Alisa Mulciber
Nazwisko matki: Mulciber
Miejsce zamieszkania: Niewielki dworek w okolicach Peak District
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: Teoretyk magii
Wzrost: 1,71m
Waga: 65kg
Kolor włosów: Ciemny brąz, w cieniu wydają się czarne
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: słowiański typ urody
14 cali, sztywna, czarny bez, pazur garboroga
Durmstrang
samiec pawia
Mnie samą, starą, pomarszczoną, niezdolną do ruchu ani mowy, lecz błagającą spojrzeniem o śmierć
Dym, iglasty lasu, zimowe powietrze
Mój ród - poważany, doceniany, traktowany z godnością i uznaniem na jakie zasługuje
Czarna magia, nauka, pojedynki, śmierć
-
Magiczne pojedynki, zgłębianie wiedzy - zakazanej wiedzy
-
Kate Bogucharskaia
Moi rodzice, tak samo jak ich przodkowie, miłują i pielęgnują z oddaniem rodowe tradycje. Dlatego też, choć urodziłam się na obcej mym przodkom ziemi to pierwsze słowa, które z czasem z siebie wydobyłam padły w własnie w języku moich pra-pra-dziadków - rosyjskim, który po dziś dzień uważam za język rodzimy. Angielskiego nauczyłam się od guwernantek, traktując go początkowo jako niewygodny, prymitywny zamiennik stosowany do równie niewygodnych i prymitywnych rozmów z nierozumiejącą resztą świata z którą (chcąc nie chcąc) miałam styczność. Dopiero z czasem udało mi się wyrosnąć i zrozumieć potrzebę ograniczenia swej ignorancji w tej kwestii, choć ku rozbawianiu mojego papy wciąż zdarza mi się w przypływie emocji bezczelnie zacząć poniewierać mojego towarzysza rozmowy (ku jego konsternacji) w tym wschodniosłowiańskim języku.
Przed tym, jak zaczęłam uczęszczać do Durmstrangu moje życie wypełnione było nauką, porządkiem, systematycznością, a przede wszystkim dyscypliną wprowadzaną w równym stopniu przez ojca, jak i matkę. Z tego też powodu nie przypominam sobie bym kiedykolwiek sprawiałam jakiekolwiek kłopoty wychowawcze. Ja, jak i bliskie mi rodzeństwo - nigdy się nie buntowaliśmy decyzjom naszych rodziców, które zawsze uważaliśmy za bezwzględny absolut. Bez mrugnięcia okiem poświęcaliśmy zatem długie godziny na naukę etykiety oraz zajęcia mające hartować nasze ciała, zgłębialiśmy również historię naszej rodziny i świata magii, uczyliśmy się obchodzić ze smokami - czego osobiście uczył nas nasz ojciec będący uznanym ich łowcą. Naturalnie, surowszy i bardziej wymagający w tej kwestii był wobec moich starszych ode braci niemniej był świadomy, że jako Mulciber powinnam zdawać sobie sprawę z ogólnych podstaw by w przyszłości zapytana przez profesora o te stworzenia potrafiła odpowiedzieć na jego pytania bez chociażby zająknięcia. Dla mnie to również było oczywiste.
Samą naukę w Drumstrangu wspominam względnie dobrze choć wstyd mi było, że pomimo wcześniejszych przygotowań potrzebowałam aż trzech miesięcy na przyzwyczajenie się do nowego języka. Niemniej, gdy bariery stopniały mogłam się skupić na wyjątkowości tego miejsca. Od razu ujął mnie za serce panujący tu dryg i porządek przypominający mi ten domowy....z tym wyjątkiem, że w moim domu otaczający mnie czarodzieje wszystko rozumieli, a tych tu należało tego nauczyć. Moje nazwisko miało znaczenie, historia moich przodków również - byłam przecież Mulciberem, dlatego też nie pojmowałam jak naiwnym być należy, myśląc że szykanę i złe słowo skierowane ku mnie, a więc i całej mojej rodzinie, przemilczę. Nie rozumiałam również dlaczego fakt, że moje nazwisko nie widniało w jakimś Skorowidzu Czystości Krwi nakreślonym przez człowieka wywodzącego się z rodu pijaków i hedonistów sprawiało, że niektóre osoby postrzegały mnie jako mniej dumną, mniej odważną, bardziej uległą; dlaczego byle półkrwiak lub ci którym nie okazuję zainteresowania w ogóle próbowali się do mnie odzywać; dlaczego w miejscu poświęconym na naukę tak często próbowano bawić się w jakąś karykaturę salonowych gier. Wszystkiego musiałam ich nauczyć, by zaczęli rozumieć. Nie czułam wahania, strachu bądź powściągliwości w środkach mających udowodnić prawdę. W końcu dyscyplinę i oddanie w pierwszej kolejności winna byłam nazwisku, innym Mulciberom, a dopiero w drugiej całej reszcie nic nie znaczących zasad hołdowanych przez innych. Dlatego z dumą odbywałam kary gdy po raz kolejny powiedziałam za dużo, gdy pozwoliłam sobie na bardziej niebezpieczne zaklęcie niż zezwolił na to profesor podczas pojedynku, śmielsze posunięcie mające dowieść mej odwagi i brawury. Z czasem wszyscy pojęli, że jest we mnie moc, a ja poczułam przypływ satysfakcji i dumy.
Zawsze byłam osobą bystrą i łakomą wiedzy. Ojciec twierdził, że dar szybszego rozumienia mam po matce. Miał rację. Tak jak ją za młodu, tak mnie bez reszty pochłonął fenomen magii, a właściwie jednej konkretnej - czarnej magii. Czemu zakazanej? Czemu postrzeganej jako coś złego? Bo była potężniejsza? Bardziej skomplikowana? Śmielsza? Czemu czarodzieje się jej tak bali? Bo jej nie rozumieli, nie pojmowali jej wyższości, piękna, złożoności. Zamknięci w swoim świecie paranoi zaślepiali samych siebie. Ja jednak z czasem nauczyłam się rozumieć i wdzięczna jestem, że pomogła mi w tym moja matka i szkoła, lecz po dziś dzień, żałuję, że tłumić musiałam (i muszę) swój zachwyt nad nią. W swej prywatnej fascynacji i pragnieniu rozumienia więcej poświęciłam się prywatnemu zgłębiania jej zawilszych kwestii, poszerzając tym samym mimochodem swą wiedzę z zakresu numerologii, historii magii, rozumienia run.
Niezaprzeczalnie moją szkołę cechowało to, że kładła nacisk na zajęcia, które miały hartować nie tylko umysł, lecz również i ciało. Objawem tego były poranne zajęcia związane z nauką latania na miotle. Odbywały się one codziennie bladym świtem bez względu na panującą na dworze pogodę. Co prawda w starszych klasach zajęcia te były wypierane przez zwiększoną liczbę godzin Magii Ofensywnej, lecz ja prywatnie wciąż praktykowałam podobne ćwiczenia co ranek. Lodowate powietrze trzeźwiło umysł lepiej niż nie jeden magiczny pobudzający napar, a wysiłek przynosił mi spokój i poprawiał koncentrację.
Prócz porannych lotów, aktywnością której się oddawałam bez reszty były magiczne pojedynki. Na sam dźwięk tych słów moje oczy do tej pory połyskują, a ciało moje przechodzi przyjemny dreszcz podekscytowania. Jaka jest bowiem bardziej godna czarodzieja dyscyplina, jak nie ta w której może wykazać swoje umiejętności? Bardziej godna Mulcibera? Nie ma. Do tej pory pamiętam swój pierwszy pojedynek, który stoczyłam na zajęciach, a potem dziesiątki kolejnych jako członkini Klub Pojedynkowiczów.
Z goryczą wspominam jednak zajęcia związane z wszelako pojętym wyróbstwem eliksirów. Choć wiedza teoretyczna wydawała mi się intrygująca, tak dopadało mnie niesmaczne rozczarowanie w momencie przejścia do praktyki. Ta okazywała się wyjątkowo żmudna, wymagająca zbrojenia się w cierpliwość. Na wyniki nieraz trzeba było bowiem wyczekiwać dniami, tygodniami, miesiącami, a nawet jeśli i tak nie popełniło się żadnego błędu to eliksir mógł nie wyjść z przyczyn niezależnych od czarodzieja - pogody, układu planet, kurzu, koloru szaty bądź czegoś mniej lub bardziej błahego. Moje nastawienie przekładało się więc wyniki. Podobnie było zresztą z przedmiotami związanymi z magią obronną. W ogóle co to za absurdalny pomysł? Czemu ja, Mulciber miałabym podnosić różdżkę w innym celu niż w ataku? Zabawne, że komisja egzaminacyjna podobnie jak moi mentorzy nie potrafiła mi odpowiedzieć na to pytanie. Niemniej, zmuszona pokazałam im, że wymaganie ode mnie czegoś podobnego to marny pomysł. Wszyscy mi przytaknęli. Do tej pory jednak dymna jestem z miernych wyników w tej dziedzinie przekonana, że świadczy to o mojej sile - nie słabości. Zadowalające wyniki otrzymałam jednak z przedmiotów związanych z historią magii, numerologii, teorii magii. Pozwalało mi to na podjęcie stażu w Ministerstwie związanym z karierą naukową. Nie skorzystałam. Nie miałam zamiary stać się więźniem woli zwierzchnika mówiącego mi co mi wolno, a czego nie. Oddałam się pod naukę swej matce
Moja matka jest niezależnym naukowcem. Lubi gromadzić i porządkować wiedzę magiczną wydając literaturę naukową, lecz w świcie nauki jest poważana jako twórczyni zaklęć. Jest bowiem uzdolnionym praktykiem magii. Znaną z tego, że nie zawsze podejmuje się zleceń bądź współpracy nad konkretnym badaniem, jeśli jej nie ciekawią lub uznaje je za niegodne. Jest dumną kobietą i naukowcem wzbudzającym szacunek. Ja sama zawsze chciałam być jak ona. Dumna byłam więc z tego, że dawała mi nauki. W końcu to Mulciber wie i rozumie co dla Mulcibera jest najlepsze. Dlatego też kolejne lata spędziłam przy matce, która była mi prócz najbliższą mi osobą, surową mentorką z którą dzieliłam swe pasje. Z czasem, gdy odpowiednio się wprawiłam dumna byłam, że mogę przy jej boku być już nie tylko kulą, a wsparciem. Obecnie, choć wciąż nie mogę powiedzieć, że przewyższyłam swego mentora to niewątpliwie (ku dumie mej matki) stałam się jej równoprawną panterką, która coraz to śmielej stawia własne kroki w świecie nauki. Ciągle długa droga przede mną, bo droga naukowca jest związana z ciągłą potrzebą rozwijania się niemniej za swój mały sukces postrzegam fakt, że to coraz więcej instytucji zgłasza się do mnie z prośba o konsultacje uznając moje umiejętności.
Moim największym mankamentem (zdaniem ludzi postronnych) jest mój rodowy brak ogłady z którego osobiście, nieskrycie jestem dumna. Nie udaję bowiem przed kimś kogoś kim nie jestem, nie kłamię (czemu, ja, Mulciber, miałabym się siebie wstydzić i ukrywać swą naturę?), nie gryzę się w język, nie zmuszam się do czyjegoś towarzystwa i nie pozwalam narzucać sobie woli kogoś kogo nie szanuję. Ja wiem - budzi to kontrowersje, ta jednak mnie nie rani w jakikolwiek sposób. Czemu mam się bowiem przejmować opinią nie-Mulciberów? No własnie. Obecnie mieszkam wraz z rodzicami w naszym niewielkim dworku niedaleko rezerwatu smoków, wyczekując narzeczonego. To takie niegodne bym mieszkała samotnie.
świat od lat popadał w obłęd, lecz kilka ostatnich było dowodem na to, że z każdym dniem jest coraz bliższy sięgnięciu dna. Granice między czarodziejami, a czarodziejami oraz mugolami tak niegdyś wyraźne w tym momencie zaczynały się zacierać lub już były nieistniejącym wspomnieniem. Tak bliski mi porządek i tradycja niszczały w gnoju zepsutej masy hołdującej postulaty według których dorobek mych przodków równany był z tym reprezentowanym przez pospólstwo. Nie mogłam stać i się temu przyglądać. Kuzyn mój, dostrzegający jak miota mną rozgoryczenie względem tego co następuje opowiedział mi o Nim i zaprowadził do Niego, sami Wiecie Kogo - czarodzieja rozumiejącego wszystko. Nie spodziewałam się tego, że kiedykolwiek komukolwiek nie będącemu Mulciberem zaufam tak jak zrobiłam to względem niego. A jednak. Oczarował mnie swoją siłą i oddaniem sprawie. To również on odkrył skrywany we mnie talent do legilimencji. Mówił, że dostrzega we mnie potencjał. Oszołomił mnie, zachwycił, oczarował swą mocą. To własnie przy jego boku postanowiłam stać, tak jak niegdyś moi przodkowie czynili to względem Godunowom. Wierzę bowiem, że to własnie jemu uda się zaprowadzić porządek. Musi - ma w końcu wsparcie Mulciberów. I to nie jednego.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 1 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 10 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 21 | +2 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: rosyjski | II | 0 |
angielski | II | 3 |
norweski | II | 3 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | III | 10 |
Jasny umysł | I | 2 |
Numerologia | IV | 20 |
Starożytne Runy | III | 10 |
ONMS | I | 2 |
Silna Wola | III | 10 |
Spostrzegawczość | III | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Lot na miotle | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 6 |
Różdżka, 12 punktów statystyk, teleportacja
Ostatnio zmieniony przez Alisa Mulciber dnia 09.12.16 13:59, w całości zmieniany 7 razy
Witamy wśród Morsów
[27.05.17] (Nie)zapowiedziane wizyty: +3 PB Rycerzy
[04.04.17] Wsiąkiewka (marzec) +30 PD, +1 PB
[27.05.17] Spotkanie rycerzy +40 PD
[27.05.17] (Nie)zapowiedziane wizyty: +3 PB Rycerzy; +1 do CM na stałe (I poziom)
[02.06.17] Dodatkowe punkty statystyk (+5 pkt zaklęć)
[13.06.17] Zakup 3 kotów: - 30PD
[13.06.17] Zwrot PD: +130 PD (za różdżkę i teleport.)
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +1 OPCM, I poziom biegłości Jasny umysł (2 PB), -180 PD
[10.07.17] Zakupy: Dzieje magii (dla Cassandry Vablatsky), -100 PD