Wydarzenia


Ekipa forum
Zatoka Syren
AutorWiadomość
Zatoka Syren [odnośnik]04.12.16 0:59
First topic message reminder :

Zatoka Syren

Cicha zatoka znajdująca się przy wschodnim wybrzeżu wyspy wydaje się instynktownie omijana przez mugoli - tę ciszę zawdzięcza zaklęciom ochronnym rzucanym przez pomieszkujące tutaj syreny. Płytka plaża, w piasku której nietrudno znaleźć szczątki dawno temu zmarłych smoków, osłonięta jest przed wiatrem wysokimi skałami. Latem, przy odrobinie szczęścia, łatwo dostrzec w wodzie błysk łuski syreniego ogona. Strzegą ich trytony - bardziej dyskretne i mniej rzucające się w oczy, a jednak gotowe złapać harpunem każdego, kto odważy się zakłócić ich spokój. Letnimi oraz wiosennymi wieczorami wzdłuż plaży rozbrzmiewają się ich pieśni - spokojne, ciche, rozleniwiające... i usypiające. Zimą ponoć istoty te kryją się w podwodnych jaskiniach, z których wynurzają się dopiero, kiedy nadejdą cieplejsze temperatury.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zatoka Syren - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zatoka Syren [odnośnik]22.07.20 20:28
- Hm? - zerkam w kierunku Morgana, ale kiedy w końcu dociera do mnie sens jego słów, to posłusznie pozbywam się butów. W sumie najchętniej zostawiłbym je tam gdzie stoję, ale trochę słabo wracać później do londyńskiego portu na boso, więc pospiesznie zbieram swoje laczki, wrzucając je do wnętrza magicznej torby; zagrzechotały wesoło wśród ołówków, pędzli i szkicowników, upchniętych w środku. Był tam też aparat fotograficzny i butelka mocnego alkoholu, którą zamierzałem wyjąć dopiero na miejscu. Zresztą w tej chwili nie było to aż takie istotne. Czuję pod stopami ciepłe ziarenka piasku, a z każdym kolejnym krokiem zapadam się w nich prawie po same kostki. Zerkam w kierunku mężczyzny, jego zdziwienie wcale mnie nie dziwi, a ta mina mówi dosłownie wszystko. Uśmiecham się, kiwając lekko głową - Taaa, żałuj, że nie widziałeś jak wygląda w środku, ja pierdole, za każdym razem jak tam wchodzę to mam ochotę coś wynieść, ale jakby ktoś się pokapował to jestem pewien, że ujebanoby mi łapska przy samych łokciach, a wtedy nie mógłbym malować - śmieję się głośniej, z rozbawieniem kręcąc głową. Założę się o sto galeonów, że za głupi drobiazg z baletu, byłbym w stanie upić przynajmniej połowę portu, wszystko tam było tak nieziemsko drogie. No, oprócz mnie, ja byłem raczej tani - Dziwne, nie? To dlatego, że po prostu jestem zajebisty w tym co robię - wzruszam nonszalancko ramionami, jakby to była najoczywistsza oczywistość i jakby naprawdę przy rekrutacji do TAKIEGO miejsca, tak prestiżowego i luksusowego, liczył się jeno talent - Oczywiście, że mam, a co w tym niby dziwnego? - obruszam się, mrużąc nieznacznie oczy. Ile właściwie zdążyłem mu o sobie opowiedzieć? To było całkiem dobre pytanie, bo szczerze nie miałem pojęcia czy chwaliłem się swoim plebejskim pochodzeniem; zwykle tego nie robiłem, ale z Morganem zazwyczaj byliśmy nachlani albo naćpani, a wtedy kompletnie rozwiązywał mi się język i mieliłem nim na prawo i lewo. Później niewiele z tego pamiętałem, więc wzdycham przeciągle, kierując spojrzenie gdzieś poza horyzont - Nazmyślałem w życiorysie. I w balecie i w Ministerstwie, szczerze? Ludzie z Ministerstwa są takimi debilami, że równie dobrze mógłbym się podać za szlachcica, a oni by to przyklepali - wywracam oczami; może miałem w tym wszystkim trochę szczęścia, ale w dniu, w którym rejestrowałem różdżkę panował tam taki pierdolnik, że ło cie panie, szkoda gadać. Potem oddycham z niejaką ulgą, jakoś nie uśmiechało mi się skończenie w syrenim gardle, zdecydowanie wolałbym zgnić gdzieś na dnie morza - Ta, jebany, w nic mu już nie uwierzę - krzywię się. Przed oczami staje mi Sal, mówiący to z takim przekonaniem, że nie sposób posądzić go o kłamstwo, gnojek naprawdę znał się na rzeczy, albo byłem wówczas tak pijany, że właściwie było mi wszystko jedno - No i to mi się podoba, normalnie w ramach rewanżu zaprosiłbym cię na wernisaż, ale nie sądzę, żeby cię wpuścili, tak serio to nie wiem nawet czy ja będę się mógł pojawić. Na wiosnę robiłem scenografię do takiego jednego przedstawienia na małej scenie i co prawda mogłem przyjść na premierę, ale na późniejsze przyjęcie już mnie nie wpuścili. W sumie jak tak później o tym pomyślałem, to chyba nawet dobrze, co ja bym tam robił? Nudził się - no bo miałem wrażenie, że bawię się trochę inaczej niż wyższe sfery, a chociażby to w jakim tempie się upijam i co później wyprawiam mogłoby uchodzić za nieco ekscentryczne - ??? - spoglądam na Morgana; ale że w jakim sensie jak? Rozchylam usta, jednak zanim zdążę zadać pytanie, wyrzuca z siebie kilka kolejnych słów i nawet nie muszę zaglądać do torby, żeby wiedzieć, że znajdują się w niej jakieś pyszności. Za to właśnie go lubiłem - zawsze miał coś przy sobie. Uśmiecham się szeroko - Kurwa, nie powinienem, ale chuj, wiesz, że nie umiem odmawiać - odbieram pakunek i zerkam do jego wnętrza, a ten cudowny widok sprawia, że wzdycham z zachwytu - Mmmm! Śliczności! - ładuję dłoń do środka, coby wyjąć pięknego, fioletowego grzyba (niezła sztunia) i od razu zaczynam go żreć. Na surowo najlepiej, zresztą tutaj nie liczył się smak, tylko efekt. Jeśli uda mi się ogarnąć jak działają ręce i jak zapanować nad ołówkiem to myślę, że mogą wyjść z tego całkiem niezłe obrazki. Merlinie, miej nas w swojej opiece.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Zatoka Syren [odnośnik]23.07.20 22:13
Dobrze mi w porwanej koszuli, choć po plecach płynie pot i to wcale nie z powodu gorąca. Przyprowadzenie go tutaj to głupi pomysł, nie ten z kategorii niemądrych, a taki z rodzaju tych, których wybitnie mocno się żałuje, a konsekwencje są poważniejsze niż odesłanie do łóżka bez kolacji.
W Tower dają chyba jeden posiłek dziennie, a jedno wiadro przypada na kilkunastu więźniów. O siebie się nie boję, ale jego już mogę mieć na sumieniu, a to trafia mi się wyjątkowo wątłe, cherlawe. Bluzgi cisną mi się na usta, bo spacerek po wybrzeżu to nic, skoro w poniedziałkowe popołudnia Bojczuk chadza wypolerowanym holem Fantasmagorii, zajmuje krzesło w gabinecie Deirdre i peroruje o sztuce tak, jak tylko on to potrafi. Przez niego będę mieć koszmary o odciskaniu z krwi ludzkich narządów - a wszystko to podane na płótnie - i słowem nie mogę pisnąć, ani się poskarżyć, ani nakłaść mu do tego zakutego łba, żeby losu nie kusił. Póki nie wiem, niech się dzieje wola nieba, uczciłbym go minutą ciszy, gdyby się okazało, że po pijaku wdał się w jakąś awanturę i nie wyszedł z niej żywy, ale na więcej z mojej strony już bym nie liczył. Skoro jednak na uszko wyszeptał mi swoje sekrety, od teraz w losowych momentach zadrżę o jego menelską duszę.
