, Jeśli nie chcieli mnie tu widzieć, nie dawali tego po sobie poznać. Cieszyli się moją obecnością, ale nie potrafiłem rozpoznać, na ile te reakcje były szczere, a na ile grą. A może byłem im jednak potrzebny? Jako mięso armatnie? Nience pobudki? Idealny młodzieniec do poświęcenia w drodze do wyniesienia rodu na salony - w to byłem skłonny uwierzyć. Czy moja matka by mnie poświęciła...?
Mimowolnie spojrzałem jej prosto w oczy, jak gdybym chciał w akcie pełnej desperacji ujrzeć w nich ciepło matki, opiekunki, od zawsze będącej ze mną i przy mnie... Ale czy zawsze tak było? Nie sprzeciwiła się pewnym torturom, domowemu nauczaniu przedszkolnemu. Aprobowała pomysł. Na dodatek ona wierzyła w swój ród, w ród, z którego się wywodziła. Dawała z siebie wszystko, będąc pewną, że wkrótce Macnairowie wpiszą się w ten głupi rejestr rodzin szlachetnej krwi. JA MIAŁEM SZLACHETNĄ KREW. Mogli sobie sprawdzać, badać mój rodowód. Żaden spis nie będzie mi mówił, że jestem gorszy... A jednak. Byłem w kompletnie innym świecie, w Anglii - stałem w kolejce w Ministerstwie Magii jak każdy inny szarak.
Pytanie, czy tego szaraka matka była w stanie oddać w pazury drapieżników? A może liczyła, że kiedy to zrobi, ten szarak pokaże własne pazury? Zestaw zaostrzonych szponów. Młody i genialny - czyż nie tak mówiła? Że mogę budzić powagę pomimo niepozorności? Ale co takiego mógł mi dać Londyn? Miałem iść w zaparte za Czarnym Panem? Obstawać przy nim jako jeden z jego wiernych wyznawców? A co z Grindelwaldem? Co z moim domem? Co z Bułgarią? Co z ojcem, który spoczywał w rodzinnej krypcie? Co z Karkaroffami, z całym ich rodem? Co ze mną? Z dawnym mną? Co z ambicjami, które niegdyś wyznawałem? Miałem odległe znajomości, które tu niewiele były warte.
A jeśli faktycznie miałem porzucić to, co było, na poczet przyszłości... Co powinienem uczynić? Jaki krok zrobić? I jak uwierzyć w kogoś, kto nie pochodził z mojego świata?
Milczałem. Nie wiedziałem, co tak dokładnie moja matka ma na myśli. Mam wstać i wymordować cały kram? Czy tak zacznę się wyróżniać? Budzić powagę? Czy po prostu mam stać za Macnairami murem i robić to, co każą? Czym tak właściwie zajmowała się moja matka, kiedy nie patrzyłem? Bywała taka zajęta. Aktualnie całkowicie jej nie znałem. Była odległa. Najwyraźniej zostawiła już Bułgarię dawno za sobą.
- Skoro już bliżej mi do Anglika wyglądem, to chodźmy czerpać z tego Londynu... - mruknąłem, wstając z fotela. Przejrzałem się w lustrze z kamienną twarzą. Będę niechybnie tęsknił za swoją czupryną, ale też tragedii nie było. Całkiem akceptowalnie.
Pragnąłem zaproponować matce swe oparcie w dalszym spacerze, ale wydało mi się to nie na miejscu, jakby przeczuwałem, że nie skorzysta z propozycji, i jednocześnie bałem się przed samym sobą sprawdzić tę teorię. Odgarnąłem jedynie poły namiotu by mogła swobodnie przejść.
