Alasdair Collen Diggory
Nazwisko matki: Trelawney
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: krew czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: członek Wiedźmiej Straży
Wzrost: 173 cm
Waga: 77 kg
Kolor włosów: czarny
Kolor oczu: brązowy
Znaki szczególne: loczki, drobna blizna u podstawy szyi
12 ¾ cala, dość giętka, tabebuja i włos wozaka
Gryffindor
biały wilk
Martwe ciało pewnej dziewczyny
piżmo, ognista whisky, sernik
on sam chroniący świat przed złem, z Nią czekającą na niego w domu
Quidditch, podróże, niebezpieczne zaklęcia oraz sernik
Jastrzębie z Falmouth
Quidditch
rock&roll
Kit Harington
You'll never know how I watched you from the shadows as a child
You'll never know how it feels to be the one who's left behind
You'll never know the days and the nights, the tears, the tears I've cried
But now my time has come and time, time is not on your side
Pierwsza rzecz, jakiej uczy się dziecko ambitnego aurora, to fakt, że ojca nigdy nie ma. To tak, jakby wychowywać się samemu, jedynie pod kuratelą lekko zbzikowanej matki, która za każdym razem, od kiedy wymówisz tylko swoje pierwsze słowo próbuje ustalić, czy nie odziedziczyłeś talentu po jej rodzinie, skoro charłakiem jednak nie jesteś, bo w wieku około 3 lat coś tam już zademonstrowałeś. Nie potrafi zrozumieć, że takim „talentem” nie chcesz się dzielić z nikim, absolutnie nikim, więc po kilku latach po prostu wpadasz na pomysł, by udawać, że umiejętności znikły, że to był tylko miraż, że w rzeczywistości jesteś jak najnormalniejszym dzieckiem. Wtedy zaś tracisz ostatnie okruchy uwagi poświęcanej ci przez rodziców. Nieważne, i tak to nic nie znaczy – ojca nie widujesz, choć podziwiasz, ale jego praca jest zbyt ważna i zbyt „tajna”, by z nim o niej rozmawiać, a skoro jest pracoholikiem… To oznacza całkowity brak jakichkolwiek kontaktów.
A tak, każda historia powinna mieć chronologię… Tyle że jego wizje nigdy jej nie miały. Sam początkowo nie wiedział, co oznaczają – czasem nawiedzały go w najdziwniejszych momentach, gdy najmniej się ich spodziewał, i pokazywały wydarzenia, które nie miały w ogóle żadnego sensu. Dopiero po kilku latch od pierwszej wizji odgadł, że dotyczą nie tylko przyszłości, ale przede wszystkim teraźniejszości i przeszłości – jako całość były niemożliwe do odczytania, dopiero wiedza o konkretnych wydarzeniach pozwalała mu na ich identyfikację. A on chciał wiedzieć jak najwięcej, nawet jeśli ojciec odmawiał mu informacji, a matka była niezadowolona z powodu tego drobnego kłamstwa…
Nikt nie mógł go powstrzymać. Chciał być najlepszy, lepszy jeszcze od własnego ojca.
He always runs while others walk,
he acts while other men just talk,
he looks at this world and wants it all,
so, he strikes like thunderball
Tak więc dzieciństwo spędził w okolicach Ottery St Catchpole, w domu rodzinnym. Zdarzało mu się wymykać, gdy matka była zajęta swoimi ziołami i teleskopem, przemierzać zielone połacie hrabstwa Devon w poszukiwaniu czegoś nieuchwytnego – być może przygody? Trudno powiedzieć, co temu dzieciakowi wpadło do głowy i już z niej nie wyskoczyło, ale nie zawsze szukał towarzystwa – czasem po prostu wolał samotność, wiatr we włosach i odgłosy dochodzące znad oceanu.
Spacery wydawały się lepsze od książek, choć i na nie naszła w końcu pora. Powieści o nieznanych stworzeniach, wyprawach w nieznane, mrożących krew w żyłach akcjach… Wydawały się tak drastycznie inne od marszczonych podmuchami traw hrabstwa Devon. W każdym słowie zdawała się skrywać jakaś inna treść, wyczuwalna pod skórą niczym druga natura.
Już wtedy wiedział, że nie skończy się tylko na dziecięcych zabawach w Quidditcha, siedmioletniej edukacji w Hogwarcie i jakimś nudnym zawodzie. Nie myślał, że kiedykolwiek chciałby mieć dzieci – wszak był zresztą jeszcze dzieckiem, a może jednak ma to jakieś znaczenie? W każdym razie było coś jeszcze, determinanta niemalże z faktu urodzenia, która wpływała na jego decyzję – przebłyski przeszłości, przyszłości i teraźniejszości sprawiały, że nigdy nie mógł usiedzieć na miejscu, próbując odnaleźć miejsca, które widział w umyśle, dowiedzieć się, skąd się wzięły. Chciał chronić ludzi przed zagrożeniami, które przeczuwał, nawet jeśli nic o nich nie wiedział. Nie obchodziło go, skąd się biorą wizje, tylko co przekazują...
He knows the meaning of success;
his needs are more so he gives less;
they call him the winner who takes all,
and he strikes like thunderball
List z Hogwartu nie był zaskoczeniem. Wprost przeciwnie, był wyczekiwany przez wszystkich członków rodziny, a już szczególnie Alasdaira. Ojciec kwitował, że teraz rozpocznie się „kariera” jego syna, dodając z lekkim opóźnieniem, że nie toleruje niczego mniej niż „powyżej oczekiwań”. Matka odetchnęła z ulgą, że skończyła się jej opieka nad dzieckiem, którego nawet nie potrafiła opanować, a co dopiero się z nim porozumieć. Młody Diggory ekscytował się za to faktem, że oto zaczyna się jego wielka przygoda.
Podróż na King’s Cross, znajomości z pociągu, przemknięcie niczym cień przez jezioro, ujrzenie rozjarzonych okien tajemniczego zamku… Tak, to zrobiło wrażenie na wszystkich pierwszoroczniakach. Na niektórych jednak o wiele większe – do tej grupy należały dzieciaki mugolskich rodziców i… no, Alasdair. Chciał od razu zwiedzić zakamarki tej średniowiecznej budowli, odkryć tajemne przejścia i zbadać każdy sekret, chociażby najmniejszy. Wcześniej jednak ich wszystkich czekała ceremonia przydziału, a on zasiadł na ławie przy stole Gryffindoru, witany grzecznymi oklaskami znudzonych uczniów ze starszych roczników.
Nie trzeba chyba dodawać, że już pierwszej nocy wyplątał się z łóżka i wykradł na korytarz, próbując zbadać nieznane. Szlaban obejmował czyszczenie medali w Izbie Pamięci przez cały następny wieczór.
I know how to hurt
I know how to heal
I know what to show
And what to conceal
I know when to talk
And I know when to touch
No one ever died
From wanting too much
Wśród uczniów zdobył rozgłos jako osoba, która już pierwszej nocy w Hogwarcie dostała szlaban, natomiast nauczyciele znali go jako wiecznie skupionego, ochoczego ucznia, choć częściej bardziej zainteresowanego czym innym niż omawiane zagadnienie. Ćwiczącego rzucanie co ciekawszych zaklęć w pokoju wspólnym, ściągając na siebie uwagę chłopców ze starszych roczników, przed którymi musiał później zwiewać na inne piętro i ukrywać się za jakimś posągiem. No cóż, nie każdemu może się spodobać fakt, że przez tego nadgorliwego dzieciaka od Diggorych jego kolekcja kart z czekoladowych żab jest teraz tylko i wyłącznie kupką popiołu.
Niemniej to nie oznacza, że nie miał większych problemów od morderczych nastolatków na karku. W czasie jego nauki w Hogwarcie działy się naprawdę dziwne rzeczy, czasem nawet nadmiernie przerażające. Otwarcie Komnaty Tajemnic… Bez powodzenia szukał tego pomieszczenia, ale nigdy nie udało mu się odgadnąć, czym jest potwór ani jak się przemieszcza. Cała sprawa śmierdziała zaawansowaną czarną magią na kilometr, nawet nauczyciele nic nie potrafili poradzić. Dobrze, że ten koszmar się skończył.
Na drugim roku wstąpił do drużyny Quidditcha – pretekst, by całymi dniami latać na miotle, czuć wiatr we włosach i posmak słodkiej wolności na języku. Chyba nie grał źle, ale kto tam osądzi – jednym z najlepszych z pewnością nie był, ale potrafił wrzucić kafla w środek obręczy. No i drużyna dawała punkty nie tylko do popularności, ale też do atrakcyjności wśród płci pięknej, a o wykorzystywaniu takich drobiazgów nigdy się nie zapomina.
Nie ograniczał się tylko do przyjaźni z czystokrwistymi. W głębi duszy czuł, że każdy zasługuje na życie i równe traktowanie - dlatego dość neutralnie podchodził do kwestii szlachty, której członkowie często wykazywali się pychą. Nie sądził też jednak po stereotypach i każdego starał się traktować tak, jak na to zasługiwał - czy to szlachcic, czy mugolak.
Any women he wants he'll get,
he will break any heart without regret.
His days of asking are all gone.
His fight goes on and on and on,
but he thinks that the fight is worth it all,
so he strikes like thunderball
Chociaż tak wiele rzeczy potrafiło rozproszyć jego uwagę i odciągnąć od właściwej ścieżki nauki, o najważniejszym nigdy nie zapominał. Wiedział, jakie przedmioty musi dobrze zdać, by móc zostać w przyszłości aurorem. Jak się jednak okazało, los zaplanował dla niego coś odmiennego, choć związanego z jego odwiecznymi marzeniami.
To było lato. Słońce grzało mocno, odzierając świat z cieni, a on wracał pociągiem domu, pierwszy raz od tych siedmiu lat nie mając w perspektywie powrotu do szkoły. Bardzo możliwe, że faktycznie nigdy już nie wróci do Hogwartu. To był teraz zamknięty rozdział, podczas gdy w jego życiu otwierał się inny, kolejny.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił następnego dnia po przyjeździe, było zgłoszenie się do Ministerstwa. Spodziewał się, że rozpocznie standardowy kurs aurorski – kilka lat, a następnie regularna praca w Biurze Aurorów. Tyle że mężczyzna z rozmowy rekrutacyjnej potrząsnął tylko głową i powiedział, że nastąpiła jakaś pomyłka i musi udać się do innego pokoju. Co, na brodę Merlina…?
To nie była pomyłka. To był wybieg.
Okazało się, że wystarczyła jakaś rekomendacja. Kto go polecił, tego nie wiedział. Czyżby któryś z nauczycieli? Ale jeśli tak, to kto? Nieważne, oceny wystarczyły. Może to było jakieś działanie ojca, a może to kwestia tego, że rekruter Wiedźmiej Straży doskonale wiedział, co ukrył w wieku dziecięcym przed rodzicami. Wiedział, że Alasdair posiadał specyficzne… „umiejętności”, a wraz z testami okazało się, że w jakiś dziwny sposób jego dar reaguje na sytuacje zagrażające bezpieczeństwu, szczególnie ludzi, których znał – zupełnie jakby wizje były powiązane z jego dziwaczną, pragnącą zbawić świat moralnością.
People like us
Know how to survive
There´s no point in living
If you can´t feel alive
We know when to kiss
And we know when to kill
If we can´t have it all
Then nobody will
Nauka nie była najprostsza. Czasem wydawało mu się, że to zbyt wiele, że analizuje się każdą jego reakcję, każdy gest, każde słowo. Członkowie Wiedźmiej Straży musieli potrafić wykazać się szeroką skalą umiejętności, wśród których liczyły się nie tylko te magiczne. Kłamstwo, gra aktorska, umiejętność zachowania się odpowiednio do sytuacji, chociażby najbardziej ekstremalnej… Dużo tego było. Czasem zastanawiał się również, po co mu historia magii. Z wiedzy z tego przedmiotu korzystał z biegiem lat coraz mniej, kształcąc się raczej w innych umiejętnościach.
I tak poznał Ją – wiecznie skupioną na zadaniu, wzór do naśladowania dla innych kursantów, z pozoru chłodną i opanowaną, ale o duszy piękniejszej niż ktokolwiek, kogo znał. Niczym zaczarowany zachłysnął się nią, jej delikatną urodą i subtelnym umysłem, choć początkowo odtrącała go za każdym razem z powodu toczącej się między nimi cichej rywalizacji. Była mugolaczką, czarownicą szkoloną w celu ochrony ważnych mugoli.
Zaczęło się od przytyków. Jak każdy czarodziej wychowany w czystokrwistej rodzinie myślał, że jej świat, do którego nadal wracała, jest gorszy, nie dorasta do pięt tego, który znał. Rzuciła mu wyzwanie, pokazując jego niezwykłość, a on po raz pierwszy w życiu poznał smak mugolskich papierosów, irlandzkiej whiskey oraz miejskiego, zwyczajnego życia. Zapamiętał jej śmiech, gdy zobaczyła jego kompletnie niedobraną koszulę wystającą zza płaszcza. Była z nim w wielu miejscach – sklepach, parkach, kinach, kawiarniach. Chciał jej więcej, chciał chłonąć jej doskonałość, więc namawiał ją na spotkania w mugolskim Londynie – przy kuflu piwa i z włączonym w tle meczem oraz głośnymi okrzykami kibiców w tle. Uczył się tego świata, bo był częścią niej, dzięki czemu kochał nawet spaliny i łamiące przepisy drogowe taksówki. Chciał robić to, co ona, chciał chronić mugoli przed złem, ponieważ w świecie czarodziejów nigdy nie czuł się tak szczęśliwy niż w miejscach, gdzie na oczach niemagicznych obywateli Wielkiej Brytanii nie mógł używać różdżki.
Nie wiadomo, co się z nią stało. Znikła niczym Eurydyka, gdy Orfeusz odwrócił za nią wzrok. Nie powinien był myśleć, że może ją zachować dla siebie, a jednak po części tak właśnie było. Prawdopodobnie gdzieś ją przenieśli lub stwierdzili, że nadaje się do ważniejszych spraw, kto wie. On ją utracił tak, jak można utracić jedynie miłość platoniczną, największą, jaka kiedykolwiek zamieszkała na dnie serca. Nadal ją kocha.
Tyle że życie biegło dalej, a on został szpiegiem w mugolskiej policji.
Darling you won
It's no fun
Martini's, girls and guns
It's murder on our love affair
It's you , that's your life
Every night, as you chase the morning light
You're not the only spy out there
It's so deadly my dear
The power of wanting you near
Z pozoru nie brzmi jak niebezpieczne zajęcie, czyż nie? Jest to jednak tylko część jego obowiązków. Połowę czasu spędza w policji, połowę w Ministerstwie. W mugolskim świecie znany jest pod pseudonimem James Gordon, a praca w Scotland Yardzie jest jego głównym zajęciem – zupełnie jak człowiek-duch, który utrzymuje pozory, a jednak zawsze stoi po trosze z boku. Zajmuje się nietypowymi, dziwnymi zbrodniami, na które z pozoru nie istnieje normalne wytłumaczenie. Dzięki tej pracy zdobył odpowiednią wiedzę i doświadczenie, ale nadal istnieją obszary wiedzy mugolskiej, których nie pojmuje. W Ministerstwie Magii jest zazwyczaj oddelegowywany do pracy wraz z innymi członkami Wiedźmiej Straży lub aurorami, zależnie od sytuacji.
Życie w Londynie z lat 50. nie jest jednak łatwe. Polityka odciska się wyraźnie w każdej dziedzinie życia, a magia coraz częściej przejawia swe ciemne oblicze. Bez odwagi stanięcia naprzeciw podsycanym wśród społeczeństwa wrogim nastrojom nie będzie przyszłości. Teraz jest czas na działanie.
Well, a door left open
A woman walking by
A drop in the water
A look in the eye
A phone on the table
A man on your side
Or someone that you think that you can trust
Is just
Another way to die
Czym jest jednak patronus bez szczęśliwych wspomnień, które go przywołują? Gdy trzeba więc rzucić wspomniane zaklęcie, Al zazwyczaj wraca pamięcią do gorącego letniego dnia, gdy spacerował z Nią po Hyde Parku. Zatrzymali się właśnie obok fontanny, a ona odwróciła się, by zrobić zdjęcie parze roześmianych Azjatów na tle zieleni. Patrzył na nią, widząc skupienie w jej oczach i nieświadomy lekki uśmiech szczęścia błąkający się po miękkich, różowych wargach. Nie mógł się powstrzymać, by nie pochylić się i ją pocałować… Tyle że ona, prawdziwa perfekcjonistka, tak skupiła się na sesji zdjęciowej, że instynktownie mu przyłożyła, a on stracił równowagę i wpadł do fontanny. Gdy się wykurzył, zobaczył nad sobą jej twarz i wyciągniętą w jego stronę rękę. Z jakiegoś dziwnego, symbolicznego powodu ta wyciągnięta ręka znaczyła dla niego więcej niż cokolwiek innego.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 13 | +1 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 15 | +4 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 9 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | III | 10 |
Silna wolna | II | 5 |
Spostrzegawczość | III | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Zastraszanie | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | III | 35 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Taniec balowy | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Jasnowidzenie | - | 5 |
Reszta: 0 |
Różdżka, sowa, teleportacja, 11 punktów statystyk
Ostatnio zmieniony przez Alasdair Diggory dnia 28.12.16 23:10, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.09.17 16:13, w całości zmieniany 2 razy
-
[28.01.2017] Zwrot PD; -40 PD, +2 pkt zaklęć
[29.05.17] +5 pkt statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]