Bernadette Antoinette Flint
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogacz
Zawód: Projektant Mody
Wzrost: 171
Waga: 65
Kolor włosów: Miedziane
Kolor oczu: Zielone / Szare
Znaki szczególne: Brak.
Brak.
Hufflepuff
Niedźwiedź
Nieatrakcyjną, bardzo wyniszczoną kobietę w zaawansowanej ciąży, trzymającą w ramionach dwa zsiniałe niemowlaki. To ja.
Mięta
Siebie, w białym fartuchu jako pielęgniarkę, przy chorych pacjentach.
Przy boku mam wyższego od siebie mężczyznę. Może to ktoś, komu oddałam swoje serce?
Taniec, Wyszywanie, Krawiectwo, Runy, Lingwistyka, Garncarstwo
Osy z Wimbourne
Creaothceann, Gargulki
Elvis Presley, Louis Armstrong, Bill Haley
Magdalena Jasek
Wiosna.
Pojawienie się nowego członka rodziny, tym bardziej jeśli było to dziecko płci żeńskiej zawsze budziło wiele kontrowersji. Szczęście w oczach rodziców rosło z każdym dniem. W innych zaś można było widzieć wielkie rozczarowanie, ponieważ wychowywanie dziewczęcia na dobrą żonę, zawsze należało do zadań niesamowicie żmudnych. Dziecię jak przez mgłę, z rozkojarzeniem, po raz pierwszy spojrzało na świat w którym dane było mu później żyć dokładnie szesnastego czerwca o godzinie szóstej czterdzieści dwa. Następne tygodnie, a nawet miesiąca z życia potomka Flintów nie warte były zapamiętania. Rozwijało się prawidłowo. Twarzyczkę miało rumianą a ciekawskimi szaro-zielonymi oczyma z zainteresowaniem wodziło za wszystkimi którzy zatroskani zbierali się, przy zdobionej kołysce. Najnormalniejsze w świecie dziecko. Przypisano by mu łatkę całkiem przeciętnego, nie wyróżniającego się spośród innych małych bobasów gdyby nie fakt, że właśnie ono pochodziło z rodziny szanowanych w wielu kręgach Flintów.
Maleństwo nim się obejrzało, zaczynało świadomie stawiać na ziemi pierwsze kroki. Preferencje co do ludzi, posiadanych rzeczy, a także charakterystycznych zapachów zaczynały mieć coraz większe znaczenie. Czasami miało wrażenie, że na świecie bez większej przyczyny, pojawiło się co najwyżej tydzień temu. Czas nie był łaskawy. Każdy następny rok życia zdawał się być jeszcze trudniejszy. Magia zawitała w życiu Bernadette dokładnie w dziewiątym roku życia. Wcześniej zmagała się z charakterystycznymi dla dzieci chorobami magicznymi, z którymi z pomocą podawanych przez matkę specyfików radziła sobie przyzwoicie. Rodzice nie wymuszali u niej przedwczesnego wykazywania się umiejętnościami. Sumiennie czekali, aż dziecię samo tylko sobie znanym sposobem będzie w stanie wykrzesać z siebie odrobinę daru.
- Dziewczynki nie mogą krzyczeć. Dziewczynki nie powinny też nieprzyzwoicie szlochać, a spokojnie ronić subtelne, najlepiej perłowe łzy. Powinny być schludne. Skromne. Wdzięczne. Uśmiechnięte. Kochające. Wyrozumiałe. - Powtarzała w myślach kiedy poruszała się płynnie po parkiecie, uważnie przyglądając się marynarce starszego kuzyna. Czasami miała ochotę pożreć cały tort urodzinowy, uderzyć nielubianego kolegę, aby później głośno wyrazić swoje niezadowolenie zaistniałymi sytuacjami. Tłumione ochoty, aby zbuntować się sztywnemu sposobowi na życie, szybko dochodziły w niepamięć gdy skupiała się, na starannym nawlekaniu kolorowych igieł, a wszystko to pod czujnym okiem wybranej przez matkę, ulubionej krawcowej, tworzącej specjalne zamówienia dla Flintów.
Wychowywała się pod okiem matki Dominique Slughorn, siostry matki Quentina, Wynnony, a także Edgara Burke która charakteryzowała się tym, że ciężka praca była jej całkowicie obca. Salonowa Pani która wszystko musiała mieć na swoim miejscu, chorobliwie układała nawet zabawki Bernadette w tylko sobie znanym przyporządkowanym szyku. Zajmowała się bardzo surowym wdrażaniem w dziecko wszelkich możliwych etykiet, których powinno przestrzegać.
Ojcem który poświęcał się pracy w bardzo dużej mierze, ale zawsze znajdywał odrobinę czasu dla żony, a także potomkini która na czas obecny, nie miała żadnego innego oficjalnego rodzeństwa, a więc była dzieckiem pierworodnym, któremu przysługiwało wszystko co najlepsze, był syn brata Iceniego Flinta, Timothy. Piastował poważne stanowisko Członka Ghulowego Zespołu Zadaniowego.
Lato.
Wygrzewała się na słońcu kiedy tylko miała ku temu okazje. Przechadzała się po ogrodach, a później specjalnie gubiła w wysokich labiryntach z gęstego zielonego żywopłotu. Zbierała do niewielkiego zielnika różnego rodzaju liście, a także różnokolorowe kwiaty. Wieczorami wypatrywała zachodów słońca, a wstawała, kiedy na zewnątrz było jeszcze przeraźliwie ciemno. Widać było, że jest osobą zadziwiająco towarzyską ponieważ starała się, non stop otaczać przedstawicielami obu płci. Najobrzydliwszą rzeczą jaką zobaczyła było wciągnięcie przez koleżankę, makaronu nosem. Fascynowały ją kumkające żaby. Zawsze miała obtłuczone łokcie, na równi z kolanami. Często się przewracała.
Chłopcy z niektórych gron wydawali się być bardzo niewychowani. Zawiadomienie z Hogwartu przyszło do niej tradycyjnie, drogą listowną. Wtedy, najbardziej zależało jej na tym, aby zachować sowę dostarczającą listy, niżeli dostać się, do samej szkoły. Tłumaczenia rodziców przyniosły na szczęście skutki, a wtedy jeszcze głupiutkie dziecko ze skruchą musiało żegnać się z nowym opierzonym przyjacielem. Nigdy nie wykazywała się zbyt obszerną wiedzą w szkole. Tiara Przydziału zdecydowała, że powinna znaleźć się w Hufflepuffie ze względu na pracowitość jaką wykazywała się, w trakcie zajmowania się, różnymi drobnymi obowiązkami w domu. Starała się pomagać nawet wtedy, kiedy matka nie zwracała na nią uwagi niejednokrotnie próbując wyręczać kucharki, aby nauczyć się przynajmniej w małym stopniu samodzielnie gotować oraz sprzątaczki w wykonywaniu najzwyklejszych sprawunków.
Przykładała duża uwagę do kończenia wcześniej zaczętych rzeczy, lubowała się także w ogólnym chłonięciu wiedzy, najlepiej w sposób praktyczny niżeli tylko teoretyczny. Przez całe siedem lat nauki w Hogwarcie nauczyła się sprawiedliwego rozwiązywania konfliktów, chociaż dawanie drugiej szansy nigdy nie było dla niej czymś łatwym. W międzyczasie nawiązała wiele nowych znajomości, które później owocowały w przyszłości, gdyż starała się sumiennie utrzymywać z wybranymi osobami nieprzerwany kontakt. Nigdy nie miała ręki do eliksirów z których musiała brać korepetycje od innych uczniów, a czasem także nauczycieli. Interesowała się magią leczniczą. Wiązała z nią swoją przyszłość, aby tak jak niektórzy przedstawiciele rodu znaleźć się w Specjalistycznych Klinikach. Troska o zdrowie innych na pewno przydałaby się w takim zawodzie. Nigdy nie nauczyła się pływać.
Latanie na miotle również sprawiało jej dużo kłopotu. Cierpiała na lęk wysokości. Bernadette najlepsze wyniki osiągała jedynie w podstawowych zaklęciach oraz urokach. Samo otwarcie Komnaty Tajemnic nie miało bardzo dużego wpływu na życie dziewczyny. Mimo rozgardiaszu, który wtedy panował, nie brała bezpośredniego udziału w wydarzeniach związanych z tak niebezpiecznym przedsięwzięciem. Mówiło się wtedy głośno o śmierci Marty, ale nie miała okazji poznać jej osobiście. Rodzice w porę zadbali o to, aby w tym czasie otoczona została specjalną opieką. Oczywiście, napięta atmosfera trwała bardzo długo. Dziewczyna starła się jednak względnie funkcjonować, zachowując zimną krew. Niejednokrotnie podejmowała się wspierania pozostałych uczniów, którzy nie potrafili w tamtym okresie wytrzymać narastającego strachu. Nie zwracała uwagi na czystość krwi. Nabawiła się okresowej nerwicy serca.
Włosy, które niejednokrotnie były tematem do drwin starannie splatała w warkocze lub wysokie delikatnie zdobione koki, aby nie można było zbyt długo oceniać ich stanu. Uwielbiała je. Ale nie wszyscy podzielali uwielbienie do koloru rdzy. Frustrowała się swoimi nieopisanymi wtedy jeszcze pragnieniami, kiedy zaczynała powoli dojrzewać. Zmieniała się w kobietę, nie tylko psychicznie ale także fizycznie, razem z rówieśniczkami. Książki w opasłych skórzanych oprawach nadal stawiała na pierwszym miejscu, ale w tym szaleństwie związanym z zatapianiem się, w krainę fantastycznej literatury, tliła się maleńka iskierka myśli o tym, aby na chwilę wszystko odłożyć na bok. Czasami bardzo zazdrościła wyzwolonym dziewczętom, które później, adorowane przez najbliższych ich sercom kolegów dostawały małe, sekretne liściki.
Całkowicie zrezygnowała z zabawy w zakochiwanie się, kiedy jej wielkie serce boleśnie ją zakuło, wraz z nakryciem najdroższego na absurdalnej zdradzie. Wtedy tak bardzo poważnej i wstrząsającej światem. Dni mijały, a wszystkie zdawały się być aż do bólu długie, ale nie na tyle, aby nie móc znaleźć sobie jakiegoś zajmującego zajęcia. Guwernantki które regularnie zjawiały się w domu, przykładały aż zbyt dużą uwagę do tego, aby poprawnie nauczyła się używać różnych języków; rosyjskiego i francuskiego. Oba języki dodatkowo wdrażała wiekowa babcia, a także kuzyn ojca, który z zawodu był Podróżnikiem. Najbardziej do gustu przypadła mu Rosja, w której wódka lała się strumieniami, a kobiety malowały się równie mocno, co mróz szczypiący w nos. Do kogo miałaby jednak szczebiotać kiedy w sercu czuła niezrozumianą pustkę, szykując się jak zawsze starannie na wystawne bankiety? Nastolatka potrzebowała drobnych pocałunków. Czułości. Myśli o tym, że na świecie mógłby nadal być ktoś kto skoczyłby za nią w ogień.
Runami zaczęła zajmować się dopiero w trakcie roku szkolnego. Zaopatrywała się w pomoce naukowe, a później czerpała wiedzę od starszych koleżanek. Nauka w Hogwarcie była w rzeczywistości jedynym momentem w którym pozwolono jej, na odrobinę swobody, a ona nigdy w pełni tego nie wykorzystywała. Znajdywali się tam także inni przedstawiciele rodziny Flintów, którzy zwracali uwagę na zachowania, a także stopnie Bernadette. Obawiała się świata.
Wszystkie bzdury, starannie włożone przez najukochańszą matulę do głowy, siedziały we wnętrzu umysłu przemieniając się w demony. Babcia Bernadette zmarła w trakcie trwania Wielkiej Wojny Czarodziejów. Utrzymywała z Bernadette, która była przy niej aż do ostatniego oddechu, bardzo dobry kontakt. To właśnie Ona przed laty powierzyła swój Metamorfoamulet, który kiedyś przed ruszeniem na front I Wojny Światowej podarował jej ukochany, matce tj. Dominique która poprzysięgła na prośbę, że w chwili w której jej jedyna pierworodna córka Bernadette osiągnie wiek dwudziestu czterech lat zostanie obdarowana tym cennym artefaktem. Kobieta chciała w ten sposób uchronić wszystkie następne pokolenia, na wypadek wybuchnięcia kolejnego wielkiego konfliktu rozprzestrzeniającego się na całym świecie.
Jesień.
Właśnie wtedy, najbardziej produktywna pora w życiu małoletniej przyczyniła się, do rozwijania wielu skomplikowanych pasji, na które przedtem nie było wystarczającej ochoty. Począwszy od skrupulatnego wpatrywania się, w kociołek z wrzącym wywarem, na poznawaniu własnego ciała wciskanego w niewygodne sukienki kończąc.
Nastawienie do życia nie zmieniło się diametralnie. Wykazywała się przezorną ostrożnością. A mimo to czerpała bardzo dużo przyjemności z nudnych rozmów na temat świetlanej przyszłości. Profesja Projektanta Mody brzmiała bardzo dumnie. Pieniądze w tym przypadku nie grały dużej roli. Dziewczyna mogła pozwolić sobie na hobbystyczne rozwijanie swoich pasji, aby mieć z nich jednocześnie odrobinę przyjemności, a przy tym korzyści. Wciąż myślała o tym, aby ruszyć się w kierunku bardziej medycznym jednak nie potrafiła znaleźć punktu zaczepienia, a także odpowiedniego nauczyciela, który przygotowałby ją do tego naprawdę poważnego stanowiska. Zrezygnowała na pewien czas z wdrażania w życie marzeń z dzieciństwa. Rodzice byli zgodni co do tego, że zajmowanie się krawiectwem było zajęciem o wiele bardziej kobiecym, brzmiącym dumnie od takiego wpatrywania się w rozlewy krwi, czy składania powyginanych na wszystkie strony kończyn.
Przyjaciółki których nie było już tak wiele, regularnie składały drobne zamówienia na niecodzienne stroje. Realizowała się artystycznie, kiedy w dłoniach trzymała materiały, a palcem u stopy mieszała zaparzaną herbatę imbirową. Nocami wpatrywała się w migoczące gwiazdy, gniewnie karcąc tych, którzy nie znali najsławniejszych konstelacji. Tasowała karty, posługiwała się wahadełkami. A kiedy miała odrobinę więcej czasu na przyziemne przyjemności buszowała w tajemnicy, przed wszystkimi którzy mogliby oceniać nieroztropne postępowanie po nieprzemierzonych jeszcze lasach, szukając Centaurów. Cieszyła się chłodną wodą z jezior, a także zapaleniem płuc które regularnie występowało po właśnie takich orzeźwiających kąpielach. Szczerzyła się, na myśl o odciskach które robiły się, kiedy biegała w za ciasnych bucikach. Tworzyła także karykaturalne rzeźby, których nigdy nie dało się przyrównać do sylwetki człowieczej. Starała się przyjmować rady, od osób które potrafiły tworzyć z gliny przepiękne rzeczy. Jednak praktycznie, spomiędzy jej palców nadal wychodziły nieznane nikomu twory, którym nadawała imiona wierząc szczerze w to, że może gdzieś na krańcu świata żyły takie dziwadła.
Otoczona wszystkim tym, o czym niektórzy mogliby tylko zamarzyć, z małymi sekretami, za które miała palić się na stosie razem z innymi nieposłusznymi dziewuchami nie czuła jednak w pełni szczęścia wciąż tkwiąc w nieprzerwanej monotonii. - Kochana. Co z Tobą jest nie tak? - Niejednokrotnie umawiano ją na wszelkiego rodzaju randki. Swatki stawały na głowach, aby ktoś w końcu skusił się na wykształconą rudowłosą dziewczynę, która zdawała się wiedzieć gdzie jest jej miejsce. Wydawała się być bardzo dobrą partią. Flintowie skutecznie, kiedy podrastała odganiali wszystkich młodych adoratorów, aby aż do dnia wydania za mąż pozostała kobietą nietkniętą. Niewinna, zamiast posłusznie kierować się głosem zdrowego rozsądku, wolała potencjalnych wybranków testować na najbardziej perfidne, znane jej sposoby. Kiedy tylko zostawali ze sobą sam na sam, aby poznać się bliżej potrafiła w mgnieniu oka specjalnie zniszczyć romantyczną atmosferę. Płakała, wybiegając z pokoju. Grała rolę pokrzywdzonej dziewuszki, do której ten oto niegodziwy chłopak próbował się dobierać! Niszczyła reputacje ułożonych kandydatów zarzekając się, że zachowywali się nieodpowiednio. A wszystko dlatego, że nie chciała wychodzić za mąż za kogoś, przez kogo by nie oszalała. Chciała bardzo burzliwego romansu. Uniesień. Przygody. Przerażała ją myśl o posiadaniu potomstwa, szczególnie w tym wieku. Obiecała sobie, że wyda na świat dziecko dopiero wtedy, kiedy przekroczy magiczny próg lat trzydziestu. Z tego też powodu, niejednokrotnie ciężko było jej patrzeć na roześmiane buzie dzieci tych, którzy już dawno zrezygnowali z korzystania z młodości. Samotność doskwierała okresami, kiedy można było przyrównywać swoją sytuację, do sytuacji otaczających ją osób. W innych przypadkach starała się nie zaprzątać sobie tym głowy, skupiając się na pielęgnowaniu maleńkiego ogródka. Zasadziła w nim tylko zioła. Najwięcej było tych na uspokojenie. Mówiło się, że dziewczęta drażliwe, które często wpadały w histerię powinno się leczyć. Przerażała ją myśl o tym.
Zima.
Kiedy zawiesza się na niej spojrzenie, można zobaczyć rozkwitającą kobietę, która dystyngowanie uśmiecha się samymi kącikiem ust w odpowiedzi na przemiłe, subtelne komplementy, niespiesznie przykładając spierzchnięte wargi do wypełnionego kieliszka. Zwraca się do wszystkich bardzo kulturalnie, ma także iście anielską cierpliwość która świadczy o tym, że może, a nawet na pewno musi być z niej prawdziwy anioł! Wspomina o tym, że w wolnym czasie wyszywa na chusteczkach drobne kwiaty, że bardzo przyzwoicie idzie jej przygotowywanie prostych posiłków. Wszyscy, nawet tacy, którzy nie mieli z nią bezpośrednio do czynienia, głośno komentują wybory życiowe dziewczyny. Zastanawiają się, co może być z nią nie tak. Chodzą o niej plotki, że najprawdopodobniej nie jest do końca zdrowa na umyśle. Szydzą z niej. Ona sama już nie wie, którą drogę powinna obrać aby znaleźć w życiu odrobinę szczęścia. Jak na swój wiek jest bardzo zagubiona. Zwracają na nią uwagę raczej starsi Panowie, a ona chociaż brzydzi się towarzystwem tych najstarszych, sprawia wrażenie wyraźnie zadowolonej. Alkohol jest dla niej odskocznią. Prawie całkowicie pożegnała się z zaparzaniem ziółek. Ale nigdy nikt nie widział jej upitej w sztok. Damie nie wypada. Stara się pić małymi łyczkami, jednak robi to bardzo często, trzymając się mądrości która mówi, że jeden kieliszek wina działa wspomagająco na serce. Dziesięć sprawiłoby, że byłaby okazem zdrowia. Wątroba powiedziałaby co innego, ale najprawdopodobniej zdążyła się już przyzwyczaić. Ewentualnie w połowie obumrzeć.
Chciałaby dać się całkowicie świadomie porwać komuś nieodpowiedniemu, a najlepiej mężczyźnie, wyjętemu spod prawa. To jej nigdy nie spełnione marzenie. Udawałaby, że tego nie chciała. Wie, że w środku, we wnętrzu każdego człowieka kryje się niereformowalny, samolubny diabeł który nie przejmuje się opinią postronnych. Uwielbia komplementy, chociaż nie jest nimi zasypywana codziennie. Wychwala się, w końcu potrafi tak wiele. Reprezentuje nie tylko siebie, ale także całą swoją rodzinę, a więc stara się być światowa na tyle, na ile kobiety w tych czasach mogą sobie pozwolić. Często zjawia się na większych przyjęciach charytatywnych.
Nie przychodzi zupełnie sama. Zawsze pyta o towarzystwo wszystkich tych, którzy zapewniliby jej odpowiednio dużo rozgłosu. A co robi później? Mówią, że po wykwintnej kolacji, a także po czterech kieliszkach pół słodkiego czerwonego wina robi sobie relaksującą długą kąpiel w mleku. Później zakłada białą koszulę, koniecznie za kolano. I w pośpiechu chowa się do łóżka, zakrywając przy tym połaciami kołdry nos, jak mała dziewczynka. W tym momencie. najbardziej charakterystyczną cechą wychwytywaną przez ciekawskie spojrzenia, jest brak różdżki.
Niedawno straciła swoją pierwszą podczas przesiadywania w okolicach lasu. Najprawdopodobniej ukradło ją jakieś zwierzę, ponieważ nie widziała wtedy żadnego obcego człowieka w pobliżu.
Zarośnięty, zdecydowanie większy ode mnie. Ale o bardzo miłej dla oka posturze. Nigdy nie powiedział mi czym się zajmował. Wspominał tylko o tym, że często podróżuje. Podarował mi maleńkiego, drewnianego niedźwiadka. Strasznie był kanciasty. Brzydki. Ale... To na szczęście. Mówił, że dzięki niemu zawsze przy mnie będzie.
Że nie mam się już czego bać.
Patronusem Bernadette jest niedźwiedź który symbolizuje wrodzoną odwagę, szlachetność, gniewliwość, a także upór w dążeniu do wyznaczonego wcześniej celu.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 2 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 5 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 2 | Brak |
Eliksiry: | 1 | Brak |
Sprawność: | 1 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: francuski | II | 3 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Kłamstwo | I | 2 |
Anatomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Starożytne Runy | II | 5 |
Wróżbiarstwo | II | 5 |
Numerologia | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Rzeźbiarstwo (tworzenie) | I | 1 |
Rzeźbiarstwo(wiedza) | II | 7 |
Literatura(wiedza) | I | 1 |
Krawiectwo | I | 1 |
Rysowanie | II | 7 |
Projektowanie | III | 25 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec Balowy | II | 7 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 4 |
Metamorfamulet
Ostatnio zmieniony przez Bernardette Flint dnia 10.01.17 18:58, w całości zmieniany 56 razy
Witamy wśród Morsów
Mimo drążących ją wspomnień, lęku przed małżeństwem i obowiązkami, które wiązały jej dłonie, odkryła pasję i miejsce pośród modowych aranżacji. Tęsknota za zmianą odnalazła swój wygląd w niezwykłym podarku, jaki otrzymała w spadku - metamorfamulet. Czy zdobędzie w końcu upragnioną przygodę i poruszenie duszy, zdolne zawładnąć Bernadette?