Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet Alastaira Notta
AutorWiadomość
Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]06.12.16 0:23

Gabinet Alastaira Notta

Gabinet Alastaira Notta znajdujący się na piątym poziomie Ministerstwa Magii nie posiada może zachwycająco bogatego wnętrza, ale jest przestronny i dobrze oświetlony. Znajdują się w nim jedynie najpotrzebniejsze meble, sugerując jakoby, że właściciel nie spędza w nim zbyt wiele czasu. Wbudowane w ściany regały wypełnione są wieloma księgami w różnych językach, ułożonymi w przypadkowej kolejności. We wnętrzu dominują naturalne, surowe kolory jak brąz i beż. Podłogę wyściela duży dywan, a przy kominku dostrzec można dwa fotele zwrócone ku sobie. Przed nimi stoi drewniane krzesło i biurko. Na jego blacie, oprócz globusa bardzo często leży również kałamarz i pióro, a także piętrząca się sterta papierów pokaźnych rozmiarów. Posiada ono także dwie zamykane szuflady. W pierwszej z nich znaleźć można głównie dokumenty, czekające na wypełnienie raporty, czyste pergaminy i nieodczytane listy, w drugiej zaś rzeczy bardziej osobiste, jak pamiątki z podróży czy zdjęcia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Alastaira Notta Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]08.01.17 22:09
20.03
Po raz pierwszy odkąd wróciłem do Anglii przekraczam próg mojego gabinetu mieszczącego się w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Z jednej strony wydaję mi się, że poza ogarniętym bałaganem nic nie zmieniło się od czasu mojego wyjazdu - pomieszczenie jest tak samo puste, jak było. Wypełniało je jasne światło, dobywające się zza przestronnych okiennic, na półkach nadal piętrzyły się książki w przypadkowym ułożeniu. Kominek był pełen drewna na opał, choć nie dziś nie palił się w nim ogień. Biurko, zazwyczaj przykryte stertą papierów lśniło czystością i pustką - jedyną rzeczą, która się na nim znajdowała był globus. Wnętrze było surowe i minimalistyczne, urządzone bardziej na modłę rodziny ze strony matki, niż ojca. Zbyt wiele rzeczy wytrącało mnie z równowagi, dlatego nie trzymałem tu ani pamiątek, ani zdjęć. Mapy zwinięte w eleganckie rulony stały oparte o jedną ze ścian, niepodwinięty, równy dywan rozpościerał się na podłodze, a dwie puchowe poduszki były idealnie, co do centymetra ułożone w fotelach. Widać, że długo mnie tu nie było - pedantyczny porządek nie był nigdy moją domeną. Rozsuwam zasłony, by spojrzeć na malujący się za szybami wczesnowiosenny krajobraz, kiedy słyszę kroki na korytarzu i cichy odgłos pukania w półotwarte drzwi. Po chwili pojawia się w nich drobna dziewczyna o niezwykle kruchej, filigranowej sylwetce. Ma jasną, porcelanową skórę i płowe włosy, a wygląda tak niewinnie i licho, że wydaję mi się, że zwykły podmuch wiatru mógłby ją przewrócić. Spojrzenie jej brązowych oczu unosi się, kiedy widzi, że na nią patrzę. Rozpoznaję w niej jedną z sekretarek, Constance, pracującą w Ministerstwie Magii już przynajmniej od kilku lat.
- Lordzie Nott! Proszę mi wybaczyć to najście, ale drzwi były otwarte, sir - mówi tak szybko, że niemal jej nie rozumiem - Przełożeni proszą o jak najpilniejszy raport dotyczący rozmów politycznych w Japonii.
Po chwili czyni kilka kroków w moją stronę, wciskając mi do rąk plik kartek, zawierających prawdopodobnie dokładniejsze instrukcje. Uśmiecham się do niej firmowym uśmiechem Nottów, słodkim i czarującym, przeznaczonym do okręcania sobie ludzi wokół palca. W rzeczywistości nie jestem jednak zadowolony.
- Oczywiście. Proszę im przekazać, że zajmę się tym niezwłocznie - odpowiadam, odwracając się w stronę biurka.
Kątem oka dostrzegam jak blondynka znika w głębi korytarza, pociągając za klamkę i zamykając za sobą drzwi. Wzdycham ciężko, spoglądając na znajdujące się w moich dłoniach pergaminy złowrogim wzrokiem. Bezceremonialnie upuszczam je na blat, marszcząc brwi i odgarniając z twarzy złote loki. Jeszcze kilka minut temu miałem złudną nadzieję, że może chociaż dzisiaj zdołam uniknąć papierkowej roboty. Moja praca miała dwie strony - tą dobrą, związaną z egzotycznymi podróżami i poznawaniem nowych ludzi oraz tą koszmarną, związaną z wypełnianiem setek formularzy i dokumentów. Kiedy czuję pod palcami znajome, szorstkie uczucie i czuję zapach papieru, zmieszanego z atramentem przewracam oczyma. Nareszcie w pełni w domu, przemyka mi przez myśl, po czym sięgam ku jednemu ze znajdujących się obok kominka stolików. Wyjmuję kałamarz i pióro, choć dawno nie pisałem niczego tak długiego - na samą myśl, że wyjście z wprawy będzie kosztowało mnie nie tylko wiele nerwów, ale i odciski wzdrygam się.
Kartkuję przekazane mi przez Constance polecenia, ostrożnie zapamiętując zalecenia i instrukcje, po czym zabieram się do roboty.
Biała kartka powoli wypełnia się równym, wąskim pismem, pióro zręcznie śmiga we wszystkie strony. Piszę o wszystkim, o co mnie poproszono, dokładnie relacjonując ważne dni podróży. Opowiadam o założeniach uchwalonej kilka lat temu mugolskiej konstytucji, która ostatnimi czasy drastycznie wpłynęła na czarodziejską społeczność kraju kwitnącej wiśni - wszak wiele mówiło się o tym, że nie zawsze idziemy z duchem czasu i tak liczne skutki przyniosła dopiero po niemal siedmiu latach. Wspominam o wolnościach wyznań, tolerancji wszelkich ras i zlikwidowania korzyści powiązanych z pochodzeniem. Objęcie przez cesarza funkcji reprezentacyjnych oznaczało, że magiczne władze musiały rozpocząć współpracę z premierem - nie uznano go jednak za szczególnie bystrego i narastały obawy dotyczące ujawnienia się przed niemagicznym światem. Zręcznie omijam nieprzychylne opinie i powiadamiam, że obawy te są jednak w dużej mierze niesłuszne, nie wspominając nic o własnym zdaniu. Obawiam się, że stwierdzenie, iż mugolskie stanowisko nie powinno w ogóle się liczyć, może uchybić mojej reputacji, szczególnie, że obecna Minister jest czarownicą półkrwi. Zagraniczni dyplomaci uparcie twierdzą jednak, że czarodzieje i czarownice Japonii chcą w pewien sposób upodobnić się do swoich tak przez nich nazwanych "nieobdarzonych mocą braci". W kraju jak naszym, w którym tak dużą rolę odgrywają tytuły nie wyobrażam sobie czegoś podobnego. Dochodzę już do spraw powiązanych z wojną i obietnicą pokoju, gdy po raz kolejny rozlega się pukanie. Bez precedensu do mojego gabinetu wpada kolejna osoba - tym razem jest to krępy mężczyzna, z burzą ciemnych loków. Nie widziałem go tu wcześniej, więc podejrzewam, że jest stażystą lub nowym pracownikiem. Oddycha ciężko i dyszy, jakby biegł tutaj niczym szaleniec. Spoglądam na niego szeroko otwartymi oczyma, nie odzywając się ani słowem.
- Lordzie Nott, lordzie Nott! - rozlega się śpiewny, rozpaczliwy głos. - W gabinecie obok lord Shacklebolt przyjmuje ważnego przedstawiciela handlowego księstwa Monako, a tłumacz miał wypadek po drodze. Lord uprzejmie prosi o Pana, jako posiadającego odpowiednie kwalifikacje, asystę, sir.
Dźwigam się z krzesła, przytykając dłoń do czoła w geście zirytowania. Staram się powstrzymać przemożną ochotę do uduszenia młodego człowieka lub chociaż obdarzenia go siarczystą wiązanką francuskich przekleństw. Jestem w końcu w środku pisania i nie mam ochoty przerywać, najwyraźniej jednak nie pozostawiono mi wyboru. Moja twarz przyjmuje uprzejmy wyraz, wykonuję ręką gest zachęcający młodzieńca do zaprowadzenia mnie na miejsce.
Kiedy docieramy do pomieszczenia, lustruję je krótko wzrokiem, dostrzegając dwie sylwetki - jedna z nich, dość dobrze mi znana, należy do jednego z wyżej postawionych w hierarchii Departamentu funkcjonariuszy. Staram się ze wszystkich sił nie podpaść mu i wymusić kulturalny uśmiech, nie pokazując ani jednym tikiem jak bardzo nie chcę się tutaj znajdować. Moja gra aktorska najwyraźniej jest na tyle dobra, by przechytrzyć lorda Sussex, bo kiwa mi on głową i przedstawia swojemu gościowi. Rozpoznaję w nim przedstawiciela handlowego Monako, o którym wspominał stażysta. Wymieniamy uprzejmości, po czym zaczyna z prędkością światła trajkotać po francusku. Ma opaloną skórę i typową, południową urodę, ciemne oczy i włosy oraz wyprostowaną postawę. Uważnie słucham, w duszy dziękując losowi za jedno - że to przynajmniej nie rosyjski, którego po wyprawie z Wynonną i Quentinem Burke miałem serdecznie dosyć jak na jeden miesiąc. Prawdą jest również to, że językiem romańskim operuję znacznie sprawniej niż słowiańskim i tylko dzięki temu udaję mi się zrozumieć co chce przekazać obcokrajowiec. Rozprawia i rozprawia z pasją o grubości denek w kociołkach alchemicznych, co sprawia, że niemal robi mi się niedobrze. W naszej rodzinie to raczej moi kuzyni, może Quentin, może Ursula, ewentualnie Wynonna, mogliby być czymś takim zainteresowani. Kogo ja okłamuję - myślę, że nawet alchemicy z zamiłowania i pasji nie wytrzymaliby tego jazgotu. Jestem jednak Nottem i obycie, zarówno towarzyskie i polityczne nie jest mi obce, więc udaję niezwykle zafascynowanego tematem. Kiedy kończy swoją wypowiedź, staram się jak najwiarygodniej - może poza ekspresją mojej miłości do jakości - przekazać, wraz ze wszystkimi szczegółami informacje dotyczące produktu. Shacklebolt nie ułatwia mojej sprawy, żwawo wykłócając się, że ostatnia partia otrzymana od czarodziei z Riwiery Francuskiej nie spełniała wymagań i że spowodowała straty w postaci wyciekających eliksirów. Dyskusja pobrzmiewa w ścianach gabinetu jeszcze przez kilka godzin, pełnych "oui, oui, ale te dwa cale nie robią różnicy, przeznaczamy je na lepsze wykończenie góry ", i "ależ jestem pewien, że alchemicy zarówno z Monako, jak i z Anglii, powinni otrzymywać kociołki wykończone z obu stron". Kiedy rozmowa w końcu się kończy, a obcokrajowiec opuszcza gabinet z zadowoleniem z interesu, mój przełożony wyraża ciepłe słowa podziękowania. Pozbawiony energii, powłócząc nogami wracam jeszcze by przysiąść do swojej poprzedniej roboty. Kiedy ponownie zamaczam pióro w kałamarzu, gabinet raz jeszcze wypełnia najbardziej irytujący mnie w tym momencie dźwięk - szarpanie za klamkę.
- Lordzie Nott, pańska pomoc byłaby nieoceniona! - rozlega się głos w progu.
Za jakie grzechy, myślę, mając ochotę zatrzasnąć temu komuś drzwi przed nosem.

