Wydarzenia


Ekipa forum
Ulice
AutorWiadomość
Ulice [odnośnik]05.04.15 20:55
First topic message reminder :

Ulice

Dolina Godryka nie może poszczycić się dużą ilością ulic. Zaledwie jedno większe skrzyżowanie, kilka małych zaułków i jedna główna aleja przechodząca przez główny plac, łącząca wjazd i wyjazd z wioski. Wzdłuż niej, podobnie jak i przy innych, ciągną się rzędy domów, w większości zbudowanych z kamienia według starej mody. Stając na placyku i patrząc przed siebie można odnieść wrażenie, jakby cofnęło się o kilkaset lat. Na ulicach nie ma wielu samochodów, a od czasu do czasu potrafi pojawić się nawet wóz zaprzęgnięty w konie. Nocą nikłe światło dają elektryczne latarnie stylizowane na stare. Zaułki oddalające się jednak od głównej ulicy giną w mroku, który rozjaśnia jedynie odrobina blasku bijącego z okien stojących przy nich budynków.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulice - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ulice [odnośnik]02.01.22 22:01
Cieszyła się, że Volans natrafił na nią, aczkolwiek cieszyła się gdyby po prostu natrafił na jakąś przyjazną mu osobę. Nie narzekała na swoją obecność, po prostu doceniając, że mogła pomóc przyjacielowi, po prostu chciała, żeby nawet, gdyby jej nie było, nim miał kto się zająć. Na całe szczęście byli obecnie w miejscu, które było im przyjazne, dlatego nie musieli się też martwić, ani zajmować tym, że nagle ktoś zamierzał na nich się rzucić.
- Nie martw się, nie zostawię cię ani nie pozwolę nikomu żeby coś ci zrobił. W razie czego zawsze jestem tutaj i jeżeli będziesz mnie potrzebować, nigdzie nie ucieknę, nie martw się. – Spokojnie i ostrożnie złapała jego dłoń, splatając ich ręce. Nie śpieszyła się, nie zamierzając uderzać Volansem o framugę albo też idąc na tyle szybko, że miałby się potknąć. Sama badała wszystko na swojej drodze, nie zamierzając wprowadzić przyjaciela na coś delikatnego. Na szczęście dostali pozwolenie na skorzystanie z toalety gdzieś na tyłach, tak aby nie musieli wchodzić po schodach. Widząc, jak wolno szło im poruszanie się, na pewno nie udałoby się im to zbyt szybko.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś, inaczej bym miała spore zaniepokojenie, skoro rozmawialiśmy tam razem. Dalej nie zamierzam się przyznawać, że potknęłam się o fajerwerki. Chociaż gromoptaka nie dało się przegapić, prawda? – Uśmiechnęła się, pozwalając mu na zajęcie się sobą nad zlewem, pomagając jeszcze odkręcić kurki w kranie na tyle, aby wyregulować temperaturę. Sięgnęła po ręcznik, delikatnie mocząc go ciepłej wodzie i łapiąc na nowo dłoń Volansa. – Uniesiesz twarz?
Nie chciała ingerować w jego strefę prywatną bardziej, niż to było konieczne, bo i tak nie widział nic, co działo się dookoła, a nagły dotyk zdecydowanie nie był sprawą przyjemną. Dopiero kiedy uniósł głowę, pozwoliła sobie delikatnie przemyć jego twarz ręcznikiem, przesuwając go bardzo ostrożnie pod jego oczyma. Już mniej ostrożnie ale wciąż delikatnie wytarła maź z reszty jego ciała, uznając, że ubrania mógł wyprać sobie sam, ale kontakt tej dziwnej substancji ze skórą powinien być ograniczony.
- Nie, znaczy, mi nie jest tłoczono, ale obawiam się, że ja mogę im ciążyć. Ale jutro już się wyprowadzam, nie będę siedzieć nie wiadomo ile. Chcę zostawić im trochę zapasów. Kupiłam dom, mówiłam ci? Znaczy…mam już w sumie też własne miejsce w zajeździe, ale czasem, gdyby ktoś mnie gonił…taka kryjówka, wiesz? – Nie wiedziała, czy rozumiał. Rozmawiali co prawda o Zakonie Feniksa, ale przecież nigdy nie pytała Volansa, czy musiał uciekać. Za to zdecydowanie usłyszała o jego misji z olbrzymem. Zmarszczyła lekko brwi, nie wiedząc do końca, co mu odpowiedzieć.
- Umiem zrozumieć zarówno ich, jak i twój punkt widzenia. Ciężko mi powiedzieć, co dokładnie bym wybrała i jak bym postąpiła, wiem jednak, że to boli. Ludzie, których zabierasz ze sobą, zachowujący się tak, jakby byli panami sytuacji. Zaufanie do siebie w tym momencie to podstawa. Jeżeli na to nie możemy liczyć, co można zrobić? – Westchnęła cicho. – Mam wrażenie, że czasem chyba za wiele się spodziewam, wiesz? Widziałam dzieciaki na misji, takie, którym nikt nic nie podpowiedział, których nie wyszkolono. Martwię się o nie. Albo o to, że czasem wpadnięcie na misje oznacza, że nie wiesz potem, co dzieje się z ludźmi. Uratowanymi, a potem wrzuconymi w jakąś dziwną pustkę. Obcymi, w nowym miejscu, bez pojęcia, co mieliby dokładnie zrobić.
Mówiła przez chwilę chyba bardziej do siebie niż do Volansa, zaraz też otrząsając się z tego i spoglądając na przyjaciela, uśmiechając się smutno kiedy dostrzegła, jak jego palce z frustracji zaciskają na krawędzi zlewu. Ostrożnie podeszła, na nowo kładąc dłoń na jego ramieniu, przybliżając się do niego aby przytulić go ostrożnie.
- Hej, hej, na spokojnie. Będzie dobrze, zobaczysz, znów będziesz wszystko widzieć. A ja, tak jak ci mówiłam, nie zamierzam uciekać ani cię zostawiać, rozumiesz? Powiedz, co potrzebujesz, dobrze?


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Ulice [odnośnik]04.02.22 21:46
To zapewnienie wiele dla niego znaczyło. Zwłaszcza wypowiedziane przez nią słowa. To właśnie chciał usłyszeć. Polegał na niej w tym momencie. W obecnym stanie nie zdoła dotrzeć do domu kuzyna. Ani do swojego.
To mnie uspokoiłaś — Powiedział do niej bez cienia drwiny w głosie. Naprawdę ufał Thalii i akurat potrzebował jej pomocy oraz wsparcia. Otrzymywał je. Czuł, że przemieszczali się w żółwim tempie. Nie było to jego standardowe tempo marszu, ale nie więcej nie mógł sobie pozwolić. Nie chciał stracić równowagi i tym samym pogorszyć swojego stanu. To było ostatnie czego chciał. Najbardziej chciał wrócić do domu i położyć się na kanapie na resztę tego dnia. Zasadne było wezwanie uzdrowiciela, który oceni szkody wyrządzone jego oczom oraz jego szanse na odzyskanie wzroku.
Być może bawiłbym się gorzej, gdyby nie bliskie mi osoby. Potknęłaś się, podobnie jak ja. Był niesamowity — Przyznał szczerze. Odpowiednie towarzystwo ratowało to wszystko. Nie da jej tak łatwo o tym zapomnieć. Ten niezamierzony pokaz zaczarowanych sztucznych ogni był wspaniały. Nic więc dziwnego, że chciał odnaleźć więcej pudełek z fajerwerkami.
Zapytany o to, jedynie skinął głową i zwrócił się twarzą ku niej z lekko zadartą brodą. Pozwalał sobie pomóc. Starał się nie lekko wzdrygać za sprawą tego kontaktu mokrego materiału ręcznika z jego skórą. Thalia na pewno zrobi to lepiej od niego. Nie po omacku. Gdyby musiał to zrobić samodzielnie, najpewniej tylko pogorszyłby sytuację.
Z całą pewnością im nie ciążysz. Nie wyrzuciliby cię. Nie zdziwiłbym się, gdyby jeszcze próbowali cię zatrzymać. Dokąd się wyprowadzasz? Na pewno będą wdzięczni za te zapasy. Podczas wesela... nie wydaje mi się. Ten zajazd nie jest bezpieczny? Wiem, co masz na myśli — Odrzekł z przekonaniem, wręcz zaskakującą pewnością w głosie. Znał swoich bliskich. Nie za bardzo orientował się w kwestii tego zajazdu. Raczej temu miejscu daleko do bezpiecznego, jednak co on tam wiedział. Tyle, co nic. Rozumiał jednak dobrze, że warto mieć bezpieczną miejscówkę.
Dobrze, że to rozumiesz. Nie zamierzam po raz kolejny współpracować z tymi ludźmi. Przynajmniej nie z własnej woli — Zarzekał się. Oznaczało to, że po raz kolejny nie poprosi tych samych osób o pomoc w jakiej sprawie. Nie mógł jednak wykluczyć przymusowej współpracy. — Jak każdy z nas. Dlatego tak łatwo się rozczarowujemy. Czasem sam mam wrażenie, że my sami nie jesteśmy gotowi na to wszystko. A co dopiero one. Mój brat, Aidan, aż rwie się do walki z wrogiem. Podczas, gdy jego jedynym zmartwieniem powinna być nauka w Hogwarcie, problemy z rówieśnikami czy dziewczynami. Innych dzieciaków też to dotyczy. To prawda. Można mieć tylko nadzieję, że ta pomoc coś zmieniła w ich życiu, że przeżyli i że tym samym nie poszła na marne — Odrzekł poważnie, ze szczerością w głosie. Czasem tak właśnie się czuł. Niegotowy na to, co przynosiła wojenna zawierucha. Osoby w wieku zbliżonym do Aidana nie powinny zajmować się tym, co należało do starszych.
Toaleta w tym pubie nie była odpowiednim miejscem do prowadzenia tego typu rozmów, a jednak byli tutaj. Nie mógł zobaczyć jej smutnego uśmiechu. Słyszał za to jej kroki. Drgnął, gdy oparła dłoń na jego ramieniu. To przytulenie, choć niespodziewane, dodało mu otuchy. Ze słowami było gorzej. Trudno było mu w to uwierzyć. Za wyjątkiem tego, że Thalia nigdzie się nie wybiera i go nie zostawi.
Trudno mi w niektóre rzeczy uwierzyć. Wiem, że nigdzie się nie wybierasz. Nie wiem... co jeszcze mogę zrobić poza wezwaniem uzdrowiciela lub powrotem do domu? — Przyznał niezbyt zadowolony. W obecnej sytuacji nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone


Ostatnio zmieniony przez Volans Moore dnia 28.03.22 1:13, w całości zmieniany 1 raz
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Ulice - Page 15 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Ulice [odnośnik]12.02.22 23:11
- W takim razie się cieszę, najczęściej ciężko mówić o tym, abym stanowiła naprawdę dobre wsparcie. – Westchnęła cicho, ostrożnie go prowadząc. To on nadawał tempa, nie mogła go poganiać, bo chodzenie wymagało o wiele więcej cierpliwości i przyłożenia się do danej sytuacji, ale jak już powiedziała, nigdzie nie zamierzała się wybierać. Nawet jeżeli chciałaby gdzieś przejść, było to już absolutnie nieważne i dopóki nie będzie miała pewności, że Volans nie będzie bezpieczny, nie zamierzała uciekać ani go zostawiać. Nie miała zamiaru zostawiać nikogo za sobą, nawet jeżeli nie mogła przydać się na zbyt wiele. Westchnęła, uśmiechając się lekko do samej siebie kiedy wspomniał o weselu.
- Chciałabym mieć kiedykolwiek też szansę na inną zabawę. Poszłam na tańce przed nowym rokiem, ale…to też nie to samo. – Bawiła się wybitnie z Ronją i Prudence, ale chciała więcej. Czy można to było nazwać słabością? Rozkapryszeniem? Kiedy schodziła na ląd, to był jej czas na zabawę, na rozrywkę, na zdjęcie z siebie mentalnego ciężaru. Teraz nie było to możliwe, bo wojna sprawiała, że wszyscy kończyli w najgorszej możliwej konfiguracji. Pozbawieni wszystkiego. I co teraz? Potrzebowali odpoczynku, a jednocześnie jak bawić się w tej sytuacji.
Ostrożnie wytarła wszystko z jego twarzy i ewentualnego ubrania, ostrożnie oddychając, kiedy tylko zobaczyła że wyczyściła go jak tylko mogła. Poklepała go po ramieniu, dając mu znać, że zakończyła co tylko mogła, uśmiechając się znów do samej siebie, tym razem jednak dość smutniej.
- Walia, nad jeziora. Dopiero niedawno kupiłam to miejsce. Zajazd nie jest niebezpieczny, znaczy cóż, nigdy nie wiesz kto tam przyjedzie, ale to równie dobrze można by było powiedzieć o tym co mamy na miejscu. Nie, po prostu to ja jestem często w niebezpiecznych sytuacjach i nie mogę pozwolić nikomu, aby namierzył mnie i przeze mnie dotarł tam, gdzie mógłby sprowadzić niebezpieczeństwo. Do domu bez adresu nie łatwo dotrzeć, do miejsca którego położenia nie zna większość osób ciężko się włamać. – Nie mówiąc już o tym, że na pewno zamierzała tam założyć pułapki. Zwłaszcza kiedy wspominała wydarzenia z początku stycznia i jaki problem by miała gdyby nie duch.
- Nie wiem, mam wrażenie, że nie jestem gotowa na nic. Czuję się jak dziecko we mgle, które nawet do końca nie wie, gdzie powinno się przemieścić. Chciałabym powiedzieć, że umiem sporo, ale to naprawdę byłoby przesadą. A jednocześnie mam inne zalety, które mogłyby pomóc w…nie wiem, czymkolwiek. A z innej perspektywy…mam wrażenie, jakbym była po prostu najgorszym rozczarowaniem. – Ze złości odwróciła się, kopiąc w ścianę, aby ostatecznie złapać się półek i odetchnąć głęboko.
- Spokojnie, Volans, na pewno to coś, co da się naprawić. Mogę cię zaprowadzić w jakieś miejsce, uzdrowiciel na to spojrzy i pozwoli ci to dowiedzieć się, jak to zaleczyć. Masz tutaj kogoś w okolicy, do kogo cię odprowadzić? – Gotowa była to zrobić, bo teraz była na to szansa. Potem mogło się pogorszyć, więc jeżeli uzdrowiciel mógł temu jakkolwiek zaradzić, innej opcji nie było.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
[odnośnik]02.04.22 3:19
Chyba za bardzo się nie doceniasz — Stwierdził. Pokazała mu i to niejeden raz, że można było na niej polegać. Niewątpliwie znalazłyby osoby, które miały odmienne zdanie od niego. Ale tu ich nie było i pomagała mu w poruszaniu się. Zdecydowanie nie poradziłby sobie bez niej. Być może kiedyś będzie miał możliwość odwdzięczyć się kobiecie tym samym.
Podzielam twoje zdanie. Przed wojną chodziłem często do londyńskiego teatru czy zoo, innych instytucji kulturalnych albo klubów. Brakuje mi tego — Przyznał z nieukrywaną goryczą. Owszem, w innych promugolskich hrabstwach istniały nieliczne czynne miejsca, ale nie mogły zastąpić tych wszystkich przybytków w Londynie. Potrzebował odskoczni od tego wszystkiego.
Westchnięciem wyraźnej ulgi skomentował zakończenie tego oczyszczania jego twarzy i ubrań. Nie było to dla niego komfortowe.
— Musi być tam bardzo ładnie. Nie masz nic przeciwko, bym cię odwiedził? To rozsądne postępowanie. W obecnych czasach trzeba zrobić wszystko by nie narażać swoich bliskich na dodatkowe niebezpieczeństwo — Stwierdził. Uznał, że chętnie spędził trochę czasu poza granicami Anglii, zwłaszcza nad jeziorem. Mógłby wybrać się na wiosnę, spędzić u niej kilka dni i korzystać z łowiska. Biorąc pod uwagę wypowiedziane przez nią słowa i to, że zgodził się z nimi bez chwili wahania to raczej na wyrost zapytał o możliwość odwiedzin. Uszanowałby jej odmowę. W razie czego i tak może wybrać się do Walii i poszukać sobie noclegu we własnym zakresie. Nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Nie licząc kwestii finansów.
Więcej wiary w siebie, Thalio. Nikt nie potrafi wszystkiego i nikt nie jest pozbawiony zalet. W twoim przypadku sam mógł wskazać kilka z nich. Pomagaj w tym, w czym jesteś dobra. Nie jesteś rozczarowaniem. Nawet o sobie tak nie myśl — Starał się przedstawić kobiecie swój punkt widzenia oraz spróbował podnieść ją na duchu, tym bardziej, że słyszał jak kopie ze złością w ścianę. To też pozwalało mu skupić się na innych problemach, które wyniknęły z bycia w złym miejscu i o złej porze. Thalia również mogła na niego liczyć.
Chciałbym, by tak było. Do domu mam za daleko, nie potrafię wskazać tobie drogi do domu kuzyna. Możesz mnie zaprowadzić na Wrzosowisko, to dom Sproutów — Zadecydował. To było najlepsze wyjście, dzięki któremu od razu trafi pod opiekę zaufanej uzdrowicielki.
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Ulice - Page 15 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Ulice [odnośnik]03.04.22 11:34
- Wiesz jak to bywa, jest to nieco…bardziej skomplikowane. – Od tak, ciężko było jej zapewniać siebie samą o swojej wartości, zwłaszcza jeżeli wciąż musiała walczyć o zapewnianie siebie samej, że wszystko jest w porządku, że wcale nie zwariowała, że mimo wszystko uda jej się…przebić przez to wszystko? Nie miała w sobie nadziei, chciała po prostu wierzyć, że nie zostanie sama z tym wszystkim, więc zamiast tego po prostu polegała na bliskich i pomagała im, jeżeli mogła.
- Miło by było zorganizować coś dla osób…może przemyślę nad czymś, mam nadzieję, że w tym momencie uda mi się porozmawiać z Floreanem, miałabym dla niego parę pomysłów. – Uśmiechnęła się jeszcze, ale nie powiedziała w jakim celu musi porozmawiać z Florkiem, wiedząc, że takie rzeczy najlepiej też trzymać w sekrecie. Niespodzianki bywały również dobre.
- Jeżeli już się zadomowię to mogę cię zaprosić. – Wiedziała, że jeszcze minie trochę, zanim całkowicie ogarnie dom, ale starała się jak mogła aby wszystko było w porządku. A teraz też uśmiechnęła się trochę, bardziej do siebie kiedy wspominała o miejscu, które łatwiej będzie nazwać swoim własnym, gdzie będzie można odetchnąć, nie przejmować się życiem i nie martwić się, tak jakby nic dookoła nie istniało. Miłe poczucie.
- Dziękuję, Volans…muszę…uporać się niektórymi rzeczami. Ale jeżeli zapomnę nieco o sobie, albo nie wiem, będę znowu w takim dziwnym nastroju…będę o tym pamiętać. – Podziękowała mu za dobre słowa, ostrożnie jeszcze wyciągając dłoń aby złapać jego własną. Skoro miał życzenie aby zaprowadzić go pod konkretny adres, nie zamierzała mu odmówić, zwłaszcza że też nie mogła go ciągnąć po pół kraju, aby teraz nagle obijał się bez wiedzy co się dzieje.
- Mam nadzieję, że uda ci się wszystko zaleczyć i nie będzie to zbyt wielki problem, zwłaszcza, że nie chcę aby Aurora miała problem kiedy jej matka jest chora. – Ostrożnie skierowała się mimo wszystko w tym kierunku, tak aby wszystko nie było problemem. Ciężko było się komuś nie narzucać w tych czasach.