-Raz jakiejś damulce zwiało kapelusz tam za bramę, a akuratnie wpuszczali jakichś ultraważnych gości, więc pobiegłem, niby to za nim, żeby zobaczyć, jak tam w środku wygląda. Jakby Michał Anioł tam dłutem haratał, co nie? - zagaduję, spluwając na ziemię. Normalnie tak nie robię, ale chcę spłukać całą gorycz - a paniusia nawet za kapelusz mi nie podziękowała, ani spierdalaj, ani pocałuj mnie w dupę - dodaję, zaciskając pięści, teraz i Morgana bodzie ta klasowa przepaść, mimo że zazwyczaj woli sypianie za piecem albo na twardej pryczy niż w łożu z baldachimem. Jemu - mało, mi - też mało, a jak się okazuje, mój głos równa się byle szczeknięciu. Chyba, że robię to jak inni, wtedy, wtedy ma to sens - pohuśtaj się ode mnie na tym żyrandolu, jak już skończysz ze zleceniem - albo jak oni skończą z tobą. Wisielczy humor nie poprawia nastroju, choć Bojczujk dyndający na lampie ma w sobie urok, a z moim błogosławieństwem, to już prawie, jakbym ja się tam bujał osobiście.
-Oni na szali z talentem stawiają krew. Ja ze swoją wagą poszedłbym na dno - zasępiam się, może dam mu do myślenia. Nigdy nie widziałem jego obrazów, ale nawet gdyby był kolejnym wcieleniem da Vinci czy innego renesansowego cudaka, to w zetknięciu z brudną krwią, stawał się nikim. Wzruszam ramionami, ostatnio mój ulubiony gest, choć słowa Johnatana biorę do siebie. Zatem obejście ministerialnych przeszkód nie jest niemożliwe - to ciekawe, a może nawet - pomocne.
-Ja tam nie rejestrowałem swojej - burczę pod nosem. Nie dodaję oczywiście, że ten obowiązek mnie nie dotyczy - nie ufam im. Poza tym, Keat mi powiedział, żebym lepiej tego nie robił. Mógł coś słyszeć, a moi parchaci przodkowie raczej w ministerstwie mi nie pomogą - gdyby tak tylko dziadkowie słyszeli, jak ładnie o nich mówię, to pewnie by się przeżegnali. Krzyżyk na drogę i tyle z naszej rodzinnej jedności - czyli, że co, masz czystą kartę? - upewniam się, wierzę, że zrozumie.
-Daj se siana - wchodzę mu w słowo po dłuższej chwili tego elaboratu, nie, nie, nie, nie oczekuję żadnej wdzięczności - sami zorganizujemy ci imprezę po tej wystawie - tego potrzebuję, sztuki, wina i zabawy. Co mam? Zjazdy emocjonalne, wahania nastrojów, wojnę. Czy ktoś może mnie winić, że sobie odpływam, jak nie na statku, to na skraju świadomości? Zaraz będę daleko, zaraz będę szczęśliwy. Szeleszczę papierową torbą, ładuję tam dłoń zaraz za Bojczukiem i chwytam w dwa palce gąbczastego grzyba i prędko, zanim mnie dziabnie, pakuję go do ust. Od razu, w całości, jest chłonny i gumowaty, jak zawsze po pierwszym zetknięciu z jego strukturą mam odruch wymiotny, więc przełykam prędko i... I już. Za jakieś trzy kwadranse zobaczę, jak niebo pożera ziemię, a z liścia na mojej dłoni wyrośnie drzewo. Cicho zaczynam nucić piosenkę, to melodia bez słów, bo kiedyś o nich zapomniano. Mogę śpiewać, jak tylko chcę, wpierw gwiżdżę długi, dwutonowy dźwięk przez zęby, po czym łapię tą ostatnią nutę i trzymam się jej kurczowo, nie puszczam. Tak, jak się umówiliśmy, znad morza ciągną dwie syreny, moje ulubienice. Macham do nich i kiwam na Bojczuka, żeby zostawił swoją starzyznę, ruszył dupsko i przyszedł się przywitać.
-Gdzie twoje maniery? - strofuję go - moje drogie damy, przedstawiam wam Jonathana - anonsuję tego ananasa, gdy ten dołącza do naszej trójki i nadstawia się na zaciekawione spojrzenia Muirin i Pegeen. Uprzedziłem je, naturalnie, ale jego wcale i oby nie zdekoncentrował się kawałkiem białej piersi - wiem, że nie wygląda, ale maluje lepiej, niż nieźle - dodaję, bo ich wzrok mrozi, a nie zachęca.
-Skoro tak twierdzisz - w końcu odzywa się Muirin, jako starsza i gestem przywołuje mnie bliżej. Zrzucam koszulę i brodzę ku nim, raźnie prezentując Bojczukowi najsłynniejszą klimtowską scenę. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby i to uwiecznił.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zatoka Syren - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zatoka Syren [odnośnik]30.07.20 20:55
- Michał Anioł i da Vinci w duecie - śmieję się, kiwając przy tym głową, ale taka prawda - portowa Perła prezentowała się zjawiskowo zarówno z zewnątrz jak i w środku; ten ogrom bogactwa nawet trochę mnie przytłaczał, bo kimże byłem? Jakimś podrzędnym plebejuszem, który podstępem wdarł się do eleganckich sal, i co? I jakoś szło, a co przyniesie przyszłość - zobaczymy. Mimo wszystko byłem dobrej myśli, albo raczej starałem się nie rozkminiać za mocno tego co by się ze mną stało, gdyby jednak powinęła mi się noga - Taaaa, oni właśnie tacy są - kiwam łbem - Nawet se nie wyobrażasz jak się muszę namęczyć za każdym razem jak tam wbijam. Jebany odźwierny, powtarzam ODŹWIERNY, który w pracowniczej hierarchii powinien być tak mniej więcej ze trzy stopnie niżej ode mnie, ma mnie za jakiegoś kurwa śmiecia, i za każdym razem pół godziny muszę mu tłumaczyć, że nie jestem jakimś żulem z ulicy, tylko artystą. Chujek doskonale już zna moją mordę, a i tak nie przepuści okazji, żeby mnie zdenerwować. Myślisz, że powinienem, no nie wiem, zacząć się jakoś bardziej wydzierać? Zawsze się staram być miły i cierpliwy, ale może nie tędy droga? Może właśnie powinienem ich poustawiać do pionu? - zerkam na Morgana, naprawdę ciekaw jego opinii na ten temat. Nie chciałem panoszyć się na korytarzach baletu, ale jeśli ciągle podstawiano mi tam nogi, to tak się nie dało pracować! Tylko problem leżał także w kwestii tego, że ja byłem raczej średnio groźny. Średnio, a nawet w ogóle, jeśli mam być szczery, myślę, że jakbym zrobił złą minę to nawet dziecko by się nie wystraszyło. Później śmieję się w głos, z rozbawieniem kręcąc czerepem - Okej, masz to jak w banku. Może nawet dodatkowo będę przy tym śpiewał brytyjski hymn. Na wspak. Myślisz, że to wystarczająco ekscentryczne jak na przedstawiciela awangardy? - pytam poważnie. Jeśli nie, to może przy dobrych wiatrach napatoczy się jakaś paniusia z minipieskiem, a wtedy go znienacka złapię i odgryzę mu głowę. O, no to już myślę jakiś zupełnie nowy stopień ekscentryzmu, godny magicznej awangardy.
