Chicago, marzec 1950
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wspomnienie drugie
- Ray! Ej, Ray!
Raiden tkwił pod tym domem już jakieś czterdzieści minut i najwidoczniej starsza pani na parterze nie zamierzała wpuszczać młodego, dobrze wyglądającego dzieciaka, który przyjechał po nocy (no, tak. Była siódma wieczorem, ale było już ciemno, więc noc), prosząc o spotkanie z pewną młodą damą. Ah te kobiety starej daty. Dalej łapały go za serce swoim tradycjonalizmem lub właściwie... Uważały, że dzięki temu uchronią młodsze od siebie kobiety przed smakiem młodości? Chyba właśnie wręcz przeciwnie. Ich sprzeciw jedynie podkręcał chęć spotkania, równocześnie powodując, że w głowach męskiej braci zaczynały tworzyć się ciekawe pomysły. Jak na przykład ten, który zakradł się prosto do kreatywnej wyobraźni Raidena. Skoro sterczał tam już piętnaście minut, tracąc czas na przegrany spór z upartą babcią, musiał się spotkać z Grace w inny sposób. Gdyby mieszkała w bloku, byłoby gorzej. Jednak jako policjant Raiden miał to do siebie, że szybko znajdował informacje o interesujących go ludziach. Znalezienie adresu aktualnego miejsca, w którym przebywała panna Wilkes było czymś tak prostym, że aż dziecinnym. Jeden skradziony pocałunek w imię większego dobra był całkiem rozsądną ceną. Szczególnie że Ariadne była naprawdę całkiem ponętną i pożądaną dwudziestoparolatką. Co oni jej zrobili, sadzając ją w archiwum? Carter musiał przyznać, że smakowała naprawdę cudownie i gdyby nie silne pragnienie dostania się do informacji z przesłuchania, które już przenieśli nie wiadomo dlaczego do archiwum, zapomniałby, co tam robił. Ale miał to! Zakopane i spisane na straty dokumenty. Cóż. Góra nie wierzyła w to, że rozwiąże tę sprawę ze Smithem?! Niedoczekanie! Ale wpierw musiał spotkać się z Grace. I na pewno w innych okolicznościach niż jakieś denne przesłuchanie. Chociaż wtedy mógł naginać swojej władzy czyż nie? Okrutnik. Na pewno miał pójść za to do piekła. Za to... I wiele innych rzeczy.
Więc wsiadł w samochód, bo miał do nich słabość, i udał się pod wspomniany adres wykupiony pocałunkiem. Zajęło mu to więcej czasu niż przypuszczał. Bo skąd miał wiedzieć, że to hodowla?! Mógł się spodziewać, że właśnie tam się zatrzymają. Gdzieżby indziej mieli być miłośnicy zwierząt? Ale nie zamierzał się poddawać. Co to to nie! Zaszedł tak daleko, więc dociągnie tę sprawę do końca. Jak miał w zwyczaju robić zawsze. Ale nie spodziewał się tego, że zastanie tam upartą czarownicę i przyjdzie mu się wspinać po ścianie budynku do okna na piętrze. Nie było to takie proste, ale udało się. Pierwsze okno okazało się nie tym, którego chciał i o mały włos nie został zdemaskowany. Ruszył dalej, stukając palcem w szybę, aż nie zobaczył znajomej sylwetki po drugiej stronie. Uśmiechnął się łobuzersko jak gdyby nigdy nic i machnął jej głową, starając się przy okazji nie zlecieć. Gdy Grace otworzyła okno, mruknął:
- Hej, piękna. Gotowa na ucieczkę?
Na jej zaskoczone pytania, złapał się mocniej okna.
- Nie gadaj tylko schodź. Coś mi się wydaje, że twój smok nie odpuści - szepnął do dziewczyny, myśląc o krwiożerczej babci. Ale zaraz usłyszał coś pod sobą. Wolał nie dać się przyłapać i zostać potraktowany jakimś zaklęciem petryfikującym! Szybko więc podciągnął się na rękach i wślizgnął przez otwarte okno prosto na podłogę pokoju Grace. Merlinie, pobłogosław tę chwilę.
- Ray! Ej, Ray!
Raiden tkwił pod tym domem już jakieś czterdzieści minut i najwidoczniej starsza pani na parterze nie zamierzała wpuszczać młodego, dobrze wyglądającego dzieciaka, który przyjechał po nocy (no, tak. Była siódma wieczorem, ale było już ciemno, więc noc), prosząc o spotkanie z pewną młodą damą. Ah te kobiety starej daty. Dalej łapały go za serce swoim tradycjonalizmem lub właściwie... Uważały, że dzięki temu uchronią młodsze od siebie kobiety przed smakiem młodości? Chyba właśnie wręcz przeciwnie. Ich sprzeciw jedynie podkręcał chęć spotkania, równocześnie powodując, że w głowach męskiej braci zaczynały tworzyć się ciekawe pomysły. Jak na przykład ten, który zakradł się prosto do kreatywnej wyobraźni Raidena. Skoro sterczał tam już piętnaście minut, tracąc czas na przegrany spór z upartą babcią, musiał się spotkać z Grace w inny sposób. Gdyby mieszkała w bloku, byłoby gorzej. Jednak jako policjant Raiden miał to do siebie, że szybko znajdował informacje o interesujących go ludziach. Znalezienie adresu aktualnego miejsca, w którym przebywała panna Wilkes było czymś tak prostym, że aż dziecinnym. Jeden skradziony pocałunek w imię większego dobra był całkiem rozsądną ceną. Szczególnie że Ariadne była naprawdę całkiem ponętną i pożądaną dwudziestoparolatką. Co oni jej zrobili, sadzając ją w archiwum? Carter musiał przyznać, że smakowała naprawdę cudownie i gdyby nie silne pragnienie dostania się do informacji z przesłuchania, które już przenieśli nie wiadomo dlaczego do archiwum, zapomniałby, co tam robił. Ale miał to! Zakopane i spisane na straty dokumenty. Cóż. Góra nie wierzyła w to, że rozwiąże tę sprawę ze Smithem?! Niedoczekanie! Ale wpierw musiał spotkać się z Grace. I na pewno w innych okolicznościach niż jakieś denne przesłuchanie. Chociaż wtedy mógł naginać swojej władzy czyż nie? Okrutnik. Na pewno miał pójść za to do piekła. Za to... I wiele innych rzeczy.
Więc wsiadł w samochód, bo miał do nich słabość, i udał się pod wspomniany adres wykupiony pocałunkiem. Zajęło mu to więcej czasu niż przypuszczał. Bo skąd miał wiedzieć, że to hodowla?! Mógł się spodziewać, że właśnie tam się zatrzymają. Gdzieżby indziej mieli być miłośnicy zwierząt? Ale nie zamierzał się poddawać. Co to to nie! Zaszedł tak daleko, więc dociągnie tę sprawę do końca. Jak miał w zwyczaju robić zawsze. Ale nie spodziewał się tego, że zastanie tam upartą czarownicę i przyjdzie mu się wspinać po ścianie budynku do okna na piętrze. Nie było to takie proste, ale udało się. Pierwsze okno okazało się nie tym, którego chciał i o mały włos nie został zdemaskowany. Ruszył dalej, stukając palcem w szybę, aż nie zobaczył znajomej sylwetki po drugiej stronie. Uśmiechnął się łobuzersko jak gdyby nigdy nic i machnął jej głową, starając się przy okazji nie zlecieć. Gdy Grace otworzyła okno, mruknął:
- Hej, piękna. Gotowa na ucieczkę?
Na jej zaskoczone pytania, złapał się mocniej okna.
- Nie gadaj tylko schodź. Coś mi się wydaje, że twój smok nie odpuści - szepnął do dziewczyny, myśląc o krwiożerczej babci. Ale zaraz usłyszał coś pod sobą. Wolał nie dać się przyłapać i zostać potraktowany jakimś zaklęciem petryfikującym! Szybko więc podciągnął się na rękach i wślizgnął przez otwarte okno prosto na podłogę pokoju Grace. Merlinie, pobłogosław tę chwilę.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Nie przejmowała się ich "genialnymi" wyczynami podczas przeskakiwania na siatce, nie zależało jej na wygraniu biegu, bo to nie miało żadnego znaczenia. Dzisiaj miała po prostu chwytać dzień, a raczej tą część, która pozostała. Noc jednak też była długa, a Raiden nie wydawał się chcieć szybko kończyć ich spotkanie. Mogła się więc spodziewać spędzenia z nim kolejnych godzin i dość późnego powrotu do jej tymczasowego miejsca zamieszkania. Ciekawe czy smoczyca, jak ten nazywał starszą właścicielkę rezerwatu, będzie starała się oczekiwać jej powrotu...
- A co, chcesz mnie... - nie dokończyła, bo w tym momencie wszystko nagle pojaśniało. To zmusiło ją do zamknięcia oczu, które przyzwyczajone do ciemności, nie mogły znieść tak gwałtownej dawki światła. Dopiero po chwili udało jej się przyzwyczaić, co pozwoliło skupić się na znajdującym się przed nią obiekcie. W pierwszym momencie nie wiedziała co ma przed sobą, dopiero po chwili zrozumiała. Zoo... Wraz z tym słowem pojawiającym się w jej głowie, na ustach rozkwitł szeroki uśmiech, a serce przyspieszyło tempa. Z pewnością nie spodziewała się, iż to właśnie to miejsce ten chciał jej pokazać. Było to jednak jak najbardziej pozytywne zaskoczenie i prawdopodobnie mocno uścisnęła by go pod wpływem emocji, gdyby nie fakt, że ten w tym samym momencie ruszył powoli, na co ona niemalże natychmiast zareagowała i ruszyła zaraz za nim.
- Czyżbyś miał tak wielką potęgę, że możesz sobie chodzić po zoo w nocy, panie władzo? - spytała z odrobinę zadziorności w głowie, gdy zatrzymali się przy pierwszej klatce. Szybki rzut oka by stwierdzić, iż w środku znajdowały się szympansy. Te najwyraźniej jednak nie były zainteresowane przybyszami, co jeden z nich bez jakichkolwiek hamulców pokazał, odwracając się do nich tyłem. Grace cicho zachichotała, ruszając z nim dalej. Mimowolnie czuła ogromne podekscytowanie w środku, jakby sama myśl spędzania czasu w towarzystwie Raidena i zwierząt, dodała jej skrzydeł.
- A co, chcesz mnie... - nie dokończyła, bo w tym momencie wszystko nagle pojaśniało. To zmusiło ją do zamknięcia oczu, które przyzwyczajone do ciemności, nie mogły znieść tak gwałtownej dawki światła. Dopiero po chwili udało jej się przyzwyczaić, co pozwoliło skupić się na znajdującym się przed nią obiekcie. W pierwszym momencie nie wiedziała co ma przed sobą, dopiero po chwili zrozumiała. Zoo... Wraz z tym słowem pojawiającym się w jej głowie, na ustach rozkwitł szeroki uśmiech, a serce przyspieszyło tempa. Z pewnością nie spodziewała się, iż to właśnie to miejsce ten chciał jej pokazać. Było to jednak jak najbardziej pozytywne zaskoczenie i prawdopodobnie mocno uścisnęła by go pod wpływem emocji, gdyby nie fakt, że ten w tym samym momencie ruszył powoli, na co ona niemalże natychmiast zareagowała i ruszyła zaraz za nim.
- Czyżbyś miał tak wielką potęgę, że możesz sobie chodzić po zoo w nocy, panie władzo? - spytała z odrobinę zadziorności w głowie, gdy zatrzymali się przy pierwszej klatce. Szybki rzut oka by stwierdzić, iż w środku znajdowały się szympansy. Te najwyraźniej jednak nie były zainteresowane przybyszami, co jeden z nich bez jakichkolwiek hamulców pokazał, odwracając się do nich tyłem. Grace cicho zachichotała, ruszając z nim dalej. Mimowolnie czuła ogromne podekscytowanie w środku, jakby sama myśl spędzania czasu w towarzystwie Raidena i zwierząt, dodała jej skrzydeł.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wszystko szło jak po maśle. A przynajmniej tak właśnie myślał Raiden, gdyby za bardzo się nie zapatrzył na Grace. Usłyszał jakieś kroki przed nimi, ale było już za późno, by się deportować. O ucieczce też oczywiście nie myślał. To byłaby głupota. Ale miał pomysł jak z tego wyjść cało, a przynajmniej mógł zaryzykować. Szybko złapał Ray za ramię i przyciągnął do siebie. Spojrzał na nią przepraszająco, ale zdołał jeszcze powiedzieć Zaufaj mi, nim zza zakrętu wyszedł jakiś siwy mężczyzna po pięćdziesiątce i zaświecił im latarką prosto w twarz.
- Co tu robicie?! - krzyknął, po czym sięgnął po broń, którą nosił przy pasku. Jednak Raiden był szybszy, bo odznaka w jego dłoni odbijała światło żarówki. Zasłonił się trochę nią przed blaskiem, bo naprawdę oślepiała.
- Policja - rzucił pewny siebie Carter w stronę strażnika. - Złapałem włamywaczkę. Zauważono jak przeskakiwała przez ogrodzenie we wschodniej części zoo - kontynuował. - Na szczęście złapałem ją nim zdążyła narobić szkód. Może pan już opuścić tę latarkę?
- Wandale? W zoo? - spytał zupełnie zaskoczony już mężczyzna i natychmiast po zobaczeniu odznaki, skierował źródło światła w inne miejsce. - Czego te dzieciaki nie wymyślą. A miesiąc temu zamalowywano malunki, które zrobili przy ptaszarni.
Pokręcił głową, patrząc na Grace. Chyba zdziwiło go to, że domniemany szkodnik był płci żeńskiej. Nie miał jednak innego rozwiązania jak wypuścić dwójkę główną bramą i pogratulować Raidenowi refleksu. Ten oczywiście odpowiedział, że spełniał jedynie swój obowiązek, a stróż spisał się świetnie. Gdy wyszli poza mury zoo, Carter puścił Wilkes i oparł się plecami o wysoką ścianę. Odetchnął głęboko, zanim zaczął się śmiać.
- To się nazywa przygoda, co? - rzucił do niej, patrząc na jej twarz. Nie mógł się powstrzymać, bo uśmiech sam pchał mu się na usta. Tego się nie spodziewał, chociaż można było powiedzieć, że przecież pomyślał o wszystkim! Cóż. Najwyraźniej nie o swoim mózgu, który nakierował go specjalnie na Grace. Bądź co bądź to przez nią, nie przez niego przyłapał ich ten cały stróż nocny. - Oczywiście to było w planach - dodał, wiedząc, że wcale mu nie uwierzyła, ale przecież nie chodziło o to, żeby ją do tego przekonać. Śmiał się jeszcze jakiś czas, zanim po prostu przesunął się w stronę Wilkes i delikatnie ją pocałował, odgarniając włosy za ucho.
|zt x2
- Co tu robicie?! - krzyknął, po czym sięgnął po broń, którą nosił przy pasku. Jednak Raiden był szybszy, bo odznaka w jego dłoni odbijała światło żarówki. Zasłonił się trochę nią przed blaskiem, bo naprawdę oślepiała.
- Policja - rzucił pewny siebie Carter w stronę strażnika. - Złapałem włamywaczkę. Zauważono jak przeskakiwała przez ogrodzenie we wschodniej części zoo - kontynuował. - Na szczęście złapałem ją nim zdążyła narobić szkód. Może pan już opuścić tę latarkę?
- Wandale? W zoo? - spytał zupełnie zaskoczony już mężczyzna i natychmiast po zobaczeniu odznaki, skierował źródło światła w inne miejsce. - Czego te dzieciaki nie wymyślą. A miesiąc temu zamalowywano malunki, które zrobili przy ptaszarni.
Pokręcił głową, patrząc na Grace. Chyba zdziwiło go to, że domniemany szkodnik był płci żeńskiej. Nie miał jednak innego rozwiązania jak wypuścić dwójkę główną bramą i pogratulować Raidenowi refleksu. Ten oczywiście odpowiedział, że spełniał jedynie swój obowiązek, a stróż spisał się świetnie. Gdy wyszli poza mury zoo, Carter puścił Wilkes i oparł się plecami o wysoką ścianę. Odetchnął głęboko, zanim zaczął się śmiać.
- To się nazywa przygoda, co? - rzucił do niej, patrząc na jej twarz. Nie mógł się powstrzymać, bo uśmiech sam pchał mu się na usta. Tego się nie spodziewał, chociaż można było powiedzieć, że przecież pomyślał o wszystkim! Cóż. Najwyraźniej nie o swoim mózgu, który nakierował go specjalnie na Grace. Bądź co bądź to przez nią, nie przez niego przyłapał ich ten cały stróż nocny. - Oczywiście to było w planach - dodał, wiedząc, że wcale mu nie uwierzyła, ale przecież nie chodziło o to, żeby ją do tego przekonać. Śmiał się jeszcze jakiś czas, zanim po prostu przesunął się w stronę Wilkes i delikatnie ją pocałował, odgarniając włosy za ucho.
|zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Strona 2 z 2 • 1, 2
Chicago, marzec 1950
Szybka odpowiedź