Hogwart, grudzień 1941
AutorWiadomość
- Trzeba było pójść za górkę i porządnie go strzepać.
- I przegapić tak dobrą zabawę? Nigdy – zaśmiał się Raiden, słysząc słowa swojego towarzysza. Swojego czasu starszy braciszek Sophii zafundował Gryfonom sporą pulę punktów ujemnych, jednak jakimś cudem odbił się od dna i złapaniem pierwszoroczniaka nieumiejącego latać na miotle wraz z paroma drobnymi akcjami dorzucił do punktacji Pucharu Domów tyle punktów, ile uroczyście odjął, co napsuło niektórym humory. Grupa humorzastych Ślizgonów złapała go po zajęciach koła Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami tak żeby żaden profesor ich nie zobaczył. Oznajmili, że chętnie spiorą brudasów, bo zdobyte punkty przez kundle nie powinny liczyć się do punktacji i nic ich one nie obchodzą. Raiden oczywiście nie zamierzał się poddawać i wspomniał coś o rasizmie, ich matkach i kilku innych rzeczach, których zapomniał w chwilę po wypowiedzeniu. Nie zapomniał jednak zaproponowanego zakładu. Zieloni mieli się od niego odczepić, jeśli wykona zadanie, które mu zlecą. Każdy znał dumę Cartera i na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć setnych mógł być pewien, że zakładając się z Raidenem, ten zgodzi się bez mrugnięcia okiem. Lubił wyzwania, lubił adrenalinę i kochał głupie miny przegranych, gdy w końcu wygrywał wszystko, co się dało. Ile razy Peony powtarzała w kółko jak porysowana płyta, że kiedyś przez to zginie. Wdrapywanie się na wieże, picie eliksirów, łażenie po Zakazanym Lesie w celu przyniesienia jakiejś zdobyczy. To wszystko i tak było niczym w porównaniu z tym co miał zamiar zrobić teraz. Gdyby młodsza Puchonka tam była, zapewne wstąpiła by w nią diablica i powyrywała uszy swojemu głupiemu kuzynowi. Ale nie było ani jego ani Penny'ego, który kazałby mu się odwrócić i przestać ryzykować. Dlatego też Carter chciał to zrobić jak najszybciej, byle tylko nie dotarło do Peony. Mała, a taka przemądrzała. I tak wiedział, że w końcu prędzej czy później się dowie, ale może nie zdąży dobiec i na niego nawrzeszczeć. I nie musiała. Bo zamiast niej głosem rozsądku okazał się znajomy z Gryfonów, który mu towarzyszył do jakiegoś czasu.
- Masz coś nie tak z mózgiem – rzucił, stając obok. Oboje wpatrywali się w linię Zakazanego Lasu - tylko on z niepewnością wypisaną na twarzy, a Raiden podnieceniem i szerokim uśmiechem na czekającą go przygodę. – Przekażę twoim rodzicom, że ich kochasz, a… - Chłopak wstrzymał rozochoconego przyjaciela dłonią. – Mogę sobie zatrzymać Christine?
- Nie mam zamiaru tam ginąć! – zaśmiał się głośno Carter, odrzucając głowę w tył. Uderzył pięścią chłopaka w ramię, chcąc jakoś zmazać drugiemu Gryfonowi niepewność z twarzy. – Wrócę i jeszcze dorzucę jakiegoś fanta.
Mrugnął do przyjaciela w chwili, gdy podeszła do nich grupa Ślizgonów z ostatniego roku. Raiden widział na ich twarzach pewność, że stchórzy i nie podejmie się wyzwania pozostania w lesie co najmniej czterdziestu minut.
- Ciągle uważam to za głupi pomysł – dorzucił Gryfon.
- Innych nie biorę pod uwagę – odparł Raiden, poprawiając sobie czapkę i zamykając kieszenie kurtki. – Życz mi szczęścia – dodał, odwracając się w stronę kolegi. Zanim jednak wszedł do Zakazanego Lasu wydawało mu się, że zobaczył przemykającą tam postać. Znajomą? Odwrócił się w stronę grupy chłopaków, stojących z tyłu i skierował się w stronę, gdzie kręciła się mała osóbka.