ztx2


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Ulice [odnośnik]11.06.22 22:20
9 kwietnia 1958, świetlica miejska
Nie pierwszy raz zajmowała się uszyciem czegoś na wymiary, a mimo to wciąż była nieco poddenerwowana. Pierwszy raz miała samodzielnie uszyć szatę z zupełnie magicznych komponentów, dlatego chciała aby wszystko wyszło jak najlepiej. Zwłaszcza, że mowa była tutaj o kurtce dla kogoś, kogo jednak lubiła. Miała więc nadzieje, że wszystko wyjdzie idealnie i będzie mogła zadowolić się efektem.
Oczywiście wiedziała bardzo dobrze, że nie było co zaczynać na ślepo, dlatego musiała zacząć od stworzenia wzoru. Kiedy więc parę dni temu udało jej się zdobyć surówkę na zrobienie wzoru, wydawało się że chociaż raz w danych miesiącach się szczęście do niej uśmiechnęło. Dokładnie rozrysowała wszystko na samym początku, raz po raz spoglądając na karteczkę ostrożnie przypiętą gdzieś na boku, do innych materiałów – ale na tyle delikatnie, że nie uszkodziło to niczego. Łatwiej jej było jednak sprawdzać jak dokładnie ma rysować wzór. Kurtki były prostsze niż całe zestawy, a skoro Billy nie potrzebował nic innego. Ołówek delikatnie kierował się po białej, bardzo prostej tkaninie, tak aby patrzeć czy też nie będzie musiała czegoś poprawić. Na pewno musiała zadbać o odpowiednią długość rękawów, oraz o to, aby kurtka była na tyle szeroka, aby nie było problemów z poruszaniem się w niej, a jednocześnie na tyle ciasna, aby jednak nie powiewała ani nie ciągnęła się. Coś takiego trzeba było już planować na etapie początkowym, bo potem wszystko trzeba było zacząć od nowa. Dopiero kiedy miała pewność, że nic nie już nie ma prawa się popsuć jeżeli chodzi o samą surówkę i wzór na wyszywanie, nabrała też śmiałości aby działać dalej. Sięgnęła po nożyczki, przyglądając się im jeszcze z ponurym spojrzeniem – wydawało jej się, że coś jednak się stało bo wyglądały na całkiem stępione. Ostrożnie spróbowała jeszcze przeciąć róg materiału, ale tak jak podejrzewała, szło to mocno opornie. Na całe szczęście inna krawcowa pracująca w świetlicy przyglądała się jej, aby z dobrodusznym uśmiechem wyciągając w jej stronę ostrzałkę.
Pilnując, aby samej się nie skaleczyć, kilkukrotnie przeciągnęła ostrzałką po nożyczkach, spoglądając czy też przypadkiem nic nie uszkodziła albo czy nożyczki dobrze wyglądają i dobrze działają. Teraz gładko cięły róg surówki, dlatego z nieco nieśmiałym podziękowaniem zwróciła ostrzałkę, wracając do swojej pracy. Czekało ją jeszcze sporo roboty i nie chciała narzekać na cokolwiek – to oznaczało w jakimś stopniu wypłatę, a to oznaczało, że będą mogli coś zjeść z rodziną. I to oznaczało, że nie spędzi kolejnych miesięcy siedząc i nie skupiając się na niczym, z pustką wpatrując się w ścianę skoro nie miała nawet jak poćwiczyć swoich zaklęć.
Naciągnęła surówkę, pozwalając sobie na pewny chwyt, po czym przesunęła nożyczkami po tkaninie. Ostrożnie zajęła się wycinaniem najpierw przednich części, zaraz potem numerując je jeszcze ołówkiem, tak aby nie zgubić koncepcji i samej też zapisując co wycięła i w jakim celu, tuż pod rozmiarami które zapisała w informacji o Williamie. Będzie musiała jeszcze zająć się dokładnym wypisaniem materiału tak aby potem na wszelki wypadek móc albo zaszyć dziurę, albo doszyć jakąś część. Nie musiała wiedzieć w zasadzie nic o tym, w co dokładniej angażował się Moore, ale skoro jeszcze do niedawna mogła znaleźć go na plakacie, na pewno oznaczało to, że prędzej czy później może o coś zaczepić.
Sięgnęła jeszcze po skórę gryfa, niezwykle lekką jak na inne materiały. W sumie nie miała co dziwić się, że ktoś już od dawna wybiera je na obszywanie strojów Quidditcha, zwłaszcza jeżeli ktoś mógł rzeczywiście ryzykować upadkiem. Mimo tego, że dziadek był bardzo ostrożny, zaznała tego bólu kiedy spadało się z konia i nawet przy wolnej prędkości to bywało bolesnym przeżyciem. Przy lataniu na miotle wysokości były znacznie wyższe (chociaż prędkość była chyba podobna…nie miała nawet pojęcia, bo głównie to był problem który nigdy jej nie zajmował, nie latała dobrze na miotle…), dlatego przynajmniej najważniejsze było to, żeby William miał nieco amortyzacji. Dlatego sięgnęła też po delikatną wełnę, nie będącą magicznym komponentem, ale mimo wszystko pozwalającym zachować ciepło. No i jednocześnie nie będzie w niej ukropu, a Moore nie dostanie żadnego odparzenia od skóry gryfa, zwłaszcza że nie powinno stosować się ją na nadgarstki. Co prawda nie doda to żadnego efektu, ale może w takim wypadku przynajmniej będzie miało to te prawdziwe, niemagiczne właściwości. Nadszedł też czas, aby wszystko na spokojnie odrysować, dlatego sięgnęła po wszystkie wycinki, sięgając jeszcze na nowo po ołówek. Musiała w końcu wszystko odrysować, dlatego też wzięła się na nowo do pracy, kładąc pierwsze wzory na skórze i na nowo odcinając materiał. Wszystko należało zorganizować tak, aby to było w porządku, a skrawki które pozostawały z tych wszystkich wycinek, zwłaszcza że to również mogło przydać się później, zwłaszcza do drobnego wykończenia innych szat. Spojrzała jeszcze na to, czy aby na pewno wycięła wszystko, a kiedy była pewna że dokładnie wszystko wycięła, uśmiechnęła się szeroko i odłożyła wycinki z surówki, oddychając głębiej i wytrząsając dłonie, czując już początkowe zmęczenie. Mimo wszystko nie narzekała, w końcu robiąc wszystko co mogła aby mieć pracę, a jednocześnie będąc w pełni świadoma, że krawiectwo oznaczało posiadanie fachu w rękach. I męczenia tych rąk. Potarła jeszcze jedną dłonią o drugie, sprawdzając, czy aby na pewno da radę kontynuować.
Sięgnęła w końcu po igły, dokładnie nawlekając na nie czaroprzędzę, którą również podarował jej William. Siadając nad zszywaniem, przyciągnęła do siebie wszystkie kawałki, najpierw kładąc wełnę na tym, co chciała przyszyć, następnie zaś zszywając same fragmenty, które miała ze sobą. Chciała też od razu wyczyścić całą kurtkę, tak aby jednak od razu mogła ją wysłać. Na pewno pomniejszy mu ją nieco zaklęciem, oczywiście od razu dając jasne instrukcje, jak to odczynić – nie chciała, aby skończył z dziecięcego rozmiaru kurteczkę która by nawet nie pasowała na Amelię. O sukienkach również pamiętała, nimi jednak chciała zająć się dopiero po pracy nad magicznymi tkaninami. Kiedy tak jednak spojrzała na to, jak zszyła wszystko, z przerażeniem zauważyła, że myśli jej pokrążyły gdzieś zupełnie daleko. I chyba właśnie teraz patrzyła na kurtkę, która wcale nie miała dobrego zszycia. Spojrzała jeszcze na to wszystko, w duchu lekko przeklinając, ale mimo to od razu łapiąc nożyczki i ostrożnie przecinając czaroprzędzę. Wewnętrznie czuła smutek, mając wrażenie, że naprawdę marnuje komponenty i bardzo smuciła się z tego, nie pokazując tego jednak po sobie, tak aby nikt nie mógł powiedzieć o tym czegoś niemiłego.
Sięgnęła po nić, która wydawała się zbliżona do brązów, które zdobiły kurtkę ze skóry gryfów. Ostrożnie zaczęła na nowo przeciągać nicią, tym razem zwracając już uwagę na to, co dokładnie zszywa. Miała wrażenie, że William również nie będzie mieć jej za złe to, że musiała jeszcze raz przeszyć materiały. Kiedy skończyła, doszyła jeszcze na wewnętrznej stronie kurtki inicjały, tak aby nie wydawać od razu czyja to kurtka, ale ktoś, kto znajdował się w domu albo wiedział, do kogo kurtka należała, mógł się we wszystkim zorientować.
Kiedy wszystko było gotowe, sięgnęła po przygotowane znacznie wcześniej wzory na sukienki dla Amelki. Zawsze miała słabość dla dzieci, dlatego znacząco rozczuliła się, kiedy myślała że to wszystko już trafi do dziewczynki która będzie mogła się z tego ucieszyć. Spojrzała jeszcze na wymiary, ale nic się nie zmieniło. Sięgnęła najpierw po zielony materiał, który nie rzucał się w oczy, ale jednocześnie stanowił wygodny materiał. Dodała nieco falbanek na końcówkach spódnicowej części sukienki, tak aby było wszystko widać elegancko, a zaraz potem upewniła się, że rękawki nie będą się spruwać. Zaraz potem sięgnęła po jasną bawełnę, powtarzając wszystkie czynności, tym razem jednak w ramach dodatku wykorzystując bardzo delikatne wstążki.
Wszystko ostatecznie wyczyściła zaklęciem Chłoszczyść po czym jeszcze pomniejszyła to, aby spakować trzy rzeczy w szary papier. Bluszczyk powinien wszystko unieść, a ona mogła zająć się następnymi zadaniami.