z.t

[bylobrzydkobedzieladnie]


Let's stay lost on our way home


Ostatnio zmieniony przez Alastair Nott dnia 03.06.17 19:30, w całości zmieniany 2 razy
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]09.01.17 23:24
Salonowy lew, bezwzględny polityk, wytrawny dyplomata, idealny mąż, wspaniały ojciec, głowa rodziny. Archibald łaskawie słuchał pochlebstw, spływających nań ze wszystkich stron, a chociaż doskonale wiedział, że nie każde jest prawdziwe, pozwalał, by ten strumień komplementów lał się w nieskończoność. Był próżnym człowiekiem i ciężko zapracował sobie na dobrobyt, jaki go otaczał, stąd też ignorował drobne przekłamania w opisie swej sylwetki, braki zamykając szczelnie za drzwiami rodowej rezydencji. Wiodąc życie perfekcyjnego arystokraty - szata od pierwszorzędnego krawca, buty wyczyszczone na wysoki połysk, włos przystrzyżony niemalże od linijki, stosy złota ukryte w bankowej skrytce głęboko pod ziemią, gwarantująca szacunek profesja, żona, młodociany dziedzic - czuł się naprawdę szczęśliwy i spełniony. Nigdy nie oczekiwał miłości: istniała wyłącznie ta okazywana fizycznie. Miał dokładnie tyle, ile potrzebował, by wieść dostatnie i spokojne życie. Swoje pasje realizował samotnie lub w towarzystwie szlacheckich przyjaciół, praca przynosiła mu nie tylko ogromny zysk, ale i ogromną przyjemność, na balach i Sabatach wciąż zachwycał jako taneczny partner (nie bez powodu nosił nazwisko Nott) oraz kompan politycznych dywagacji. Czegóż mógł pragnąć więcej? Żona nie przynosiła mu wstydu, nikt nie stał mu na drodze, nie podważał jego coraz donośniejszego głosu w rodzinnych sporach. Nie miał na sobie ani jednej skazy... Prócz jednej. Niefrasobliwego syna, który przecież już od dawna powinien przejąć od niego część rodzinnej schedy, zamieszkać we własnym dworze, ze swoim skrzatem domowym oraz... partnerką. Na Salazara, Archibald w jego wieku już dawno był żonaty! Nott zdawał sobie sprawę, że może nie udało mu się zostać idealnym ojcem - prócz surowych lekcji wychowawczych nie poświęcał synowi czasu - ale nadal należał mu się posłuch oraz szacunek. Bezwzględny. Nie wiedział, w którym momencie wychowawczego procesu popełnił błąd, a Alastair zaczął lekceważyć szlacheckie obowiązki, najwyraźniej w ogóle nie myśląc o przyszłości. Oczywiście musiał naprostować to za niego, po raz pierwszy i ostatni, bo to, co zamierzał zrobić miało stać się ostatecznym usamodzielnieniem jego syna.
Wszedł do jego gabinetu jak do siebie, zajmując miejsce za biurkiem syna. Odwrócił się w fotelu, czekając aż nadejdzie; słyszał jego kroki oraz perfekcyjny francuski akcent (z kim tak konwersował jego pierworodny?), ale czekał cierpliwie, aż zamkną się drzwi i pozostaną tu sami. Bez świadków.
- Zdajesz sobie sprawę, ze swoich czynów, chłopcze? - spytał powoli Archibald, odwracając się na fotelu, aby móc spojrzeć na swego syna. W ministerstwie czasami mijali się na korytarzu, lecz przecież młodego Notta niełatwo było ujrzeć w rodzinnym kraju - jak możesz tak nas zawodzić - zagrzmiał niespodziewanie, podkreślając mnogą formę czasownika. Mnie, matkę, ciotkę Adelajdę, cały ród - nie masz wstydu, Alastairze? - spytał Archibald, już znacznie spokojniej, ze smutkiem wpatrując się w blade oblicze swego pierworodnego. Jemu również było przykro, a ta rozmowa nigdy nie powinna mieć miejsca.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet Alastaira Notta 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]26.04.17 15:11
| 6 kwietnia
Wszystko dzieje się zbyt szybko - czas, mój największy wróg, wciąż pozostaje niemiłosierny. Zegar tyka. Rozmawiam na korytarzu z jednym z funkcjonariuszy MKczu, pochodzącym z Francji. Słucham jak trajkocze po francusku i uprzejmie kiwam głową, przyznając mu rację. Nie, nie interesują mnie sprawy dotyczące ochrony Buchorożców na wschodnich granicach naszego kraju, ale wydaję się niezwykle zaabsorbowany tym tematem. Kiedy w końcu się rozstajemy, mam nadzieję na chwilę i ciszy i spokoju we własnym gabinecie.
W najgorszych koszmarach nie wyobrażam sobie jednak tego co zastaję, a raczej kogo tam zastaję. Wysoki, barczysty mężczyzna wygodnie usadowiony za moim biurkiem. Promienie słoneczne wpadające przez okna padają na jego idealne złote loki, odbijają się w jego idealnie zielonych oczach, jakby chciały powiedzieć „wszyscy wiedzą, kto jest tutaj panem wszechświata”. Archibald Nott, polityk, dyplomata, salonowy lew, mój ojciec. Mój bogin, mój największy koszmar. Czuję na sobie ten Twój piorunujący wzrok, przeszywający mnie na wylot niczym tysiące noży. Obserwujący każdy szczegół, który mógł się we mnie zmienić w ciągu tych kilku dni, przez które się nie widzieliśmy.
Moje czyny. Jakie czyny? Bo jest ich zbyt wiele bym nawet wszystkie spamiętał. Jaki zawód? W końcu zawodzę Was na każdym kroku, czyż nie? Ciebie. Matkę. Ciotkę Adelaidę. Siebie. Ich wszystkich. Wszystkich, którzy uważali się za moich przyjaciół, wszystkich którzy mnie potrzebowali. Ale nigdy mnie nie było. Lucindę, Elizabeth, Wynonnę, Quentina, Percivala, Inarę, Justice, Ursulę, Samaela. Wszystkich.
- Ojcze - mówię, głosem pełnym szacunku i posłuszeństwa.
Czuję Twój gniew, czuję jak pali każdy cal mojej skóry. Ale czuję też coś innego. Smutek? Zrezygnowanie? Czy żałujesz, ojcze, największej skazy na Twoim wizerunku?
Nie jestem teraz Nottem, lwem, pełnym odwagi i zapału - nie jestem teraz czarującym Alastairem, który z szelmowskim uśmiechem wychodzi z najgorszych sytuacji. Który idzie przez płomienie, patrząc jak inni płoną, który naprawia maszty podejrzanych statków, kiedy krzyczą do niego po rosyjsku, a na morzu szaleje sztorm. Jestem zgubiony. Jestem dzieckiem, bezradnym, które nie wie co ma robić. Pozostaje mi już tylko jedno - posłuszeństwo.
Nie wiem co odpowiedzieć. Nie wiem jaki haniebny czyn popełniłem tym razem - może nawet boję się wiedzieć.
- Zdaję sobie sprawę z moich licznych niedoskonałości - odpowiadam, spokojnym tonem. - Wiesz jednak, że staram się im zapobiegać. Uczynię cokolwiek mi nakażesz, ojcze.
Kłamstwa więdną w moim gardle, wypowiadam je jednak przekonywująco. Nie ma sensu walczyć z silniejszym przeciwnikiem. A czy istnieje przeciwnik silniejszy niż Ty?


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]26.04.17 15:47
Za kulisami idealne życie Notta seniora obserwowało niezwykle wąskie grono osób: wierna małżonka, pierworodny syn oraz nieliczni, zaufani słudzy, których właściwie nie powinien brać pod uwagę w swym rozumowaniu, gdyż stanowili zwykłe meble, przestawiane z kąta w kąt wedle uznania, niż przedstawicieli rodzaju ludzkiego. Nie zawiódł nigdy swej rodziny, za zamkniętymi na cztery spusty drzwiami rezydencji pozostając dokładnie takim samym, jakim sprzedawał się na szlacheckich salonach. Nie nakładał żadnej maski... lub może po prostu nigdy jej nie zdejmował, nawet najbliższym prezentując się w wersji oficjalnej. Przywykły do bycia na świeczniku, nieustannie się krygował - nie, nie musiał tego czynić, wszak etykietę miał we krwi - ale i w domu czuł obowiązek wielu ról do odegrania, dopiero na końcu, po żmudnym dniu wypełnionym powinnościami, stawał się w pełni mężem i ojcem. Nieco odległym, surowym, ale i sprawiedliwym; nie zdarzało mu się przemilczeć postępów dorastającego syna, ale i nigdy nie puszczał mu płazem uchybień. To samo tyczyło się jego żony i towarzyszki, względem której żywił ogromny szacunek i wdzięczność za wspólnie spędzone lata - a mimo wszystko w wypadku krytycznym, nie posiadałby oporów przed uzmysłowieniem kobiecie, gdzie znajduje się jej miejsce. Wiedział, że to się nie zdarzy: Archibald poza swym pozornym spokojem i łagodnością krył apodyktycznego, twardego i nieustępliwego negocjatora. On miał ostatni głos, do niego należała końcowa kwestia, sam ustalał exodus oraz wcześniejsze komentarze do trwającego dramatu. Przybierającego właśnie postać tragedii, której głównym bohaterem stał się jego syn.
Jedyny, przez co Nott jeszcze silniej odczuwał poczucie zawodu - także i sobą, co przecież się dotąd nie zadziało. Inaczej wyobrażał sobie przyszłość pierworodnego, inny miał być ich kontakt, z wiekiem coraz silniejszy, bezgraniczne zaufanie oparte na autorytecie ojca, wzajemny szacunek, jednostronny podziw oraz ojcowska duma. Taką przyszłość wróżył przyszłemu pokoleniu, lecz rozczarował się okrutnie, wiedząc, że Alastair tka piękne kłamstwa, że okazuje mu pokorę i respekt wyłącznie w wyrazie poszanowania złotych zasad nakazujących rodzicom cześć, że się go obawia. Budowanie relacji na strachu nie stanowiło domeny Nottów, ich domowi przyświecało zupełnie inne motto. Alastair miał być lwem, także w konfrontacji z nim samym, z jego ojcem, któremu należało się posłuszeństwo, lecz nie lęk. Doznał przykrego wstrząsu, że spłodził kogoś nieudolnego, kto mimo wkroczeniu w wiek męski i przejęciu na swoje barki dorosłych obowiązków - nadal jest tylko chłopcem, przeskakującym desperacko przez zbyt wielkie fale.
-Nie przyszedłem tu, by słuchać twoich wymówek, Alastairze - rzekł chłodno Nott, wstając z fotela, by podkreślić powagę swych słów. Patrzenie na syna z góry nie sprawiało mu przyjemności, lecz obecnie musiał podjąć te drastyczne środki - żaden z nas, nie jest idealny. Nawet ja - powiedział, bez ogródek przyznając się i do własnych wad, a w jego wzroku prócz ostrego gniewu pojawił się również błysk smutku - myślałem jednak, że nauczyłem cię odpowiedzialności. Czy to ja popełniłem błąd, synu? - spytał, powracając do ostrego tonu, jaki miał wywołać w Alastairze wyrzuty sumienia. Igrał z nim, bawił się uczuciami (czy zależało mu na ojcu?), ale nie posiadał wyboru, jeśli chciał, by jego następca okazał się godnym odziedziczonego nazwiska - to była skrajna nieodpowiedzialność. Wiesz doskonale, co takiego mam na myśli. Nie masz mi nic do powiedzenia?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet Alastaira Notta 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]26.04.17 19:55
Wyrzuty sumienia? Względem ojca? Nigdy. Nie ja. Kochałem matkę, żałowałem jej - żałowałbym każdego, kto tak jak ja i ona został skazany na Archibalda Notta. Na karę zesłaną przez bogów. Rzymskich, greckich, egipskich - może wszystkich naraz, bo tylko razem mogliby ją stworzyć. Ledwo powstrzymuję się przed wzdrygnięciem gdy wstajesz. I stoimy tak razem, dwa lwy, złotowłosi, idealni Nottci. Patrzysz na mnie z góry, ale ja nie uciekam od Twojego spojrzenia. Nie chcę więcej uciekać. Twierdzisz, że nie przyszedłeś tu słuchać moich wymówek, ale przecież oboje wiemy, drogi tato, że po to właśnie tu przyszedłeś. Żeby słuchać jak Twój biedny, mały syn korzy się u Twych stóp. Wiedziałem, więc nie musiałeś kłamać. Nie daję sobie jednak tego po sobie poznać, zachowuję dokładnie taki sam wyraz twarzy jak wcześniej. Przez chwilę milczę, nie wiedząc co mam powiedzieć. Po prostu słucham kolejnych słów krytyki płynących z Twoich ust. Słucham i akceptuję je, bo czy mam inne wyjście?
Jak miło z Twojej strony, że przyznajesz się do tego, że nie jesteś idealny. Bo nie jesteś, wręcz przeciwnie - jesteś najgorszym człowiekiem jakiego znam i jeśli o coś naprawdę śmiałbym prosić to tylko o to, by nigdy nie stać się Tobą.
Kiedy w końcu się odzywam w moim głosie nie słychać jednak ani trochę nienawiści czy wyrzutów.
- Nie, ojcze - mówię posłusznie.
Bo nic nigdy nie jest Twoją winą, czyż nie? Oczekujesz wszystkiego od innych, nigdy nic im nie dając. To wygodny sposób życia, lecz wydaję mi się, że nierealny. Ale co ja mogę wiedzieć o życiu - jestem tylko Twoim cieniem, skulonym na ścianie.
To była skrajna nieodpowiedzialność. Nie chcesz nawet nazywać rzeczy po imieniu. Czy tak bardzo boisz się konkretów? Czy całe Twoje życie zbudowane jest jedynie na części prawdy? Nie kłócę się. Nie mówię, że to Burkowie spakowali mnie na statek, bo przecież sam tego chciałem. Nie mówię, że matka się zgodziła - bo choć uzyskałem jej zgodę, to jaką miało to dla Ciebie wartość? Żadną. Wiesz doskonale, że nigdy nie spytałbym się Ciebie, bo znam odpowiedź. Zawsze nie.
Tym razem musiałem jednak się sprzeciwić. To prawda, wycieczka do Rosji wydawała mi się miłą perspektywą, jednak przede wszystkim byłem tam dla Quentina i Wynonny. A spośród wielu rzeczy, których nigdy bym nie poświęcił z powodu właśnie tej dyskusji, którą teraz prowadzimy, dla każdego z nich skoczyłbym w przepaść. Czasami mam na to ochotę - wydaje mi się z pewnością milsza niż Ty.
- Mam. Tak, mam - rozpoczynam głosem pełnym skruchy.
Jest tysiące zdań, które chciałbym Ci powiedzieć, ale to co w końcu wychodzi z moich ust zdecydowanie do nich nie należy.
Przepraszam, ojcze. Przepraszam, że opuściłem kraj z samolubnych pobudek narażając dobre imię naszej rodziny - odpowiadam, dokładnie to co chcesz usłyszeć.
Chociaż przecież nic nie naraziłem. Kto zabraniał arystokratom wycieczek krajoznawczych? Nawet jeśli polegały na poszukiwaniu czarnomagicznych artefaktów.


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]26.04.17 20:22
Wpatrując się w syna, widział swoją młodszą kopię. Złote włosy, jeszcze nie poprzetykane siwizną - czyż sam Archibald nie wyglądał prawdziwie jak lew? - dumna postawa, sylwetka wyprostowana jak struna. Wątpił, by to narzucał mu szacunek, prędzej buta, której nigdy nie udało mu się wyplenić z Alastaira. Posłuszny, lecz buntowniczy, grzeczny, lecz arogancki, uprzejmy, lecz odbijający wszelkie słowne ostrza w sarkastycznej kontrze. Archibald był dumny ze swego potomka, ale nie podobała mu się strona, w jaką zmierzał. Nie istniała między nimi więź, jaką chciałby stworzyć, Alastair odtrącił wielokrotnie wyciąganą ku niemu rękę, a Nott skamieniał już na tyle, by zobojętnieć i zaprzestać prób pozyskania syna dla siebie. Podejrzewał, że kiedyś sam powróci, jak w biblijnej przypowieści, gotów całować ojca po rękach i padać przed nim na kolana. Archibald postąpiłby wówczas wręcz książkowo... zgodnie ze skorowidzem czystości krwi swego kuzyna, bardzo szczegółowo opisującym przypadki wydziedziczenia niepokornych latorośli.
Nie wierzył mu. Jasne oczy były puste, jego twarz nawet nie drgnęła, tembr głosu przyjemnie rozbrzmiał w cichym pomieszczeniu, ale mężczyzna wietrzył łgarstwo. Alastair twierdził, że go nie zna, lecz on doskonale zdawał sobie sprawę, co takiego skrywa za maską krew z jego krwi.
-Oszukujesz - stwierdził nad wyraz spokojnie, chociaż za kłamstwo powinien siarczyście go spoliczkować, mimo że wyrósł dawno z tego okresu, kiedy fizycznymi karami przywoływano do porządku - skoro w końcu rozmawiamy - urwał, dając czas do zastanowienia się, kto unikał konfrontacji, kto uciekł z domu, kto drastycznie urwał kontakt, chowając się przed nim nawet na korytarzach ministerstwa - może odpowiesz mi normalnie. Skoro już wiem, że tak, to w takim razie, gdzie? - spytał, naciskając na syna i mierząc go nieodgadnionym wzrokiem. Podejrzewał, że i tak było za późno, by cokolwiek naprawić, czy odbudować - wychodził z przymierzem, a ten niewdzięcznik po raz kolejny je odrzucał - więc po chwili wybuchnął ostrym śmiechem, nieprzypominającym skrajnej wesołości, jaką raczył swych towarzyszy na szlacheckich salonach.
-Nawet nie wiesz, za co przepraszasz - zawyrokował - sądzisz, że pragnę usłyszeć to nic nie warte słowo, napawać się twoją skruszoną miną i obietnicą poprawy? Zastanawiam się, dlaczego nie wyjawiłeś, dokąd jedziesz, czemu nie zdecydowałeś się choćby wysłać listu. Nie pomyślałeś o tym? - zadrwił, unosząc brew i hamując chęć chwycenia syna za podbródek, jak to czynił, kiedy Alastair był jeszcze dzieckiem - wiesz, o czym jeszcze zapomniałeś, synu? - dodał, z lodowatym spokojem, który powinien zmrozić młodzieńca do szpiku kości - o swoich obowiązkach. O tym, że jesteś już dorosłym mężczyzną. Skoro ciebie nie było... musiałem podjąć decyzję bez konsultacji z tobą - oznajmił oschle, chociaż wcale nie czuł triumfu. Żałował, pewnego momentu w przeszłości, jaki obaj już nieodwołalnie stracili.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet Alastaira Notta 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]26.04.17 20:52
Widząc Ciebie nie chcę widzieć swojej kopii. Wszystko tylko nie to. Dzieci drżą w nocy, wystraszone potworami. Ja drżałem o to, by w przyszłości nie stać się Tobą. Potwory spod łóżka mogłyby co najwyżej się ze mną przyjaźnić. Nigdy nie podawałeś mi ręki. Nigdy nawet nie byłeś dla mnie. Nigdy. Widziałem Cię tylko od święta, zawsze zimnego, pozbawionego jakichkolwiek emocji.
Nie znasz mnie. Nie ważne jak bardzo się upierasz nie znasz mnie. Nigdy nawet ze mną nie rozmawiałeś. Może ze swoim idealnym synem. Nie ze mną.
Mam już dosyć. Jestem na skraju szaleństwa, na skraju gniewu. Chcę krzyczeć Ci w twarz, kląć, chętnie nawet sam bym Cię spoliczkował. Ale tego nie robię. Tylko stoję, z zielonymi oczyma lśniącymi gniewnie. Powstrzymuję się od wybuchu. Jeszcze trochę jeszcze chwilę.
- Nie mnie jest to oceniać ojcze, przyznasz bowiem, że sam nie mam w tej kwestii żadnego doświadczenia - mówię, uprzejmie, chłodno.
Wszędzie. Wszędzie popełniłeś błąd, myślę.
Nie silę się na specjalnie miły ton, brzmię neutralnie, aczkolwiek szczerze. Chociaż przecież wciąż nie mówię całej prawdy. Wiesz przecież, że nie powiem Ci w twarz wszystkiego, co płonie gdzieś wewnątrz mnie, wyniszczając mnie od środka.
- Wiem za co przepraszam. Za moją wycieczkę do Rosji z Wynonną i Quentinem - nie odpowiadam na resztę pytań.
Z miejsc takich jak to w które pojechałem, nie wysyła się listów, doskonale o tym wiesz. Matka zresztą wiedziała gdzie się wybieram, z kim, po co. Nie dziwię się, że się tym z Tobą nie podzieliła. W końcu ona także Cię nienawidzi. Wiem, że imiona moich kuzynów powodują w Tobie niesmak. Gardzisz Burke'ami, gardzisz rodziną swojej żony. W przeciwieństwie do mnie.
Stoję wyprostowany, spoglądam Ci prosto w oczy. Nie ukrywam prawdy. To ja uciekłem. Setki razy. To ja unikałem konfrontacji - nadal jej unikam. Nie prowokuje się burzy, jeśli nie ma się ku temu powodów. To ja urwałem kontakt - można tak powiedzieć. Bo przecież i tak nigdy nie było żadnego kontaktu. To ja chowałem się przed Tobą wszędzie, nawet na korytarzach. Nadal będę się chował. Uciekał na drugi koniec świata, byleby jak najdalej od Ciebie.
- Z pewnością zapomniałem o wielu rzeczach, ojcze - dodaję w końcu. - Ale nie o moich obowiązkach względem Ciebie, ojcze, względem rodu. Zrobię cokolwiek mi nakażesz, wiesz o tym.
W ostatniej wypowiedzi nie ma już kłamstwa. W końcu i tak nie ma wyboru - mówisz, że musiałeś podjąć decyzję bez konsultacji ze mną. I tak nigdy nie mogłem mieć własnego zdania, więc po cóż miałbyś mnie pytać?


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]26.04.17 22:42
Archibald Nott nie okazywał gniewu. Złość, owszem, w momentach wyjątkowego wzburzenia podnosił głos, wykrzywiał twarz w grymasie najwyższej pogardy, lecz nie była to najczystsza furia, paląca wszystko, co napotkała na swej drodze ogniem najdzikszej Szatańskiej Pożogi. Czuł jednak, że właśnie tak niebezpieczna iskra powoli się w nim rozpala, patrząc na pozornie nieporuszone oblicze syna miał ochotę gwałtownie nim potrząsnąć, by uświadomił sobie, że żarty się skończyły i nie toczą kolejnej wychowawczej rozmowy - jedyne, jakie rozgrywały się między nimi - w zaciszu dworu w Sherwood, a rozwiązują kwestie niecierpiące zwłoki, przy zaangażowaniu wyłącznie jednej osoby.
Posłuszeństwo powinno mu pochlebiać, lecz Archibald był autentycznie zniesmaczony.
Bierność syna budziła w nim odrazę - był idealny, lecz zbyt przy tym perfekcyjny. Przepraszał go nieszczerze. Żałował, lecz nie tkwiło w tym ani krztyna skruchy. Nott oczekiwał od swego potomka dużo, dużo więcej ponad fałszywą pokorę, którą odczytywał z łatwością.
-Pasywną agresją nie zdziałasz wiele, chłopcze - stwierdził zjadliwie, powstrzymując się od dociekań, bo podejrzewał, że z ust tego niewdzięcznika usłyszałby wyłącznie wyrzutu i obelgi. Nigdy nie doceniał, ile dla niego robił, a Archibald nie wyliczał synowi, jak wiele mu zawdzięczał.
-Nie żałujesz, że tam pojechałeś. Nie żałujesz, że przyprawiłeś zmartwień swojemu ojcu. Nie żałujesz, że zupełnie zlekceważyłeś swoich rodziców. Zastanowiłeś się, dlaczego matka ci na to pozwoliła? - spytał, już nie hamując płonącego gniewu i uderzając dłonią o biurko, aż zatrzęsły się na nim kałamarze - uwierz, nie była zachwycona tym wybrykiem, ale wolała tłumaczyć cię przede mną, niż żebyś musiał robić to sam - zagrzmiał, piorunując Alastaira wzrokiem - chcesz się nazywać mężczyzną, więc zacznij się zachowywać jak mężczyzna - dodał ciszej, znacznie spokojniej, jakby i deklaracja wypełnienia jego woli co do joty podziałała kojąco na nadszarpnięte nerwy - zrobisz to. Już wkrótce ożenisz się, znalazłem dla ciebie odpowiednią kandydatkę. To już postanowione, wraz z jej ojcem podpisaliśmy umowę - powiedział Archibald nieznoszącym sprzeciwu głosem - To nie musiało się tak zakończyć, Alastairze, nie bez przyczyny nalegałem na twój powrót - dodał, aby jeszcze dokręcić szpilę, wbijaną własnemu synowi pod serce.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet Alastaira Notta 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]03.05.17 21:27
Czuję rosnący we mnie gniew - czuję, jak bardzo chciałbym teraz Cię uderzyć albo nawet czymś w Ciebie rzucić. Ale przecież nie mogę. Jestem porządnym szlachcicem, wzorcowym Nottem. Pewnie od razu by mnie za to wydziedziczyli.
Pasywną agresją? Chciałbym parsknąć śmiechem i zapewne tak bym zrobił gdybym miał rozmawiać z kimś innym. Ale nie z Tobą. Nie, żebym miał wobec Ciebie dług wdzięczności. Nigdy nie zrobiłeś dla mnie nic, może poza tym, że tak często nie było Cię w domu. Wolę jednak myśleć, że czas wolny od Ciebie był prezentem od bogów, bo ty świadomie nie podarowałbyś mi niczego. Głośny trzask wypełnia biuro, kiedy uderzasz ręką w blat. Stojące na nim kałamarze trzęsą się, a jeden z nich nawet przewraca się na biurko, pokrywając je cienką warstwą ciemnego, rozlanego atramentu.
- Nie, nie żałuję, że tam pojechałem, ojcze - mówię stanowczo.
Bo życie Quentina i Wynonny jest dla mnie o wiele ważniejsze niż Ty. I jakiekolwiek Twoje kary. Ale nie mam zamiaru tego mówić, zresztą sam zapewne dobrze o tym wiesz.
- Ale żałuję, że przysporzyłem Wam tylu kłopotów - dodaję, niemal szczerze.
Bo przecież owszem, żałuję, że matka musiała słuchać Twoich narzekań - sama miała już dość problemów. Żałuję wszystkich służących i nawet skrzatów domowych które nie mogły, tak jak ja, uciec przed Twoim gniewem. Czułem prawie wyrzuty sumienia. Ale przecież byłem samolubny. Jestem samolubny. Zupełnie jak Ty.
Nigdy nie mówiłem, że chcę się nazywać mężczyzną. Zresztą wciąż traktujesz mnie jak małego chłopca, więc czemu miałbym? Dostrzegam spokojniejszy ton Twojej wypowiedzi i już wiem co się szykuje. Nie muszę przewidywać przyszłości, bo przecież spodziewam się tego już od wielu dni. Wielu miesięcy, może nawet wielu lat.
Przez kilka sekund mam jeszcze naiwną nadzieję, że może to sformułowanie nie padnie z Twoich ust, lecz kiedy wreszcie je wypowiadasz nie wyglądam ani na zdziwionego, ani na zranionego tym pomysłem. Nie wbijasz mi żadnej szpili, w każdym razie nie nowym - wiem przecież, po co wezwałeś mnie do Anglii. Bynajmniej nie dlatego, że tęskniłeś za swoim ukochanym synem.
- Oboje wiemy, ojcze, że to właśnie tak musiało się zakończyć - mówię, a w moich zielonych oczach niemal błyszczy iskra obrzydzenia i gniewu.
Jestem jednak pogodzony ze swoim losem. Wiedziałem, że to prędzej czy później nastąpi.
- Poślubienie odpowiedniej kandydatki i spełnienie mojego obowiązku względem naszej rodziny będzie dla mnie jedynie zaszczytem, ojcze - dodaję w końcu, głosem pozbawionym emocji.
Czuję się źle, ale nie z powodu swojego dyskomfortu, raczej z powodu tej biednej, bogu ducha winnej nieszczęśniczki, która będzie musiała za mnie wyjść.
- Czy mogę chociaż poznać imię... Mojej przyszłej żony? - pytam, a w moich słowach nie słychać nic poza niemą zgodą i szacunkiem.
Pod warstwą elokwencji ledwo powstrzymuję się jednak by zamiast "mojej przyszłej żony" nie powiedzieć "tej nieszczęśniczki", bo tak właśnie wyobrażam sobie jej los.


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]04.05.17 22:49
Zawodził się na nim na każdym kroku. Nie znał swego syna, nie miał na niego żadnego wpływu, wszystko, co dostając w zamian za lata wychowania - zapewnienia dobrobytu, stosownego wykształcenia, odpowiedniego towarzystwa - ograniczając do udawanego szacunku. Archibald wiedział, że Alastair udaje, że łże, kłamie jak z nut, chyląc przed nim głowę, wygłaszając pokorne przeprosiny oraz gotowość na poddanie się losowi, jaki mu przeznaczył. Mógł tylko podejrzewać, jak okropne inwektywy zamknięte są szczelnie w umyśle syna, do którego jednakowoż nie posiadał swobodnego dostępu. Ale - nie umniejszając wadom, młody Nott miał również szereg zalet. Mężczyzna dostrzegał w nim każdą z opiewanych cech przypisywanych jego własnemu rodowi, byłby naprawdę godnym dziedzicem, gdyby nie... gdyby nie te drobne zarzewia buntu, ogniskujące niechciane konflikty.
-Przynajmniej ta lekcja do ciebie dotarła, synu - rzekł grobowym tonem, nieco ułagodzony przyznaniem się do błędu. Nie pochwalał eskapad z rodziną swej żony, nie przepadał za Burke'ami, ani ich młodszymi latoroślami, lecz temat został zamknięty. Na zawsze, szczelnie i bezpowrotnie, bo Archibald nie chciał ponownie się denerwować, bez podstaw do wymuszania na synu kolejnych wyznań skruchy. Starczy, że przyjmie na siebie ojcowski wyrok, zrzucany na jego barki po części także sugestią rodziny. Alastair był już wystarczająco dojrzały, by założyć własną rodzinę, przedłużyć ród, umocnić nazwisko, a skoro nie śpieszył się, by się w to zaangażować, by samemu przedstawić mu choćby kandydatkę, sam się tym zajął, przekonany, że uczynił co w jego mocy, aby znaleźć dla syna odpowiednią pannę. Młodą, wdzięczną, doskonale ułożoną. Był pewny, że znakomicie odnajdzie się w roli narzeczonej, a później żony, przynosząc chlubę przyjętemu nazwisku oraz samemu Alastairowi.
-Wcale nie musiało być tak, synu - zaprzeczył, zaplatając ręce na piersiach i przyglądając się młodzieńcowi ostrym, przeszywającym wzrokiem - nie musiało być w tym tak wiele urazy, ani niechęci. Ale wszystkie decyzje już zostały podjęte, za późno na jakiekolwiek zmiany - orzekł, ignorując pałającą negatywnymi emocjami twarz syna, skontrastowanej tak mocno z jego obojętnym głosem. Czyż nie tak samo Archibald przyjmował wieść o swych własnych zaręczynach? - jeszcze przyniesiesz nam dumę - rzekł powoli, odchodząc od dydaktycznego tonu wypowiedzi - Elizabeth Fawley. Bądź dla niej lepszym mężem, niż ja byłem dla twej matki - przykazał, posyłając Alastairowi krzywy uśmiech. Zachęcający, nie rozpaczaj, nie żałuj, korzystaj ze swego życia. I spróbuj... spróbuj się z nią zaprzyjaźnić.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet Alastaira Notta 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]05.05.17 12:25
Nie wiem nawet czy cieszę się gdy wreszcie nieco się uspokajasz. W końcu wiem, że tak czy tak - i tak jesteś mną zawiedziony. Nie żebym specjalnie to przeżywał, miałem bowiem całe życie żeby się przyzwyczaić. Na każdym kroku, przy każdym upadku i nawet przy każdym sukcesie. Tylko Twoje karcące słowa. Tylko Twoje złośliwe spojrzenia. Nic więcej. Nigdy nic więcej.
Nie kręcę głową ani nie zaprzeczam, choć ta lekcja wcale do mnie nie dotarła. Czy w ogóle była jakaś lekcja? Co przegapiłem? Przecież Ty zdecydowanie nie nadajesz się na nauczyciela.
Chcę niemal odetchnąć z ulgą gdy dajesz mi do zrozumienia, że sprawa wycieczki z Burke'ami jest zamknięta. Oczywiście wciąż będziesz mi to niebezpośrednio wypominał, a ja wciąż będę przeklinał moment w którym sztorm jednak nie porwał naszego statku w morskie odmęty. Ale nie oddycham z ulgą. To byłoby niedopatrzenie.
Podobnie jak śmiech, którym mógłbym wybuchnąć. Przecież zawsze wiedziałem, że tak musi być. Nie byłem w końcu aż tak głupi, wbrew Twojemu mniemaniu. Nawet gdybym przedstawił Ci jakąś kandydatkę Ty zapewne i tak byś ją odrzucił. A mnie nie zależało, szczególnie nie zależało mi na fałszywych nadziejach. Był to pewien ustalony porządek: Ty mówisz, "żenisz się Alastairze" i udajesz, że zależy Ci na kimś z kim mógłbym dobrze żyć, ja zaś mówię "tak" i udaję, że wszystko jest w porządku. Nic nie jest w porządku. Decyzje o których mówisz zostały podjęte już bardzo, bardzo dawno temu. Jedyną możliwą zmianą w moim życiu mogła być ucieczka matki sprzed ołtarza. Później nic już nie miało prawa być nie tak jak Ty zagrałeś.
Krzywię się wewnętrznie na wspomnienie dumy, bo najchętniej przyniósłbym Ci truciznę albo jakąś podejrzaną starożytną klątwę. Jeżeli komuś chcę przynieść dumę, to może jedynie matce. A zresztą ona sama też nigdy niespecjalnie się mną przejmowała. Była jednak stokroć razy lepsza niż Ty. I w końcu słyszę Twoje ostatnie słowa. I nie chodzi mi wcale o to, bym był lepszym mężem niż Ty. Kiedy słyszę imię i nazwisko coś powoli we mnie pęka, czuję jak mimowolnie zalewa mnie fala rozpaczy. Nie ona. Tylko nie ona. Każda inna, każda, tylko nie Elizabeth. Kruszę się na kawałki i z trudem powstrzymuję się przed padnięciem na podłogę. Wytrzymuję jeszcze tę chwilę, chwilę w której znikasz za drzwiami. Skończyłeś ze mną rozmowę, nie masz więc po co tu wracać. Kiedy słyszę Twoje kroki, niknące już w korytarzu dyskretnie przekręcam klucz i bezwładnie opadam na krzesło. Podpieram głowę rękami, chowając dłonie w gęstych, złotych lokach. Krztuszę się i kaszlę rzeczywistością, bo nie potrafię w nią uwierzyć. Ze wszystkich możliwych wyborów... Ten jeden, najgorszy. Dlaczego. Dlaczego ona? Przecież tak niedawno jeszcze rozmawialiśmy, wydawała mi się zapracowana ale dość szczęśliwa. Nie tak jak ze mną. Czuję jak powoli zmieniam się w Ciebie, kiedy spoglądam w wiszące naprzeciwko lustro dostrzegam Twoją twarz. Boję się, że będę ją teraz widział wszędzie, w każdym zakamarku domu i własnej duszy. Długo jeszcze siedzę zamknięty w gabinecie, zbyt zszokowany by nawet czuć się specjalnie źle. Odczuwam jednak rozległe rany w mojej duszy, jakby ktoś wyciął kawałek mnie i zostawił zionącą pustką dziurę. Kiedy w końcu zwlekam się z krzesła by wyjść i wrócić do domu, robię to mechanicznie i bezsilnie, ja, Alastair Nott, pokonany przez świat.

z.t x2


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]05.05.17 13:51
|12 kwietnia
Sprzątam swoje biurko.
Szkoda, że nie mogę posprzątać bałaganu w Ministerstwie. Wilhelmina Tuft... To imię i nazwisko do końca życia będzie kojarzyło mi się z upadkiem na samo dno. Karykaturą. Będzie wzbudzało we mnie obrzydzenie. Wzdycham głęboko, przesuwając papiery z miejsca na miejsce. Raporty, druczki, przekleństwa mojej pracy. Przekleństwa i błogosławieństwa. Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów jeszcze działa, ale niemal wszystko co robimy to sprzątanie. Zamiatanie faktów pod dywan, uprzejme odpowiadanie na skargi. Dni w gabinecie dłużą mi się coraz bardziej, promienie słońca niemal nie wpadają do niego przez okna - może nawet sama Anglia jest w żałobie po tak fatalnej decyzji. Referendum... Wierzę, że albo wyniki zostały sfałszowane albo żyję w społeczeństwie pełnym głupców. Oba są bardzo prawdopodobne. Może oba na raz.
Z westchnieniem opadam na mahoniowe krzesło. Moje palce przez kilka chwil wodzą po zimnym drewnie z jakiego wykonano biurko. To zabawne, ile ze mną przeszło. Biurko. Mebel. Czuję rysy, te wyryte piórem, czuję skazy, miejsca w których wierzchnia warstwa blatu starła się pod wpływem nadmiernego czyszczenia. Najwyraźniej lubiłem rozlewać herbatę akurat w tym jednym miejscu. Czuję niemal przypływ rozpaczy, że wkrótce przyjdzie mi to miejsce opuścić. Oczywiście znajdę inną pracę. Jestem szlachcicem, jestem Nottem, szanowanym arystokratą. Wykształconym, charyzmatycznym, a przede wszystkim ze znajomościami. Byłem pewny, że ojciec, piastujący wysokie stanowisko w innym departamencie, nie przeżyłby gdyby jego jedyny, pierworodny syn zajął się nagle czymś innym. Magnus, przecież tak bardzo liczący się w politycznym świecie, głos zza sceny, jestem pewien, że też mógłby mi pomóc. Abraxas Malfoy, wybitny znawca prawa. Oni wszyscy byli przewagą nie do odrzucenia, choć lubię myśleć, że bez ich pomocy mógłbym dojść tam gdzie chcę. Czy to prawda? Sam do końca nie wiem.
Przewracam oczyma, wyciągam się na krześle i stwierdzam, że na narzekanie czas przyjdzie później. Teraz praca. Póki jeszcze jakaś jest. Mój gabinet w dużej mierze opustoszał, pamiątki i wszystkie osobiste rzeczy zostały powyciągane z szuflad. Przy tym odnalazło się oczywiście, jak to bywa przy sprzątaniu, mnóstwo rzeczy o których nawet nie pamiętałem, że je zgubiłem. Chwytam pierwszą z kopert na moim stosie papierów, otwieram ją powoli i ostrożnie. Najpierw obracam ją w dłoniach - dostrzegam pieczątki i adresy. Prawie natychmiast rozpoznaję w niej wiadomość z Francji, z kraju Loary, do którego tak bardzo rwie się moje serce. W obecnej sytuacji nieprędko będzie miało okazję zabić w rytm menueta. Wyjmuję zawartość przesyłki - kolejny druczek do przetłumaczenia i wypełnienia. Zawsze klnę przy papierach. Być może to jedne z ostatnich jakie tu uzupełniam. Traktuje o opóźnionej dostawie mioteł jednej z lokalnych firm. Chociaż po francusku mówię niemal tak dobrze jak po angielsku, ciężko mi teraz skupić się na tłumaczeniu, frazy przemykają przez moją głowę, pozbawione znaczenia i sensu. W końcu wszystkie luki wypełnia moje równe, wąskie pismo. Nikt mnie nie pospiesza, ale czuję, że zajmuje mi to więcej czasu niż zwykle. Wreszcie zadanie jest skończone i postanawiam wziąć się za coś innego, w nadziei, że pójdzie mi sprawniej.
Listy są jednak jeszcze gorsze. Zwłaszcza pisanie ich po włosku lub, na Salazara, po rosyjsku. Po rozmowie z ojcem chciałbym na dobrą sprawę zapomnieć rosyjski na długie lata. Chciałbym zapomnieć o wszystkim, tak właściwie. Zamiast tego siedzę przy biurku i kreślę litera za literą, starając się nie popełnić głupich błędów. Pierwsze pismo jest o składnikach alchemicznych, endemicznych dla północnej Szkocji. W związku z wprowadzanymi ograniczeniami, ceny wszystkiego co można eksportować i importować rosną. Wszystkie umowy muszą być oparte na nowych warunkach. Mam ochotę uderzać głową w biurko. W końcu i tak nie będzie mi już potrzebne. Ledwo powstrzymuję się przed wrzuceniem wszystkiego do kominka lub rzuceniem pani Minister w twarz wraz z wiązanką siarczystych przekleństw - w wielu językach, których ktoś o tak niewielkim ilorazie inteligencji z pewnością nawet nie zrozumie. To z pewnością nie pomogłoby jednak mojej karierze.
Zatem pracuję. Zegar tyka a ja przekładam papiery, wypełniam luki, przybijam pieczątki. I tak w kółko.  Niezadowoleni klienci, skargi. Oburzeni zagraniczni politycy i uprzejme odpowiedzi. Wskazówki przesuwające się wciąż do przodu. Ręce mi drżą gdy podczas tej rutyny natrafiam na jeden szczególny list. Opakowany w mniejszą kopertę, wykonaną z twardszego papieru. Być może tylko tak mi się wydawało, być może w rzeczywistości pachniała kwiatami wiśni. Zapachem który przywoływał nie tylko falę wspomnień, ale i uśmiech na mojej tworzy. Serce bije mi mocniej gdy rozpoznaję imię i nazwisko nadawcy, wypisane japońskimi znakami. Szansa na jakieś zawirowanie, zwłaszcza, że adresatem jestem ja sam. W końcu i tak nikt inny nie zna tu raczej japońskiego.
Z drżącym sercem otwieram przesyłkę, ale jej zawartość jest dla mnie tylko kolejnym rozczarowaniem. Kolejna zwykła skarga, kolejna prozaiczna prośba przyzywająca do porządku. Z westchnieniem odkładam i ją na bok, gdy tylko wypełniam wszystkie formalności i myślę, że tego dnia nie spotka mnie już nic wartego uwagi. Wtedy właśnie słyszę głośne pukanie, właściwie łomotanie do drzwi. Brzmi to trochę tak jakby armia dobijała się w tym momencie do mojego gabinetu, lecz gdy nieco roztargniony pociągam za klamkę moim oczom ukazuje się dobrze znana mi już sylwetka. Tym razem włosy w kolorze łanów pszenicy ma zaczesane w warkocz, a w brązowych oczach tli się jakaś zupełnie nowa iskra. Przyglądam się bacznie Constance, pracującej w Ministerstwie sekretarce, która w nerwowym tiku zaplata palce na palce - dopiero teraz dostrzegam, że na jednym z jej palców przybyło ozdoby. Pierścionek zaręczynowy? Na to wygląda. Nie śledzę życia towarzyskiego w moim departamencie, a może inaczej - obecnie go nie śledzę bo mam na głowie sto tysięcy innych spraw. Znam jednak Connie na tyle, by cieszyć się jej szczęściem. O ile jest szczęśliwa. Bo przecież zaręczyny wcale tego nie gwarantują, patrząc na mnie.
Na całe szczęście nauczyła się już pukać, a nie w biegać z impetem do mojego gabinetu, jak to robiła jeszcze w marcu. Robi mi się nawet tęskno do tych czasów, zważywszy na to, że moja praca w tym pokoju zapewne dobiega końca. Jedno głupie pomieszczenie, a tyle wspomnień. Jestem tylko głupim sentymentalistą. Unoszę obie brwi w pytającym geście, a w moich oczach pojawia się szok gdy obok dziewczyny dostrzegam także krępego mężczyznę o brązowawej skórze. Ma ciemne włosy i ciemne oczy, zdecydowanie obdarzony jest zagraniczną urodą. Rozpoznaję w nim kogoś wysokiego rangą, dostrzegam jego bogate szaty i gustowne uczesanie. Przyglądam się dziwnie sekretarce, ale na moją twarz w końcu z powrotem wraca uprzejmy wyraz, który przyjmuję w pracy. Spokojnym, stonowanym głosem pytam co się stało - a kiedy dziewczyna odpowiada robi mi się niemal słabo.
- Naprawdę przepraszam lordzie Nott, lord Shacklebolt miał z tym panem umówione spotkanie, ale nigdzie go nie widać - nie mówi po angielsku, po francusku też próbowałam, sama nie wiem już co mam robić! - mówi, pełna ekspresji, wymachując rękoma.
Szybko potem znika, zostawiając mnie sam na sam z obcokrajowcem. Podsuwam mu krzesło i pytam we wszystkich znanych mi językach czy rozumie co do niego mówię. Francuski, jak słusznie stwierdziła kobieta, nic nie daje. Włoski to kompletna porażka, mężczyzna tylko wpatruje się we mnie w zdumieniu jak w najgorszego głupca. Wydaję mi się, że rozumie co nie co po rosyjsku, jednak tylko macha głową i gestykuluje. W rozpaczy próbuję nawet i japońskiego, ale bez niespodzianki i tu mi się nie szczęści. Kiedy w końcu przybysz sam się odzywa rozpoznaję natychmiast język w którym mówi - niemiecki. Sam mówiłem wprawdzie kiedyś po niemiecku, ale ostatnio wszystkie słowa wypadły mi z głowy. Rozumiem jakieś pojedyncze zdania i oboje próbujemy dogadać się na migi, ale w duszy wciąż przeklinam się, że nigdy nie odwiedziłem Niemiec. Albo chociaż Austrii. Słyszałem, że Wiedeń jest naprawdę piękny... Teraz jednak, jak się obawiam, marzenia o odległych europejskich krajach mogę pozostawić jedynie marzycielom. Wraz z likwidacją tego departamentu skończą mi się wymówki na dalekie zagraniczne podróże. Odpowiednio traktuję gościa, choć kompletnie nie możemy się zrozumieć - migi i szarady zdecydowanie nie są moją mocną stroną. Z opresji uwalnia mnie w końcu jeden z przełożonych wraz z tłumaczem, który rzuca mi ukradkowe, przepraszające spojrzenie. Gdyby wzrok mógłby zabijać z pewnością by już nie żył, bowiem sztyletuję go nim ponad głową lorda zajmującego wyższe stanowisko. Całe to zamieszanie jest męczące, ale kiedy zostaję ponownie sam, tylko ze sobą i swoją melancholijną, papierkową robotą zastanawiam się na co tak właściwie narzekałem. Reszta dnia upływa mi w podobnym niebycie i w końcu dźwigam się z krzesła, zamykam drzwi gabinetu i smętnym krokiem przemierzam korytarz w kierunku wyjścia.

z.t


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]23.05.17 22:24
26.04

Ktoś mógłby pomyśleć, że po prawie dwudziestu sześciu latach życie człowiek będzie dojrzały na tyle, by spojrzeć wprawdzie w oczu i potrafić poradzić sobie z godnością z każdą sytuacją. Dojrzałość to nie są liczby, gdyż spotyka każdego w innym momencie. Możesz spotkać niezwykle dojrzałe dziecko – obdarte z dzieciństwa i zmuszona do szybkiej dorosłości. Możesz spotkać również człowieka w średnim wieku, który dzieckiem nigdy nie przestał być. Dojrzałość jako decyzja i odwaga do posługiwania się rozumem stanowiła jej ulubioną definicje tego pojęcia. Znała osoby, które nie znajdywały w sobie odwagi do samodzielnego myślenia. Osoby, które powtarzały tylko wyuczone frazesy i nawet nie martwiły się swoją niemocą. Żeby poznać ich myśli wystarczyło poznać jego przodków, ale istniały również jednostki, które wiedze czerpały tylko z mediów, ale i Ci którzy wiedzy nigdy nie chcieli. Elizabeth lubiła myśleć, że jest dojrzała. Zdolna do krytycznego myślenia, uznania porażki i wzięcia odpowiedzialności za swoje własne czyny. Jak bardzo jej zachowanie ostatnich kilkunastu dni brudziło jej wyobrażenie. Unikanie spotkania z Alastairem z powodu, który nie był zależny od żadnego z nich, nie dawało jej najlepszego świadectwa. Aurorka z kilkuletnim doświadczeniem w ciągu kilku dni zamieniła się w dziecko, które wierzy, że jak czegoś nie zobaczy na żywe oczy to problem zniknie. Czy można to nazwać problemem? Problem w swoim definicji zakładał rozwiązanie, a w tym przypadku nie można było o tym myśleć. Lepiej nazwać było to kwestią zmuszająco do rozmowy i myślenia. Tylko właśnie tego pierwszego chciała uniknąć skoro w drugi, zawiodła na całej linii. Bo oczywiście myślała o tym, jeśli nie skupiała się na pracy to myślała o tym. Co najzabawniejsze Nott grał w tę samą grę, wspólne wysiłki okazały się wielkim sukcesem, gdyż mimo pracy w tym samym budynku nie mieli tego kliszowego spotkania, które w takim momentach zawsze spotykają bohaterów książek. Tylko że po tych kilkunastu dniach, w końcu znalazła wystarczająco odwagi w sobie, by pomyśleć o sytuacji, którą sami sobie utrudniają i podjęła decyzje działania. Gdyż narzeczony czy nie narzeczony Alastair był jej przyjacielem, nawet jeśli obecnie żadne z nich tak się nie zachowywało.
Sekretarki są skarbnicą wiedzy, wiedziała o tym już od wczesnego dzieciństwa, gdy sekretarka jej ojca zawsze wiedziała gdzie jest a gdzie powinien być. Od tego czasu nie zmieniło się nic: uśmiechnęła się, przyniosła nawet kawę i słuchała. Gdyby Nott wiedział ile informacji o nim można dowiedzieć się za miły uśmiech i kawę zapewne nie rozpłynąłby się ze szczęścia. Wiedziała kiedy ma przyjść, by nie zastać pustego biura z powodu jakiegoś spotkania i by nie znalazł wymówki w celu uniknięcia zbliżającego się punktu zwrotnego. Naprawdę, te podchody były godne dzieci. Zapukała i wkroczyła do jaskini lwa w swej aurorskich szatach jak zbroi. Był zajęty (jak zawsze) i na początku nie zauważył kto jest jego gościem. Położyła zapakowaną książkę na stół i usiadła na jednym z foteli.
- Wszystkiego najlepszego, miałam dać Ci to wcześniej, ale jakoś nie mogłam Cię złapać. – powiedziała zgodnie z prawdą, gdyż pierwsza jaj próba zakończona niepowodzeniem była w dniu jego urodzin. Potem wiedziała już lepiej. Westchnęła głośno patrząc na niego zdecydowanie. – Alastair wiesz, że ta rozmowa musi się odbyć i nasze dziecinne zachowanie tego nie zmieni. – podsumowała i bardzo chciała powiedzieć, że czas dorosnąć, ale nawet dla niej brzmiało to okrutnie.

*Prezent -  Baśnie barda Beedle’, jedno ze starszych wydań, lecz zachowane w bardzo dobrym stanie.  
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]25.05.17 22:51
Siedzę przy biurku, niemal po głowę zakopany w papierach. Skargi, narzekania, prośby, wszystko to spływa do mojego gabinetu niczym londyński deszcz. Pracuję od rana, więc mam już wszystkiego szczerze dosyć, tym bardziej, że nie dzieje się nic ciekawego - tylko siedzenie, wypełnianie, pojedyncze prośby wymagające jakiegokolwiek angażowania się. Nie mam już więcej zaplanowanych spotkań, dlatego nie wyglądam do końca nawet jak na porządnego arystokratę przystało, marynarkę mam przerzuconą przez krzesło, a włosy tyle razy nerwowo przeczesywane, że niemal opadają mi prosto na oczy. Podpieram głowę ręką opartą w łokciu na blacie, drugą zaś równym pismem kreślę kolejne litery. Kiedy słyszę pukanie niemal natychmiast nadstawiam uszu. Nie powinno go być. Nikt nie powinien mi przeszkadzać. Kątem oka dostrzegam Cię, jednak natychmiast odwracam wzrok z powrotem w kierunku papierów. Nie podnoszę spojrzenia nawet na chwilę i nie przestaję pisać, kiedy stawiasz zapakowaną książkę w polu mojego widzenia, po czym opadasz na fotel. Choć nic nie wskazuje na to, że jestem choć w najmniejszym stopniu zainteresowany bądź zszokowany tą nieoczekiwaną wizytą, jestem w istocie ciekawy co skłoniło Cię do podjęcia takiej decyzji. Przełykam ślinę gdy słyszę nieco spóźnione urodzinowe życzenia. Pozwalam im jednak przez dłuższą chwilę rozbrzmiewać w pokoju - nie zamierzam porzucać pracy w połowie i jestem zdeterminowany by skończyć choćby tylko tą kartkę. Kiedy w końcu francuskie frazy wypisane moim charakterem pisma wypełniają ją całkowicie, odkładam pióro i zaplatam palce obu dłoni. Unoszę jedną brew nieznacznie do góry, w geście niemego zdziwienia. Podnoszę wzrok by napotkać spojrzenie Twoich niebieskich oczu. Mimowolnie nieco skracam dzielącą nam odległość, wpatrując Ci się prosto w ślepia. Nie mam nic do ukrycia. A nawet jeśli mam - jestem wszakże politykiem, prawdziwym lwem i jeśli chciałbym, mógłbym przekonać wszystkich niemal do wszystkiego. Ale przecież teraz nie mam takiej potrzeby. Nie mam potrzeby Cię okłamywać, nie mam potrzeby okłamywać samego siebie.
Przesuwam ręką po opakowaniu. Jeszcze przed chwilą byłem bardzo zły i miałem zamiar znaleźć jakąś wymówkę, a nawet ostatecznie wyrzucić Cię z mojego gabinetu. Nie mam humoru i jestem zapracowany, zresztą to nie jest czas i miejsce na poważne rozmowy o życiu. A jednak ten mały gest sprawia, że złość w jakiś sposób ze mnie ulatuje. Sam nie wiem co czuję, może odrobinę nostalgii, może pewien sentyment, że ktoś pamiętał o czymś tak nieistotnym jak moje urodziny. Wzdycham mimo woli, po czym zaciskam zęby i uważnie analizuję wszystko w myślach.
- Dziękuję - mówię tylko, prosto i krótko, choć w istocie jestem wdzięczny.
Nie ważne dla mnie nawet co to za książka - liczy się sam gest i sam fakt, że wciąż pamiętasz o moich urodzinach, mimo, że jestem okropnym przyjacielem. Mimo, że przez ostatnie lata nigdy mnie nie było, kiedy ty obchodziłaś swoje. Mimo, że właściwie na to nie zasługuję. Nie zasługuję na nic, z pewnością już nie na przyjaciół takich jak Ty. Albo jeszcze bardziej - na taką żonę.
Przekręcam głowę w geście zdziwienia i bacznie analizuję wyraz Twojej twarzy. Wszakże w tym momencie wciąż jesteśmy w mojej pracy, ja zaś jestem nauczony jak podchodzić do ludzi i jak z nimi rozmawiać. A przecież znamy się od lat, choć ostatnio zachowujemy się bardziej jak zupełnie obce osoby.
- Elizabeth - rozpoczynam zdecydowanie, mocno akcentując Twoje imię. - Cokolwiek by Ci się nie wydawało, wierz mi lub nie, wcale Cię nie unikam. To co dzieje się teraz w moim Departamencie… - kręcę głową i w obojętnym geście wskazuje biurko pełne dokumentów. - Wiesz, że prawie zawsze jestem zajęty, ale to? Nie wiem jakim cudem znajduję jeszcze czas żeby oddychać. Tu wszędzie panuje bałagan, Ellie. W moim życiu też. Wróciłem i wszystko nagle sypie się na głowę - stan zdrowia co najmniej dwóch moich bliskich przyjaciół tylko stale się pogorsza. Moja matka powoli popada w obłęd. To co dzieje się teraz w pracy, a na dodatek… Cała ta sytuacja. Wiem, że jest trudna dla nas obojga, ale na Merlina, to nie jest Twoja wina, więc czemu miałbym Cię unikać? - pytam w końcu, niemal zupełnie retorycznie.
Pewnie miałbym sto tysięcy powodów - ale teraz o nich nie myślę. Nie myślę o tym jak bardzo ślub ze mną zniszczy Twoje życie. Opuszczam nieco ramiona. Nie mówię nic nieszczerego, wręcz przyznaję się przed Tobą do pewnej porażki. I sam nie wiem nawet czemu - może dlatego, że byłaś przecież moją najbliższą przyjaciółką, może dlatego, że przecież kiedyś tak bardzo Cię kochałem - może i nie do końca w ten sposób jaki się teraz ode mnie oczekuje, ale czy to aż tak ważne? Nie wyżalam się, nie widać po mnie rozpaczy. Ale to brzemię i musisz być niego świadoma. W końcu biorę głęboki oddech i chcę wyrzucić z siebie to co wciąż mnie dręczy.
- Widzisz, problem leży zupełnie gdzie indziej. Ja po prostu nie wiem co powiedzieć - tak właśnie, ja, złotousty Nott, wielki polityk. - Bo o czym właściwie mamy rozmawiać? O tym, ze bardzo mi przykro, że przez resztę swojego życia będziesz skazana na mnie i że Twój na ojciec wybrał Ci chyba najgorszego z możliwych kandydata na męża?
Rozkładam ręce w geście bezradności bo naprawdę sam już nie wiem co mam dalej robić. W innych okolicznościach pewnie byłoby podobnie, ale te wydają się najgorsze ze wszystkich możliwych.


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Gabinet Alastaira Notta
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach