Neala Keeva Weasley
Nazwisko matki: Longbottom
Miejsce zamieszkania: Ottery St. Catchpole
Czystość krwi: czysta szlachetna
Wzrost: 151
Waga: 47
Kolor włosów: rudy
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: Dumnie uniesiony podbródek, piegi i rdzawe włosy; cienka, jasna blizna na wewnętrznej części lewej dłoni
12,5 cala, dość giętka, daglezja, Wibrys kuguchara
Gryffindor
brak
olbrzymiego jelenia z onyksowymi oczami i majestatycznym porożem w kolorze kości z którego zwisają różowe strzępy
sasanką i sianem
siebie, mamę i Brena podczas świąt
zielarstwem, gotowaniem jak niewybucham kuchni, transmutacja
nikomu
rysuję i czytam, pomagam
zależy jak leży
darii vikhreva
Rudy ojciec, rudy dziadek,
Rudy ogon - to mój spadek,
A ja jestem rudy lis.
Ruszaj stąd, bo będę g r y z ł.
Życie doświadczało każdego na pewien sposób. I mimo, że nie miała wielu lat na karku wiedziała o tym i ona. Zarówno porażki jak i sukcesy kształtowały charakter każdej jednostki, czyniąc ją w końcu jedyną i niepowtarzalną. Kłamstwem byłoby gdyby powiedziała że jej dzieciństwo było słodkie niczym pączki malowane białym lukrem. Może nie było idealne, ale było jej. Uformowało ją. Odpowiednio przygotowało. Sprawiało że unosiła dumnie podbródek wymawiając swoje imię i nazwisko. Neala. Neala Weasley. – powtarzała dumnie, dziarsko patrząc w twarz każdemu, trochę nader buńczucznie, może trochę zbyt odważnie. Młodość nie znała jeszcze imienia strachu tak dobrze.
Może i ktoś stwierdzi, że nie pamięta z domu wiele. Może i ona sama ze smutkiem przyzna, że z pewnych wspomnień pozostały tylko strzępy. Ale jednego jest pewna – uczyć o których nigdy nie zapomni. Odczuć, których nikt jej nie może zabrać. Zapachu ciepłego domowego obiadu i uśmiechu matki w którym, mimo wszystko, przebijało się zmęczenie. Skromnych podarunków wymienianych przy choince. Śmiechu i żartów. Ciepła bijącego z kominka. Koślawych prób tańczenia – które jej wychodziły zdecydowanie lepiej niż starszemu bratu. Pierwszego objawienia się jej magicznych zdolności gdy ledwie wsadzony do doniczki pąk rozkwitł na jej oczach. Ciepła bijącego z ludzkich serc. Jej serc. Dwóch najważniejszych na świecie – matki i brata.
I nastania czasu pustki i samotności. Tułaczki.
Jej mała, skromna, trzyosobowa rodzina składającą się na jedno krótkie słowo dom. Szybko została zredukowana. Matka odeszła nim Brendan skończył szkołę. Nim ona doczekała ósmych urodzin. Z tamtego okresu pamięta pochód postaci ubranych na czarno. Wiele uścisków. Łez wylewanych przez ludzi którzy z żalem i ściśniętym sercem żegnali jej matkę. Nie płakała w trakcie uroczystości pogrzebowych choć mówiono jej że może – że to żaden wstyd płakać za matką. Nie płakała, nie dlatego że nie tęskniła. Nie płakała, bo powinna być silna. Reprezentowała ich rodzinę. Ją i Brendana. Nie potrzebowali litości i współczujących spojrzeń – mieli przecież siebie. Łzy popłynęły dopiero później. Strumieniami lały się po policzkach spadając na materiał czarnej, lekko przydużej sukienki. Płakała w samotności. Płakała długo pozwalając by krople wydobywające się z jej oczu zabrały cały ból, żałość, rozpacz, tęsknotę. Gdy skończyła wierzchem dłoni otarła policzek – straciła wiele. Ale w przyrodzie nic nie ginęło. Śmierć matki była siłą, którą od teraz miała uczynić ją niezłomną.
Potem zaczęła się tułaczka. Od jednego domu do drugiego. Jej temperamentność sprawiała kłopoty – a nawet dla niektórych była nie do wytrzymania. W końcu zagrzała miejsce na dłużej u starszej ciotki i jej męża. Tęskniła za rodzicielką, ale jeszcze mocniej za bratem, który z uporem osła powtarzał że tam gdzie jest będzie jej lepiej. Nie rozumiał wtedy jeszcze. Skromna kolacja przy świecy i gromki śmiech nad kromką chleba znaczył więcej niż góry galeonów. A może rozumiał, ale w swej przekorze i chęci sprawienia by jej było dobrze zapomniał zapytać czego ona sama chce. W tym wszystkim zapomniała, że możliwość by brnęli razem przez życie jest blisko, jednak jeszcze poza zasięgiem ich dłoni.
List nie zdziwił nikogo. Nie miał szans, ani sposobności, na element zaskoczenia. To nie zmieniało faktu że z drżącymi dłońmi rozrywała kopertę na której widniało jej imię i nazwisko. Była czarownicą. Teraz już prawie pełnoprawną. Niespokojne, pozytywnie drżenie rozpalało całe jej wnętrze na myśl o nowej przygodzie która czekała za rogiem.
Po różdżkę pojechała z wujkiem, którego od zawsze nazywała wujaszkiem. Ciotka też nigdy nie była ciotką a cioteczką. Nie przeszkadzało jej że nazwy są dłuższe. Zdawały się nosić w sobie więcej troskliwości i wdzięczności za czas który jej poświęcili. Pokątna była piękna i kolorowa. Wybrała małą, uroczą sówkę, potem wstąpiła po szaty, kociołek i książki, a na samym końcu u boku wujaszka zawitali w sklepie Ollivanderów. Jedna za drugą i druga przed trzecią, a potem czwarta, piąta i dziesiąta i gdy już myślała, że przedwcześnie cieszyła się z zostania czarownicą – bo co to za czarownica co to jej różdżka żadna nie chce – różdżka numer trzynaście okazała się tą dobrą. Leżała w dłoni idealnie. A płynne machnięcie nią ukazało potencjał jej mocy. Była szczęśliwa. Trajkotała jak najęta przez całą drogę do domu. Wujaszek zaś przez całą milczał unosząc tylko lekko – leniwie wręcz – kącik ust ku górze.
Hogwart był wszystkim tym, czym myślała że będzie. Choć i tak w swoich najśmielszych marzeniach nie spodziewała się, że potrafi on aż tak zapierać dech w piersiach. Już samo wkroczenie na peron, a potem zajęcie miejsca w pociągu, było niesamowicie przejmujące. Pierwsze kroki w Wielkiej Sali były jednak po stokroć bardziej ekscytujące. Ze zniecierpliwieniem przebierała z nogi na nogę czekając aż finalnie – prawie na samym końcu – wyczytają jej nazwisko. Weasley – rozległo się, a ona wręcz wbiegła na środek w szaleńczym będzie powodowanym radością wywracając stołek, na którym siedzieli jej poprzednicy. Po sali przetoczył się śmiech, do którego sama dołączyła schylając się by ustawiać na nowo drewniane siedzenie. GRYF-FIN-DOR – rozległo się z połów tiary właściwie kilka sekund po tym jak dotknęła jej rudej głowy. W podskokach dotarła do swojego nowego stołu. Nowego domu. Nowej rodziny.
Jednak nic nie było tak po prostu piękne. Przekonała się o tym szybko dostrzegając prawa panujące w szkole. Młodsi umykali przed starszymi – ale nie wszyscy. Czasem to starsi mijali młodszych w kompletnie niezrozumiałym dla niej zabiegu. Dopiero tu zrozumiała co znaczyła arystokracja. Dopiero tu dostrzegła jak wielka niesprawiedliwość spotyka ludzi tylko przez urodzenie. Może nie była dorosła. Może nie była mądra. Ale wiedziała, że to bardzo nie tak. Nie potrafiła dokładnie wytłumaczyć dlaczego ale czuła w kościach, że nie powinno tak być. I ona sama usłyszała w swoim kierunku kilka niewybrednych komentarzy. Poznała słowo, które szybko postanowiła zakopać na dnie i nie wyciągać nigdy na powierzchnie. Szlama – brzmiało jak najgorsze przekleństwo, a trafiało – jej zdaniem – w ludzi wartych więcej niż ci, którzy tymi słowami zaznaczali swoje społeczne przywileje. Ale wszystko to było tylko lekko gorzkim posmakiem nad słodkością wspaniałości które zaznała na swoim pierwszym roku. Poznała pierwszych przyjaciół. Wykazała się talentem w dziedzinie zielarstwa, zaklęć i obrony przed czarną magią – kompletnie kulejąc z eliksirów. Nawet i napatoczył się pierwszy zalotnik, choć jego umizgi raczej ciężko było nazwać odpowiednimi, bowiem dokuczał jej słownie w pakiecie dokładając ciągnięcie za warkocze. Nic więc dziwnego że pewnego dnia przekroczył pewną linię cierpliwości – która nie była zbyt długa – i skończył w Skrzydle Szpitalnym po tym, jak rzuciła w niego ropuchą (którą rzekomo mieli się zajmować), dziwnym trafem łamiąc mu przy tym nos. Nim się obejrzała minął rok. Przyszedł czas na wakacje. Opuszczając Hogwart nawet się nie spodziewała, że więcej już do niego nie wróci.
Pamiętała że zasiedli w salonie wujaszka i cioteczki gdy słońce chyliło się ku zachodowi, a gdy już całkiem zaszło padły ostanie słowa. Rozmawiali długo. A może bardziej krzyczeli jeden przez drugie. A może to ona krzyczała i tylko zdawało jej się że i Bren unosi głos nie potrafiąc cierpliwie dalej znosić jej sprzeciwu. Powiedział jej że nie wróci do Hogwartu, spokojnie mierząc ją przy tym spojrzeniem. Górując nad nią wzrostem mimo że siedzieli – choć to i tak nie powinno dziwić nikogo wszak był dekadę starszy. Podniosła się a potem kilka razy pokonała długość salonu prowadząc monolog w którym pytała jak śmie, jak może tak po prostu zabierać ją ze szkoły w której poznała już przyjaciół, którą polubiła? Uparł się, że nie pojedzie tam ponownie bo dzieje się źle. Że nie może stracić i jej. A jednak chciał żeby została tutaj – u wujaszka i cioteczki. Bo ponoć zapewnią jej lepszą opiekę. Nie mogła odpuścić dwóch rzeczy – brata i Hogwartu. Mogła pogodzić się tylko z jedną stratą. Wybór był prosty. Oczywisty wręcz. A Brendan z lekkim westchnięciem zgodził się na przyjęcie jej pod swój dach, zastrzegając że nie uniknie nauki nawet znienawidzonych eliksirów. Zgodziła się z uśmiechem nie mogąc doczekać się nowego miejsca. Ale jednocześnie też tego które będzie pachniało jak dom.
Mieszkanie Brendana nie było duże, ale dostateczne by zmieściły się tam dwie osoby. Ale nie o ilość metrów kwadratowych chodziło a o to, że zabrał ją ze sobą. Pierwsze miesiące nie były łatwe. Nie mieszkali razem od lat widując się tylko przelotnie w czasie świąt. Zgrzyty ich osobowości były niczym wybuchy kociołków na zajęciach z eliksirów. Lubiła jednak nawet te momenty w który skakali sobie do gardeł wiedząc, że powodowane jest to wzajemną troską.
Wakacje minęły pod znakiem słodkiego lenistwa. Leżała na podłodze unosząc nogi do góry i licząc rysy na suficie, czasem obserwowała przechodniów ciągle się gdzieś spieszących, by znów innym razem wyruszyć na nieautoryzowane przez Brena zwiedzanie okolicy. Nigdy nie odchodziła daleko, nigdy po zmierzchu. Jednak raz ją przyłapał gdy rozmawiała z właścicielem jednej z pobliskich lodziarni próbując ustalić jaki kolor wafli do lodów byłby najciekawszym. Szybkie, stanowcze pociągnięcie za ramie nie pozwoliło dokończyć rozmowy. Za zamkniętymi zaś drzwiami rozpoczęła się kolejna burzliwa rozmowa w której przyznała, że nie może siedzieć całymi dniami w domu gdy świat jest taki niestrudzenie piękny i ciekawy. Że oszaleje w tych czterech ścianach, jeśli krok za drzwi postawić nie będzie mogła. Że musi zająć czymś myśli bo zwariuje od zamartwiania się o jego bezpieczeństwo. I wtedy też dowiedziała się, że będzie miała zajęcie. Dowiedziała się o dwóch czarnych perłach z których jedną Bren przeznaczył na swoją edukację, drugą zaś postanowił opłacić tą jej. Ku jej niezadowoleniu, tak jak powiedział w domu cioteczki – eliksirów też musi się uczyć. Ta rozmowa była inna od wcześniejszych – nadal pełna emocji, głównie z jej strony – jednak o ton spokojniejsza. Ona zapewniła że nie zrobi nic głupiego. On że ma być w domu po zmierzchu. Ustalili kompromis, zaczęli na nowo uczyć się jak ze sobą żyć.
Zgodnie z obietnicą, w momencie gdy odjeżdżał pociąg do Hogwartu który zabrałby ją na drugi rok nauki, przyszedł czas na jej prywatną edukację. Dni upływały jeden po drugim na nauce nowych zaklęć, poznaniu nowych zwierząt i kompletnie nieudanych eliksirach. Na sprzątaniu – choć i to nie szło jej najlepiej, pomaganiu kuzyneczce Eileen w przygotowywaniu obiadu i czekaniu na ciche trzaśnięcie drzwi, oznajmiające powrót brata do domu. Dopiero wtedy, gdy zawiasy wydawały ciche charakterystyczne skrzypnięcie, czuła spokój. Niezależnie od godziny witała go – czasem lekko rozespanym – uśmiechem. Mieli wszystko czego potrzebowali do życia. Nie byli biedni – każda książka którą sobie upatrzyła zajmowała w końcu miejsce na półeczce. Czasem nawet nie mówiła że ją chce, a Bren, jakby czytając jej w myślach, wracał kilka dni później dzierżąc ją w dłoni ( choć podejrzewała że spora w tym rola Eileen, czy też sprzedawcy Esów Floresów którego odwiedzała na zwyczajowe, środowe pogawędki). Nie znała się na pieniądzach, ale jeszcze z dzieciństwa pamiętała że nie one miały największe znaczenie. Liczyła się dobroć dawana ludziom, uśmiech którym płacili w prezencie i szczęście, którego nie dało kupić się za żadne pieniądze. Jej szczęście było tu, w centrum Londynu na Chancery Lance 13. Objawiało się w postaci brata dla którego zrobiłaby wszystko i za którego przykładem chciała iść. Chciała pomagać – choć jeszcze nie wiedziała w jaki sposób – bowiem pomoc i otucha od innego człowieka pomagała przejść przez największe trudy życia.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +3 (muszla) |
Zaklęcia i uroki: | 2 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 15 | +3 (różdżka), +3 (muszla) |
Transmutacja: | 7 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 8 | Brak |
Zwinność: | 10 | Brak |
Reszta: 0 | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | II | 10 |
Astronomia | I | 2 |
Geomancja | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zielarstwo | I | 2 |
Zręczne Ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznastwo | I | 5 |
Savoir vivre | I | 0 |
Szczęście | III | 20 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | II | 9 |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Sztuka (wiedza) | I | ½ |
Sztuka (malarstwo) | I | ½ |
Sztuka (rysunek) | I | ½ |
Gotowanie | I | ½ |
Krawiectwo | I | ½ |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Literatura (tworzenie) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0,5 |
Jeździectwo | I | 0,5 |
Pływanie | I | 0,5 |
Taniec Balowy | I | 0,5 |
Taniec Współczesny | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 20 |
a perfectly put together mess.
Ostatnio zmieniony przez Neala Weasley dnia 27.12.16 4:53, w całości zmieniany 3 razy
is playing
tricks on you,
my dear
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: Garrett Weasley
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 21:22, w całości zmieniany 1 raz
[11.10.18] Ingrediencje (lipiec/sierpień)
[15.08.21] Styczeń/marzec
[16.02.23] Kwiecień/czerwiec
[22.02.23] Kupidynek (kryształ)
[05.06.24] Lipiec-sierpień
[08.11.17] Wsiąkiewka (kwiecień I); +2 PB
[10.10.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec) +2 PB
[26.03.19] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień) +1 PB
[24.04.21] Rozwój postaci: nauka krawiectwa, literatury (wiedza) i literatury (tworzenie prozy), -1,5 PB z reszty
[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +2 PB
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +3 PB
[10.08.22] Rozwój biegłości: taniec współczesny (0 -> I); -0,5 PB (z reszty)
[16.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +3 PB
[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +3 PB
[28.01.17] Zwrot PD; +80PD
[27.03.17] 1 punkt statystyk (transmutacja): -120 PD
[09.04.17] Zwrot PD: +20 PD
[29.06.17] Tworzenie postaci - aktualizacja, -80 PD
[05.09.17] Zdobycie osiągnięcia (Ślepy los), +30 PD
[08.11.17] Wsiąkiewka (kwiecień I); +60PD, +2PB
[11.11.17] Zwrot za statystyki, +20 PD
[20.01.18] +4 OPCM, punkty za kolejny rok nauki przyznawane w czerwcu
[13.04.18] Osiągnięcie: Babysitter, +30 PD
[10.05.18] Rozwój Postaci: Zakup Sowy; -50 PD;
[24.09.18] Zdobycie osiągnięcia (Do wyboru, do koloru), +30 PD
[10.10.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec): +90PD, +2PB
[19.10.18] Wykonywanie zawodu (lipiec/sierpień), +50 PD
[05.01.19] Zamiana wizerunku
[26.03.19] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień), +60 PD, +1 PB
[19.02.21] Aktualizacja postaci
[28.03.21] Osiągnięcie (Syn marnotrawny): +5 PD
[20.04.21] Zakupy: 2 konie, zmiana wizerunku, -300 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +47 PD, +1 PB organizacji
[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +90 PD
[23.08.21] Otrzymanie od Percivala smoczognika
[22.02.22] Zakup: tkanina z włókien włosów wili; - 25 PD
[17.03.22] Organizacja wydarzenia: Gdy wybije północ +30PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +100 PD; +2 PB organizacji
[29.03.22] Zakup: Wstążka; - 50 PD
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +120 PD, +3 PB
[10.08.22] Rozwój postaci: +4 ML (z reszty)
[12.08.22] Rozwój postaci: +8 S; -640 PD
[23.01.23] Spokojnie jak na wojnie: +50 PD
[16.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +120 PD
[24.02.23] Osiągnięcie dorosłości przez postać; +6 PS do reszty, +8 PB do reszty
[09.10.23] Zakupy: gramofon "Wrzeszczący żonkil", konewka bez dna, Muszla magicznej skrępy, zwierzęca kostka; -210 PD
[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +120 PD
[11.12.23] Zdobycie Osiągnięcia: Dziwny jest ten świat; +30 PD
[11.12.23] Zdobycie osiągnięcia: Róg obfitości; +30 PD
[13.12.58] Wydarzenie: Końca świata dziś nie będzie +50 PD
[06.06.24] Zakupy: odbiornik czarodziejskiej rozgłośni; -50 PD
[21.06.24] Zdobycie osiągnięć: Dojrzały Mors I, II, III, Partia Nigdy Cię nie Zdradzi, Na Głowie Kwietny Ma Wianek; +280 PD
[23.06.24] Rozwój postaci: +9 uzdrawianie; -240 PD
[18.11.24] Spokojnie jak na wojnie: +150 PD
[20.11.24] Podsumowanie wydarzenia: Spokojnie jak na wojnie: +100 PD