zt, 1273 słowa
Rzut pierwszy raz na szatę tutaj, drugi raz tu.
Kurtka lotnicza
+16 do biegłości latania
+ 9 do żywotności
+ 1 do zwinności w powietrzu


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Ulice [odnośnik]11.06.22 23:23
10 kwietnia 1958, świetlica miejska

Nie tylko jedną szatę miała do przyszykowania, ale starała się sobie rozkładać pracę, tak aby było dla niej to o wiele bardziej komfortowe. Pomiędzy szykowaniem rzeczy z magicznych materiałów, starała się też wplatać również i te niemagiczne wytwórstwo, tak aby najczęściej jak mogła pracować na rozmaitych materiałach. Mimo, że tworzenie czegoś z absolutnie magicznych skór, posiadających właściwości o których pewnie wcześniej nawet nie śniła, komfortowe o wiele bardziej było mieć pewność, że nie zapominała fachu samego w sobie i również w tych bardziej niemagicznych przymiotach dawała sobie jeszcze radę. No i absolutne szczęście miała w tym, że mimo wszystko udawało jej się wynajdywać jakieś dostawy tych magicznych skór i…innych, w końcu nie tylko skóry się znajdowały. Mimo wszystko, w tych czasach posuchy, to, że udawało jej się złapać cokolwiek, było niezwykłą okolicznością.
Dziś wyjątkowo zaczynała od butów, chociaż nie spodziewała się, że i w tę stronę zawieje ją praca. Buty zawsze kojarzyły jej się przecież z drobnymi pantofelkami, które zdobiły damskie stopy, zwłaszcza wśród szlachcianek, kiedy sama wymyślność potrafiła powalić niejednego, nie tylko swoim urokiem ale też samymi kalkulacjami, kiedy człowiek zastanawiał się nad tym, ile to mogło kosztować i ile rodzin by taki jeden pantofelek mógł wyżywić, nie mówiąc już o klejnotach rodów szlachetnych. Teraz jednak nie skupiała się na świecidełkach, a na solidnych, skórzanych butach, które mogły nie tylko pomóc przemierzać kraj który pobojowiskiem wydawał się zarówno dla dwóch stronnictw, jak i dla pogody, ale również które być może uratują życie kiedy poślizg uchroni kogoś przed bolesnym upadkiem i skręceniem sobie karku. Już z samego wyglądu wydawały się dość solidne, kiedy gruba skóra w odcieniu ciemnego, niemal czarnego brązu, rozciągała się w jej dłoniach z pewnym wysiłkiem. Cóż, nie była to lekka i przyjemna skóra gryfa, a Sheila założyła, że chociaż się nad nią napracuje, będzie potrzeba jej dużo aby zabić w niej satysfakcję z dobrze przygotowanego obuwia.
Dziwnie jej było mierzyć czyjeś stopy, ale musiała zdobyć jakiś obrys. Skóry zresztą było na tyle dużo, że przy odpowiednim podzieleniu starczyć miało nie tylko na dwa buty, ale również na wyższą cholewę. Znalazła nawet sznurowadła, które nie tylko pasowały kolorem oraz długością, ale tez takie które nie miały przeszkadzać jeżeli po drodze trafiłyby się jakieś eskapady. Kobieta nie do końca precyzowała, czym dokładnie się zajmowała, a Sheila też nie dopytywała, uznając, że spokojny sen był dla niej o wiele ważniejszy niż dopytywanie i dodatkowe szczegóły. Kiedy próbowała namówić Jamesa na dzielenie się dodatkowymi informacjami wyszło tylko gorzej.
Wzdychając nad swoimi przemyśleniami, starała się powrócić do zadania, przyciągając do siebie papier na którym miała wypisane nie tylko wszystkie wymiary, ale również ten pod nim – nie tak gruby i najczęściej stanowiący też element gazet, ale mimo wszystko wciąż zdatny do użytku. To właśnie jego miała dziś wykorzystać jako bazę, a dopóki dało się na tym jakoś pracować, absolutnie nie zamierzała narzekać. Musiała zacząć od de facto samego uformowania podstawy buta, aby na tej podstawie móc obliczyć, jak wiele tkaniny będzie musiała przeznaczyć na poszczególne części, w duchu dziękując Steffowi za książki oraz Neali za dodatkowe lekcje z jej ciocią. Kiedy wszystko było już wyznaczone i ołówek na nowo nakreślił nie tylko granice, według których powinna ciąć, ale również dodatkowe wymiary i wyliczenia, wszystko odłożyła na swoje miejsce i ponownie sięgnęła po nożyczki. Cięcie kruchego papieru nie stanowiło najmniejszego problemu, dlatego z radością spojrzała na końcowy efekt, w którym nie tylko nic się nie porwało, ale również miała gotowe wycinki. Oczywiście musiała pamiętać o tym, aby kostka nie była zupełnie usztywniona, ale żeby jednocześnie móc liczyć na to, że w wypadku uderzenia o ziemie stopa nie skręci pod niewłaściwym kątem. Co prawda takich rzeczy nie dało się wykluczyć całkowicie, ale można było się starać.
Wycięte skrawki od razu łapała aby ponumerować je ołówkiem i odłożyć na bok, dzięki temu zapamiętując co powinna zrobić najpierw. Wiedziała, że chociaż nie zajmowała się w tym w pełni, nie znaczyło to że nie widziała jak ktoś to robi albo nie kojarzyła tworzonych wcześniej szkiców albo wykrojów. Miała wiarę w siebie i swoje umiejętności, dlatego nie zamierzała się poddawać w zwątpieniu. Wszystkie kolejne wycinki przykładała do skóry tebo, korzystając z nieco silniejszych nożyczek aby w ogóle przeciąć skórę dzięki czystym cięciom. Skupiła się jeszcze na całkowitym modelu, ostatecznie składając wszystko i upewniając się, że żadna z podeszw się nie uszkodziła. Przelewając całkowite skupienie najpierw na prawego buta, potem na lewego, z zafascynowaniem obserwowała jak z surowego modelu wyłania się obuwie, na początku nieco toporne w kształcie, potem jednak już o wiele porządniejsze i lepsze w wykonaniu. Czuła się dumnie, doszywając małe metalowe kółka które stanowić miały część elementu sznurówek, ostatecznie spoglądając na całość kiedy skończyła przewlekać sznurowadła. Gotowe, które zaklęcie czyszczące i po efektach ciężkiej pracy nie było żadnego śladu, za to pozostawały wygodne buty które na pewno miały się przydać, a być może nigdy nie być w pełni wykorzystane, bo osoba będzie bezpieczna.
Drugą kwestią był płaszcz – tutaj też musiała zacząć od wykroju, do tego celu wykorzystując jednak raczej resztę surówki – wiedziała, że nie było wiele bazowego materiału i nawet jeżeli go nie wyrzucała, gotowe projekty niekoniecznie można było przerabiać na inne. Mimo to, łatwo potem dawało się coś takiego wykorzystać jako bazę do podobnych działań i poprawki ogarnąć już na etapie samego szycia. Tym razem tkaninami miały być zwyczajne skóry, takie, które potrafiły ochronić przed chłodem i otarciami, ale to wełny miały być magiczne. Zawsze lubiła dotyk pod palcami, zwłaszcza kiedy w jedno lato dotknąć mogła takiej niewyczesanej wełny. Trochę jakby dotykała pojedynczej chmurki. Jako ogólną bazę pod gotowy projekt używała wełny rogatej czarowcy, wybierając wcześniej tę która była w kolorze szarości wpadającej w brąz – uznawała, że skoro cały płaszcz miał być dość przystosowany do aktywnego stylu życia, to dzięki takiemu zabiegowi zainteresowana osoba nie musiała martwić się brudzeniem wełny wewnątrz płaszcza. Ułożyła to w odpowiednie warstwy, tak aby zapewnić możliwość izolacji.
Zabrała się na nowo za zszywanie, czując jak przynajmniej w tym wypadku mogła liczyć na jakieś uspokojenie się – mimo tego, że nie panowała tutaj żadna zasada wielkiej ciszy albo wymieniano się uwagami, każdy jednak starał się trzymać pewnego rodzaju kulturę i trzymał się zachowania, żeby jednak komuś nie przeszkadzać. Chyba wszyscy w tym miejscu starali się robić co tylko mogli, aby jednak nie tylko nie przeszkadzać sobie nawzajem, ale jeszcze zachowywać to miejsce spokojnym i bez większych problemów. Skoro już cała wełna była przyszyta do skóry, zajęła się jeszcze ostatnim elementem, którym była kolejna wełna, tym razem wełna kudłonia. Wiedziała, że ich magiczne właściwości pozwalają powiększać kieszenie, dlatego postanowiła wykorzystać tę możliwość i uszyć dwie kieszenie pod ukosem, tak aby łatwiej było można wsunąć je w wygodny sposób oraz aby ramiona nie męczyły się pod dziwnym kątem.
Spojrzała jeszcze na całość, spoglądając czy tym razem niczego nie sknociła, ale wydawało się, że wszystko było w porządku, dlatego oddychając lekko mogła wiedzieć, że była to bardzo dobra robota. Spokojnie wyczyściła również płaszcz, wszystkie ścinki pakując do przeznaczonego na takie rzeczy małego płóciennego worka. Swoje stanowisko pracy również uprzątnęła, nie wiedząc, czy jutro nie wejdzie tutaj nowa osoba która akurat tutaj postanowi usiąść, a mogła przysiąc, że gubi gdzieś za sobą pióra od Niry, która oczywiście co jakiś czas zrzucała z siebie jakieś. Kiedy wszystko było gotowe, pomniejszyła buty oraz płaszcz, pakując wszystko w papier i opakowując. Bluszczyk będzie musiał wykonać nowy kurs, ale wydawało się że sam lubi latać. Przynajmniej jego nie ograniczały rzeczy.

zt, 1254 słów,
Buty i płaszcz - rzut tutaj
+6 do żywotności - (+3 skóra tebo, +3 wełna kudłonia)
odporność na poślizg (buty)
+1 do wszystkich rzutów k100
Dwa dodatkowe miejsca na przedmioty


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Ulice [odnośnik]10.07.22 21:08
Tu będzie data

Poproszono ją o pomoc, a wiedziała, że nie da rady odmówić. Nie była wybitnie zajęta, klienci też wiedzieli, gdzie ją znaleźć, a skoro za pomoc tutaj miała też dostać nieco ciepłej zupy, to mogła jednak zaczerpnąć nieco świeżego powietrza – świetlica nie była duszna, ale zawsze było tam tak wiele osób, że perspektywa jednego dnia pracy na ulicy (nie w takim nieprzyjemnym sensie, ale że na zewnątrz) byłaby miłą odmianą. Chociaż miało to być nad garnkami z zupą, co nie było najchłodniejszym miejscem, ale przez wzgląd na to, jak na zewnątrz było zimno…cóż, chyba za bardzo to roztrząsała, ale tak właśnie było ostatnimi czasy.
Przyszła na miejsce o czasie, staranie myjąc ręce i zabierając się do pracy. Cudem (albo ciężkimi staraniami) przekazane zapasy do wspólnego gotowania może i nie miały wystarczyć na wiele posiłków, ale dziś wiele osób z Doliny i okolicy mogły w końcu zjeść cieplejszy posiłek. Jej samej niemal burczało w brzuchu kiedy stała nad prostą potrawką i starała się nie myśleć o tym, by wsadzić swoją wychudłą dłoń do garnka i po prostu zaczerpnąć jedzenia dla siebie. Coraz ciężej radziła sobie z głodem, nawet jeżeli absolutnie nie oznaczało to, że nie jadła. Mimo wszystko nie mogła często przemóc się do czegokolwiek, ostrożnie więc starała się jak najlepiej przygotować jedzenie. Może jeżeli będzie mieć pewność, że wszystko jakoś się układa, chociaż przez chwilę, to będzie mogła sięgnąć po jedzenie tak jak kiedyś.
Spokojnie wydawała wszystkim zainteresowanym ich porcję potrawki, uśmiechając się do dzieci i zawsze znajdując parę ciepłych słów na to, aby jakoś ich wesprzeć. Włosy zaczesała pod chustę, a sukienkę ostrożnie wcisnęła za płaszcz, tak aby jak najlepiej zachować ciepło – mimo nieco ciemniejszej cery widać było ślady które chłód odcisnął na jej policzkach, barwiąc je lekką czerwienią.
Wydawało się, że większość osób nasyciła się na ten moment, tak przynajmniej można było sądzić po ludziach którzy stali dookoła ostrożnie pochylając się nad miskami, albo rodzinach które przysiadały nad ławkach. Dostrzegła jednak znajomą rudą czuprynę, dlatego też nałożyła ostrożnie jedzenia i przechodząc ostrożnie pomiędzy ludźmi, kiedy dotarła do Weasleya.
- Przepraszam, ale zauważyłam że nie masz…nie ma pan jeszcze porcji… - Spotkała go i to nie raz, odwiedzając w końcu Neale przez ostatnie lata nie dało się nie poznać jej kuzyna. Nie wiedziała jednak, jak się do niego zwracać, więc teraz po prostu z delikatnym uśmiechem wyciągnęła w jego stronę miskę z kaszą i warzywami.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Ulice [odnośnik]15.07.22 2:49
Zawsze garnąłem się do pomocy, kiedy miałem odrobinę czasu. Wieści o charytatywnym rozdawnictwie żywności w Dolinie Godryka dotarły mnie tak prędko, jak tylko pomysłodawca puścił ją w obieg. Odpowiedzialnie i wedle ustaleń z organizatorem zgromadziłem dobrych ludzi na wyznaczonej ulicy, by zaczerpnęli skromnego, lecz gorącego i pożywnego jadła. Wykonywałem w tym czasie swoją pracę — podszeptywałem ciepłe słowa, wzniecałem płomień nadziei, przypominałem im, że nie są sami. Walczący Mag wypuścił w eter zatrważające wieści o śmierci moich najbliższych przyjaciół, członków Zakonu Feniksa, który uznał za rozbity; stek bzdur odebrał nadzieję naprawdę wielu ludziom, a moim zadaniem było wytknąć te kłamstwa i przypomnieć, że Feniks wciąż roztacza nad nimi swoje skrzydła. Takie zgromadzenia, szczególnie na bezpiecznym terytorium, zwiększały moje propagandowe pole manewru, więc wykorzystywałem je do sprytnego rozsiewania prawdziwych informacji. Poczta pantoflowa później zrobi swoje.
Nie myślałem ani przez chwilę, żeby samemu skorzystać z okazji darmowego jedzenia. Zbyt wielu ludzi cierpiało z głodu, nie mając gdzie się udać, by napełnić puste brzuchy; to dla nich przygotowano te posiłki. Ja jakoś sobie poradzę... pójdę do rodziców albo przegłoduję kilka dni, jestem dorosłym mężczyzną. Co miały powiedzieć matki z dziećmi, które nie potrafiły znaleźć wytłumaczenia, że nie mają co włożyć do garnka? Nie kryłem więc zdziwienia, kiedy to do mnie podeszła znajoma, drobna dziewczyna, oferując mi miskę pełną kaszy. — Hej, znamy się już tyle czasu. Wiesz przecież, jak mam na imię — powitałem ją smutnym uśmiechem. Serce się krajało, gdy widziałem, że niemal pożerała wzrokiem zawartość tej miski, nie mogła tego przede mną ukryć. Musiała być równie głodna, co ja; może nawet bardziej. Dlaczego sama najpierw się nie posiliła? Spojrzałem na miskę, którą trzyma i wskazałem na jedyną, pustą ławkę, którą moglibyśmy zająć. — Nie przyszedłem tu, żeby się najeść, ale... jeśli się zgodzisz, możemy się podzielić tym posiłkiem. Nie widziałem, żebyś wcześniej coś jadła - nie przyjmuję odmowy — może to był jakiś sposób, żeby ją nakłonić do zadbania o siebie?
Garfield Weasley
Garfield Weasley
Zawód : Biuro Informacji i Propagandy "Memortek"
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11219-garfield-weasley#345390 https://www.morsmordre.net/t11265-persymona#346336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f426-devon-appledore-wooda-road-12 https://www.morsmordre.net/t11264-skrytka-bankowa-nr-2454#346322 https://www.morsmordre.net/t11263-garfield-weasley
Re: Ulice [odnośnik]17.07.22 0:17
Gdzieś w głębi duszy lubiła pomagać innym, ale wiedziała też, jak bolesne było życie które wiodła. Od małego jej i braciom się nie wiodło: pijany ojciec, który bił matkę i próbował wyżywać się na dzieciach, później życie w taborze cygańskim, który, chociaż trzymał się w grupie, zawsze był odtrącany przez innych, a teraz nagle wszyscy, którzy mieli być ich bliscy, obracali się przeciwko nim. Ostrożnie więc podchodziła do zadań, tak jakby zawsze spodziewała się, że nagle natrafi na kogoś, kto zacznie na nią krzyczeć i ją przegoni. A ona naprawdę nie chciała nic złego. W końcu mowa była tylko o pracy, i to nawet uczciwej. Przygotować parę posiłków, nic więcej.
Może więc nie wypadało oferować jedzenia komuś, kto w praktyce był od niej wyższy statusem, ale wiedziała, jak wygląda głodna osoba. Jak to jest, patrzeć na jedzenie niczym pies na najukochańszą osobę, ale nie mogąc nawet tego dotknąć. Nikła w oczach, nie przez złośliwość, ale przez to, że potrzebowali jedzenia inni. Cała jej rodzina. Robiła więc go mogła, aby karmić ich i aby byli szczęśliwi. To w końcu chciał każdy dla swoich bliskich, prawda?
- Przepraszam, nigdy nie wiem jak się do kogoś zwracać. Zawsze lepiej zapytać, prawda? – Uśmiechnęła się, nieco smutnie, ale wciąż przebijał się przez to jakiś błysk pogodności. W końcu wiedziała, że jako kuzyn Neali, Garfield był dzielny i na pewno opiekuńczy – i widziała, jak rozmawiał z innymi ludźmi, dlatego cieszyła się z tego faktu i jego obecności. W tym momencie też zastanowiła się nad jego słowami, ostatecznie kiwając głową. Wiedziała, że będzie nalegał, a musiała przyznać, że zapach jedzenia kusił ją nad wyraz.
- W takim razie zaraz przyniosę drugą łyżkę… - skinęła głową, na chwilę znikając gdzieś pomiędzy tłumem. Sztućce łatwiej było znaleźć niż jedzenie, dlatego nie musiała długo szukać zanim nie wróciła w miejsce, gdzie znajdował się obecnie Garfield, ostrożnie zawijając się w płaszcz i kładąc miskę pomiędzy nimi. Uśmiechnęła się, wyciągając w jego kierunku dodatkową łyżkę i samej ostrożnie nabierając kęs, dmuchając na jedzenie zanim nie spróbowała kaszy po raz pierwszy. Oj tak, tego zdecydowanie jej brakowało – dobrego i ciepłego jedzenia.
- Jesteś tutaj w konkretnym celu? Jakoś mogę pomóc? – Jeżeli szukał kogoś albo czegoś, to być może była w stanie mu pomóc. W takich wypadkach najlepiej było skierować kogoś szybko aby jednak nie marnować czasu.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Ulice [odnośnik]01.08.22 8:13
Nie miałem pojęcia, przez jakie trudy życia przechodziła ta sympatyczna dziewczyna. Mogłem jedynie przypuszczać, że jej pochodzenie nie ułatwiało jej stawiania pierwszych kroków w dorosłość, bo czego by nie mówić o cyganach — krążące wokół nich plotki i mity było trudno odsiać od prawdy, a ludzie wszak boją się tego, co nieznane. Być może to uprzedzenia ludzi uformowały ich obecną kulturę; mogłem tylko gdybać. Nie miało to dla mnie znaczenia — Sheila była obecna w życiu mojej kuzynki od przeszło dwóch lat, jej brat zresztą od lutego opiekował się naszymi końmi w stadninie i według doniesień rodziców, był wdzięczny za powierzoną mu pracę. To nie znaczy, że do końca mu ufałem — jego imię pojawiało się wszędzie tam, gdzie kłopoty, podobnie jak drugiego z jej braci — ale na tle pozostałych Doe, ta dziewczyna naprawdę nigdy nikomu nie zawiniła. Krajało mi się serce, kiedy widziałem ją w takim stanie... myślę, że rodzice nie obrażą się za tę propozycję. — Powinnaś kiedyś wpaść do moich rodziców na obiad. Jak pewnie wiesz, nie mieszkam dłużej z Nealą pod jednym dachem, ale równie chętnie przyjdę w gości, kiedy się tam zjawisz. Będziecie z braćmi mile widziani; co powiesz? — nie ukrywam, że poza miłym gestem w stronę tej Merlinowi ducha winnej dziewczyny, miałem ukryte intencje. Chciałem trochę lepiej poznać towarzystwo, w jakim obraca się moja kuzynka, bo nie było do tego zbyt wielu okazji; odkąd wybuchła wojna, pogrążony walką, wracałem do domu raczej późnymi wieczorami, kiedy gości już nie było.
Uśmiechnąłem się do niej tak promiennie, jak tylko potrafiłem, żeby dodać jej otuchy. — Nie przejmuj się, to osobliwe podejście. Do lordów spod innego herbu lepiej zwracaj się tytularnie. Weasleyowie starają się kiełznać własne ego i przedkładają nad konwenans ważniejsze rzeczy w kolejce priorytetów — za tą kontrowersyjną prawdą stało przekonanie, że szlachetne urodzenie to powinność, by dbać o swoich ludzi i nieść dobro, czego nie może o sobie powiedzieć większość reprezentantów szlachty. — Właściwie nie. Chciałem się upewnić, że wieści o tej akcji dotrą do szerszego grona zainteresowanych — odparłem zgodnie z prawdą, biorąc dość skromne kęsy zupy, aby dziewczyna zdołała choć trochę zaspokoić głód. Ja sobie poradzę. — Ale skoro już rozmawiamy, to pomyślałem, że mogłabyś mi w czymś pomóc. Martwię się o Nealę; może mogłabyś rzucić mi trochę światła na ostatnie wydarzenia z jej życia? — spytałem, unosząc wzrok znad miski, aby spojrzeć jej w oczy. — Nie bój się, nie jestem przecież jej ojcem, możemy rozmawiać otwarcie — chociaż nie mogłem obiecać, że nie zrobię nic głupiego z tą wiedzą. Interesował mnie konkretnie Sylwester, ale nie precyzowałem tego; może w ten sposób dowiem się więcej, niż mówiła mi Neala.
Garfield Weasley
Garfield Weasley
Zawód : Biuro Informacji i Propagandy "Memortek"
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11219-garfield-weasley#345390 https://www.morsmordre.net/t11265-persymona#346336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f426-devon-appledore-wooda-road-12 https://www.morsmordre.net/t11264-skrytka-bankowa-nr-2454#346322 https://www.morsmordre.net/t11263-garfield-weasley
Re: Ulice [odnośnik]30.08.22 13:02
Nie chciała za bardzo dzielić się z Garfieldem sytuacją, w której się znajdowała, z jednej strony przekonana, że ten raczej nie miałby możliwości pomóc im i jakoś wesprzeć, z drugiej strony po prostu nie lubiąc się żalić. Pamiętała jak mocno zaczęła płakać ostatnio, gdy Neala zasugerowała, że da jej pieniądze, nie chcąc też, aby przyjaciółka zaczęła wydawać nagle pieniądze na nią, coś, co ciężko zarobiła. Jakby to wyglądało, gdyby Garfield się o tym dowiedział, jak by wyglądała w jego oczach, gdyby okazało się, że przyjęła pieniądze, od tak. Znaczy w sumie nie wiedziała, ale oczywiście, że się tym martwiła.
- To bardzo miłe, że zapraszasz. – Spuściła spojrzenie na ławkę i miskę, delikatnie jedząc to, co się w niej znajdowało, ale nie za szybko, tak aby teraz ktoś jeszcze nie zwrócił uwagi na to, że niby gotowała, ale wciska w siebie jedzenie zabierając je lordowi, który przyszedł pomagać. Chyba spodziewała się tego, co gorsze, nawet jeżeli nie koniecznie miało to podstaw. – Ale to chyba nie jest dobry pomysł. W sensie, wiem, że to miłe i ja naprawdę doceniam, ale się boję, że zrobimy coś nie tak, a potem będzie źle i to nie jest dobry pomysł. Bo potem wyjdzie jakaś niemiła sytuacja i też to nie będzie dobre, chyba nie powinniśmy, bo potem będzie źle. – Brzmiało to mętnie, ale w jej oczach błysnęły łzy, więc najpewniej nie mówiła pełnej prawdy wobec tego, co myślała.
- Nie…nie mam za wiele styczności z lordami i lady i to chyba lepiej. – Nie wiedziała, czy Garry kiedyś śledził losy cyganerii w historii, ale wspominając o tym, jak kiedyś cyganów kupowało się jak meble do wystroju pomieszczenia, dlatego nie zdziwiłoby ją, gdyby u niektórych ta tradycja jeszcze żyła. – Ale jak miałam czkawkę, to był taki jeden miły mały lord. Przygotowałam mu gorącą czekoladę… - Mówiła momentami cokolwiek, co jej przyszło na myśl, nie do końca nawet wiedząc, o czym powinna rozmawiać z Weasleyem. Ale się starała.
- Mam nadzieję. Czy jakby była jeszcze potrzebna pomoc z gotowaniem, możesz przekazać dalej informację o tym, że zawsze chętnie pomogę? Uczyłam się gotować dla wielu osób, więc nie przeszkadza mi coś takiego. – A może przy okazji mogłaby zabrać coś dla braci. Teraz też chciała coś zabrać, może jakąś małą porcję.
Zaczerwieniła się nieco na myśl o tym, że miałaby uważać na to, co powie Garfieldowi, nie chcąc kłamać ale też nie chcąc też zdradzać sekretów własnych albo rodziny, albo Neali. Spojrzała na Weasleya nieśmiało, ostrożnie zawijając się jeszcze w płaszcz i spoglądając na niego.
- To chyba zależy, co chcesz wiedzieć. Ja, moi bracia oraz żona Jamesa po prostu robimy coś we własnym zakresie, Neala najczęściej trafia na jakieś wspólne spotkania. Chyba, że akurat biega za Jamesem. Ale to nie wiem, co wtedy robią…poza tym, że…spędzają czas…. – Niemal powiedziała, że się biją, ale pominęła to, chyba nie chcąc o tym mówić.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Ulice [odnośnik]10.03.23 21:45
23 VII 1958

Cholerne nocne ulewy! Przeciekający dach w zgrabnym piruecie wylądował na liście problemów, która od przeprowadzki miała się kurczyć, lecz obrała odwrotny kierunek, rozrastając się na wzór ogrodowych chwastów, upierdliwie ciężkich do usunięcia. Filch gorąco chciał wierzyć, że jest już prawie dobrze, że dom już prawie nadaje się do mieszkania, tymczasem w nocy z niewygodnej kanapy zerwał go deszcz, zacinający żywo w co popadnie - w tym dziurawe zadaszenie, które prostymi ścieżkami prowadziło ciepłe krople wprost na nos śpiącego mężczyzny. Śpiącego z trudem, warto nadmienić, po długich próbach ugładzenia dziko pląsających myśli, zaaferowanych ilością kłopotów, obowiązków, zaskoczeń i ludzkich zmartwień. Próbował łapać skapującą wodę we wszelkie miski, garnki, w desperacji próbując chronić resztki zniszczonej podłogi, jakby było tam w ogóle co ratować - szkoda tylko, że liczba przecieków znacznie przekraczała ilość zastawy. Nie, nie, nie podda się przecież. Po prostu potrzebuje więcej wklęsłych naczyń, to wszystko załatwi, rozwiązanie idealne.
Tego dnia Penelope przyjęła śniadanie bardzo entuzjastycznie, zresztą nic dziwnego, zaserwował jej przecież ziemniaki zapiekane w ognisku, posypane świeżym szczypiorkiem! Czysta rozpusta, wykwintna kuchnia polowa na dobry dzień, a wraz z nią twarde postanowienie - po pracy wyruszy na poszukiwania deszczołapów. Godziny spędzone w lecznicy wyjątkowo nie przyniosły żadnego zamieszania, dając Argusowi nadzieję na pierwszy normalny dzień w tej wiosce. Tracił ją konsekwentnie od samego przybycia, ciągle wpadając w kuriozalne sytuacje, ale może... może nie dzisiaj? Rozważał właśnie opcje, jak sprytnie podejść Letę i wydębić od niej parę naczyń, nie zdradzając do czego konkretnie są potrzebne, gdy drogę zaszedł mu... co właściwie? Kundel?
Wyglądał zbyt rasowo na byle psa, lecz wiedza Argusa w tym temacie była mierna, niespecjalnie interesował się rodowodami i nie tym musiał sobie teraz zaprzątać głowę. Zwierz zdecydowanie był jeszcze szczeniakiem, ale najbardziej charakterystycznym elementem, momentalnie zyskującym uwagę Filcha, był podwójny ogon. A więc psidwak, psia mać, nie inaczej! Licznik spokoju zadrżał w posadach, gdy tylko wybrzmiało pierwsze warknięcie, jeszcze zduszone, jeszcze ostrzegawcze. Mężczyzna zatrzymał się natychmiast, kątem oka wyłapując w tle sylwetkę i kartony, lecz choćby chciał, nie mógł się na nich skupić, gdy to bydlę warczało mu pod nosem. Zmrużył oczy, wpatrując się czujnie w zwierzę, nie zamierzając wykonywać żadnych gwałtownych ruchów (no przecież nie będzie się z psem tarzał), ale właśnie wtedy przed jego stopy wślizgnęła się zwinnie...

Pani Norris.
Jego maleństwo.
Przed pieprzonego psidwaka.

Już widział, jak Order Dnia Przeciętnego obraca się w pył. Czyli jednak, kurwa, nie dzisiaj. Musiała iść blisko, zwiedzać okolicę - nie wiedział, nie miał zielonego pojęcia, skąd kugucharzyca się tu wzięła, ale było za późno, by obrać inną ścieżkę i zapobiec temu, co właśnie miało się rozegrać.
- Nienienienienienie uciekaj, szybko, idź stąąąąd - rzucił do swojej kotki, nastroszonej do granic możliwości, zanim jeszcze wydała z siebie ostrzegawczy syk, który zjeżył Filchowi włosy na karku. Nie dlatego, że się jej bał, bał się o nią.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Ulice [odnośnik]19.03.23 18:24
Konstrukcja z kartonów, którą przygotował sobie dzisiaj do przeniesienia w ramach ostatniej części przeprowadzki, była doprawdy imponująca, w szczególności, że sam z natury był człowiekiem mogącym z czystym sercem nazwać się wysokim, a ta wystawała jeszcze częścią nad czubek jego głowy. To ostatni dzień przeprowadzki, tego mógł być już pewien. Księżycowa Chatka z każdym dniem wyglądała coraz bardziej jak dom, dom, którego tak długo pragnął i potrzebował. Jego własna ostoja spokoju, choć nieprzykryta zaklęciem Fideliusa, wydawała mu się być najbezpieczniejszym miejscem, do jakiego mógł trafić. Niedaleko do stałej pracy, w wiosce, z której pochodził, w której wzrósł, spędził tę część swojego życia, której nie dzielił między Szkocję lub Londyn. Kolejne duże marzenie spełnione, czy mogło być lepiej?
Na pewno mogło być gorzej — rano, a może raczej przed rankiem zbudził go deszcz uderzający w parapet otwartego okna sypialni. Na całe szczęście skończyło się wyłącznie na raczej niewielkiej kałuży, którą prędko udało się wysuszyć zaklęciem. Dziś czekała go oczywiście wizyta w sklepie, ale zaraz po niej miał zabrać z niego ostatnie swe pakunki i przenieść do domu, a w tej ważnej misji towarzyszyć mu miał Farfocel — szczenię psidwaka, troszkę głupkowate i narwane, ale kochane stworzenie, które swoją aparycją od razu skradło jego serce, nawet bez wspomnienia ratowania jego taty Bingo w trakcie trzęsienia ziemi w Oazie.
— No już, już, grzeczny psidwaczek, trzymaj się blisko — mówił do szczenięcia spokojnie; do tej pory wszystkie wspólne podróże przebiegały naprawdę płynnie i gładko, do tego stopnia, że Oliver nie miał zupełnie powodu, by bać się o bezpieczeństwo szczeniaka. Zawsze reagował na jego komendy, dając alchemikowi nadzieję, że tresura okaże się nie być dla niego czymś zupełnie niezrozumiałym. Podstawowe więzi z magicznymi zwierzętami potrafił nawiązywać bardzo prosto, przypadkiem stał się przecież właścicielem małej ich grupki. Przede wszystkim czuł przy swojej nogawce podmuchy powietrza, które wytwarzał mały Farfocel, gdy machał swymi ogonkami, ale także słyszał jego dreptanie tuż obok, nie musiał widzieć wszystkiego, co działo się przed nim, znał Dolinę Godryka jak własną kieszeń.
Nic nie powinno im przeszkadzać.
Ale nie popełnia błędów w ocenie sytuacji ten, co nic nie robi.
Gdy tylko posłyszał wzmożone, oddalające się dreptanie Farfocla, zareagował od razu.
— Farfocel, wracaj! — krzyknął stanowczo, tupiąc przy tym nogą, gdyż przez zajęte ręce nie do końca mógł wykonać jakiś inny gest. Próbował się skupić — nasłuchiwać, czy zwierzę wraca, ale albo słoń mu na ucho nadepnął, albo psidwak faktycznie nie chciał do niego wrócić. Skonsternowany rozejrzał się na boki, co przyszło mu z trudem, gdyż większą część pola widzenia dalej zasłaniały mu kartony. Musiał znaleźć jednak miejsce, w miarę bezpieczne, by je odłożyć i pobiec w tym czasie po swego pupila. Kto wie, co w tym czasie może się zdarzyć. Na kogo trafi. Co mu strzeli do tej małej, słodkiej główki. Ostatecznie ustawił je pod murkiem domu pani Edwards, będzie musiała mu na moment wybaczyć.
Szczenię go potrzebowało, nie mógł przecież zwlekać. Ruszył biegiem tam, gdzie wydawało mu się, że pobiegł wcześniej jego pupil.
Gdy dopadł na miejsce zdarzenia, Farfocel warczał już ostrzegawczo, najwyraźniej w próbie samoobrony przed olbrzymim, także magicznym kociskiem, nastroszonym tak, jakby przed chwilą oberwało Commotio.
— Farfocel, już, wracaj — powtórzył, na moment krzyżując spojrzenie z nieznajomym. Nie widział go w Dolinie wcześniej, ale ostatnimi czasy bywał zajęty przeprowadzką na tyle, że stare—nowe twarze mogły mu po prostu umknąć. Chociaż tego kocura na pewno by zapamiętał. — Bardzo pana przepraszam, to jeszcze szczeniak... No już, wracamy do domu — i choć głos Olivera rozbrzmiewał w szczerej skrusze, tak Farfocel wydawał się być jeszcze bardziej poddenerwowany. Jak to psidwak, był terytorialny i pragnął obronić także swego właściciela. Oliver był pewien, że przed kugucharem, ale nie mógł, przynajmniej jeszcze, wiedzieć, że także przed niemagicznym mężczyzną. — To pana? — spytał jeszcze, wyciągając dłonie po psidwaka, lepiej wziąć go na ręce, nie wiadomo, co ten kocur mu zrobi. — Jak nie to akysz mi stąd, kuguchary nie polują na psidwaki... — burknął niezadowolony, kucając przed psidwakiem, aby wziąć go na ręce.

| czy mi się uda?
1 — Farfocel jest niezwykle terytorialnym psidwakiem, a jego niechęć do niemagicznych i kotowatych osiąga maksimum. Umyka przed rękoma Olivera i szczekając przy tym donośnie, okrąża panią Norris i Argusa.
2 — Oliverowi udaje się w krytycznym momencie pochwycić Farfocla. Ten niestety jest niezwykle pobudzony, dlatego musi użyć siły, by utrzymać go w dłoniach. W przyszłym poście rzut na sprawność, ST50.
3 — Pochwycony psidwak uspokaja się w ramionach właściciela, gdyż widzi, że (póki co) nic mu nie grozi.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Ulice [odnośnik]19.03.23 18:24
The member 'Oliver Summers' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulice - Page 15 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 15 z 16 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16  Next

Ulice
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach