Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Parszywy Pasażer
Sala główna
Strona 2 z 21 • 1, 2, 3 ... 11 ... 21
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala główna
Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...
W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...
W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Niestety, moje celowania kołem nie były jakieś szczególnie udane, ale powiedzmy, że koleś na moment stracił zainteresowanie tłuczeniem Barry'ego, a oglądnął się na mnie. Co dało chłopakowi możliwość odkucia się, a w rezultacie i inni włączyli się do bójki. Która zaraz została zażegnana wyrzuceniem z lokalu. Trochę szkoda, miałam ochotę ich trochę sprać tym szalonym kołem! Tymczasem jednak odłożyłam je na pordzewiały gwóźdź wystający ze ściany i westchnęłam, poprawiając moje kręcone włosy. Spojrzałam też na rudzielca, co to trochę poszarpany był i uśmiechnęłam lekko. To się nazywają emocje! Takich nie znajdziesz nigdzie indziej.
- Mnóstwo piwa! - powiedziałam do niego, po czym się zaśmiałam. Cała sytuacja tylko zaostrzyła moje pragnienie. Dlatego też wybrałam tym razem inny stolik, przy którym usiadłam, w oczekiwaniu na Weasley'a. Nie lubię takich pochylonych, całych we szkle. Ciężko byłoby nowe kufle tam ustawić.
- Nie, spoko, wystraszyli się mojej facjaty - rzuciłam wesolutko, kiedy tylko mój towarzysz przyszedł z nektarem bogów. - Jednak rekompensata zawsze w cenie - dodałam, co by sobie nie myślał, że gardzę! Wręcz przeciwnie, na to czekam!
Próbowanie dwóch na raz, w dodatku z piwem, brzmiało lekkomyślnie i skrajnie nieodpowiedzialnie, ale chyba zamiast mnie to odstraszyć to wręcz przeciwnie - zachęciło. Dlatego zacmokałam z zadowoleniem i wzięłam swoją porcję, którą za przykładem kolegi wrzuciłam do piwa.
- To co, jakiś toaścik? Za udany wieczór? - zaproponowałam, uśmiechając się z rozbawieniem. A potem podniosłam naczynie i potem chlup w ten dziób!
- Mnóstwo piwa! - powiedziałam do niego, po czym się zaśmiałam. Cała sytuacja tylko zaostrzyła moje pragnienie. Dlatego też wybrałam tym razem inny stolik, przy którym usiadłam, w oczekiwaniu na Weasley'a. Nie lubię takich pochylonych, całych we szkle. Ciężko byłoby nowe kufle tam ustawić.
- Nie, spoko, wystraszyli się mojej facjaty - rzuciłam wesolutko, kiedy tylko mój towarzysz przyszedł z nektarem bogów. - Jednak rekompensata zawsze w cenie - dodałam, co by sobie nie myślał, że gardzę! Wręcz przeciwnie, na to czekam!
Próbowanie dwóch na raz, w dodatku z piwem, brzmiało lekkomyślnie i skrajnie nieodpowiedzialnie, ale chyba zamiast mnie to odstraszyć to wręcz przeciwnie - zachęciło. Dlatego zacmokałam z zadowoleniem i wzięłam swoją porcję, którą za przykładem kolegi wrzuciłam do piwa.
- To co, jakiś toaścik? Za udany wieczór? - zaproponowałam, uśmiechając się z rozbawieniem. A potem podniosłam naczynie i potem chlup w ten dziób!
Gość
Gość
Roześmiał się słysząc, że woła o piwo. To niech i ono będzie. Szkoda, że tu nie kupią Ognistej, bo by mogli wesoło uczcić swą wygraną z mugolami. Ale co tam, wypije się parę piw i od razu będzie lepiej. Nie ważne, że rozsądek teraz gdzieś uciekł w pole. Ważne, że teraz ma okazję odprężyć się od wszelkich problemów i zapomnieć o wszystkim na trochę. A ma tu idealną osobę do pomocy. Podał jej fiolkę i działkę opium, a potem tyle samo sobie wyjął i wsypał wszystko do swego kufla. Z uśmiechem na twarzy zacmolał i podniósł swój kufel w geście toastu.
- A jak żeby inaczej!- powiedziawszy, przyłożył kufel do ust i wypił parę łyków na bezdechu. Położył kufel na stole czując, jak to wszystko uderza w jego głowę. Jakie to było mocne. Ale nie żałował tego.
- Powiedz, co tam teraz się dzieje u Ciebie. Masz kogoś?- zapytał się zaciekawiony i zaraz znów umoczył usta w alkoholu. Zasłużył sobie, tak? To nawet Garrett jego nie powstrzyma teraz. Jedynie nie wróci do domu na noc. Coś sobie znajdzie na kilka godzin.
- A jak żeby inaczej!- powiedziawszy, przyłożył kufel do ust i wypił parę łyków na bezdechu. Położył kufel na stole czując, jak to wszystko uderza w jego głowę. Jakie to było mocne. Ale nie żałował tego.
- Powiedz, co tam teraz się dzieje u Ciebie. Masz kogoś?- zapytał się zaciekawiony i zaraz znów umoczył usta w alkoholu. Zasłużył sobie, tak? To nawet Garrett jego nie powstrzyma teraz. Jedynie nie wróci do domu na noc. Coś sobie znajdzie na kilka godzin.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niestety, mugole nie wynaleźli takiego cudownego alkoholu, jakim jest ognista whisky. Niby trochę szkoda, ale jednak z drugiej strony piwo też jest dobre. Nie tak bardzo jak te magiczne, ale ujdzie. Wystarczy, że wypijemy go odpowiednią ilość i wszystko będzie cacy. Humory nam się polepszą, choć mój był całkiem niezły. Bawiła mnie ta cała sytuacja z bójką. Zapewne inaczej bym śpiewała, gdybym oberwała - wręcz darłabym się na wszystkich i ich zwyzywała, lecz cóż, dopóki ze mną wszystko było w porządku, to ciężko, abym przejmowała się kimkolwiek innym. No, może też trochę Barry'm, bo wiecie, jednak fajniej pije się i bije w towarzystwie, a nie tak w pojedynkę. Poza tym wciąż byłam kobietą, mogli mi zrobić o wiele gorszcze rzeczy niż kilka siniaków czy lejącej się krwi z rany.
Kiedy toast się dopełnił, podniosłam wyżej swój kufel i przechyliłam zawartą w nim bursztynową ciecz. Śmierdziało nieco ścierą, albo czymkolwiek innym, ale równie obrzydliwym, starałam się jednak zdusić w sobie odruch wymiotny i piłam sobie ten szalony specyfik, który zmieszaliśmy. Prawie się jednak zachłysnęłam z powodu pytania Weasley'a, było dość... niespodziewane. I nie do końca wiedziałam, jak powinnam na nie odpowiedzieć. Tymczasem po prostu zakasłałam kilkukrotnie, a potem z hukiem odstawiłam kufel na stół.
- To... trudne do zdefiniowania. Praktycznie jednak nie. A ty? - odpowiedziałam jednak dzielnie i uśmiechnęłam lekko. Hm, to ci zagwozdka!
Kiedy toast się dopełnił, podniosłam wyżej swój kufel i przechyliłam zawartą w nim bursztynową ciecz. Śmierdziało nieco ścierą, albo czymkolwiek innym, ale równie obrzydliwym, starałam się jednak zdusić w sobie odruch wymiotny i piłam sobie ten szalony specyfik, który zmieszaliśmy. Prawie się jednak zachłysnęłam z powodu pytania Weasley'a, było dość... niespodziewane. I nie do końca wiedziałam, jak powinnam na nie odpowiedzieć. Tymczasem po prostu zakasłałam kilkukrotnie, a potem z hukiem odstawiłam kufel na stół.
- To... trudne do zdefiniowania. Praktycznie jednak nie. A ty? - odpowiedziałam jednak dzielnie i uśmiechnęłam lekko. Hm, to ci zagwozdka!
Gość
Gość
Może następnym razem przyjdzie się tu z manierką wypełnioną Ognistą i sobie doleje do piwa. Do tego mieszanka narkotyków i życie od razu byłoby w kolorowych barwach. Albo on zabierze Milkę do czarodziejskiej meliny. Wtedy też w razie bójki będzie mógł użyć swej różdżki. To było dobrym rozwiązaniem.
Widząc, jak Milka zaczęła krztusić się, spojrzał na nią zdziwiony, lecz zaraz uśmiechnął się. - Takie trudne, że kaszlem to wyrażasz?- powiedział wesoło. Dobrze, że udało jej się pozbyć tego kaszlu, ale, ale zastanawiał się, co może znaczyć dla niej trudne do zdefiniowania. Czyli kogoś miała, ale tylko na papierku czy jak? W sumie on miał tylko słownie zdefiniowany związek, ale i tak to ignorował. Wybranka przez jego rodziców trochę poczeka. W końcu jemu się nie śpieszy.
-Trudne do zdefiniowania.- zpapugował jej odpowiedź wesołym tonem. A co tam, skoro ona nie potrafi się wysłowić tylko kaszle, to nie będzie męczyć się z odpowiedzią.
-Ale praktycznie to praca jest moją kochanką. Nie mam czasu na inne przyjemności.- dodał z uśmiechem na twarzy. Wypity trunek z mieszanką narkotykową spowodował, że trochę się rozluźnił. Poza tym wiedział, że może Milce zaufać. Sama przecież widzi, że ciągle jest w ruchu i takie jak dzisiaj wypady to rzadkość. Jakby wziął śluby z pracą u Burke'a.
Widząc, jak Milka zaczęła krztusić się, spojrzał na nią zdziwiony, lecz zaraz uśmiechnął się. - Takie trudne, że kaszlem to wyrażasz?- powiedział wesoło. Dobrze, że udało jej się pozbyć tego kaszlu, ale, ale zastanawiał się, co może znaczyć dla niej trudne do zdefiniowania. Czyli kogoś miała, ale tylko na papierku czy jak? W sumie on miał tylko słownie zdefiniowany związek, ale i tak to ignorował. Wybranka przez jego rodziców trochę poczeka. W końcu jemu się nie śpieszy.
-Trudne do zdefiniowania.- zpapugował jej odpowiedź wesołym tonem. A co tam, skoro ona nie potrafi się wysłowić tylko kaszle, to nie będzie męczyć się z odpowiedzią.
-Ale praktycznie to praca jest moją kochanką. Nie mam czasu na inne przyjemności.- dodał z uśmiechem na twarzy. Wypity trunek z mieszanką narkotykową spowodował, że trochę się rozluźnił. Poza tym wiedział, że może Milce zaufać. Sama przecież widzi, że ciągle jest w ruchu i takie jak dzisiaj wypady to rzadkość. Jakby wziął śluby z pracą u Burke'a.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ach, jakież to proste! Nabrać w kieszenie swojego, magicznego alkoholu, kiedy idzie się do knajpy. Obawiam się, że za moment zostalibyśmy rozbrojeni, względnie barman by nas wyrzucił za wnoszenie własnych napojów. Nieszczególnie chciało mi się wychodzić na ciemną ulicę, zważywszy na to, że jeszcze tak naprawdę się porządnie nie napiliśmy tutejszych specjałów. No, dobra, to określenie było nieco nad wyrost i absolutnie nie powinno być używane w stosunku do tych szczyn, którymi się raczyliśmy, ale hej, nie byłam przecież żadną kapryśną damulką. Z premedytacją w końcu wybrałam to miejsce. Dziwne, abym teraz narzekała. Nie od dziś wiem, że tu czysto i przyjemnie nie jest. Za to można przyzwyczaić się do panującego tu odoru i szemranego towarzystwa. Nawet, jeśli to była mieszanka wybuchowa.
- No, kurewsko - wyraziłam się szalenie elokwentnie, kiedy już mogłam wreszcie złapać oddech po napadzie kaszlu. Powinien po prostu nie zaskakiwać ludzi swoimi intymnymi pytaniami! - Wiesz, niecodziennie ktoś pyta o moje życie uczuciowe - dodałam, zachodząc w głowę, czy kogokolwiek to w ogóle interesuje. Mulcibera może. MOŻE.
- No proszę, widzę, że poszedłeś w moje ślady - rzuciłam ironicznie, skoro ten mi tu odpowiada jak jakaś cholerna papuga. Nie umiał się sam wysłowić?
- Chciałabym powiedzieć, że to rozumiem, ale nieszczególnie. To znaczy, kocham moją pracę, ale nie pochłania mi aż tylu godzin z dnia - dopowiedziałam coś od siebie, a potem znów golnęłam kilka łyków naszego napoju bogów.
Tak, nam mieszkańcom Nokturnu zdecydowanie można ufać.
- No, kurewsko - wyraziłam się szalenie elokwentnie, kiedy już mogłam wreszcie złapać oddech po napadzie kaszlu. Powinien po prostu nie zaskakiwać ludzi swoimi intymnymi pytaniami! - Wiesz, niecodziennie ktoś pyta o moje życie uczuciowe - dodałam, zachodząc w głowę, czy kogokolwiek to w ogóle interesuje. Mulcibera może. MOŻE.
- No proszę, widzę, że poszedłeś w moje ślady - rzuciłam ironicznie, skoro ten mi tu odpowiada jak jakaś cholerna papuga. Nie umiał się sam wysłowić?
- Chciałabym powiedzieć, że to rozumiem, ale nieszczególnie. To znaczy, kocham moją pracę, ale nie pochłania mi aż tylu godzin z dnia - dopowiedziałam coś od siebie, a potem znów golnęłam kilka łyków naszego napoju bogów.
Tak, nam mieszkańcom Nokturnu zdecydowanie można ufać.
Gość
Gość
To może lepiej pójść do kogoś z domów i tam wspólnie się napić. O, to jest sensowne. By przyszli z własnym alkoholem i mieli całą resztę gdzieś. Dobry humor narkotyki by im zagwarantowały, więc dużo by nie musieli pić. Tak więc następnym razem udają się do mieszkania Milki, bp raczej Garret nie pozwoli na to, aby w jego domu były jakieś "uprzejme" wizyty około północy. Poza tym, brat nie musi o wszystkim wiedzieć no! Ma swoją pannicę i niech nią się zajmie.
-Nie martw się, zawsze mogło być gorzej.- rzucił z uśmiechem na twarzy. W sumie mówienie z kaszlem nie było takie złe. Sam ten motyw wypróbuje podczas rozmowy z bratem. A co do pytania, po prostu był sielawy, jak każdy Weasley. On coś tam obserwuje podczas pracy, ale go chyba nie jest przestępstwo, jak się zapyta o życie łóżkowe, prawda? Jedynie z liścia oberwie, ale chyba o to się nie przejmował. a bardzo lubią rozmawiać o swoich pasjach.
- Przecież znamy się nie od dziś, prawda? Chyba za ro nie zostanę ukarany.- uśmiechnął się wesoło mówiąc to swobodnie. Niech się przyzwyczai, że Barry będzie takie pytania jej zadawać. No bo w sumie była piękną kobietą, niw ukrywajmy faktów. Podobała się jemu no i dodatkowo czasem widywali się w pracy.
- Ty masz swoją pracę na etat, a ja około 16 godzin pracuję, łącznie z Nokturnem. Taki wypad jak dziś to jest święto.- powiedziawszy sięgnął po swój kufel i say ko wypił do dna. Gdy w grę wchodzi narkotyk, to naprawdę szybko mu to idzie. A złotą rybkę teraz to wręcz ubóstwia. Sam teraz się czuł lżejszy i nieco weselszy. Też w myślach zaczął myśleć o Milce jako pięknej kobiece. A co gdyby dziś sobie urozmaiczył wieczór, a raczej noc?
- Ale z taką osobą jak ty, to aż szkoda samemu opuszczać te miejsce.- powiedział śmiało odkładając kufel na stolik. Jeśli skrytykuje, to droga wolna. Ale Wealsey ma okazję coś więcej powiedzieć, niż na przykład: w czym mogę Panu pomóc?. Musi nadrobić rozmowy towarzyskie. A narzeczona... Nie ma pojęcia, jak to wszystko będzie się działo.
-Nie martw się, zawsze mogło być gorzej.- rzucił z uśmiechem na twarzy. W sumie mówienie z kaszlem nie było takie złe. Sam ten motyw wypróbuje podczas rozmowy z bratem. A co do pytania, po prostu był sielawy, jak każdy Weasley. On coś tam obserwuje podczas pracy, ale go chyba nie jest przestępstwo, jak się zapyta o życie łóżkowe, prawda? Jedynie z liścia oberwie, ale chyba o to się nie przejmował. a bardzo lubią rozmawiać o swoich pasjach.
- Przecież znamy się nie od dziś, prawda? Chyba za ro nie zostanę ukarany.- uśmiechnął się wesoło mówiąc to swobodnie. Niech się przyzwyczai, że Barry będzie takie pytania jej zadawać. No bo w sumie była piękną kobietą, niw ukrywajmy faktów. Podobała się jemu no i dodatkowo czasem widywali się w pracy.
- Ty masz swoją pracę na etat, a ja około 16 godzin pracuję, łącznie z Nokturnem. Taki wypad jak dziś to jest święto.- powiedziawszy sięgnął po swój kufel i say ko wypił do dna. Gdy w grę wchodzi narkotyk, to naprawdę szybko mu to idzie. A złotą rybkę teraz to wręcz ubóstwia. Sam teraz się czuł lżejszy i nieco weselszy. Też w myślach zaczął myśleć o Milce jako pięknej kobiece. A co gdyby dziś sobie urozmaiczył wieczór, a raczej noc?
- Ale z taką osobą jak ty, to aż szkoda samemu opuszczać te miejsce.- powiedział śmiało odkładając kufel na stolik. Jeśli skrytykuje, to droga wolna. Ale Wealsey ma okazję coś więcej powiedzieć, niż na przykład: w czym mogę Panu pomóc?. Musi nadrobić rozmowy towarzyskie. A narzeczona... Nie ma pojęcia, jak to wszystko będzie się działo.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Być może byłoby kameralniej, ale zdecydowanie mniej zabawnie. Zdawałam sobie sprawę, że Barry wciąż mieszka z rodzeństwem. Ja żyłam sobie sama i było mi z tym dobrze, chociaż wieczorami nie było do kogo gęby otworzyć. Dlatego najczęściej jak mogłam wybywałam z domu. Trochę to ryzykowne na Nokturnie, ale ostatecznie to nikt by w moim rozpadającym się budyneczku niczego ciekawego, a tym bardziej wartościowego nie znalazł. Większość miałam przy sobie, a jak nie miałam, to całą resztę miałam idealnie skitraną. Życie nauczyło mnie paru sztuczek, choć większość zawdzięczam wujaszkowi. Nieoceniony mentor w sprawach trudnej sztuki przeżycia wśród typków spod ciemnej gwiazdy! Pewnie by się rozprawił z tymi mugolskimi cieniasami, co to przed chwilą do nas fikali!
- Mogło być gorzej? Jak? Roztocz przede mną swoją wizję! - zażądałam, pewnie dla lepszego efektu uderzyłam pięścią w stół. Jako, że siły zbytnio nie miałam, to efektu nie było prawie żadnego. W sumie o to mi chodziło!
- No nie wiem, właśnie wymyślam w głowie jakieś okrutne tortury dla ciebie - rzuciłam niby poważnie, a potem odgarnęłam włosy do tyłu i uśmiechnęłam lekko. - Nie no, spoko, tobie chyba mogę mówić takie rzeczy - mrugnęłam do niego porozumiewawczo i znów upiłam kilka łyków piwa. Zaczęło się robić... jakoś tak dziwnie błogo, dlatego uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Pewnie powinnam coś powiedzieć o tym, że lepiej by było, aby ograniczył swoje godziny pracy, ale mi nie wypadało. Nazywałam się Borgin, nie powinnam podkopywać zasobów sklepu Tośka i wujaszka, dlatego po prostu wzruszyłam ramionami. - To świętujmy! - rzuciłam jedynie, jakby w geście toastu, by znów schłodzić przełyk trunkiem.
- Jasne, możesz mnie potem odprowadzić - stwierdziłam wesolutko. Nie, nie było w tym zdaniu żadnego drugiego dna!
- Mogło być gorzej? Jak? Roztocz przede mną swoją wizję! - zażądałam, pewnie dla lepszego efektu uderzyłam pięścią w stół. Jako, że siły zbytnio nie miałam, to efektu nie było prawie żadnego. W sumie o to mi chodziło!
- No nie wiem, właśnie wymyślam w głowie jakieś okrutne tortury dla ciebie - rzuciłam niby poważnie, a potem odgarnęłam włosy do tyłu i uśmiechnęłam lekko. - Nie no, spoko, tobie chyba mogę mówić takie rzeczy - mrugnęłam do niego porozumiewawczo i znów upiłam kilka łyków piwa. Zaczęło się robić... jakoś tak dziwnie błogo, dlatego uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Pewnie powinnam coś powiedzieć o tym, że lepiej by było, aby ograniczył swoje godziny pracy, ale mi nie wypadało. Nazywałam się Borgin, nie powinnam podkopywać zasobów sklepu Tośka i wujaszka, dlatego po prostu wzruszyłam ramionami. - To świętujmy! - rzuciłam jedynie, jakby w geście toastu, by znów schłodzić przełyk trunkiem.
- Jasne, możesz mnie potem odprowadzić - stwierdziłam wesolutko. Nie, nie było w tym zdaniu żadnego drugiego dna!
Gość
Gość
Czy mniej zabawnie, to można by się kłócić. Jeśliby od razu poczęstowali się Złotą Rybką, to po pół godzinie już byłoby wesoło. A gdyby jeszcze dołączyć paru innych narkomanów...Nie, ta opcja chyba odpada. Nie każdy narkoman jest jak Barry. Więc pozostają bary, tylko trzeba chodzić do takich, w których nie zostanie się przyłapany. Nawet przez jego rodzeństwo czy Anthoniego. Ciekawe, czy byłby zachwycony, gdyby ujrzał ich razem w takim towarzystwie.
Roześmiał się słysząc jej żądanie, jak i widząc słabe uderzenie w stół. A co zrobi, jeśli nie powie? Bo nie ma zamiaru dać się jej i wszystkiego wyjawia przy piwie.
- Wyobraź sobie, że ... masz sama to odgadnąć.- zaczął mówić poważnym tonem, po czym roześmiał się i na wesoło dokończył. Bo w sumie nie wiedział co jej powiedzieć, a te słowa przyszły na myśl jako pierwsze. Dzięki temu zyskuje chwilę na wymyślenie powodu, ale nie powinna być mocno zła za jego nieposłuszeństwo.
- Tylko wiesz, uważaj co mówisz, bo rybka lubi spełniać niektóre życzenia. Na przykład... życzę sobie kolejny darmowy kufel piwa.- powiedział wesoło z uśmiechem na twarzy. I jak na zawołanie, po chwili przyszedł barman do nich z kuflem w dłoni. To są plusy zażywania Złotej Rybki. Spełnia życzenia, ale nie wszystkie.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale...- skinął głową w stronę Milki, po czym spojrzał na Weasley'a. - mam jeszcze dwa kufle piwa, które zostały zakupione przez tamtych panów i szkoda mi je zmarnować. A tu widzę, że na jednym się nie skończy, więc proszę.- położył koło jego prawie pustego kufla kolejny zapełniony. - Jak panienka chce, to też dla Pani przyniosę.- spojrzał na Borgin uśmiechając się pogodnie. Jeśli sobie zażyczyła, przyniósł jej kolejny i wrócił do swej laby. Wypił resztę swego kufla i odłożył na bok, po czym przybliżył kolejny darmowy trunek. Jemu to szybko idzie, a i coraz bardziej wesoły i beztroski się robi. Czuje się taki wolny.
- To za nas.- rzucił hasło, po czym wypił kolejne łyki piwa. Co z tego, że tu już nie było tej mieszanki. Jedna taka dawka wystarczy mu na parę godzin. W końcu chce jutro funkcjonować, a i rodzeństwu nie chce pokazywać swej pięty achillesowej. Teraz trzeba siostrą się zająć, ale jej aktualnie Barry nie miał dzisiaj ani jutro w planach.
-A kto mnie potem odprowadzi do domu?- zapytał się śmiejąc przy tym. Oczywiście, że odprowadzi ją do domu, ale co potem? Będzie tułać się po Londynie, aż trafi o piątej do domu rodzeństwa. W sumie gdyby miał jeszcze gdzieś nocleg zanim wróci do stanu używalności i będzie mógł z czystym sumieniem wrócić do rodzeństwa, to by się nie pogniewał.
Roześmiał się słysząc jej żądanie, jak i widząc słabe uderzenie w stół. A co zrobi, jeśli nie powie? Bo nie ma zamiaru dać się jej i wszystkiego wyjawia przy piwie.
- Wyobraź sobie, że ... masz sama to odgadnąć.- zaczął mówić poważnym tonem, po czym roześmiał się i na wesoło dokończył. Bo w sumie nie wiedział co jej powiedzieć, a te słowa przyszły na myśl jako pierwsze. Dzięki temu zyskuje chwilę na wymyślenie powodu, ale nie powinna być mocno zła za jego nieposłuszeństwo.
- Tylko wiesz, uważaj co mówisz, bo rybka lubi spełniać niektóre życzenia. Na przykład... życzę sobie kolejny darmowy kufel piwa.- powiedział wesoło z uśmiechem na twarzy. I jak na zawołanie, po chwili przyszedł barman do nich z kuflem w dłoni. To są plusy zażywania Złotej Rybki. Spełnia życzenia, ale nie wszystkie.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale...- skinął głową w stronę Milki, po czym spojrzał na Weasley'a. - mam jeszcze dwa kufle piwa, które zostały zakupione przez tamtych panów i szkoda mi je zmarnować. A tu widzę, że na jednym się nie skończy, więc proszę.- położył koło jego prawie pustego kufla kolejny zapełniony. - Jak panienka chce, to też dla Pani przyniosę.- spojrzał na Borgin uśmiechając się pogodnie. Jeśli sobie zażyczyła, przyniósł jej kolejny i wrócił do swej laby. Wypił resztę swego kufla i odłożył na bok, po czym przybliżył kolejny darmowy trunek. Jemu to szybko idzie, a i coraz bardziej wesoły i beztroski się robi. Czuje się taki wolny.
- To za nas.- rzucił hasło, po czym wypił kolejne łyki piwa. Co z tego, że tu już nie było tej mieszanki. Jedna taka dawka wystarczy mu na parę godzin. W końcu chce jutro funkcjonować, a i rodzeństwu nie chce pokazywać swej pięty achillesowej. Teraz trzeba siostrą się zająć, ale jej aktualnie Barry nie miał dzisiaj ani jutro w planach.
-A kto mnie potem odprowadzi do domu?- zapytał się śmiejąc przy tym. Oczywiście, że odprowadzi ją do domu, ale co potem? Będzie tułać się po Londynie, aż trafi o piątej do domu rodzeństwa. W sumie gdyby miał jeszcze gdzieś nocleg zanim wróci do stanu używalności i będzie mógł z czystym sumieniem wrócić do rodzeństwa, to by się nie pogniewał.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie byłam narkomanką. Lubiłam się czasem zabawić, to wszystko. Nie robiłam tego szczególnie często zważywszy na to, że miałam dużo obowiązków, głównie zawodowych, ale no zdarzało mi się nieco odpłynąć podczas czasu wolnego. Nie uważałam tego za nic złego, o ile nie przesadzałam. Dlatego daleko mi było do potrzeby siedzenia w melinach lub prywatnych mieszkaniach z jakimiś ćpunami. Może lubiłam bardziej kameralne imprezki? A kto mnie tam wie. Nie myślałam w każdym razie o konsekwencjach, powoli wprawiałam się w szampański nastrój.
- Co? Co to za zaczynanie i niekończenie? Powinnam się obrazić! - zaprotestowałam. To on najpierw powiedział, że może być gorzej. Ja tak wcale nie uważałam. Igrał sobie ze mną, nie podobało mi się to. Nawet ściągnęłam groźnie brwi i zamaszyście odrzuciłam włosy do tyłu.
Mimo to słuchałam tego, co do mnie mówił. Uniosłam brwi w lekkim zdziwieniu. No, dobrze, nie znałam się na wszystkich dragach, ja je po prostu sprzedawałam. A złota rybka? Myślałam, że to tylko przez to, że okropnie śmierdzi rybą. A tu proszę, spełnianie życzeń!
Ojej, faktycznie facet przyszedł z kuflami piwa.
- Chętnie skorzystam z tej promocji - odpowiedziałam barmanowi, uśmiechając się lekko. Skoro i ja mogłam zyskać na życzeniu Weasley'a, to czemu by nie? Dlatego ucieszyłam się słysząc dźwięk odstawianego na stół naczynia.
- Och, ja to bym chciała być bogata - westchnęłam, podpierając podbródek na ręce, zaraz potem jednak skupiłam się na toaście. I śmiechu.
- No nie wiem... może twoja rodzinka? - rzuciłam z rozbawieniem. Oczywiście, że to nie było na serio! Drażniłam się, bo mieszanka piwa z używkami dziwnie na mnie działała. Zachowywałam się jak nie ja.
- Co? Co to za zaczynanie i niekończenie? Powinnam się obrazić! - zaprotestowałam. To on najpierw powiedział, że może być gorzej. Ja tak wcale nie uważałam. Igrał sobie ze mną, nie podobało mi się to. Nawet ściągnęłam groźnie brwi i zamaszyście odrzuciłam włosy do tyłu.
Mimo to słuchałam tego, co do mnie mówił. Uniosłam brwi w lekkim zdziwieniu. No, dobrze, nie znałam się na wszystkich dragach, ja je po prostu sprzedawałam. A złota rybka? Myślałam, że to tylko przez to, że okropnie śmierdzi rybą. A tu proszę, spełnianie życzeń!
Ojej, faktycznie facet przyszedł z kuflami piwa.
- Chętnie skorzystam z tej promocji - odpowiedziałam barmanowi, uśmiechając się lekko. Skoro i ja mogłam zyskać na życzeniu Weasley'a, to czemu by nie? Dlatego ucieszyłam się słysząc dźwięk odstawianego na stół naczynia.
- Och, ja to bym chciała być bogata - westchnęłam, podpierając podbródek na ręce, zaraz potem jednak skupiłam się na toaście. I śmiechu.
- No nie wiem... może twoja rodzinka? - rzuciłam z rozbawieniem. Oczywiście, że to nie było na serio! Drażniłam się, bo mieszanka piwa z używkami dziwnie na mnie działała. Zachowywałam się jak nie ja.
Gość
Gość
Obowiązki są od zawsze, tylko zmieniają się w zapisie. Można je też zmieniać, lecz wtedy one wiążą się z konsekwencjami. U niego zabawa w narkotyki zaczęła się od Borgina i teraz chyba nie chce tego zmienić. Bo po com, skoro przy tym może się rozluźnić, gdzie w pracy musi być ciągle w gotowości. Aż to się robi powoli męczące. Czy on jest maszyną, do cholery jasnej?
-Takie jest prawo rudych. Jeszcze jest kilka innych.- powiedział uśmiechając się wrednie. Zauważył jej groźną minę, ale to zignorował. Serio, czemu tym ma się przejmować? Bo co, bo panienka jego uderzy? Nie ma przy sobie swoich smoczków. Może trochę lekkomyślnie zaczął podchodzić, ale chciał trochę z nią się podrażnić. Był ciekaw tego, co dalej zrobi.
Parsknął śmiechem słysząc życzenie Milki. Taaa... on też chciałby być bogaty. Niestety tego typu życzenia Rybka nie spełnia. Nawet jeśli zażyje większą ilość. Choć nikt tego nie próbował, więc jeśli chce, to niech prosi Barry'ego o kolejną dawkę.
- Coś ty... szybciej by mnie zabili, a szkoda takiego intelektu. - pokręcił głową rozbawiony, po czym wypił kolejnego łyka, a raczej kilka łyków. Weasley dosyć szybko pije piwo, przez co powoli jemu uderza.
-A może... przenocuję u Ciebie?- zadał pytanie, ale po chwili podniósł obie ręce z otwartymi dłońmi. - Oczywiście nie dotknę Cię. Jakim byłbym czarodziejem. Mi tylko wystarczy kawałek podłogi.- powiedział śmiejąc się na koniec. Dosyć śmiałą propozycję rzucił, ale ciekawe, jak ona na to zareaguje. Opuścił swe dłonie zerkając z zaciekawieniem i rozbawieniem na Milicentę. Co teraz koteczku mi powiesz? Może miauuuu? A może kicikici?
-Takie jest prawo rudych. Jeszcze jest kilka innych.- powiedział uśmiechając się wrednie. Zauważył jej groźną minę, ale to zignorował. Serio, czemu tym ma się przejmować? Bo co, bo panienka jego uderzy? Nie ma przy sobie swoich smoczków. Może trochę lekkomyślnie zaczął podchodzić, ale chciał trochę z nią się podrażnić. Był ciekaw tego, co dalej zrobi.
Parsknął śmiechem słysząc życzenie Milki. Taaa... on też chciałby być bogaty. Niestety tego typu życzenia Rybka nie spełnia. Nawet jeśli zażyje większą ilość. Choć nikt tego nie próbował, więc jeśli chce, to niech prosi Barry'ego o kolejną dawkę.
- Coś ty... szybciej by mnie zabili, a szkoda takiego intelektu. - pokręcił głową rozbawiony, po czym wypił kolejnego łyka, a raczej kilka łyków. Weasley dosyć szybko pije piwo, przez co powoli jemu uderza.
-A może... przenocuję u Ciebie?- zadał pytanie, ale po chwili podniósł obie ręce z otwartymi dłońmi. - Oczywiście nie dotknę Cię. Jakim byłbym czarodziejem. Mi tylko wystarczy kawałek podłogi.- powiedział śmiejąc się na koniec. Dosyć śmiałą propozycję rzucił, ale ciekawe, jak ona na to zareaguje. Opuścił swe dłonie zerkając z zaciekawieniem i rozbawieniem na Milicentę. Co teraz koteczku mi powiesz? Może miauuuu? A może kicikici?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Prawo rudych. Pff. Powinnam wymyślić jakieś prawo czarnuchów. Wtedy byłabym wyjątkowa i miała najwięcej przywilejów. Byłabym sama sobie szefem i mogłabym robić praktycznie co chcę. Nie musząc się martwić nawet o normy społeczne, w końcu moje prawa ponad wszystko! Tymczasem musiałam jednak walczyć z prawami rudych, które były po prostu straszne, ech.
- Tak? To chcę je poznać, aby móc z nimi walczyć - mruknęłam, bardzo niezadowolona! Opadłam też na krześle, odchylając się do tyłu i skrzyżowałam ręce na piersi. Patrzyłam chwilę na Weasley'a spode łba, by ostatecznie kontynuować picie piwa. Pierw skończyłam poprzednie, a dopiero potem sięgnęłam po te darmowe. Nie rozumiem tylko dlaczego jego życzenia się spełniają, a moje nie. To była kolejna niesprawiedliwość. A podobno rudzi mają gorzej w życiu, też mi coś.
- Intelektu? Szybko się upiłeś - nie wytrzymałam i prychnęłam śmiechem. Ot, takie przekomarzanie się. Na trzeźwo zapewne byłabym bardziej niemiła i dosadna, ten typ tak ma!
Kiedy zaproponował, że mógłby przenocować u mnie, najpierw spojrzałam na niego jak na wariata, a potem znów wybuchnęłam śmiechem. Normalnie bym się na to nie zgodziła, w końcu, NIE WYPADAŁO, ale teraz byłam w bardzo dobrym nastroju.
- Spoko, oprócz podłogi mam też pokój gościnny. Z łóżkiem! Bajer, nie? - odpowiedziałam ostatecznie. Niech stracę!
- Tak? To chcę je poznać, aby móc z nimi walczyć - mruknęłam, bardzo niezadowolona! Opadłam też na krześle, odchylając się do tyłu i skrzyżowałam ręce na piersi. Patrzyłam chwilę na Weasley'a spode łba, by ostatecznie kontynuować picie piwa. Pierw skończyłam poprzednie, a dopiero potem sięgnęłam po te darmowe. Nie rozumiem tylko dlaczego jego życzenia się spełniają, a moje nie. To była kolejna niesprawiedliwość. A podobno rudzi mają gorzej w życiu, też mi coś.
- Intelektu? Szybko się upiłeś - nie wytrzymałam i prychnęłam śmiechem. Ot, takie przekomarzanie się. Na trzeźwo zapewne byłabym bardziej niemiła i dosadna, ten typ tak ma!
Kiedy zaproponował, że mógłby przenocować u mnie, najpierw spojrzałam na niego jak na wariata, a potem znów wybuchnęłam śmiechem. Normalnie bym się na to nie zgodziła, w końcu, NIE WYPADAŁO, ale teraz byłam w bardzo dobrym nastroju.
- Spoko, oprócz podłogi mam też pokój gościnny. Z łóżkiem! Bajer, nie? - odpowiedziałam ostatecznie. Niech stracę!
Gość
Gość
Rudzi są najczęściej dyskryminowanie, więc sobie wymyślili własne prawo, gdzie dali sobie sporo przywilejów. Milicenta jeszcze wielu nie poznała, więc może spróbować z nimi walczyć. Barry może jej powie dwa czy trzy prawa. Może, bo jednak fajnie jest przekomarzać z Milicentą.
-Wszystkie? No nie wiem... Nie jesteś ruda, więc chyba nie mogę.- uśmiechnął się i wziął kosmyk jej włosa, aby jej pokazać, że nie jest ruda. Przykro mi, nie jestruda, więc musi walczyć o poznanie tych tajemnic. Nawet jej słodkie loczki nie pomogą, by od razu jakieś jeszcze prawo poznała. Przywilej rudego. Zaśmiał się widząc jej winę, po czym kontynuował picie piwa.
-Ja upiłem się? No gdzieś bym śmiał przy panience.- powiedział poważnym tonem, po czym roześmiał się. No może już jest nieco wstawiony, ale to chyba widać, prawda? Poza tym trzeba pamiętać że rudzi często kłamią. Przynajmniej tak blondyni uważają, którzy nie wiedzą, gdzie jest prawa strona.
-Ty masz łóżko? No co ty? Myślałem że na węgiel wrzucasz gości.- zaśmiał się przekomarzając. On sam śpi na kanapie, więc łóżko to jest jakby jego miejsce pierwszej klasy. Nie wie, czy zechce ośmielić pobrudzić jej łóżko. Ale ta wygoda kusi...
-Wszystkie? No nie wiem... Nie jesteś ruda, więc chyba nie mogę.- uśmiechnął się i wziął kosmyk jej włosa, aby jej pokazać, że nie jest ruda. Przykro mi, nie jestruda, więc musi walczyć o poznanie tych tajemnic. Nawet jej słodkie loczki nie pomogą, by od razu jakieś jeszcze prawo poznała. Przywilej rudego. Zaśmiał się widząc jej winę, po czym kontynuował picie piwa.
-Ja upiłem się? No gdzieś bym śmiał przy panience.- powiedział poważnym tonem, po czym roześmiał się. No może już jest nieco wstawiony, ale to chyba widać, prawda? Poza tym trzeba pamiętać że rudzi często kłamią. Przynajmniej tak blondyni uważają, którzy nie wiedzą, gdzie jest prawa strona.
-Ty masz łóżko? No co ty? Myślałem że na węgiel wrzucasz gości.- zaśmiał się przekomarzając. On sam śpi na kanapie, więc łóżko to jest jakby jego miejsce pierwszej klasy. Nie wie, czy zechce ośmielić pobrudzić jej łóżko. Ale ta wygoda kusi...
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nieprawda, to my, czarni, jesteśmy dyskryminowani najbardziej! Wszyscy mają nas za złodziei i w ogóle okropnych oszustów. Rudzi co najwyżej nie mają szczęścia w miłości czy nie mają duszy i inne bzdety, w które i tak nie wierzę. To tylko zazdrosne gadanie ludzi, czyli żaden wyznacznik. A to nikogo nie upoważnia do wymyślania jakichś praw. Szczególnie, kiedy nie można ich rozszerzyć na przykład na mnie!
- Nie możesz? M U S I S Z - zaczęłam naciskać, patrząc sugestywnie na facjatę Barry'ego. Bardzo sugestywnie, warto nadmienić. Powinien się złamać pod naporem mojego wzroku i butnej miny, w końcu kto wie, może jestem niebezpieczna? Wszak nazywam się Borgin, no halo!
Pewnie też uderzyłam ręką w jego, kiedy tak bezczelnie maca moje włosy. Pff, jeszcze ktoś sobie coś za dużo pomyśli. Chyba alkohol i narkotyki zaczęły źle na mnie wpływać?
- Już ja wiem, ty pijusie - komentuję nieco żartobliwie. W końcu doskonale pamiętam, że to był mój pomysł, aby pójść w tango na noc. Koniecznie do knajpy, koniecznie się nabzdryngolić, brawo ja.
- Tylko wtedy, kiedy zamierzam ich podpalić - wyjaśniam skwapliwie, dopijając do końca swoje piwko. Jedno, drugie, trzecie, aż z wrażenia poszliśmy do mnie, aby się wyspać i razem przeżyć kaca.
zt x2, jak chcesz pisać to u mnie, jak nie to kunic
- Nie możesz? M U S I S Z - zaczęłam naciskać, patrząc sugestywnie na facjatę Barry'ego. Bardzo sugestywnie, warto nadmienić. Powinien się złamać pod naporem mojego wzroku i butnej miny, w końcu kto wie, może jestem niebezpieczna? Wszak nazywam się Borgin, no halo!
Pewnie też uderzyłam ręką w jego, kiedy tak bezczelnie maca moje włosy. Pff, jeszcze ktoś sobie coś za dużo pomyśli. Chyba alkohol i narkotyki zaczęły źle na mnie wpływać?
- Już ja wiem, ty pijusie - komentuję nieco żartobliwie. W końcu doskonale pamiętam, że to był mój pomysł, aby pójść w tango na noc. Koniecznie do knajpy, koniecznie się nabzdryngolić, brawo ja.
- Tylko wtedy, kiedy zamierzam ich podpalić - wyjaśniam skwapliwie, dopijając do końca swoje piwko. Jedno, drugie, trzecie, aż z wrażenia poszliśmy do mnie, aby się wyspać i razem przeżyć kaca.
zt x2, jak chcesz pisać to u mnie, jak nie to kunic
Gość
Gość
| po festiwalu
Parszywy pasażer nie wyglądał zbyt zachęcająco, tak jak i dzielnica, w której się mieścił. Portowa cześć miasta, w której nie miał okazji bywać zbyt często, przypominała bardziej zbiorowisko magazynów niż zabytkowy, nowoczesny Londyn. Jeśli echa industrializmu odbijały się jeszcze wśród zabudowy, zdecydowanie należało ich szukać tutaj. Dawne fabryki, port i tylko jeden bar - dość mocno przywodzący na myśl typową spelunę, do której wybierali się zmęczeni ciężkim dniem pracownicy - oraz zbieranina społeczeństwa kłębiąca się na paru metrach kwadratowych. Nawet nie jakaś szczególnie zróżnicowana, ot zwykli marynarze czy mniejsi przedsiębiorcy, grupka, którą każdy spodziewałby się ujrzeć w tym miejscu.
Gdy stanął przed niewielkim budynkiem, na ulicach zmierzch zapadł już na dobre, a co za tym idzie, Pasażer zdążył wypełnić się klientelą oraz światłem lamp. Jeszcze nie tak głośną grupą mężczyzn, być może stałych gości? Cóż, zapach mówił sam za siebie - marynarze musieli szczególnie mocno upodobać sobie to miejsce. Swąd ryb, potu i rumu wyczuwalny był już na zewnątrz. Mimo to Anthony miał nadzieję, że łajba uniesie tego wieczoru jednego pasażera więcej.
Stał przed budynkiem przez chwilę, obserwując całą tą wesolą ferajnę przez uchylone drzwi. Gdzieś w tle brzeknęło szkło, rubaszny śmiech rozległ się na sali i odbił od ścian pomieszczenia. Reszta dźwięków ginęła w tle, tak jak poszczególne sylwetki klientów, zlecające się ze sobą za sprawą słabego oświetlenia.
Przekroczył próg powoli, rozglądając się po wnętrzu, próbując jak najszybciej odnaleźć wzrokiem poszukiwaną osobę. Nie czuł potrzeby nawiązywania znajomości z innymi klientami, dlatego też nawet nie zbliżył się do baru, obejmując spojrzeniem jedynie stoliki. Ciemne, nieco zadymione wnętrze nadawało miejscu specyficzny charakter i sprawiało, że wchodzący nie zwracali na siebie szczególnej uwagi. Choć to ostatnie mogło być równie dobrze spowodowane alkoholem.
Gdy nie ujrzał poszukiwanej osoby, zdecydował się samemu wybrać miejsce. Podążył więc w głąb pomieszczenia, w stronę wolnych jeszcze stolików. Usiadł na zniszczonej ławie, kątem oka zerkając w stronę wejścia. Pomyślał, że mógłby zapalić cygaro, a kiedy zaczął szukać go po kieszeniach, przypomniał sobie, że zapomniał zabrać je z domu. Został więc skazany na czekanie w ciszy i względnym bezruchu. Może to nawet lepiej? Przynajmniej nie zwracał na siebie zbytniej uwagi, a przecież o to właśnie mu chodziło.
Parszywy pasażer nie wyglądał zbyt zachęcająco, tak jak i dzielnica, w której się mieścił. Portowa cześć miasta, w której nie miał okazji bywać zbyt często, przypominała bardziej zbiorowisko magazynów niż zabytkowy, nowoczesny Londyn. Jeśli echa industrializmu odbijały się jeszcze wśród zabudowy, zdecydowanie należało ich szukać tutaj. Dawne fabryki, port i tylko jeden bar - dość mocno przywodzący na myśl typową spelunę, do której wybierali się zmęczeni ciężkim dniem pracownicy - oraz zbieranina społeczeństwa kłębiąca się na paru metrach kwadratowych. Nawet nie jakaś szczególnie zróżnicowana, ot zwykli marynarze czy mniejsi przedsiębiorcy, grupka, którą każdy spodziewałby się ujrzeć w tym miejscu.
Gdy stanął przed niewielkim budynkiem, na ulicach zmierzch zapadł już na dobre, a co za tym idzie, Pasażer zdążył wypełnić się klientelą oraz światłem lamp. Jeszcze nie tak głośną grupą mężczyzn, być może stałych gości? Cóż, zapach mówił sam za siebie - marynarze musieli szczególnie mocno upodobać sobie to miejsce. Swąd ryb, potu i rumu wyczuwalny był już na zewnątrz. Mimo to Anthony miał nadzieję, że łajba uniesie tego wieczoru jednego pasażera więcej.
Stał przed budynkiem przez chwilę, obserwując całą tą wesolą ferajnę przez uchylone drzwi. Gdzieś w tle brzeknęło szkło, rubaszny śmiech rozległ się na sali i odbił od ścian pomieszczenia. Reszta dźwięków ginęła w tle, tak jak poszczególne sylwetki klientów, zlecające się ze sobą za sprawą słabego oświetlenia.
Przekroczył próg powoli, rozglądając się po wnętrzu, próbując jak najszybciej odnaleźć wzrokiem poszukiwaną osobę. Nie czuł potrzeby nawiązywania znajomości z innymi klientami, dlatego też nawet nie zbliżył się do baru, obejmując spojrzeniem jedynie stoliki. Ciemne, nieco zadymione wnętrze nadawało miejscu specyficzny charakter i sprawiało, że wchodzący nie zwracali na siebie szczególnej uwagi. Choć to ostatnie mogło być równie dobrze spowodowane alkoholem.
Gdy nie ujrzał poszukiwanej osoby, zdecydował się samemu wybrać miejsce. Podążył więc w głąb pomieszczenia, w stronę wolnych jeszcze stolików. Usiadł na zniszczonej ławie, kątem oka zerkając w stronę wejścia. Pomyślał, że mógłby zapalić cygaro, a kiedy zaczął szukać go po kieszeniach, przypomniał sobie, że zapomniał zabrać je z domu. Został więc skazany na czekanie w ciszy i względnym bezruchu. Może to nawet lepiej? Przynajmniej nie zwracał na siebie zbytniej uwagi, a przecież o to właśnie mu chodziło.