Igor X. Karkaroff
Igor X. Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym matki; początkujący zaklinacz
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
spędzam zimne noce w czarnej trumnie z cedru
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9899-igor-karkaroff#299444 https://www.morsmordre.net/t9934-polaris#300363 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f301-smiertelny-nokturn-13-16 https://www.morsmordre.net/t9937-igor-karkaroff
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]26.06.21 1:39
Wiedziała bardzo dobrze, że Igor wciąż się z tym wszystkim oswajał. Nie dawała mu jednak szansy na zbyt wiele grząskich myśli. Nastała pora, by pogrzebał wszystko to, co pozostawili za sobą w Bułgarii. A tutaj, w Londynie, miał ku temu idealne warunki. Może i dosłownie. Wpędziła go w nieznane, zaciągnęła tutaj brutalnie, choć bez dłoni władczo zaciskającej się na młodym nadgarstku. Gdyby chciał, mógłby wybrać inaczej, odmówić. Jednak wciąż uznawał jej autorytet i Irina świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Ratowała go, zabierając ze sobą. Być może tam dalej kąpałby się w wannie ze złota, ale tu, zbliżając się do otoczenia Czarnego Pana, mógł naprawdę wiele osiągnąć. Rozwijać w sobie tę cząstkę krwi Macnairów, która zbudziła w nim pasję do klątw i paskudnych czarów. Karkarowowie próbowali wychowywać go jak kolejny klejnot w swojej rodzimej gablocie. Irina Igora uznawała za skarb, choć w nieco innej formie. Odebrała im dziecko jak swoją własność i z boku może to tak wyglądało, ale tak naprawdę wepchnęła go w ramiona szansy. Świeżość, nowość i dziedzictwo, które również było jego. Miał to jednak dopiero odkryć, a to już musiało się odbyć w jego tempie i metodzie. Ona jako matka i czujny opiekun podkładać mogła ku temu okazje. Nie zamierzała przemocą wklepywać do chłonnego, dojrzewającego umysłu treści i relacji, które potrzebowały czasu. Mogłaby, ale nie tak to widziała.
Jej powrót i jego początek póki co odbywały się raczej bez przeszkód. Interes pogrzebowy rozkwitał, ród Macnairów prężnie działał w otoczeniu mrocznego czarnoksiężnika. Szybko się tu odnalazła, ale wiedziała, że nie może całkowicie zakopać się w swoich obowiązkach. Nie może pozostawić go tu całkiem samego. Czuwała więc czasem z dystansu, czasem dając mu wiele dni na samodzielnie odkrywanie nowych ulic i twarzy. Dobrze jednak, by zawarł właściwie znajomości i przestał być tak anonimowy. W tych stronach jego nazwisko mogło nie mówić aż tak wiele, choć ktoś, kto nie jest durnym ignorantem, prędko skojarzy ród z chwalebną czystością krwi. Najlepsze, co Yavor mógł mu pozostawić. No i może jeszcze skarbiec, który wyszarpała jak złodziejka, chociaż należał i do niej. Wychowanie proponowane przez bułgarską familię miało go dobrze przygotować do życia, dać mu siłę, wyszlifować charakter. Igor jednak nie był maszyną do zabijania. W jej oczach wciąż jawił się jako dziecko. Dorósł, ale dopiero nabierał właściwiej ogłady, dopiero zbierał nad sobą kłęby czerni, które w przyszłości pchną go ku jeszcze większej potędze.
Na razie musiał przywyknąć do Anglii. Pół roku minęło. Pół roku, w ciągu którego zdołali całkowicie przejąć Londyn i pozwolić sobie na uczczenie tego triumfu. Jarmark był jednym z punktów. Ta duma, którą ministerstwo rozlewało po mieście, błysnęła też w oczach matki, która chciała poprowadzić swojego syna. Nie mogła jednak robić tego wiecznie. Cieszyła się, że póki co rodzina zmarłego męża nie prowadzi przeciwko niej krucjaty. Odpuścili albo dopiero ostrzą różdżki. Igor wciąż nosił ich nazwisko, wciąż był dziedzicem. Jeszcze. Fortunę mógł przygarnąć, ale i tutaj stworzyć swą własną. Nie zamierzała nigdy więcej płaszczyć się przed teściami.
Przyziemne momenty, jak ten, zdawały się przypominać Irinie o tym, że istniało coś więcej niż praca i walka. Istniał on i jego myśli splątane wieloma niewiadomymi. Popatrzyła na dzieło mistrzów fryzur, kiedy syn opuścił fotel i zaprezentował swoje odnowione, nieco bardziej angielskie oblicze. - Widzę, że jesteś już gotowy - wyjawiła z tajemniczym dość tonem. Zupełnie jakby nie mówiła o ukończonym dziele na jego głowie, a o czymś innym, trudnym do jednoznacznego zinterpretowania.
- Są jakieś zajęcia, które upodobałeś sobie szczególnie w Anglii, Igorze? - zapytała, kiedy tylko opuścili namiot. - Pozwolę ci wybrać kolejne miejsce - obwieściła, mając na myśli prezentowane przez jarmark atrakcje. Choć równie dobrze mogłaby już stąd wyjść. Gwar nigdy jej nie pociągał. Czy teraz czuł się bardziej angielsko? To nie miało chyba aż takiego znaczenia. Czarował akcentem dość nietypowym i tego nie mógł zmienić. Jeszcze.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]31.07.21 14:39
Odkąd przebywałem w Anglii, miałem wrażenie, że mam ograniczoną możliwość rozwijania swoich pasji. Poniekąd czułem się ograniczony, pozbawiony podstawowych instrumentów, które pozwalałyby mi dalej czynić postępy w tych aspektach. Cóż, pewnie wiele zależało od mojego negatywnego postrzegania Londynu. Porównywałem całokształt miasta z najbogatszymi pomieszczeniami w rodowej posiadłości Karkaroffów czy Durmstrangu, więc co tu dużo mówić...? Jak smętne uliczki, które ociekały krwią i błotem, mogły równać się z bogactwem? Szczególnie że podświadomie odpychałem od siebie możliwości Londynu. Nie chciałem ich. Nie dostrzegałem. Był dla mnie niczym - cała prawda. Wietrzyłem spiski by jak najszybciej stąd pójść, by znaleźć istotny powód  powrotu... Warto napomknąć, że powrotu, który już nie był możliwy. Tam, to właśnie w Bułgarii, zwietrzono prawdziwe spiski na mą osobę. Pamiętałem twarz, pamiętałem słowa mojej matki tamtej nocy, kiedy zbudziła mnie ze snu, kiedy wyprowadziła ukradkiem z rezydencji. Nastał koniec.
- Zaciekawiła mnie anatomia. Panna Multon pozwala mi uczestniczyć w sekcjach... Ale brakuje mi dostępu do ksiąg z Durmstrangu... I z Bułgarii. Tych odnośnie klątw - dodałem szybko by nie rozwijać się w temacie domu. Nie rozmawiałem o tym z matką. Nie było sensu. Okazałbym słabość, mówiąc, że chcę powrócić do mych niedoszłych oprawców. Ale też na moment straciłem kontrolę, gdyż na język weszła mi ma namiętność. Aż nie omieszkałem dotknąć ramienia matki. Chwyciłem na moment, patrząc na nią nieco z góry. W oczach miałem pasję, która ostatnimi czasy z każdym dniem przygasała od otaczającej mnie nudy. - Chcę być, Matko, Grindelwaldem klątw. Chcę być tak wybitny, tak wielki. Chcę by nie miały przede mną żadnych tajemnic. By nie potrafiły mnie zaskoczyć... - przyznałem i pokręciłem głową z uśmiechem, choć już nie było mi do niego. Rozejrzałem się wokół, dostrzegając Londyn. Nie chciałem go, mimo to pokierowałem matkę do kolejnego stanowiska. Nie spędzaliśmy razem zbyt wiele czasu. Postanowiłem jeszcze trochę rozkoszować się jej towarzystwem, jej uwagą. Później wróciliśmy do domu.

| z/t
Igor X. Karkaroff
Igor X. Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym matki; początkujący zaklinacz
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
spędzam zimne noce w czarnej trumnie z cedru
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9899-igor-karkaroff#299444 https://www.morsmordre.net/t9934-polaris#300363 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f301-smiertelny-nokturn-13-16 https://www.morsmordre.net/t9937-igor-karkaroff

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Kolorowy skwerek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach