Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów [bylobrzydkobedzieladnie]
Zakazany Las
Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Wciąż nie znali się zbyt dobrze, jednak po pierwszych spotkaniach - wspólnych dumaniach nad badaniami alchemika oraz przygody z korniczakami w sklepie - Ollivander miał wrażenie, że czuje się przy Ingissonie odrobinę swobodniej, nie musiał już wnikać w jego charakter i zachowania tak przenikliwie, jak wcześniej. Obraz Norwega miał już swój kształt w umyśli różdżkarza, i choć nie mógłby powiedzieć, że ufa temu człowiekowi (ufał zresztą niewielu), zdążył się upewnić co do kwalifikacji i uzdolnień mężczyzny. Kącik ust drgnął w uśmiechu na pytanie - musiał się zastanowić nad odpowiedzią, lecz była dosyć oczywista, a odnosiła się tylko i wyłącznie do ludzkiej natury.
- Zakazany jest już w nazwie, to wiele tłumaczy. Dla jednych to okazja do łamania zasad i nie potrzebowali nic więcej, do tego nie mówili nam dokładnie, co się tam kręci, jak głęboko, chyba po prostu byliśmy ciekawi. Z nauką jest podobnie, jeśli coś cię ciekawi - dociekasz - stwierdził spokojnie, zerkając na alchemika. Może cała ta afera nie opierała się na stworzeniach, a nauce przeciwstawiania się pokusom - albo zahaczała o obydwie. Nie wnikał. Nie podzielił się najbardziej osobistą refleksją; dla Ollivandera był to po prostu las i nie potrzebował nic więcej. Mnóstwo starych drzew, przesiąkniętych magią od korzeni po najwyższe gałęzie.
- Z lasu też wracali uszkodzeni - przyznał, unosząc brwi na samo wspomnienie. Nieprzyjemny widok, pielęgniarka nieźle się przy nich urabiała. - Mieliście tam obok coś jak nasze Hogsmeade, czy trzymali was cały rok w zamku? - nie był zaskoczony otoczeniem, jakie musiało rozpościerać się wokół Durmstrangu, zawsze wyobrażał sobie tę szkołę na odludziu, więc nie spodziewał się specjalnie, by obok znajdowała się wioska.
Po marszu mogli zabrać się do pracy - Ulysses miał ze sobą walizkę, która zaraz znalazła swoje miejsce na trawie. Srebrne zapięcia kliknęły pod komendą palców, nim mężczyzna uniósł wieko; w środku nie było wiele, poza samym sprzętem, mającym pomóc w odczytach, skórzanym paskiem do dna przyczepione były pergaminy i dwa notatniki - ciemnozielony oraz czarny. Zestaw do pisania oraz parę zapasowych igieł oraz szkiełek do źrenicy, na wszelki wypadek. Pokiwał głową, nie wnikając w przeszłość Asbjorna mimo własnej ciekawości. Uwadze Ollivandera nie umknęła reakcja na ładunki, swobodnie plączące się wokół, jednak koncentrował się już na temacie.
- Więc wiesz, jak działa. Na wszelki wypadek przypomnę - zgaduję, że Nokturn to kategoria jakiś czas temu - zerknął znacząco na Ingissona, nie walcząc z tą uwagą. Nic mu nie wytykał.
Wyjął z walizki wspomniane urządzenie i przyłożył do niego koniec różdżki. Rdzeń całej konstrukcji, metalowy pręt, wydłużał się powoli. Odsunął drewno tabebui, gdy rozłożył się na mniej niż metr. - Teoretycznie nie musimy wbijać go na trzy metry, kiedy badamy mniejszą przestrzeń - jednak sądzę, że powinniśmy wykonać pomiary na metrze głębokości, dwóch oraz trzech - czysta przezorność. - Nie wszystkie mają miary, ten na szczęście - tak - wskazał Ingissonowi niedużą tabliczkę. - Pomiarów dokonamy przy przejściu nieaktywnym, aktywnym i w trakcie aktywacji, za każdym razem na trzech głębokościach - najbardziej problematyczna jest trzecia opcja i tu będę potrzebował najwięcej pomocy - przestrzegł zawczasu. - Wrócimy tu jeszcze dwa razy - o innej porze dnia, w inną pogodę. Przyroda ma kolosalny wpływ na magię, więc wyniki mogą mieć duży rozstrzał - wyjaśnił.
- Zakazany jest już w nazwie, to wiele tłumaczy. Dla jednych to okazja do łamania zasad i nie potrzebowali nic więcej, do tego nie mówili nam dokładnie, co się tam kręci, jak głęboko, chyba po prostu byliśmy ciekawi. Z nauką jest podobnie, jeśli coś cię ciekawi - dociekasz - stwierdził spokojnie, zerkając na alchemika. Może cała ta afera nie opierała się na stworzeniach, a nauce przeciwstawiania się pokusom - albo zahaczała o obydwie. Nie wnikał. Nie podzielił się najbardziej osobistą refleksją; dla Ollivandera był to po prostu las i nie potrzebował nic więcej. Mnóstwo starych drzew, przesiąkniętych magią od korzeni po najwyższe gałęzie.
- Z lasu też wracali uszkodzeni - przyznał, unosząc brwi na samo wspomnienie. Nieprzyjemny widok, pielęgniarka nieźle się przy nich urabiała. - Mieliście tam obok coś jak nasze Hogsmeade, czy trzymali was cały rok w zamku? - nie był zaskoczony otoczeniem, jakie musiało rozpościerać się wokół Durmstrangu, zawsze wyobrażał sobie tę szkołę na odludziu, więc nie spodziewał się specjalnie, by obok znajdowała się wioska.
Po marszu mogli zabrać się do pracy - Ulysses miał ze sobą walizkę, która zaraz znalazła swoje miejsce na trawie. Srebrne zapięcia kliknęły pod komendą palców, nim mężczyzna uniósł wieko; w środku nie było wiele, poza samym sprzętem, mającym pomóc w odczytach, skórzanym paskiem do dna przyczepione były pergaminy i dwa notatniki - ciemnozielony oraz czarny. Zestaw do pisania oraz parę zapasowych igieł oraz szkiełek do źrenicy, na wszelki wypadek. Pokiwał głową, nie wnikając w przeszłość Asbjorna mimo własnej ciekawości. Uwadze Ollivandera nie umknęła reakcja na ładunki, swobodnie plączące się wokół, jednak koncentrował się już na temacie.
- Więc wiesz, jak działa. Na wszelki wypadek przypomnę - zgaduję, że Nokturn to kategoria jakiś czas temu - zerknął znacząco na Ingissona, nie walcząc z tą uwagą. Nic mu nie wytykał.
Wyjął z walizki wspomniane urządzenie i przyłożył do niego koniec różdżki. Rdzeń całej konstrukcji, metalowy pręt, wydłużał się powoli. Odsunął drewno tabebui, gdy rozłożył się na mniej niż metr. - Teoretycznie nie musimy wbijać go na trzy metry, kiedy badamy mniejszą przestrzeń - jednak sądzę, że powinniśmy wykonać pomiary na metrze głębokości, dwóch oraz trzech - czysta przezorność. - Nie wszystkie mają miary, ten na szczęście - tak - wskazał Ingissonowi niedużą tabliczkę. - Pomiarów dokonamy przy przejściu nieaktywnym, aktywnym i w trakcie aktywacji, za każdym razem na trzech głębokościach - najbardziej problematyczna jest trzecia opcja i tu będę potrzebował najwięcej pomocy - przestrzegł zawczasu. - Wrócimy tu jeszcze dwa razy - o innej porze dnia, w inną pogodę. Przyroda ma kolosalny wpływ na magię, więc wyniki mogą mieć duży rozstrzał - wyjaśnił.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Norweg od maleńkości chodził po lasach. Wychował się w jednym i chociaż od lat nie mieszkał już w Oldervik to wciąż było elementem jego osoby. Dlatego ten spacer po jeszcze jednym przyjął z wyjątkowym zadowoleniem, zwłaszcza, że i towarzystwo było nawet nie tyle co znośne, a nawet i miłe Norwegowi. Szanował Ollivandera tan naprawdę jeszcze zanim go poznał: o różdżkarzach słyszało się mniej lub bardziej prawdziwe mity i legendy, ale faktem pozostawało, że znali się na czymś bardzo zawiłym i budzącym podziw. Ingisson oczywiście poświęcony był alchemii i dla niego była to najważniejsza sztuka magiczna, ale nie lekceważył innych dziedzin, zwłaszcza, jeżeli sam miał o nich nikłe lub właściwie żadne pojęcie. Kiedy spotkali się na Pokątnej w sklepie Ollivanderów alchemik pojawił się tam w roli specjalisty. Prędko jednak sytuacja się zmieniła i to on potrzebował pomocy kogoś wykwalifikowanego w bardzo wąskiej dziedzinie. Wiedza była potęgą i każdy, kto to pojmował wiele zyskiwał w oczach Norwega.
Z pobrzmiewającą w głosie akceptacją mruknął w odpowiedzi na otrzymane wyjaśnienie. Satysfakcjonowało go: ciekawość była godnym uzasadnieniem dla wszystkich możliwych z działań, dziecięcych czy też nie. Na zadane pytanie pokręcił głową przecząco. – Położenie zamku jest ścisłą tajemnicą. Nawet jeżeli gdzieś w tamtym rejonie była jakaś wioska to ani my, ani jej mieszkańcy nie mieliśmy pojęcia, że jesteśmy blisko siebie – odparł, spojrzeniem wodząc po drzewach dookoła. Wydawały się jakieś bardziej posępne, jak prawie wszystko w tym kraju zresztą. Jakby ciągle padający deszcz wymywał im charakter, zostawiając jakąś jednolitą i nudną angielskość.
Resztę przeprawy odbyli już w ciszy. Przerwali ten stan dopiero, kiedy dotarli na miejsce i był to czas, aby rozpocząć pomiary. Na napomknięcie o upływie czasu odpowiedział wzruszeniem ramion. Kto by liczył lata – na pewno nie Ingisson. Pewien kawałek czasu stracił, gnijąc w Tower i kiedy zaczynał zastanawiać się, ile by przez te parę miesięcy zdążył zrobić to zaczynał się irytować. Podszedł bliżej kiedy Anglik zaczął gmerać przy pręcie, potakując na jego wyjaśnienia. – Pogoda jest bardzo ważna. Jeżeli chcemy być bardzo dokładni to mogę napisać do dawnego znajomego z Norwegii. Zajmuje się badaniem zórz polarnych i posiada dane dotyczące zmian energetycznych w najniższych warstwach atmosfery – zasugerował, po czym wraz z Ollivanderem zabrał się do wytyczania najlepszego miejsca do wbicia źrenicy Fudge'a. Kiedy ostatecznie się zdecydowali, Norweg posłał Ulyssesowi pytające spojrzenie. – To chyba zaczynamy sczytywać – mruknął, łapiąc się za swój notes i pióro. – Masz jakieś typy co do tego, czego się dowiemy? – zagadnął jeszcze, ponieważ był zainteresowany tym, na ile trafne były jego własne przewidywania oraz czy różdżkarz miał jakieś własne oczekiwania co do pomiarów.
Z pobrzmiewającą w głosie akceptacją mruknął w odpowiedzi na otrzymane wyjaśnienie. Satysfakcjonowało go: ciekawość była godnym uzasadnieniem dla wszystkich możliwych z działań, dziecięcych czy też nie. Na zadane pytanie pokręcił głową przecząco. – Położenie zamku jest ścisłą tajemnicą. Nawet jeżeli gdzieś w tamtym rejonie była jakaś wioska to ani my, ani jej mieszkańcy nie mieliśmy pojęcia, że jesteśmy blisko siebie – odparł, spojrzeniem wodząc po drzewach dookoła. Wydawały się jakieś bardziej posępne, jak prawie wszystko w tym kraju zresztą. Jakby ciągle padający deszcz wymywał im charakter, zostawiając jakąś jednolitą i nudną angielskość.
Resztę przeprawy odbyli już w ciszy. Przerwali ten stan dopiero, kiedy dotarli na miejsce i był to czas, aby rozpocząć pomiary. Na napomknięcie o upływie czasu odpowiedział wzruszeniem ramion. Kto by liczył lata – na pewno nie Ingisson. Pewien kawałek czasu stracił, gnijąc w Tower i kiedy zaczynał zastanawiać się, ile by przez te parę miesięcy zdążył zrobić to zaczynał się irytować. Podszedł bliżej kiedy Anglik zaczął gmerać przy pręcie, potakując na jego wyjaśnienia. – Pogoda jest bardzo ważna. Jeżeli chcemy być bardzo dokładni to mogę napisać do dawnego znajomego z Norwegii. Zajmuje się badaniem zórz polarnych i posiada dane dotyczące zmian energetycznych w najniższych warstwach atmosfery – zasugerował, po czym wraz z Ollivanderem zabrał się do wytyczania najlepszego miejsca do wbicia źrenicy Fudge'a. Kiedy ostatecznie się zdecydowali, Norweg posłał Ulyssesowi pytające spojrzenie. – To chyba zaczynamy sczytywać – mruknął, łapiąc się za swój notes i pióro. – Masz jakieś typy co do tego, czego się dowiemy? – zagadnął jeszcze, ponieważ był zainteresowany tym, na ile trafne były jego własne przewidywania oraz czy różdżkarz miał jakieś własne oczekiwania co do pomiarów.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie był zaskoczony odpowiedzią Norwega na temat ukrytego zamku, nie wyobrażał sobie tego układu inaczej, znając tylko pobieżne fakty na temat owej szkoły. Hogwart był chyba najbardziej wyśrodkowaną opcją pomiędzy eleganckim Beauxbatons, a mrocznym Durmstrangiem - wciąż wydawał się Ollivanderowi najciekawszy, mimo braku rzeczywistego porównania. Każdy z nich na pewno miał swoje lepsze i gorsze strony, lecz ten najbliższy sprawiał wrażenie najbardziej... elastycznego. - Tak sądziłem. Dobrze, że mieliście dużo terenów wokół - dodał, widząc w tym jakiś ratunek. Hogsmeade wcale nie było wielką atrakcją, lecz stanowiło miłą odmianę od codzienności szkolnej, Ollivander bardzo cenił sobie wypady do wioski właśnie z tego względu. Dobrze, że Asbjorn nie dzielił się z lordem swoim wnioskiem na temat drzew - zaprzeczyłby od razu, widząc w tych drzewach zbyt wiele, by spłaszczać je do miana posępnych i nudnych, ale chyba tak już po prostu miał.
Ollivander wbił urządzenie w ziemię i stuknął w nie różdżką, by sięgało głębiej, po czym powtórzył gest, aby pręt zatrzymał się na głębokości metra. Wtedy też podsunął pergamin i pióro, by źrenica mogła zapisywać odczyty. - Istotnie, jest ważna, ale powinny wystarczyć nam dane ze Szkocji. Hogwart ma pokaźną bibliotekę, zatroszczyłem się o ich odczyty oraz zapiski, będą najbardziej precyzyjne. Niemniej, dziękuję - bardzo chętnie skorzystam z twojej opcji, możliwe, że te dane przydadzą się przy innych projektach - odpowiedział spokojnie, zerkając na alchemika. Doceniał, że był skłonny podzielić się swoimi kontaktami.
- Pobieżnie - przyznał. - Najbardziej ciekawi mnie wzrost aktywności podczas uruchamiania portalu, wydaje się bardzo gwałtownym procesem i nie potrafię ocenić, jak daleko wybiegnie - chyba nic mnie nie zdziwi - uniósł na chwilę brwi. Przyglądał się przez moment pracującemu urządzeniu, monitorując, czy wszystko działa jak należy. - Powinno spisywać wszystko samo, ale trzeba się upewniać, zmieniać pergamin przy każdej części i dla absolutnej pewności notować co pół minuty niezależnie od samopiszącego pióra - wyjaśnił pokrótce. - Na tym etapie mógłbym zrobić to sam, ale trzeba portal uaktywnić - wtedy nie będę mógł skupiać się na źrenicy - dobrze byłoby też przez niego przejść, do czego również pozwolę sobie wykorzystać ciebie - kiwnął krótko głową do alchemika. Spisanie pierwszych odczytów nie zajęło długo, ale Ollivander przeciągał ten moment przez parę minut, woląc wyłapać możliwe skoki mocy, niezależne od samego portalu. - Jesteś gotów? - zapytał, gdy uznał, że mogą przejść do następnej części.
Koncentrował się na wspomnieniu, wyłapując z myśli najprzyjemniejsze chwile spędzone z rodziną. Wyjątkowo spokojne - mimo anomalii - święta. Pamiętał je wyraźnie, miały miejsce zaledwie parę miesięcy wcześniej i zaowocowały prostymi, ale bardzo przyjemnymi wnioskami. Rodzina była dla niego ważniejsza, niż mu się wydawało.
- Expecto Patronum - próbował do skutku - otwarcie przejścia wymagało odpowiedniej mocy, słabsze zaklęcie nie mogło wystarczyć. Za pierwszym razem jastrząb wydostał się z różdżki, ale był za słaby - roztrzaskał się na kamieniach, które tylko drgnęły. Druga i trzecia próba przeszły bez echa, ale po czwartej portal odsłonił się przed badaczami.
| rzucam na patronusy (kolejne posty), patronus o mocy 105 za czwartą próbą
Ollivander wbił urządzenie w ziemię i stuknął w nie różdżką, by sięgało głębiej, po czym powtórzył gest, aby pręt zatrzymał się na głębokości metra. Wtedy też podsunął pergamin i pióro, by źrenica mogła zapisywać odczyty. - Istotnie, jest ważna, ale powinny wystarczyć nam dane ze Szkocji. Hogwart ma pokaźną bibliotekę, zatroszczyłem się o ich odczyty oraz zapiski, będą najbardziej precyzyjne. Niemniej, dziękuję - bardzo chętnie skorzystam z twojej opcji, możliwe, że te dane przydadzą się przy innych projektach - odpowiedział spokojnie, zerkając na alchemika. Doceniał, że był skłonny podzielić się swoimi kontaktami.
- Pobieżnie - przyznał. - Najbardziej ciekawi mnie wzrost aktywności podczas uruchamiania portalu, wydaje się bardzo gwałtownym procesem i nie potrafię ocenić, jak daleko wybiegnie - chyba nic mnie nie zdziwi - uniósł na chwilę brwi. Przyglądał się przez moment pracującemu urządzeniu, monitorując, czy wszystko działa jak należy. - Powinno spisywać wszystko samo, ale trzeba się upewniać, zmieniać pergamin przy każdej części i dla absolutnej pewności notować co pół minuty niezależnie od samopiszącego pióra - wyjaśnił pokrótce. - Na tym etapie mógłbym zrobić to sam, ale trzeba portal uaktywnić - wtedy nie będę mógł skupiać się na źrenicy - dobrze byłoby też przez niego przejść, do czego również pozwolę sobie wykorzystać ciebie - kiwnął krótko głową do alchemika. Spisanie pierwszych odczytów nie zajęło długo, ale Ollivander przeciągał ten moment przez parę minut, woląc wyłapać możliwe skoki mocy, niezależne od samego portalu. - Jesteś gotów? - zapytał, gdy uznał, że mogą przejść do następnej części.
Koncentrował się na wspomnieniu, wyłapując z myśli najprzyjemniejsze chwile spędzone z rodziną. Wyjątkowo spokojne - mimo anomalii - święta. Pamiętał je wyraźnie, miały miejsce zaledwie parę miesięcy wcześniej i zaowocowały prostymi, ale bardzo przyjemnymi wnioskami. Rodzina była dla niego ważniejsza, niż mu się wydawało.
- Expecto Patronum - próbował do skutku - otwarcie przejścia wymagało odpowiedniej mocy, słabsze zaklęcie nie mogło wystarczyć. Za pierwszym razem jastrząb wydostał się z różdżki, ale był za słaby - roztrzaskał się na kamieniach, które tylko drgnęły. Druga i trzecia próba przeszły bez echa, ale po czwartej portal odsłonił się przed badaczami.
| rzucam na patronusy (kolejne posty), patronus o mocy 105 za czwartą próbą
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Norwegowi ciężko byłby wyobrazić sobie Durmstrang bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Zamek był ciemny i dość mały, zwłaszcza jeżeli porównać go z Hogwartem, który gdzieś przez pierwsze minuty ich spaceru górował na horyzoncie. W Durmstrangu szło zwariować, jeżeli nie wychodziło się na zewnątrz. Zwłaszcza, jeżeli było się wychowanym tak jak Ingisson, a większość norweskich dzieci właśnie tak spędzała dzieciństwo: na świeżym powietrzu, w lesie, blisko natury. Niejednokrotnie Åsbjørn zabierał z dormitorium potrzebne przybory i uczył się na zewnątrz, o ile pogoda oczywiście na to pozwalała. Mimo to wiele razy także zimą (która na północy Półwyspu Skandynawskiego trwała wybitnie długo) można było spotkać aspirującego wtedy alchemika jak grzał się przy kociołku, przycupnięty za drzewem lub skałą albo schowany w wylocie jakiejś w miarę łatwo dostępnej jaskini.
Umysł czarodzieja prędko powrócił z tematu szkolnych wspominek do rzeczywistości. Mieli pracę do wykonania. W milczeniu wysłuchał różdżkarza. Trochę walczył sam ze sobą żeby nie stwierdzić, że w sumie większość zleconych mu zadań równie dobrze mógłby zrobić wytresowany ghul: nie o to przecież chodziło. Nawet w pozornie prostych czynnościach doskonalił swoje umiejętności, dlatego pomrukiwał tylko z aprobatą i kiwał ze zrozumieniem głową. Jak dobrze, że Ollivander nie był nadęty i że zdążył już trochę poznać Norwega: wiele innych osób mogłoby się poczuć urażonych takim traktowaniem. Na pewno nie sądził, że Ulysses też by wziął do siebie, w innym przypadku srodze by się zdziwił.
Ingisson chwycił więc za swój notes i pióro, ustawiając się tak, by jak najlepiej kontrolować jednocześnie zapiski źrenicy. Zarzucił na ramię torbę, do której włożył zapasowy pergamin – tak, żeby był jak najbardziej pod ręką, jak to tylko było możliwe. Uśmiechnął się nieznacznie i trochę prędzej wypuścił powietrze nosem na słowo wykorzystać. Od lat już na to nikomu nie pozwalał i jakby nie był tu z własnej woli to Anglik przekonałby się, jak tak naprawdę ciężko było go do czegoś zmusić.
– Gotów – odpowiedział drugiemu mężczyźnie i kontrolując źrenicę zaczął spisywać. Nie skomentował nijak tego, co zaczęło się dziać kiedy Ollivander z powodzeniem uruchomił portal. Uniósł tylko brwi wyżej i zamiast zapisów co 30 sekund robił je tak szybko, jak był w stanie pisać – czyli co jakieś pięć. Pergaminu w źrenicy było dość, po pierwszym wyrzucie energii wyrzucana moc zaczęła spadać i pomimo okazjonalnych skoków zaczęła utrzymywać stały poziom. Kiedy do Norwega podszedł znów Ulysses Norweg przerwał zapisywanie kopii zapasowej i podsunął mu notes do przejrzenia, samemu sięgając po kolejną rolkę pergaminu do źrenicy.
– Stawiam fiolkę Felix Felicis, że ta źrenica dzisiaj wybuchnie – skomentował tylko poczynione właśnie pomiary. Odłożył torbę na bok i zerknął po tym na różdżkarza, czekając na znak by przejść przez otwarty portal.
| rzut na numerologię (poziom II, +30)
Umysł czarodzieja prędko powrócił z tematu szkolnych wspominek do rzeczywistości. Mieli pracę do wykonania. W milczeniu wysłuchał różdżkarza. Trochę walczył sam ze sobą żeby nie stwierdzić, że w sumie większość zleconych mu zadań równie dobrze mógłby zrobić wytresowany ghul: nie o to przecież chodziło. Nawet w pozornie prostych czynnościach doskonalił swoje umiejętności, dlatego pomrukiwał tylko z aprobatą i kiwał ze zrozumieniem głową. Jak dobrze, że Ollivander nie był nadęty i że zdążył już trochę poznać Norwega: wiele innych osób mogłoby się poczuć urażonych takim traktowaniem. Na pewno nie sądził, że Ulysses też by wziął do siebie, w innym przypadku srodze by się zdziwił.
Ingisson chwycił więc za swój notes i pióro, ustawiając się tak, by jak najlepiej kontrolować jednocześnie zapiski źrenicy. Zarzucił na ramię torbę, do której włożył zapasowy pergamin – tak, żeby był jak najbardziej pod ręką, jak to tylko było możliwe. Uśmiechnął się nieznacznie i trochę prędzej wypuścił powietrze nosem na słowo wykorzystać. Od lat już na to nikomu nie pozwalał i jakby nie był tu z własnej woli to Anglik przekonałby się, jak tak naprawdę ciężko było go do czegoś zmusić.
– Gotów – odpowiedział drugiemu mężczyźnie i kontrolując źrenicę zaczął spisywać. Nie skomentował nijak tego, co zaczęło się dziać kiedy Ollivander z powodzeniem uruchomił portal. Uniósł tylko brwi wyżej i zamiast zapisów co 30 sekund robił je tak szybko, jak był w stanie pisać – czyli co jakieś pięć. Pergaminu w źrenicy było dość, po pierwszym wyrzucie energii wyrzucana moc zaczęła spadać i pomimo okazjonalnych skoków zaczęła utrzymywać stały poziom. Kiedy do Norwega podszedł znów Ulysses Norweg przerwał zapisywanie kopii zapasowej i podsunął mu notes do przejrzenia, samemu sięgając po kolejną rolkę pergaminu do źrenicy.
– Stawiam fiolkę Felix Felicis, że ta źrenica dzisiaj wybuchnie – skomentował tylko poczynione właśnie pomiary. Odłożył torbę na bok i zerknął po tym na różdżkarza, czekając na znak by przejść przez otwarty portal.
| rzut na numerologię (poziom II, +30)
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asbjorn Ingisson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Życie w zamknięciu byłoby trudne niezależnie od zamku, w którym przyszłoby przesiadywać, prędzej czy później wpłynęłoby pewnie na każdego w ten czy inny sposób. Ollivander nawet nie próbował sobie tego wyobrażać, przyzwyczajony do przestrzeni, omszonej ziemi i strzelistych drzew - na szczęście, wcale nie musiał.
Gdyby tylko Ollivanderowi przyszło usłyszeć coś o tresowanych ghulach, zapewne obruszyłby się i ściągnął brwi w wyraźnym i dobitnym niezadowoleniu. Zdążył już bowiem zauważyć, że Asbjorn jest specjalistą w dziedzinie eliksirów i zna się na astronomii, lecz nie miał wcale pewności co do numerologicznych umiejętności Norwega - nie zamierzał też sprawdzać ich na metodzie prób i błędów podczas własnych badań, które chciał przeprowadzić szybko, sprawnie i skutecznie. Zadania dobierał ostrożnie, lecz nie szczędził mężczyźnie obliczeń, za ich pomocą sprawdzając, jak wiele Ingisson potrafi i mając nadzieję, że również na nich skorzysta. Wgląd w przebieg oraz plan badań miał zapewniony przez cały czas ich trwania, mógł się z nimi zapoznawać w każdej chwili. Myśli Ollivandera były od tego wszystkiego dalekie, skoncentrowane na działaniu - patronus wreszcie ruszył całość, a on mógł wrócić do towarzysza i zerknąć w jego notatki. Kiwnął z uznaniem głową, zauważając, że notował częściej, co bez wątpienia mogło bardziej pomóc niż zaszkodzić.
- Chyba będziemy musieli się nią podzielić, nie bez powodu taszczę zapas szkieł - przyznał, kontrolując jeszcze ostatnie odczyty, nim przeniósł wzrok na alchemika. - Używałeś kiedyś Felix Felicis, czy tylko go warzysz? - zapytał, samemu nie mając żadnego doświadczenia z tym eliksirem. Kucnął przy źrenicy, upewniając się, czy pergamin leży na miejscu i wszystko jest gotowe do gwałtowniejszego skoku magii, obok położył też dwie zapasowe szklane bańki i odział lewą dłoń w skórzaną rękawicę - miała uchronić go przed temperaturą i pękniętymi kawałkami szkła, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Wygląda na to, że jest stabilnie. Możesz przechodzić, zostań po drugiej stronie minutę, to powinno wystarczyć - poprosił, tylko przez chwilę obserwując, jak mężczyzna kieruje się do portalu, później spojrzenie śledziło źrenicę Fudge'a oraz pomiary. Notował nieco wolniej, ale skrupulatnie. Wzrost mocy był znaczący, nie dało się zaprzeczyć, jednak za pierwszym przejściem sprzęt podołał zadaniu - dopiero przy powrocie Ingissona szkło pękło, zmuszając Ollivandera do prędkiej interwencji. Brwi marszczył w skupieniu, odczekując aż magia wróci na poprzedni poziom, po czym zamknął portal ruchem różdżki i jeszcze przez chwilę prowadził notatki.
- Trzydzieści sześć sekund potrzebuje na wyciszenie po najbardziej gwałtownym skoku - podzielił się wnioskami z Norwegiem, przekazując mu notes, tym razem swój. - Potem moc jest jeszcze trochę rozedrgana, ale nie są to znaczące odchyły - przyznał, rozglądając się po gałęziach. Drzewa powoli się zazieleniały, uwielbiał ten moment - zimą były zbyt zaspane.
| numerologia III, +60
Gdyby tylko Ollivanderowi przyszło usłyszeć coś o tresowanych ghulach, zapewne obruszyłby się i ściągnął brwi w wyraźnym i dobitnym niezadowoleniu. Zdążył już bowiem zauważyć, że Asbjorn jest specjalistą w dziedzinie eliksirów i zna się na astronomii, lecz nie miał wcale pewności co do numerologicznych umiejętności Norwega - nie zamierzał też sprawdzać ich na metodzie prób i błędów podczas własnych badań, które chciał przeprowadzić szybko, sprawnie i skutecznie. Zadania dobierał ostrożnie, lecz nie szczędził mężczyźnie obliczeń, za ich pomocą sprawdzając, jak wiele Ingisson potrafi i mając nadzieję, że również na nich skorzysta. Wgląd w przebieg oraz plan badań miał zapewniony przez cały czas ich trwania, mógł się z nimi zapoznawać w każdej chwili. Myśli Ollivandera były od tego wszystkiego dalekie, skoncentrowane na działaniu - patronus wreszcie ruszył całość, a on mógł wrócić do towarzysza i zerknąć w jego notatki. Kiwnął z uznaniem głową, zauważając, że notował częściej, co bez wątpienia mogło bardziej pomóc niż zaszkodzić.
- Chyba będziemy musieli się nią podzielić, nie bez powodu taszczę zapas szkieł - przyznał, kontrolując jeszcze ostatnie odczyty, nim przeniósł wzrok na alchemika. - Używałeś kiedyś Felix Felicis, czy tylko go warzysz? - zapytał, samemu nie mając żadnego doświadczenia z tym eliksirem. Kucnął przy źrenicy, upewniając się, czy pergamin leży na miejscu i wszystko jest gotowe do gwałtowniejszego skoku magii, obok położył też dwie zapasowe szklane bańki i odział lewą dłoń w skórzaną rękawicę - miała uchronić go przed temperaturą i pękniętymi kawałkami szkła, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Wygląda na to, że jest stabilnie. Możesz przechodzić, zostań po drugiej stronie minutę, to powinno wystarczyć - poprosił, tylko przez chwilę obserwując, jak mężczyzna kieruje się do portalu, później spojrzenie śledziło źrenicę Fudge'a oraz pomiary. Notował nieco wolniej, ale skrupulatnie. Wzrost mocy był znaczący, nie dało się zaprzeczyć, jednak za pierwszym przejściem sprzęt podołał zadaniu - dopiero przy powrocie Ingissona szkło pękło, zmuszając Ollivandera do prędkiej interwencji. Brwi marszczył w skupieniu, odczekując aż magia wróci na poprzedni poziom, po czym zamknął portal ruchem różdżki i jeszcze przez chwilę prowadził notatki.
- Trzydzieści sześć sekund potrzebuje na wyciszenie po najbardziej gwałtownym skoku - podzielił się wnioskami z Norwegiem, przekazując mu notes, tym razem swój. - Potem moc jest jeszcze trochę rozedrgana, ale nie są to znaczące odchyły - przyznał, rozglądając się po gałęziach. Drzewa powoli się zazieleniały, uwielbiał ten moment - zimą były zbyt zaspane.
| numerologia III, +60
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Norweg nie miał najpiękniejszego charakteru pisma: było dość kanciaste. Mimo tego nauczył się, że może ten brak nadrobić schludnością. Znaki zawsze stawiał równo, nie uciekały do góry czy do boku, ani nie nachodziły na siebie. Kiedyś mówiono mu, że to pismo runisty – on jednak zagłębił się w dziedzictwo przodków tylko trochę, a umysł, serce i duszę zaprzedał alchemii. Także teraz w czasie tak znacznego pośpiechu wyniki spisywał z dbałością o formę. Te w końcu nie były przeznaczone tylko do jego wglądu, miał z nich korzystać także i lord Ollivander – oczywiście gdyby zaszła taka potrzeba. Przezorny jednak zawsze ubezpieczony, dlatego Ingisson nie zamierzał porzucać nawyku staranności pisma ani na moment. Ponownie uśmiechnął się, a w niebieskich oczach alchemika zagościło rozbawienie.
– Pół-szczęście – skomentował, odkładając przybory piśmiennicze. – A odpowiedź na twoje pytanie tkwi w tym, ile na pojedynczej fiolce Felicis mogę zarobić. Nie opłaca się wlewać tego w siebie – odparł, nieco wylewniej niż zwykle, bo był w dobrym humorze i swobodnym towarzystwie. To, że miał łatwy dostęp do płynnego szczęścia nie oznaczało, że z niego korzystał. Szanował swoją pracę i swój czas, a wykorzystywanie tak cennego eliksiru na własny pożytek – wątpliwy zresztą, bo Felix Felicis nie było mu do szczęścia potrzebne. Ufał swoim umiejętnościom i nie zamierzał ich w ten sposób naginać. A na pewno nie bez bardzo ważnego powodu: na szczęście nie zdarzyły mu się jeszcze takie sytuacje na śmierć i życie, gdzie od jednej fiolki z wywarem miałoby zależeć powodzenie jakiejś większej sprawy.
Patrzył, jak Ulysses przygotowuje się do dalszych pomiarów, cierpliwie czekając na znak. Kiedy ten się pojawił Norweg bez chwili zwłoki ruszył do portalu. Uczucie było jak zwykle... dziwne. Nie potrafił tego opisać: trochę jak podróż świstoklikiem, trochę jak teleportacja, trochę jak jeszcze coś innego. Podróż magicznym przejściem była jednak krótka: już po chwili wypluło alchemika po drugiej stronie. Ingissona owionęło ciepłe, wilgotne powietrze, a uszy wypełniły zupełnie nowe dźwięki. Norweg nie poświęcił im jednak zbyt wiele uwagi. Pozostając w pobliżu portalu zaczął liczyć do sześćdziesięciu, w odpowiedniej chwili znów wkraczając w przejście. Trochę zakręciło mu się od tego skakania czasoprzestrzennego w głowie, dlatego zamrugał gwałtownie i przez krótką chwilę odzyskiwał rezon. – Dobrze byłoby też sprawdzić, jak ten portal wpływa na ludzi – stwierdził mimochodem, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie było to zadanie dla nich. Ot tylko, taka ciekawostka.
Przesunął spojrzeniem po szczątkach soczewki, ale zaraz z zainteresowaniem spojrzał na podsunięty mu notes. – Hm – mruknął, po czym przeniósł wzrok na Ulyssesa. – Zamierzasz sam opracować dane? – zapytał, zawierając jednak w tym zdaniu całkiem jasną sugestię. Nie wiedział, czy różdżkarz chciał zabrać się do tworzenia statystyk od razu, ale chciał dać mu znać, że był gotowy do pomocy.
– Pół-szczęście – skomentował, odkładając przybory piśmiennicze. – A odpowiedź na twoje pytanie tkwi w tym, ile na pojedynczej fiolce Felicis mogę zarobić. Nie opłaca się wlewać tego w siebie – odparł, nieco wylewniej niż zwykle, bo był w dobrym humorze i swobodnym towarzystwie. To, że miał łatwy dostęp do płynnego szczęścia nie oznaczało, że z niego korzystał. Szanował swoją pracę i swój czas, a wykorzystywanie tak cennego eliksiru na własny pożytek – wątpliwy zresztą, bo Felix Felicis nie było mu do szczęścia potrzebne. Ufał swoim umiejętnościom i nie zamierzał ich w ten sposób naginać. A na pewno nie bez bardzo ważnego powodu: na szczęście nie zdarzyły mu się jeszcze takie sytuacje na śmierć i życie, gdzie od jednej fiolki z wywarem miałoby zależeć powodzenie jakiejś większej sprawy.
Patrzył, jak Ulysses przygotowuje się do dalszych pomiarów, cierpliwie czekając na znak. Kiedy ten się pojawił Norweg bez chwili zwłoki ruszył do portalu. Uczucie było jak zwykle... dziwne. Nie potrafił tego opisać: trochę jak podróż świstoklikiem, trochę jak teleportacja, trochę jak jeszcze coś innego. Podróż magicznym przejściem była jednak krótka: już po chwili wypluło alchemika po drugiej stronie. Ingissona owionęło ciepłe, wilgotne powietrze, a uszy wypełniły zupełnie nowe dźwięki. Norweg nie poświęcił im jednak zbyt wiele uwagi. Pozostając w pobliżu portalu zaczął liczyć do sześćdziesięciu, w odpowiedniej chwili znów wkraczając w przejście. Trochę zakręciło mu się od tego skakania czasoprzestrzennego w głowie, dlatego zamrugał gwałtownie i przez krótką chwilę odzyskiwał rezon. – Dobrze byłoby też sprawdzić, jak ten portal wpływa na ludzi – stwierdził mimochodem, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie było to zadanie dla nich. Ot tylko, taka ciekawostka.
Przesunął spojrzeniem po szczątkach soczewki, ale zaraz z zainteresowaniem spojrzał na podsunięty mu notes. – Hm – mruknął, po czym przeniósł wzrok na Ulyssesa. – Zamierzasz sam opracować dane? – zapytał, zawierając jednak w tym zdaniu całkiem jasną sugestię. Nie wiedział, czy różdżkarz chciał zabrać się do tworzenia statystyk od razu, ale chciał dać mu znać, że był gotowy do pomocy.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pismo Ollivandera nie należało do nienagannych, bowiem bardziej koncentrował się na czytelności niż idealnie równych literach - mimo tego, trudno było odmówić owej kaligrafii elegancji i specyficznego charakteru, lecz teraz nie skupiał się na symbolach, a tym co kryło się pod nimi. I na rozmowie z alchemikiem, prowadzonej obok.
- Hm - mruknął krótko w komentarzu, dopiero teraz orientując się, że cena może mieć znaczenie. Trudno ukryć - był przyzwyczajony do drogich ingrediencji. - Możliwe, że kiedyś zarobisz i na mnie - stwierdził. Nie pogardziłby fiolką cennego eliksiru, dobrze byłoby mieć ją przy sobie na wszelki wypadek. Nie dało się przewidzieć wszystkich okoliczności w tak niepewnych czasach, im lepsze przygotowanie na dziwne niespodzianki ze strony rządu, tym lżejsze myśli. Potrzebował owej lekkości, by sprawnie zajmować się mnóstwem projektów, w jakie się angażował. Analizował dane ze spokojem, co jakiś czas przygryzając wargę albo unosząc brew na ciekawszy i niezbyt uzasadniony skok magii, ale otoczenie było spokojne, nikt nie wchodził badaczom w drogę, nie pospieszał ani nie niweczył wysiłków, więc ostateczny wynik dzisiejszego spotkania okazał się owocny.
- Prawdopodobnie tak, jak inne sposoby podróżowania - odparł neutralnie, jeszcze nie zastanawiając się nad kwestią wpływu portalu na ludzi. Wydawało mu się, że w trakcie podróży nie działo się nic specjalnego, przynajmniej nie na tle innych portali, z jakimi miał do czynienia. Nie było ich wiele, nie były też tak silne i chronione, ale jednak dawały szersze spojrzenie na sprawę. Uniósł wzrok na Norwega. - Ale jeśli cię to ciekawi, nic nie stoi na przeszkodzie, by to sprawdzić - zasugerował, mając nadzieję, że mężczyzna potraktuje poważnie rozwijanie numerologicznych zdolności. Mógł pochylić się nad przejściem i próbować - dlaczego nie? Ollivander niestety miał wrażenie, że zwyczajnie nie zdąży dodać kolejnego zadania do terminarza, po spotkaniu Zakonu zebrało się ich kilka.
- Mógłbym, jednak chętniej skorzystam z twojej pomocy. Pójdzie nam szybciej, a czas wydaje się w tej sprawie naglący - przyznał bez bicia. - Na dzisiaj mamy wszystko. Odpowiadałoby ci spotkanie za dwa dni? - zapytał, bardzo nie chcąc rozwlekać w czasie poszczególnych etapów badań. By ruszyć dalej, musieli zamknąć pomiary i wysłać wskazówki runistom.
- Hm - mruknął krótko w komentarzu, dopiero teraz orientując się, że cena może mieć znaczenie. Trudno ukryć - był przyzwyczajony do drogich ingrediencji. - Możliwe, że kiedyś zarobisz i na mnie - stwierdził. Nie pogardziłby fiolką cennego eliksiru, dobrze byłoby mieć ją przy sobie na wszelki wypadek. Nie dało się przewidzieć wszystkich okoliczności w tak niepewnych czasach, im lepsze przygotowanie na dziwne niespodzianki ze strony rządu, tym lżejsze myśli. Potrzebował owej lekkości, by sprawnie zajmować się mnóstwem projektów, w jakie się angażował. Analizował dane ze spokojem, co jakiś czas przygryzając wargę albo unosząc brew na ciekawszy i niezbyt uzasadniony skok magii, ale otoczenie było spokojne, nikt nie wchodził badaczom w drogę, nie pospieszał ani nie niweczył wysiłków, więc ostateczny wynik dzisiejszego spotkania okazał się owocny.
- Prawdopodobnie tak, jak inne sposoby podróżowania - odparł neutralnie, jeszcze nie zastanawiając się nad kwestią wpływu portalu na ludzi. Wydawało mu się, że w trakcie podróży nie działo się nic specjalnego, przynajmniej nie na tle innych portali, z jakimi miał do czynienia. Nie było ich wiele, nie były też tak silne i chronione, ale jednak dawały szersze spojrzenie na sprawę. Uniósł wzrok na Norwega. - Ale jeśli cię to ciekawi, nic nie stoi na przeszkodzie, by to sprawdzić - zasugerował, mając nadzieję, że mężczyzna potraktuje poważnie rozwijanie numerologicznych zdolności. Mógł pochylić się nad przejściem i próbować - dlaczego nie? Ollivander niestety miał wrażenie, że zwyczajnie nie zdąży dodać kolejnego zadania do terminarza, po spotkaniu Zakonu zebrało się ich kilka.
- Mógłbym, jednak chętniej skorzystam z twojej pomocy. Pójdzie nam szybciej, a czas wydaje się w tej sprawie naglący - przyznał bez bicia. - Na dzisiaj mamy wszystko. Odpowiadałoby ci spotkanie za dwa dni? - zapytał, bardzo nie chcąc rozwlekać w czasie poszczególnych etapów badań. By ruszyć dalej, musieli zamknąć pomiary i wysłać wskazówki runistom.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Normalnym było, że ludzie mieli różne priorytety. Ingisson zdawał sobie sprawę z tego, że Ollicander nie do końca może zwracać uwagę na te same rzeczy, co on. Dla Norwega bowiem najważniejsze było, aby przetrwać dzień. Mieć na opłacenie rachunków, na jedzenie, na przybory do pracy. Alchemik nie miał do dyspozycji niekończącego się źródełka pieniędzy, ani ingrediencji. Nie był jednak przy tym zawistny: po prostu wiedział, że różnie się ludziom w życiu wiodło, a niektórzy mieli lepszy start niż inni. Próbowano temu przeczyć w jego rodzinnych stronach, lecz on nigdy tego nie kupował. Był chodzącym zaprzeczeniem tego, że wszyscy byli prawdziwie równi. Dopóki na świcie istnieli ludzie, którzy swoją uprzywilejowaną (z różnych względów) pozycję uważają za wyznacznik człowieka, dopóty Åsbjørn zamierzał obstawać przy swoim zdaniu.
Mruknął tylko w odpowiedzi i wzruszył ramionami. Ani nie zaprzeczał, ani nie potwierdzał. Wiedział za to, że nie zamierzałby dwa razy się zastanawiać, jeżeli Ulysses postanowiłby mieć dla niego zlecenie. Raz, że na pewno mógł z nim liczyć na uczciwe interesy i adekwatne stawki. Dwa, po prostu chciał tej współpracy, bo była dobra.
Zaśmiał się następnie, krótko i półgłosem, po czym westchnął. – Czas stoi – odparł, bo chociaż wiedział, że byłyby to interesujące badania, to jednak musiał być rozsądny. Jego terminarz i tak już pękał w szwach, wymagając nie lada gimnastyki od Norwega, aby wszystkiemu podołać. Właściwie nieustannie się czymś zajmował, bo miał czym.
Skinął głową z niezwykłym jak na siebie zapałem: nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, jeśli w grę wchodziła numerologia. Prędko dobył znów kajetu i zaczął patrzeć na rozpiskę najbliższego miesiąca. Jeżeli przesunie jedną sesję warzenia eliksirów na użytek Zakonu oraz spotkanie z klientem z poranka na popołudnie to... – Odpowiadałoby – odparł po krótkiej chwili namysłu, po czym poczynił odpowiednie zapiski w notesie i zaczął pomagać Ollivanderowi ze zbieraniem całego sprzętu. Na dziś był to koniec pracy w Zakazanym Lesie, lecz od właściwego końca ich pracy dzisiejszego dnia było jeszcze daleko.
| zt x2
|podsumowanie rzutów:
- Asbjorn (numerologia II, +30) 25+30+5 = 60
- Ulysses (numerologia III, +60) 7+60+5 = 72
= 132
Mruknął tylko w odpowiedzi i wzruszył ramionami. Ani nie zaprzeczał, ani nie potwierdzał. Wiedział za to, że nie zamierzałby dwa razy się zastanawiać, jeżeli Ulysses postanowiłby mieć dla niego zlecenie. Raz, że na pewno mógł z nim liczyć na uczciwe interesy i adekwatne stawki. Dwa, po prostu chciał tej współpracy, bo była dobra.
Zaśmiał się następnie, krótko i półgłosem, po czym westchnął. – Czas stoi – odparł, bo chociaż wiedział, że byłyby to interesujące badania, to jednak musiał być rozsądny. Jego terminarz i tak już pękał w szwach, wymagając nie lada gimnastyki od Norwega, aby wszystkiemu podołać. Właściwie nieustannie się czymś zajmował, bo miał czym.
Skinął głową z niezwykłym jak na siebie zapałem: nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, jeśli w grę wchodziła numerologia. Prędko dobył znów kajetu i zaczął patrzeć na rozpiskę najbliższego miesiąca. Jeżeli przesunie jedną sesję warzenia eliksirów na użytek Zakonu oraz spotkanie z klientem z poranka na popołudnie to... – Odpowiadałoby – odparł po krótkiej chwili namysłu, po czym poczynił odpowiednie zapiski w notesie i zaczął pomagać Ollivanderowi ze zbieraniem całego sprzętu. Na dziś był to koniec pracy w Zakazanym Lesie, lecz od właściwego końca ich pracy dzisiejszego dnia było jeszcze daleko.
| zt x2
|podsumowanie rzutów:
- Asbjorn (numerologia II, +30) 25+30+5 = 60
- Ulysses (numerologia III, +60) 7+60+5 = 72
= 132
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ollivander nie próżnował, a czas nie stawał w miejscu. Początek kwietnia okazał się wyjątkowo intensywnym okresem, pełnym wielu wyzwań i ważnych spraw, wymagających załatwienia teraz, jak najszybciej. Nie ograniczały się do jednej dziedziny, wręcz przeciwnie - niby nigdy nie narzekał na ilość zadań, lecz teraz, gdy na głowie miał pracę, dosyć wymagające przenosiny sklepu, całą pogmatwaną sprawę z Eunice i zobowiązania wobec Zakonu Feniksa, praktycznie nie przestawał działać, przypłacając to wszystko solidnym zmęczeniem. Nie pierwszy i nie ostatni raz - z takiego założenia wychodził, wyruszając na kolejne spotkanie z Ingissonem, mające skutkować nową porcją cennych danych, obrazujących aktywność portalu. Poprzednie wnioski zabrał ze sobą, wraz ze źrenicą Fudge'a oraz wszelkimi potrzebnymi szczegółami - niestety, od ostatniej wyprawy do Zakazanego Lasu nie miał czasu nawet do nich zerknąć, nie wspominając o wstępnych analizach. Tym bardziej cieszył się z towarzystwa Norwega, z którym praca miała pójść o wiele szybciej, gdy już zbiorą odpowiednią ilość odczytów. Przywitał rudowłosego mężczyznę skinieniem głowy, nim przekroczyli bramy Hogwartu, znów kierując się do celu. Tym razem niebo kryło się pod chmurami, nie zerkało na nich ani kawałkiem zdrowego, wiosennego błękitu, a typowa angielska mżawka osiadała na ramionach.
- Na dziś wodoodporny tusz - stwierdził tuż po uściśnięciu dłoni Asbjorna, nie musząc nawet specjalnie rozglądać się wokół - napatrzy się na te warunki podczas spaceru. - Jak idą twoje badania? - zapytał krótko, licząc na to, że ruszyły. Był naprawdę ciekaw efektów. Pozwolił tej rozmowie wypełnić podróż, zaś na miejscu nie zwlekał z zabraniem się do pracy. Przed wyjęciem sprzętów z walizki musnął jeszcze kamienie palcami, przyglądając się im badawczo. Nie wywoływały dziś reakcji same z siebie - ostatnim razem przeskok energii, którego doznał Ingisson, musiał brać się z tego, że ktoś wcześniej przechodził przez portal i magia drżała w powietrzu jeszcze chwilę. Tym razem było czysto, tym lepiej. Bez dłuższego wahania Ollivander umieścił w ziemi trzon źrenicy, znajdując miejsce inne niż ostatnio, lecz wciąż w podobnej odległości od portalu. - Będziemy dziś bardziej ruchliwi i zrobimy pomiary z paru stron - powiadomił, zerkając na alchemika. - Będą krótsze, ale dadzą szerszy obraz.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Według wszelkich praw rządzących światem Ingisson powinien posiadać dwie głowy i cztery ręce. Tyle ostatnio robił.
Brał udział w dwóch bardzo aktywnych projektach badawczych – w tym jednym, który sam prowadził – a do tego pracował i warzył eliksiry dla Zakonu. Każda z tych czynności pochłaniała czas i energię, jednak Norweg był niezmordowany – nawet, jeżeli był to dopiero początek bardzo długiego maratonu niezwykle wytężonej pracy. Dlatego na kolejne poranne spotkanie z Ulyssesem wyruszył z werwą, całkiem żwawo ściskając dłoń czarodzieja i równie żywotnie przyznając mu rację co do tuszu oraz przemierzając z nim Zakazany Las. Można było rzec, że alchemik był jakby wciągu, tyle że nie brania używek, a wykonywania pracy. Nie spodziewał się, że ruszą do opracowywania danych od razu po ostatnich pomiarach, jednak miał nadzieję, że dziś wyznaczą datę ostatniego spotkania w Szkocji, a także wskażą dzień, w którym zbiorą wyniki i zaczną je opracowywać. Terminarz obu mężczyzn był napięty i musieli dbać o to, aby maksymalnie wykorzystywać swój czas.
– Hm – mruknął, zapytany o postępy własnych prac. – Idą – stwierdził, po czym przeczesał w zamyśleniu bujną rudą brodę. – Wykonaliśmy wczoraj kolejną część pracy wraz z Archibaldem i tym nowym, Percivalem. Równy gość w sumie, nie wiem co jest między nim a Prewettem. Jakoś tak trochę dziwnie było – stwierdził, zerkając przelotnie na idącego obok Ollivandera, jakby szukając u niego odpowiedzi na swoje rozterki. W końcu różdżkarz znał odpowiedzi na wiele pytań, może i na to przypadkiem też. – Właściwie to będzie można się już skupić na samej recepturze i sposobie warzenia eliksiru – przyznał. Wiedział jednak, że pod tym pozornie nieskomplikowanym hasłem kryją się tygodnie ciężkiej pracy, testowania i poprawek. Tak samo jak pomiary nie oznaczały końca prac numerologicznych: wciąż pozostawała kwestia sporządzenia wykresów i wykonania potrzebnych obliczeń.
Kiedy dotarli do portalu Norweg tym razem już nie opierał się o żadne drzewo, obserwował tylko z lekkim sceptycyzmem Ulyssesa, który zdecydował się dotknąć kopczyka kamieni. Kiedy jednak nic się nie wydarzyło, Norweg się odprężył i od razu ruszył do pomocy przy rozstawianiu sprzętu. Podłapał spojrzenie różdżkarza i skinął głową, zabierając się następnie za wyposażenie źernicy w tusz i pergamin.
Brał udział w dwóch bardzo aktywnych projektach badawczych – w tym jednym, który sam prowadził – a do tego pracował i warzył eliksiry dla Zakonu. Każda z tych czynności pochłaniała czas i energię, jednak Norweg był niezmordowany – nawet, jeżeli był to dopiero początek bardzo długiego maratonu niezwykle wytężonej pracy. Dlatego na kolejne poranne spotkanie z Ulyssesem wyruszył z werwą, całkiem żwawo ściskając dłoń czarodzieja i równie żywotnie przyznając mu rację co do tuszu oraz przemierzając z nim Zakazany Las. Można było rzec, że alchemik był jakby wciągu, tyle że nie brania używek, a wykonywania pracy. Nie spodziewał się, że ruszą do opracowywania danych od razu po ostatnich pomiarach, jednak miał nadzieję, że dziś wyznaczą datę ostatniego spotkania w Szkocji, a także wskażą dzień, w którym zbiorą wyniki i zaczną je opracowywać. Terminarz obu mężczyzn był napięty i musieli dbać o to, aby maksymalnie wykorzystywać swój czas.
– Hm – mruknął, zapytany o postępy własnych prac. – Idą – stwierdził, po czym przeczesał w zamyśleniu bujną rudą brodę. – Wykonaliśmy wczoraj kolejną część pracy wraz z Archibaldem i tym nowym, Percivalem. Równy gość w sumie, nie wiem co jest między nim a Prewettem. Jakoś tak trochę dziwnie było – stwierdził, zerkając przelotnie na idącego obok Ollivandera, jakby szukając u niego odpowiedzi na swoje rozterki. W końcu różdżkarz znał odpowiedzi na wiele pytań, może i na to przypadkiem też. – Właściwie to będzie można się już skupić na samej recepturze i sposobie warzenia eliksiru – przyznał. Wiedział jednak, że pod tym pozornie nieskomplikowanym hasłem kryją się tygodnie ciężkiej pracy, testowania i poprawek. Tak samo jak pomiary nie oznaczały końca prac numerologicznych: wciąż pozostawała kwestia sporządzenia wykresów i wykonania potrzebnych obliczeń.
Kiedy dotarli do portalu Norweg tym razem już nie opierał się o żadne drzewo, obserwował tylko z lekkim sceptycyzmem Ulyssesa, który zdecydował się dotknąć kopczyka kamieni. Kiedy jednak nic się nie wydarzyło, Norweg się odprężył i od razu ruszył do pomocy przy rozstawianiu sprzętu. Podłapał spojrzenie różdżkarza i skinął głową, zabierając się następnie za wyposażenie źernicy w tusz i pergamin.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby tylko dało się takowe głowy i ręce chować przed innymi, Ollivander chętnie by się na nie zdecydował - może nawet prosząc o pomoc alchemiczną Asbjorna, może eliksiry mogły takie bonusowe ułatwienia uskuteczniać. Myślał jednak bardziej o asystencie, by choć ze sprawami różdżkarskimi oszczędził mu nieco czasu - nie pierwszy raz zastanawiał się nad tą opcją, lecz za każdym kolejnym mężczyzna dochodził do tego samego wniosku. Powierzenie czegoś w ręce innych nie było jego sposobem na życie, wolał mieć wszystko pod swoją kontrolą.
Trudno było określić lorda jako opieszałego, nie wyrażał raczej swojego zmęczenia, lecz daleko mu było do postaci energicznej, toteż z łatwością dostrzegł ową werwę w ruchach Ingissona. Uniósł brwi, próbując ukryć uśmiech, gdy alchemik wspomniał o spotkaniu jego grupy badawczej - wcale się nie dziwił, że jakoś tak trochę dziwnie było, skoro zetknął tam ze sobą tę dwójkę. Ulysses powściągnął większość emocji, które próbowały dostać się na rysy twarzy, jedynie kącik ust uniósł się w lekkim uśmiechu. - Mówili coś? - zapytał, jeszcze nie dzieląc się z Norwegiem objaśnieniem. Mieli chwilę. - Czyli do przodu, wspaniale. Będziesz musiał angażować w to jeszcze Percivala i Archibalda? - był ciekaw, choć nie wątpił, że mężczyźni zachowają się profesjonalnie. Może.
Przejście w tryb pracy nie stanowiło dla Ollivandera problemu nawet po krótkiej pogawędce, upewnił się, że wszystko jest rozstawione prawidłowo i źrenica zbiera informacje z otoczenia. - Wyniki są niższe niż ostatnio - stwierdził, znając powód tego zajścia - niewielki wpływ na odczyty miała pogoda, ale też czas ostatniej aktywacji portalu; różdżkarz był jednak ciekaw, czy Asbjorn domyśli się przyczyny. - Wiesz, co jest powodem? - zapytał mimochodem. - Możesz zrobić pomiary metr głębiej, rozejrzę się za kolejnym punktem na źrenicę - zaproponował, nie zwlekając z tym długo. Przechadzał się powoli po ściółce, odchodząc parę metrów od poprzedniego miejsca, na oko mierząc odległość od portalu. Póki co starał się zachować mniej więcej równą, lecz miał zamiar zbliżyć się także do kamieni. - Tu będzie idealnie.
Trudno było określić lorda jako opieszałego, nie wyrażał raczej swojego zmęczenia, lecz daleko mu było do postaci energicznej, toteż z łatwością dostrzegł ową werwę w ruchach Ingissona. Uniósł brwi, próbując ukryć uśmiech, gdy alchemik wspomniał o spotkaniu jego grupy badawczej - wcale się nie dziwił, że jakoś tak trochę dziwnie było, skoro zetknął tam ze sobą tę dwójkę. Ulysses powściągnął większość emocji, które próbowały dostać się na rysy twarzy, jedynie kącik ust uniósł się w lekkim uśmiechu. - Mówili coś? - zapytał, jeszcze nie dzieląc się z Norwegiem objaśnieniem. Mieli chwilę. - Czyli do przodu, wspaniale. Będziesz musiał angażować w to jeszcze Percivala i Archibalda? - był ciekaw, choć nie wątpił, że mężczyźni zachowają się profesjonalnie. Może.
Przejście w tryb pracy nie stanowiło dla Ollivandera problemu nawet po krótkiej pogawędce, upewnił się, że wszystko jest rozstawione prawidłowo i źrenica zbiera informacje z otoczenia. - Wyniki są niższe niż ostatnio - stwierdził, znając powód tego zajścia - niewielki wpływ na odczyty miała pogoda, ale też czas ostatniej aktywacji portalu; różdżkarz był jednak ciekaw, czy Asbjorn domyśli się przyczyny. - Wiesz, co jest powodem? - zapytał mimochodem. - Możesz zrobić pomiary metr głębiej, rozejrzę się za kolejnym punktem na źrenicę - zaproponował, nie zwlekając z tym długo. Przechadzał się powoli po ściółce, odchodząc parę metrów od poprzedniego miejsca, na oko mierząc odległość od portalu. Póki co starał się zachować mniej więcej równą, lecz miał zamiar zbliżyć się także do kamieni. - Tu będzie idealnie.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Norweg wzruszył lekko ramionami, kontynuując i rozmowę i spacer.
– Nie za wiele. Raczej na temat. Tylko takie napięcie w powietrzu wisiało jak Prewett wszedł i utrzymywało się raczej do końca – stwierdził, nie do końca będąc pewnym tego, czy aby na pewno dobrze to wszystko zinterpretował. Obaj mężczyźni byli w końcu niesamowicie profesjonalni i ani przez chwilę Ingisson nie wątpił, że dobrał odpowiednich ludzi na odpowiednie stanowiska.
– Ano. Do przodu – odparł, kiedy byli już nieomal u celu. – I nie, dalsze badania nie wymagają już współpracy z nimi. Trochę szkoda. Ale na pewno jeszcze niejedną propozycję nadań im złożę – przyznał, bowiem ze świecą szukać dobrych specjalistów w swoich dziedzinach, a do tych zaliczali się obaj obgadywani właśnie czarodzieje.
Rozłożenie sprzętu poszło im sprawnie i nim Norweg się obejrzał to już źrenica spisywała dane z otoczenia. Wiedział, że za moment Ulysses będzie aktywował portal. Wziął więc w ręce swój notes i pióro z kolejnym kałamarzem atramentu. Takiego zresztą głównie używał – charakterystyka jego pracy na co dzień nie wykluczała przecież rozlewania się tego i owego: musiał być przygotowany. Zapytany uniósł jednak wzrok znad wertowanych stron i spojrzał na Ollivandera. – Wilgotność powietrza, zakładam. Jest wyższa, magia częściowo zatrzymuje lub odbija się na cząsteczkach wody – stwierdził, będąc nawet pewnym swoich domysłów. Specjalizował się w końcu w alchemii, ciecze były całym jego życiem.
Ochoczo skinął głową na sugestię drugiego czarodzieja i zostawił go na chwilę samemu sobie. W tym czasie Norweg zabrał się za majstrowanie przy źrenicy, wydłużając pręt dokładnie o metr. Obserwował spisywania źrenicy, wykonując też własne spisania co kilkanaście sekund, tak dla pewności. Kiedy różdżkarz wskazał mu kolejne miejsce Norweg zdezaktywował źrenicę, zwinął pręt po czym ostrożnie wyjął źrenicę z ziemi i wbił ją w kolejnym punkcie. Ponownie uruchomił instrument, po czym dołożył jeszcze trochę pergaminu i poczynił dodatkowe zapisy, tak, jak poprzednio.
– Dzisiaj taki sam plan jak przedwczoraj? – zapytał jeszcze. Wątpił, żeby w sposobie prowadzenia pomiarów miały zajść dziś jakieś drastyczne zmiany, ale zawsze jednak warto było zapytać wcześniej.
– Nie za wiele. Raczej na temat. Tylko takie napięcie w powietrzu wisiało jak Prewett wszedł i utrzymywało się raczej do końca – stwierdził, nie do końca będąc pewnym tego, czy aby na pewno dobrze to wszystko zinterpretował. Obaj mężczyźni byli w końcu niesamowicie profesjonalni i ani przez chwilę Ingisson nie wątpił, że dobrał odpowiednich ludzi na odpowiednie stanowiska.
– Ano. Do przodu – odparł, kiedy byli już nieomal u celu. – I nie, dalsze badania nie wymagają już współpracy z nimi. Trochę szkoda. Ale na pewno jeszcze niejedną propozycję nadań im złożę – przyznał, bowiem ze świecą szukać dobrych specjalistów w swoich dziedzinach, a do tych zaliczali się obaj obgadywani właśnie czarodzieje.
Rozłożenie sprzętu poszło im sprawnie i nim Norweg się obejrzał to już źrenica spisywała dane z otoczenia. Wiedział, że za moment Ulysses będzie aktywował portal. Wziął więc w ręce swój notes i pióro z kolejnym kałamarzem atramentu. Takiego zresztą głównie używał – charakterystyka jego pracy na co dzień nie wykluczała przecież rozlewania się tego i owego: musiał być przygotowany. Zapytany uniósł jednak wzrok znad wertowanych stron i spojrzał na Ollivandera. – Wilgotność powietrza, zakładam. Jest wyższa, magia częściowo zatrzymuje lub odbija się na cząsteczkach wody – stwierdził, będąc nawet pewnym swoich domysłów. Specjalizował się w końcu w alchemii, ciecze były całym jego życiem.
Ochoczo skinął głową na sugestię drugiego czarodzieja i zostawił go na chwilę samemu sobie. W tym czasie Norweg zabrał się za majstrowanie przy źrenicy, wydłużając pręt dokładnie o metr. Obserwował spisywania źrenicy, wykonując też własne spisania co kilkanaście sekund, tak dla pewności. Kiedy różdżkarz wskazał mu kolejne miejsce Norweg zdezaktywował źrenicę, zwinął pręt po czym ostrożnie wyjął źrenicę z ziemi i wbił ją w kolejnym punkcie. Ponownie uruchomił instrument, po czym dołożył jeszcze trochę pergaminu i poczynił dodatkowe zapisy, tak, jak poprzednio.
– Dzisiaj taki sam plan jak przedwczoraj? – zapytał jeszcze. Wątpił, żeby w sposobie prowadzenia pomiarów miały zajść dziś jakieś drastyczne zmiany, ale zawsze jednak warto było zapytać wcześniej.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ollivander z chęcią obserwowałby to zebranie z bezpiecznego dystansu - i na pewno nie bez rozbawionego spojrzenia. Może na większym spotkaniu niechęć między Prewettem a Nottem mogła się rozmywać i ginąć wśród bieżących spraw, lecz w tak małym gronie... Ulysses nie dziwił się, że Norweg ją zauważył. Mężczyzna zaśmiał się cicho, krótko.
- Nie przepadają ze sobą, ale najwyraźniej próbują to przełknąć dla dobra organizacji - stwierdził, dalej niezwykle rozbawiony tą wizją, choć powściągał wyrażane emocje do absolutnego minimum. Ciekawe, czy wreszcie dorosną do ocieplenia stosunków, skoro los rzucił ich na wspólne wody. Wizja dogadujących się czarodziejów wcale nie wydawała się różdżkarzowi tak nierealna, mimo przyzwyczajeń i utartych schematów. - Wielka szkoda - skomentował, kręcąc głową i zdradzając w półuśmiechu krztę rozbawienia. - Uczyń mi tę przyjemność i dodaj mnie do zebrania, jeśli zdarzy ci się ich jeszcze raz angażować w podobnym składzie - uniósł brwi, niedługo jednak poważniejąc.
Pokręcił głową w zaprzeczeniu, zerkając na Ingissona, nim zabrał się za odpowiedź.
- Nie do końca. Gdyby tak było, pogoda wpływałaby chociażby na rzucane zaklęcia i znacznie utrudniała czarowanie - wpływa na pomiary, zgadza się, ale bardzo nieznacznie, dopiero przy analizie większej powierzchni jest to jakkolwiek zauważalne. Deszczówka nie ma zbyt dużego potencjału magicznego, co innego pioruny - przyznał. - Ostatnim razem portal musiał być uruchomiony niedługo przed naszym przybyciem, teraz jestem prawie pewien, że nikt nie ruszał go od jakiegoś czasu - godziny, może nawet dwóch czy trzech - podsunął. - Przy analizie danych będziemy brać pod uwagę pogodę, bowiem źrenica jest w stanie wyczuć różnice - ten czynnik jesteśmy w stanie odseparować, posiłkując się zapiskami meteomagicznymi z tego rejonu - wyjaśnił pokrótce, na chwilę wybiegając w przyszłość. Nie miał pojęcia, jak wszystko działało w przypadku eliksirów, mógł jedynie zgadywać, nie mając w tym doświadczenia, ale nawet nie podjął próby, zajęty odczytami oraz wybieraniem kolejnego miejsca.
- Możemy dokonać drobnej zmiany, a raczej nieco dodać. Zaczniemy tak samo, przejdziesz przez portal, ja zajmę się spisywaniem odczytów, lecz zatrzymasz się w Oazie na około dwie minuty i zrobisz tam pobieżne odczyty za pomocą tego - podał Norwegowi wyjętą z walizki źrenicę - mniejszą. - Trzeba zrobić to ręcznie, niestety. Wrócisz i zamienimy się rolami - byle dokonać tej zamiany prędko i sprawdzić, jak portal zachowa się przy zwiększeniu przepływu - zaproponował, choć nie spodziewał się rewelacji i wielu zaskoczeń akurat w tej kwestii. Ulysses upewnił się, że alchemikowi pasuje ten układ, po czym odwrócił się w stronę skałek, zamykając na chwilę oczy, by przywołać przyjemne wspomnienia. Jak na złość, zamiast rodziny do umysłu wracała kobieta, siejąc swój przyjemny zamęt o zapachu sosnowego igliwia - wreszcie przestał walczyć, próbując posiłkować się właśnie tym wspomnieniem. - Expecto Patronum - odparł trzeci raz i dopiero wtedy jastrząb okazał się na tyle silny, by ruszyć przejście - dwa poprzednie jedynie rozbiły się na powierzchni. No tak, obecnie ktoś chyba zbyt mieszał mu w głowie, by rodzinne wspomnienia mogły przeważać na tej dziwnej szali szczęścia...
| rzuty na Patronusa, każdy udany, trzeci z mocą 103 otwiera przejście (77+20+5)
- Nie przepadają ze sobą, ale najwyraźniej próbują to przełknąć dla dobra organizacji - stwierdził, dalej niezwykle rozbawiony tą wizją, choć powściągał wyrażane emocje do absolutnego minimum. Ciekawe, czy wreszcie dorosną do ocieplenia stosunków, skoro los rzucił ich na wspólne wody. Wizja dogadujących się czarodziejów wcale nie wydawała się różdżkarzowi tak nierealna, mimo przyzwyczajeń i utartych schematów. - Wielka szkoda - skomentował, kręcąc głową i zdradzając w półuśmiechu krztę rozbawienia. - Uczyń mi tę przyjemność i dodaj mnie do zebrania, jeśli zdarzy ci się ich jeszcze raz angażować w podobnym składzie - uniósł brwi, niedługo jednak poważniejąc.
Pokręcił głową w zaprzeczeniu, zerkając na Ingissona, nim zabrał się za odpowiedź.
- Nie do końca. Gdyby tak było, pogoda wpływałaby chociażby na rzucane zaklęcia i znacznie utrudniała czarowanie - wpływa na pomiary, zgadza się, ale bardzo nieznacznie, dopiero przy analizie większej powierzchni jest to jakkolwiek zauważalne. Deszczówka nie ma zbyt dużego potencjału magicznego, co innego pioruny - przyznał. - Ostatnim razem portal musiał być uruchomiony niedługo przed naszym przybyciem, teraz jestem prawie pewien, że nikt nie ruszał go od jakiegoś czasu - godziny, może nawet dwóch czy trzech - podsunął. - Przy analizie danych będziemy brać pod uwagę pogodę, bowiem źrenica jest w stanie wyczuć różnice - ten czynnik jesteśmy w stanie odseparować, posiłkując się zapiskami meteomagicznymi z tego rejonu - wyjaśnił pokrótce, na chwilę wybiegając w przyszłość. Nie miał pojęcia, jak wszystko działało w przypadku eliksirów, mógł jedynie zgadywać, nie mając w tym doświadczenia, ale nawet nie podjął próby, zajęty odczytami oraz wybieraniem kolejnego miejsca.
- Możemy dokonać drobnej zmiany, a raczej nieco dodać. Zaczniemy tak samo, przejdziesz przez portal, ja zajmę się spisywaniem odczytów, lecz zatrzymasz się w Oazie na około dwie minuty i zrobisz tam pobieżne odczyty za pomocą tego - podał Norwegowi wyjętą z walizki źrenicę - mniejszą. - Trzeba zrobić to ręcznie, niestety. Wrócisz i zamienimy się rolami - byle dokonać tej zamiany prędko i sprawdzić, jak portal zachowa się przy zwiększeniu przepływu - zaproponował, choć nie spodziewał się rewelacji i wielu zaskoczeń akurat w tej kwestii. Ulysses upewnił się, że alchemikowi pasuje ten układ, po czym odwrócił się w stronę skałek, zamykając na chwilę oczy, by przywołać przyjemne wspomnienia. Jak na złość, zamiast rodziny do umysłu wracała kobieta, siejąc swój przyjemny zamęt o zapachu sosnowego igliwia - wreszcie przestał walczyć, próbując posiłkować się właśnie tym wspomnieniem. - Expecto Patronum - odparł trzeci raz i dopiero wtedy jastrząb okazał się na tyle silny, by ruszyć przejście - dwa poprzednie jedynie rozbiły się na powierzchni. No tak, obecnie ktoś chyba zbyt mieszał mu w głowie, by rodzinne wspomnienia mogły przeważać na tej dziwnej szali szczęścia...
| rzuty na Patronusa, każdy udany, trzeci z mocą 103 otwiera przejście (77+20+5)
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart