Duszny Klub
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Duszny Klub
Duszny Klub Dżentelmenów mieści się na szczycie jednego z apartamentowców w centrum Londynu. Można się do niego dostać, klikając w windzie siedmiokrotnie guzik wywożący na ostatnie piętro - wówczas winda sama odnajduje drogę. Wystrój klubów jest suchy, elegancki, część pomieszczeń znajduje się pod zadaszeniem, część na otwartej przestrzeni, na ukwieconym tarasie. Duszny Klub słynie ze spotkań jasnowidzów, mediów oraz corocznego międzynarodowego zjazdu kawalerów zmarłych pomiędzy 1256 a 1315 rokiem. Oferuje głównie cygara, kawę oraz mocniejsze trunki, ale fakt, że jest on wyjątkowo otwarty na duchy - ponoć duchem jest sam właściciel - unika się tutaj spożywania jedzenia, aby nie wpędzać zmarłych gości w zakłopotanie lub niekomfortowe samopoczucie.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 18:12, w całości zmieniany 2 razy
14 czerwca?
Stresowałem się dzisiejszym spotkaniem z Nelą. Nigdy wcześniej nie dawałem korepetycji (nie licząc paru krótkich spotkań jeszcze w czasach mojego pobytu w Hogwarcie), a chciałem dobrze wypaść. Zależało mi na tym, żeby nie zawieść Brendana - życzył swojej siostrze jak najlepszych wyników w nauce i zaufał moim umiejętnościom. Cóż, schlebiało mi to, co tu kryć! Ale przede wszystkim zależało mi na tym, żeby nie zanudzić Neli. Traktowałem historię magii bardzo poważnie i jednocześnie byłem świadomy, że zaliczam się do nielicznej grupy takich osób. Tym bardziej chciałem, żeby Nela choć trochę doceniła tę piękną dziedzinę. Tak, dla mnie to nie były tylko korepetycje - dla mnie to była misja.
Wyszedłem wcześniej z mieszkania, żeby na pewno się nie spóźnić, dlatego dotarłem w umówione miejsce około piętnastu minut za wcześnie. Bujałem się leniwie na stopach, obserwując przechodzących obok ludzi, w końcu dostrzegając rudą czuprynę. - Cześć! Florean jestem - przedstawiłem się, bo chociaż wymieniliśmy parę listów, to przecież nie widzieliśmy się na żywo. Ach, poczułem jak mój poziom stresu nieznacznie zaczyna rosnąć. W końcu to moja próba. - Tak sobie pomyślałem, że zabiorę cię w pewne ciekawe miejsce - wzruszyłem ramionami, bo w sumie nie mogłem być pewny czy i jej się spodoba tak jak mi. Zazwyczaj ludzie nie dzielili moich opinii, ale to dlatego, że nie interesowali się historią tak jak ja. - A ty po drodze opowiesz mi z jakimi tematami dokładnie masz problem - żeby się nie produkować jak już wszystko wiesz, bo może Brendan przesadza, i wcale nie jest z tobą tak źle. Tak właśnie pomyślałem, kiedy ruszyłem przed siebie, by po paru metrach wejść do wysokiego budynku. Wpuściłem Nelę pierwszą do niezbyt dużej windy, po czym siedmiokrotnie nacisnąłem odpowiedni guzik. Ach, czułem się jak szpieg za każdym razem, kiedy to robiłem. - Tam będzie dużo dziwnych ludzi, radziłbym im się zbytnio nie przyglądać - uprzedziłem. Wielu jasnowidzów próbowało podkreślić swój talent oryginalnym ubiorem jakby krzyczeli całym sobą żeby na nich spojrzeć, ale ja już wiedziałem, że to tylko wyzwie niepotrzebne dyskusje. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy drzwi windy rozsunęły się, a naszym oczom ukazał się elegancki lokal pełen fruwających duchów.
Stresowałem się dzisiejszym spotkaniem z Nelą. Nigdy wcześniej nie dawałem korepetycji (nie licząc paru krótkich spotkań jeszcze w czasach mojego pobytu w Hogwarcie), a chciałem dobrze wypaść. Zależało mi na tym, żeby nie zawieść Brendana - życzył swojej siostrze jak najlepszych wyników w nauce i zaufał moim umiejętnościom. Cóż, schlebiało mi to, co tu kryć! Ale przede wszystkim zależało mi na tym, żeby nie zanudzić Neli. Traktowałem historię magii bardzo poważnie i jednocześnie byłem świadomy, że zaliczam się do nielicznej grupy takich osób. Tym bardziej chciałem, żeby Nela choć trochę doceniła tę piękną dziedzinę. Tak, dla mnie to nie były tylko korepetycje - dla mnie to była misja.
Wyszedłem wcześniej z mieszkania, żeby na pewno się nie spóźnić, dlatego dotarłem w umówione miejsce około piętnastu minut za wcześnie. Bujałem się leniwie na stopach, obserwując przechodzących obok ludzi, w końcu dostrzegając rudą czuprynę. - Cześć! Florean jestem - przedstawiłem się, bo chociaż wymieniliśmy parę listów, to przecież nie widzieliśmy się na żywo. Ach, poczułem jak mój poziom stresu nieznacznie zaczyna rosnąć. W końcu to moja próba. - Tak sobie pomyślałem, że zabiorę cię w pewne ciekawe miejsce - wzruszyłem ramionami, bo w sumie nie mogłem być pewny czy i jej się spodoba tak jak mi. Zazwyczaj ludzie nie dzielili moich opinii, ale to dlatego, że nie interesowali się historią tak jak ja. - A ty po drodze opowiesz mi z jakimi tematami dokładnie masz problem - żeby się nie produkować jak już wszystko wiesz, bo może Brendan przesadza, i wcale nie jest z tobą tak źle. Tak właśnie pomyślałem, kiedy ruszyłem przed siebie, by po paru metrach wejść do wysokiego budynku. Wpuściłem Nelę pierwszą do niezbyt dużej windy, po czym siedmiokrotnie nacisnąłem odpowiedni guzik. Ach, czułem się jak szpieg za każdym razem, kiedy to robiłem. - Tam będzie dużo dziwnych ludzi, radziłbym im się zbytnio nie przyglądać - uprzedziłem. Wielu jasnowidzów próbowało podkreślić swój talent oryginalnym ubiorem jakby krzyczeli całym sobą żeby na nich spojrzeć, ale ja już wiedziałem, że to tylko wyzwie niepotrzebne dyskusje. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy drzwi windy rozsunęły się, a naszym oczom ukazał się elegancki lokal pełen fruwających duchów.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lubiłam się uczyć - zwłaszcza nowych rzeczy, ale jakoś niestety miałam kilka takich tematów, które rzadko kiedy wchodziły mi do głowy. Jednym z takich były eliskiry nie miała ich chyba nigdy do końca zrozumieć, ale jakoś zdawało mi się że to wraz z krwią idzie. Drugą historia, co znów dziwne mi się zdawało bo wyobraźnie miałam, a sama historie różne snuć też lubiłam. Więc i dziwnym się zdawało, ale jakoś jednak te wszystkie daty i spisany w książkach sucho fakty niestety nijak nie chciały w głowie się na dłużej zostać. Więc po kilku listach na miejsce spotkania wędrowałam zarówno zaciekawiona jak i trochę nie za bardzo dokładnie wiedziałam czego się spodziewać powinnam. Bo jakieś mi się to szalenie inne i porywające już na wstępie wydawało, ze historii idę się uczyć gdzieś, zamiast w domu przy książce. Ale ufałam moim nauczycielom, bo zawsze wiedzieli więcej niż ja - co w sumie znów takie dziwnie nie było.
- Neala. - przedstawiłam się, dygając mało poprawnie. - Neala Weasley, ale to już kuzyn wie. Będę mówić kuzyn zamiast pan, dobrze? - zapytałam ale właściwie to nie było pytanie a stwierdzenie. Filozofia za moim nazewnictwem od lat stała taka sama. Wszyscy którzy byli przyjaciółmi naszej rodziny i bliscy nam byli i dobrzy byli z nami połączeni - jak rodzina, mimo że krew inna była, to więzi takie same. Jeśli zaś kuzyn Flo poprosi, bym wytłumaczyła co jak i jak, to żadnych oporów przed tym mieć nie będę. Przytaknęłam też głową na jego wytłumaczenie i za chwilę oboje już maszerowaliśmy w kierunku w którym nas prowadził.
- Wiesz kuzynie Flo, to trochę tak jest dziwnie z tą historią. Bo historię to ja ogólnie lubie - takie różnego rodzaju. I książki też lubię - a nawet kocham! - przyznałam się szczerze maszerując obok niego, zadzierając lekko głowę gdy spoglądałam w jego twarz. - Tylko jakiś taki problem niezmierny się tworzy, że historia - historia w książkach, to same suche fakty. A przecież za nimi kryją się większe i ciekawsze historie, czyż nie? Czemu więc one zostają przemilczane? i jakoś tak w tym wszystkim, nie za bardzo idzie mi zagłębianie się w księgi pełne dat i tych faktów suchych jak wiór. - westchnęłam lekko wchodząc do windy. - Jakieś takie bez duszy mi się zdają i duszę nudzą. - mówiłam dalej, splatając dłonie przed sobą. - Więc dat zbyt wielu nie powiem, ale historię rodu którego nazwisko noszę znam całą bo piękna jest, tego z którego pochodziła moja mam też - ona zawsze powtarzała, że należy pamiętać skąd się pochodzi, ale też wiedzieć dokąd się zmierza. - zmarszczyłam lekko nos jakby myśląc. - Kilka dat różnych wojen, jakieś powstania. Trochę w strzępach to jest. Wstyd się przyznawać, prawda? - chciałam wiedzieć co o tym sądził, bo skoro Brendan mu ufał to i ja ufałam i jego zdanie za ważne uznawać postanowiłam. Zamilkłam też po tych słowach, przytakując jedynie głową na jego kolejne ostrzeżenie. A potem, cóż potem gdy drzwi się rozwarły mojej oczy automatycznie wielkie jak dwa galeony się zrobiły a ja zamrugałamm bowiem nie byłam pewna czy to kwesti mojej wyrobaźni, czy my żeśmy rzeczywiście w pomieszczeniu połenym duchów się znaleźliśmy.
- Ojej, czy to... - zaczęłam rozglądając się ze święcącymi oczami po lokalu nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć. Więc zwyczajnie wyszłam z windy jedynie rozglądając się na około.
- Neala. - przedstawiłam się, dygając mało poprawnie. - Neala Weasley, ale to już kuzyn wie. Będę mówić kuzyn zamiast pan, dobrze? - zapytałam ale właściwie to nie było pytanie a stwierdzenie. Filozofia za moim nazewnictwem od lat stała taka sama. Wszyscy którzy byli przyjaciółmi naszej rodziny i bliscy nam byli i dobrzy byli z nami połączeni - jak rodzina, mimo że krew inna była, to więzi takie same. Jeśli zaś kuzyn Flo poprosi, bym wytłumaczyła co jak i jak, to żadnych oporów przed tym mieć nie będę. Przytaknęłam też głową na jego wytłumaczenie i za chwilę oboje już maszerowaliśmy w kierunku w którym nas prowadził.
- Wiesz kuzynie Flo, to trochę tak jest dziwnie z tą historią. Bo historię to ja ogólnie lubie - takie różnego rodzaju. I książki też lubię - a nawet kocham! - przyznałam się szczerze maszerując obok niego, zadzierając lekko głowę gdy spoglądałam w jego twarz. - Tylko jakiś taki problem niezmierny się tworzy, że historia - historia w książkach, to same suche fakty. A przecież za nimi kryją się większe i ciekawsze historie, czyż nie? Czemu więc one zostają przemilczane? i jakoś tak w tym wszystkim, nie za bardzo idzie mi zagłębianie się w księgi pełne dat i tych faktów suchych jak wiór. - westchnęłam lekko wchodząc do windy. - Jakieś takie bez duszy mi się zdają i duszę nudzą. - mówiłam dalej, splatając dłonie przed sobą. - Więc dat zbyt wielu nie powiem, ale historię rodu którego nazwisko noszę znam całą bo piękna jest, tego z którego pochodziła moja mam też - ona zawsze powtarzała, że należy pamiętać skąd się pochodzi, ale też wiedzieć dokąd się zmierza. - zmarszczyłam lekko nos jakby myśląc. - Kilka dat różnych wojen, jakieś powstania. Trochę w strzępach to jest. Wstyd się przyznawać, prawda? - chciałam wiedzieć co o tym sądził, bo skoro Brendan mu ufał to i ja ufałam i jego zdanie za ważne uznawać postanowiłam. Zamilkłam też po tych słowach, przytakując jedynie głową na jego kolejne ostrzeżenie. A potem, cóż potem gdy drzwi się rozwarły mojej oczy automatycznie wielkie jak dwa galeony się zrobiły a ja zamrugałamm bowiem nie byłam pewna czy to kwesti mojej wyrobaźni, czy my żeśmy rzeczywiście w pomieszczeniu połenym duchów się znaleźliśmy.
- Ojej, czy to... - zaczęłam rozglądając się ze święcącymi oczami po lokalu nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć. Więc zwyczajnie wyszłam z windy jedynie rozglądając się na około.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
A może odnajdę w nauczaniu kolejne powołanie? Jeszcze nigdy nie próbowałem nikogo uczyć - nie wiedziałem czy okażę się w tym całkiem dobry czy może jednak beznadziejny. Wydawało mi się, że jestem w stanie to polubić, ale może lepiej wstrzymam się z opinią aż do końca dzisiejszego spotkania. Chociaż lodziarnia była idealnym miejscem do nauki - może jednak stworzę przylodziarniową szkółkę niedzielną i będę uczył dzieci historii. To jest myśl! Florence byłaby zachwycona.
- Eee, dobrze - odpowiedziałem niepewnie, bo jeszcze nikt nie mówił do mnie kuzynie, ale skoro Neala tak chciała to nie widziałem nic przeciwko. To było zdecydowanie lepsze od pana - nie czułbym się komfortowo gdyby tak do mnie mówiła. Ja wiem, że jestem dorosły, ale takie zwracanie się do siebie tworzyło tylko niepotrzebną barierę, a wolałem takowej uniknąć. To miał być miły dzień!
- To wszystko zależy od tego jakie czytasz książki. Większość podręczników jest napisana tak nudno - dla mnie żadne nie były nudne, dlatego musiałem podkreślić to słowo, użyłem go tylko do zobrazowania - żebyś sama mogła ocenić daną sytuację. Historia jest subiektywna. Suche fakty na temat panowania jakiegoś króla pozwolą ci wyrobić o nim opinię. A gdyby wszystko było opisane tak pięknie, niekoniecznie byłoby prawdziwe - och, jak ja rzadko miałem okazję tak się historycznie wygadać! Jeszcze chwila, a Neala ucieknie ode mnie z krzykiem, bo tak ją zagadam i zanudzę. - No bo zobacz - zacząłem kiedy już staliśmy w windzie. - Przeczytasz o okropnych skrzatach wszczynających drastyczny bunt przeciw niewinnym czarodziejom. I to by był dobry tytuł artykułu w Proroku, ale z historią niewiele miałby wspólnego. Potrzebujesz tych faktów! Kim były te skrzaty? Dlaczego wszczęli bunt? Przed konkretnie jakimi czarodziejami? Bo może chodziło tylko o to, że nie podały śniadania w Hogwarcie i według ciebie to niezbyt drastyczne - dokończyłem akurat wtedy, kiedy weszliśmy do Dusznego Klubu. Szczególnie w dzisiejszych czasach to ważne, żeby odróżniać takie rzeczy - ostatnio karmiono nas niezłą propagandą.
Obserwowałem z ciekawością reakcję Neali - w zasadzie nie każdy lubił duchy, ale tak sobie pomyślałem, że to może być interesujące miejsce na nasze pierwsze spotkanie. - Duchy - dokończyłem, uśmiechając się szeroko. Czułem się w tym miejscu jak małe dziecko, które dostało swoją pierwszą gumową różdżkę. Szczęśliwy, podekscytowany, zaciekawiony. - Bo tak sobie pomyślałem, że nie da się nauczyć czegoś, co cię w ogóle nie interesuje - zacząłem, idąc w kierunku wolnego stolika. Wskazałem na niego ręką, żeby Neala w tym szoku również do niego trafiła. - I potem pomyślałem, że może zabiorę cię tutaj i tak sobie... pogadamy - wzruszyłem ramionami, spoglądając na bezgłowego ducha, który przefrunął nam nad stolikiem. - O żadnym konkretnym wydarzeniu. Z chęcią posłucham twojej opinii o... o, o tym duchu - dodałem, wskazując na grubego ducha w łachmanach, który przechylał pusty kielich. - Skąd jest, dlaczego zmarł - to mogła być świetna historyczna zabawa, która prawdopodobnie tylko mi przypadnie do gustu, no ale przywykłem do tego. - Tak swoją drogą... Wspominałaś coś o swojej matce. Mogłabyś mi zdradzić skąd pochodziła? - Bo o arystokratycznych rodach też co nieco wiedziałem, w końcu te wszystkie nazwiska nie raz pojawiały się na kartach historii.
- Eee, dobrze - odpowiedziałem niepewnie, bo jeszcze nikt nie mówił do mnie kuzynie, ale skoro Neala tak chciała to nie widziałem nic przeciwko. To było zdecydowanie lepsze od pana - nie czułbym się komfortowo gdyby tak do mnie mówiła. Ja wiem, że jestem dorosły, ale takie zwracanie się do siebie tworzyło tylko niepotrzebną barierę, a wolałem takowej uniknąć. To miał być miły dzień!
- To wszystko zależy od tego jakie czytasz książki. Większość podręczników jest napisana tak nudno - dla mnie żadne nie były nudne, dlatego musiałem podkreślić to słowo, użyłem go tylko do zobrazowania - żebyś sama mogła ocenić daną sytuację. Historia jest subiektywna. Suche fakty na temat panowania jakiegoś króla pozwolą ci wyrobić o nim opinię. A gdyby wszystko było opisane tak pięknie, niekoniecznie byłoby prawdziwe - och, jak ja rzadko miałem okazję tak się historycznie wygadać! Jeszcze chwila, a Neala ucieknie ode mnie z krzykiem, bo tak ją zagadam i zanudzę. - No bo zobacz - zacząłem kiedy już staliśmy w windzie. - Przeczytasz o okropnych skrzatach wszczynających drastyczny bunt przeciw niewinnym czarodziejom. I to by był dobry tytuł artykułu w Proroku, ale z historią niewiele miałby wspólnego. Potrzebujesz tych faktów! Kim były te skrzaty? Dlaczego wszczęli bunt? Przed konkretnie jakimi czarodziejami? Bo może chodziło tylko o to, że nie podały śniadania w Hogwarcie i według ciebie to niezbyt drastyczne - dokończyłem akurat wtedy, kiedy weszliśmy do Dusznego Klubu. Szczególnie w dzisiejszych czasach to ważne, żeby odróżniać takie rzeczy - ostatnio karmiono nas niezłą propagandą.
Obserwowałem z ciekawością reakcję Neali - w zasadzie nie każdy lubił duchy, ale tak sobie pomyślałem, że to może być interesujące miejsce na nasze pierwsze spotkanie. - Duchy - dokończyłem, uśmiechając się szeroko. Czułem się w tym miejscu jak małe dziecko, które dostało swoją pierwszą gumową różdżkę. Szczęśliwy, podekscytowany, zaciekawiony. - Bo tak sobie pomyślałem, że nie da się nauczyć czegoś, co cię w ogóle nie interesuje - zacząłem, idąc w kierunku wolnego stolika. Wskazałem na niego ręką, żeby Neala w tym szoku również do niego trafiła. - I potem pomyślałem, że może zabiorę cię tutaj i tak sobie... pogadamy - wzruszyłem ramionami, spoglądając na bezgłowego ducha, który przefrunął nam nad stolikiem. - O żadnym konkretnym wydarzeniu. Z chęcią posłucham twojej opinii o... o, o tym duchu - dodałem, wskazując na grubego ducha w łachmanach, który przechylał pusty kielich. - Skąd jest, dlaczego zmarł - to mogła być świetna historyczna zabawa, która prawdopodobnie tylko mi przypadnie do gustu, no ale przywykłem do tego. - Tak swoją drogą... Wspominałaś coś o swojej matce. Mogłabyś mi zdradzić skąd pochodziła? - Bo o arystokratycznych rodach też co nieco wiedziałem, w końcu te wszystkie nazwiska nie raz pojawiały się na kartach historii.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Właściwie szybko odnajdywałam się w sytuacjach z ludźmi których dopiero co poznawałam. Jakoś tak potrafiłam też od razu powiedzieć, a może przewidzieć - może miałam coś w sobie z jasnowidza - czy dana osoba jest jedną z tych konkretnych. Tych, które nie patrzyły na korzyści płynące z własnej dobroci. Oczywiście oni wszyscy prawie automatycznie wpisywali się w ten kanon gdy wiedziałam, że i Brendan za dobrych ich uważa - on nie uważał byle kogo za dobrego. Chyba był co nieco bardziej krytyczny niźli ja, ale znów starszy był to i wiedział więc. Ucieszyłam się więc gdy kuzyn zgodził się, by go kuzynem nazywała, choć pewnie i tak bym to robiła - ze zgodzą, czy też bez. Wędrowałam spokojnie i pewnie obok niego, co jakiś czas spoglądając ku górze w jego kierunku. Słuchałam tego co mówi, nie mogąc nie stwierdzić, że rzeczywiście sens jest w tym, co mówi. Bo i miał rację, że fakty suche, można przedstawić inaczej, tak by wysnuł z nich ktoś sens taki, jaki się tego pragnie - nie zaś taki, jaki powinien. Ale to też nie o to mi chodziło. Bardziej ubarwić można by historię, opowiedzieć, że ten skrzat co kolacji nie podał miał nos w kształcie kruczego dzioba, a jego oczy lśniły niczym najprawdziwszy szafir. Już otworzyłam usta, żeby właśnie podzielić się własnymi przemyśleniami w tej sprawie z kuzynem Flo, jednak trochę zabrakło mi słów gdy zobaczyłam sylwetki duchów kompletnie zapominając, że odpowiedzieć miałam na coś. Z całym szczęściem miałam obok kuzyna, gdy był tak miły by powiedzieć to, co chciałam ale gdzieś na chwilę zapomniałam jak się mówi.
- Och! - skomentowałam tylko na jego wyjaśniania, nadal nie potrafiąc wykrzesać z siebie nic więcej. Bo przecież to było wszystko tutaj takie zatrważająco fascynujące! Każdy inny i trochę nieżywy. Już rozmawiałam o duchach ostatnio z Lottą, ale też nie tylko z nią. Usiadałam na przeciw kuzyna i spojrzałam na niego odrywając wzrok od barmana, by zaraz podążyć spojrzeniem za przefruwającym nieopodal duchem bez głowy. Zerknęłam zaraz też na ducha, którego wskazywał i wydęłam usta zastanawiając się.
- Myślę, że kiedyś mógł być kimś - poważanym i strasznym trochę, ale przegrał wszystko i nie zostało mu nic. Pewnie z tego smutku sięgnął po rzeczy, które dobre są tylko w niewielkich ilościach i pewnie to przez to zginął. - strzelałam, ale właściwie chyba właśnie o to mnie prosił. Zaraz jednak spojrzałam na niego, gdy zapytał o mamę. - Mama urodziła się z nazwiskiem Longbottom. Opowiadała mi, że ponoć protoplastą - ładne słowo, prawda? - był sam Lancelot - rozłożyłam ręce - rycerz nad rycerzy! Szlachetny i męski. - przytaknęła głową na znak, że na pewno tak było. Znałam właściwie całą historię obu rodów z których wywodziły się moje korzenie. Ale przecież kuzyn Flo nie prosił o całą, prawda?
- Och! - skomentowałam tylko na jego wyjaśniania, nadal nie potrafiąc wykrzesać z siebie nic więcej. Bo przecież to było wszystko tutaj takie zatrważająco fascynujące! Każdy inny i trochę nieżywy. Już rozmawiałam o duchach ostatnio z Lottą, ale też nie tylko z nią. Usiadałam na przeciw kuzyna i spojrzałam na niego odrywając wzrok od barmana, by zaraz podążyć spojrzeniem za przefruwającym nieopodal duchem bez głowy. Zerknęłam zaraz też na ducha, którego wskazywał i wydęłam usta zastanawiając się.
- Myślę, że kiedyś mógł być kimś - poważanym i strasznym trochę, ale przegrał wszystko i nie zostało mu nic. Pewnie z tego smutku sięgnął po rzeczy, które dobre są tylko w niewielkich ilościach i pewnie to przez to zginął. - strzelałam, ale właściwie chyba właśnie o to mnie prosił. Zaraz jednak spojrzałam na niego, gdy zapytał o mamę. - Mama urodziła się z nazwiskiem Longbottom. Opowiadała mi, że ponoć protoplastą - ładne słowo, prawda? - był sam Lancelot - rozłożyłam ręce - rycerz nad rycerzy! Szlachetny i męski. - przytaknęła głową na znak, że na pewno tak było. Znałam właściwie całą historię obu rodów z których wywodziły się moje korzenie. Ale przecież kuzyn Flo nie prosił o całą, prawda?
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Minęło wiele długich tygodni odkąd postawiłem swoją stopę w Dusznym Klubie. Niegdyś byłem tutaj stałym gościem, a już szczególnie świeżo po rzuceniu swojej pracy w Ministerstwie Magii. Brakowało mi wtedy spotkań z żywą historią, a to miejsce idealnie wypełniało powstałą lukę. Starałem się poznać biografię każdego z przebywających tu duchów; nawet prowadziłem swój własny dzienniczek! Wtedy myślałem, że będę mógł go wydać i chełpić się jakąkolwiek książką z własnym nazwiskiem na okładce, ale teraz tamten plan wydawał mi się naiwny. A może wcale nie powinien? Nie wiem, może trochę spoważniałem przez ostatnie miesiące. W każdym razie znałem każdego ze stałych bywalców na wylot, chociaż muszę przyznać, że zauważyłem wśród nich parę świeżynek. Korciło mnie, żeby do nich zagadać, ale w tym momencie miałem ważniejsze zadanie do wykonania. Spojrzałem zadowolony na Nelę, kiedy z takim entuzjazmem zareagowała na wnętrze klubu. Czyżby wybór tego miejsca na pierwsze spotkanie był strzałem w dziesiątkę? Oby! Nie chciałem, żeby traktowała naszą rozmowę jedynie jako przykry obowiązek. - Masz rację - co prawda rzucała ogólnikami, a ja lubiłem konkrety, ale właśnie dzięki temu była tak blisko rozwiązania zagadki. - Pracował dla Basila Flacka, ministra magii, który próbował zapanować nad buntami goblinów - zacząłem, spoglądając kątem oka na naszego bohatera. - Flack podał się do dymisji niespełna dwa miesiące po przejęciu rządów. Ludzie go znienawidzili, nic więc dziwnego, że i jego najbliższym współpracownikom nie było łatwo - paradoksalnie zapewne Flack zyskałby większą sławę gdyby go zamordowano - a świadomość swoich sił i dymisja zostały odczytane jako największa porażka. Nie do końca się z tym zgadzałem. - Podobno po tym wszystkim oszalał na punkcie goblinów i nie był w stanie normalnie funkcjonować - dodałem a propos ducha, wzruszając ramionami. Historia nie zawsze była ładna, ale fakt, że pracownik Flacka fruwał gdzieś niedaleko mnie, był po prostu niesamowity! To jednak tylko jedna opowieść z wielu, skupiłem się na Neli, kiedy zaczęła mi opowiadać o swojej mamie. Nie miałem pojęcia, że była Longbottomem - chociaż nie powinno mnie to dziwić, przecież w ogóle niewiele wiedziałem o Brendanie, oprócz tego, że był naprawdę zdolnym, odważnym i niezwykle silnym czarodziejem. - Protoplasta... Protoplasta. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale faktycznie ładne. Tak samo jak filiżanka, prawda? Filiżanka to urocze słowo - stwierdziłem, na chwilę odrywając się od głównego tematu, ale podobno byłem mistrzem dygresji. - Lancelot! Wiesz może coś więcej o tej historii? - Akurat na legendach arturiańskich znałem się naprawdę dobrze, a czytając o nich natknąłem się też nie raz na nazwisko Longbottom. Niemniej i tak zaciekawiła mnie wersja Neali: co innego było przeczytać informację w książce, a co innego poznać wersję przekazywaną zapewne z pokolenia na pokolenie. Od początku wiedziałem, że sam nauczę się czegoś ciekawego podczas tego spotkania! Poza tym już byłem pewny, że się z Nelą dogadamy.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Klasnęłam kilka razy w dłonie szczęśliwa, gdy usłyszałam, że mam rację. Strzelałam w większości, jednak miło było tak celnie strzelić. Basil Flack, minister magii który próbował zapanować nad buntami goblinów. Zapisałam sobie w pamięci, ale chciałam jeszcze coś wiedzieć.
- Kiedy to było? - zapytałam ciekawa, zerkając na ducha o którym właśnie rozmawialiśmy. Trochę szkoda mi go było, bo musiało mu bardzo zależeć, a wszystko poszło kompletnie nie tak, jak sobie to zaplanował.
- Och, rzeczywiście. Filiżanka zdecydowanie lepiej brzmi niż kubek czy szklanka. Te są takie twarde i ciężkie dla ucha. - zgodziłam się z siedzącym na przeciw mnie entuzjastą duchów, powoli zaczynając rozumieć czemu zabrał mnie właśnie tutaj.
-Oczywiście. - powiedziałam z entuzjazmem i radością. - Lancelot służył królowi i jak mawiała moja mama był uosobieniem nie tylko męstwa, ale i cnót rycerskich. Zawsze sobie wyobrażam, bo wiesz kuzynie, lubię sobie wyobrażać jak postaci wyglądały, że był wysoki i miał takie blond pukle, lekko opadające na głowę i oczy, takie ciemno niebieskie, trochę jak noc które usłane jest gwiazdami. - podzieliłam się cicho, nie dodając jednak, że tak naprawdę to nikt mi tak na Lancelota nie pasował jak pan Lis, no bo i on był taki pełen cnót i męski też był, nie ma co. - I jego - Lancelota w sensie - podstępem zwabiła i uwięziła czarownica. Miała na imię Elaine, nie wiem czemu, ale zdaje mi się, że wyglądała jak jego kompletne przeciwieństwo, z ciemnymi własnymi i oczami jak noc. - jakoś tak mi pasowało, tak chciałam żeby wyglądała, bo przecież mogła - przynajmniej w mojej głowie. - I oni mieli syna, Galahada, który był tak samo dobry jak ojciec, jednak zdolności posiadał już matki. Ochronił klasztor mugoli, wiesz? Odganiając lodową burzę i bronił go, przed brutalnością barbarzyńców też. Niektórzy go cenili inni się bali, mama mówiła że w tamtych czasach nie łatwo było być czarodziejem - w naszych też nie jest - ale wyobrażam sobie, że było ciężej niż teraz. Dlatego osiadł na krańcu kraju i postawił tam swój zamek. Ale nie przestał strzec angielskiego wybrzeża aż do mometu, gdy śmierć zapukała do jego drzwi. - uśmiechnęłam się lekko unosząc dłoń by odrzucić rude włosy na plecy. - zapytałam kiedyś mamy skąd wzięło się Longbottom, bo kiedyś ktoś zażartował sobie, że od długiego tyłka. Ale mama wyjaśniła mi, że to od tego, że ich siedziba od wieków stała na najbardziej wysuniętej na północ części Anglii, a samo nazwisko odnosi się właśnie do tego faktu i tłumaczyć je bardziej należy jak "od dawna na dole" . - tak, skończyłam, w sensie, skróconą wersję. Bo mama opowiadała mi więcej o tym jak bronili ziemi przed wikingami i przybyszami ze Szkocji, jak ścierali się z Burke'ami i w ogóle sporo pięknych, ale i smutnych historii słyszałam. Spojrzałam z powrotem na kuzyna, ciekawa jego reakcji.
- Kiedy to było? - zapytałam ciekawa, zerkając na ducha o którym właśnie rozmawialiśmy. Trochę szkoda mi go było, bo musiało mu bardzo zależeć, a wszystko poszło kompletnie nie tak, jak sobie to zaplanował.
- Och, rzeczywiście. Filiżanka zdecydowanie lepiej brzmi niż kubek czy szklanka. Te są takie twarde i ciężkie dla ucha. - zgodziłam się z siedzącym na przeciw mnie entuzjastą duchów, powoli zaczynając rozumieć czemu zabrał mnie właśnie tutaj.
-Oczywiście. - powiedziałam z entuzjazmem i radością. - Lancelot służył królowi i jak mawiała moja mama był uosobieniem nie tylko męstwa, ale i cnót rycerskich. Zawsze sobie wyobrażam, bo wiesz kuzynie, lubię sobie wyobrażać jak postaci wyglądały, że był wysoki i miał takie blond pukle, lekko opadające na głowę i oczy, takie ciemno niebieskie, trochę jak noc które usłane jest gwiazdami. - podzieliłam się cicho, nie dodając jednak, że tak naprawdę to nikt mi tak na Lancelota nie pasował jak pan Lis, no bo i on był taki pełen cnót i męski też był, nie ma co. - I jego - Lancelota w sensie - podstępem zwabiła i uwięziła czarownica. Miała na imię Elaine, nie wiem czemu, ale zdaje mi się, że wyglądała jak jego kompletne przeciwieństwo, z ciemnymi własnymi i oczami jak noc. - jakoś tak mi pasowało, tak chciałam żeby wyglądała, bo przecież mogła - przynajmniej w mojej głowie. - I oni mieli syna, Galahada, który był tak samo dobry jak ojciec, jednak zdolności posiadał już matki. Ochronił klasztor mugoli, wiesz? Odganiając lodową burzę i bronił go, przed brutalnością barbarzyńców też. Niektórzy go cenili inni się bali, mama mówiła że w tamtych czasach nie łatwo było być czarodziejem - w naszych też nie jest - ale wyobrażam sobie, że było ciężej niż teraz. Dlatego osiadł na krańcu kraju i postawił tam swój zamek. Ale nie przestał strzec angielskiego wybrzeża aż do mometu, gdy śmierć zapukała do jego drzwi. - uśmiechnęłam się lekko unosząc dłoń by odrzucić rude włosy na plecy. - zapytałam kiedyś mamy skąd wzięło się Longbottom, bo kiedyś ktoś zażartował sobie, że od długiego tyłka. Ale mama wyjaśniła mi, że to od tego, że ich siedziba od wieków stała na najbardziej wysuniętej na północ części Anglii, a samo nazwisko odnosi się właśnie do tego faktu i tłumaczyć je bardziej należy jak "od dawna na dole" . - tak, skończyłam, w sensie, skróconą wersję. Bo mama opowiadała mi więcej o tym jak bronili ziemi przed wikingami i przybyszami ze Szkocji, jak ścierali się z Burke'ami i w ogóle sporo pięknych, ale i smutnych historii słyszałam. Spojrzałam z powrotem na kuzyna, ciekawa jego reakcji.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
A co jeżeli odnajdę powołanie w pedagogice? Znalezienie pracy w zawodzie byłoby niezwykle trudne, zważając na fakt, że ciepłą posadkę nauczyciela historii magii wciąż zajmuje profesor Binns i, cóż, nic nie wskazuje na to, żeby miał z tego zrezygnować. Czyli wychodzi na to, że tak czy owak muszę pozostać przy cukiernictwie, co nie jest wcale taką złą opcją!
- W 1752 - szybko wystrzeliłem dobrze znaną datą. Szczerze mówiąc, sam nie wiem gdzie mój mózg znajduje miejsce na zapamiętywanie tych wszystkich dat, nazwisk i szczegółów. A wbrew pozorom wcale nie wiem tak dużo - wciąż się uczę, bardzo dużo czytam, przychodzę w podobne miejsca jak to. Moja wiedza, choć dla laika pokaźna, wciąż była daleka od wiedzy jaką posiadał chociażby mój ojciec. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się osiągnąć podobny poziom zaawansowania, a może nawet jeszcze większy.
Rozsiadłem się wygodniej na krześle, wsłuchując się uważnie w opowiadaną przez Nelę historię. Dobrze ją znałem, ale i tak z przyjemnością poznawałem jej wersję. Poza tym bardzo lubiłem legendy arturiańskie i mógłbym słuchać ich godzinami. Rycerze, miecze, zamki - to wszystko było jak powrót do dzieciństwa, kiedy chciałem być równie dzielni co ci legendarni bohaterowie. Kiwnąłem głową, potwierdzając wszystkie jej słowa. - Piękna historia - westchnąłem, ale w zasadzie tak jak każda inna. Wszędzie dało się odnaleźć coś niesamowitego i wartego uwagi. - Na drugie imię mam Galahad - podzieliłem się tą ciekawostką bez żadnego konkretnego powodu, a może dlatego, że właśnie zacząłem się zastanawiać czy jednak nie mam z nim kilku wspólnych cech. Nikt się mnie nie bał, to pewne, ale moje nieśmiałe poczynania w Zakonie przypominały trochę próbę ochrony klasztoru mugoli. Przynajmniej chciałem tak na to patrzeć.
- O, a tego nie wiedziałem! - Zaśmiałem się, bo nigdy nie zastanawiałem się nad etymologią szlacheckich (i jakichkolwiek innych) nazwisk, a ta ciekawostka była naprawdę interesująca. Wstyd się przyznać, ale mi też zawsze Longbottom kojarzy się z tym pierwszym - teraz będę mógł wszystkich wyprowadzać z błędu i tłumaczyć, że to nie ma absolutnie żadnego związku z tyłkami.
Moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy przechodzący obok duch musnął mi plecy. Wielokrotnie spotykałem się z duchami, ale wciąż ich dotyk wciąż nie był dla mnie szczególnie przyjemny. Do tego chyba nie dało się przyzwyczaić. Odwróciłem się, chcąc zobaczyć kto mnie tak urządził, a tym kimś okazała się bardzo elegancka pani. Niestety nie potrafiłem stwierdzić kim jest, nie znałem wszystkich duchów świata, a szkoda. Chyba zauważyła moje spojrzenie, bo podfrunęła do naszego stolika i przyjrzała się zarówno mi, jak i Neali. I poleciała dalej.
- Hmm, chyba zdziwił ją widok kogoś żywego - wzruszyłem ramionami, patrząc jak zatrzymuje się przy Basilu Flacku. - Może teraz jest coś o czym chciałabyś usłyszeć? Jeżeli chodzi o egzamin to bardzo często pojawiają się na nim bunty goblinów, ale wiem, że to dla większości czarodziejów niezbyt porywający temat - dlatego nie wiedziałem czy Neala chce o nim coś usłyszeć, ale przecież historia była długa i przebogata, na pewno znajdziemy setki innych tematów!
- W 1752 - szybko wystrzeliłem dobrze znaną datą. Szczerze mówiąc, sam nie wiem gdzie mój mózg znajduje miejsce na zapamiętywanie tych wszystkich dat, nazwisk i szczegółów. A wbrew pozorom wcale nie wiem tak dużo - wciąż się uczę, bardzo dużo czytam, przychodzę w podobne miejsca jak to. Moja wiedza, choć dla laika pokaźna, wciąż była daleka od wiedzy jaką posiadał chociażby mój ojciec. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się osiągnąć podobny poziom zaawansowania, a może nawet jeszcze większy.
Rozsiadłem się wygodniej na krześle, wsłuchując się uważnie w opowiadaną przez Nelę historię. Dobrze ją znałem, ale i tak z przyjemnością poznawałem jej wersję. Poza tym bardzo lubiłem legendy arturiańskie i mógłbym słuchać ich godzinami. Rycerze, miecze, zamki - to wszystko było jak powrót do dzieciństwa, kiedy chciałem być równie dzielni co ci legendarni bohaterowie. Kiwnąłem głową, potwierdzając wszystkie jej słowa. - Piękna historia - westchnąłem, ale w zasadzie tak jak każda inna. Wszędzie dało się odnaleźć coś niesamowitego i wartego uwagi. - Na drugie imię mam Galahad - podzieliłem się tą ciekawostką bez żadnego konkretnego powodu, a może dlatego, że właśnie zacząłem się zastanawiać czy jednak nie mam z nim kilku wspólnych cech. Nikt się mnie nie bał, to pewne, ale moje nieśmiałe poczynania w Zakonie przypominały trochę próbę ochrony klasztoru mugoli. Przynajmniej chciałem tak na to patrzeć.
- O, a tego nie wiedziałem! - Zaśmiałem się, bo nigdy nie zastanawiałem się nad etymologią szlacheckich (i jakichkolwiek innych) nazwisk, a ta ciekawostka była naprawdę interesująca. Wstyd się przyznać, ale mi też zawsze Longbottom kojarzy się z tym pierwszym - teraz będę mógł wszystkich wyprowadzać z błędu i tłumaczyć, że to nie ma absolutnie żadnego związku z tyłkami.
Moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy przechodzący obok duch musnął mi plecy. Wielokrotnie spotykałem się z duchami, ale wciąż ich dotyk wciąż nie był dla mnie szczególnie przyjemny. Do tego chyba nie dało się przyzwyczaić. Odwróciłem się, chcąc zobaczyć kto mnie tak urządził, a tym kimś okazała się bardzo elegancka pani. Niestety nie potrafiłem stwierdzić kim jest, nie znałem wszystkich duchów świata, a szkoda. Chyba zauważyła moje spojrzenie, bo podfrunęła do naszego stolika i przyjrzała się zarówno mi, jak i Neali. I poleciała dalej.
- Hmm, chyba zdziwił ją widok kogoś żywego - wzruszyłem ramionami, patrząc jak zatrzymuje się przy Basilu Flacku. - Może teraz jest coś o czym chciałabyś usłyszeć? Jeżeli chodzi o egzamin to bardzo często pojawiają się na nim bunty goblinów, ale wiem, że to dla większości czarodziejów niezbyt porywający temat - dlatego nie wiedziałem czy Neala chce o nim coś usłyszeć, ale przecież historia była długa i przebogata, na pewno znajdziemy setki innych tematów!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trochę się bałam tego spotkania, w sensie, nie że samego spotkania, ale tego, że popiszę się całkowitym brakiem wiedzy - a nie chciałam, żeby kuzyn Florek pomyślał, że Brendan w ogóle nie troszczy się o to, bym coś wiedziała, a ja sama nie przykładam wagi do nauki - a wcale tak nie było!
1752, tak, byłam pewna, że zapamiętam tą datę i historię premiera. Wszystko przez to, że od teraz kojarzyć mi się będzie z pierwszym spotkaniem z kuzynem Florkiem w tym zachwyczającym miejscu pełnym duchów i historii.
- Na wszystkie sasanki, naprawdę?! - zadziwiłam się z entuzjazmem, podnosząc się aż z siedzenia i nachylając nad stołem. Zaraz jednak usiadałam na powrót na swoim miejscu. - To fenomenalnie nosić imię po takim bohaterze - nawet, jeśli było to tylko drugie. To nic, liczyło się to, że było. Wierzyłam, ze osoba nosząca takie imię musi być prawa i dobra. Kuzyn Florek pewnie nie raz pomógł, gdy ktoś tego potrzebował. Nie wątpiłam w to - Brendan miał wokół siebie samych dobrych, dzielnych i uczynnych ludzi i dzięki temu ja też. Naprawdę miałam szczęście.
Skinęłam zadowolona głową. Niewielu ludzi to wiedziało, bo to była jedna z tych informacji, która przechodziła z pokolenia na pokolenie - choć zostało to też zapisane na papierze. Wiedziałam jednak, ze ludzie nie wczytują się we wszystko dokładnie, choć ja robiłam kompletnie innaczej. Oderwałam od kuzyna spojrzenie i zerknęła ku górze, ku postaci ducha. Uśmiechnęłam się promiennie w kierunku nieżywej już damy.
- Możliwe! - zgodziłam się, zerkając za duchem, który już oddalił się od naszego stolika. Gdy kuzyn zapytał zwróciłam ku niemu spojrzenie. - Nie wierzę, że coś w twoich ustach, kuzynie, może nie brzmieć porywająco! - od razu powiedziała całkowicie w to wierząc. - Opowiedz o goblinach. - poprosiła, splatając dłonie na stole przed sobą, wpatrując się zaciekawionym spojrzeniem w jego twarz. Kuzyn Florek posiadał rozległą wiedzę, a ja wiedziałam - a przynajmniej miałam nadzieję, że spotka się jeszcze ze mną kiedyś, by uraczyć mnie opowieściami, które tak ładnie składały się w jego ustach. Uniosłam splecione dłonie i zawiesiłam na nich brodę oczekując opowieści.
1752, tak, byłam pewna, że zapamiętam tą datę i historię premiera. Wszystko przez to, że od teraz kojarzyć mi się będzie z pierwszym spotkaniem z kuzynem Florkiem w tym zachwyczającym miejscu pełnym duchów i historii.
- Na wszystkie sasanki, naprawdę?! - zadziwiłam się z entuzjazmem, podnosząc się aż z siedzenia i nachylając nad stołem. Zaraz jednak usiadałam na powrót na swoim miejscu. - To fenomenalnie nosić imię po takim bohaterze - nawet, jeśli było to tylko drugie. To nic, liczyło się to, że było. Wierzyłam, ze osoba nosząca takie imię musi być prawa i dobra. Kuzyn Florek pewnie nie raz pomógł, gdy ktoś tego potrzebował. Nie wątpiłam w to - Brendan miał wokół siebie samych dobrych, dzielnych i uczynnych ludzi i dzięki temu ja też. Naprawdę miałam szczęście.
Skinęłam zadowolona głową. Niewielu ludzi to wiedziało, bo to była jedna z tych informacji, która przechodziła z pokolenia na pokolenie - choć zostało to też zapisane na papierze. Wiedziałam jednak, ze ludzie nie wczytują się we wszystko dokładnie, choć ja robiłam kompletnie innaczej. Oderwałam od kuzyna spojrzenie i zerknęła ku górze, ku postaci ducha. Uśmiechnęłam się promiennie w kierunku nieżywej już damy.
- Możliwe! - zgodziłam się, zerkając za duchem, który już oddalił się od naszego stolika. Gdy kuzyn zapytał zwróciłam ku niemu spojrzenie. - Nie wierzę, że coś w twoich ustach, kuzynie, może nie brzmieć porywająco! - od razu powiedziała całkowicie w to wierząc. - Opowiedz o goblinach. - poprosiła, splatając dłonie na stole przed sobą, wpatrując się zaciekawionym spojrzeniem w jego twarz. Kuzyn Florek posiadał rozległą wiedzę, a ja wiedziałam - a przynajmniej miałam nadzieję, że spotka się jeszcze ze mną kiedyś, by uraczyć mnie opowieściami, które tak ładnie składały się w jego ustach. Uniosłam splecione dłonie i zawiesiłam na nich brodę oczekując opowieści.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Tak, mój ojciec był historykiem - wzruszyłem ramionami, jednocześnie zastanawiając się kiedy ostatnio go wspominałem. Często o nim myślałem. W zasadzie robiłem to nieświadomie za każdym razem kiedy sięgałem po historyczną książkę, za każdym razem chcąc poznać jego opinię na temat przeczytanego rozdziału. Znał się na historii jak mało kto - ja wciąż nie dorastam mu do pięt, choć się staram i ciągle poszerzam swoją wiedzę. Wierzę, że kiedyś osiągnę jego poziom, ale do tego potrzebuję jeszcze dużo czasu. Ja go mam, on już nie. Chyba dlatego tak rzadko o nim mówię - wciąż boli mnie jego decyzja, wciąż pozostaje dla mnie zagadką, wciąż się z nią nie pogodziłem i chyba nigdy nie uda mi się przejść nad tym do porządku dziennego. Dlatego mówienie o nim nie było dla mnie wygodne.
- Och - wyrwało mi się, bo wcale nie uważałem jej słów za prawdziwe. Wiele osób twierdziło, że potrafię ciekawie opowiadać nawet o najnudniejszych wydarzeniach historycznych, ale ja nie do końca potrafiłem w to uwierzyć. - No dobrze, spróbuję - zgodziłem się, bo czy miałem inne wyjście? Sam przed chwilą powiedziałem, że powstania goblinów to najbardziej popularny temat na egzaminach, a Neala na pewno chciałaby zdać ten, który zbliża się do niej wielkimi krokami. Jako jej dzisiejszy korepetytor miałem obowiązek opowiedzieć jej o goblinach. Wyprostowałem się bardziej na krześle, przygotowując się do tej poważnej wypowiedzi. - Na pewno nie raz byłaś w banku i widziałaś tam pracujące gobliny. W związku z tym mam nadzieję, że jesteś świadoma ich inteligencji. To bardzo ważne w całej tej historii: gobliny to nie zwierzęta tylko mądre i przebiegłe stworzenia - zacząłem, ostatkami sił powstrzymując się przed dodaniem tysiąca dygresji, chociażby o założycielu banku. To nie było teraz ważne, Florianie. - Dlatego pewnego dnia stwierdziły, że chcą być traktowane tak samo jak czarodzieje. Wyróżnia się dziesiątki powodów dla których wznieciły rebelię, naprawdę, całe książki o tym piszą - mam kilka z nich; jakimś cudem wszystkie znajdowały się na samej górze najrzadziej uczęszczanej półki w księgarni. Czyżby nikt poza mną tego nie kupował? - Brak reprezentacji goblinów w Wizengamocie, zakaz posiadania różdżek, kontrolowanie banku przez czarodziejów - zacząłem wymieniać i mógłbym tak długo. - Nawet wykradzenie miecza goblinów przez Gryffindora! Chociaż to jest bardziej skomplikowane, gobliny przedziwnie rozumieją prawo własności... No, mniejsza z tym, bo zaraz zacznę mówić jak profesor Binns - zaśmiałem się na wspomnienie starego ducha. Nawet mnie był w stanie zanudzić, a to chyba o czymś świadczy. - Największe bunty szacuje się na XVII i XVIII wiek. Między innymi to będzie... 1612 i 1752, najbardziej znane i chyba najbardziej krwawe ze wszystkich buntów. Te daty radziłbym zapamiętać, mogą się przydać - zerknąłem na przelatującego obok ducha zanim kontynuowałem. - Jeden z najbardziej znanych rebeliantów z pewnością jest Urg Utytłany. Podobno w dzieciństwie grupa czarodziejów wrzuciła go do brudnego stawu i stąd taki przydomek - wzruszyłem ramionami, bo nie wiedziałem ile w tym prawdy, ale to brzmiało bardzo prawdopodobnie. - Warto też pamiętać o Yardley'u Platcie. Okrutny człowiek, seryjnie mordował gobliny - skrzywiłem się, nie mając ochoty na opowiadanie o tak drastycznych rzeczach takiej przemiłej Neli. Wolałem legendy arturiańskie i opowieści o odważnych Longobottomach, ale niestety historia miała też krwawe karty. Czy obecne czasy też będą tak wspominane? Jako te krwawe? Po raz pierwszy odkąd tutaj przyszliśmy zerknąłem na zegarek i to była bardzo dobra decyzja. - Ojej, my już musimy się rozstać! - Akurat teraz, kiedy miałem przejść do bardzo ważnych rzeczy. Złośliwość natury, ot co. - A ja nawet porządnie nie zacząłem tego tematu - zasmuciłem się, przecież był taki ważny, a ja już zdążyłem przywiązać się Neali i zacząłem przejmować się wynikami jej egzaminów. - Goblin powiedziałby teraz: mokhdrak, co w wolnym tłumaczeniu znaczy cholera jasna - moja znajomość goblideguckiego może nie była wybitna, ale trochę liznąłem podstaw. - Mam dość ciekawą książkę na ten temat, mogę ci ją pożyczyć. I mam jeszcze jedną, o czymś zupełnie innym, ale ta na pewno przypadnie ci do gustu - uśmiechnąłem się, bo naprawdę lubiłem się dzielić swoją wiedzą i niejako zarażać swoim entuzjazmem innych. - A teraz wybacz mi, że tak nagle musimy przerwać to spotkanie, ale czas przeleciał o wiele szybciej niż się spodziewałem! - Wstałem z krzesła, muskając przy tym ducha, przez co na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. - Odprowadzę cię, żeby Brendan potem mi nie zarzucał, że o ciebie nie dbałem - zażartowałem, ale po prostu w tych niepewnych czasach sam bałbym się ją ot tak puścić na miasto. Szczególnie, że mogła nie znać tych terenów. - A po drodze z chęcią poopowiadam ci o czymś jeszcze! - Biedna Nealo, przepraszam za mój entuzjazm, tak już mam.
zt <3
- Och - wyrwało mi się, bo wcale nie uważałem jej słów za prawdziwe. Wiele osób twierdziło, że potrafię ciekawie opowiadać nawet o najnudniejszych wydarzeniach historycznych, ale ja nie do końca potrafiłem w to uwierzyć. - No dobrze, spróbuję - zgodziłem się, bo czy miałem inne wyjście? Sam przed chwilą powiedziałem, że powstania goblinów to najbardziej popularny temat na egzaminach, a Neala na pewno chciałaby zdać ten, który zbliża się do niej wielkimi krokami. Jako jej dzisiejszy korepetytor miałem obowiązek opowiedzieć jej o goblinach. Wyprostowałem się bardziej na krześle, przygotowując się do tej poważnej wypowiedzi. - Na pewno nie raz byłaś w banku i widziałaś tam pracujące gobliny. W związku z tym mam nadzieję, że jesteś świadoma ich inteligencji. To bardzo ważne w całej tej historii: gobliny to nie zwierzęta tylko mądre i przebiegłe stworzenia - zacząłem, ostatkami sił powstrzymując się przed dodaniem tysiąca dygresji, chociażby o założycielu banku. To nie było teraz ważne, Florianie. - Dlatego pewnego dnia stwierdziły, że chcą być traktowane tak samo jak czarodzieje. Wyróżnia się dziesiątki powodów dla których wznieciły rebelię, naprawdę, całe książki o tym piszą - mam kilka z nich; jakimś cudem wszystkie znajdowały się na samej górze najrzadziej uczęszczanej półki w księgarni. Czyżby nikt poza mną tego nie kupował? - Brak reprezentacji goblinów w Wizengamocie, zakaz posiadania różdżek, kontrolowanie banku przez czarodziejów - zacząłem wymieniać i mógłbym tak długo. - Nawet wykradzenie miecza goblinów przez Gryffindora! Chociaż to jest bardziej skomplikowane, gobliny przedziwnie rozumieją prawo własności... No, mniejsza z tym, bo zaraz zacznę mówić jak profesor Binns - zaśmiałem się na wspomnienie starego ducha. Nawet mnie był w stanie zanudzić, a to chyba o czymś świadczy. - Największe bunty szacuje się na XVII i XVIII wiek. Między innymi to będzie... 1612 i 1752, najbardziej znane i chyba najbardziej krwawe ze wszystkich buntów. Te daty radziłbym zapamiętać, mogą się przydać - zerknąłem na przelatującego obok ducha zanim kontynuowałem. - Jeden z najbardziej znanych rebeliantów z pewnością jest Urg Utytłany. Podobno w dzieciństwie grupa czarodziejów wrzuciła go do brudnego stawu i stąd taki przydomek - wzruszyłem ramionami, bo nie wiedziałem ile w tym prawdy, ale to brzmiało bardzo prawdopodobnie. - Warto też pamiętać o Yardley'u Platcie. Okrutny człowiek, seryjnie mordował gobliny - skrzywiłem się, nie mając ochoty na opowiadanie o tak drastycznych rzeczach takiej przemiłej Neli. Wolałem legendy arturiańskie i opowieści o odważnych Longobottomach, ale niestety historia miała też krwawe karty. Czy obecne czasy też będą tak wspominane? Jako te krwawe? Po raz pierwszy odkąd tutaj przyszliśmy zerknąłem na zegarek i to była bardzo dobra decyzja. - Ojej, my już musimy się rozstać! - Akurat teraz, kiedy miałem przejść do bardzo ważnych rzeczy. Złośliwość natury, ot co. - A ja nawet porządnie nie zacząłem tego tematu - zasmuciłem się, przecież był taki ważny, a ja już zdążyłem przywiązać się Neali i zacząłem przejmować się wynikami jej egzaminów. - Goblin powiedziałby teraz: mokhdrak, co w wolnym tłumaczeniu znaczy cholera jasna - moja znajomość goblideguckiego może nie była wybitna, ale trochę liznąłem podstaw. - Mam dość ciekawą książkę na ten temat, mogę ci ją pożyczyć. I mam jeszcze jedną, o czymś zupełnie innym, ale ta na pewno przypadnie ci do gustu - uśmiechnąłem się, bo naprawdę lubiłem się dzielić swoją wiedzą i niejako zarażać swoim entuzjazmem innych. - A teraz wybacz mi, że tak nagle musimy przerwać to spotkanie, ale czas przeleciał o wiele szybciej niż się spodziewałem! - Wstałem z krzesła, muskając przy tym ducha, przez co na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. - Odprowadzę cię, żeby Brendan potem mi nie zarzucał, że o ciebie nie dbałem - zażartowałem, ale po prostu w tych niepewnych czasach sam bałbym się ją ot tak puścić na miasto. Szczególnie, że mogła nie znać tych terenów. - A po drodze z chęcią poopowiadam ci o czymś jeszcze! - Biedna Nealo, przepraszam za mój entuzjazm, tak już mam.
zt <3
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Oh, to musiało być ekscytujące. - powiedziałam zaraz, gdy tylko powiedział, jaki to jego zawód miał jego ojciec. Bo takie to też musiało być, ekscytujące. Pewnie też po tacie tak pięknie umiał snuć historie. Bo chyba jego tata musiał umieć, skoro kuzyn Flo to potrafił. A była pewna, że tak. Już krótkie opowiadanie którego wcześniej doświadczyłam było wciągające. - Mój tato był aurorem. - powiedziałam jeszcze, bo choć nigdy nie dane było mi poznać ojca, byłam dumna z tego, że walczył z czarnoksiężnikami i bronił tych niewinnych.
Splotła dłonie na stole przed sobą, przytakując głową, że tak, że owszem byłam w Banku Gringotta i w sumie to gobliny takie średnio przyjazne mi się wydawało, jednak nie wątpiłam - co też potwierdził kuzyn Flo - że posiadają rozwinięta inteligencję.
- Och, Gryffindor ukradł miecz? - zadziwiłam się, poprawiając na siedzeniu. Tej historii jeszcze nie słyszałam. Właściwie to trochę się dziwiłam. Nawet chyba nie trochę, ale bardzo, ale kuzyn miał mi wziąć i zaraz wszystko wyjaśnić. - 1612 i 1752. - powtórzyłam po nim odnotowując te daty w głowie. Bo skoro mogły się przydać i kuzyn to mówił, to nie zamierzała tego ignorować. - Utytłany Urg. - powtórzyłam kiwając głową i jego imię i nazwisko też sobie zapisując, a potem i tego drugiego Yardley Platice. I czekałam na dalszą część historii, ale chyba tylko kuzyn zauważył, że czasu trochę minęło.
- Naprawdę? - zapytałam z lekkim smutkiem, bo trochę czułam niedosyt lekki. Usta wygięły się lekko w dół, bo trochę nadal nie wiedziałam wszystkiego. - Mokhdark! - powtórzyłam znów kompletnie zachwycona tym, czego się dowiedziałam. - Oh, książki kuzynie, to ja bardzo chętnie, bo lubię je mocno. - mówię podnoszą się i ruszając za nim do wyjścia. No trochę średnio, że kończyć nam przyszło, ale znów zawsze będzie co robić na następnym spotkaniu. Uniosłam głowę ku niemy, gdy wyszliśmy już na zewnątrz. - Powiesz mi coś więcej o tym Utytłanym? - zapytałam z ciekawością, wiedząc, że za chwilę otrzymam naprawdę ciekawą historię.
| zt <3
Splotła dłonie na stole przed sobą, przytakując głową, że tak, że owszem byłam w Banku Gringotta i w sumie to gobliny takie średnio przyjazne mi się wydawało, jednak nie wątpiłam - co też potwierdził kuzyn Flo - że posiadają rozwinięta inteligencję.
- Och, Gryffindor ukradł miecz? - zadziwiłam się, poprawiając na siedzeniu. Tej historii jeszcze nie słyszałam. Właściwie to trochę się dziwiłam. Nawet chyba nie trochę, ale bardzo, ale kuzyn miał mi wziąć i zaraz wszystko wyjaśnić. - 1612 i 1752. - powtórzyłam po nim odnotowując te daty w głowie. Bo skoro mogły się przydać i kuzyn to mówił, to nie zamierzała tego ignorować. - Utytłany Urg. - powtórzyłam kiwając głową i jego imię i nazwisko też sobie zapisując, a potem i tego drugiego Yardley Platice. I czekałam na dalszą część historii, ale chyba tylko kuzyn zauważył, że czasu trochę minęło.
- Naprawdę? - zapytałam z lekkim smutkiem, bo trochę czułam niedosyt lekki. Usta wygięły się lekko w dół, bo trochę nadal nie wiedziałam wszystkiego. - Mokhdark! - powtórzyłam znów kompletnie zachwycona tym, czego się dowiedziałam. - Oh, książki kuzynie, to ja bardzo chętnie, bo lubię je mocno. - mówię podnoszą się i ruszając za nim do wyjścia. No trochę średnio, że kończyć nam przyszło, ale znów zawsze będzie co robić na następnym spotkaniu. Uniosłam głowę ku niemy, gdy wyszliśmy już na zewnątrz. - Powiesz mi coś więcej o tym Utytłanym? - zapytałam z ciekawością, wiedząc, że za chwilę otrzymam naprawdę ciekawą historię.
| zt <3
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
|z przystani
Mało kiedy bywał w tym miejscu. Rzadko kiedy stawiał nogę na londyńskiej ziemi. Nieczęsto pojawiał się w czyimś towarzystwie. Nigdy nie prezentował się w całkowicie mokrych ubraniach. A przynajmniej nie do tego dnia, gdy przekroczył próg Dusznego Klubu, pozwalając, by woda ciurkiem skapywała na ziemię i zostawiała za nim charakterystyczne ślady. Obok całkowicie rozwianego przez silne podmuchy anomalii Quentina prezentował się równie intrygująco, chociaż praktycznie zerowa liczebność klienteli lokalu pozwalała im na bardziej swobodne zachowanie. Słynne z duchów miejsce było najbliżej przystani, a co za tym szło jedynym azylem, gdzie mogli odpocząć i zregenerować siły o tej porze. Nie potrzebowali luksusu, lecz Morgoth nie zamierzał pozwalać, by stali na zewnątrz lub, co gorsza, próbowali jakoś dostać się do swoich posiadłości. Lot na miotle zdecydowanie odpadał, świstoklików nie posiadali, o teleportacji i kominkach przestał myśleć w kategoriach jakiejkolwiek naprawy w przyszłości. Nie zamierzał jeszcze wracać do Fenland, bo droga w takim stanie byłaby okropnie wyczerpująca - nawet na czterech łapach. Utrzymywał swoje umiejętności dla siebie, lecz wkrótce miały wyjść na jaw na zgromadzeniu czym się po kryjomu parał. Potrzebował tego drugiego oblicza jak powietrza i, zdawał sobie sprawę, uzależniał się od niego. Zniewolony przez drugie wcielenie wiedział, że kiedyś przekroczy granicę i ugrzęźnie po tamtej stronie. Wizja, odczuwanie tamtego świata jednak była zbyt nęcąca, by nie wracać. Jadąc windą ku górze do Dusznego Klubu, zastanawiał się czy i Quentin miał, podobnie jak on, drugą twarz. Czy była skryta w piwnicach, gdzie warzył swoje eliksiry, czy może lord Burke miał go jeszcze czymś zaskoczyć? Sygnał oznajmujący, że dojechali na odpowiednie piętro, wyrwał go z rozmyślań. Nie zwrócił uwagi na patrzących z zaskoczeniem pracowników, tylko ruszył w kierunku oddalonych miejsc, by spokojnie usiąść i porozmawiać. Jedna z sal, jak pamiętał, była skryta nieco w tyle i osłonięta, ukrywając przebywających przed wścibskimi spojrzeniami. Nie czekał na Quentina, ignorując coś takiego jak predyspozycje swego towarzysza co do stolika. Wybrał za niego, niezbyt się tym przejmując. W końcu właśnie o mało nie został zatopiony przez syreny, dając się omotać ich czarowi niczym dzieciuch i gdyby nie, jakimś cudem, przełamanie tej magii, nie skończyłby najlepiej. Pewnie jego truchło unosiłoby się na szalejących falach i obijało bezwładnie o tamtejsze skały. Doszedł w końcu do odpowiedniego miejsca - na szczęście pustego. Opadł ciężko na fotel, nie przejmując się stanem swoich ubrań i tym, że przyciągali wraz z Burke'iem spojrzenia nielicznych zebranych. Jeśli to miała być jedyna zbrodnia, jaką mu zarzucą, niech i tak będzie. Inni szlachcice byli znani z o wiele bardziej gorszących wykroczeń, a dodatkowo obecność syna Durham dodawała pewnej otuchy i odwagi. Dystans i nonszalancja zdawały się być odpowiednie do sytuacji pomimo wszystkich znaków na ziemi i niebie. Zamówił ognistą i spojrzał wyczekująco na Quentina, patrząc dość wyraźnie, by i on się również z nim napił. Zasługiwali na moment oddechu i samotności. W końcu obaj wkrótce mieli ją utracić na rzecz większej sprawy.
Mało kiedy bywał w tym miejscu. Rzadko kiedy stawiał nogę na londyńskiej ziemi. Nieczęsto pojawiał się w czyimś towarzystwie. Nigdy nie prezentował się w całkowicie mokrych ubraniach. A przynajmniej nie do tego dnia, gdy przekroczył próg Dusznego Klubu, pozwalając, by woda ciurkiem skapywała na ziemię i zostawiała za nim charakterystyczne ślady. Obok całkowicie rozwianego przez silne podmuchy anomalii Quentina prezentował się równie intrygująco, chociaż praktycznie zerowa liczebność klienteli lokalu pozwalała im na bardziej swobodne zachowanie. Słynne z duchów miejsce było najbliżej przystani, a co za tym szło jedynym azylem, gdzie mogli odpocząć i zregenerować siły o tej porze. Nie potrzebowali luksusu, lecz Morgoth nie zamierzał pozwalać, by stali na zewnątrz lub, co gorsza, próbowali jakoś dostać się do swoich posiadłości. Lot na miotle zdecydowanie odpadał, świstoklików nie posiadali, o teleportacji i kominkach przestał myśleć w kategoriach jakiejkolwiek naprawy w przyszłości. Nie zamierzał jeszcze wracać do Fenland, bo droga w takim stanie byłaby okropnie wyczerpująca - nawet na czterech łapach. Utrzymywał swoje umiejętności dla siebie, lecz wkrótce miały wyjść na jaw na zgromadzeniu czym się po kryjomu parał. Potrzebował tego drugiego oblicza jak powietrza i, zdawał sobie sprawę, uzależniał się od niego. Zniewolony przez drugie wcielenie wiedział, że kiedyś przekroczy granicę i ugrzęźnie po tamtej stronie. Wizja, odczuwanie tamtego świata jednak była zbyt nęcąca, by nie wracać. Jadąc windą ku górze do Dusznego Klubu, zastanawiał się czy i Quentin miał, podobnie jak on, drugą twarz. Czy była skryta w piwnicach, gdzie warzył swoje eliksiry, czy może lord Burke miał go jeszcze czymś zaskoczyć? Sygnał oznajmujący, że dojechali na odpowiednie piętro, wyrwał go z rozmyślań. Nie zwrócił uwagi na patrzących z zaskoczeniem pracowników, tylko ruszył w kierunku oddalonych miejsc, by spokojnie usiąść i porozmawiać. Jedna z sal, jak pamiętał, była skryta nieco w tyle i osłonięta, ukrywając przebywających przed wścibskimi spojrzeniami. Nie czekał na Quentina, ignorując coś takiego jak predyspozycje swego towarzysza co do stolika. Wybrał za niego, niezbyt się tym przejmując. W końcu właśnie o mało nie został zatopiony przez syreny, dając się omotać ich czarowi niczym dzieciuch i gdyby nie, jakimś cudem, przełamanie tej magii, nie skończyłby najlepiej. Pewnie jego truchło unosiłoby się na szalejących falach i obijało bezwładnie o tamtejsze skały. Doszedł w końcu do odpowiedniego miejsca - na szczęście pustego. Opadł ciężko na fotel, nie przejmując się stanem swoich ubrań i tym, że przyciągali wraz z Burke'iem spojrzenia nielicznych zebranych. Jeśli to miała być jedyna zbrodnia, jaką mu zarzucą, niech i tak będzie. Inni szlachcice byli znani z o wiele bardziej gorszących wykroczeń, a dodatkowo obecność syna Durham dodawała pewnej otuchy i odwagi. Dystans i nonszalancja zdawały się być odpowiednie do sytuacji pomimo wszystkich znaków na ziemi i niebie. Zamówił ognistą i spojrzał wyczekująco na Quentina, patrząc dość wyraźnie, by i on się również z nim napił. Zasługiwali na moment oddechu i samotności. W końcu obaj wkrótce mieli ją utracić na rzecz większej sprawy.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie bywam w takich miejscach. Z duchami mi nie po drodze, tak jak zresztą z większymi wyjściami. Jeśli nie mam towarzystwa, to raczej nie wybieram się w inne miejsce niż galerie sztuki. Wpatrywanie się w piękno obrazów jest niemal równie odprężające jak gra na fortepianie. Potrafi okiełznać każdą bestię - każdy smutek lub problem, chociaż tych nigdy nie rozwiązuje. Kłopoty mają jednak to do siebie, że wymagają po prostu ich całkowitego rozwiązania, nie zaś zostawienie na pastwę losu. Łaskę lub niełaskę innych, że same magicznie znikną. Niestety, tak piękne rzeczy nie dzieją się nawet w świecie opanowanym przez czarodziejów.
Nie wiem do końca gdzie Morgoth mnie prowadzi, ale nie protestuję. W ogóle się nie odzywam, tak po prawdzie. Na szczęście nigdy żadnemu z nas to nigdy nie przeszkadzało, więc nie czuję dyskomfortu związanego z moim milczeniem. Jedynie denerwują mnie rozwiane przez silny wiatr włosy, dlatego usiłuję je w drodze trochę ułożyć, ale z marnym skutkiem. Raz się niemal potknąłem, tak bardzo zafrapowałem się nad ułożeniem fryzury - dobrze, że ostatecznie złapałem równowagę. Nie dość, że na upadku ucierpiałaby moja duma, to jeszcze pewnie zęby. Lepiej nie ryzykować, dlatego z miną męczennika poddałem się w staraniach o przyzwoity wygląd. Właściwie to od kiedy on mnie zaczął tak interesować? Wzdycham po raz nie wiem który, aż pakuję się do windy. Oddycham spokojnie zastanawiając się jakie Yaxley ma plany na resztę nocy. Skoro nie rozdzielamy się do swoich domostw to widocznie mężczyzna ma jakiś pomysł. Postanawiam mu zaufać, dlatego nie komentuję ani tego, że idziemy do dusznego klubu, ani przeciskania się przez całą długość sali. Nie patrzę na innych czarodziejów - chociaż to dziwne, ta ich obecność tutaj o tej porze. Idę i idę, nie zastanawiając się nawet gdzie chciałbym usiąść. Wszystko jedno. Wciąż jestem nabuzowany po nieudanej naprawie anomalii i tym, że przez chwilę sądziłem, że Morgoth tam utonie w tym porcie. To było straszne uczucie. Dobrze, że przezwyciężył w końcu słabość, a ja zapanowałem nad statkiem. Dzięki temu jesteśmy tutaj. Kiwam niechętnie głową. Trudno, skoro mam pić, to będę pił. - Jak się czujesz? - pytam wreszcie, bo to chyba czas najwyższy na to pytanie.
Nie wiem do końca gdzie Morgoth mnie prowadzi, ale nie protestuję. W ogóle się nie odzywam, tak po prawdzie. Na szczęście nigdy żadnemu z nas to nigdy nie przeszkadzało, więc nie czuję dyskomfortu związanego z moim milczeniem. Jedynie denerwują mnie rozwiane przez silny wiatr włosy, dlatego usiłuję je w drodze trochę ułożyć, ale z marnym skutkiem. Raz się niemal potknąłem, tak bardzo zafrapowałem się nad ułożeniem fryzury - dobrze, że ostatecznie złapałem równowagę. Nie dość, że na upadku ucierpiałaby moja duma, to jeszcze pewnie zęby. Lepiej nie ryzykować, dlatego z miną męczennika poddałem się w staraniach o przyzwoity wygląd. Właściwie to od kiedy on mnie zaczął tak interesować? Wzdycham po raz nie wiem który, aż pakuję się do windy. Oddycham spokojnie zastanawiając się jakie Yaxley ma plany na resztę nocy. Skoro nie rozdzielamy się do swoich domostw to widocznie mężczyzna ma jakiś pomysł. Postanawiam mu zaufać, dlatego nie komentuję ani tego, że idziemy do dusznego klubu, ani przeciskania się przez całą długość sali. Nie patrzę na innych czarodziejów - chociaż to dziwne, ta ich obecność tutaj o tej porze. Idę i idę, nie zastanawiając się nawet gdzie chciałbym usiąść. Wszystko jedno. Wciąż jestem nabuzowany po nieudanej naprawie anomalii i tym, że przez chwilę sądziłem, że Morgoth tam utonie w tym porcie. To było straszne uczucie. Dobrze, że przezwyciężył w końcu słabość, a ja zapanowałem nad statkiem. Dzięki temu jesteśmy tutaj. Kiwam niechętnie głową. Trudno, skoro mam pić, to będę pił. - Jak się czujesz? - pytam wreszcie, bo to chyba czas najwyższy na to pytanie.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Duszny Klub nie był jedynie miejscem odosobnienia znanym tylko nielicznym, lecz słynął z perfekcyjnej, nie wtrącającej się w sprawy gości obsługi, dlatego Morgoth wybrał właśnie ów lokal. Nie musiał nawet prosić - wystarczyło, że nabrał ochoty na magiczne papierosy z tytoniem z Marsylii, a taką możliwość otrzymał wraz z pojawieniem się lewitującej tacy z papierośnicą tuż obok niego. Nie wypowiadając wciąż słowa, sięgnął po nie i nie spiesząc się zaczerpnął głębokiego tchu. Siwy dym natychmiast przedostał się do jego gardła i zawędrował aż do płuc, meandrując między ich małymi pęcherzykami. Wyczerpany fizycznie i psychicznie nie miał ochoty na nic innego, a jedynie tkwienie w milczeniu, pozwalając, by dokoła niego powstawała coraz większa kałuża wody. Odpowiednie zaklęcie nie pozwalało jednak utrzymywać się płynowi zbyt długo i co kropla upadała, kolejna wysychała i tak bez końca. Gruby płaszcz zdawał się nie wysychać w ogóle. Morgoth odchylił się na fotelu, by utkwić spojrzenie w suficie i poddać się chwilowemu wrażeniu, że nic na nim nie ciążyło. Żadne obowiązki. Żadne przekleństwo. Żadne choroby.
Jak się czujesz?
- Prócz upokorzenia? - odpowiedział pytaniem na pytanie, chociaż doskonale wiedział, co miał na myśli jego towarzysz. Sinica odezwała się w najmniej spodziewanym momencie i miała przy nim jeszcze trochę wytrwać. Nie oznaczało to jednak, że Morgoth miał wykorzystywać ów moment do tłumaczenia się z własnych błędów. Wykazał się słabością, lecz nie zamierzał temu zaprzeczać. Zerknął na rękę, na której wciąż tkwiły coraz bledsze znaki atakującej go sinicy. Poprawił rękaw, chcąc przynajmniej na ten moment zapomnieć o tym, co się wydarzyło. I o skutkach całej niefortunnej naprawy. Gdyby nie Quentin i nagły nawrót trzeźwego myślenia, zapewne ciężko byłoby się wydostać z szalejącego morskiego piekła. Kolejna taka sytuacja jednak udowadniała, że magia mogła pokonać swoich sojuszników w absolutnie każdym momencie. Musieli nabrać większej pokory, a także nie odpuszczać przy ćwiczeniu dziedzin, w których się specjalizowali. I nadrabiać te, w których nie czuli się najlepiej. - Wyjdę z tego. - Bywało z nim gorzej i jeśli kolejna choroba go nie zabiła, istniała szansa, że jedynie miał się dzięki temu wzmocnić i uodpornić. Czy Burke miał podobne przekonanie? Musiał jednak wyczuć u Yaxleya delikatną nutę rozbawienia tym wszystkim. - A ty?
Jak się czujesz?
- Prócz upokorzenia? - odpowiedział pytaniem na pytanie, chociaż doskonale wiedział, co miał na myśli jego towarzysz. Sinica odezwała się w najmniej spodziewanym momencie i miała przy nim jeszcze trochę wytrwać. Nie oznaczało to jednak, że Morgoth miał wykorzystywać ów moment do tłumaczenia się z własnych błędów. Wykazał się słabością, lecz nie zamierzał temu zaprzeczać. Zerknął na rękę, na której wciąż tkwiły coraz bledsze znaki atakującej go sinicy. Poprawił rękaw, chcąc przynajmniej na ten moment zapomnieć o tym, co się wydarzyło. I o skutkach całej niefortunnej naprawy. Gdyby nie Quentin i nagły nawrót trzeźwego myślenia, zapewne ciężko byłoby się wydostać z szalejącego morskiego piekła. Kolejna taka sytuacja jednak udowadniała, że magia mogła pokonać swoich sojuszników w absolutnie każdym momencie. Musieli nabrać większej pokory, a także nie odpuszczać przy ćwiczeniu dziedzin, w których się specjalizowali. I nadrabiać te, w których nie czuli się najlepiej. - Wyjdę z tego. - Bywało z nim gorzej i jeśli kolejna choroba go nie zabiła, istniała szansa, że jedynie miał się dzięki temu wzmocnić i uodpornić. Czy Burke miał podobne przekonanie? Musiał jednak wyczuć u Yaxleya delikatną nutę rozbawienia tym wszystkim. - A ty?
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący przy wejściu do klubu list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący przy wejściu do klubu list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
- Tatiana Howard – żona i matka, jej ciało zostało znalezione w okolicy Londynu i nosiło na sobie ślady czarnomagicznych tortur.
- Roddy i Danielle Vause – małżeństwo botaników, znalezione martwe w swoim domu na przedmieściach Londynu. Kobieta spodziewała się dziecka. Nad budynkiem podobno można było dostrzec Mroczny Znak.
- Johnson Vanity – sprzątacz, który został zamordowany, gdy próbował ratować życie swojej dziesięcioletniej córki oraz jej mugolskiej przyjaciółki. Dziewczynki uszły z życiem. Johnson został znaleziony dwa dni później w okolicznym śmietniku przez sąsiadkę. Ciało nosiło ślady tortur.
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
I show not your face but your heart's desire
Strona 1 z 2 • 1, 2
Duszny Klub
Szybka odpowiedź