- Nooo... Pewnie tak - wzruszam ramionami; jeszcze przez chwilę moje usta pozostają rozchylone, jakbym chciał podzielić się kolejną rewelacją, ale rezygnuję i milknę, w zamian słuchając słów Morgana - Wiesz, gdyby nie ta fucha chyba też bym tego nie zrobił, nie pchałbym się do Londynu, może w ogóle uciekłbym z Wysp, przynajmniej na trochę - albo trochę dłużej. Może poprosiłbym mamę, żeby uciekła razem ze mną, chociaż wyobrażam sobie jej reakcję na taką propozycję; z pewnością nie byłaby zadowolona, ani dumna, że kiedy robi się gorąco, chcę wiać. Ona była silna i odważna, mnie czasem tego brakowało - No, tak czystą jak jeszcze nigdy - to nawet zabawne i kompletnie absurdalne. Nie spodziewałbym się, że wyjdę na całym tym zamieszaniu aż tak dobrze. Wiem jak to brzmi, po prostu dziwnie, ale w tej chwili byłem w posiadaniu papieru, który jasno mówił, że w moich żyłach płynie czysta krew, zapomniano o moich zatargach z prawem, a przynajmniej nic takiego nie znaleziono przy rejestracji; gdybym się tylko częściej mył i mniej pił, to mógłbym nawet uchodzić za kogoś eleganckiego. Tak na co dzień, bo od święta potrafiłem wejść w rolę, którą sam dla siebie stworzyłem - No mam nadzieję, jeśli to się uda to zamierzam później chlać i ćpać przez bity miesiąc, serio - znowu parskam śmiechem, ale chyba nie myśli, że żartuję? Z takich rzeczy nigdy nie żartowałem, a co więcej naprawdę byłem w stanie odpłynąć w ramiona soczystych melanży, dopóki mi wątroba nie siądzie, albo nie uznam, że już dość. Później zaczynamy rundę pierwszą, długo przeżuwam grzyba, zanim go łyknę. Ciężko przechodzi przez gardło; za każdym razem obiecuję sobie, że następnym zrobię z nich zupę. Albo cokolwiek innego, ale jak tylko ktoś mi podstawia pod nos torbę pełną smakołyków, to nie umiem się powstrzymać, wpierdalam je od razu. Teraz w ogóle nie powinienem był tego robić; przecież miałem się zachowywać profesjonalnie, a wyszło jak zwykle. Niemniej już o tym nie myślę, w zamian wsłuchując się w przeciągły gwizd, kiedy zaś Morgan zwraca się bezpośrednio do mnie, kiwam głową i zrzucam z ramienia torbę, uprzednio wyciągając z niej aparat (który wieszam na szyi) oraz niewielki szkicownik. To mi się przyda na sam początek - Wybacz, zmuliłem się - rzucam do mężczyzny; bo jak tu się nie zmulić, kiedy oto zostałem oślepiony prawdziwym, morskim pięknem. Ludzkie kobiety przestały mnie onieśmielać, te tutaj natomiast sprawiały, że znowu czułem się jak nastolatek, kradnący koleżance pierwszego całusa. Kłaniam się nisko, nie rozumiejąc kompletnie nic z tej krótkiej wymiany zdań, którą mi zaprezentowali, ale to nie ma znaczenia. Gdyby porozumiewali się po angielsku, pewnie i tak nic by do mnie nie dotarło, bo w tym momencie czułem się po prostu zauroczony bielą ich skóry, połyskującą łuską i długimi puklami włosów. Były jednocześnie tak słodko delikatne i niepokojąco drapieżne, że jeszcze długą chwilę po prostu stoję i gapię się to na jedną to na drugą. Dopiero chlupot wody wybudza mnie z tego letargu i przesuwam spojrzeniem za Morganem, patrząc jak zbliża się do syreny, jak ich usta łączą się w pocałunku. Ta scena wzrusza mnie dogłębnie, chciałbym po prostu stać na brzegu i chłonąć ją wzrokiem, zapisać na zwojach mózgu, nigdzie indziej, mieć ją tylko dla siebie, ale przecież nie po to tu przyszedłem. Więc chwytam aparat i strzelam pierwszą fotkę. Chyba nie muszę czekać na zgodę? Potem przysiadam na jednym z wilgotnych kamieni i zaczynam stawiać na papierze pierwsze kreski, szybkie i trochę chaotyczne szkice nabierają znajomych kształtów, choć może powinienem zostawić kochanków samych sobie. Zerkam na drugą syrenę, posyłając jej lekki uśmiech, trochę zbyt nieśmiały jak na mnie, a gdzieś w wygiętych kącikach ust czai się nieme pytanie o to, czy mogę i ją narysować.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Zatoka Syren [odnośnik]04.08.20 23:10
Śmieje się, kłapie dziobem i papuguje po mnie, zgaduje i wcale nie wie, jak bliski jest prawdy. Chwyta się tych znanych włoskich mistrzów (choć dobrej pasty pewien żaden z nich by nie potrafił przygotować) jak tonący sięga po brzytwę, pijak po butelkę, a dziwkarz po kurwę, podczas gdy rzeczywistość na obrazach to nie czterysta, a jakieś trzysta lat wstecz, może dwieście pięćdziesiąt. Reprodukcje i oryginały, tworzone na zamówienie oraz, a jakże, kradzione. W mojej sypialni też wiszą, po namyśle, pozbędę się ich, bo i tak mijam je bez większej refleksji. Złote ramy rzucę w kąt, a płótna oddam jemu, dlaczego by nie? Powiem, że znalazłem je na śmietniku albo wygrałem w karty, nie takie rzeczy przecież ludzie stawiają, w rozgrywce przy brudnawym stoliku można zatracić nawet siebie. Jeśli się zorientuje, z czym ma do czynienia, zełgam, że nie miałem o tym zielonego pojęcia, zrzeknę się swej rzekomej doli za jeden wspólny wieczór. Napchamy się ciepłym chlebem, położymy brzuchem do góry i będziemy patrzeć w gwiazdy, wskażę mu lwa, wychylającą się pannę, a gdy wzejdzie słońce, na jego podstawie policzę, na jak długo żeśmy odlecieli. Tak to sobie wymyśliłem, czuję się winny, więc postanawiam, że wynagrodzę Bojczukowi mój udział w opresji jego rodzaju. Ha, już nawet myślę o nim, jak o przedstawicielu innego gatunku, niech będzie. Przyzwyczajam się, nikt mnie z tym nie oswoi.
-Odźwiernym to się chyba daje w łapę - mówię, kiwając mądrze głową. Nie licząc tego, że stoisz jak ten kołek przez kilka godzin, to wcale dobra fucha, jeśli w opór potrzebujesz hajsu. Pensja syta, a z napiwków drugie tyle się zbiera, jeśli wiesz, do kogo się uśmiechnąć i przed kim kapelusza schylić. Już dawno chciałem przenieść seniora Andrzeja na inne miejsce, ale on się upiera, że woli warować przy drzwiach, niby siwowłosy i prawie ślepy Cerber. No ale z dziadkiem się nie wykłócę przecież - tutaj pada mój autorytet szefa - więc dalej wita gości, czapkę ściska w garści i wykonuje zapraszający gest gospodarza - spróbuj wcisnąć mu złoto leprokonusów, może, to się moresu nauczy. Zara będziesz łaskawym panem, w pas ci się pokłoni, a ty odniesiesz, czekaj, jak to się mówi... - kombinuję naprędce, żeby poradzić druhowi, jak wystrychnąć na dudka tego nadętego bufona - moralne zwycięstwo - kończę tryumfalnie, odnajdując perfekcyjne wyrażenie, które odda esencję tego wybiegu. Po co skakać do tych, co patrzą na nas z góry, jak można przysiąść na trzecim stopniu od dołu i spalić papierosa?
-A może jakiś duet z Bellą? Pomyśl tylko, ty i ona zawieszeni kilka stóp nad ziemią na kryształowym żyrandolu. Wybieracie coś z jej repertuaru, lampa kiwa się do rytmu, przechodzicie po jej krawędzi, siadacie tam ostrożnie i ostatnie dźwięki śpiewacie trzymając się za ręce. Tamci by to pokochali - snuję romantyczną wizję, dokładnie taką, w jakich lubują się na salonach. Najpierw skandale, potem spektakle, dopiero później śluby. Nie ja tak ustaliłem, działamy według pewnego porządku. Alfabetycznego - a jeśli chcesz im pokazać awangardę, weź im zademonstruj, jak się skrobie marchewki. Ręcznie, bez pomocy magii. Może tobie się uda zrobić z tego sztukę - fantazjuję, skoro zbaczamy na abstrakcje. Wziąłbym w tym udział. To mógłby być konkurs, kto otrzyma najdłuższą wstążkę obierki. Zacieram ręce, podoba mi się.