- I przegapić tak dobrą zabawę? Nigdy – zaśmiał się Raiden, słysząc słowa swojego towarzysza. Swojego czasu starszy braciszek Sophii zafundował Gryfonom sporą pulę punktów ujemnych, jednak jakimś cudem odbił się od dna i złapaniem pierwszoroczniaka nieumiejącego latać na miotle wraz z paroma drobnymi akcjami dorzucił do punktacji Pucharu Domów tyle punktów, ile uroczyście odjął, co napsuło niektórym humory. Grupa humorzastych Ślizgonów złapała go po zajęciach koła Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami tak żeby żaden profesor ich nie zobaczył. Oznajmili, że chętnie spiorą brudasów, bo zdobyte punkty przez kundle nie powinny liczyć się do punktacji i nic ich one nie obchodzą. Raiden oczywiście nie zamierzał się poddawać i wspomniał coś o rasizmie, ich matkach i kilku innych rzeczach, których zapomniał w chwilę po wypowiedzeniu. Nie zapomniał jednak zaproponowanego zakładu. Zieloni mieli się od niego odczepić, jeśli wykona zadanie, które mu zlecą. Każdy znał dumę Cartera i na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć setnych mógł być pewien, że zakładając się z Raidenem, ten zgodzi się bez mrugnięcia okiem. Lubił wyzwania, lubił adrenalinę i kochał głupie miny przegranych, gdy w końcu wygrywał wszystko, co się dało. Ile razy Peony powtarzała w kółko jak porysowana płyta, że kiedyś przez to zginie. Wdrapywanie się na wieże, picie eliksirów, łażenie po Zakazanym Lesie w celu przyniesienia jakiejś zdobyczy. To wszystko i tak było niczym w porównaniu z tym co miał zamiar zrobić teraz. Gdyby młodsza Puchonka tam była, zapewne wstąpiła by w nią diablica i powyrywała uszy swojemu głupiemu kuzynowi. Ale nie było ani jego ani Penny'ego, który kazałby mu się odwrócić i przestać ryzykować. Dlatego też Carter chciał to zrobić jak najszybciej, byle tylko nie dotarło do Peony. Mała, a taka przemądrzała. I tak wiedział, że w końcu prędzej czy później się dowie, ale może nie zdąży dobiec i na niego nawrzeszczeć. I nie musiała. Bo zamiast niej głosem rozsądku okazał się znajomy z Gryfonów, który mu towarzyszył do jakiegoś czasu.
- Masz coś nie tak z mózgiem – rzucił, stając obok. Oboje wpatrywali się w linię Zakazanego Lasu - tylko on z niepewnością wypisaną na twarzy, a Raiden podnieceniem i szerokim uśmiechem na czekającą go przygodę. – Przekażę twoim rodzicom, że ich kochasz, a… - Chłopak wstrzymał rozochoconego przyjaciela dłonią. – Mogę sobie zatrzymać Christine?
- Nie mam zamiaru tam ginąć! – zaśmiał się głośno Carter, odrzucając głowę w tył. Uderzył pięścią chłopaka w ramię, chcąc jakoś zmazać drugiemu Gryfonowi niepewność z twarzy. – Wrócę i jeszcze dorzucę jakiegoś fanta.
Mrugnął do przyjaciela w chwili, gdy podeszła do nich grupa Ślizgonów z ostatniego roku. Raiden widział na ich twarzach pewność, że stchórzy i nie podejmie się wyzwania pozostania w lesie co najmniej czterdziestu minut.
- Ciągle uważam to za głupi pomysł – dorzucił Gryfon.
- Innych nie biorę pod uwagę – odparł Raiden, poprawiając sobie czapkę i zamykając kieszenie kurtki. – Życz mi szczęścia – dodał, odwracając się w stronę kolegi. Zanim jednak wszedł do Zakazanego Lasu wydawało mu się, że zobaczył przemykającą tam postać. Znajomą? Odwrócił się w stronę grupy chłopaków, stojących z tyłu i skierował się w stronę, gdzie kręciła się mała osóbka.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Dla Peony czas przedświąteczny był bardzo ważny. Chociaż za zimą nigdy nie przepadała to czas przygotowań niósł ze sobą magię, którą niekoniecznie wszyscy rozumieli. Śniegu nie lubiła z jednego bardzo prostego powodu. Mając w szkole rodzeństwo i kuzynów, a już w szczególności taki duet jak Aspen i Raiden można być pewnym, że wylądowanie w zaspach trzy razy dziennie to absolutne minimum. Zdecydowanie cieszyła się, że musi ich znosić jeszcze tylko rok. Trzeba dodać, że Peony w wieku dwunastu lat miała w sobie więcej z buntownika niż z opiekunki narodów jaką jest obecnie. Tylko jeden dzień dzielił ją i wszystkich innych uczniów od powrotu do domu. Z jednej strony czuła ekscytacje. W końcu tak dawno nie widziała rodziców i młodszego rodzeństwa. Święta były przecież szczególnym czasem. Z drugiej strony było jej przykro, że musi zostawić to miejsce i wyjechać na przerwę świąteczną. Była tu drugi rok, ale zdążyła się tutaj poczuć jak w domu. Na to miano nie łatwo u niej zasłużyć. Kiedy weszła dzisiejszego dnia do Wielkiej Sali i zobaczyła te wszystkie świąteczne ozdoby poczuła rosnącą radość. To już naprawdę był ten czas. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu koleżanek z domu. Kiedy je zauważyła ruszyła wzdłuż stołu. Wtedy jej widok przykuł dość przykry fakt. Wszystkie powieszone na filarach jemioły były sztuczne. Ją jako przyszłą zielarkę bardzo to dotknęło. Nie można w końcu żadnych roślin zamieniać w sztuczne. Teraz pewnie przyznałaby rację wszystkim tym czarodziejom, którzy postanowili zamienić tą szkodliwą roślinę, ale wtedy jej myślenie było mniej racjonalne. Chciała mieć żywą jemiołę i miała zamiar się o nią postarać. Pierwsze co zrobiła to udała się do klasy zielarstwa by sprawdzić gdzie w ich okolicy rośnie drzewo, które mogłoby pomóc jej odnaleźć jemiołę. W głębi ducha wiedziała gdzie powinna się udać jednak dopóki tego nie sprawdziła nie mogła być pewna. Wiedziała jak wielką to jest głupotą, wiedziała, że nikt by jej na pójście do Zakazanego Lasu nie pozwolił. Jednak rozsądek nie miał szans na wygraną z poczuciem obowiązku. Tak, bo przecież jej obowiązkiem było sprawić by wszyscy poczuli prawdziwą magię świąt, a nie sztuczną. Droga do Zakazanego Lasu okazała się być dla dwunastolatki o wiele trudniejsza niż się na początku spodziewała. Nieodśnieżona ścieżka, oblodzone strome schody prowadzące wzdłuż chatki gajowej. To wszystko sprawiło, że zaczęła drżeć. Może z zimna, a może ze strachu i rosnących w niej wątpliwości. Kiedy przekroczyła granicę Zakazanego Lasu poczuła, że temperatura jeszcze bardziej spadła. Nagle otoczył ją półmrok, który odbijał niewielkie promienie słońca od błyszczącego w słońcu śniegu. Musiała iść na wschód. Cały czas. Przecież to nie było daleko. Szła, szła, szła… wtedy usłyszała przeraźliwy skowyt, a po chwili tupot kopyt. Obróciła się szybko potykając się o wystający korzeń. Centaur podszedł do niej przyglądając się, ale nic nie mówiąc. Peony próbowała wstać, ale ten podszedł bliżej unosząc jego kopyto parę centymetrów od jej czaszki. Teraz już naprawdę się przestraszyła. - Przyszłaś do mnie? Czekałem na Ciebie. - powiedział centaur, a mała Peony zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia. Jemioła całkowicie wypadła jej już z głowy.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie wiedział, że może to być Peony. Przecież nigdy nie robiła niczego poza zasadami. Nie łamała regulaminu, zawsze przykładna mała dziewuszeńka. Niezwykle wnerwiająca. Że też akurat była jego kuzynką... Siostra, której nigdy by nie chciał mieć. Ale byli rodziną i cokolwiek by się jej przytrafiło nie pozostałoby bez odzewu. Nie wiedząc o tym, ruszył w tamtym kierunku oczywiście wbiegając między linię drzew bez strachu. Swoją uczniowską szatę wiadomo, że zostawił w dormitorium i teraz zupełnie w samej rozpiętej marynarce biegł przed siebie, skacząc bez problemu przez większe przeszkody. Jakby żył w lesie od urodzenia. No, cóż. Trzeba było mu przyznać, że nigdy nie obijał się jeśli chodziło o wysiłek fizyczny. Postać gdzieś mu umknęła, ale pamiętał, że w miejscu gdzie weszła do Zakazanego Lasu była ścieżka. Zapewne tamtędy też się udała. Raiden usłyszał za plecami pohukiwanie sowy, ale nie zatrzymał się. Głupie zwierzaki. I wszyscy myśleli, że tu jest tak strasznie... Amatorzy... Chętnie zobaczyłby tych Ślizgonów na jego miejscu. Ciekawe czy też tak by się stawiali. Uśmiechnął się pod nosem, przy czym poluzował krawat pod szyją. To było już tutaj... Gdzieś niedaleko. I wyskoczył na wspomnianą ścieżkę, jednak po postaci nie było żadnego śladu. Tak jak podejrzewał zapewne przeszła w głąb. Ciekawe co za niepokorny uczniak zdecydował się spędził trochę czasu w miejscu, gdzie nie powinien. O sobie wiedział doskonale. Ale kto jeszcze był na tyle lekkomyślny? Nie zaszedł daleko, gdy zobaczył małą polanę, a na niej... Zaraz! Czy to była Peony?! Co ona tam do jasnej mandragory robiła?! Już chciał wyjść po nią, gdy nagle poczuł zapach końskiej sierści i zmarszczył nos. To nie zapowiadało nic dobrego. A gdy wyszedł z krzaków centaur, Raiden nie zastawiał się nawet przez chwilę. Przeskoczył dzielący ich konar i upadł miękko między stworzeniem, a Peony przy okazji zasłaniając ją swoim ciałem.
- Nigdzie z tobą nie idzie! - warknął, patrząc się na wysokiego stwora. I chociaż był od niego słabszy i mniejszy, nie stracił na bojowości. I nim się zorientował, odwrócił się, by złapać Sprout pod pachę i skoczyć w pobliskie krzaki.
- Nigdzie z tobą nie idzie! - warknął, patrząc się na wysokiego stwora. I chociaż był od niego słabszy i mniejszy, nie stracił na bojowości. I nim się zorientował, odwrócił się, by złapać Sprout pod pachę i skoczyć w pobliskie krzaki.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Peony lubiła zasady. Dzięki nim wszystko dobrze funkcjonowało. Nikt ich nie tworzył bez większej przyczyny i naprawdę w to wierzyła. Wierzyła też w konsekwencje niedostosowania się do zasad. Napatrzyła się w końcu na te wszystkie rzeczy, które wyrabiali chłopcy i wcale nie chciała być karana w taki sposób. Może czegoś nie rozumiała, ale jak można robić coś wbrew słowom osób dorosłych, potem dostać karę, a potem i tak dalej to robić? To całkowicie odbiegało od tego co potrafiła zrozumieć. To, że dzisiejszego dnia postanowiła złamać zasadę dotyczącą wejścia do Zakazanego Lasu było zaskakujące. Także dla niej. Jednak nie mogła zrozumieć dlaczego ktoś w taki dzień postanowił pójść na łatwiznę i zastąpić prawdziwą jemiołę jakimś sztucznym odpowiednikiem. Każdy kto postawiłby się w jej sytuacji przyznał by jej racje. Nie bała się. Chociaż pewnie powinna. Miejsce to było ciemne i ponure. Jakby żadne życie tu nie istniało. Strach jednak był przykryty determinacją. A tej miała jak zwykle w nadmiarze. Nie mogła wcześniej zauważyć zbliżającego się centaura. Może gdyby bardziej się rozglądała. Może gdyby nie skupiła się tylko na celu swojej wyprawy, ale od czasu do czasu spoglądała też pod nogi. Nie mogła jednak przewidzieć co by było gdyby. Kiedy stworzenie zbliżyło się do niej o kolejny krok mała Peony próbowała sięgnąć po różdżkę. Jednak jej drżąca ręka nie mogła sięgnąć do wewnętrznej kieszeni kurtki. Śnieg zaskrzypiał pod jej stopami gdy zrobiła kolejny krok do tyłu. Wtedy usłyszała czyjś urwany oddech i już chwile później zobaczyła stojącego między nią a centaurem Raidena. Ten tył głowy rozpoznałaby wszędzie. Centaur zarżał ze wściekłością unosząc nogi do góry. Warknął tylko, że nie spodziewał się dwójki, ale wcale nie będzie narzekał. Peony myślała, że centaury to mądre stworzenia. Patrzące w gwiazdy, widzące przyszłość. Tak przynajmniej powtarzano jej na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. Teraz wiedziała, że to co piszą w książkach niekoniecznie jest prawdą. Kiedy kuzyn chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę ośnieżonych krzaków zaczęła się rozglądać. Musieli się stąd wydostać. Głupi centaur. - Co ty w ogóle tutaj robisz? - warknęła zatrzymując na nim spojrzenie.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Pobiegłem za driadą, kochana kuzynko - odpowiedział, po czym ruszył przed siebie, ciągnąc Peony za sobą. Jej krótkie nóżki nie nadążały za nim, więc nie czekając, złapał ją, by przyspieszyć. Nawet nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że centaur był tuż tuż. Musieli mieć plan, ale jego planem był brak planu. Nie dziwne. W końcu to był Raiden, nie żaden Penny, który wiadomo, że próbowałby to załatwić pokojowo. To było czasem zaskakujące jak bardzo się od siebie różnili. On i Aspen. Chociaż i tak byli o wiele bardziej podobni niż na przykład Peony z nim w parze. Mała dziewucha. Zadzierała nosa jakby pozjadała wszystkie rozumy i oczywiście, że często podchodziła do niego, gdy stał z jakąś fajną dziewczyną, by powiedzieć coś kompletnie głupiego. W takich chwilach jak tamte Carter naprawdę chciałby ją zamordować. Ale nikt nie mógł odbierać mu tej przyjemności. A na pewno nie jakiś śmierdzący centaur! Biegł z Piwką na rękach jakiś czas, zanim uskoczył w bok za duże drzewo i przyłożył palec do ust, żeby siedziała cicho. Odczekali chwilę, nasłuchując. Raidenowi wydawało się, że stworzenia nie było nigdzie w pobliżu, ale mógł się mylić. Przecież to centaury panowały w lesie i na pewno mogły poruszać się bezszelestnie. Spojrzał wymownie na Peony, po czym zaczął się wolno przesuwać w stronę ścieżki, którą przybiegli, chcąc sprawdzić czy na pewno byli sami. Kuzynka była skryta w roślinności, więc nawet jakby miało mu się coś stać, ona była bezpieczna. Puścił jej rękę, wyślizgując się powoli zza roślinności. No, szata by się jednak przydała. Było cholernie zimno.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Peony chyba już nic nie mogło zadziwić jeżeli chodziło o jej kuzyna czy też jej brata. Ich szalone pomysły całkowicie ignorowały wszelkie zasady bezpieczeństwa, których dziewczynka przestrzegała. Chociaż nie mogła powiedzieć, że suszenie im głowy za każdą głupotę nie należało do zajęć dla niej przyjemnych to i tak… strach pomyśleć ile z ich pomysłów mogło się skończyć katastrofą. Teraz jednak nic nie powiedziała tylko kręcąc głową. Nie była głupia. Pewnie gdyby nie jej szalony, szukający driad kuzyn skończyłaby pod stopami centaura. Chociaż jeszcze nic nie jest przesądzone. Kto nie ma w głowie ten ma w nogach. Zawsze to powtarzała. A jej kuzyn miał w nogach oj miał. Trochę go spowalniała w końcu jej krótkie, dwunastoletnie nogi nie biegały tak szybko jak jego już wyćwiczone w ucieczkach i szkolnych bójkach. Kiedy ją podniósł zacisnęła mocniej oczy. Zdecydowanie bezpieczniej czuła się na ziemi o własnych nogach. Tym bardziej, że ich droga składała się z przysłoniętych śniegiem korzeni i innych pułapek mogących im w tym momencie zaszkodzić. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła, kiedy zniknęli za konarem drzewa. Schowała się chociaż nieprzychylnie patrzyła na to jak Raiden wygląda by sprawdzić czy udało im się zgubić centaura. Chociaż wkurzał ją każdego dnia i prawdziwie miała dość jego przekomarzań to i tak nie chciała, żeby ten głupio się narażał czy też grał bohatera. Może to nie było mądre. To, że tutaj przyszli. Grunt, że nie byli sami. Chyba? Usłyszała skrzypienie śniegu i aż się wzdrygnęła kuląc bardziej w roślinach. - Rai? - mruknęła szeptem rozglądając się. - Rai to Ty? - jak to możliwe, że było dopiero południe, a lesie jakby już wieczór? - Raiden… - zaczęła głośniej robiąc krok w stronę, w którą podszedł jej kuzyn. Co on tak długo tam robił? Chyba nie miał zamiaru jej tutaj zostawić? Nie była aż tak złą kuzynką.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie było to w jego planach dzisiejszego dnia. Fakt. Zajmowanie się kuzynką w przerwie między zajęciami. Wiedział, że przyjdzie mu przyjąć zakład od Ślizgonów i miał zamiar go wygrać, ale cała reszta... No, cóż. Najwidoczniej przygody i wszelkie kłopoty trzymały się jak rzep. Nie, żeby marudził. Lubił swoje życie, a także wszystko co się z nim łączyło. Tylko centaur? Właśnie w tym momencie? I dlaczego Sprout zaszła tak daleko? Zawsze trzymała się przecież regulaminu jak świętości. No, bo przecież tylko źli uczniowie łamali przepisy. A od czego były zasady, kochana kuzynko? Jak nie od tego by je łamać? Najwyraźniej każde z nich miało inne podejście do tego zagadnienia i nigdy nie miało się to zmienić. A przynajmniej do czasu, aż Raiden nie zostanie brygadzistą i następnie policjantem, ale na razie siedział w Zakazanym Lesie i próbował wyratować Peony od kłopotów, które sobie narobiła. Wyszedł powoli na ścieżkę i rozejrzał się w obie strony. Nie zauważył ani nie usłyszał nic niepokojącego. Odetchnął, chcąc powiedzieć Peony, że jest bezpiecznie, gdy poczuł czyjś oddech na karku i zanim się odwrócił, ktoś złapał go za szyję owłosioną ręką i uniósł w górę.
- Gdzie dziewczynka? - warknął w jego stronę głęboki głos, aż zadrżało mu w przeponie. Raiden czuł jak ziemia oddala się wraz z unoszeniem przez centaura jego ciała, ale nie zamierzał pokazywać mu, że się boi. Nie bał się. Była to po prostu chwilowo niedogodna pozycja. Zawsze było wyjście z podobnych akcji. Zawsze. A on musiał po prostu je znaleźć. Próbował jednak mimo wszystko rozluźnić uścisk szponiastej dłoni na swoim gardle, bo nie było to komfortowe. Na pewno nie wtedy gdy stwór zaciskał ją z każdą chwilą coraz mocniej.
- Jaka dziewczynka? - wydusił Carter, nie zamierzając zdradzać, że Piwka siedziała w krzakach zaraz obok. Miał jedynie nadzieję, że nie była na tyle bezmyślna, by zdradzić swoje położenie. Oby nie!
- Gdzie dziewczynka? - warknął w jego stronę głęboki głos, aż zadrżało mu w przeponie. Raiden czuł jak ziemia oddala się wraz z unoszeniem przez centaura jego ciała, ale nie zamierzał pokazywać mu, że się boi. Nie bał się. Była to po prostu chwilowo niedogodna pozycja. Zawsze było wyjście z podobnych akcji. Zawsze. A on musiał po prostu je znaleźć. Próbował jednak mimo wszystko rozluźnić uścisk szponiastej dłoni na swoim gardle, bo nie było to komfortowe. Na pewno nie wtedy gdy stwór zaciskał ją z każdą chwilą coraz mocniej.
- Jaka dziewczynka? - wydusił Carter, nie zamierzając zdradzać, że Piwka siedziała w krzakach zaraz obok. Miał jedynie nadzieję, że nie była na tyle bezmyślna, by zdradzić swoje położenie. Oby nie!
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Peony była wychowywana w duchu tradycji. Najważniejsze było życie w zgodzie ze samym sobą, a przede wszystkim z otaczającą nas naturą. W końcu to ona wprawiała wszystko w ruch. Wychowanie jednak przede wszystkim dało jej poczucie, że są w życiu rzeczy ważne i najważniejsze. Dla niej już teraz najważniejsza była rodzina. W końcu mogą się ze sobą nie zgadzać, mogą się ze sobą kłócić, walczyć za każdym razem gdy wchodzą w konwersację, ale na tle wszystkiego… nadal byli rodziną. Dlatego wiedziała, że powinna mu zaufać. Kiedy poszedł sprawdzić czy zostawili centaura daleko z tyłu Peony jak nigdy bez sprzeciwu schowała się w zaroślach. Naprawdę się bała i to już nie tylko o siebie, ale także o Raidena. Wiedziała jednak, że strach mógł tylko pogorszyć ich sytuacje. Nikt nie usłyszałby jak krzyczy, nikt nie przybiegłby im na ratunek. Mogli tylko zwołać więcej leśnych stworzeń, które wbrew pozorom nie chciałby im pomóc, a zaszkodzić. Ruch który słyszała okazał się nie być Raidenem, a centaurem. Widziała jego cień i widziała jak zbliża się do jej kuzyna. Co miała zrobić? Stać i czekać aż ten zrobi mu prawdziwą krzywdę? Uciekać i kogoś zawiadomić? Miała tylko dwanaście lat i nie znała żadnych zaklęć, które mogłyby też pomóc im wyrwać się z te sytuacji. Zza krzaków spojrzała na trzymającego za szyję jej kuzyna centaura. Gdyby znalazła coś wystarczającego ciężkiego? Gdyby dobrze wycelowała? Nie wiedziała czy w tym planie jest choć trochę rozsądku, ale nie o rozsądek tu chodziło. Miała zamiar coś zrobić nawet jeżeli miało to skończyć się niepowodzeniem. Nie zasłużył na to by stała mu się krzywda. Nawet jeśli sam wybrał się do zakazanego lasu. Schyliła się energicznie poszukując jakiegoś kamienia. Kiedy jej małe palce w końcu natrafiły na odpowiednio duży i odpowiednio ciężki wyszła zza krzaków i delikatnie stąpając po śniegu rzuciła kamieniem w stworzenie. - Puść go! - powiedziała podniesionym głosem bo strach nie pozwolił jej krzyknąć. Ku jej własnemu zaskoczeniu trafiła. Centaur zachwiał się na nogach wypuszczając Raidena, który upadł na ziemię. To była ich szansa na ucieczkę tylko czy potrafili ją wykorzystać?
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Łapał powietrze łapczywie zupełnie jakby miał to być jego ostatni dech. Być może takim właśnie miał być, ale Raiden nie uważał, że powinien tak skończyć. W dłoni jakiegoś śmierdzącego centaura, który sądził, że powie mu gdzie była jego kuzynka. Ha! Niedoczekanie! Uśmiechnął się pomimo brakującego tchu, gdy stworzenie wygięło w paskudnym grymasie usta i przyciągnęło go bliżej. Chłopak czuł jego obrzydliwy oddech i zapewne by od niego umarł, gdyby nie kamień. Kamień, który o mały włos nie uderzył prosto w jego głowę! Nie było jednak nad czym się zastanawiać. Centaur go wypuścił, a Carter z cichym westchnieniem opadł na ziemię. Trochę zabolał go tyłek, ale nie było na to czasu. Odwrócił się do Peony i wywrócił oczami na jej bohaterstwo. Zaraz też podniósł się, by znowu ją złapać za rękę i zacząć bieg. Chyba ciągle biegli w ciągu tej całej przygody. Ale nie przeszkadzało mu to. Teraz mogli jednak spróbować odbić w lewo, gdzie powinna znajdować się linia Zakazanego Lasu. Nie spodziewał się, żeby coś takiego go dzisiaj spotkało, ale najwyraźniej nawet mała Sprout go zaskakiwała. Na pewno zaraz będzie chciała polecieć się naskarżyć na niego, ale było mu to obojętne. Gdyby nie właziła między drzewa, nic podobnego by się nie wydarzyło. Ale co on tam mógł wiedzieć. Te ziółka takie ważne. Zeskoczył z mniejszego urwiska i odwrócił się, by złapać w ramiona Peony. Już widział błonia. Byli blisko wyjścia, a ten przeklęty centaur mógł się cmoknąć! Gdy ruszyli dalej, Raiden nagle na coś wpadł. Lub na kogoś...
- Carter! Co ty tu znowu robisz?! - wykrzyknął zaskoczony gajowy, lustrując dzieciaka w samej koszuli na mrozie. Ale zaraz przeniósł uwagę na trzymaną przez niego za rękę Peony i pokręcił głową. Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się, nie wiedząc, że we włosach miał śnieg i kilka małych patyczków z drzew. - Przygód się zachciało... Już do zamku!
- Gratuluję, kuzynko - mruknął do Peony Raiden, gdy mężczyzna ruszył przodem i nie mógł ich usłyszeć. - Jak to jest złamać zasady?
|zt
- Carter! Co ty tu znowu robisz?! - wykrzyknął zaskoczony gajowy, lustrując dzieciaka w samej koszuli na mrozie. Ale zaraz przeniósł uwagę na trzymaną przez niego za rękę Peony i pokręcił głową. Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się, nie wiedząc, że we włosach miał śnieg i kilka małych patyczków z drzew. - Przygód się zachciało... Już do zamku!
- Gratuluję, kuzynko - mruknął do Peony Raiden, gdy mężczyzna ruszył przodem i nie mógł ich usłyszeć. - Jak to jest złamać zasady?
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Kiedy centaur zachwiał się na nogach Peony zobaczyła w tym ich szansę na ucieczkę. Wydostanie się z tego lasu i jak najszybszy powrót do zamku. Teraz żałowała, że nie zostawiła w spokoju tych kilku sztucznych kulek w Wielkiej Sali. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że trzymanie się określonych zasad jest dobre i przede wszystkim bezpieczne. Chociaż teraz gdy biegli nie miała zamiaru o tym wspominać. Może i by jej tutaj nie zostawił, ale na pewno skutecznie zamknąłby jej ciągłe biadolenie o zasadach. Co ona mogła? Właśnie takim dzieckiem była. Widząc znajomy kraniec lasu uśmiechnęła się szeroko. Płuca pracowały jej ciężko, oddech przyśpieszał z każdym uderzeniem serca. Odwróciła się by spojrzeć czy nikt za nimi nie biegnie. Nie słyszała kroków, nie widziała cieni w głębi lasu. Wydawało się, że po centaurze nie został żaden ślad. Zatrzymała się dopiero gdy wpadli na gajowego. Przymrużyła oczy, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Nie tylko przez wysiłek, nie tylko przez zimne powietrze i mróz atakujący jej naczynka. Była przerażona. To był pierwszy raz gdy łamała jakieś zasady i pierwszy raz kiedy ktoś ją na tym złapał. Spojrzała na Raia, a zaraz znowu gajowego. - Jem… jemioła… - wydukała, ale widocznie i tak nie miało to sensu. Ruszyła w stronę zamku już widząc ten wyjec od mamy. Chyba pierwszy raz jej mama będzie musiała wysłać wyjca nie do jej brata, a do niej. Kto by się spodziewał takiego rozwiązania?
z.t
z.t
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Hogwart, grudzień 1941
Szybka odpowiedź