Gość
Gość
Dzisiejsza noc należała do tego niezwykłego i jakże rzadkiego rodzaju, który był praktycznie niespotykany, a nawet jeśli już tak się działo, to praktycznie nikt o tym nie wiedział. Mianowicie Amodeus opuścił swe wygodne leże, swą strefę komfortu, do której należało domowe zacisze, znajdujące się w Dolinie Godryka oraz mniej przytulny pomieszczenia, które należały do spółki Borgin & Burke. Okazja niezwykła, wręcz swoisty biały kruk. Bądź co bądź, Prince nie przejawiał zainteresowania integracją z klientami, a jeżeli do takiej już dochodziło, to wolał, aby działo się tak na dobrze znanym mu gruncie, gdzie mógł wymigać się od jego zdaniem nieprzyjemnego obowiązku na wszelakie sposoby. Nagły wypadek na zapleczu? Och, jak mi przykro, jednak nie będę mógł pani pomóc, proszę wrócić za godzinę, a najlepiej wcale. Oczywiście, zachowanie to było zarezerwowane dla wyjątkowych klientów, którzy swym sposobem bycia czy załatwianiem interesów wzbudzały antypatię. Jednakże ten wyjątkowy przypadek był niezwykły, w końcu sam, z nieprzymuszonej woli, postanowił się nim zająć, nawet jeśli wiązało się to z opuszczeniem wygodnych czterech ścian.
Teleportował się w tą jakże przyjazną okolicę, po czym ruszył ku wyznaczonemu miejscu spotkania. Najwidoczniej klientowi zależało na anonimowości, nic dziwnego, przedmiot lub przedmioty, które pragnął nabyć nie do końca były legalne. Rzecz jasna, za samo posiadanie ich nie groziła jakaś surowa kara, raczej, ale to co można było przy ich pomocy osiągnąć niekoniecznie przypadało władzy do gustu. Banda zapyziałych głupców i ich irytujące restrykcje. Amodeus przemierzał ulice, dźwigając po pachą zawinięty pakunek. Niestety nie mógł przenieść się bezpośrednio pod cel swej wędrówki. Kolejne prawo, za którym Prince nie przepadał. Przecież mugole są ślepi, można takiego dźgnąć w oko widelcem, a ten by nawet nie zauważył.
Parszywy Pasażer, cóż za urocza oraz bardzo adekwatna nazwa. Ciekawe, jak zwała się konkurencja, Śmierdzący Menel? Zawszawiona Kurtyzana? Pod przegniłymi zębami Wujka Zdzisia? Finezyjnie, nie ma co. Wahał się przez chwilę, a przez myśl przebiegł mu pomysł o wycofaniu się. Aura, że tak pozwolę się wyrazić o tym okropnym swądzie, w ogóle nie zachęcała do wstąpienia w te gościnne progi. Prince miał ochotę użyć zaklęcia Bąblogłowy albo czegoś bardziej drastycznego, może ucięcie nosa by pomogło? Z rezygnacją wyciągnął chusteczkę z kieszeni, która przeszła ostrym zapachem ziół, które wcześniej zabezpieczała. Dobrze że to była nieszkodliwa roślinka, przynajmniej odkąd została przygotowana jako składnik do eliksiru.
W końcu znalazł się w środku, gdzie okazało się, że ciężka atmosfera, ekhm, która znajdowała się na zewnątrz nie była taka zła. To co działo się wewnątrz, cóż, pominę detale, lecz wiedzcie, że było źle. Rozejrzał się po bywalca, szukając takiego, który nie pasowałby do specyficznej klienteli. Pozostawało mieć nadzieję, że potencjalny nabywca nie wczuł się w klimat i nie postanowił się odpowiednio przebrać. Po chwili znalazł go. Uśmiechnął się, czego nie było widać, w końcu pół jego twarzy zabezpieczała prowizoryczna maska. Żwawym krokiem ruszył ku niemu, jakby miał nadzieję, że powietrze wokół kogoś takiego będzie chociaż odrobinkę świeższe.
- Dobry wieczór. - rzucił na powitanie, a jego głos tylko przez krótką chwilę się załamał, jakby zawahał się, czy otwieranie ust w tym miejscu było dozwolone.
Odstawił zawinięty pakunek na stolik, który był pusty. Zero napitku? Jak miło, przynajmniej nie będzie musiał ryzykować próbowania tutejszych specjałów.
Teleportował się w tą jakże przyjazną okolicę, po czym ruszył ku wyznaczonemu miejscu spotkania. Najwidoczniej klientowi zależało na anonimowości, nic dziwnego, przedmiot lub przedmioty, które pragnął nabyć nie do końca były legalne. Rzecz jasna, za samo posiadanie ich nie groziła jakaś surowa kara, raczej, ale to co można było przy ich pomocy osiągnąć niekoniecznie przypadało władzy do gustu. Banda zapyziałych głupców i ich irytujące restrykcje. Amodeus przemierzał ulice, dźwigając po pachą zawinięty pakunek. Niestety nie mógł przenieść się bezpośrednio pod cel swej wędrówki. Kolejne prawo, za którym Prince nie przepadał. Przecież mugole są ślepi, można takiego dźgnąć w oko widelcem, a ten by nawet nie zauważył.
Parszywy Pasażer, cóż za urocza oraz bardzo adekwatna nazwa. Ciekawe, jak zwała się konkurencja, Śmierdzący Menel? Zawszawiona Kurtyzana? Pod przegniłymi zębami Wujka Zdzisia? Finezyjnie, nie ma co. Wahał się przez chwilę, a przez myśl przebiegł mu pomysł o wycofaniu się. Aura, że tak pozwolę się wyrazić o tym okropnym swądzie, w ogóle nie zachęcała do wstąpienia w te gościnne progi. Prince miał ochotę użyć zaklęcia Bąblogłowy albo czegoś bardziej drastycznego, może ucięcie nosa by pomogło? Z rezygnacją wyciągnął chusteczkę z kieszeni, która przeszła ostrym zapachem ziół, które wcześniej zabezpieczała. Dobrze że to była nieszkodliwa roślinka, przynajmniej odkąd została przygotowana jako składnik do eliksiru.
W końcu znalazł się w środku, gdzie okazało się, że ciężka atmosfera, ekhm, która znajdowała się na zewnątrz nie była taka zła. To co działo się wewnątrz, cóż, pominę detale, lecz wiedzcie, że było źle. Rozejrzał się po bywalca, szukając takiego, który nie pasowałby do specyficznej klienteli. Pozostawało mieć nadzieję, że potencjalny nabywca nie wczuł się w klimat i nie postanowił się odpowiednio przebrać. Po chwili znalazł go. Uśmiechnął się, czego nie było widać, w końcu pół jego twarzy zabezpieczała prowizoryczna maska. Żwawym krokiem ruszył ku niemu, jakby miał nadzieję, że powietrze wokół kogoś takiego będzie chociaż odrobinkę świeższe.
- Dobry wieczór. - rzucił na powitanie, a jego głos tylko przez krótką chwilę się załamał, jakby zawahał się, czy otwieranie ust w tym miejscu było dozwolone.
Odstawił zawinięty pakunek na stolik, który był pusty. Zero napitku? Jak miło, przynajmniej nie będzie musiał ryzykować próbowania tutejszych specjałów.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 21 • 1, 2, 3 ... 11 ... 21
Sala główna
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Parszywy Pasażer