-A co potem? - dopytuję, z pozoru niewinnie, wpychając ręce do kieszeni. Wiatr targa mi włosy, buty zawieszone na szyi dyndają w rytm kroków, piasek usuwa się spod stóp. Podeszwy przeczesują osypane ziemią tereny, tu i ówdzie napotykając twardziznę kamienia lub ostrość muszelki, są na to odporne. Nogi mam prawdziwie chłopskie, ręce, ręce nie, ale wszystkim mówię, że takie delikatne odziedziczyłem po matce, co uciekła z miasta za swoją miłością. A ta miłość zostawiła ją z brzuchem, długami i tak dalej, smętna historia, jakich wiele, na tyle nudna, że nikt jej nie kwestionuje, nie drąży, ile w tym prawdy, a ile mojego gawędziarstwa - uważaj na nią - mruczę ostrzegawczo - ja już odsiedziałem swoje w pierdlu, a moja mama ma krew czystą, jak ta lala. Wszystko mogą zbrukać - gnoje, znowu spluwam, bo siada mi ta nerwowa atmosfera. Czy jeśli coś pójdzie nie tak, będę mógł za niego poręczyć? Wiem, że wszystkich nie uratuję, ale jego mogę. Nie w walce, nie otwarcie, może słowem szepniętym do odpowiedniego ucha, może zaszczytami, może złotem. Ile kosztuje cudze życie? Ile kosztuje jego życie? Gdybym zapytał, za ile go kupię, jakby się wycenił, on sam, a jak oszacowałby go jeden z nich?
-Na zdrowie - mruczę tylko, nie bronię mu przecież. Powinienem, ale głos rozsądku topi się w słonej wodzie, układa się tak chujowo, że tylko wycieczki na drugą stronę mają szansę posklejać skrzywioną rzeczywistość. Też bym tak chciał, zapodziać się, na tydzień, miesiąc albo i nawet na dłużej, zawinąć do Nibylandii, właściwie, czemu nie na stałe? Kim się wymawiam, skoro na przeszkodzie stoi mi tylko wygoda? Pozbyłem się jej kiedyś na całe dwa lata, przypadkiem do niej wróciłem i teraz jest jak kula u nogi. Ciągnie mnie na dno.
Zaraz, jeszcze trochę i sam się zapadnę. Ha, i to dobrowolnie! Miażdżę zębami fioletowego, upstrzonego plamami grzyba, wpierw rozrywam mięsisty kapelusz, później pałaszuję trzon. Nie przepadam za strukturą tegoskóra, więc kawałki stają mi w gardle, nim zmuszam się do ich przełknięcia. Fioletowy sok cieknie mi po brodzie, wycieram go niedbale rękawem koszuli, nieco nieprzytomnie szczerząc się do Bojczuka, językiem pieszcząc własne usta, jeszcze lepkie od gęstej, burej mazi. Podzielę się nią z moimi pięknymi, splatamy się w pocałunku i przestajemy zwracać uwagę na Johnatana, gdy tylko stykają się nasze usta. Obie chcą mnie posmakować, odurzyć się śluzem narkotyku, dotknąć moich włosów, objąć silnym uściskiem mój szczupły nadgarstek, pozostawić na łopatce obramowanie zębów. Plączą się nasze ręce, moje, ludzkie, blade, spoczywają na biodrach Pegeen, chłonąc chłód łusek, który przenika mnie aż do kości. Dygoczę, mimo że woda obmywająca łydki jest ciepła, sunę po jej rybich częściach i całuję po szyi, a wszystko to równocześnie, zachłannie i pośpiesznie. Ona trzyma moją twarz w swych dłoniach i błogosławi mnie na dalszą drogę, rzucamy się prosto w rosnące fale. Dno morza przestaje być tajemnicą, moje oko widzi każde żyjątko, trąbkę, raka cofającego się do swej skorupy i falujące wodorosty, a gdy wynurzamy się, wszyscy z mocno bijącym i nierównym oddechem, na plaży brakuje Bojczuka, na kocu siedzi tylko kosmaty stwór z jego czupryną, który zarazem jest i nie jest Johnatanem.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zatoka Syren - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zatoka Syren [odnośnik]20.08.20 20:09
- Hmm - zamyślam się głęboko nad słowami Morgana i, kurwa, naprawdę podoba mi się ten pomysł, a co więcej, to faktycznie może zadziałać. Nietrudno zdobyć złoto leprokonusów, jeśli wiesz gdzie szukać, a ja doskonale wiedziałem. W zachodnim porcie był taki gówniarz, który oszukiwał w kości i wciskał frajerom fałszywe pieniądze, przejrzałem go już dawno, ale chyba tym razem połaszę się na jego towary. Smark będzie zadowolony, ja będę zadowolony, więc nie dość, że wilk syty to jeszcze owca cała, czy jak to się tam mówi - Wiesz co, podoba mi się ten pomysł, chyba naprawdę tak zrobię, dzięki - kiwam energicznie głową i uśmiecham się promiennie. Taki przyjaciel co nie dość, że służy pomocną dłonią, to jeszcze dobrą radą, to serio, prawdziwy skarb! W tym momencie doceniam Morgana tak ze trzy razy bardziej niż jeszcze wczoraj, kiedy to zgodził się porozmawiać w mojej sprawie z syrenami i przynajmniej pięć razy bardziej niż przedwczoraj. Wbijam w niego spojrzenie i słucham tej jakże romantycznej wizji, nie wcinając mu się w pół słowa; za to coś innego przychodzi mi do głowy i parskam kolejną salwą śmiechu, bo zwyczajnie nie mogę się powstrzymać - A może z Celestyną? Ty wiesz, że już mamy za sobą jeden duet? - śmieję się jeszcze głośniej, a w kącikach moich oczu zbierają się łzy rozbawienia, które ścieram powoli jednym palcem - Chyba dobrze było, nie wiem, nie pamiętam, najebany byłem jak biszkopt, dowiedziałem się o tym od znajomych i z Czarownicy. No bo to było w Sylwestra, czaisz? Na drugi dzień obudziłem się w Ruderze, w połowie schodów na dół i miałem takiego kaca, że myślałem, że SERIO umrę, obiecałem sobie, że alkoholu to już nawet nie powącham, ale na drugi dzień skusiłem się na lampkę wina, tak wiesz, dla kurażu no i - wzruszam ramionami. Po co ja w ogóle to wszystko mówię? Nie wiem - Właściwie to wolisz Belle czy Celestynę? - rzucam, ot tak, z czystej ciekawości, zwyczajne zainteresowany jego muzycznym gustem. Ja chyba wolałem Warbeck, jakoś bardziej do mnie przemawiały jej utwory, a poza tym już jako nastolatek miałem jej plakat upchnięty gdzieś w szafce, który czasem wyjmowałem i wyobrażałem sobie, że... eee... no nieważne zresztą - Skrobie marchewki? - unoszę obie brwi, odwracając twarz w kierunku mężczyzny - Nie znam się na skrobaniu marchewek, kiedyś próbowałem obierać ziemniaki, ale tylko się pokaleczyłem i co z tego wyszło? Chuj wielki i szelki - moje ramiona na nowo podskakują, ale rozumiem co miał na myśli. A potem z jego ust pada pytanie, na które właściwie nie znam odpowiedzi, więc marszczę nos w zamyśleniu i drapię się po głowie, jeszcze bardziej targając i tak już kompletnie potargane kłaki - Co potem? Nie wiem, zobaczyłoby się co przyniesie los; niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba - napisał kiedyś ktoś; rozkładam ręce, bo co innego mi pozostało? Nic - Dobra, nie smęć, będzie dobrze - macham ręką. Póki co nikt się nie przypierdalał i miałem nadzieję, że tak pozostanie. Nie myślałem o tym co jeszcze przyniesie przyszłość; być może nadejdzie taki dzień, że będę musiał wiać, ale co z tego? Zapakuję swoją magiczną torbę, przypnę woreczek do pasa i schowam się w jakiejś dziurze - nie pierwszy i nie ostatni raz; dobrze, że byłem taki mały to mogłem wleźć dosłownie wszędzie, kiedyś przeszkadzało mi to bardziej, teraz dostrzegałem sporo plusów.
A potem skrobię grafitem po papierze, starając się uchwycić jak najwięcej ze wszystkiego co dzieje się wokół - syrenie sylwetki splecione w uścisku gdzieś między męskimi ramionami, połyskujące łuski, napięte mięśnie, złączone wargi, pukle włosów przylepione do skóry; opuszczam na moment spojrzenie i kiedy unoszę je ponownie cały świat się rozmywa, a ja (nauczony doświadczeniem) wiem już, że zaraz nadejdzie pierwsza fala. Jedna zmywa z plaży moich modeli, druga sprawia, że mrugam kilka razy, bo wszystko co rzeczywiste zostawia za sobą świetliste smugi. Przyroda nabiera egzotycznej bujności; teraz otaczają mnie wysokie na przynajmniej kilka metrów źdźbła nadwodnych roślin, mienią się tysiącem odcieni zielonego, właściwie także innych barw. To zauważyłem już kiedyś, że w naturze występuje więcej kolorów niż wydaje nam się na pierwszy rzut oka. Wystawiam rękę, chcąc zbadać fakturę pochylającego się w moim kierunku liścia, ale nie mogę go dosięgnąć, chociaż wydaje się tak blisko. Blisko czy daleko? Teraz już sam nie wiem, odległości jakby przestały mieć znaczenie. Widzę za to kolejną błyszczącą pręgę zostawioną w powietrzu przez moją dłoń. Ale to ładne. Przez chwilę macham bezsensu ręką przyglądając się powidokom. Już nie pamiętam po co tu przyszliśmy, kim jesteśmy ani dokąd zmierzamy. Co to właściwie za pytania? Zbyt poważne. Odganiam od siebie wszystkie myśli, kręcąc głową na boki i przez chwilę mój umysł wydaje się prawdziwie pusty. A później fantastyczna trójka wynurza się spośród fal i łapię spojrzenie typa. Kurwa, nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywa, co więcej, nie pamiętam nawet własnego imienia, ale w tym momencie niekoniecznie mnie to martwi. Widzę za to, że jego wzrok jest równie nieobecny co i mój, bo i gdzieś w tym wszystkim wędrujemy przez te same ścieżki. Parskam głośnym śmiechem, po czym rozkładam ramiona i opadam na plecy, jeszcze przez chwilę obserwując zbierające się na niebie chmury - wcześniej płynęły leniwie poprzez wszechobecny błękit, teraz zaczynają odprawiać jakieś dzikie tańce. Wzdycham przeciągle w tym samym momencie nabierając ochoty na pływanie. Odrzucam więc wszystko po kolei - zostawiam papiery i ołówki, aparat, a nawet koszulę, która wydaje mi się jakaś zbędna; przyjemny, wręcz namacalny chłód otula moje ciało, więc przesuwam dłońmi po nagich ramionach, czując pod palcami pajęczyny drobnych blizn. Nie, muszę wstać, przecież miałem iść popływać - powoli zbieram się do pionu, chociaż cały świat jest jakby delikatnie przekrzywiony na lewo i ja też, rozkładam ręce, starając się w ten sposób utrzymać równowagę, no, powiedzmy, że działa, więc stawiam pierwsze kroki w kierunku linii wody. Piasek pożera mi stopy, wygina się i zwija jakby coś próbowało spod niego wyjść, splata się w mandaliczne wzory. Dociera do mnie tyle bodźców z zewnątrz, że rozpraszam się co sekundę, kompletnie zapominając o tym co miałem zamiar zrobić. Chyba popływać? Tak, WODA, woda musi być wspaniała o tej porze dnia, więc wreszcie do niej docieram; tak jak myślałem - jest przezajebista, ciepła i orzeźwiająca, najpierw obmywa mi stopy, później łydki, a później opadam na kolana i czuję jak powoli zatapiają się w dnie - Nie wiem co się dzieje ale chciałbym do was dołączyć - to chyba była prośba. Patrzę na każdego po kolei - na syreny i Morgana. WŁAŚNIE! Morgan! Tak miał na imię, jedna zagadka rozwiązana.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Zatoka Syren [odnośnik]16.09.20 9:17
Może źle mu radzę. Może tamten byk ma rodzinę, żonę, piątkę dzieci i schorowanych rodziców na utrzymaniu. Może jest taki zgryźliwy, bo jemu dawno coś w życiu nie wyszło i tkwi jak kołek przy drzwiach Fantasmagorii, bo nikt nie da mu innej pracy. To smutne, że zawsze tak waruje przy progu, nieważne, czy pada, grzmi, czy z nieba leje się taki skwar, że nie idzie wytrzymać. Kołnierzyk zapięty na ostatni guzik, długi rękaw i służalczy uśmiech na zawołanie. Przy bucach słodkopierdzący, a jeśli któraś z tych historii jest prawdziwa, to absolutnie czaję (ale, nie, że aprobuję!), że takiego Bojczuka próbuje sobie ustawić. Rzadko ma okazję, to wykorzysta każdą, nawet, jeśli ofiarą nieprzychylności padnie taki sobie o, Johnatan. A może to po prostu zwykły burak, jak sądzę. Ziewam, a niech go licho, na mnie zresztą też krzywo patrzy.
-Tylko podpatrz, jak to się robi, wiesz - mówię mu i uśmiecham się lekko, wyobrażając sobie scenę, jak Bojczuk niezbyt dyskretnie podaje to złoto cieciowi, a monety wypadają mu z ręki. Niby nic, ale kurwa, patrzyliby na niego, jak na przestępcę - bo to trzeba tak, żeby nikt nie zauważył - mądrzę się dalej i chyba powinienem wymyślić coś na swoje usprawiedliwienie - tak z dziesięć lat temu kręciłem się trochę po tych bogatych domach, łaziłem ze starzyzną i usiłowałem opychać pseudomagiczne badziewie i raz, rozumisz, typ otwiera drzwi i mówi, że świetnie, że już jestem i że wszystko już gotowe - zmyślam na poczekaniu, nieszkodliwa bajeczka, ale uzasadni, skąd mam takie pojęcie o życiu wyższych sfer. - bierze mnie za ramię i popycha do jakiejś komórki, daje mi taki ala mundurek, każe się przebrać i do mnie z tekstem, że będę otwierać drzwi, podawać przekąski i polerować gałki od drzwi. Gałki od drzwi, kurwa, myślałem że tam ryknę zaraz - dowcipkuję sobie - a najlepsze, że zaraz po tym przyszedł ten faktyczny lokajczyk, ale na szczęście sam mu otworzyłem i na poczekaniu oberwał confundusem. Wysłałem go do domu, co nie - zaśmiewam się serdecznie i sam prawie zaczynam wierzyć w te swoje przygody - przez jakiś tydzień tam chodziłem, odbierałem płaszcze, czyściłem te klamki, odsuwałem krzesła itede a później mi się znudziło. Ale siana po tym miałem oporowo, więcej jak po miesiącu na statku, bo co chwilę coś tam  odpalali te dziane bubki - tak se plotę i przez chwilę czuję, że wszystko jest dobrze. Znika ciężar z klatki piersiowej, płuca mi różowieją, jakbym nigdy nie jarał, a włosy podwiewa wiatr przez co wyglądam, jakbym z pół roku nie widział fryzjera - co, poważnie? Woo, stary, OPOWIADAJ. Ale duet, znaczy, że wy...? - no tego to się nie spodziewałem. Gapię się na Bojczuka, a szczęka to mi chyba do kolan zwisa, no bo, Celestyna, mimo że tonacja to raczej nie moja, to miętę do niej czu..ję? Czułem? Sentyment zostaje mi na pewno - właściwie, dlaczego ja jej jeszcze nie spotkałem? Mogę spokojnie to zaaranżować, no błagam. Randka z gwiazdą, jebać zaręczyny i małżeństwa. Nie chcę żony, ja chcę Bijąs - i jak było? - dopytuję niecierpliwie, bo to jest ciekawsze, niż alkoholowe ekscesy Bojczuka. Te znam nadto dobrze, mamy ich parę za sobą, a historyjki o libacjach pojawiają się zawsze i wszędzie. Ciągną się za nim, jak zapach terpentyny i znoszonych skarpet.
-To nie do końca moje klimaty - wykręcam się, bo oho, grubą kreską dzielę się od normików - moja siostra gra na - prawie paplam, że na harfie, ale X D, bo w portowych okolicach to co najwyżej słyszano o hafcie i to też w kontekście innym niż sztuka wyszywania. Na czym może grać? - skrzypcach. Jej lubię słuchać - to już brzmi mniej ekskluzywnie - kupiłem je kiedyś od jednego gościa, przehandlowałem za młynek do kawy, nakłamałem mu, że to jest ten, co potrafi mielić, co dusza zapragnie. Zadowolony zawinął się na statek, mnie zostawił te skrzypce od Sradivariusa, czy kogoś takiego, a on z tym śmieciem popłynął se dalej - bajdurzę w najlepsze, nie zważając na to, że te kłamstwa powoli robią się niebezpieczne. Ale kto by się przejmował, Bojczuk na pewno te moje historyjki - znaczy, historyjki Morgana - traktuje z przymrużeniem oka, wiedząc o mym talencie do koloryzowania. W porcie wszystko trzeba odpowiednio ubarwić, inaczej byłoby za szaro. Buty na sznurowadłach podskakują na mojej szyi, dochodzi do mnie zapach stóp. No tak, to łapcie Morgana, po przejściach, tyle razy łatane i podbijane u szewca, że chyba się nie doliczę.
-I co, nigdy już się nie wziąłeś za kartofle? - dopytuję z zainteresowaniem, bo oho, chyba znajduję rzecz, z którą poradziłbym sobie lepiej z katalogu tych manualnych-wymagających-życiowego-ogarnięcia-i-skilli-poza-salonowymi - ja musiałem to robić, jak pracowałem na statku u Goyle'a - mruczę, ach, złote czasy. Jak sobie o tym pomyślę, to tęsknię za tym, że choćby nie wiem, ile szorował te łapy, to i tak pachniały ziemniakami. Jak się obiera pyry na obiad dla całej załogi, to tak jest - ale się opłaciło, umiem zrobić tak, żeby z całego ziemniaka była tylko jedna wstążka - chwalę się, bo to kurwa, umiejętność, jaką posiadają nieliczni, aha!
-Jebać - mruczę po chwili, właściwie - mówi prawdę. Coś się wymyśli, coś się zrobi, jakoś to będzie. Gdybanie co prawda spędza mi sen z powiek, ale teraz prażymy się w pełnym, letnim słońcu, woda błyszczy lazurem, no żyć nie umierać. Dosłownie. I... powiedziałbym, że stracenie głowy grozi nam po równo, tylko ja chyba jednak jestem w to bardziej uwikłany. A Bojczuk przynajmniej nie ma zagwozdek. Ale zaczyna, się zaczyna, mięsisty, gumowaty grzyb płynie wzdłuż przełyka, a ja oddaję się w ramiona syrenich piękności, zdziwiony nagle gładkością ich ciał. Z fascynacją mnę korpusy i włosy, moje palce zaciskają się na biodrach, gdzie skóra przechodzi w rybią łuskę, klękam na płyciźnie i łaskoczę nosem ich pępki, słone od wody i słodkie od wiatru. Boże, nie pamiętam, kiedy było mi tak dobrze. Myśli zwalniają tempa, moje ruchy też stają się dziwnie ociężałe, lecz to wszystko jest tak przyjemne, że przestaję się nad tym zastanawiać. Wciąż klęczę przed syrenami, całuję ich mokre brzuchy i mam wrażenie, że zaraz wpadnę tam do nich, do środka. Obejmuję Peegen mocno, z całych sił, ona chwyta mnie za włosy i odgina twarz w tył, czuję dużo wilgoci i wzbierającego ciepła, a jednocześnie trzęsę się - to chyba chłód, a może po prostu projekcja ciała, będąca w ogóle i całkowicie poza mną? Poddaję się temu, niech mnie prowadzi, niech one mnie prowadzą, patrzę w górę i aż zamieram z zachwytu. Słońce, totalnie widzę słońce, jasne, ale ogniste, strzeliste i półpłynne. Wyciągam rękę w górę w tym niemym zachwycie, żeby każdy na nie spojrzał i zobaczy dokładnie to, co ja. Spektakl światła, obłędny, odkrywający świat, jakim był, a nie takim, jakie ludzkie oko mogło go zobaczyć. Jakbym nagle przestał oddychać, już nie muszę sycić się powietrzem, to wszystko przechodzi po prostu przeze mnie gładko i bez szwanku. Uśmiecham się szeroko, nieprzytomnie, jak dziecko wtulając się między szczupłe obojczyki syreny, żeby dotrzeć do tego, co nazywamy ciałem. Jego struktura wyzwala mnie entuzjazm, chwytam ją za rękę i sunę palcami po topiących mi się częściach. Jej palce rozpadają się pod moimi, dalej znika przedramię i łokieć, zaraz później bark, a z moich ust dobywa się westchnienie. Nie chcę ich tracić, nie chcę jej tracić, trę biodrami o jej biodra i wzdrygam się, jest taka śliska, że to chyba niemożliwe. Ojezu i ta woda, którą teraz dopiero mam szansę poczuć, w niej dosłownie żyję, kurwa, próbuję ją złapać i udaje mi się. Zostaje mi w garści, a ja się roztapiam, wywiercany w piaszczyste dno i unieruchomiony między moimi pannami. Gubię się w ich włosach, a ozdoby z nich - perły, drobne muszelki i małe rybki - szczypią mnie, kiedy w nie wsiąkam. Widzę go, gdy z trudem brodzi ku nam, a przecież wcale nie jesteśmy daleko.
-Johny, chodź do nas - wołam a mój głos brzmi jak echo. Syreny powtarzają po mnie, słodko i zachęcająco, wyciągam do niego rękę, chwytam ją i o kurwa, chyba to już na zawsze tak razem zostaniemy.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zatoka Syren - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Zatoka Syren [odnośnik]27.09.20 15:28
Patrzę na Morgana z ukosa, tak jakby się wczoraj urodził i świata nie znał; albo inaczej, jakbyśmy się wczoraj poznali i nic o mnie nie wiedział. Kręcę delikatnie głową, a spomiędzy moich warg wydobywa się głośne westchnięcie - Morgan, co ty myślisz, że ja łapówek nie umiem dawać? - wywracam oczami. No może i nie dawałem, bo nie miałem z czego, ale przecie w przeszłości, jak się było takim o chłopakiem na posyłki, to się nie raz i nie dwa razy robiło użytek z rąk; akurat dłońmi to się umiałem posługiwać (niech zapyta dziwek jak nie wierzy), a takie dawanie łapówek nie mogło być trudniejsze niż, no nie wiem, choćby oszukiwanie w kartach. Wbijam spojrzenie w mojego towarzysza i słucham jego opowieści, zaśmiewając się głośno co jakiś czas - No nieźle - mówię, kiedy kończy - Ty to jednak jesteś... przejebany - parskam śmiechem, klepiąc typa po ramieniu; lubiłem te jego historie. Być może niektóre bywały lekko podkoloryzowane, ale przecież dobre opowieści wymagały pewnej gamy barw. Kim zresztą byłem, żeby oceniać? Sam kłamałem jak z nut, to raz, a dwa - wszyscy w porcie to robili. Teraz akurat mówię prawdę, więc uśmiecham się szeroko - No śpiewaliśmy, nie? Ja i ona, razem na scenie, czaisz? Bo była taka loteria, więc kupiłem sobie los i wygrałem, fart, nie? Dali mi klucz do Miodowego Królestwa, więc jakbyś się chciał nawpierdalać za darmo to wiesz do kogo uderzać i radio no ale najważniejsze, że mogłem tam stanąć koło Celestyny, och, Morgan, ona na żywo jest jeszcze wspanialsza - aż się rozmarzyłem; jakby nagrodą był tylko uścisk dłoni pani Warbeck to bym się cieszył równie mocno i wycałował jej zgrabne rączki aż by mnie musieli siłą z tej sceny ściągnąć - Jak było? Chyba dobrze, mam nadzieję, że nie fałszowałem za bardzo, o to już musiałbyś spytać widownię - śmieję się - A właściwie czemu cię tam nie było, co? Pół portu się zleciało, Keat co odjebał w ogóle! - w tym momencie tak drę łacha, że aż się muszę na chwilę zatrzymać i uspokoić, bo wybuchnę - Poszliśmy na te całe łyżwy, wiesz, trochę ruchu każdemu dobrze zrobi i Keaton, jaka to jest pała, ja jebie, chciał się we mnie wpierdolić, ale sam tak wyrżnął, że poszła mu przynajmniej jedna jedynka, matko, myślałem, że się tam zleję ze śmiechu, żałuj, że tego nie widziałeś - tak jak teraz, też już ledwo trzymam pęcherz na wodzy, mordę mam czerwoną, a w kącikach oczu zbierają się perłowe łzy rozbawienia; te przecieram dwoma palcami, potem oddycham głęboko i dodaję - Karma - kiwam łbem. Ech, Keat... ciekawe co u niego, nie widzieliśmy się całe wieki! Jak matkę kocham, już zaczynałem zapominać jak wygląda - Masz siostrę? - dziwię się, bo o niej chyba nigdy nie wspominał, a przynajmniej nic takiego nie pamiętałem - Poznasz nas? - pytam i faluję brwiami; robię to chyba tylko po to, żeby się wkurwił - Na skrzypcach gra? Fajnie, to tym bardziej musimy się poznać, no wiesz, dwie artystyczne dusze, bankowo byśmy się dogadali. Ile ona ma lat? - byle się nie okazało, że na przykład osiem, bo wtedy to jednak nie chcę jej poznawać i cały żart pójdzie się jebać - Serio? Wiesz co, no tobie to jednak nie można ufać - znowu parskam śmiechem, tak oto kwitując kolejną historię. Niemniej taki brat to skarb, skrzypce załatwi, ogarnięty jest... dosyć, nawet jeśli czasem przesadza z alkoholem lub (i?) narkotykami. No cóż! Nie był jeszcze taki stary, miał prawo się bawić - Nie, co ty, gotowanie to nie moja bajka - macham ręką - Serio? No pozazdrościć talentu - trochę ironizuję, ale to z sympatii; właściwie jestem prawie pewien, że gdyby pokazał jak to robi, to bym się nawet podjarał - Szczęściarz, mnie nie wpuszczali do kuchni. To znaczy, raz mnie wpuścili i narobiłem takiego syfu, że kucharz chciał mnie wyrzucić za burtę, na szczęście szybko biegam. Później przez tydzień musieli mi brać żarcie na wynos, bo jak kucharz mnie widział to się robił cały czerwony i dostawał pierdolca - wzruszam ramionami. Ot, taka anegdotka, która sprawia, że na moment robię się jakby smutniejszy; szczerze? Wszystkie skarby świata oddałbym za to, żeby wrócić na morze, ale niestety nikt nie chciał mnie na stałe w swojej załodze. Nie rozumiem czemu, przecież znam się na żegludze, a i dobry ze mnie kompan do tańca i do różańca i do czego tylko dusza zapragnie.
A potem dzieją się rzeczy, których nie sposób opisać słowami. Podążając wzrokiem za ręką Morgana zadzieram głowę w górę i mrużę oczy, wbijając spojrzenie w słońce. Zdaje się do mnie uśmiechać, tak jak chmury; oto przepiękny spektakl natury, lepszy niż każdy balet wystawiany w magicznej, portowej perle. Niebo nabiera kolorów, patrzę na horyzont i nie wiem gdzie dokładnie łączy się z wodą, może wcale się nie łączy? Może to to samo. Nagle - eureka! Oświecenie, czuję się tak, jakbym właśnie odkrył wszystkie tajemnica świata, tylko nie potrafię ich zwerbalizować. Fale przestają być falami, co więcej! Mam wrażenie, że otaczają mnie cząsteczki wszechświata w stanie płynnym. Wszystko jest połączone, jest jebaną jednością i wiem, że my też wcale nie różnimy się od tego wiatru, który targa nasze włosy, od tej wody, która obmywa ciało, od skrzeczących ptaków fruwających wysoko nad naszymi głowami, od tych syren, tak kusząco pięknych, że nie mogę stać w miejscu, kiedy dochodzą do mnie ich nawoływania. Głosy brzmią dziwnie, jakby z oddali, chociaż wszystko znajduje się na wyciągnięcie ręki. Łączą się nasze palce, moje i Morgana, i sam już nie wiem czy kiedykolwiek się rozłączą. Zewsząd dociera do mnie muzyka, ale nie ta zwyczajna - to muzyka świata, muzyka dusz, która sprawia, że całe ciało mi drży, a ja zbliżam się do nich tanecznym krokiem. Nie czuję już łokci i kolan, są jak z gumy, ale to dobrze, kości nie ograniczają ruchów, po co nam właściwie kości? PO CO NAM CIAŁA, SKORO CAŁY WSZECHŚWIAT JEST JEBANĄ JEDNOŚCIĄ!!! Mocno zaciskam palce wokół dłoni Morgana i wbijam spojrzenie w jego twarz - źrenice ma tak wielkie, że już nie widać tęczówek. Jedno oko spływa mu na policzek, a drugie ulatuje gdzieś na czoło i wygląda teraz dosłownie jak ludzie Picassa. Moje wargi z kolei rozciąga uśmiech tak szeroki, że jestem prawie pewien, że przecina moją głowę wpół, ale nie mogę inaczej. Radość łaskocze mój żołądek od środka, więc od czasu do czasu muszę dać jej wydostać się na zewnątrz, dlatego parskam głośnym śmiechem. Później przenoszę spojrzenie na syreny i zbliżam się do jednej z nich, żeby przyjrzeć się lepiej - twarz ma perłową, tak gładką i przepiękną, że chyba piękniejszej w życiu nie widziałem; włosy bujne, świetliste, a łuski... tyle w nich kolorów! Połowy nawet nie umiałbym nazwać, a przecież podobno byłem malarzem! - Łooooo!... - chciałbym powiedzieć coś mądrego, ale tylko tyle wypada z moich ust, chociaż myśli znowu mam wiele, kotłują się pod bujną czupryną. Samymi opuszkami palców przesuwam wzdłuż jej ogona - dziwne uczucie, niby jakbym macał rybę, ale całkiem inaczej, lepiej, zdecydowanie przyjemniej. Boże, świat jest tak kurewsko piękny, że nie mogę dłużej - zaczynam płakać, ze szczęścia i nad tym, jakie to wszystko jest niesamowite. Łzy ciekną mi po policzkach, a ja czuję, że jeśli teraz wpadnę w jej ramiona, to chyba się połączymy, ciałem oraz duszą, przede wszystkim duszą; więc ciągnę za sobą Morgana, nie wypuszczając z uścisku jego dłoni i chcę się przytulać z tą cudowną, pół kobiecą, pół rybią istotą. Czuję jak przybrzeżne glony owijają się wokół moich kończyn, ale co z tego? PRZECIEŻ I TAK JESTEŚMY JEDNOŚCIĄ.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Zatoka Syren [odnośnik]30.09.20 22:37
Gdy ten mnie strofuje, wpompowuje się we mnie beztroska. Związane sznurówkami buty zdejmuję z szyi, kręcę jednym, przez co ten drugi zawieszony na lince wiruje niby śmigło jednej z tych mugolskich maszyn.
-Ty, jak się nazywają te ich żelazne ptaki, co latają? - zagadują, bo myślę, że Bojczuk wie takie rzeczy. Niby mi ta wiedza do niczego nie potrzebna, ale niech stracę, te trzy sekundy i tak mnie nie zbawią. Prawda? Puszczam sznurek i buty lądują w piasku, parę stóp od nas. Z daleka widać, jak podeszwa odchodzi od podbicia - kupisz mi za to nowe buty, łażę w tych samych, odkąd się poznaliśmy i magia już nie daje rady - śmieję się, bo faktycznie, te portowe to mam jedne, a muszę utrzymać ten vibe obliczonego cwaniaczka. Wymaganie nie duże, praktyczne, nada się, nie pójdzie na zmarnowanie.
-A dawałeś kiedyś? - pytam, bo tak poważnie, to trochę w to wątpię. Łapami co prawda Johantan śmiga jak się patrzy, ale to jednak nie to samo ca malowanie czy obracanie panienek - wiesz, z kasyna to co najwyżej cię wywalą na zbity pysk, a jak tam sprawa się rypnie, to będą się gapić, a to jest gorzej - ostrzegam go, bo cóż w tej kwestii jestem niechlubnym specjalistą. Podczas eleganckich przyjęć nadal lubią sadzać mnie obok matki, by miała na mnie oko. Żałosne w chuj.
-Nie, no, nie wierzę - podnoszę głos i wytrzeszczam oczy na Bojczuka. Oni i Celestyna? Razem? Loteria - głupi to zawsze ma szczęście - mruczę pod nosem, ale jemu to daję kuksańca, bo, zasługuje na to, skubaniec jeden, żywy dowód na to, że można żyć sobie z dnia na dzień i być szczęśliwym. Też ma problemy, nie przeczę, ale inne ode mnie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto da mu spanko albo poczęstuje zupą, tego, co mam w głowie już nikt za mnie nie rozwiąże - ja to zawsze myślałem, że te loteryjki to ustawka, a fanty i tak dostają ciocieńcy tych sołtysów i burmistrzów - burczę pod nosem, mierząc całego Bojczuka badawczym spojrzeniem. Może kłamie, ale w sumie, wisi mi to, niech będzie jego wola - stary, totalnie zazdroszczę, a wy, no wiesz, BYŁEŚ Z NIĄ PÓŹNIEJ? - pytam, chcę znać wszystkie szczegóły tamtego wieczora. Kiedy on obracał Celestynę ja pewnie rzygałem w kiblu ze złotymi spłuczkami. Niby imponujące, ale jednak nie do końca. No i wywołuję wilkołaka z lasu, bo ten jak na zawołanie zaczyna drążyć temat, a co ja mam na swoje usprawiedliwienie - nooo byłem tam przecież - kręcę - ale krótko, wiesz, wpadłem na jedną niunię i ona mieszkała niedaleko, w samej Dolinie. Mówię ci, było grubo, bo jak mówi mi, że ma tu chatę to sądziłem, że jakieś mieszkanko albo pokój chociaż, a ona prowadzi mnie do takiej lepianki, gdzie chyba z siedem osób spało jedno na drugim. I zaczęła mi tam robić gałę, czaisz i jak już byłem blisko, to jej młodsza siostra się obudziła i nas przyłapała. Raban się zrobił na całe podwórze, jej stary groził, że mi ręce połamie, jej brat to w ogóle ze dwa razy zdążył mi już dać po pysku, matka ręce załamuje, że to już drugi raz w tym tygodniu, ktoś tej mojej niuni walizki za drzwi wystawił, to musiałem ją wziąć do jakiegoś pensjonatu, bo nie chciałem do siebie, co nie. Atmosfera trochę już siadła, ale mała dalej była chętna, więc się pobawiliśmy, a rano zostawiłem jej trochę gotówy. Tej, co miała być na buty - ładnie splatam te dwie historyjki, dobrze to się sprawdza, gdy trzymam się ziemi - tej, ale totalnie musimy zaśpiewać coś razem. Wymyśl coś, chociaż nie wiem, czy zgramy się tonacją - entuzjazmuję się, a moja głowa już w 3/4 wyparła z siebie wojnę. Moje stopy zapadają się w złocistym piasku, drobne kamyczki wsuwają się między palce, jest cieplej i przyjemniej, niż mogłem to sobie wyobrażać. Zaśmiewam się serdecznie, odchylając głowę do tyłu i już wzbiera we mnie to wrażenie, że lecę, chociaż jeszcze nie zaczęliśmy na dobre naszych eksperymentów.
-On to chyba nie ma szczęścia, ostatnio, jak go widziałem, to podarł sobie portki na tyłku, rozwalił miotłę i na dodatek był bez brwi. Nie wiem, zgolił sobie czy coś, taka nowa moda, nie mówiłem mu, bo myślałem, że to specjalnie i nie chciałem być niemiły - opowiadam Bojczukowi, w najlepsze plotkując o kolejnym dobrym ziomku... który no, właściwie ostatnio jakby wsiąkł.
-Mam. Eva... - kurwa no nie wiem, czy takie imiona dają dziewczętom z niższych warstw społecznych, halo, poproszę sowę do przyjaciela - Evangelina, tak ma na imię - zmyślam, brzmi podobnie i dość plebejsko - i trzymam ją z dala od takich jak ty - dodaję srogo, nieco nieświadomie napinając mięśnie - nie jakieś imponujące, ale przy takim chuchrze jak Jonathan nawet byle chłystek miałby posturę Pudziana - ma dwadzieścia trzy lat, męża i dziecko, chcesz jeszcze numer trzewika? - pytam ironicznie, a nawet jak potwierdzi, to mu tego nie zdradzę przecież, na litość Salazara. Zdejmuję koszulę i rzucam ją na ziemię, po namyśle ściągam też spodnie - zaraz przecież i tak wejdziemy do wody, więc po co nam ten zbędny balast - to nie talent, to kilogramy obranych ziemniaków - poprawiam go, jakbym od razu tak obracał nożem, to daliby mnie od razu na kucharza. Talenty nie powinny się marnować - jakbym tam był - zaśmiewam się wesoło, czochrając sobie włosy, przez co są w jeszcze większym nieładzie, niż chwilę temu - nie upilnowałeś sosu i coś ci wykipiało, czy co odpierdoliłeś? - kucharze okrętowi co prawda słyną z popędliwości, ale jak znam Bojczuka, to musiał tam zadbać o prawdziwy Armagedon. Ale co tam, trzy ruchy szczęka i to przestaje mnie obchodzić, bo już chwytam się innej rzeczywistości. Takiej, co będącej za szybą nadal jest ostra, a nagle, kiedy robi się mdła i rozmazana, zakrzywiona przez jeden nieodpowiedni kąt. Grunt osuwa mi się pod stopami, jestem za ciężki, by piasek mnie utrzymał, więc stawiam kilka chwiejnych kroków w przód, z każdym z nich padając coraz niżej w tą miękkość, która mnie wciąga. Czuję się jak w kokonie stworzonym przez własne ciało, niesamowicie przytulnym, ale strasznie mi zimno, więc ciągnę do nich, do syren, ich gładkich ramion i śliskich ogonów. Dotykam słonej skóry, pierw dłońmi, później językiem i chyba zaraz eksploduję: jestem w niebie, a ta faktura ciała przechodzącego w łuskę wyjebuje mnie dosłownie na inną planetę, na której nie istnieje coś takiego jak suknia do kostek, a sufity wszędzie są kolorowe, a nie nudne, białe, szpitalne. Ledwo władam własnymi rękami, to totalne spowolnienie, dzieje się coś tak niesamowitego, że nie potrafię tego nazwać. W myślach mam tylko kolory i kształty, lgnę też do dziewczyn, by być z nimi bliżej, biodrami ocieram o ich biodra, a libido skacze mi tak, że chyba będzie mi stać do kolacji. Zasysam podbródek Peegen, jest pyszny i smakuje jak sernik z czekolad, a ręką zgarniam do siebie pierś Muirin; tarmoszę ją za sutek i czuję, jak przez końcówki moich palców przemyka prąd. Obnażony cycek wygląda nieziemsko, jak nasz ziemski księżyc pokryty kraterami. Marzę nagle o lekcji astronomii, więc patrzę w niebo i to niemożliwe, ale chyba widzę, jak wygląda słońce. Już nie zwykła jasność, nie kula gigantycznych rozmiarów, a jakaś dzika, poprzeczna szczelina, pęknięcie w powierzchni ziemi - boże, chyba widzę przyszłość, bo daję nam tylko kilkaset lat, a później będzie po nas, skończymy pochłonięci. Ale nie teraz, później, kiedyś - ściskam rękę Johantana, tak ciepłą i przejmuję od niego tą kulawą uprzejmość razem z nadmierną potliwością i szorstkimi opuszkami. Trochę papier ścierny, trochę jedwabie, ciężko się zdecydować, więc klękam na kolana i przyciskam twarz do brzucha Peegen.
-Kocham cię, zrób mnie syrenem - błagam ją i zasypuję jej łono pocałunkami, słodkimi, choć woda zebrana w łuskach jest raczej słona. Smaki dla mnie nie istnieją, jest tylko woda obmywająca moje ciało. W jednej chwili czuję się jak na chrzcie. Obrządek się dokonuje, mi wraca świadomość, a że nie chcę trzeźwieć, rzucam się głową do morza.

ztx2 :dance2:


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Zatoka Syren - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Zatoka Syren
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach